- Opowiadanie: michalus - Rekrutacja - debiut na fantastyce :)

Rekrutacja - debiut na fantastyce :)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rekrutacja - debiut na fantastyce :)

 

 

REKRUTACJA

 

 

 

Aby stać się jednym z nich, przede wszystkim należało pozbyć się takich ułomności jak sumienie czy litość. Wbrew pozorom, niewielu, których marzeniem było dołączenie do ich budzącego respekt grona, było w stanie sprostać takiemu zadaniu. Mało kto zdawał sobie sprawę, że pod maską rąbajły, krył się nie tylko diabelnie skuteczny szermierz i zabójca, lecz przede wszystkim zezwierzęcona psychopatyczna bestia. Stworzona do posłusznego mordowania i torturowania. Choćby i noworodków. Perfekcyjne opanowanie walki, wyostrzenie instynktów czy wywołane szałem uodpornienie na ból – stanowiły tylko ułamek ze zdolności rąbajły. Podstawową był jednak brak jakichkolwiek oporów i granic, stawianych u normalnej osoby przez zbiór norm określanych jako człowieczeństwo. Mentalnie, rąbajło przypominał dzikie zwierzę. Fizycznie zaś, był idealnym łowcą.

 

Zostali wytrenowani po to, by w brutalny sposób zdobyć władzę dla swych panów – Gildii Złodziei. Zadanie to wykonali perfekcyjnie. Przed wiekami, zaledwie kilkudziesięciu rąbajłów bezlitośnie zaniosło śmierć i cierpienie w szeregi konkurencyjnych, najistotniejszych i najpotężniejszych gangów w całej Elidii. Ci z oponentów, którzy zostali pochwyceni żywcem, otrzymali inspirowaną torturami szansę, by wyrzec się dotychczasowych band, i przystąpić do Gildii Złodziei. Kilkudziesięciu morderców w ciągu paru miesięcy podziemnej wojny zabiło i skatowało około dwóch tysięcy ludzi. Drugie tyle zmusili zaś torturami i szantażem do posłuszeństwa i przysięgi wierności względem Gildii. W tej wojnie, poległo zaś ledwie czterech rąbajłów.

 

Po zakończeniu walk, Gildia Złodziei stała się najpotężniejszą i najliczniejszą podziemną organizacją. Oczywiście nadal istniały inne pomniejsze bandy rzezimieszków, napadające kupców na gościńcach lub w ciemnych uliczkach miast. Takie drobne grupy nie stanowiły jednak dla Gildii Złodziei żadnej konkurencji. Ani zagrożenia.

 

Z upływem paru spokojnych lat, dalsze utrzymywanie i szkolenie kolejnych rąbajłów wydawało się dla hersztów Gildii bezcelowe. Czas pokoju nie wymagał bowiem czynienia jatki. Nikogo też nie trzeba było torturować. Korzystniejszym było czerpanie profitów z wymuszeń, prostytucji i kradzieży. Gildia nie widziała zaś potrzeby oferowania osobom trzecim specyficznych usług rąbajłów.

 

Pogląd ten uległ zmianie, gdy jednemu z owych bezlitosnych morderców nagle coś przestawiło się w umyśle, przyzwyczajonym do niemal codziennego zadawania cierpień. Rąbajło był stworzony do zabijania. Ból stanowił sens jego życia, jak i źródło przyjemnych doznań. Pozbawiony misji rąbajło, przypominał stale napięty łuk, gotowy do oddania strzału w każdej chwili. Ów nerwowy stan oczekiwania nie mógł trwać wiecznie. Prędzej czy później mięsień powstrzymujący zwolnienie strzały musiał zawieść.

 

Członkowie jednej z lokalnych komórek Gildii, zostali dosłownie poszatkowani na kawałki. Ofiarą niekontrolowanego ataku rąbajły stała się jednak nie tylko karmiąca go ręka. Szał agresora dotknął wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Trzy wsie, pozbawione zostały w całości wszystkich mieszkańców. Jeden człowiek był odpowiedzialny za mord około setki.

 

W tej sytuacji, zainterweniować musieli pozostali rąbajłowie, którym ostatecznie udało się wytropić i unieszkodliwić swego kolegę. Po tym incydencie, w nieodległym czasie wydarzyły się jednak dwa, niemal identyczne.

 

To dało hersztom Gildii Złodziei wiele do myślenia. Otwarta wojna z rąbajłami była zbyt niebezpieczna i nieprzewidywalna. Prawdopodobnym mógł okazać się nawet scenariusz całkowitej eksterminacji Gildii. Ostatecznie, postanowiono rąbajłom przyznać ograniczoną autonomię, czyniąc z nich niezależnych i samodzielnych najemników. Słusznie uznano, że pojedynczy rąbajło stanowić będzie dla Gildii mniejsze zagrożenie, niż ich zjednoczona grupa. Mocą zawartego Paktu, wyłączono ich z większości praw Dekalogu Złodziei, nakazując im jednak wzajemną kontrolę. Od chwili owej schizmy, by dokonać mordu, rąbajło nie musiał już działać wyłącznie na polecenie Gildii. Dawało to nadzieję na to, że uzależnieni od przemocy mordercy, zdołają utrzymać w ryzach swe zwierzęce natury, odpowiednio dawkując im rozrywkę w postaci jakiegoś zabójstwa. Ci którzy zostali bezpowrotnie pochłonięci żądzą mordu, zgodnie z Paktem mieli stać się ofiarą tak zwanego Polowania organizowanego przez wszystkich pozostałych rąbajłów.

