- publicystyka: Granice wyobraźni - najdziwniejsze kreacje w SF i fantasy (Konkurs publicystyczny)

publicystyka:

Granice wyobraźni - najdziwniejsze kreacje w SF i fantasy (Konkurs publicystyczny)

Granice mojego języka wyznaczają granice mego świata

– Ludwig Wittgenstein, „Traktat logiczno-filozoficzny"

Granicą jest nasza wyobraźnia – powyższe stwierdzenie ma z reguły pozytywny wydźwięk. Nic w tym dziwnego. Wystarczy rozejrzeć się dookoła – większość z tego, co nas otacza, zawdzięczamy jej sile. Ktoś kiedyś pomyślał, a następnie urzeczywistnił; wyszliśmy z jaskini, by ostatecznie sięgnąć kosmosu. Jednak, że każda granica dokądś sięga, tak i nasza wyobraźnia ma swój kres. Wyznacza ją otaczający nas świat, a i to, przez pryzmat zaledwie pięciu zmysłów, w jakie jesteśmy wyposażeni. I tak, wszystko, co zobaczymy, usłyszymy, powąchamy, czego dotkniemy lub posmakujemy odbije się na naszych fantastycznych kreacjach. Zawsze będą one niczym innym, jak tylko mieszanką atrybutów – macek, oczu, czułków – tak dobrze nam znanych z życia codziennego.

 

Weźmy na ten przykład parę klasycznych przedstawicieli gatunku SF, tytułowych bohaterów znanej w szerokich kręgach, poniekąd już kultowej serii „Aliens versus Predator". Rozłożywszy ich na czynniki pierwsze okaże się, że Predator, wyjąwszy świński pysk i szczękoczułki, nie różni się wielce od potężnie zbudowanego rastamana, Obcy natomiast, choć z pozoru wyposażony w większą ilość dziwacznych przymiotów, jest hybrydą stworzoną z losowo wybranych stron atlasu zwierząt. Jak w takim razie stworzyć coś prawdziwie dziwnego, skoro mamy do dyspozycji elementy, tak dobrze nam znane?

 

Niech za odpowiedź posłuży cytoplazmatyczny ocean z „Solaris". W plebiscycie dziwności pokonałby zapewne wspomniane wyżej straszydła. Rzecz o tyle paradoksalna, że Lem, wymyślając swojego obcego, nie pokusił się jakoś szczególnie o stwarzanie pozorów dziwności – ot, ocean roztopionego sera. Niby nic nadzwyczajnego – żadnych żądeł, szponów, macek – a efekt piorunujący; wrażenie obcowania z czymś dziwnym nieporównywalnie większe, niż to, jakie mamy oglądając filmy, czy też czytając komiksy o przygodach Ksenomorfów i Drapieżców. Pytanie tylko: dlaczego?

 

Ano dlatego, że o dziwności kreacji w niewielkim stopniu decyduje jej aparycja. W erze kultury obrazkowej widzieliśmy już tyle, że kolejne wężo-bawoło-orangutany mogą, co najwyżej, śmieszyć. Klucz do prawdziwie przedziwnych stworzeń leży w sferze obcej psychiki. I to właśnie tu lemowska kreacja bije na głowę swoich przeciwników. Bo o ile motywacje Predatora czy Ksenomorfa, choć nie do końca znane, dają się przełożyć na ludzkie kategorie, ocean Lema całkowicie wymyka się naszemu pojmowaniu, potęgując wrażenie obcości.

 

Podobnie rzecz ma się z Wężydłami ze „Ślepowidzenia", z tym że tu Peter Watts poszedł o krok, jeśli nie dwa, dalej. Po pierwsze, zadbał o odpowiedni wygląd swojej kreacji, czerpiąc garściami z obszaru rzeczywistości będącego najpewniejszym – obok świata insektów – gwarantem dziwacznych przymiotów, a mianowicie z morskich głębin. Po drugie, stworzył istoty częściowo wymykające się naszej percepcji, co, zważywszy na wspomniane ograniczenia wynikłe z faktu posiadania pięciu takich, a nie innych zmysłów, czyni Wężydła niemal ideałem w naszych poszukiwaniach. Niestety, idąc tym tropem, osiągnęlibyśmy punkt, w którym doskonałą kreacją pod względem dziwności okazałby się kompletnie niezrozumiały i niewidzialny stwór, którego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie objąć zmysłami. Biorąc pod uwagę kwestię ewentualnej realizacji, pomysł mało ekscytujący.

