- publicystyka: Es tu peregrinator temporis? (Konkurs - Stanie się czas)

publicystyka:

Es tu peregrinator temporis? (Konkurs - Stanie się czas)

Ten Jack Havig to miał szczęście. Amerykanin, bystrzak i w dodatku mutant. Kto by tak nie chciał: znaleźć ustronne miejsce (nasz bohater często korzysta z toalet publicznych), spiąć się wewnętrznie i... hop do plejstocenu. Albo tysiąc lat w przyszłość.

 

Urok tego typu opowieści opiera się na rozległej perspektywie historycznej. Dzięki jednej krótkiej książeczce otrzymujemy migawkowy obraz dziejów, utrwalony jakby na fotografii, jasne, że uproszczony, ale dzięki temu w miarę spójny. Anderson i Havig znajdują tu, uwaga, uwaga: sens ludzkiej historii.

 

Do konkurencyjnych propozycji historiozoficznych Anderson odnosi się zdawkowo: gdzieś z boku mamy ukrzyżowanie Jezusa, przewijają się wzmianki o komunizmie, ale to tylko tło. Polemika osłabiłaby – i tak, szczerze mówiąc, niewielką – siłę rażenia wizji autora. A wizję tę można streścić następująco: historia to marsz ku dalekiej przyszłości, której kształt zależy od wyniku konfrontacji dwóch głównych sił XXXI wieku: Federacji Maurai oraz organizacji Orle Gniazdo. Na fabułę książki składa się proces zdobywania przez bohatera wiedzy o tym konflikcie, a następnie – zachowanie Haviga w jego obliczu.

 

Książka jest wciągająca, napisana lekkim stylem i cały czas utrzymuje czytelnika w stanie delikatnego suspensu. W żadnym momencie nie nachodzi człowieka pokusa, by wywalić te 200 stron przez okno. Z drugiej strony, język jest tu tylko wehikułem fabuły. Nie znalazłem żadnych błyskotliwych metafor, porównań czy fraz godnych zapamiętania, nawet tak zwięzłych i męsko-przaśnych jak hemingwayowskie „poszedł za dom i oddał mocz" albo „dotarł do rzeki, rzeka tam była".

 

Samej fabule przydałoby się wprowadzenie większej liczby postaci o pogłębionych charakterystykach. Wśród podróżników w czasie tylko Havig, Leoncja i Wallis, może jeszcze Krasicki, są jakimi takimi osobowościami, reszta to statyści. Jeśli chodzi o głębię świata i bohaterów, „Stanie się czas" trudno nazwać powieścią. To raczej długie opowiadanie.

 

Jedna rzecz mnie w tej książce irytowała niezmiernie i był to, niestety, kamień węgielny jej fabuły. Absolutnie nie wierzę w możliwość cofania się w czasie. To dla mnie filozoficzny absurd podważający podstawowe zasady funkcjonowania naszego świata. Czas jest miarą tempa naszego umierania. Wszyscy podróżujemy w jednym kierunku – w przyszłość. W tym i tylko w tym sensie możemy twierdząco odpowiedzieć na pytanie, które Jack Havig usłyszał w Jerozolimie, 33 A. D.

 

Komentarze

„Stanie się czas" trudno nazwać powieścią. To raczej długie opowiadanie.

Zgadzam się z tym stwierdzeniem, podczas czytania również o tym pomyślałam. Chyba oczekiwałam czegoś więcej.

Hehe, też mi utkwiło to zdanie "Es tu peregrinator temporis?", całkiem sprawna recenzja, jednak nie zgadzam się z konstatacją zawartą w ostatnim akapicie.

Ciekawie napisane, nie wiem tylko czy powinieneś oceniać książkę (ostatni akapit recenzji) pod kątem tego, czy przedstawia wydarzenia prawdopodobne czy nie.

Stawiam 5

Obawaiam się, że już po terminie zgłaszania prac do konkursu. Też się troszkę pogubiłam w czasie:) Zapraszam do mojej recenzji. Pozdrawiam:)

Recenzja zakwalifikowana. :)

Nowa Fantastyka