 

Gildia zachowała także wyłączne prawo do szkolenia kolejnych adeptów tej profesji. Żaden z nich nie mógł samodzielnie wdrażać innych w swe arkana. Jednocześnie każdy rąbajło był zobligowany przyjąć w termin rekruta wskazanego mu przez Gildię. Musiał także wykonywać zlecenia na rzecz organizacji – o ile owa widziała taką potrzebę.

 

Z biegiem kolejnych setek lat, mało kto pamiętał czym rąbajło różnił się od zwykłego zabójcy. Na zewnątrz postrzegany był jako zdolny, wzbudzający strach i podziw nieustraszony szermierz. Takim zaś bohaterem, chciał zostać niemal każdy pozbawiony perspektyw nastoletni obdartus.

 

Po latach, niewielu pamiętało, że aby stać się rąbajłem należało swe człowieczeństwo głęboko pogrzebać. Był tylko jeden sposób aby to osiągnąć. Należało szkolić rekrutów, którzy nie rozumieli jeszcze czym jest moralność. Dużo łatwiej jest zmusić dziesięciolatka do zabójstwa dorosłego człowieka, niż dorosłemu człowiekowi nakazać mord na dziesięciolatku. No chyba, że w tym samym wieku zabijał on już swych rówieśników.

 

I na tym polegał pierwszy etap rekrutacji na rąbajłę.

 

 

***

 

 

 

– Widzę że nie rozumiecie jak się do was po ludzku mówi! Powiedziałem wyraźnie, że w tym roku na termin przyjmiemy tylko parzystą liczbę rekrutów! – zawarczała szczelnie zakapturzona postać.

 

Słowa te skierowane zostały pod adresem siódemki podrostków, znajdujących się w ciemnym pomieszczeniu ukrytym w kanałach miasta Rodryn. Znakomita większość z nich starała się ukryć przerażenie, wyczerpanie i zbierające się w oczach łzy. Do tej pory musieli w przeróżny sposób wykazać swą sprawność fizyczną i odporność na strach.

 

– Skoro chcecie się uczyć w naszej małej szkole, przyniosłem wam zatem pomoc naukową! – kontynuował mężczyzna, po czym rzucił na ziemię trzymany w ręku przedmiot.

 

Złowieszczą ciszę przerwał szczęk metalu, wywołany przez upadający na kamienną posadzkę scyzoryk.

 

– Ale żeby nie było wam za łatwo, dodamy tej zabawie nieco smaczku hehehe! Zachciało wam się przygody, to i nie wypada wam jej odmówić! Chcecie nauczyć skradać się jak kot, warto zatem poznać, który z was smarków widzieć będzie po ciemku!

 

Po tych słowach, mężczyzna wyciągnął z uchwytu przymocowanego do ściany jedyną oświetlającą pomieszczenie pochodnię i skierował się w stronę ukrytych drzwi.

 

– Wrócę do was ptaszki za dwie modlitwy. Jeśli nadal wasza liczba będzie zbyt duża, poszukam ja kolejnych kandydatów! A was wszystkich wypatroszę! Dosyć już czasu na marnację przez was straciłem!

 

Grupa składała się z sześciu chłopców i jednej dziewczynki. Twarze obecnych zdradzały ich młody wiek, a także zaskoczenie przebiegiem całego testu. Nikt z obecnych nie znalazł się jednak w tej sytuacji przypadkiem czy wbrew swej woli. Co więcej, każdy z nich marzył by się w niej znaleźć. Tyle że nikt z nich nie wiedział co w rzeczywistości kryje się pod szansą terminowania u rąbajły, oraz w jaki sposób można dostąpić tego zaszczytu. A taka szansa zdarzała się tylko raz na kilka lat! Najczęściej wtedy, gdy jeden z owych zabijaków został zabity, a Gildia uznawała, że dla utrzymania równowagi należy zwiększyć ich liczbę. Wszyscy wiedzieli, że szkolenie kandydatów na rąbajłę zaczyna się w młodym wieku. Bardzo młodym. Najstarszy z obecnych liczył tylko czternaście lat, i znacznie górował nad pozostałą szóstką swą tężyzną. Pozostali mieli na oko ze dwanaście wiosen, choć ze względu na ich zahartowanie życiem na ulicy, żaden nie przypominał oseska. Gildia nigdy nie prowadziła przypadkowej rekrutacji. Wybierano jedynie rokujących kandydatów, wyróżniających się wśród rówieśników sprytem, siłą, brutalnością lub zdolnością przetrwania.

 

Ta ostatnia, skłoniła jednego z chłopców do natychmiastowego rzucenia się na podłogę po pozostawiony przez rąbajłę scyzoryk, niemal pół sekundy po tym, jak tenże opuścił pomieszczenie. Po chwili dało się słyszeć jego triumfalny okrzyk, sugerujący znalezienie pomocy naukowej.

 

Tuż po tym, zgromadzeni usłyszeli przeraźliwy jazgot i krzyk. Scyzoryk okazał się wybitnie tępy i o krótkim ostrzu. Z tego względu, pierwsze kilka ciosów, wywołało jedynie powierzchowne rany. Z powodu grobowej ciemności, pozostali mogli jedynie domyślać się przebiegu potyczki. Napastnik po omacku zadawał szereg ciosów kłutych, co jakiś czas atakując jedynie ciemność. Ofiara w panice starała się uciec przed agresorem, jednocześnie blokując dłońmi niewidzialne uderzenia. Pozostali kandydaci na rąbajłów, starali się w tym czasie nie wchodzić w drogę walczącym, czmychając przed zbliżającymi się odgłosami walki. Z racji panujących ciemności, co jakiś czas jeden z nich wpadał na drugiego, odruchowo zadając ciosy pięściami i wyprowadzając kopnięcia.

