- publicystyka: NERDY NOSTALGIA - Ekomordobicie z dinozaurami w tle

publicystyka:

NERDY NOSTALGIA - Ekomordobicie z dinozaurami w tle

Dinozaury były, są i będą fajne. To nie teoria, to fakt. Wrzucenie prehistorycznych gadów w odmianach wszelakich do danego dzieła popkultury czyni je automatycznie fajniejszym, to też wiadomo. Zwłaszcza, jeśli jest ono skierowane do dzieciaków. Szczenięca fascynacja dinozaurami w latach 90-tych była często spotykana – jak może nie pasjonować świat różnorodnych, w domyśle krwiożerczych bestii (i to prawdziwych, nie wymyślonych!) uzbrojonych przez naturę w gigantyczne rozmiary i cały arsenał środków do walki o przetrwanie? Oczywiście, winą za rozbudzenie owych fascynacji należy pewnie przede wszystkim obarczyć Spielberga. Park Jurajski w 1993 roku pokazał światu, jak wykorzystać potencjał dinozaurów (i efektów komputerowych, przy okazji) na dużym ekranie i, jak nietrudno przewidzieć, rozwalił wyobraźnie smyków na całym świecie. Oprócz wprowadzenia do popkultury terminu „raptory”( czy ktoś jeszcze kojarzy szybkobiegające gadziny z hakowatym szponem u stóp z zupełnie niezajebistą nazwą zbiorczą „dromeozaury”?) ; Park Jurajski stworzył rynek dla setek zabawek (także kioskowych dinozaurów-gumiaków, ktoś pamięta?), książek popularnonaukowych czy czasopism w typie Dinozaury DeAgostini. Jeśli wgłębilibyśmy się w temat, okazałoby się oczywiście, że Park Jurajski był wisienką na torcie zjawiska wzmożonego zainteresowania masowego odbiorcy dinozaurami, będącego efektem renesansu badań nad nimi po powojennej stagnacji (od lat 60-tych), a kwitnącego co najmniej od lat 80-tych. Nie zamierzam jednak wiercić dziury w całym, ta wzmianka była mi potrzebna z jednego powodu. Dzieci lubią dinozaury. Twórcy produkcji dla dzieci muszą anektować to, co lubią szkraby. Co przekłada się na fakt, że w latach 80-tych i 90-tych powstało mnóstwo kreskówek, które brały ogólne hasło „dinozaury są fajne” i starały się stać hitem na jego bazie. He, w sumie Spielberg przyczynił się niebezpośrednio i do tego trendu, razem z Lucasem maczając palce w produkcji animowanego hitu Dona Blutha Land Before Time z 1988 roku (polskich tytułów multum, chodzi o takie słodkie do mdłości dinozaury-dzieci), który odczekał się 12 „kasetowych” sequeli i serialu telewizyjnego. Ale, wracając do tematu, kreskówkami z mniej lub bardziej znaczącym motywem dinozaurowym obrodziło dość obficie. Wystarczy przywołać te, które dotarły do nas: od produkcji z milusimi gadzinami w typie Denver: Ostatni Dinozaur czy Dinusie; do bardziej pokombinowanych propozycji w stylu Ufozaurów (dinozaury w kosmosie!), Diplodo (dinozaury skrzyżowane ze… sprzętem biurowym?) czy, jak by to, no, po prostu TO (tępa fascynacja tą eksplozją testosteronu i durnoty nie pozwala mi na głębszy komentarz). Wśród tych prób użycia prehistorycznych stworów do podbicia serc dziecięco-wczesnonastoletnich, przewinęła się jedna, która szczególnie odcisnęła się w mojej prywatnej pamięci. Chociaż większość skojarzy ją raczej nie z kreskówką, ale z … salonami z automatami i staroszkolnymi grami wideo.

