- publicystyka: Okiem dorosłego na Aladyna

publicystyka:

Okiem dorosłego na Aladyna

Pod wpływem Księcia z Persji nabrałem ochoty na "Baśnie 1001 Nocy" i aktualnie próbuję je godzić z prawem karnym (póki co wygrywają baśnie, ale niedługo pewnie zacznę tego żałować). Baśnie czyta się bardzo przyjemnie, wsiąkłem w nie po czubek głowy, ale... no właśnie, zawsze jest jakieś "ale". W tym wypadku "ale" pojawiło się po tym, jak odstawiłem książkę i zacząłem nad tym wszystkim myśleć. W związku z tym dzisiaj nie spodziewajcie się tęsknoty za marzeniami dzieciństwa. Dzisiaj przypalamy przeżute cygaro, wkładamy ciemne okulary i pocierając ciemną szczecinę na gębie, bierzemy się za analizę tych baśni. Na początek – "Ali Baba i 40 rozbójników".

Zakładam, że znacie tę baśń. Jeżeli nie – UWAGA, SPOILERY!

 

 

 

 

 

Opowieść zaczyna się opisem sytuacji tytułowego bohatera. Okazuje się, że ojciec, umierając, zostawił im spadek, który podzielili na dwie równe części. Starszy brat, Kasim, zainwestował swoją "działkę" i stał się bogatym kupcem. Młodszy, Ali Baba, wszystko przetrwonił i mieszkał z żoną w jakiejś podłej norze. Czy narrator potępia Ali Babę za to, że zamiast w jakiś sposób wykorzystać daną mu szansę, wszystko przejada? Gdzieżby tam. Nazywa go "szlachetnym". Jaki z tego wniosek? Wydaj wszystkie swoje pieniądze, nie bądź przedsiębiorczy – bo po co.

 

Ali Baba trafia do jaskini, widzi zbójców i słyszy hasło. Zabiera stamtąd skarby i wraca do domu. Żona mówi mu, że to pieniądze z kradzieży czy innego nieczystego czynu. Co mówi obeznany w prawie Ali Baba? Zapewnia ją, że ukradł to zbójcom, więc tak naprawdę nie ukradł. Ja za to zapewnię Ali Babę, że kradzież czegoś złodziejowi również jest kradzieżą, za którą grozi kara. Nie wiem, jak to jest kraju podejrzanego, ale zacytujmy może Ali Babie nasz kodeks karny:

 

Art. 278. § 1. Kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

 

Teoretycznie mógłby tłumaczyć się, że nie wiedział, że rzecz do kogoś należy i dokonać tzw. nabycia pierwotnego (tj. zdobycia własności na rzeczy niczyjej) – ale przecież z baśni wynika wyraźnie, że WIDZIAŁ rozbójników, właścicieli jaskini.

 

Dobra, dajmy mu już spokój – zarzutów karnych jeszcze się trochę nazbiera, zresztą w jego systemie prawnym najwyżej by mu odcięli rękę.

 

Ok, Ali przynosi forsę do domu i pokazuje żonie. Ta oczywiście jak to kobieta – musi dokładnie oszacować majątek, więc pożycza od żony wspomnianego Kasima narzędzie do mierzenia zboża. Żona Kasima jest chytra i smaruje narzędzie woskiem. Żona Ali Baby mierzy to złoto, ale nie zauważa, że do narzędzia przylepiła się moneta. Zwraca przyrząd właścicielce, ta zauważa złotą monetę i się wścieka, ochrzania też z tego powodu męża, który z kolei idzie opieprzyć Alady... Ali Babę. Baba natomiast wyjawia bratu położenie jaskini i hasło. Może powstrzymajmy się od komentarza, bo sam się wstydzę mojego egoizmu. Co ciekawe jednak, Ali Baba nawet nie nakrzyczał na swoją żonę za jej niedopatrzenie. A mógł na przykład zmiażdżyć jej twarz żelazkiem, jak to zrobił jakiś czas temu pewien mąż zazdrosny o to, że jego żona wyszła sama na ulicę.

