- publicystyka: Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część II

publicystyka:

Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część II

Dark Wings, Dark Words , odcinek, który w groteskowy sposób przypomina, że Nawałnica mieczy jest najobszerniejszym tomem, z jakim przyszło zmierzyć się twórcom Gry o tron. Kłopoty z budżetem, dobór aktorów i ich charakteryzacja, ponad tymi filmowymi dylematami stoi największe wyzwanie. Jak wcisnąć tak obszerną historię w ramy serialu? Wygląda na to, że poszukwiania złotego środka nadal trwają, nie zbliżając się doń ani trochę.

 

W drugim odcinku nowi bohaterowie wystrzelili jeden po drugim. Salwę rozpoczęło rodzeństwo Reedów. Pierwszy pojawił się Jojen. W tej roli Thomas Brodie – Sangster, aktor znany ze świetnej gry w komedii romantycznej „Love actually” („To właśnie miłość”). Niestety, ze słodkiego dzieciaka jakim był lata temu, niewiele zostało. Chwilę później, odważnie i buńczucznie, wyszła na plan Meera Reed. W siostrę Jojena wcieliła się Ellie Kendirck. Dziwne rodzeństwo dołącza do kompanii Brana i razem podejmują wędrówkę w stronę Muru. Przyznam, że Meera jest pierwszą, nową postacią, która sprawia naprawdę dobre wrażenie. Zadziorna, pewna siebie i ani trochę sztuczna, Gemma Whelan grająca Yarę, siostrę Theona Greyjoy'a mogłaby się od niej wiele nauczyć.

 

Sezon dopiero co się zaczął, a widz już żegna pierwszego bohatera. Odchodzi Hoster Tully, ojciec Catelyn Stark, najbardziej enigmatyczna postać serialu. Prawdopodobnie z racji tego, że wątek wiele by nie wniósł do fabuły, został tak okrutnie okrojony. Nie mniej, obserwując poczynania Catelyn Stark, można dojść do wniosku, że los uwziął się na bohaterkę. Bezlitośnie rzuca jej kłody pod nogi, obracając wszystko to, co dawniej cieszyło i napawało dumą, w powody do trosk. Michelle Fairley doskonale potrafi zagrać przygniecioną zmartwieniami kobietę.

 

Scena, w której z gęstwiny leśnej wychodzą Brienne i Jaimie Lannister, przywodzi na myśl moment, kiedy to Sam Gamgee z Frodem u boku, przekroczył granice Shire. Na tym jednak podobieństwa kończą się. Duet z Westeros jest doskonałym przeciwieństwem hobbitów. Na pierwszy rzut oka widać, że Nikolaj Coster-Waldau intensywnie przygotowywał się do roli w kolejnym sezonie. Zauważalnie stracił na wadze, jednak nędza, w jakiej przyszło żyć jego bohaterowi, nie złamała Lannisterskiego ducha. Lew tak łatwo się nie ugnie, co demonstruje na każdym kroku, uprzykrzając życie, jak tylko potrafi, swej wielkiej towarzyszce.

 

Co innego Cersei, która zaczyna tracić panowanie nad siedliskiem węży. Z coraz większym niepokojem przygląda się poczynaniom syna. Joffrey, choć zdaje sobie sprawę, że każda róża ma kolce, jest tylko młodym, niedoświadczonym chłopcem i nie potrafi oprzeć się nowej królowej. Margarey nie jest drugą Sansą, jej pokora i posłuszeństwo to tylko pozory, w rzeczywistości, dziewczyna doskonale radzi sobie z przyszłym mężem. Scena z ich udziałem była mistrzowsko zagrana.

 

Podczas gdy Margarey spisuje się znakomicie, Lady Olenna rozczarowuje. Królowa Cierni miała w pełni zasługiwać na swój przydomek. Władcza, kąśliwa i majestatyczna, taki wizerunek stworzył George R.R. Martin najstarszej z rodu Tyrrelów. Filmowa Olenna nie rzuca na kolana. Nie widać stanowczości i absolutnej kontroli nad sytuacją. Zabrakło mi czegoś w scenie z jej udziałem.

 

To co dzieje się za Murem obserwuję z rozczarowaniem. Wiele scen zmodyfikowano, coś kosztem czegoś zostało pominięte, jednak to wątek Nocnej Straży, z Samewellem na czele, przepełnił czarę goryczy. Serial kompletnie nie oddaje paniki, jaka dopadła niedobitki Czarnych Braci, po ataku nieumarłych. Miał być morderczy bieg przez las,miał byc strach i mrok, miał być krzyk za plecami i gasnące w lesie pochodnie. I gdzie to wszystko się podziało? Zostało, jak zwykle, przegadane.

 

Podczas wędrujących na ekranie napisów końcowych, zastanawiałam się, co właściwie wydarzyło się podczas minionej godziny? Ktoś machał mieczem, kogoś torturowano, ktoś komuś ściągnął spodnie, przez chwilę było nawet sentymentalnie. Jednak prędkość z jaką odbywały się wydarzenia, przy jednoczesnej wymianie miejsc i bohaterów, sprawiły, że odcinek Dark Wings, Dark Words będę mieć w pamięci jako jeden ze słabiej skonstruowanych.

Komentarze

Też sobie inaczej wyobrażałam lady Olennę, raczej jako gadatliwą staruszkę o bystrym spojrzeniu, w serialu przypomina raczej "M" z Jamesa Bonda :) Co do biegu przez las też masz rację. Powinna być panika i strach, tymczasem tutaj zatrzymują się i ględzą. Dziwne, że Inni ich nie zjedli w trakcie tego spacerku :)

Zaprawdę powiadama wiam, naprawdę nie wiem, czym się tak ekscytować. Serial jak serial, prócz kilku fajnie nakręconych scen pojedynków, golizny i scenerii, dla mnie nuda. Chociaż nie czytałem książek ( Starałem się przesłuchać audiobook tomu 1, ale nie wkręcił mnie ni trochę, w przeciwieństwie do "Jak rozpętałem drugą wojnę światową"-audiobook ), spodziewałem się czegoś więcej. W końcu, to fantasy. Ale i tak podoba mi się pod jednym względem. Świetnie pokazana postać karła, ciekawi mnie jaka ta postać jest w książce. Może dla tych, co czytali powieści jest to dobry serial, mnie wciągnąl na tyle, by oglądać, ale się nie zachwycać. Pierwszą serię obejrzałem z ciekawością, przy drugiej się trochę wynudziłem, trzecia jak narazie, zniechęca. Pozdrawiam.

Dreammy, tak sobie myślę, że to może znowu przez budżet. Dla tych, co nie czytali scena wygląda dobrze, ciut nudnie, ale znośnie. A znający sagę, cóż i tak będą oglądali.

Mirekowski, nie wiem, co by było, gdybym nie znała sagi, ale jestem wiernym czytelnikiem powieści i z radością przyglądam się bohaterom na ekranie. Skoro Tobie serial niespecjalnie się podoba, a książki nie jesteś w stanie nawet przesłuchać, to może faktycznie zmień kanał ;)

Nuda i smuty. Tak jak książka, serial stacza się po równi pochyłej. Koszmarny nadmiar wątków. Liczyłem, że serial skupi się na kilku najistotniejszych, pominie pierdoły. Tymczasem najbardziej pomijane są sceny ze smokami (od trzech odcinków czekam, aż khalissi kupi armię, bo tam była świetna scena w książce). Zmęczony serią, zarzuciłem czytanie, chyba wkrótce zarzucę oglądanie. Film serwuje nam ogryzek za ogryzkiem, a smakować nie ma czego.

Nowa Fantastyka