 

Czymś zupełnie odmiennym są Robale Orsona S. Carda z sagi o Enderze. W przeciwieństwie do poprzedników, Card w dużym stopniu antropomorfizuje rasę Formidów; zezwolenie obcej rasie na komunikowanie się z ludźmi przy użyciu naszej siatki pojęciowej jest ewidentnym pójściem na kompromis, żeby nie napisać: łatwiznę. Autor zdołał jednak wyjść z tego zabiegu obronną ręką, poświęcając wiarygodność wykreowanego wszechświata na rzecz przybliżenia mentalności rasy, której inność – a tym samym dziwność – z każdym kolejnym dialogiem prowadzonym przez Królową Kopca odczuwamy coraz mocniej. Na usprawiedliwienie Carda dodam, że gdyby chciał pozostać konsekwentnym i uczynił Robale „prawdziwymi" obcymi, otrzymalibyśmy, co najwyżej, kolejne Ksenomorfy. A tak, stanęliśmy przed szansą dowiedzenia się, co o nas myśli i jak nas widzi obca rasa – szansa, której nie warto marnować.

 

Skoro już jesteśmy przy kwestii języka, nie sposób pominąć Siedmionogów z nagrodzonego Nebulą opowiadania autorstwa Teda Chianga pt. „Historia twojego życia". Tu znowu dziwność obcej rasy manifestuje się za sprawą języka, albowiem w kwestii wyglądu Siedmionogi – przypominające beczułki o łatwej do odgadnięcia liczbie kończyn – nie odbiegają od całych zastępów istot z podrzędnych filmów SF. Ich niezwykłość ujawnia się w miarę odkrywania przez główną bohaterkę lingwistycznych prawideł rządzących językiem obcych, co pociąga za sobą całkowitą zmianę postrzegania przez nią czwartego wymiaru. Dopiero wówczas czytelnik zaczyna mieć mgliste wyobrażenie na temat psychiki Siedmionogów. Naraz obraz pociesznych stworków znika, a my mamy okazję otrzeć się o przedziwną rzeczywistość obcych, której w szerszym wymiarze nie sposób ująć w kategorie ludzkiego pojmowania.

 

Celowo na sam koniec pozostawiłem Howarda P. Lovecrafta – autora, któremu należałoby poświęcić cały artykuł, a nie ledwie jeden paragraf. Lovecraftowski panteon przedziwnych stworzeń jest tak obszerny, że nie ma sensu przytaczać konkretnych przedstawicieli mitologii Cthulu; wystarczy sięgnąć po pierwsze dzieło z brzegu. Warto jednak zwrócić uwagę na sposób, w jaki Lovecraft kreuje ową dziwność. Niewiele opisu poświęca na swoje bóstwa, czasami poznajemy je „z drugiej ręki", kiedy indziej nie pojawiają się wcale. Ich aparycja czy psychika – jakby bluźniercza nie była – schodzi na plan dalszy, albowiem Lovecraft nie operuje na przymiotach, lecz na wrażeniach, które są rzeczą unikalną dla każdego z nas. Szczątkowa wiedza na temat tego, co czai się w ciemnościach wystarczy – nasz umysł dopowie całą resztę; żadne kły czy pazury nie zdołają tego przebić. Dzięki takiemu przepuszczeniu prozy przez indywidualny filtr czytelnika, Lovecraft zdołał zapewnić swoim bóstwom miejsce w panteonie najdziwniejszych kreacji, jakie kiedykolwiek powstały na kartach książek.