 

Dobra, Kasim jedzie do jaskini, zapomina hasła i zostaje uwięziony w środku, znajdują go zbójcy i ćwiartują ciało. Ali Baba wykrada ciało i tu wkracza na scenę etiopska niewolnica, która była piękna i mądra (nawiasem mówiąc, te w baśniach są zawsze piękne i mądre). No i ona idzie do szewca, sprowadza go do domu Ali Baby i ów stary szewc za pieniądze zszywa Kasima. Oczywiście w międzyczasie niewolnica rozgłasza wieść, że jej pan ciężko choruje, a dopiero potem, że umiera.

 

Zbójcy odkrywają, że ciało zniknęło i wpadają w szał, wysyłają jednego ze swoich, żeby odnalazł winowajcę. Ten udaje się do miasta, odnajduje szewca i dowiaduje się, że ostatnio musiał on zszywać ciało nieboszczyka. Zbój twierdzi, że to pewnie jego krewny i chciałby złożył kondolencje rodzinie. Staruszek prowadzi bandytę do domu Ali Baby, a rozbójnik stawia na domu znak kredą.

 

Oczywiście znaku nie zauważa nikt poza niewolnicą, która stawia takie znaki na wszystkich domach w okolicy. Rozbójnicy przychodzą, nie mogą znaleźć domu – facet od kredowych znaczków traci głowę, dosłownie i w przenośni.

 

Druga próba. Kolejny zbójca idzie do starego szewca, wciska mu tę samą bajeczkę i starzec znów zaprowadza zbójcę do domu Alego. Tam bandyta stawia znaczek czerwoną farbą w ukrytym miejscu. I znów nikt nie zauważa tego znaczka, oprócz obdarzonej sokolim wzrokiem etiopskiej niewolnicy, która stawia taki sam znaczek w tym samym miejscu na reszcie domów. Banda z gór znów wpada do miasta z żądzą zemsty, ale znów nie mogą trafić do domu Ali Baby, wynikiem czego kolejny rozbójnik żegna się z czupryną.

 

Herszt bandy się wścieka i postanowia wziąć sprawy we własne, spracowane ręce. Pakuje swoich 38 ludzi do dużych worków, a do dwóch worków, które mu zostały, wlewa oliwę. Ładuje wszystko na osły, idzie do staruszka, znów wciska mu bajeczkę i szewc po raz kolejny wskazuje drogę do domu, w którym zszywał trupy. Czy starcowi nie dało do myślenia, że w przeciągu kilku dni kilka osób wypytuje go o to samo? W dodatku wciąż dawał się nabierać na prawdopodobnie tę samą bajeczkę, a z tego, co mówi baśń, wynika, że był raczej dobrym człowiekiem.

 

Herszt rozbójników puka do drzwi Ali Baby, prosząc o przenocowanie, ponieważ wiezie oliwę i nikt nie chce jej już dziś kupić. Ali Baba wita gościa z radością i pozwala mu zainstalować w swojej stajni 40 worków, z czego 38 wypełnionych żywym towarem. Tu moglibyśmy spróbować oskarżyć herszta o próbę handlu żywym towarem, ale to było dla zmyły, więc zamiast tego pośmiejmy się z Ali Baby, który daje się nabrać na każdą bajeczkę w momencie, kiedy powinien się naprawdę pilnować (wie przecież, że na jego życie dybią rozbójnicy).

 

Herszt udaje się na spoczynek, a tymczasem etiopska niewolnica gotuje rosół dla swojego pana. Zabrakło jej oliwy, postanowiła więc pożyczyć trochę z worków leżących w stajni, jednak okazuje się, że w środku siedzą ludzie. Co robi niewolnica? Gotuje oliwę i wlewa po kolei do każdego z 38 worków, uśmiercając tym samym wszystkich zbójców. Czy to przypadkiem nie jest zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem? Bo przecież to, że w czyjejś stajni siedzą w workach mężczyźni, wcale nie znaczy, że mają oni złe zamiary. Może mają takie hobby? W amerykańskim sądzie to by przeszło i niewolnica poszłaby na krzesło elektryczne jako wielokrotna morderczyni niewinnych pasażerów worków. U nas dostałaby 10 lat, bo choć nie istniało bezpośrednie zagrożenie życia, to sąd wziąłby pod uwagę to, że działała w słusznej wierze, w celu ratowania życia swojego i swojego pana.

