- publicystyka: Cztery strony fantasy

publicystyka:

Cztery strony fantasy

Miałem kiedyś okazję nieco się narazić. A wyglądało to tak:

Zachęcony lekturą Eragona podumałem trochę nad losem fantasy; przetrwa czy nie, w którą stronę pójdzie, jak zachowają się autorzy? Wbrew pozorom wszystkie trzy pytania są ze sobą głęboko powiązane, gdyż tyczą się podstawowej kwestii – przystępności. A o przystępności dość szczegółowo (choć zarazem krótko i treściwie), wypowiedział się Sonny z Prawa Bronxu. Za przykład wziął siebie – kiedy był w pobliżu, przyjaciele mogli żyć spokojnie, ponieważ wiedzieli, że mają przy sobie kogoś, na kogo mogą liczyć. A wrogowie chować się po kątach, żeby tylko się nie napatoczyć. Prosta sprawa.

 

 

Wróćmy jednak do tematu – jak wspomniałem, zachęcony lekturą Eragona Paoliniego wybrałem się do Wuja Google. Wuj Google jak zwykle służył pomocą i po niecałej sekundzie rzucił mi pod nos adresy dziesiątek stron. I tak trafiłem na pewne niezbyt popularne forum literackie, które – jak zauważyłem – czasy świetności (o ile takowe były) miało już za sobą.

 

 

Zaczęło się, zaprezentowany przeze mnie mit, jakoby to Lem i Sapkowski byli prekursorami polskiej fantastyki obalono. Przyznaję, takiego obrotu spraw się spodziewałem. Liczyłem jednak na to, że skończy się albo na zmasowanym ataku, albo pojedynczych odpowiedziach paru niedobitków. Tymczasem, owszem, temat zasypano, ale nie pretensjami, lecz gruntownym przejrzeniem poruszanej kwestii. I tak na wierzch – jak ropa w zatoce meksykańskiej – wypłynęły Mickiewiczowskie Dziady. Chwilę później ktoś przypomniał sobie Mściwego karła... i na moment rozmowa przestała się kleić. . Okazało się jednak, że była to oznaka powszechnego wyczerpania i nie miałem prawa rościć sobie praw do jej dalszego rozwoju. Skończyło się na gadce o Harrym Potterze; gniot czy cudeńko?

 

 

Bądź co bądź odzew ten dał mi sporo do myślenia. Pokazał wyraźnie, jak niewiele wiem. Cholera, wstyd się przyznać, ale za głównych przedstawicieli tego gatunku uważałem do niedawna parę wytartych pozycji pokroju Harry'ego..., Eragona, Władcy pierścieni, Hobbita. Choć i tak zaszedłem w tym kawałeczek dalej, bowiem dla wielu fantasy kończy się na „ciotkowatym" – określenie zasłyszane! – bohaterze serii powieści J.K.Rowling czy mało u nas znanych Mennynsach, kukłach z wysłużonego transita i ich serialowej obyczajówce.

 

 

Pozostaje wyznać drobnostkowość i ignorancję, po czym okazać skruchę i zaszyć się albo wysoko w górach, albo zejść do podziemi. Chyba wybiorę góry.

Komentarze

Powiem tak... urzekła mnie Twoja historia.

Nie wiem czy sarkazm, czy nie. ;D Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak - w porządku, rozluźnijmy atmosferę. ;)
Swoją drogą, myślę, że tekst powinno przeczytać paru młodych znawców-laików. A nuż znajdą coś dla siebie (i dowiedzą się, że poza "Eragonem" są jeszcze inne, poważniejsze powieści fantasy).

Eee, tego nie da sie skomentować. A naprawdę próbowałem...

Ba! Od czegoś trza zacząć. Może być nawet Eragon.

Tak jak napisałem w tekście, do niedawna też byłem laikiem. I nie mam nic przeciwko czytaniu "Eragona" ani zachwycaniu się "Harrym...", po prostu trochę smuci mnie fakt, że w większości wiedza nt. fantasy kończy się właśnie na tych pozycjach.

Miłoszu, mam do Ciebie pytanie. Czy Ty jesteś baaaardzo początkującym czytelnikiem fantastyki, czy po prostu daleko Ci do niej, ale wpadły Ci w ręce powyżej przytoczone przez Ciebie książki i na ich podstawie myślisz, że to już cała fantastyka? Pytanie nie jest sarkastyczne, ale odpowiedź wiele wyjaśni. Od siebie napiszę natomiast, że Lem i Sapkowski zrobili wiele dla polskiej fantastyki, ale nie są oni bynajmniej żadnymi prekursorami, ponieważ przed nimi wielu ludzi pisało opowiadania/powieści SF i fantasy. Wystarczy poszukać w antykwariatach, by się o tym przekonać. Poza tym wielu fantastycznych elementów można doszukać się w literaturze pięknej, a dopiero później nastąpiło rozdzielenie rzeczy realnych od fantastycznych, co bardzo zubożyło jeden i drugi gatunek. Kiedyś (mam na myśli czas poprzedzający wiek XX) pisarze zaliczani do pisarzy klasycznych myśleli w sposób bardziej magiczny niż obecnie. Chociażby taki Balzac w powieści "Jaszczur" też zastosował fantastyczny element. Wiem, że to nie polska literatura, ale i w polskiej można doszukać się wielu takich rzeczy.

