- publicystyka: Magiczny taniec- recenzja "Labiryntu" Jima Hensona

publicystyka:

Magiczny taniec- recenzja "Labiryntu" Jima Hensona

Jako dorosły facet pewnie powinienem się wstydzić tego jak bardzo lubię Labirynt. Bo naprawdę, naprawdę lubię ten film. Ale z drugiej strony nie odróżniam Volkswagena od Toyoty i Manchesteru United od słoika dżemu, więc nie zamierzam teraz nagle zacząć się przejmować. Poza tym, i jestem gotów bronić tej tezy do upadłego, Labirynt to dobry film. Dziwaczny jak wszyscy diabli, ale też czego się spodziewać kiedy autorem scenariusza jest Terry Jones, były członek grupy Monty Pythona?

 

Historia jest w sumie prosta– piętnastoletnia Sarah (w tej roli Jennifer Connelly na początku swojej kariery), wściekła na swojego maleńkiego braciszka, wypowiada życzenie które się spełnia– małego Toby'ego porywają gobliny. Żeby go odzyskać musi przebyć na czas tytułowy Labirynt, pełen pułapek i zagadek, i dotrzeć do zamku króla goblinów. Tu zaczyna się wariactwo– gobliny, jak wszystkie fantastyczne istoty w tym filmie, to wspaniałe kukiełki z warsztatu Jima Hensona, reżysera filmu. Ale królem goblinów jest David Bowie. David. Bowie.

 

Ale wiecie co jest najdziwniejsze? To wcale nie jest zła rola. Ani wyłącznie komiczna. Jareth (a Wy niby jak dalibyście na imię królowi goblinów?) jest w sumie... nie, na pewno nie przerażający, ale niepokojący już tak. Nie ma chyba dobrego polskiego odpowiednika dla słówka "creepy", bez którego trudno opisać Jaretha. Równie chętnie żartuje sobie i tańczy z goblinami, jak manipuluje, zastrasza i kusi biedną Sarę. Zupełnie jakby przestawiał się między złośliwym królem goblinów z filmu dla dzieci, a jakąś mroczną siłą ze znacznie mniej przyjemnej bajki w stylu braci Grimm. Właściwie nic o nim nie wiemy– czy porwane dzieci stają się goblinami które mu służą, czy może raczej Jareth zamierza wychować Toby'ego na swojego następcę? Może sam był kiedyś takim dzieckiem porwanym przez gobliny? Sceny z jego udziałem to czasem radosne piosenki, z którymi Jareth i jego gobliny mogliby spokojnie wystąpić w Muppet Show, a czasem coś zaskakująco ponurego, i przez to jak nie na miejscu wydają się takie chwile, tym większe robią wrażenie.

 

Właściwie cały film jest taki. Raczej zabawny, pełen sympatycznych i dziwacznych postaci, przygód i piosenek, ale od czasu do czasu pojawia się coś niespodziewanie nieprzyjemnego, jak na przykład piękne, drobne wróżki, które okazują się jednak nie uroczymi postaciami z bajek, ale insektami kąsającymi każdego kto się zbliży. Świat Labirynt czerpie z wyobraźni Sary, i jak to bywa nie wszystko co sobie wyobrażamy, i nie wszystko co drzemie w naszej podświadomości, jest puchate i milutkie.

 

Nie sposób nie podziwiać wizualnej strony Labiryntu. Teraz robi chyba paradoksalnie jeszcze większe wrażenie niż w dniu premiery, teraz kiedy podobne filmy powstają niemal w całości na komputerach, z aktorami przemawiającymi do powietrza na tle zielonych ekranów. Świat Labiryntu i jego mieszkańcy istnieją przed kamerą naprawdę, i robi to ogromną różnicę. Może jestem staroświecki, może sobie to wmawiam, ale dla mnie wszystkie te fantastyczne stwory z warsztatu Jima Hensona wyglądają lepiej i prawdziwiej niż wirtualne cuda z Avatara. Jest coś czego nie da się uchwycić w CGI, coś zostaje utracone. Labirynt jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć na ekranie z prawdziwymi dekoracjami i "prawdziwymi" goblinami i potworami. Jak się okazuje wcale nie trzeba było czekać na CGI, czy tym bardziej technologię 3D, żeby stworzyć imponujący, fantastyczny świat. Zachwyca również dbałość o szczegóły. W pokoju Sary widać pluszowe zabawki, figurki czy rysunki które posłużyły za wzór dla labiryntu jej wyobraźni. W samym zaś labiryncie w wielu miejscach, na widoku lub zgrabnie ukrytą, można znaleźć twarz Jaretha, ułożoną z cieni czy widoczną w skałach gdy patrzy się na nie pod odpowiednim kątem.

 

Fabuła nie wychodzi poza ramy gatunku, nikt nie próbował tu wynaleźć koła na nowo, a humor nie zawsze jest najwyższych lotów, ale to nie przeszkadza doceniać baśniowej atmosfery i pomysłowości projektantów Labiryntu. Na pewno nie jest to film który spodoba się każdemu, ale nie chodzi bynajmniej o to, że to film wyłącznie dla dzieci. Zawsze uważałem, i uważać będę, że naprawdę dobry film dla dzieci jest dobry dla wszystkich. W tym wypadku chodzi o to, że musi do nas trafić ten specyficzny baśniowo-kiczowaty klimat, musimy kupić Davida Bowie z jego kryształowymi kulami i zamkiem z koszmarnego snu M.C. Eschera oraz wszystkich pokręconych mieszkańców Labiryntu. Ja kupuję to wszystko na pniu i, chociaż pewnie przemawia przeze mnie sentyment z dzieciństwa, trochę mi żal tego pokolenia, które zamiast Labiryntu i Niekończącej się Opowieści będzie wspominać Harry'ego Pottera czy, o zgrozo, Zmierzch.