 

Przywódca gangu szybko zrozumiał, że coś tu nie gra i dał nogę. Ali Baba wchodzi rano do stajni i widzi blisko czterdzieści ciał w workach, ale mimo to wierzy swojej niewolnicy. Ja tam bałbym się trzymać w domu kobietę, która zabiła tylu mężczyzn w taki sposób i nawet nie ma wyrzutów sumienia... Ali Baba natomiast daje jej wolność.

 

Tymczasem były herszt dawnej bandy czterdziestu rozbójników ma nowy plan. Przebiera się za kupca i zakłada stoisko naprzeciwko stoiska syna Ali Baby (a, zapomniałem Wam powiedzieć, że Ali Baba ma syna, który stał się kupcem). Zaprzyjaźnił się ze wszystkimi, dowiaduje się, że facet ze straganu naprzeciwko dziwnym trafem jest synem jego wroga i z nim również się zaprzyjaźnia. Potem wpada do Babów na kolację i znów nikt go nie poznaje. Za wyjątkiem byłej niewolnicy obdarzonej sokolim wzrokiem, której daje do myślenia, że tajemniczy gość nie chce jeść nic solonego (bo jeżeli zje się z kimś choć szczyptę soli, zabicie go będzie poczytane za największy grzech; i znów nikt o tym nie pomyślał). Była niewolnica wparowuje na ucztę w przebraniu tancerki i wbija nóż w pierś herszta bandy. Ali Baba i syn (brzmi jak nazwa kancelarii adwokackiej) ją przeklinają, ale okazuje się, że zabiła właściwego faceta – tzn. że to jednak był dawny herszt bandy zbójców i że planował spicie i zgładzenie Babów. Oczywiście wszyscy jej wierzą, a Baba daje ją nawet za żonę swemu synowi, który, jak się teraz okazuje, od dawna skrycie ją wielbił! Przypomnijmy – babka zamordowała z zimną krwią najpierw prawie czterdziestkę ludzi, a potem wbiła nóż w pierś kolejnego, bo jej się wydawało, że on dybie na życie jego pana. W sądzie dostałaby dożywocie za recydywę, chociaż pewnie orzeczono by brak poczytalności. A tu facet dostał ją za żonę i jeszcze się z tego cieszy? No comments.

Komentarze

Bo bez zawieszenia niewiary nie ma baśni:)

Sprzedają jeszcze w Etiopii takie niewolnice?

Przyrównywać sytuacje i społeczeństwo sprzed tysiąca lat do współczesnego systemu prawnego to jak odmierzać wiadro wody filiżankami do kawy mniej więcej. Jesteś po historii prawa, powinieneś to wiedzieć. Jeśli to miało być żartobliwe, to trochę Ci nie wyszło.

A że zachowanie baśniowych postaci nierzadko mija się z logiką, to sprawa powszechna nie tylko u Arabów. Wszystko się rozwija, literatura też. Najwyraźniej drzewiej nie wymagano od niej wiarygodności; może wręcz przeciwnie. Tysiąc lat to może niewiele w porównaniu z historią życia, czy choćby człowieka, ale widać i w tym krótkim czasie ewolucji mózgu zdążyła dokonać pewnych postępów.

Mnie osobiście nie podobało się w tymartkule to, że nijak nie ptorafię odczytac intencji autora. Naśmiewa się? Przeprowadza krytykę literacką? O co, u licha, chodzi?

Znamy "Baśnie 1001 Nocy" głównie z ich uładzonej, disneyowskiej wersji. Podczas gdy w rzeczywistości są one bardzo brutalne. A to, że świat sprzed tysiąca lat nieco różnił od naszego - nie trzeba być po historii prawa, żeby o tym wiedzieć. Uznałem natomiast, że byłoby ciekawie zobaczyć, jak dzisiaj postrzegalibyśmy bohatera takiej baśni. Nie miało być zabawnie - wyszło, jak wyszło. Świętym prawem felietonisty pewne rzeczy przejaskrawiłem.

A intencja? Czy zawsze musi być jakaś intencja? Nie wydaje mi się. Postanowiłem po prostu, jak już wyżej napisałem, skonfrontować bohaterów z dzisiejszą, dość brutalną rzeczywistością (jak widać, nie aż tak brutalną). Nie zamierzałem tu odkrywać prawd objawionych ani czegokolwiek udowadniać. Nie zamierzałem też naśmiewać ani czegokolwiek krytykować - baśnie kochamy właśnie za to, że są takie nielogiczne, prawda?