"po prostu trochę smuci mnie fakt, że w większości wiedza nt. fantasy kończy się właśnie na tych pozycjach"

A mnie to nie obchodzi. Jeden lubi czytać Grocholę, inny Lema,jeszcze inny kryminały. Nie możesz zmusić wszystkich ludzi, żeby zainteresowali się fantastyką. Moja wiedza na temat kryminałów ogranicza się do 2 przeczytanych ksiązek Agaty Christie i jakoś nie ciągnie mnie do zgłębiania świata sensacji i kryminałów. A jeśli ktoś uważasz się za znawcę fantastyki, bo przeczytał tylko "Harrego" czy "Eragorna", to jest po prostu śmieszny, ale właściwie czym tu się smucić i przejmować? To on ma problem, a nie Ty ;)

Elleth - w artykule wspomniałem o swoim wcześniejszym przeświadczeniu, jakoby to Lem i Sapkowski byli prekursorami polskiej fantastyki. Przyznałem, że się myliłem. Odpowiem też na pytanie - nie, nie uważam, że poznałem ogół literatury fantasy, ale staram się robić możliwie wiele, żeby wiedzę na jej temat pogłębiać.

Nie mam też nic przeciwko książkom pań Grocholi czy Kalicińskiej, ale jeżeli czyjeś obeznanie z naszą literaturą kończy się na "Domu nad rozlewiskiem", zaczynam się bać. Ba, niech każdy czyta co chce, nie mówmy o konsekwencjach, bo to bez sensu. Rzecz w tym, że co jakiś czas znajdują się tacy, którzy po przeczytaniu "Eragona" chcą uczyć o fantasy. Tak jak ja w tym artykule - ingorant dyplomata, robi wszystko, żeby się wybronić.

A zatem, a więc, azaliż...
Kanoniczne Top 10 fantasy (wg. Sapkowskiego, ale Ameryki nie odkrył, więc czuję się upoważniony do cytowania):

1. J. R. R. Tolkien, Hobbit
2. C. S. Lewis, Opowieści z Narnii
3. J. R. R. Tolkien, Władca Pierścieni + Silmarilion
4. Fritz Leiber, Saga o Fafhrdzie i Szarym Kocurze (dyskutowałbym)
5. T. H. White, Był sobie raz na zawsze Król
6. Ursula K. Le Guin, Ziemiomorze
7. Roger Zelazny, Kroniki Amberu
8. Stephen R. Donaldson, Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka
9. Gene Wolf, Księga Nowego Słońca (doskonała, ale tu bym bardziej wstawił wczesne, howardowe Conany)
10. Jack Vance, Lyonesse (ja bym akurat wymienił na R.Jordana)

Znając 1-2 pozycje, o fantasy wiesz maciupko. Znając 6-7 masz jakieś tam podstawy do sądów i opinii. Znając 9-10 możesz już mówić w miarę głośno i nie musisz zasłaniać twarzy czadorem. Oczywiście, wypada przeczytać kolejne 20, żeby móc wyjść spod stołu w czasie dyskusji.

Taka jest opinia autora ww. zestawienia (A. Sapkowski - wiem, może i bufon i arogant, ale sorry - wiedzę o fantasy ma potężną wie, co pisze), dostoswałem ją tylko lekko do warunków rzeczywistych.

I tyle - Eragona i Harrego Pottera tam nie widać, prawda? Mnie Harry Potter nie zainteresował, Eragon zaś doprowadził do drgawek, skoków cukru, śpiączki i w rezultacie zgonu. To nie znaczy, że te opowieści są złe - mają przeciez fanów, więc widocznie sa potrzebne - super, niech sobie Rowling i ten tam chłoptyś żyją i zarabiają, jestem za. Ale po przeczytaniu tych 2 książek + Hobbit nie powinno się mówić "znam sie na fantasy". Podobnie, jak po lekturze samego Sapkowskiego i Lema. Czy Jordana i Wolfe'a. Generalnie - nie mówię, że znam się na naprawie samochodu jesli umiem tylko wyczyścić popielniczkę.

Żeby było jasne: ja się nie znam :) Z setki wymienionej przez Sapkowskiego w "Rękopisie znalezionym..." znam ok. 30 pozycji, tak na poważnie wymądrzać zacznę się po 50-ciu :)

Gregster, dzięki, lista na pewno się przyda.
Czyli drażni Was fakt, że być może sam wiem niewiele, a wziąłem się za moralizowanie? ;D
Większość moich "obeznanych" znajomych po prostu uwielbia opowiadać na lewo i prawo, jakie ma doświadczenie w kwestiach literatury. Lektury dodatkowe - "Eragon" (już nawet po "Najstarszego" nie sięgną), "Harry Potter". Kiedy parę lat temu, bodajże w piątej czy szóstej klasie podstawówki, przedstawiłem "Hobbita", usłyszeli o nim po raz pierwszy. I nie większość, po prostu wszyscy.

