- publicystyka: Poszerzamy swoje horyzonty - Recenzja filmu "Ukryty wymiar'' Paula Andersona

publicystyka:

Poszerzamy swoje horyzonty - Recenzja filmu "Ukryty wymiar'' Paula Andersona

Kilka dni temu miałem okazję zobaczyć nowy film Paula Andesona, a mianowicie Resident Evil: Retrybucja. Niestety, tak jak w przypadku przedostatniej części nie jest najlepiej. Nie zamierzam jednak rozwodzić się nad kiepskością powyższego tworu, lecz przyznaje, że obejrzenie go było zaczątkiem do przypomnienia sobie i odkopania czegoś wartościowego – dzieła tegoż samego reżysera – "Ukrytego wymiaru''

 

 

Załoga jednostki badawczo – ratowniczej Lewis & Clark pod dowództwem kapitana Millera otrzymuje rozkaz przeprowadzenia ekspedycji ratunkowej na statku Horyzont zdarzeń, znajdującym się na orbicie Neptuna. Wykorzystano w nim pionierską technologię załamywania czasoprzestrzeni do osiągania prędkości nadświetlnej. Niestety podczas pierwszego lotu próbnego kontakt z maszyną został zerwany. Ekipie ratowniczej towarzyszy tajemniczy dr Weir, który jako konstruktor technologicznego cacka ma być dodatkowym wsparciem i przewodnikiem podczas misji. Grupa ratunkowa przybywając na pokład opuszczonego statku zaznajamia się z dziennikiem pokładowym, przedstawiającym niepokojące zapisy ostatnich godzin byłej załogi. Heh – "niepokojące'' to mało powiedziane. Postanowię się tutaj nie rozpisywać i ten "smaczek'' pozostawiam już wam do zobaczenia podczas seansu. Rutynowe rozpoznanie zostaje przerwane, gdy młodszy mechanik Justin zostaje wciągnięty do portalu wygenerowanego przez rdzeń napędu grawitacyjnego. Dochodzi do impulsu, który uszkadza Lewis & Clarka i uziemia załogę. Bohaterowie zostaną zmuszeni do pozostania na horyzoncie przez pewien czas. Od tego momentu rozpocznie się seria niewyjaśnionych zjawisk i nawracających, strasznych wizji nękających każdego z nowo przybyłych pasażerów.

 

 

Fabularnie? – bardzo klasycznie. Nic nowego jeśli chodzi o tematykę sc-fi. Kino tego typu, prężnie rozwijające się szczególnie w drugiej połowie dwudziestego wieku wydało na świat pełno filmów mających podobną konstrukcję tematyczną. Dlaczego postanowiłem o nim napisać? Bo ma "genialny klimat''? Niee! Byłbym profanem, gdybym starał się mamić was tanimi hasłami. Ten obraz ma w sobie ciekawy ciężar i troszkę niecodzienne podejście do tematu. Tym razem antagonistą nie jest wykreowany potwór, xenomorph lub inne tałatajstwo lecz sam statek, który po wycieczce w tunelu czasoprzestrzennym przywlekł ze sobą nieznaną siłę. Surowy. Prosto wykonany, bez okablowań, pomp, wszędobylskiej elektroniki. Zalatujący gotyckim stylem, wzorowany na planie krzyża twór. Sączący strach w umysły załogantów odrywając strupy z ran przeszłości. Wykorzystujący ich słabości i skrywane dawniej tajemnice. I oczywiście jego rdzeń – będący swoistą "wisienką na torcie'' – hipnotyzujący i przykuwający uwagę, prowadzący do zguby. Wszystko okraszone jest świetnie poprowadzonym światłem, nie pokazującym za wiele. Selektywnym, wyodrębniającym bohaterów i przede wszystkim dobrze podkreślającym ich nastroje, załamania i huśtawki emocjonalne.

 

 

Aktorsko jest nienajgorzej. Fishburne ze swoim twardym, stanowczym spojrzeniem i spokojnym opanowanym głosem poradził sobie z rolą kapitana Millera, grając twardego lidera, któremu również zdarzy się ulec załamaniu w wyniku nawiedzających go wizji. Na plus również Sam Neill wcielający się w osobę dr Weira. Skonstruował postać, która od początku filmu – spokojna, inteligentna, starająca się naukowo tłumaczyć(z lekką domieszką akademickiej drwiny) dziwne wizje innych członków załogi, na koniec poddaje się szaleństwu jakie zaszczepił w nim statek. Reszta obsady będąca drugim planem odpowiednio ubarwia film o kolejne wyróżniające sie poboczne charaktery. Jedne bardziej energiczne jak np. Cooper – rzucający śmiesznymi żartami i tekścikami, inne z kolei bardziej stonowane – Peters lub D.J.

