- Opowiadanie: pawel.dub - Pani życia i śmierci

Pani życia i śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pani życia i śmierci

Panował półmrok. Zamyślony siedziałem przy kominku i paliłem fajkę. Czy medytowałem? Nie, moje zamyślenie nie było zbyt głębokie. Można raczej rzec, że przygotowywałem się do nowej pracy. Tyle lat czekałem na śmierć mojego mentora, a kiedy wreszcie odszedł, wpadam w duchowe otępienie. Najgorsze, że teraz to ja jestem mistrzem, chociaż wcale nie czuję się gotowy.

 

Trzeba wziąć się w garść! Odgoniłem ogłupiające myśli i od razu poczułem się mądrzejszy. Na tyle, że natychmiast rozjaśniło mi się w głowie i już wiedziałem, że do fajki pasowałaby jeszcze kwarta miodu. Zastanawiałem się nawet, czy nie posłać posługaczki do gospody, ale musiałem jeszcze przystrzyc brodę. Stary mistrz robił to każdego dnia rano specjalnymi nożycami. Były długie i bardzo ostre, a teraz to ja po raz pierwszy ich użyję.

 

Powoli odłożyłem fajkę, podszedłem do stołu i wziąłem nożyce w dłonie. Rozwarłem je i nie wiem dlaczego, ale między ostrza wsunąłem szyję. Tak po prostu, jak dziecko wsuwające głowę pomiędzy sztachety płotu. Wiem, że nie jestem już młody, ale i tak nie potrafiłem odmówić sobie tej przyjemności.

 

– Ciach! – powiedziałem i wykonałem lekki ruch ręką, jakbym naprawdę chciał obciąć sobie głowę.

 

I w tym momencie ktoś lekko uchylił drzwi. Poczułem lodowaty powiew na plecach. Nie wiem czy to z zimna, czy z innego powodu, ale przeszedł mnie dreszcz i chcąc nie chcąc, skaleczyłem się w szyję. Tymczasem drzwi otworzyły się do końca i stanęła w nich Śmierć. Od razu wiedziałem, że to ona. Każdy by wiedział.

 

– Jestem Śmierć – mimo wszystko przedstawiła się i dodała: – Przyszłam po ciebie.

 

– Dzień dobry – wyszeptałem, próbując schować zakrwawione nożyce za siebie.

 

Co za wstyd! Śmierć przychodzi do mnie akurat wtedy, kiedy zachowuję się jak jakiś szczeniak, a nie poważny mistrz. Nie mogła przyjść wtedy, gdy w zadumie paliłem fajkę? No oczywiście, że nie. Czułem się bardzo zawstydzony i zażenowany. Śmierć najwyraźniej to zauważyła, bo uśmiechnęła się, raczej ciepło i wyciągnęła dłoń w moją stronę. Od razu oddałem jej zakrwawione nożyce.

 

– Ostre – stwierdziła, przeciągając ostrzem po paznokciu. – Niebezpiecznie się zabawiasz, mój młody mistrzu.

 

– Przepraszam. – Zawstydzony spuściłem wzrok. – Przysięgam, że to się nigdy więcej nie powtórzy.

 

– Tak, nie powtórzy… – Śmierć zawiesiła głos. Znowu zadrżałem.

 

Staliśmy chwilę w ciszy, obserwując się wzajemnie. Nie spodziewałem się, że spotkanie ze Śmiercią będzie takie spokojne. Właściwie to poza tym, że zamiast oczu miała oczodoły i ani kawałka skóry na twarzy, niczym nie różniła się od zwykłej kobiety.

 

– Palisz coś? – Jej głos wreszcie przerwał niezręczną ciszę. – Poczęstowałbyś, mamy jeszcze kilka minut…

 

Zaskoczony szybko nabiłem drugą fajkę i podałem ją Śmierci. Ta usiadła w fotelu przed kominkiem, założyła nogę na nogę i dłonią wskazała mi zydelek. Usiadłem i tak sobie paliliśmy fajki, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Zerkałem na nią spode łba i wiedziałem, że cały czas przygląda się mojej ranie na szyi. Teraz jednak już mi to nie przeszkadzało. Co ma być, będzie! Niech Śmierć się martwi za nas oboje. Wszak to ona jest panem życia i śmierci. A właściwie panią życia i śmierci. Czy nie brzmi głupio, że Śmierć jest panią śmierci? Brzmi! I to jeszcze jak! Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby śmierć była mężczyzną. Wtedy to nawet oczodoły wyglądałyby sympatyczniej, a brak skóry na twarzy nie byłby tak widoczny. Jednak Śmierć to kobieta i trudno się mówi. Człowiek potrafi przywyknąć do różnych dziwactw.

 

Wreszcie zaczęły bić dzwony. Tym razem jednak nie po to, aby wezwać wiernych na mszę. To był znak dla Śmierci. Kiedy wstała, zrobiłem to samo.

 

– Czas na nas – powiedziała spokojnie, chyba nawet serdecznie. – Jesteś gotów? – zapytała.

 

Z powagą skinąłem głową i założyłem kaptur. Ruszyłem za nią. Szła dostojnie w stronę rynku. Rozszalały tłum rozstępował się przed nami i kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce, zapadła mroźna cisza. Stałem na szafocie, tuż obok Śmierci. A więc to jest ta chwila. Zaraz wszystko się skończy i jednocześnie zacznie.

 

Nagle tłum zebrany przy wejściu na rynek zaczął rozstępować się i przeraźliwie krzyczeć. Nie widziałem dobrze, co się tam dzieje, ale stałem spokojnie, bo i Śmierć ani drgnęła. Po chwili jednak delikatnie musnęła moją dłoń.

 

– Topór! – syknęła. – Weź topór!

