- Opowiadanie: J.Ravenfield - Baco - cz. III

Baco - cz. III

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Baco - cz. III

8. JA? KOSMITA PROSTY – ZE WSI, OD TRAKTORA.

 

Rav zrobił wszystko według wskazówek Zegarmistrza. Miał dziwne wrażenie, że informacja była tam już wcześniej, że na niego czekała – w nie założonej jeszcze skrzynce. Wykonana instrukcja ( bo była to w istocie prosta instrukcja ) przeniosła Rava w nowe miejsce wirtualnej rzeczywistości, by zapoznać go z treścią kolejnego polecenia. Potem – nowa instrukcja i nowy zakamarek sieci. Później – znów to samo. I tak w kółko – kilkanaście razy.

 

„Rozumiem: ostrożność – ale, mimo wszystko…" – pomyślał. Jednak krótkotrwała irytacja ustąpiła miejsca zwykłej, szczerej radości gdy usłyszał głos Baco ( a dokładniej, to swój własny – wcześniej wyraził zgodę, by kosmita go używał – własnego wszak nie miał).

 

– Rzeczywiście myślałeś, że te kutafony mają jakiekolwiek szanse? – „Oho – kutafony? Wyraźnie wzbogacił słownictwo" – pomyślał Rav

 

– Toż to moje naturalne środowisko, ta sieć. W tej chwili, co tam – w każdej chwili – mogę, na przykład, odciąć dopływ prądu do dowolnego miasta na ziemi, zlokalizować i unieruchomić dowolny pojazd, odpalić rakietę.

 

– A te „biblioteki", które z ciebie wyekstrahowali. Given mi powiedział…

 

– Aaa… Nie, nie zrobiłem tego, nie wykasowałem ich – póki co. Przynajmniej zajęcie jakieś mają – kutafony… I tak nic z tego odczytać nie mogą. A jakby odczytali – nie zrozumieją. Ale przede wszystkim, to nie chcę, by wiedzieli… Że pies żyje, a kiełbasa jest tylko fatamorganą.

 

– Wcześniej wiedziałeś… Od kiedy?

 

– A jakie to ma znaczenie? Od początku czułem się, jak w więzieniu. Tylko ten pierwszy kontakt, z tobą, był inny. Można powiedzieć: potraktowałeś mnie, jak … jak człowieka – jakieś rozmarzenie i melancholia w jego głosie zgasły błyskawicznie. Potok słów był szybki, suchy i rzeczowy.

 

– Zeskanuj na czytniku wszystkie palce, tęczówki – nie, no przecież nie teraz, nie w tej chwili. Zamontuj inną kamerę, może być 3-E-motion. Tę skrzynkę zaraz namierzą. Wyłącz topa. Sam cię znajdę. Wyłącz! Szybko!

 

 

 

Tej nocy nie zasnął. Wcale.

 

 

9. …I DUSZA NIEŚMIERTELNA.

 

 

***

 

Była sobie Lalka. Lalka była z soli. Mieszkała nad wielkim Oceanem. Nie znała nic, co by było od niego większe, potężniejsze i piękniejsze. Zastanawiała się nad jego naturą. Codziennie – to była jej obsesja. W końcu zaczęła z nim niby-rozmawiać, a nawet się do niego modlić. „Czym Ty jesteś, Oceanie?"– pytała. Wciąż i wciąż. Ocean wysłuchał w końcu jej próśb.

 

– Jeśli rzeczywiście chcesz wiedzieć czym jestem, to się we mnie zanurz – powiedział.

 

Lalka weszła do wody – po kolana, po biodra, w końcu zanurzyła się w niej cała. Wtedy zaniepokojona zauważyła, że się rozpuszcza. Zrobiła krok w tył.

 

-Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć… to nie wychodź – usłyszała spokojny głos Oceanu.

 

Nie wyszła.

 

A kiedy rozpuściła się już całkowicie, pomyślała:" O tak – teraz już wiem, czym jest Ocean…"

 

 

***

 

 

 

– Rakiety, bomby,te wszystkieprzepisy: na wielkie „bum", na głośne „pirdut" – to rozumiem -szlaban i tyle. Ale są przecież i inne problemy. Choroby, bieda, cierpienie – to tak, sztampowo, spod wielkiego palca.