 

Nagle krzyk strachu i bólu zintensyfikował się. Dzierżycielowi scyzoryka udało się złapać ofiarę drugą ręką, raz po raz wbijając krótki nożyk w brzuch swego przeciwnika.

 

Po chwili walka uległa zakończeniu.

 

– Brawo! Brawo! – z wnętrza pomieszczenia dało słyszeć się oklaski i śmiech rąbajły. Po chwili rozpalił on trzymaną w ręku pochodnię.

 

– Co macie takie miny? Myśleliście, że przegapię przyjemność obejrzenia z bliska tak żałosnej komedii? Bo jak inaczej nazwać strachliwą ucieczkę sześciu smarków, przed najmniejszym smarkiem, uzbrojonym tylko w tępy kozik? Śmiechu warte! Śmierć zadaje instynkt kierujący ciałem, a nie to co dzierży ono w dłoni. Przestrachaliście się zabawki, nie wykorzystując tego, że ktoś pokładał w niej nadzieję o przewadze z racji jej posiadania. Jeśli chcecie zostać jednym z nas, musicie wyhodować jaja! Bez obrazy skarbie – rzekł w stronę znajdującej się w pomieszczeniu dziewczynki.

 

– W każdym razie wy chyba naprawdę nie rozumiecie po ludzku! Mówiłem wam przecież, że w tym roku przyjmujemy jedynie nieparzystą liczbę rekrutów. Ale za to przyniosłem wam nową pomoc naukową! – mówiąc to rąbajło rzucił na ziemię kolejny kozik i ponownie zgasił pochodnię.

 

 

* * *

 

 

 

(EDIT --> wklejam resztę by się łatwiej czytało ;) )

 

 

 

* * *

 

– I o to chodziło! Choć nadal uważam, że żaden z was smarków nie rozumie po ludzku, kiedy mówiłem, że w tym roku przyjmujemy nieparzystą liczbę rekrutów! Przecież od samego początku była was siódemka. Jak w pysk strzelił, przecież to liczba nieparzysta! A tu się z was jeno trójca ostała. Ale kończymy tą zabawę na dzisiaj. Uznaliśmy, że z tego gówna, które sobą reprezentujecie, po wielu latach ćwiczeń i szkoleń, może uda się stworzyć coś pożytecznego dla Gildii. A jeśli któreś z was karaluchów będzie miało tyle szczęścia, że dożyje do końca tej przygody, może dostąpi zaszczytu dołączenia do Kręgu rąbajłów.

Żaden z obecnych nie miał na tyle siły lub czelności by skomentować całą sytuację. Konsekwencje rozgniewania rąbajły były w zaistniałej sytuacji oczywiste. Nikt nie zamierzał liczyć się z życiem kilku sierot.

Ostatni test, przeżyło trzech kandydatów. Dwóch chłopców i jedyna w gronie dziewczynka. Każdy z nich nosił ślady walki, i pobrudzony był potem, oraz własną jak i cudzą krwią.

– Skoro mieliście okazję wspólnie się przez chwilę pobawić, możecie teraz grzecznie się przedstawić i zapoznać. Przez kolejne lata, spędzicie ze sobą dużo czasu, nie ma co zatem chować urazy za dzisiejsze przekomarzania.

Dwaj chłopcy patrzyli na siebie spode łba. Gdyby nie ponowne rozpalenie pochodni przez rąbajłę, i wydanie rozkazu do zaprzestania walki – jeden z nich zapewne zginąłby z ręki drugiego.

– Favela – odezwała się dziewczynka, przełamując ciszę która zapadła po inwitacji rąbajły do ujawnienia swego imienia.

– …jestem Favela – powtórzyła, podnosząc dumnie głowę, wywołując tym samym poruszenie jej gęstych czarnych włosów. Mimo delikatnego światła pochodni, trudno było nie zauważyć jej przenikliwych oczu, zdradzających tak smutek jak i kontrastującą z nim pełną determinacji siłę.

– Powiedz nam coś o sobie laleczko. Ilu przeciwników dzisiaj pokonałaś? W jaki sposób przeżyłaś ten dzień? I po co? – zapytał rąbajło.

– …ja… ekhm.. pokonałam jednego… chłopca.. tego, który leży tam w rogu. Przeżyłam… po to by zostać rąbajłą. Tak jak ty panie! A jak to zrobiłam? Sprytem – zaśmiała się. – Zaproponowałam mu sojusz i wspólną walkę z resztą… A potem…

– …jak się odwrócił, wbiłaś mu nóż prosto w potylicę! Widziałem, widziałem, czysty cios i wyborna taktyka ty mała żmijko! Taka prawda, zawsze powiadam – tylko głupiec ufa komuś kto urodził się bez kutasa.

– Raczej głupi jest ten, kto zamiast głową myśli kutasem! Choć zazwyczaj nie sposób odróżnić jednego od drugiego! – zripostowała Favela, okazując mądrość życiową wykraczającą przenikliwością tak młody wiek.

– Żmija w czynie i słowach! Uważaj no jednak, by ci ktoś nie udzielił z bliska lekcji czym się głowa różni od kutasa. Teraz ty chłopcze!

– …jestem Borys! – odezwał się najstarszy w gronie czternastolatek. – …i też pokonałem dzisiaj jednego. Gołymi rękami – odparł dumnie napinając mięśnie. – Usłyszałem jego wymachiwania nożykiem w ciemności. …i rozbiłem mu głowę o ścianę!