 

Uwaga!

Poniżej prezentujemy najwspanialszą scenę w historii kina fantasy. Twoja głowa może eksplodować.

Komentarze

HA HA hA ! Bardzo Dobre. Na pewno obejrzę ten film po tej recenzji. Fragment powalajacy ale gdybym wcześniej nie wypalił ziół ochronnych, głowa pewnie by eksplodowała... ;)

Labiryntu nigdy nie widziałam, ale po Twojej recenzji koniecznie zobaczę:) Jak byłam mała uwielbiałam Niekończącą się Opowieśc i chętnie wrócę do dzieciństwa, nawet jeżeli film jest jak mówiesz, troszkę kiczowaty:) Z jedną jedyną tezą się nie zgadzam: wcale nie musi ci być żal ludzi, którzy będą wspominać Harry'ego Pottera. Filmy są niezbyt udane, ale za to książka jest naprawdę wartościową powieścią dla młodzieży i dzieci. Co do Zmierzchu się zgadzam, lepiej spuścić na niego zasłonę zapomnienia. Ale bardzo proszę o nie wrzucanie go do jednego worka z Harrym, bo jest to krzywdzące i niesprawiedliwe. 

Co do recenzji, to stawiam 5. Oczywiście dostrzegłam kilka błędów, ale głównie mało istotnych. Piszesz z humorem i lekkością, do tego przemycasz bardzo osobiste wrażenia. Lubię takie recenzje, bo wtedy ma się wrażenie, że piszący to w istocie żywy człowiek, a nie stowrzony do wyłapywania błędów potwór:)

Z wstawionych tutaj na stronę recenzji najbardziej podoba mi się właśnie ta. Moim osobistym zdaniem zmierzasz w baardzo dobrym kierunku:)  

@April
"Z jedną jedyną tezą się nie zgadzam: wcale nie musi ci być żal ludzi, którzy będą wspominać Harry'ego Pottera. Filmy są niezbyt udane, ale za to książka jest naprawdę wartościową powieścią dla młodzieży i dzieci."

Oczywiście chodziło mi tutaj tylko o filmy. Porównywanie Labiryntu z książkowym Potterem nie miałoby sensu. Wprawdzie nie nazwałbym może Pottera "wartościową" lekturą, ale też nie mam o nim nawet w jednej piątej tak złego zdania jak o ekranizacjach.

Jim Henson... hmm... hmmm... A co, "Dark Crystal" to jest zły film? Tyle, że bardziej się oparł zębowi czasu. Moim prywatnym zdaniem oczywiście.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Breja: widziałeś "Dark Crystal"? Odpowiedz, to dam 6 za powyższą recenzję. Fair deal is a deal ;)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Przyznaję szczerze i uczciwie- nie widziałem. Ale obejrzę jak tylko położę łapę na DVD. Jest na liście mojego przeglądu lat 80-tych :D

No cóż. Nie widziałeś. Ale za odpowiedź należy się ocenianie. taki był dil. Zatem 6 dla Mr Beei!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Swoją drogą nie rozumiem jak można obejrzeć Hansona i nie mieć ciśnienia by obejrzeć resztę Jego twórczości.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Przecież powiedziałem, że ten film jak najbardziej jest na mojej liście i jak najbardziej "mam ciśnienie" żeby go obejrzeć. Po prostu rzeczy do obejrzenia/przeczytania/zagrania jest mnóstwo, i niczym głów hydry nigdy ich nie ubywa :) Jeszcze żebym tak zdążył o tym wszystkim pisać... A za ocenę pięknie dziękuję i zachęcam do ocenienia (oby równie pozytywnie) innych moich tekstów ;)

Widziałem już wszystkie filmy z Davidem Bowie (wszystkie, co do jednego, są "creepy"!), poza tym jednym. Trzy razy się już do tego zabierałem i nie byłem w stanie przebrnąć przez pierwszy moment, w którym pojawiają się gobliny. Myślałem - "infantylne" i wyłączałem telewizor. Ale wiesz co - udało Ci się mnie przekonać. Będę miał mocno przymrużone oczy i myślę, że wtedy jakoś pójdzie - może wysilę się trochę i zrozumiem w końcu, co Terry Jones chciał powiedzieć.

A zatem dzięki. Recenzję czyta się wartko, choć mocno brakuje mi w niej głębszej analizy i interpretacji. Trochę za mało też jest o artystach, którzy stworzyli ten film. Widać, że dużo wiesz, bo rozpoczynasz wiele interesujących tematów (jak powstawały gobliny? kim jest autor scenariusza? kto gra Sarę? - bo przecież nie byle kto), ale ostatecznie prześlizgujesz się tylko po nich, rozbudzając apetyt na więcej. Dlatego stawiam "tylko" 4/6, choć naprawdę chetnie będę czytał Twoje kolejne recenzje.

Nie ma powodu do wstydu, że uwielbiasz "Labirynt" - nie jesteś w tym osamotniony. Film absolutnie genialny. Ze swojej strony wspomnę jeszcze, że na 2013 rok zapowiadany jest film "The Power of the Dark Crystal" osadzony w świecie "Ciemnego kryształu" (lub "Mrocznego kryształu" - zależnie jakie tłumaczenie się komu trafiło). A w lutowym albo marcowym numerze "Nowej Fantastyki" znajdziecie mój artykuł, w którym pojawi się wzmianka o jeszcze innej produkcji Jima Hensona. ;)

JeRzy: dobre wieści. Obym tylko dożył. Inna sprawa, że Jim Henson nie dożył, więc trzeba te produkcje oglądać z dużą ostrożnością.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nowa Fantastyka