Profil użytkownika


komentarze: 4, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

PS. Aha, zauważyłem, że zwracam się do rozmówców per "ty", podczas, gdy część tutejszych wpisowiczów mnie "panowała". Nie zamierzałem i nie zamierzam nikogo lekceważyć. Odruchowo odpowiedziałem w konwencji konwentowo – forumowej i zachęcam, by i mnie traktować zgodnie z nią.

Przepraszam, że trwało to dłużej, niż zapowiadałem. Praca, niestety. Masz rację pisząc, że w mitologiach (pieśniach itp.) można znaleźć tropy wskazujące na to, iż to bogowie stali za wznoszeniem miast, pierwszych murów itp. a ludzie byli im za to wdzięczni. Bogowie to nie tylko niszczyciele, a fakt, że ludzie ofiarowywali im miasta w opiekę i przyjmowali ich na patronów miast wskazuje na to, że relacje bogowie-miasto były bardziej skomplikowane. I sądzę, że jest to temat na interesujący tekst, bądź interesującą dyskusję. Z tego, co wiem, szykuje się dość interesujący projekt w kontekście miasta w fantastyce, więc jeśli wypali może tam byłoby miejsce na taką rozmowę? A może dalibyśmy radę porozmawiać na ten temat na którymś konwencie? Mogłoby być ciekawie. No, ale to dywagacje. Ja podszedłem do tematu z innej trochę strony niż Ty. Interesowały mnie miasta w fantastyce, przede wszystkim fantastyce irracjonalnej, bo SF to trochę inna bajka. W fantasy rzadko widać ów pozytywny spadek po bogach, jakąś ludzką wdzięczność wobec nich. W ogóle bogowie są w fantasy traktowani raczej instrumentalnie – jeśli już są, bo fantasy to – paradoksalnie – prawnuczek Oświecenia, w fantasy rządzi rozum. Wydawałoby się, że w światach magii i bogów powinny toczyć się niekończące się wojny religijne przypominające to, co znamy z Homera (gdzie bogowie mieszali się w sprawy ludzkie) albo z mitów indyjskich. Oczywiście, w tym kontekście "wojna religijna" nabierałaby nowego znaczenia – byłaby starciem wyznawców wspieranych przez żywych bogów. Tymczasem wcale nie jest łatwo trafić na takie przykłady. Chyba, że zaczniemy się zastanawiać, czy wojen u Tolkiena i jego spadkobierców nie można by rozpatrywać w tym kontekście. W końcu orkowie mogą być wyznawcami Melkora, a elfy Iluvatara. Ale tu potrzeba osobnej interpretacji, bo na pierwszy rzut oka tego nie widać. Wprost o religii pisze Cook, ale tam widzimy świat oczami Konowała, który jest ateistą i z wojen toczonych z powodów religijnych otwarcie kpi. W imię bogów walczą czasem co fanatyczniejsi bohaterowie Eriksona, ale to akurat przykład, gdzie bogowie są podobni śmiertelnikom i stanowią tylko pewien rodzaj superbohaterów, czy superłotrów, w dodatku bogiem może tam zostać praktycznie każdy. Na co dzieć bogowie w fantasy mało się liczą. Conan może krzyknąć: "Na Croma!", ale wcale na pomoc Croma nie liczy (co zresztą sam wyjaśnia wprost w którymś z opowiadań). U Leibera bohaterowie niemal otwarcie kpią z religii wcielając się w rolę kapłanów by naciągać naiwnych. Nawet, gdy jakiś rodzaj bogów pojawia się i to w groźnej formie (np. w "Grobowcach Atuanu"), to są to bogowie stłamszeni i uwięzieni. Zresztą u Herberta i Zelaznego uwięzieni w miastach/zamkach bogowie też się pojawiają i często chcą uciec, a nawet pragną śmierci, która oznacza wyzwolenie. Fantasy jest zazwyczaj albo agnostyczna, albo bardzo bogów umniejsza. Dlatego postawa wdzięczności wobec bogów, o której napisałeś jest raczej rzadko spotykana. Nawet odnoszący się wyraźnie do religii Tolkien miast nie lubił, dlatego u niego wdzięczność przejawia się w kontekście przyrody. Interesująca mogłaby być analiza miast u C. S. Lewisa, który napisał otwarcie religijny – chrześcijański – cykl fantasy. Ponieważ przyszło mi to do głowy w tej chwili, mogę tylko napisać, że u niego bohaterowie także z miast przede wszystkim uciekają, a Bóg objawia się głównie poprzez przyrodę. Cała ta długa przedmowa służy wyjaśnieniu, że piszą "miasto jako herezja" zastanawiałem się nad źródłami obrazu miast w fantasy, nie nad szczegółową relacją bogowie-miasta w mitach. Fantasy korzysta obficie z mitów jako skarbnicy gadżetów. Ponieważ te gadżety są silnie naznaczone symbolicznie i archetypicznie, nawet traktowane instrumentalnie niosą ze sobą pewne przekazy kulturowe, często pomimo zamierzeń pisarzy. Nawet jednak wtedy, gdy pisarz umieszcza w swojej twórczości mimo woli, bądź zgodnie z planem, pewne wynikające z mitów schematy, wpisuje je w świat fantasy. A ten nie jest przyjazny bogom. Jest sporo ironii w tym, że autorzy fantasy to najczęściej oświeceniowcy śpiewający hymn na cześć ludzkiej przemyślności i że miasta u nich najczęściej są dziełami ludzi, nie bogów. Może ma to związek z anglosaską tradycją i wychowaniem, z faktem, że znaczna część autorów fantasy (jeśli nie wszyscy) wywodzi się z tradycji protestanckiej? To kolejny temat wart rozważenia. Ale to już chyba innym razem. Niestety, właśnie zwiewam na urlop i przez ok. dwa tygodnie będę poza siecią. Jeśli więc rozpęta się tu jakaś rozmowa, głos będę mógł zabrać znowu z opóźnieniem. Pozdrawiam. Paweł.

Na razie na gorąco, bo właśnie Cetnar podesłał mi link do tego tekstu. Przeczytałem go szybko i pewnie zbyt pobieżnie, bo (ale psst!) jestem teraz w pracy. Tekst fajny, ciekawy, analityczny. Spróbuję siąść nad nim poważniej, może w wekend, i wtedy odpowiedzieć.

Na razie wydaje mi się, że wyszliśmy z dwóch punktów widzenia, Nagakura bardziej religioznawczej, a ja z drugiej strony - od tekstów literackich, ku ich źródłom. I te dwa zupełnie różne punkty startowe mają swoje konsekwencje. Ale - tak, jak napisałem, to pierwsze wrażenie, po nazbyt pospiesznej lekturze w warunkach partyzanckich.

 

 

Nowa Fantastyka