– Pękła jak arbuz! Dobrze! Tak jak mówiłem, rąbajło nie potrzebuje nic poza swą wolą by zabić. Wolimy mordować sprytem, ale jeśli go brak, czasem siła mięśni wystarczy. Został nam ostatni gagatek. Jak cię wołają?

– Jamże Janko.. – odparł zapytany chłopiec. Jego szare oczy zdradzały wstyd i wyrzuty sumienia. Widać było, że chłopiec ledwo powstrzymywał płacz. – I… on nabiegł ku mnie… A ja żech… wystawiłem nóż.. I on się wykopyrtnął i na tego noża nadział.. Trzy razy.. tak niefortunnie się pod rząd potknął..

– Oj nie ma co być aż takim skromnisiem! Widziałem jakie godne uwagi robiłeś uniki! Wrodzony talent! Choć śmiertelny cios mogłeś zadać znacznie wcześniej. Oby talent nie szedł w parze z wrodzoną głupotą! – A teraz lekcja pierwsza! Nauczycie się podstaw anatomii na tych beztalenciach, którzy okazali się niedostatecznie mocni by przeżyć. Zaczniecie od układu pokarmowego. Jak wrócę za dwie modlitwy, ich flaki mają być już na wierzchu! Myślicie że żartuję?! Co tak kurwa stoicie! – po tych słowach mężczyzna błyskawicznym ruchem uderzył Janko pięścią w twarz, sekundę później powalając Borysa na ziemię za pomocą uderzenia nogą skierowanego w udo chłopca.

– do roboty mała żmijko! Ciebie nie uderzę, szkoda taką ładną powłokę przeznaczać na marnację – rzekł rąbajło w stronę dziewczynki. Po tych słowach Favela zwymiotowała, wywołując tylko szaleńczy histeryczny śmiech ze strony rąbajły.

 

 

 

* * *

 

 

 

Był to jednak tylko niesmaczny żart ze strony „nauczyciela”. Na owy dał się nabrać Borys, który z dużym zapałem od razu przystąpił do wykonywania sekcji swej niedoszłej ofiary. Pozostała dwójka kandydatów nie była w stanie sprostać zadaniu, z przerażeniem patrząc na krwawe widowisko. Po minucie, rąbajło wrócił do pomieszczenia w towarzystwie dwóch kolegów. Na widok desperackiej motywacji chłopca zaczęli się śmiać jeden przez drugiego.

– Widzę że smarki nadal dają się nabrać na ten sam dowcip. Świnia z ciebie Marko, prawdziwa świnia powiadam!

Koniec

Komentarze

Po pierwsze: rĄbajło brzmi jakoś sztucznawo, niezręcznie; zapewne chciałeś nazwać zabójców "po swojemu", ale różnica jednej litery w stosunku do rĘbajły sugeruje błąd, a nie neologizm. Osobiście nie widziałbym niczego złego w korzystaniu z utartej nazwy "asasyni". Każdy wie, że to zabójcy. Po drugie: bardzo trafnie przyjąłeś, że łatwiej i szybciej "nauczyć" okrucieństwa dzieci niż już w pełni ukształtowanych psychicznie dorosłych, ale strzeliłeś straszną gafę. Ochotnicy, smarkaci ochotnicy wstępują do swoistej szkoły? Nie. To asasyni wybierają kandydatów. Przemyśl tę kwestię ponownie…   Po trzecie: tytułów nie bierzemy w cudzysłów (Są nieliczne wyjątki, ale żaden z nich nie zachodzi w tym przypadku.)

jupi pierwszy komentarz ;) 1. będę się upierał przy rĄbajle; ilość powtórzeń w tekście wyklucza intencję błędu. a chodzi nie tyle o eleganckich asasynów co rzeźnickich rąbaczy, którzy bezlitośnie szatkują oponentów w amoku walki; (to tak tytułem spoilera odnośnie dalszego ciągu historii); 2. odnośnie "gafy" – ja nie rozumie; cyt. "Gildia nigdy nie prowadziła przypadkowej rekrutacji. Wybierano jedynie rokujących kandydatów, wyróżniających się wśród rówieśników sprytem, siłą, brutalnością lub zdolnością przetrwania." 3. obiecuję poprawę   Pozdrawiam, m.

3. obiecuję poprawę

Jest opcja edycji. Jakoś nie widzę, żebyś skorzystał :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

:) faktycznie jest :) --> poprawione …widzę że tu nikt debiutanta nie traktuje po macoszemu :P pzdr, m.

Pewnie, że nie traktuje. Zatem: zdania rozpoczynamy wielką literą, a kończymy kropką, nie zaczynamy też zdań od wielokropka.

:)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bijąc się w pierś, zauważam, że jeszcze nonszelancko pominąłem przecinka przed "że" w poprzednim komentarzu, o ile w tym kontekście użycie cudzysłowia jest dozwolone. Bo ja nietutejszy to nie wiem. ;)      

Z fragmentu coś tam wynika, ale nie za wiele. Krótka scenka i nic ponadto. Jeśli to Twoje pierwsze opowiadanie, to muszę pochwalić, jest nieźle. Mankamentem są  przecinki, których sporo brakuje.   Pozdrawiam

Mastiff

AD. Bohdan --> … ciąg dalszy jest, ale stwierdziłem, że będę dawkował przyjemności. Ale zdradzę, że się później będzie Panowie i Panie działoooo… <funkcja marketing ON> No chyba, że komentarze do tej niewinnej powiastki zduszą mój pisarski zapał w zarodku. No nie powiem, AdamKB był na dobrej drodze, ale się dzielnie wybroniłem. :P Pozdrawiam, m.