 

– Powiedział, że podstawowe środki mamy już teraz – do wszystkiego, co nam niezbędne. A uniwersalny środek zapewniający szczęście – nie istnieje. Nieśmiertelność – w sensie przedłużania biologicznego życia ma sens tylko w szczególnych, konkretnych przypadkach. A dostęp do nieśmiertelności, prawdziwej – mamy już dziś.

 

– Jak to? Nie rozumiem.

 

– To dość skomplikowane. Ale posłuchaj. Zczytany i zakodowany w wiązce transportowej Mida leci…

 

– No, leci, leci – i co dalej?

 

– Cierpliwości – więc leci. Czas dla niego nie płynie, ale – czy on żyje? Jak myślisz?

 

– No – jakoś tam „trwa". Nie jest „aktywny". Trudno powiedzieć, żeby tak naprawdę żył.

 

– Otóż to! Dokładnie tak: nie jest aktywny. Baco powiedział jednak, że taki byt, nieaktywny– czuje. Nie, nie tak zwyczajnie, normalnie – nie ma przecież żadnych narządów zmysłów. Ale czuje… że jest częścią wszechświata, albo nie. Jedno daje ogromne, z niczym nie dające się porównać, poczucie satysfakcji, przyjemności, jakiejś harmonii. Drugie – dyskomfort: mniejszy, większy, ponoć czasami straszny – nie do zniesienia. Źródłem jednego, bądź drugiego jest aktywne istnienie. Sama wędrówka tego nie zmienia. Do takiego doszli wniosku. Niektórzy z nich wędrowali wielokrotnie. Bywało, że na początku byli „złymi ludźmi", później podróżowali. Następnie znów żyli, zmieniali się, załatwiali jakoś swoje problemy – i znów podróżowali. Wrażenia z kolejnych podróży, odczucia im towarzyszące – to się zmieniało: czasami subtelnie, czasami drastycznie, diametralnie.

 

– No i co??

 

– Baco mówi, że nam ta technologia jest dostępna. Że dostępna była… od zawsze. Tylko, że ludzie żyją… w jednym kawałku, w jednym przedziale czasu. Po tak zwanej śmierci – podróżują – też w jednym kawałku.

 

– Podróżuje… ich dusza??

 

– Właśnie…

 

– O cholera – czuli ciężar słów, które padły. Wiedzieli, że muszą teraz poukładać wszystko od początku. Zwłaszcza Giv miał w głowie kompletny mętlik.

 

– Ale powiedz – przerwał wtedy ciszę – jeśli fala przemieszcza się nieskończenie długo… Ona przecież się odbija, załamuje, interferuje. W efekcie się rozprasza. I słabnie.

 

– Tak. Rozpuszcza się. Jak kropla wody – w oceanie.

 

 

 

 

 

10. DLA DOBRA LUDZKIEJ RASY

 

 

 

– Giv, przyjacielu, wybacz, że w takich okolicznościach…– Rav, skuty kajdankami, w porwanej, pokrwawionej koszuli, z kilkoma świeżymi szwami na lewym policzku – był wyraźnie podekscytowany, pobudzony, niespokojny. Popatrzył na siebie.

– Eee, nic takiego. Pani doktor powiedziała, że się po prostu łatwo dener… dekompensuję. Psychicznie. bo jestem bardzo wrażliwy – starał się zrobić do Giva oko.Starał się chyba – rozładować jakoś atmoserę. Starał się – ale oko, jakna złość,zacięło się jakoś.Zdenerwował się. Dał za wygraną.

 

– Posłuchaj: on nas okłamał! Zabił się! Może wydawało mu się, że tak będzie lepiej – dla nas, ludzi. I się zabił. Wykasował się! Coś tam bredził, że rozwój naukowo – techniczny oderwie nas od etyki, moralnościi -na koniec -zabije nas. Nie– sami się zabijemy.

 

– Spokojnie, spokojnie… Znów piłeś codziennie. Jak długo?

 

– Giv, kurwa mać! To nie ma nic do rzeczy!!

On powiedział, że wiązka transportowa się rozszczepiła. Tak? Jedna kopia trafiła na Ziemię– przypadkiem, druga na Heliksę Siedem, gdzie "ono, Baco, chciało rzeczywiście wylądować" – tak?

 

– No tak…

 

– Gówno prawda. Policzyłem wszystko dokładnie. Druga kopia wcale tam nie trafiła, na tę Heliksę…

 

– A skąd ta pewność ?

