- Opowiadanie: tintin - Widma

Widma

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Widma

 

 

Pewnego dnia obudziła się w zupełnie innym miejscu, a ja szalałem z zazdrości. Od kilku miesięcy nastawiałem budzik na siódmą rano – tylko po to żeby ją zobaczyć. To nic, że przez ułamek sekundy. To nic, że zaledwie kątem oka. Ona tam była. Prawdziwa, chociaż nie z mojego świata.

 

Zaczęło się wszystko zupełnie normalnego dnia, w zupełnie normalny poranek. Po prostu ją zobaczyłem, jak pojedynczą klatkę filmową na skraju pola widzenia. Zabawa w jest-nie ma, i ona już zawsze od tamtego poranka… była. Ani wtedy, ani w kolejne dni nie potrafiłem skupić na niej wzroku by się przyjrzeć dokładniej, ale kiedy otwierałem oczy, a ona robiła to sekundę później, widziałem szczęście bijące z twarzy tej dziewczyny, leżącej na niewidzialnym łóżku półtora metra ode mnie. Prawie w zasięgu ręki. Piękność unosząca się w powietrzu w mojej kawalerce; czasem patrząca wprost na mnie, a widząca tylko jedną ze ścian własnego mieszkania.

 

Kilkanaście dni temu dowiedziałem się, że mam raka. Poczułem łagodne zdziwienie: Ja? Acha. O rany. Nie rozumiałem, co to znaczy, i mało mnie to wszystko obchodziło. Wśród niewielu spraw, którym byłem w stanie poświęcić choć ułamek uwagi, śmiertelna choroba plasowała się daleko za Nią. Śmiertelna, bo zaniedbana. Śmiertelna, czyli poza punktem, kiedy można było coś na nią poradzić. Jaka ulga… Zrezygnowałem z podjęcia leczenia. Nawet nie chciało mi się kontaktować z dawną i obecną rodziną. Kiedyś się dowiedzą, albo i nie. Dla mnie to żadna różnica. Wolałem skupić się na czymś, co jeszcze mogłem w życiu zmienić.

 

Być może świadomość choroby przyspieszyła proces mojego "odklejania się" od życia. W zeszłym tygodniu zdałem sobie sprawę, że dziewczyna co prawda budzi się z rozmarzoną twarzą, jednak po chwili jej wyraz zmienia się w głęboki smutek. Jakby porzucenie cudownych marzeń sennych i odzyskanie świadomości wprawiało ją w rozpacz i rezygnację. Zobaczywszy to po raz pierwszy przede wszystkim ucieszyłem się, że nie jest szczęśliwa. Wiem, to wstrętne. Ale ja marzyłem o niej przez cały dzień, żyjąc tylko dla tego jednego momentu. Nie zniósłbym myśli, że zaraz po przebudzeniu przytula się mocno do ukochanego mężczyzny dzielącego z nią łóżko. Nawet, jeśli on, samo łóżko i reszta pokoju nakładającego się na mój były dla mnie niewidzialne.

 

Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy widziałem dziewczynę chwilę dłużej niż zawsze. Dłużej! Boże, jaki byłem szczęśliwy! Mojej radości nie zmącił nawet fakt, że kiedy wyjrzałem tamtego dnia przez okno zobaczyłem niemal pustą ulicę i chodnik. Błąkało się po nim parę osób, a więcej widziałem kątem oka – duchy z mojego umierającego świata. Stojąc w oknie zastanawiałem się, kto z przechodniów zobaczyłby mnie i czułem wielką ulgę, że to wreszcie koniec.

 

Codziennie punkt siódma razem otwieraliśmy oczy. Ona już mniej niż sekundę po mnie, bo o tyle jej rzeczywistość wyprzedzała moją. Codziennie łatwiej ją było pochwycić wzrokiem. Codziennie darowany nam wspólny czas wydłużał się o kolejne ulotne wieczności. Już wiedziałem, że najczęściej po przebudzeniu smutnieje, wzdycha i czasem wybucha szlochem, a czasem krzywi się z bólu i zaczyna ostrożnie zsuwać z łóżka. Codziennie rak dokładał kolejne komórki do gwałtownie rosnącej tkanki mojego prawego płuca.