Ja upierać się nie będę, chociaż zdania nie zmieniam: neologizm zbyt podobny do źródła, pierwsza myśl czytelnika będzie brzmiała: ale się facet rąbnął… i ta myśl już pozostanie pomimo powtórzeń słowa.   Co do gafy: przepraszam, cofam, bo najwidoczniej mało uważnie czytałem ten akapit albo wyleciało z pamięci po doczytaniu do końca. Z biegiem kolejnych setek lat, (…)  – przemyśl horyzonty czasowe. Setki lat to wiele zmian, przemian społecznych, technologicznych, kulturowych. Żadna organizacja nie przetrwa w pierwotnej postaci przez setki lat, gdy dookoła zachodzą zmiany. (…) nakazując im jednak wzajemną samokontrolę. --->  zastanów się i wybierz: albo wzajemna kontrola, albo samokontrola. To sprzeczność.   Dlaczego mielibyśmy traktować po macoszemu? Zawsze ktoś zainteresuje się, napisze, jak odebrał tekst, co mu się podoba, a co nie, co uważa za pomyłkę i tak dalej.

:) Tak zupełnie BTW – wielkie dzięki za uwagi – to moje pierwsze wyjście z mroku, jak należałoby określić ów zimno brzmiący ?debiut?. AdamKB --> ubzdurałem sobie owych rąbajłów jako temat przewodni, celowo manipujując w nazwie, świadomie ponosząc ryzyko że to brzmi… dziwnie ;) …eee ale wtopa --> już poprawiam tą samokontrolę – dzięki! – Odnośnie setek lat – tu jest temat niejednoznaczny – a to w kontekście mojego chorego wyobrażenia na temat całej historii którą mam do opowiedzenia. Chodzi w zasadzie o to, że w dużym uproszczeniu koncepcja jest taka – przed wiekami było oczywistym że rąbajło = psychopata, a z upływem setek lat, dzieciaki z ulicy uznawały rąbajłę za takiego zorra.  

AdamieKB, templariusze podobno przetrwali. ;-) Dlaczego rąbajło, a nie swojski rębajło? Mnie to bije po oczach i wykręca twarz. Jeden zbuntowany wytukł trzy wsie i jest odpowiedzialny za śmierć setki osób? Napadł na Bullerbyn? Pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

AD. Finkla --> Klątwa rĘbajły widzę że mnie prześladuje. …ale ….ale ….ale rĄbajło też brzmi swojsko. Dajmy na to takie rĄbanie. Bo ja na przykład jak rąbię drewno, to wolę rąbać niż rębać. Ale to może tylko ja tak mam. A ów neologizm swój żywot zawdzięcza procesowi masakrowania pniaka za pomocą siekiery. Toż to nie dość, że urukliwie brzmi to także obrazowo wygląda. Odnośnie trzech wsi – heloł – 3 wymorodwane wsie = 3 x ~100 wieśniaków = 3x (~15 dorosłych mężczyzn + ~20 dorosłych kobiet (proporcja nie wzięta z kosmosu a z życia) + ~20 niemrawych dziadków/babć + ~45 dzieci) . W konfrontacji z takim rąbajłem --> heloł – coś jak khalidov vs kaczyński. Jeszcze jakieś pytania? ;) Pozdrawiam :) m.

A pewnie. Skoro się dopominasz. :-) Czy do wycierania rĄk używasz rĄcznika? Gdyby to było 3x100 wieśniaków, to bym się nie czepiała. Ale w tekście są trzy wsie i jedna setka trupów. Toż średnia na wioskę za niska.

Babska logika rządzi!

aj mnie poniosła ta matematyka --> pisałem w końcu o 3 wsiach jako sumie 100 osób, a nie 3x100 ;) – innymi słowy jeszcze lepiej --> dajmy na to taki rąbajło musiał zgładzić jednorazowo jeno 5 dorosłych mężyczyn na wieś, 6 i pół kobiety, 6,66 dziadków i mniej więcej 15 dzieci. Da się? Da się.

Ja nie twierdzę, że wprawiony facet nie da rady tyle osób zamordować, tylko że osada licząca trzydziestu kilku mieszkańców jest za mała na wieś. Ile to będzie? Pięć chałup?

Babska logika rządzi!

A do rĄk używam rĄkawiczek. :)

…mnie też po tym tvn-owskim reportażu zatkało kakało. 2 osoby we wsi???? To już większą wiochę mam u siebie w salonie.

Nie była. Są wsie małe i trochę większe. Czy ten zwariowany morderca długo latał po okolicy w poszukiwaniu ekstremów, czy też wyrżnął pierwsze z brzegu? Ale jesteś autorem, Twój tekst, będzie wyglądał tak, jak zechcesz. :-)

Babska logika rządzi!