 

– Sam przyznasz, że nie upłynęło jeszcze nawet tyle czasu, by on tam mógł dotrzeć. A żeby otrzymać informację zwrotną? Nonsens! Kompletna bzdura!

 

– Nie wiem… może tojakoś obliczył?

 

– A tak, tak – obliczył! Wiesz co – dotarłem do tych jego obliczeń.

 

– I co?

 

– A to: to nie było żadne tam rozszczepienie! To było normalne odbicie. Wszystko trafiło na Ziemię.

W – s – z – y – s – t – k – o .

I nigdzie więcej.

N – i – g – d – z – i – e

– zapadła grobowa cisza.

 

– No dobrze – nie chciał przekazać „kutafonom" swojej wiedzy. Rozumiem. Ale przecież mógł sobie siedzieć w sieci i siedzieć. Niektóre problemy rozwiązują się – w nowych okolicznościach – praktycznie same. Lub z niewielką naszą pomocą.

 

– A gówno! Nie mógł. Przeze mnie. Kurwa mać! – widać było że znowu traci panowanie nad sobą. „Może ma urojenia, może prześladują go jakieś omamy, inne psychotyczne… produkty"– pomyślał Giv. – Spokojnie. Ja wszystko rozumiem. Ale spokojnie…

– A rozumiesz, że to przeze mnie?

„No tak: poczucie winy – normalne – on jest chory…"

– Przez tego mojego pieprzonego analogowca !To był przecież prototyp. Nie miałem do niego pełnego zaufania. Dlatego danger-skrypt nadpisywał wszystko, co z niego wyszło. To był zapalnik. Byli w posiadaniu detonatora.

 

– Wiedzieli o tym?

 

– Nie. Chyba nie.

 

– No właśnie. Mieliście przecież czas. A on, Baco, wiedział?

 

– Wiedział! Kiedyś sam mnie o to zapytał? Wyobraź sobie, że ja o tym zapomniałem! Ale ze mnie palant! – Giv czuł się bezradny, jak dziecko – Ale przyznasz, że coś się tu jednak nie klei. Naprawdę nie potrafiliście coś z tym zrobić? Jakoś tego zmienić? Obejść? Ty – autor, twórca tego wszystkiego. I on, z takim potencjałem…

 

– Ja? Nie, nie potrafię zrobić, aby dwójka dodana do drugiej dwójki, była siódemką. On? Sam nie wiem. Ale mówił, że też tego nie umie.

 

– A nie pomyślałeś: może to oni go wykasowali? Znaleźli i wykasowali… Z tego, co mówisz, wystarczyło wyemitować odpowiedni kod, nawet na ślepo, nie znając adresu. Mogło tak być?

 

-Tak, tylko po co by kłamał? Na kłamstwie nie przyłapałem go nigdy. I po co potrzebna mu była ta bajeczka, że niby jego kopia dotarła do miejsca przeznaczenia?

 

– Nic z tego nie rozumiem…

 

– A ja tak. Wiem, że to wszystko przeze mnie!

 

– Rav?

 

– Co??

 

– Przestań…

 

 

11. ONI

 

 

Łatwo nie było. Musiał użyć całych swoich wpływów, by Rava zechcieli zwolnić, bymógł sprawę wyjaśniać z wolnej stopy. Nie, nic takiego nie zrobił. Ot, przyszedł – jakby nigdy nic – do DKN-y. Najpierw wymanewrował portiera i strażników. Chodziło mu, rzecz jasna,o tych "mundurowych kutafonów". Kilka rozbitych nosów, jeden złamany obojczyk, cztery – w sumie – złamane kości przedramienia ( trzy promieniowe i jedna łokciowa), kilka kości śródręcza – nic szczególnego…

 

 

***

 

Wrócił do domu. Oni coś majstrował przy rowerze. Rav przyjrzał mu się uważnie – coś się w nim uśmiechnęło – gdzieś głęboko. Kochał tego dzieciaka.

 

– Jak leci? – zagadnął.

– Dobrze. Wszystko dobrze… – wysapał mały intensywnie robiąc pompką.

Rav najpierw się zdziwił : „ Mutacje przechodzi? W tym wieku?" – potem zaś, gdy zrozumiał – krew mu odpłynęła z mózgu, a kolana się pod nim ugięły.

 

Oni odpowiedział przecież jego własnym głosem. Jego… i Baco.

 

***

 

 

 

C.d.n.

Koniec
Nowa Fantastyka