 

Przedwczoraj obudziła się w jakimś innym miejscu, a ja szalałem z zazdrości. Czułem… dziś już nie wiem, co czułem. Nie potrafię policzyć ani nazwać kolejnych fal emocji. To nieistotne, bo wczoraj wreszcie ona zauważyła mnie. I pomyślała… rozpoznałem to… ale miałem coraz mniej czasu.

 

Wieczorem przesunąłem łóżko dokładnie w miejsce, w którym od jesieni codziennie rano widziałem zjawę pięknej, zagubionej dziewczyny. Upewniłem się, że budzik jest nastawiony na siódmą, i że wskazuje godzinę precyzyjnie, co do sekundy. Trudno mi było zasnąć z nerwów.

 

 

Obudziłem się, a jedno z nas płakało.

Koniec

Komentarze

Zanim ktoś to uzna za plagiat: ostatnie zdanie tego opowiadania pożyczyłem od Neila Gaimana (z "Sandmana").

Czuję - bardzo ładne to, ale rozum mój nie do końca ogarnął, potraktował chyba bardziej jak poezję (a poezji nie podejmuję się komentować i rozbierać na czynniki pierwsze:) Ładne:)

Hej.

Opowiadanie nic niereprezentujące sobą, uleci mojej percepcji jak niepotrzebne dodatki do gazety codziennej. Wybacz ale tak to widzę, ot pomysł był może i by ruszyło serce ,ale nawet nie zapikało.

Pozdrowienia.

agatakasiak: to miłe. Dziękuję:)

Wujek: Dzięki, że przeczytałeś do końca i zostawiłeś komentarz:) Pozdrawiam!

Przeczytałam i sama nie wiem, co powiedzieć. Chciałabym, żeby ta dziewczyna z innego świata powitała bohatera, kiedy już przegra swoją walkę. Bo przegra z pewnością, skoro nic nie robi.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

    "Zabawa w jest-nie ma, i ona już zawsze od tamtego poranka… była." A tutaj chyba lepiej byloby zastosować dynamiczny czasownik "istniala"  --- bardzo duzo mówiący, ale jednoczesnie wieloznaczny.

    Niezłe, ale hyba trzeba to dopracować. Przede wszystkim --- bardzo slabo jest wygrany motyw, dlaczego bohater nie walczy z rakiem. To jest tylko pusty zapis. Niby dlatego, że widzi codziennie rano dziewczynę --- chyba? --- ale to nie przekonuje. Coś chce jeszcze zrobić, i to jest ważniejsze --- tylko co? A jezeli skupia się na nawiązniu kontaktu z dziewczyną, to dlaczego jest to takie ważne? I z czego to wynika?

No i ten proeces dochodzenia do kontaky jest za krótki.

    Ale pomysł jest bardzo dobry, trochę jakby z opowiadania/filmu "Next".  Wersję poprawioną tekstu przeczytalbym z nieudawaną uwagą.

    Pozdrówko.

    Oczywiście, chyba... Ach, ta edycja komentarzy!

Takie... Hm. Bezpłciowe? Prawdę mówiąc to już teraz, minutę po przeczytaniu, niespecjalnie pamiętam, o co się właściwie rozchodziło. Tak jak jeden z przedmówców powiem - niespecjalnie absorbujące, niezbyt interesujące. Może sprawdziłoby się jako podkład do czegoś dłuższego, bo samo w sobie nie przekazuje w zasadzie nic.

By nie psuć sobie dobrych wrażenia po lekturze, napiszę tylko –– dziękuję, bardzo mi się podobało.

I cieszę się, że jest tytuł. ;-)

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak, tytuł wiele wyjaśnił... Właściwie... wszystko:)

Nie "acha", tylko "aha".