A czy w Twoim opowiadaniu widać upływ setek lat? Ja nie zauważyłem – dodaję, że jeszcze nie zauważyłem, bo to jest na mur beton początek, pierwszy rozdział, więc może potem coś się wyjaśni.

a czemu rzekomo zwariowany? …zdradzając ciąg dalszy wyjaśniam niniejszym że ów wątek pozostaje jednak irrelewantny, bowiem:          "– I o to chodziło! Choć nadal uważam, że żaden z was smarków nie rozumie po ludzku, kiedy mówiłem, że w tym roku przyjmujemy nieparzystą liczbę rekrutów! Przecież od samego początku była was siódemka. Jak w pysk strzelił, przecież to liczba nieparzysta! A tu się z was jeno trójca ostała. Ale kończymy tą zabawę na dzisiaj. Uznaliśmy, że z tego gówna, które sobą reprezentujecie, po wielu latach ćwiczeń i szkoleń, może uda się stworzyć coś pożytecznego dla Gildii. A jeśli któreś z was karaluchów będzie miało tyle szczęścia, że dożyje do końca tej przygody, może dostąpi zaszczytu dołączenia do Kręgu rąbajłów.           Żaden z obecnych nie miał na tyle siły lub czelności by skomentować całą sytuację. Konsekwencje rozgniewania rąbajły były w zaistniałej sytuacji oczywiste. Nikt nie zamierzał liczyć się z życiem kilku sierot.          Ostatni test, przeżyło trzech kandydatów. Dwóch chłopców i jedyna w gronie dziewczynka. Każdy z nich nosił ślady walki, i pobrudzony był potem, oraz własną jak i cudzą krwią.           – Skoro mieliście okazję wspólnie się przez chwilę pobawić, możecie teraz grzecznie się przedstawić i zapoznać. Przez kolejne lata, spędzicie ze sobą dużo czasu, nie ma co zatem chować urazy za dzisiejsze przekomarzania.          Dwaj chłopcy patrzyli na siebie spode łba. Gdyby nie ponowne rozpalenie pochodni przez rąbajłę, i wydanie rozkazu do zaprzestania walki – jeden z nich zapewne zginąłby z ręki drugiego.          – Favela – odezwała się dziewczynka, przełamując ciszę która zapadła po inwitacji rąbajły do ujawnienia swego imienia.          – …jestem Favela – powtórzyła, podnosząc dumnie głowę, wywołując tym samym poruszenie jej gęstych czarnych włosów. Mimo delikatnego światła pochodni, trudno było nie zauważyć jej przenikliwych oczu, zdradzających tak smutek jak i kontrastującą z nim pełną determinacji siłę.          – Powiedz nam coś o sobie smarku. Ilu przeciwników dzisiaj pokonałaś? W jaki sposób przeżyłaś ten dzień? I po co? – zapytał rąbajło.          – …ja… ekhm.. pokonałam jednego… chłopca.. tego, który leży tam w rogu. Przeżyłam… po to by zostać rąbajłą. Tak jak ty panie! A jak to zrobiłam? Sprytem – zaśmiała się. – Zaproponowałam mu sojusz i wspólną walkę z resztą… A potem…          – …jak się odwrócił, wbiłaś mu nóż prosto w potylicę! Widziałem, widziałem, czysty cios i wyborna taktyka ty mała żmijko! Taka prawda, zawsze powiadam – tylko głupiec ufa komuś kto urodził się bez kutasa.          – Raczej głupi jest ten, kto zamiast głową myśli kutasem! Choć zazwyczaj nie sposób odróżnić jednego od drugiego! – zripostowała Favela, okazując mądrość życiową wykraczającą przenikliwością tak młody wiek.          – Żmija w czynie i słowach! Uważaj no jednak, by ci ktoś nie udzielił z bliska lekcji czym się głowa różni od kutasa. Teraz ty chłopcze!          – …jestem Borys! – odezwał się najstarszy w gronie czternastolatek. – …i też pokonałem dzisiaj jednego. Gołymi rękami – odparł dumnie napinając mięśnie. – Usłyszałem jego wymachiwania nożykiem w ciemności. …i rozbiłem mu głowę o ścianę!          – Pękła jak arbuz! Dobrze! Tak jak mówiłem, rąbajło nie potrzebuje nic poza swą wolą by zabić. Wolimy mordować sprytem, ale jeśli go brak, czasem siła mięśni wystarczy. Został nam ostatni gagatek. Jak się nazywasz smarku?          – Jamże Janko.. – odparł zapytany chłopiec. Jego szare oczy zdradzały wstyd i wyrzuty sumienia. Widać było, że chłopiec ledwo powstrzymywał płacz. – I… on nabiegł ku mnie… A ja żech… wystawiłem nóż.. I on się wykopyrtnął i na tego noża nadział.. Trzy razy.. tak niefortunnie się pod rząd potknął..          – Oj nie ma co być aż takim skromnisiem! Widziałem jakie godne uwagi robiłeś smarku uniki! Wrodzony talent! Choć śmiertelny cios mogłeś zadać znacznie wcześniej. Oby talent nie szedł w parze z wrodzoną głupotą! – A teraz lekcja pierwsza! Nauczycie się podstaw anatomii na tych smarkach, którzy okazali się niedostatecznie mocni by przeżyć. Zaczniecie od układu pokarmowego. Jak wrócę za dwie modlitwy, ich flaki mają być już na wierzchu! Myślicie że żartuję?! Co tak kurwa stoicie! – po tych słowach mężczyzna błyskawicznym ruchem uderzył Janko pięścią w twarz, sekundę później powalając Borysa na ziemię za pomocą uderzenia nogą skierowanego w udo chłopca.          – do roboty dziewczynko! Ciebie nie uderzę, szkoda taką ładną powłokę przeznaczać na marnację – rzekł rąbajło w stronę          Po tych słowach Favela zwymiotowała, wywołując tylko szaleńczy histeryczny śmiech ze strony rąbajły."  

Dlaczego zwariowany? Odniosłam wrażenie, że coś się w nim z nudów zepsuło i zaczął zabijać bez potrzeby.

Babska logika rządzi!

W istocie tak było. Taki fantastyczny i niewyrafinowany dr lecter. Oj tam bez potrzeby.

