- publicystyka: Gra o Tron - odcinek pierwszy, czyli witamy w Westeros!

publicystyka:

Gra o Tron - odcinek pierwszy, czyli witamy w Westeros!

Uwaga, lojalnie ostrzegam. Poniższy tekst zawiera spoilery, czytasz na własne ryzyko.

Za nami pierwszy odcinek najnowszej produkcji HBO, Gry o Tron. Nie będę tu prawił, o czym to i na podstawie czego, bo półświatek fantastyczny zaczął trąbić o tym na wiele miesięcy przed premierą, a fani Martina szczękali z podniecenia zębami odkąd światło dzienne ujrzało pierwsze info o przystąpieniu do prac nad pilotem.

 

Przyznam szczerze, że po obejrzeniu pierwszych trailerów, kolejnych trailerów, i jeszcze większej ilości trailerów, wywiadów z Georgem i resztą ekipy, zdjęć z planu, czy wreszcie, ponad dwa tygodnie temu prologu, byłem szczerze zachwycony. Co prawda niektórzy aktorzy kłócili się z moimi osobistymi wyobrażeniami, ale ogólnikowo, jako filmowa adaptacja powieści, mogłem powiedzieć tylko jedno: cud, miód i orzeszki.

 

No, to moja oceną ex ante już znacie. Przejdźmy do ex post.

 

Najbardziej przypadły mi do gustu dwie scenerie. Pierwsza – zza muru. Zwłaszcza, gdy pojawiają się Inni. Doskonale wiedziałem co się stanie, a mimo to dałem się wciągnąć i poderwało mnie na fotelu, gdy znikąd wychynął pierwszy nieumarły. No i Straż. Drużyna złożona z niepasujących do siebie ludzi, których jedyną wspólną cechą jest kolor płaszcza. Miodzio.

Drugą są wydarzenia, które rozegrały się za Wąskim Morzem. Dothrakowie, którzy już chyba bardziej dzicy i różni od średniowiecznej kultury Siedmiu Królestw być nie mogli. Momoa bez dreadów, za to z warkoczem i brodą. Ci, którzy po doświadczeniach z Atlantydy wątpili, że spisze się w roli Conana, z pewnością zrewidowali poglądy. Okazuje się, że w stroju Jacoba spisuje się równie dobrze. No i urocza Emilia Clarke, świetnie wystylizowana na dziedziczkę rodu Targaryen – Daenerys – która już od pierwszego wejścia skutecznie przykuła do telewizorów tą brzydszą część widzów. Dodatkowo skaliste wybrzeże Malty świetnie wypełniło swoją rolę. Co prawda włosy, które dostali Targaryenowie, białe raczej niż srebrne, nie są już tak wyjątkowe, jak było to przedstawione w książce, ale i tak robią wrażenie.

 

Przejdźmy do mniej przyjemnej kwestii, czyli rzeczy, które napotkały mniejszy entuzjazm. Nie będę się czepiał wieku dzieciaków, serialowe odpowiedniki są nawet lepsze, więcej realizmu. W kilku wywiadach sam Martin wspominał, że gdyby mógł, to przepisałby książki zmieniając te nieszczęsne lata. Jest sporo innych rzeczy, które kłują w oczy.

Pierwszą z nich było dla mnie całe Winterfell – ogólne wrażenie, które zakorzeniło się w mojej głowie. Za główną zaletę powieści zawsze podawałem realizm, uniwersum mocno osadzone w realiach naszego świata. Co zobaczyłem na HBO? Baśń. Nie w taki sielankowy sposób to sobie wyobrażałem, ale w sumie można się było spodziewać. To charakterystyczna maniera produkcji HBO, którą można wyczuć i w Rzymie, i w Spartakusie. Krew, seks i śmierć pokazane w sposób odrealniony, wymyte z uczuć normalnie im towarzyszących. Jak widać Gra o Tron też się nie uchowała.