W baśniach zawsze było mnóstwo krwi i przemocy:) rzeczy niewiarygodnych, uproszczeń i zbiegów okoliczności, powtarzania trzy razy różnych rzeczy. po prostu takie są baśnie i takie mają być. małe dzieci się ich boją i sie nimi fascynują, duże ignorują. dorosły człowiek chyba nie powinien się z nich śmiać:) to baśnie i niech basniami pozostaną. jak się nie podoba, to można nie czytać. albo można napisac współczesną wersję, gdzie nie ma tego wszystkiego, co wyśmiewasz, a co moim zdaniem sprawia, że baśnie są wspaniałe:)

i jeszcze moja uwaga do komentarzy waszych: baśnie są brutalne niezależnie chyba od tego, ile lat temu czy w jakiej kulturze zostały stworzony. taka ich specyfika i jak się przyjrzeć baśniom braci grimm czy andersena, to też nie są one wcale wesołe, a te pierwsze miejscami wyjątkowo brutalne. 
moim zdaniem celem baśni oprócz dostarczenia niezłej opowieści, jest przedstawienie dość prostych ram moralnych: to jest dobre, to jest złe. odwaga jest dobra, cieszenie się bogactwem jest złe. walka ze zbójcami dobra, nagradzanie innych dobre (bo brak skąmpstwa) itp. ich brutalny aspekt wydaje mi się oswaja trochę śmierć i nieszczęścia, jakie spotykają człowieka. w prosty sposób wyjasniają dziecku, czym one są. a i dorosłym uświadamiają coś nie coś, szczególnie współcześnie:) 

Polecam baśnie fińskie. Włos się jeży na głowie, a analiza mogłaby być równie wdzięczna ;) Przykładowo O brudnym człowieku. Ech, w baśniach te rozmowy kwalifikacyjne wyglądają jakoś prościej niż w życiu.

Fińskie, powiadasz? Kocham wszelkie baśnie, ostatnio zacząłem perskie czytać... poluję właśnie na indyjskie.

Dzięki za tę stronę, skarb! A baśń też piękna.

Fajna bajka o tym osmarkanym Risto. Taka, jak lubię.

Zerknij na "Dziewczynę wychowaną w beczce" :) Mam w domu dwie książki ze zbiorami Raula Roine. Śmiem twierdzić, że to one razem z baśniami braci Grimm (dwa tomy nieocenzurowane) lekko spaczyły moją psychikę w dzieciństwie, a nie żadne gry komputerowe ;) 

To i tak najlepszy był kodeks Hammurabiego.

Dla mnie ten felieton jest strasznie nijaki. Czytając go czuć, że Autor wyżywał się nad tą baśnią, wylewał swoje flustracje. NIe wiem czy to wada, czy zaleta, mnie przeszkadzało. Zbyt to wszystko agresywnie napisane, w dodatku chaotyczne. Brakowało mi pewnego usystematyzowania wątków, jaśniejszej argumentacji.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Po prostu opisywałem baśń tak, jak ją czytałem, w kolejności pojawiania się wątków.

Frustracja to liczba pojedyncza, nie mnoga... Bo to raczej pojedyncze uczucie. Ok, czepiam się, ale jestem wyczulony na takie niuanse (co nie znaczy, że sam jestem święty).

Czy agresywnie? Nie wiem. Ja się dobrze bawiłem, zarówno przy czytaniu baśni, jak i pisaniu tego tekstu...

Poczytałem te fińskie legendy od Dreammy - co mi się rzuciło w oczy, to to, że tam często kobieta jest silna, przedsiębiorcza i ratuje mężczyznę (jak w legendzie o narzeczonej-myszy, czy o mądrej żonie itp. - u nas takich legend nie ma, albo ja ich nie kojarzę). Może dlatego to Finlandia jako pierwsza w Europie przyznała kobietom prawa wyborcze? Z takimi babami...

W takim zimnym kraju kobiety powinny być silne, w Skandynawii było podobnie (czego odbiciem są chociażby Walkirie).

Nowa Fantastyka