Aaa, była potrzeba? To pewnie sobie weków narobił… ;-)

Babska logika rządzi!

a już miałem iść spać :! motyw działania owego rąbajły jest banalnie prosty: "I like it --> I do it". nie ma co po próżnicy deliberować a czemu a jakże. Ów jegomość jest po prostu przedstawicielem prostego w obsłudze mężczyzny czerpiącego satysfakcję ze specyficznych doznań. Ale na dobranoc zdradzę kolejny krótki fragment powiastki: ***   "Był to jednak tylko niesmaczny żart ze strony „nauczyciela”. Na owy dał się jednak nabrać Borys, który z dużym zapałem od razu przystąpił do wykonywania sekcji swej niedoszłej ofiary. Pozostała dwójka kandydatów nie była w stanie sprostać zadaniu, z przerażeniem patrząc na krwawe widowisko. Po minucie, rąbajło wrócił do pomieszczenia w towarzystwie dwóch kolegów. Na widok desperackiej motywacji chłopca zaczęli się śmiać jeden przez drugiego.          – Widzę że smarki nadal dają się nabrać na ten sam dowcip. Świnia z ciebie Marko, prawdziwa świnia powiadam!" *** ---------------– Czyli jednak nie taki rąbajło straszny jak go malują!   Dobranoc!

Mnie również zgrzyta "rąbajło", bo sprawia wrażenie, że autor nie zna reguł rządzących ojczystym językiem.

 

Nie kupuję pierwszej części. Pozostałe są dla mnie w porządku, choć to nie są moje klimaty. Jednak legenda tłumacząca genezę rąbajłów jest dla mnie naciągana i pozbawiona logiki.

 

Po pierwsze – z tekstu wynika, że rąbajłowie powstali za sprawą Gildii Złodziei i zostali wykorzystani do wycięcia konkurencji. Potem stali się niepotrzebni, a wręcz kłopotliwi. Nie rozumiem więc, dlaczego gildia szkoliła następnych niepotrzebnych i niewygodnych rąbajłów przez następne setki lat, zamiast pozwolić im wyginąć po jednym pokoleniu. Po co? Aby przysporzyć sobie kłopotów?

 

Po drugie – dziwnym jest dla mnie świat bez przedstawicieli prawa. Ktoś wyciął w pień trzy wsie i nikt się tym nie zainteresował poza Gildią Złodziei? Gdzie król, gdzie wojsko? Nawet jeśli takowych nie ma, to ludzie mają tendencje do organizowania się w obliczu niebezpieczeństwa. Skoro jedyną władzę stanowi Gildia Złodziei, to dlaczego pozostaje w podziemiu? Moim zdaniem taki obraz świata jest przynajmniej niekompletny.

 

Po trzecie – w pierwszej części dowiadujemy się, że rąbajłowie stają się odrębnym bytem, ale gildia zachowuje wyłączne prawa na szkolenie nowych. W kolejnych częściach jednak mamy opis rekrutacji, który przeprowadzają sami rąbajłowie. To jak to jest w końcu? Kto szkoli nowych, rąbajłowie czy gildia?

 

Mój sprzeciw budzą też zdania typu "Mentalnie, rąbajło przypominał dzikie zwierzę", bo świadczą o tym, że autor niewiele wie o "zwierzęcej naturze", którą chce wykorzystać, jako atrybut tłumaczący zdolność do brutalnych mordów. Zwierzęta, nawet najdziksze, nie mordują dla przyjemności i nie cieszy ich zadawanie cierpienia. To niestety tylko ludzka przypadłość. Dzikie zwierzę atakuje tylko w celu zdobycia pokarmu, albo w samoobronie. 

 

Nie chciałbym aby mój komentarz zniechęcał Cie do pisania, bo debiut uważam za w miarę udany. Rozumiem, że to ma być fragment większej całości. Jeśli wolno mi coś doradzić – potrenuj na krótszych formach, zanim zabierzesz się za powieści. Oszczędzisz sobie ogromu pracy przy poprawianiu.

 

Pozdrawiam.

Dzikie zwierzę atakuje tylko w celu zdobycia pokarmu, albo w samoobronie.

Zwierzęta też walczą o teren, walczą o pozycję w stadzie, walczą o samice. Niejednokrotnie takie starcia kończą się dla pokonanego/pokonanych śmiertelnymi ranami. Szczury mają swoje stada i reagują bardzo agresywnie na zapach szczurów z konkurencyjnego stada. Kotki, co by o nich nie mówić, zabijają również "dla zabawy".

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

:0 Unfall --> Uwagi trafne, choć niektóre trefne ;) rĄbajło od rĄbania tudzież porĄbania na kawałeczki; ale ok – rozumiem, że nie każdemu brzmi to w uchu :) Póki co 3:1 dla recenzentów, ale może zgłosi się jakiś amator rĄbania. AD1. – Prawdopodobnie masz rację, tj. w późniejszym fragmencie rozwinę ten wątek. Celowo starałem się ową wprowadzającą w temat "legendę" skrócić, po to by nie przynudzać czystym opisem. A wytłumaczenie jest banalnie proste: Gildii chodzi o status quo, poza tym współpraca z takim rąbajłą jest z zasady korzystna; chodzi im o kontrolowanie liczby a nie pozbycie się użytecznego acz niebezpiecznego narzędzia. Młody narybek jest zaś niezbędny dla utrzymania status quo, po to, by w razie potrzeby zapolować na "starych". AD2. – I znowu masz rację, tj. w tymże świecie jest i król i wojsko; tyle że nie ma ich we wprowadzeniu. Bo ono ma jedynie zaciekawić i sklonić do dalszej lektury. Poźniej pojawia się wątek władzy i korupcji. :) AD3. – a to akurat jest napisane. Rąbajło miał obowiązek przyjąć rekruta w termin. Ale to czy kogoś może szkolić zależało od decyzji gildii. Fragment nie opisuje całej procedury rekrutacji, bo uznałem że nie ma takiej potrzeby. Choć może warto to uzupełnić? – odnośnie dzikich zwierząt – tafne spostrzeżenie, ALE pisząc to zdanie nie miałem na myśli psychopatycznych zamiłowań do sprawiania bólu, lecz po prostu zdolność do zabicia bez emocji. Taki lew to na ten przykład nie ma oporów by zeżreć np.: jelonka bambi.  A normalny człowiek sobie pomyśli, no nie, to jak już muszę to zatłukę starego łosia. Dzięki za miłe słowo. :) Pozdrawiam, m.