 

 

Wizualnie dzieło Andersona prezentuje sie bardzo dobrze. Mając już bagaż obejrzanego solidnego CGI w innych produkcjach z ubiegłych kilku lat można rzec, że obraz ten nadal "nie razi'' Warto jednak zaznaczyć, że jest to jeszcze produkcja gdzie efekty specjalne dozowało sie pipetą, a nie przelewało wiadrami. Muzyka również na plus, nie wybijające się na siłę kompozycje, akcentujące ważne dla filmu wydarzenia.

 

 

"Ukryty wymiar'' jest warty uwagi. Na pewno nie należy do czołówki klasyki sc-fi, ale posiada solidną bazę, która charakteryzowała starsze dobre tytuły obracające się w tym temacie. Nie warto doszukiwać się w nim niecodziennej, wyróżniającej się fabuły, gdyż ta jest przewidywalna i prosta. Ale! Oprawiona została w medium filmowe, które posiada dobre walory wizualne w którym odpowiednia wizja oraz umiejętności reżysera i prawidłowo dobrana obsada sprawiły, że jest to film, który potrafi zaskakiwać, a czasami nawet przerażać.

 

 

bp

Komentarze

Co to jest retrybucja? Słowa nie znam, do wikipedii nie chce mi się zajrzeć. Jest takie słowo? Sorry, ale jak nie rozumiem czegoś w pierwszym zdaniu, to przestaję czytać ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Retrybucja może być spolszczoną wersją słowa Retribution co oznacza

 retribution {rzecz.} [form.] (też: penalty, punishment, fine)
kara {f.}

 

Film faktycznie dobry, taki klaustrofobiczny. No i Lawrence... uwielbiam gościa!Kiedy ten film nakręcili...?

Pozdrawiam, fajny tekst no i przypomniałeś mi, że warto to na święta odkurzyć!

Serdeczności na święta!

Cześć! Film powstał w 1997 roku. Ja też bardzo lubię tego aktora, choć czasami martwię się, gdy widzę go w niektórych ''produkcjach''. Również życzę Tobie, wszystkim użytkownikom oraz administracji portalu - Wesołych Świąt!

U nas "Event Horizon" trafił do dystrybucji pod tytułem "Ukryty wymiar". Mocna rzecz - bardzo lovecraftowski klimat. A Anderson to ciekawy przypadek - facet ma niesamowity zmysł do strony wizualnej swoich filmów, ale z fabułami z filmu na film jest coraz gorzej. Bardzo dobrze wspominam jego "Mortal Kombat", później "Soldier" z Kurtem Russellem (i znów "kwiatki" wśród polskich tytułów: półbiedy, gdy krążył pod tytułem "Żołnierz przyszłości", ale w innych miejscach nosił tytuł "Galaktyczny wojownik"). Stosunkowo niedawno sporo frajdy dostarczyli mi też "Trzej muszkieterowie", którzy byli widowiskową, bezpretensjonalną rozrywką.

No właśnie. Troszkę miałem dylemat - ,,Ukryty wymiar'' czy ,,Horyzont Zdarzeń'' . Piętnaście lat temu na VHS miałem ,,Ukryty Wymiar''. Niedawno film obejrzałem z polskim lektorem, który mówił ,,Horyzont Zdarzeń'' Pomyślałem sobie: Kurde może nowe tłumaczenie czy coś - i wsadziłem z taką nazwą. Niestety te 24 godzinki na edycje się skończyły, więc ewentualnych poprawek już nie naniosę. Pozdrawiam

Film naprawdę dobry. 

Gdy mi się film podoba to moge oglądać wiele razy, Ukryty wymiar/ Horyzont zdarzeń widziałem już pewnie kilkanaście razy i zapewne jeszcze do neigo wrócę.

@rinos

Tłuamczenie jest tak samo złę jak i film, więc się samej retrybucji nie ma co czepiać ;)

Nowa Fantastyka