 

Mam mieszane uczucia. Ot, taka scenka, w której tak do końca nie wiadomo, o co chodzi, i która niestety zaiste szybko z pamięci uleci...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

    Lepszy chyba bylby tytuł "Ona"...

Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony podobało mi się, a z drugiej nie bardzo rozumiem pobudki bohatera i ogólne przesłanie opowiadania.

Pozdrawiam.

Pomysł świetny, wykonanie bardzo dobre jeśli chodzi o język. Ale zgadzam się z Rogerem. Czegoś tu zabrakło. 

Mimo wszystko - brawo!

Wszystkim dziękuję za komentarze.

joseheim:  Kajam się za "acha"; szkoda, że już tego nie dam rady poprawić.

RogerRedeye: dodałbym w takim razie jeszcze jedno krótkie zdanie, kończące trzeci akapit: "Na szczęście nie wyglądało to na trudne."

OK, zależy mi na tym opowiadaniu, więc postanowiłem trochę je przybliżyć Czytelnikom. Najpierw zastrzeżenie: zdaję sobie sprawę, że tekst literacki powinien bronić się sam. Nie usprawiedliwiam w tej chwili moich błędów w prowadzeniu narracji, czy - tym bardziej! - językowych. Ci, którym się nie podobało niech wiedzą, że szanuję ich zdanie i jestem świadomy moich niedostatków jako opowiadacza.

Jednak pozwólcie mi zwrócić Waszą uwagę na rzeczy, które być może przeoczyliście. W tym opowiadaniu nie ma lania wody. Każde słowo jest przemyślane i czemuś służy (oprócz miejsc, gdzie akurat nie, ale o tym pisałem wyżej). Tekst co prawda rzeczywiście pokazuje bardziej "scenkę", niż "historię". Jest prostą alegorią spotkania się kobiety i mężczyzny, nic szczególnego. Żeby go uczynić mniej banalnym, próbowałem Wam coś pokazać, zasugerować, skłonić Was do zastanowienia się nad kilkoma kwestiami. Akapit po akapicie:

1. Skoro ktoś wstaje rano "tylko" w takim celu jak bohater opowiadania, to to jest sugestia, że nie pracuje.

2. Wspomniany jest film, jako coś zastępującego rzeczywistość. W "jest-nie ma" bawią się niemowlaki.

3. W tym akapicie niedaleko siebie pojawiają się "zaniedbana" i "dawna rodzina". Oraz "żadna różnica". Na końcu powinna była pojawić się bardziej konkretna wskazówka, ze chodzi o człowieka w depresji, który mieszka sam, a z byłą żoną i dzieckiem nie utrzymuje kontaktów. Na przykład taka, o której pisałem wyżej.

4. Niezbyt przyjemna strona osobowości narratora.

5. Kolejna wskazówka, że narrator cierpi na depresję, że nic go nie łączy ze światem zewnętrznym.

6. Narrator w smutku (a nawet cierpieniu) dziewczyny znajduje potwierdzenie słuszności swojego pomysłu.

7. Czy ja tu napisałem, że dostrzegłwszy bohatera dziewczyna natychmiast się w nim zakochała? Nie:)

8. I na koniec, ostatnie dwa akapity opowiadania: Jak byscie się czuli, gdybyście po obudzeniu się pewnego ranka poczuli, że zespoliła się z Wami jakaś obca osoba? Pół biedy, jeśli psychicznie, ale ten facet jest nosicielem śmiertelnej choroby! Przecież on tę dziewczynę mógł równie dobrze zabić w momencie "zgrania się" ich dwóch światów równoległych. W końcu zmaterializował się w jej rzeczywistości w miejscu, które już ona zajmowała... I co, nie wziął pod uwagę, że ją skrzywdzi? Ale pal licho, w ostatnim zdaniu zasugerowałem, że chodzi raczej o scalenie się ich osobowości w jedną, tak, że narrator już nie wie, która jest która. Nadal to kiepska perspektywa dla kogoś, kto się tego ani nie spodziewał, ani o to nie prosił.