Od rąbania jest rębacz, więc nawet amator rąbania będzie w języku polskim rębaczem albo rębajłą. Rąbajło broni się jedynie jako nazwa własna. :) Berylu – masz rację, koty łapią myszy i ptaki dla samego łapania, ale takie koty nie są dzikimi zwierzętami, o których mowa. Dzikie zwierzę mordujące dla przyjemności szybko zdechłoby z głodu po wybiciu wszelkiej zwierzyny w swoim zasięgu. Kot może sobie na to pozwolić, bo człowiek go nakarmi, gdy zabraknie myszy. To człowiek zrobił z kota to, czym jest teraz. Dzikie koty (lwy, tygrysy, pantery i co tam jeszcze chcesz) tak nie postępują. Pozostałe przykłady – walka o teren, o pozycję, samicę – to wszystko jest walka o przetrwanie jednostki lub gatunku. 

…no właśnie, a to nie jest taki słownikowy staropolski zręcznie posługujący się szabelką rębajło, tylko bandyta, który w krwawy lub w jeszcze bardziej krwawy sposób szatkuje oponentów. rĄbiąc ich na kawałeczki, jednocześnie z radością pławiąc się w łzach i krwi swych ofiar! :) rĘbajło pasuje np.: do Wołodyjowskiego (gdyby bił się głównie dla fun-u) – a nie do postaci z tej historii. Stąd ta subtelna acz istotna różnica. Może kogoś przekonałem i będzie 2:2?

Nie czuję się przekonany do rąbajły ; )   Unfallu, jednak zwierzęta nie mają przemyśleń, zabijają bez emocji. Dlatego tak często używa się tego porównania ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Oj widzę że tu sam rĘbajłowy beton. W tym referendum póki co ponoszę sromotną porażkę. Nikt? wszyscy contra me? :)

Regrettably, it appears that every single one of your putative readers is malevolent to your coinage.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

W tej kwestii – jak dotąd – wszyscy.   Moim zdaniem powinieneś ostro popracować nad sztuką posługiwania się dobrze dobieranymi synonimami. We fragmencie, dodanym przez Ciebie dwie minuty przed północą, "smarki" powtarzają się do znudzenia.

Smarki --> poprawione – thx; Ale rĄbajłów będę bronił jak niepodległości. Póki co frekwencja mała w tym referendum, nie traktuję go za wystarczająco reprezentatywne. Poza tym, wietrzę zmowę grupy trzymającej lożę, by obligatoryjnie trzymać sztamę i bezrefleksyjnie odrzucać me bądź co bądź logiczne i zgodne z doświadczeniem życiowym wyjaśnienia. Dlatego ponownie argumentując prawidłowość i wręcz żywotną konieczność użycia "Ą" a nie "Ę", zmuszony jestem powołać się na następujące uzasadnienie, które wydaje mi się że definitywnie rozstrzyga ów spór: w tym względzie moja racja jest bardziej mojsza od Twojszej. :) A John McClane by do tego dodał na końcu jeszcze te swoje słynne jupikajej – ale ja tak bezczelny to nie jestem. :) Ale tak na serio – to ok. Dzięki za opinię. ;) next please!  

michalusie, nie piszemy tego za każdym razem, ale dla Ciebie poświęcę się :-) i powtórzę po raz co najmniej czterdziesty czwarty. Otóż nasze uwagi są uwagami czytelników, które to uwagi Autor ma święte prawo olać i wbrew wszystkim oraz wszystkiemu pisać "dÓpa", bo taką ma zachciankę. Niereprezentatywna próbka? Zgoda, mikra, ale popatrzyłbym na staże portalowe, poczytałbym teksty… Znaczkiem Loży nie sugeruj się, przynajmniej nie za mocno. W komentarzach występujemy jako indywidualni czytelnicy, nie jacyś ważniacy, przestrzegający "dyscypliny lożowej". A skoro opinie powtarzają się, to znaczy, że masz nad czym podumać.

Nazywam się milijon – bo za milijony czytam i cierpię katusze.   Autorze, jeśli kilka osób mówi Ci, że coś jest nie tak, to musisz to traktować jako reprezentatywną próbę. Jeśli chcesz olewać ich zdanie, to pewnie, nic nie stoi na przeszkodzie. Jeno weź pod uwagę, że w ten sposób się nie rozwiniesz, a geniuszem to nie jesteś.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Oj tam oj tam, obrażacie się a powaga zabija powoli. No przecież biorę sobie do serca te uwagi, lecz pola nie oddam bez walki. A kolejną próbę obrony podejmuję tu: http://www.fantastyka.pl/4,56842713.html Na pewno nikt nie przejdzie na stronę rĄbajły? :)

Nowa Fantastyka