 

Innym mankamentem był dla mnie rynsztunek. Gdy zobaczyłem hełm Ogara z ruchomą żuchwą to złapałem się za głowę, a gdy Ned wyjął na światło dzienne Valyriańską stal, to zapłakałem rzewnymi łzami. Majestat i tajemniczość przybrały formę plastiku, który zapamiętałem z dzieciństwa. W zestawie miałem jeszcze pochwę – inkrustowaną czerwonymi szkiełkami – na plastikowym pasku. I czarną tarczę.

 

Co do samej akcji, to nie jestem pewien, na ile jest to wina znajomości fabuły, ale wydawała mi się wlokąca, pod koniec siedziałem z brodą wspartą na pięści zerkając co chwila na zegar.

 

No i kilka nieudanych angażów. Przede wszystkim Lena Headey jako Cersei Lannister. Dało się to wyczuć już ze zdjęć, ale miałem nadzieję, że dziewczyna swój wygląd nadrobi mimiką i wyborną grą aktorską. Cóż, nie nadrobiła. Fame fatale z niej żadna, już słodka Clarke lepiej wypadłaby w tej roli. Drugim pudłem jest Kit Harington jako Jon Snow. Nie wiem kogo powinien grać ten aktor, ale z taką aparycją powinien był się udać na casting do innej roli. Tak po prostu Jon Snow wyglądać nie ma prawa. Za to z drugiej strony...

 

Peter Dinklage, nieśmiertelny karzeł Hollywoodu. Aktor posiadający taki bagaż doświadczeń, że z trudną rolą Tyriona rozprawił się profesjonalnie. Wypisz wymaluj najniższy Lannister.

Młody Jack Gleeson jako Joffrey. Dzieciak, który spojrzeniem wyraża cały swój charakter „o tak, ja kiedyś będę tym wszystkim rządził, madafaka". Mały drań, Jack to mądry wybór.

Za to najlepiej swoją rolę odegrała malutka Maisie Williams, po ichniemu Arya Stark. Właśnie tak wyobrażałem sobie jej wygląd, jej głos, jej ruch, jej zachowanie, jej wszystko. Tak. Zdecydowanie tak. Gdybym spotkał ją na ulicy, to powiedziałbym „Cześć Arya".

Reszta aktorów również pozytywnie, ale niczym specjalnym się nie wyróżnili. Może Maester Luwin był za mało dostojny, ale to niedopatrzenie mniejszego kalibru.

 

Niestety zadziałało odwieczne prawo mówiące, że spodziewając się cudu, zawiedziesz się, a spodziewając się gówna, telewizor wyłączysz zadowolony. Ogólnie, mimo kilku poślizgów, całość oceniam na plus i planuję dalej śledzić tę produkcję. Choć przypuszczam, że największą radochę i tak sprawi osobom, które Pieśni nigdy w ręku nie miały.

 

Zapraszam do polemiki i szerszego dyskursu na temat pierwszego odcinka.

 

Pozdrawiam,

 

PS Jako biolog-pasjonat z żalem patrzyłem na smocze jaja pokryte łuską. Jaja pokryte łuską...

No i nieszczęsne symulacje komputerowe lotu ptaków ciągnące się w ten sam sposób od czasów pierwszego Harry'ego. Niestety, ani kruki, ani sowy tak nie latają. No, ale wybaczyłem im to z powodu udanego openinga.

 

 

 

Komentarze

Witam, tym tekstem rozpoczynam cykl moich artykułów lawirujących w okolicach serialu "Gra o Tron". Po każdym odcinku szybciej lub później (jak tym razem ;) ), możecie się spodziewać mojego obszernego komentarza wypełnionego celnymi uwagami, konstruktywną krytyką (czyli będę narzekał ;) ) i być może pianiem z zachwytu.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Jedna uwaga - nie wiem, czy to skrót myślowy, czy błąd, ale "Spartacus: Blood and Sand" nie jest produkcją HBO, a to wynika z tekstu. Owszem, HBO wyświetlało u nas, ale wyprodukowała ją telewizja Starz, ostatnio specjalizująca się w tego typu widowiskach "historycznych". Może się doczepiam, ale fakt faktem (uważam też, że maniera pokazywania przemocy w "Spartakusie"a w "Rzymie" czy "Grze o Tron" to też odrębne sprawy, jeśli już, "Spartakusowi"w pokazywaniu przemocy jako odrealnionej rozwalanki ku uciesze widza bliżej, jeżeli już mamy szukać paraleli serialowej z tych okolic, do radosnych deszczy juchy i flaków w "Czystej Krwi" - ale to prywatna opinia).