 

Trudno szokować w obecnych czasach. To, co dziwiło kilkanaście lat temu, dziś, w erze postmodernizmu i efektów specjalnych, wywołuje u czujnego odbiorcy sceptyczne: „było". Wszak lud Na'vi to północnoamerykańscy Indianie po (nie)udanej kuracji hormonalnej, smoki są niczym innym jak tylko naturalną reakcją ciemnoty na historie o dinozaurach, a wampiry stały się elementem ozdobnym pokoju każdej szanującej się nastolatki i zamiast przerażenia wywołują tęskne westchnienia. Czy w takim razie uchowały się gdzieś kreacje, które są jeszcze w stanie kogokolwiek zadziwić, czy może sięgnęliśmy punktu, w którym otwierające ten artykuł motto wypowiemy już nie z dumą, a z rozczarowaniem? W poszukiwaniu odpowiedzi namawiam wszystkich, by wyruszyli na własne poszukiwania, a za punkt wyjścia niech posłuży choćby ta mapa, którą dostarczyłem w powyższym artykule.

 

Patryk Szachraj

Komentarze

I zobacz, jak to jest. Marcin Robert napracował się chyba mniej, a jednak to jego tekst jest bardziej efektowny i do takiego ignoranta ( tzn. - co mało czyta), jak ja - trafia celniej.Chcesz, żebym: "według Twojej mapy...". No chyba żartujesz? Aż tyle wolnego czasu to ja nie mam.
 Ale - piątka.
 Pozdrówka.

Tekst zakwalifikowany.

A czy kiedykolwiek można było te słowa wypowiadać z dumą? O ile się nie mylę, od zawsze miały pokazywać, jak ciasne są granice ludzkiego pojmowania.

Ośmielę się stwierdzić, że jednak się mylisz, niezgodo.b.

Bardzo chętnie dowiem się, dlaczego :)

W kontekście o którym piszę (wypowiadanym z dumą) powyższe powiedzenie mogłoby zawierać w sobie jeszcze domyślny wyraz TYLKO bądź JEDYNIE/JEDYNĄ, w związku z czym brzmiałoby  następująco: "Granicą jest TYLKO nasza wyobraźnia", ewentualnie "JEDYNĄ granicą jest nasza wyobraźnia". Myślę, że teraz powinnaś być w stanie wymyślić odpowiedni kontekst sytuacji, w której wypowiedziano by rzeczone powiedzenie z dumą. Jeśłi nie, pisz, ewentualnie wygogluj.

Ach, że niby od tej strony się za to zabierać...
Mnie słowa Wittgensteina od zawsze (to znaczy, od kiedy je poznałam) napawały smutkiem. Nigdy też nie wpadłam na to, żeby równoważyć je z powiedzeniem którego użyłeś na początku artykułu. Ale nawet wtedy - nadal jest to raczej smutne i do bycia z tego dumnym nie zachęca.
Co mam wyguglować? :>

Ależ oczywiście, że słowa Wittgensteina traktują o naszym ograniczeniu i nie powinny być wypowiadane z dumą. Przytoczony cytat jest jakby zasygnalizowaniem, do czego dochodzę dopiero w konkluzji artykułu - a mianowicie, że wyobraźnia nie jest wcale tak wielkim obszarem.
Natomiast powszechne (i nie mające nic wspólnego z Wittgensteinem) powiedzenie: JEDYNĄ granicą jest nasza wyobraźnia, jest tym, do czego odnoszę się w otwierającym zdaniu (i to właśnie je miałaś sobie wyguglować, dopuszczałem bowiem możliwość, że nigdy nie spotkałaś się z tym, jak to właśnie ludzie mówią coś w stylu: "Dasz radę coś wymyślić. Jedyną granicą jest twoja wyobraźnia").

Tak, dumnie mówią o tym, jak bardzo są ograniczeni ;). Oczywiście w różnej mierze i na różne sposoby, ale łańcuch i kaganiec, choćby najdłuższe i najwygodniejsze, nigdy nie będą tym samym co prosta droga przed nami i wiatr w sierści na pysku :).
Widzę zatem, że jednak mniej lub bardziej, mieliśmy na myśli to samo. Ciekawe podejście do czegoś znanego to zabieg nowatorski, ale i tak ograniczony (albo odwrotnie).
A na temat wymyślania... "Zawsze coś się wymyśli", chociaż to z całkiem innej bajki.

Nowa Fantastyka