 

Natura wyrwała się spod kontroli człowieka, co zaowocowało rzeczywistością post-apokaliptyczną. Miasta runęły, cywilizacja legła w gruzach, a ludzkość zeszła do podziemia, literalnie zresztą. Gdy po latach wróciła na powierzchnię, zastała nowy świat. Krainę dzikiej przyrody, którą rządziły, nietrudno zgadnąć po powyższych dywagacjach, odrodzone dinozaury. Chcąc nie chcąc, ludzie musieli się przystosować do nowych warunków, z pomocą kasty Mechaników, którzy zajmowali się odtwarzaniem i utrzymywaniem w używalnym stanie dawnej technologii. Szybko okazało się, że dinozaury nie są wcale tak wielkim problemem dla odbudowującej się cywilizacji. Nie takim jak bezwzględne gangi motocyklowe i kłusownicy, skorumpowane nowe rządy, szaleni naukowcy czy tajemnicza, humanoidalna rasa gadów Grith. Na szczęście, po spotkaniu ze zdalnie sterowanym przez gangoli T-Rexem, w obronie ludzkości staje jeden z Mechaników, dzielny and prawy aż do bólu Jack Tenrec. Wspomaga go ambasadorka pewnej odizolowanej społeczności Hannah oraz inżynier Mustapha. Aha, trzeba wspomnieć, że głównym środkiem transportu tych dobrych są Cadillaki Coupe DeVille. Tak, teraz już część czytelników wie dokładnie, o co chodzi. O Cadillaki i Dinozaury, oczywiście. I pewnie kojarzą ten tytuł z „chodzoną” bijatyką 2D stworzoną przez Capcom, która wraz z Final Fight, Punisherem czy Dungeons & Dragons należy do najlepszych tytułów stworzonych przez firmę w tym gatunku. Kochający klasyczne „automatówki” powinni w tym momencie już zanurzać się w sentymentalnych wizjach wycinania rzeszy motocyklowych złoczyńców i gadzich mutantów za pomocą broni obuchowo-siekanej, palnej oraz pięści wysoce przepakowanych herosów (i auta, naturalnie, w rundzie bonusowej Cadillac też szedł w ruch). Sam spędziłem przy tej grze wiele, naprawdę wiele godzin i kocham ją miłością ślepą i trwałą. Więc czemu sygnalizuję, że artykuł dotyczy jakiejś kreskówki?

 

Po pierwsze, markę Cadillacs & Dinosaurs w Polsce każdy poznawał, że tak powiem, od rzyci strony. Bo wszystko zaczęło się od komiksu, który w naszych okolicach nie wylądował nigdy. Niezależny scenarzysta Mark Schultz stworzył Xenozoic Tales w 1986, łącząc inspirację estetyką przygodowego pulpu z ekologicznym przesłaniem i, last but not least, zdrową ilością prehistorycznych gadów. Serię publikowano do 1986 roku i, choć ciężko porównywać ją z głównonurtowymi tytułami, zdobyła sobie sporą popularność, a nawet status kultowej – o czym świadczą dodruki i zbiorcze publikacje pod szyldem takich tuzów jak Marvel czy Dark Horse. Dopiero w latach 90-tych pomysł trafił w ręce japońskich twórców gier i tak powstała wspomniana klasyczna bijatyka (jeśli chodzi o gry, to nie jedyna – powstała także zapomniana produkcja Segi oraz świat do użytku w papierowych grach fabularnych). W tym samym roku, 1993, dokonano także przetłumaczenia serii na język Saturday morning cartoons, czyli głównie „chłopięcych” kreskówek, lecących w sobotnich pasmach porannych amerykańskich telewizji (termin zasadny zwłaszcza w latach 80-tych, choć nie tylko). Oczywiście, fabułę i sposób przedstawienia uproszczono i ugrzeczniono; wycinając większość seksu, przemocy i estetycznych nawiązań komiksu. Kreskówka zakończyła się po jednym, trzynastoodcinkowym sezonie (założono, że będzie konkurencją dla Wojowniczych Żółwi Ninja, a to duże oczekiwania) i, chociaż z dzieciństwa pamięta ją wiele osób, raczej nie zapisała się w annałach popkultury w takim stopniu, jak niektóre produkcje tego typu. Dotarła także na nasze ekrany – w latach 90-tych przez krótki czas gościła na TVP2, nieco dłużej puszczała ją legendarna Polonia 1.

