- publicystyka: I feel like going home, locking my door and playing FIFA - recenzja "Attack the block"

publicystyka:

I feel like going home, locking my door and playing FIFA - recenzja "Attack the block"

Jak wszyscy kinomaniacy wiedzą, przybysze z kosmosu lubią dokonywać inwazji na amerykańskie metropolie, gdzie często mają miejsce krwawe walki, nierzadko przeradzające się w olbrzymią wojnę, obejmującą swym zasięgiem niemal cały świat. Czasem jednak obcym popierniczą się koordynaty i lądują oni nie tam, gdzie trzeba. Na przykład w Afryce (District 9). Albo na jakiejś zapuszczonej dzielni w Londynie.

 

Ten ostatni pomysł wykorzystali twórcy Attack the block. Czyli mniej więcej ci sami ludzie, którzy wcześniej pracowali przy takich angielskich specyficznych hitach, jak Hot Fuzz lub Shaun of the dead. Specyficznych dlatego, że w dość intrygujący sposób łączą ze sobą różne gatunki, przechodząc bardzo płynnie od scen kipiących typowo angielskim humorem, do makabrycznej rozwałki, w czasie której po ekranie walają się urwane kończyny albo reżyser Władcy Pierścieni w stroju świętego Mikołaja, wymachujący nożem. Czyli jest pomysłowo i dużo się dzieje.

 

Grupka nastoletnich łobuzów, którzy wieczorami wożą się po dzielnicy na rowerach, palą trawkę, rozmawiają ze sobą w charakterystycznym slangu i napadają bezbronne kobiety, pewnego razu natyka się przypadkiem na niewielkie stworzenie, które właśnie spadło z nieba. Nie bardzo wiedząc, jak się w takiej sytuacji zachować, koledzy postanawiają ubić stwora, z myślą, że uda im się na nim zarobić. Szybko jednak okazuje się, że swoim czynem ściągnęli na siebie gniew kosmicznych przybyszów, którzy teraz zamierzają rozerwać ich na strzępy.

 

Brzmi jak streszczenie fabuły jakiegoś taniego horroru? Tak, to prawda i nie – scenariusz niczym nas nie zaskoczy. Nie na fabule bowiem opiera się urok tego filmu, a na samej realizacji. Twórcy podeszli do tematu z odpowiednim dystansem i na luzie, często kpiąc sobie bez opamiętania z największych gatunkowych hitów.

 

Pomijając jednak humorystyczną stronę filmu, trzeba przyznać, że jest to przede wszystkim naprawdę niezłe kino akcji. Praktycznie nie ma ani chwili przerwy, nie znajdziemy tu żadnych rozwlekłych scen, które akurat w tego rodzaju kinie bardziej potrafią zirytować, niż zachęcić do oglądania. Przynajmniej moim zdaniem nie ma nic gorszego niż kiczowata pogadanka w filmie rozrywkowym. Na szczęście w tym wypadku, w akompaniamencie rytmicznej muzyki, której dobór okazał się idealny, bohaterowie raz uciekają, raz znów sami wychodzą na przeciw zagrożeniu, a w międzyczasie leje się krew, odgryzane są głowy, w ruch idą katany, noże kuchenne, a nawet sztuczne ognie. Szybko okazuje się, że obcy zadarli z niewłaściwą dzielnicą, o wiele łatwiej byłoby im bowiem zmierzyć się z amerykańską armią, niż pokonać tych przeklinających jak szewc dzieciaków.

 

Attack the block to jazda bez trzymanki, która ani na chwilę nie pozwoli się nudzić. Trzeba przyznać, że nie jest to ani wybitne kino, ani ambitne. Za to jako niezobowiązujący odmóżdżacz, którego jedynym zadaniem jest dostarczyć widzowi odrobinę rozrywki, sprawdza się doskonale. Dodatkowo wielką zaletą jest to, że film trwa mniej niż półtorej godziny, przez co nie pożałujemy raczej straconego na tę produkcję czasu. Dzieciaki, którzy są w większości nieznanymi aktorami, wypadają naprawdę nieźle (szczególnie ich rozmowy mogą się podobać). Za to ktoś, kto bardziej interesuje się tego rodzaju angielskim kinem, na pewno zwróci uwagę na Nicka Frosta, znanego ze współpracy z Simonem Peggiem. Duet ten wiele razy sprawdzał się w filmach, tym razem jednak Frost działa sam, ale i tak daje radę. Tak jak cała ta produkcja. Jeżeli więc chcecie chwilowo odpocząć sobie od wymagających, niebanalnych dzieł i nieco odprężyć się przed głupawym, ale wciągającym kinem – to właśnie jest film dla was.

 

"Attack the block"

Reżyseria: Joe Cornish

Scenariusz: Joe Cornish

Muzyka: Steven Price

Zdjęcia: Thomas Townend

Obsada: Nick Frost, John Boyega, Jodie Whittaker, Alex Esmail, i inni...

Wielka Brytania, 2011

 

 

Komentarze

Orbit u nas chwalił, Ty chwalisz - lista tytułów do obejrzenia się wydłuża. ;)

Trzeba przyznać, że nie jest to ani wybitne kino, ani ambitne. Za to jako niezobowiązujący odmóżdżacz, którego jedynym zadaniem jest dostarczyć widzowi odrobinę rozrywki, sprawdza się doskonale.
Recenzja mi się podoba, ale nie byłbym sobą, gdybym nie oprotestował tego zdania, bo można po nim odnieść wrażenie, że Attack the Block jest naparzanką z Obcymi o niczym. A integralną częścią obrazu (w NF też o tym było) jest jednak portret mentalności, dość wierny, brytyjskiego "straconego pokolenia" (w tym tych typków, co sobie palili biedne dzielnice Londynu w zeszłym roku). I to, że w kino przygodowe twórcy wpletli wątki nazwijmy to socjologiczne (moim zdaniem udatnie) warunkuje odrobinę ambicji.
A tak w ogóle film to na pewno top 5 roku 2011 w kategorii fantastyka.

@M.Bizzare - faktycznie masz rację i przyznam szczerze, że nie spojrzałem na ten film z tej strony. Być może dlatego, że sam podszedłem do produkcji nie oczekując od niej absolutnie niczego. Ten "portret mentalności", o którym piszesz, nie jest może jakiś szczególnie wnikliwy, ale rzeczywiście został on wzięty na warsztat i ma swoje odzwierciedlenie w filmie. W takim razie jest to kolejny plus, który można dodać na obronę tej produkcji:)
Pozdrawiam

Recenzja bardzo dobra, ale filmu raczej nie obejrzę. Nie lubię takiej kinematografii...

Nowa Fantastyka