Skrót myślowy powstały na fali ciągle wykrzykiwanych naokoło haseł "produkcja HBO" ;). Generalnie chodizło mi o te seriale pokazywane przez HBO u nas i to, że wg mnie GoT się wpasowało w ten trend.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Tak myślałem, że skrót, a wpadło mi w oko dlatego, że produkcja Starz to dla mnie inna maniera. Zgodzę się, że krew, seks i przemoc są i tu i tu mocno formatowane pod publiczkę, ale w HBO (oprócz wspomnianej "Czystej Krwi") maniera jest "seks i przemoc = mroczny realizm", a w samym "Sparkatusie" mamy "seks i przemoc =  fun", czego zresztą nikt nie ukrywa.

Oglądałem owe filmy, są realistycznie zaprezentowane. Sądzę, że wasza ekskomunika dotyczy głównie zastosowanej techniki: "time bullet", co powoduje silniejszy przekaz wizualny.

O ile w przypadku seksu każdy z nas może mieć jakieś tam doświadczenia i to zapewne różne, to już w przypadku odcinania głów i walk bronią białą nasze doświadczenia opierają się głównie na filmach, książkach i ew. pokazach. Różnica pogladów baazyl, może wynikać ze znajomości innych dzieł, ale nie sądzę, żeby przyczyna leżała w technice, która przecież nie jest już taka nowa.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Snow, strasznie fajnie piszesz recenzje.  Odnośnie Tronu się nie wypowiadam, bo nie ogłądam TV. Pozdrawiam!

Dzięki aga :), ja co prawda telewizji jako takiej tez nie oglądam, ale za to nie stronie od kina, czy serialu bazującego na jedenej z moich ulubionych książek. Poza tym chcąc nie chcąc, TV to duża część naszej współczesnej kultury i ignorować jej nie wypada ;).

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Absolutnie się z Tobą zgadzam. Zresztą na ignorancji kogo(czego)kolwiek żle się wychodzi. Tyle, że ostatnio jakaś dzikuska się ze mnie zrobiła. Może mi przejdzie ;) :D

Póki co czekam z niecierpliwością, jak wszystko się rozwinie. Szczególnie ciekawi mnie, jak Emilia Clarke poradzi sobie z transformacją swojej bohaterki. Grać słodką i przerażoną dziewczynkę jest łatwo, ale potem... I sceny batalistyczne. Co prawda w "Grze o tron" nie ma tego, o ile pamiętam, specjalnie dużo, ale jeśli mają ekranizować "Starcie Królów"... Czy budżet serialu telewizyjnego podoła bitwie o Królewską Przystań?

No dobra, może za daleko wybiegam w przyszłość. Co do pierwszego odcinka, satysfakcjonują mnie aktorzy i to, że sporo czasu poświęcono na Dany. Z jakiegoś powodu bałem się, że ten wątek będzie potraktowany na marginesie, ale widzę, że niesłusznie ;)

Nie za daleko wybiegasz, HBO już ogłosiło wznowienie na drugi sezon - a więc i Starcie Królów będzie :)
Recenzja ok, serial super - a mi akurat Lena Headey pasuje świetnie.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Zgadzam się z M.Bizarre - produkcje HBO od Starz drastycznie różnią się jakością. Oglądałem "Spartakusa" Starz, wytrzymałem całe pięć odcinków, po których stwierdziłem, że w ich pojęciu "ambitna produkcja" to seks, naturalistyczna przemoc i fabuła cienka jak, za przeproszeniem, dupa węża. W HBO mogę liczyć na dobre scenariusze, a dbałość o szczegóły i realizm jest zachwycająca (vide np. "Carnivale", "Deadwood").

Nowa Fantastyka