 

Dlaczego warto ją pamiętać, skoro ustaliliśmy, że w hierarchii nostaligizowania wyżej stoi kultowa gra z automatów (choć była, paradoksalnie, bardziej dodatkiem promocyjnym do kreskówki)? Po pierwsze, miała wszystko to, co dla dorastających chłopaków liczy się najbardziej. Wielkie gady? Samochody? Gangi motocyklistów? Dużo akcji z udziałem pięści, wyskakiwania z pędzących aut, skakania po gigantycznych gadach i materiałów wybuchowych? Unikanie groźnych drapieżników i efektowne ucieczki przed nimi? Bohater posiadający wytresowanego dinozaura? Wszystko odfajkowane. Przez dwadzieścia pięć minut trwania odcinka działo się dużo, szybko i efekciarsko. Zaś samo zestawienie lekkiego science-fiction z elementami prehistorii także robiło wrażenie. Jeśli chodzi o grę, świat Xenozoic Tales był tylko tłem dla nieskrępowanej i momentami absurdalnej rozwałki, podanym z przymrużeniem oka. Kreskówka, mimo restrykcji związanych z odbiorcą, wykorzystywała realia nieco szerzej. Były naprawdę rozbudowane – odbudowane miasta z dobrami technologicznymi koegzystowały z zapuszczonymi wioskami, hi-tech pojawiał się obok prowizorki w stylu post-apo, ścierały się różne stronnictwa – wspomniany kłusownicy, czarny rynek, politycy z Rady Gubernatorów, mistyczni szamani, obcy i niezrozumiali gadoludzie; a nad wszystkim wisiała jeszcze tajemnica katastrofy sprzed lat i powrotu dinozaurów na Ziemię. Z perspektywy lat ten misz-masz ujawni oczywiście mnóstwo luk i głupotek, ale wiadomo, wyobraźnia dziecka przechodzi nad nimi do porządku dziennego. A warto dodać, że mimo nastawienia na akcje, kreskówka starała się poruszać poważne tematy. Głównie ekologiczne, więc odbiór zależy od nastawienia do „zielonej” tematyki. Już komiksowi zarzucano nadmierną agitkę, a choć w kreskówce jest tego mniej i z pewnością nie jest to poziom indoktrynacji w stylu Kapitana Planety, to nadal ekologia stanowi ważny motyw działań bohaterów. Tenrec wierzy w odbudowę cywilizacji w harmonii z naturą i dinozaurami i w wartość każdej żywej istoty. Zapobiega rozpowszechnieniu dawnych wynalazków, które uważa za groźne, a także wykorzystywaniu prehistorycznych gadów. Wrogowie aktywnie dążą zaś do podporządkowania sobie dinozaurów w celu terroryzowania słabszych, a także rzucają się w pogoń za każdą groźną technologią, która przyda im się do celów własnych. Chociaż głównego bohatera równoważy nieco przyjazna nauce i pożytecznym wynalazkom Hannah, zestaw wartości przekazywanych w kreskówce jest jednoznaczny (jak ma się do tego miłość Tenreca do palących litry benzyny, buchających spalinami aut? Bóg to jeden wie). Sprawia to, że całość jest nieco jednowymiarowa, ale po pierwsze – litości, to program dla dzieci; po drugie – małolatom i tak zapewnie wisi ekologiczna agitka, starczą pościgi i walki z udziałem dinozaurów. Zresztą, krytykom (między innymi z LA Timesa) podobało się podejście twórców do takich zagadnień, a galeria niecnych wrogów ekoharmonii jest dość ciekawa – rządna władzy Wilhelmina, amoralny naukowiec Fessenden i tępi, chciwi kłusownicy mają różne motywacje i nie dają bohaterom się nudzić. Dodać do tego motywy takie jak „dzikie dziecko” wychowane przez Grithów, czy problem z groźnym androidem sprzed czasów zagłady; a widać, że fabularnie serial był raczej urozmaicony. W przeciwieństwie do „zielonej” edukacji, o dinozaurach z kreskówki dzieciaki raczej nie miały się co uczyć. Owszem, przez show przewijały się najpopularniejsze gatunki gadzin, ale w realiach świata przedstawionego nadano im nowe nazwy, przez co tyranozaur stał się shivetem, pteranodon zeke, triceratops mackiem, i tak dalej.