Nie zależało mi na wyśmianiu, ale na pokazaniu, że większość, niestety, choć uważa inaczej, wie niewiele.

No to ich olej. Nie ma się czym pzejmować. Zamiast ich uświadamiać, to sobie coś poczytaj ;)

przejmować*

W ogóle nie lubię hipokryzji. Nie napiszę eseju na temat literatury Agaty Christie, skoro przeczytałem tylko jedną książkę (gwoli ścisłości: "Zło, które żyje pod słońcem"). Więc jeżeli ktoś-gdzieś-kiedyś chce się pochwalić, to jedynie tym, na czym się naprawdę zna. ;)
Olałem ich. Ale po paru latach przyszli mi na myśl i napisałem "Cztery strony..."

Tak patrzę sobie na ten zestaw top10, który podał gregster i zastanawiam się, co tak wysoko robią Opowieści z Narni. Ja rozumiem, że swoje lata te książki mają, klasyka itd., ale jeśli o poziom chodzi, to są daleko za Potterem (którego zresztą widziałbym w okolicach dziesiątego miejsca).

Też się nad tym zastanawiałem, Urtur, i doszedłem do wniosku, że znalazły się tam z dwóch powodów: dla autora rankingu, tj. Sapkowskiego, muszą sporo znaczyć albo trafiły tam tylko ze względu na to, że wchodzą w kanon literatury klasycznej, którą, jak powtarzają poloniści, trza znać.

Ja tam myślę, że nie ma niczego co koniecznie "trza znać" - kanon przytoczyłem gwoli ciekawostki, a i tak - jak się okazało po powrocie do domu - nieco błędnie. W bibliotece kogoś, kto uważa się za znawcę, chętniej bym obserwował ilość i różnorodność. Np. znając kilka pozycji sword&sorcery, kilka fantasy/horrorów, kilka dark fantasy, kilka epickich klasyków i kilka urbanów - może z pewnością więcej i mądrzej mówić niż osobnik od dwudziestu lat jadący na elfach, smokach i ogólnie (znów cytując za Sapkiem) znawca 220 tomów Tales of Magic Shit.

Sam "ranking" nie jest aż tak istotny.
Myślę, że problemem jest upraszczanie fantasy. Teraz kojarzy się głównie z wampirami, ze "Zmierzchem" itd. W ten sposób powoduje się uszczuplenie dorobku wspomnianego gatunku. A właściwie nie uszczuplenie, źle się wyraziłem. Prędzej jego całkowite zapomnienie. Jeszcze trochę i ktoś, kto nie przeczytał "Zmierzchu" będzie uważany za ignoranta, a ktoś, kto ma za sobą "Wiedźmina", "Mściwego..." czy którąś z innych pozycji klasyków, za nudziarza.

> gregster

To "Tales of Magic Shit" przypomina mi nieco "Fekal Fantasy: Magic & Loo" (po polsku "Fekal Fantasy: Magia i Sracz"). Sorry za offtop, MSPANC.

Sam nie jestem fanem Tolkiena, "Hobbit" mnie nudził, ale zdaję sobie sprawę, że najpierw należy poznać wszystkie zakątki literatury, nim się zacznie na jej temat wypowiadać.
A co do "Mściwego..." - jest w Polskiej Bibliotece Internetowej.

Przypominam, że Sapkowski, formułując swoją TOP-LISTĘ miał za sobą doświadczenia wielu lat PRL. W tamtych czasach dostęp do literatury światowej był bardzo ograniczony. Do fantasy wyjątkowo ograniczony "bo to mało wartościowe" a poza tym istniało ryzyko, że któreś z opisywanych Imperów Zła mogło przypominać blok komunistyczny.
Oczywiście Pan Andrzej zna język angielski, więc coś tam sobie poczytał.
Nie robiłbym jednak z Niego wykładni tego co przeczytać warto.

Podoba mi się powyższy tekst. Może nie zasługuje aż na publikację w dziale "publicystyka" ale chętnie zobaczyłbym go w HydeParku.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

"Nie robiłbym jednak z Niego wykładni tego co przeczytać warto"

Ja w ogóle proponowałabym, żeby każdy dla siebie był sterem i żaglem i nie powierzał swojego losu bardziej lub mniej wydumanym autorytetom :P Andrzej Sapkowski jest bardzo fajnym pisarzem, lubie jego prozę, jednak styl "Pamiętnika znalezionego w Smoczej jaskini" jest za bardzo autorytatywny. No chyba, że to po prostu takie poczucie humoru. Jednak, jeśli to rozpatrywać całkiem poważnie, to uważam, że jedna osoba nie ma prawa narzucać innej co ma czytać. I niech tak pozostanie ;) Sami sobie wybierajmy książki i bądźmy wolni ;)

Nowa Fantastyka