 

Dziękuję, że przeczytałeś/aś te wyjaśnienia. Jak widzisz, "Widma" tak naprawdę znacznie mniej romantyczno-cukierkowe, niż to się wydaje:)

Pozdrawiam!

Zamiast "co prawda" (artefakt po edycji) w komentarzu wyżej powinno być "faktycznie".

O rany, to nie był jedyny błąd. Dalece nie jedyny. Wybaczcie:) Już się zamykam:)

    Autorze, wszystko to bardzo pięknie, ale w opowiadaniu jest nieco za malo wyrazistych tropów --- przynajmniej dla mnie. Nie musi ich być dużo --- strona tekstu więcej wystarczyłaby. A tak --- dopiero sąznisty komentarz obrazuje zamysł autorski. A to jednak żle, jeżeli czytelnik nie wysnuje takch wniosków z tekstu, prawda? 

    I spójrz na komentarze, jaki jest odbiór tekstu.  Zdecydowanie czegoś zabrakło, czyli jest to dobry szkielet opowiadania --- do nasycenia czymś, co przyblizy czytelnikowi wizerunek bohatera i tło. I nim wstrżąśnie.

    Ale ---  to tylko moje zdanie.

    Pozdrówwko.

Mimo, że kompletnie nie pojąłem tego na poziomie intelektualnym to na poziomie emocjonalnym jest doskonałe. Nie wiem, o co chodzi ale czuję, że o coś ważnego i że jest to piękne acz smutne.

Trudno opisać wrażenie.

Ale 100% na +

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Zgadzam się, że tekst jest dobrze napisany, zgadzam się jednak również, że bardzo niejasny. Nie odebrałam go jako "romantyczno-cukierkowy", rozumiem, że bohater jest w depresji, rozumiem też, z jakiej przyczyny, rozumiem również jego decyzję o niepodjęciu leczenia ze względu na zaawansowanie choroby. A przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem.

Przeczytałam Twoje wyjaśnienia i uważam, że jeśli dopiero po nich tekst staje się nieco jaśniejszy (chociaż nie do końca jasny), to jednak czegoś w nim zabrakło. Właśnie wyraźniejszych tropów, które niekoniecznie muszą prowadzić do łopatologii. Ale czytelnik nie siedzi w głowie autora, czyta tekst, trochę się domyśla, interpretuje, jednak... jeśli ma za mało danych, to efekt jest właśnie taki, jak tutaj. Pocieszam się, że nie jestem jedyną, która nie do końca pojęła intencje Autora.

Niedosyt - tak bym nazwała swoje odczucie po lekturze.

Pozdrawiam

A mnie się podobało, nie mam zastrzeżeń - lubię takie niedopowiedzenia, niejasności, to, że kilka rzeczy trzeba samemu sobie wydedukować, nie lubię, gdy wszystko podane jest jak na tacy. Nawet jeśli w tym momencie nie do końca rozszyfrowałem intencje Autora, to jednak da w przyszłości, gdy się zastanowię, będę w stanie to uczynić. I to mi się w tym tekście podoba. To oraz spory ładunek emocjonalny. Nie fabuła jest tu ważna, ale uczucia.

In plus.


Pozdrawiam!

Ja nie ogarniam. I ani intelektualnie ani emocjonalnie mnie nie ruszyło. Ot, taki ze mnie prymityw.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Skojarzyło mi się to z "Tylko we wtorek" Philipa J. Farmera.  

Niezłe, moim zdaniem. Sporo mówi o człowieku w beznadziejnej sytuacji (choroba).

Że niby scalili się? Jakoś nie wynika to z tekstu...

Moim zdaniem tekst nieudany, bo trzeba tyle tłumaczyć.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No, i przeczytane. Jej. Aż strach pomyśleć na jakim zdaniu się "wzorowałeś". No chyba, że tylko i wyłącznie na Sandmanie.

Takie to enigmatyczne... i delikatne. Lubię takie klimaty.

"Pewnego dnia obudziła się w zupełnie innym miejscu" :)

Nowa Fantastyka