 

Cadillaki i Dinozaury nie są wiekopomnym dziełem, ale na tle dawnych kreskówek wyróżniają się przez ciekawie zarysowany, oryginalny świat i multum akcji, które działają na żądne nieskrępowanej rozrywki z dinozaurami i pokonywaniem złych mięśniaków małolactwo. Są bardzo w stylu lat 90-tych, ze wszystkimi zaletami i wadami, więc wartość nostalgiczna jest niewątpliwie bardzo wysoka. Poza tym, samo rzucenie okiem na urywki z tej produkcji przenosi do czasów, gdy dinozaury były nieco fajniejsze niż teraz. Gdy tyranozaura uważano za groźnego Króla Gadów, a nie leniwca dojadającego resztki po innych drapieżcach; gdy upierzenie raptorów nie było jeszcze uznanym faktem i nie zapisywały się w wyobraźni jako bardzo groźny wariant strusia… ach, zapędziłem się. W każdym razie, jak to w temacie nostalgii bywa, kiedyś wszystko zdawało się ciekawsze.

 

 

05.06.2011

Marek Grzywacz

Komentarze

Przypomina mi się jak na kartkówce z bilogi kiedyś, gdzie mieliśmy napisać trzy gatunki dinozaurów, ja napisałem ponad dwadzieścia.
Jesteś złym człowiekiem, bo zamiast kończyć licencjat to czytam Twoje artykułu.
Powiem tyle, wyrobiona marka kolejny raz nie zawodzi.

Jak zwykle świetny tekst M.Bizzare!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Więcej nostalgii! Mamy podobne nerdowskie przeżycia :)

Bardzo ciekawe i świetnie napisane, może chciałbyś machnąć jakiś artykulik do Esensji?

Nie zabieraj nam M.Bizzare :P

Achika, ja zawsze bardzo chętnie coś napiszę. Ale co i jak i kiedy to chyba najlepiej drogą mailową porozważać.

Kamahl, znam to (z kartkówką, nie z licencjatem. A propos, jakby postępy w nauce ucierpiały przez moją pisaninę, zdecydowanie nie biorę na siebie odpowiedzialności moralnej i materialnej - też jestem zły człowiek ;)). Jak temat w szkole schodził na dinozaury, to trzeba było mnie wypraszać, bo swoją przemądrzałością względem w/w psułem atmosferę :)

Nie bój Bizzare, licenjat już na wykończeniu, więc już nie ma opcji, żeby go zepsuć.
A że offtop walnę taki, cuż teraz dla nas szykujesz swoich wiernych fanów, czyli po ludzku, jakaś następna publikacja się szykuje?

Co do offtopu, niestety, siły wyższe ino wiedzą. Moje teksty leżą w paru miejscach, ale brak ruchu na mojej skrzynce mailowej może świadczyć, że prędko to ich nikt nie zobaczy.

Jedyne co pewne, to Grabarz Polski niebawem, bo tam poszła dopiero pierwsza część większej całości. No, chyba, że Qfant opublikuje miniatury podium swojej olimpiady, to może też się załapię, ale nic o tym nie słyszałem - poza tym, to już literacko.

Nowa Fantastyka