 

Tak, to mój pierwszy dzień i miałem prawo trochę się pogubić. Dobrze, że Śmierć ma doświadczenie i czuwa. Wziąłem topór w ręce i od razu poczułem się lepiej. W końcu jestem katem. Nowym – w tej zaplutej dziurze.

Koniec

Komentarze

Znowu sympatyczne i fajne. I zaskakujące zakończenie.

Człowiek potrafi do różnych dziwactw się przyzwyczaić. - tu chyba trochę zły szyk. "Się" powinno być gdzie indziej.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zabawne. Przewidywałem zupełnie inne zakończenie i bardzo pozytywnie się zawiodłem.  :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Znowu niezłe. Tym razem nie czepiam się niczego, choć pojawił się gdzieś chyba przecinek przed i. Niemniej jednak, element zaskoczenia mistrzowski. Czekam na następny tekst, tylko może już o kimś innym niż Śmierć ;)

 Tyle lat czekałem na śmierć mojego mistrza, a kiedy wreszcie odszedł, wpadam w duchowe otępienie. Najgorsze, że teraz to ja jestem mistrzem, chociaż wcale nie czuję się gotowy.    -   powtórzenie

A tak ogólnie to (jestem wiernym przeciwnikiem tego słowa, odpokutuję jednak to jakoś, bo powiem) fajne.


Dziękuję za zgłoszone uwagi redakcyjne. Już poprawiłem.

To naprawdę miłe wiedzieć, że moje pisanie się podoba :)

Ja mam trochę mieszane uczucia. Tekst jest ciekawy, ale w stylu widać jednak - przynajmniej moim zdaniem - brak doświadczenia autora. Tak sobie myślę, że jeśli zajrzysz do tego tekstu za rok, sam stwierdzisz pewnie, że napisałbyś to zupełnie inaczej.

Ale nic to, tekst i tak wychodzi na plus. No i ma niebagatelne zakończenie.

Niebagatelne? - chyba pierwszy raz coś takiego słyszę. Ale może tak  może być.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niezłe, niezłe. Zakończenie świetne. 

Tylko napisz mi, proszę, dlaczego męskie oczodoły wygladają sympatyczniej od żeńskich? :)

Dziękuję za kolejne komentarze i uwagi :) Dziękuję też za "niebagatelne" słowo :)

ocha, postaram się to wyjaśnić w następnym opowiadaniu. Jeżeli znajdę wieczorem czas to napiszę opowiadanie, już bez Śmierci (zgodnie z życzeniem wyrażonym przez KaelGorann), ale za to z czaszkami kobiet i mężczyzn, żeby wyjaśnić Ci te różnice ;)

Z twego komentarza, Pawle, wynika, że po napisaniu tekstu od razu go wstawiasz. A to ZŁO. Trzeba zostawić na jakiś czas, ze dwa tygodnie, przeczytać go jeszcze raz, poprawić błędy, a jeśli nadal nie będziesz usatysfakcjonowany, powtarzaj czynność. Nie mówię, że twe opowiadania są złe, po prostu mogłyby być jeszcze lepsze.

Paprochu, ale to jest tak, że ja czasami miesiącami myślę o danym tekście, a potem tylko go "przepisuję". Oczywiście masz rację, ale z drugiej strony, można to też potraktować jako "street-writing" ;) 

Myślenie miesiącami to jedno, a zostawienie gotowego tekstu do odleżenia drugie. Jeśli te teksty były wrzucone od razu po napisaniu, to i tak jest dobrze, nawet bardzo, ale obyczaj nakazuje jednak odłożyć tekst na przynajmniej kilka dni i potem przeczytać jeszcze raz i ewentualnie poprawić ;) 

Panował półmrok. Zamyślony siedziałem przy kominku i paliłem fajkę. Czy medytowałem? Nie, moje zamyślenie nie było zbyt głębokie. Tyle lat czekałem na śmierć mojego mentora, a kiedy wreszcie odszedł, wpadam w duchowe otępienie. Najgorsze, że teraz to ja jestem mistrzem, chociaż wcale nie czuję się gotowy. Trzeba wziąć się w garść! Odgoniłem...

Drogi Autorze, mieszanie czasu teraźniejszego z przeszłym, w tak krótkim fragmencie, nie świadczy zbyt dobrze o piszącym. Może lepiej brzmiałoby tak "...wpadłem w duchowe otępienie. Najgorsze, że teraz to ja zostałem mistrzem, choć wcale nie czułem się gotowy. Musiałem wziąć się w garść..."

Tekst ogólnie, poza tym nieszczęsnym wstępem, w porządku - bez rewelacji ale niezły. Zakończenie rzeczywiście zaskakujące i to ono stanowi największy atut opowiadania (oczywiście to, że zaskakuje, a nie to, że tekst wreszcie się kończy).

Pozdrawiam


Sorry, taki mamy klimat.

Słuszna uwaga, zastanowię się, jak to poprawić. Dzięki.

Cieszę się, że przeczytałem. Nie wiem, czy zgodnie z Twoimi intencjami, ale zakończenie rozbawiło mnie.  

Nie baw się w "street writing". Odkładaj na parę dni...

„Panią…” przeczytałam, bo wcześniej rozbawiła mnie „Głupia gęś”. Urocze makabreski pisujesz. Podoba mi się Twój dyskretnie żartobliwy styl i pomysłowe wykorzystanie wieloznaczności – najpierw zwrotu „głupia gęś”, a teraz wyrazu „mistrz” – co dało, szczególnie w drugim tekście, fajny efekt suspensu!
O interpunkcji, która tu i ówdzie zawodzi oraz paru innych drobiazgach napomykali przedpiścy, więc ja ograniczę się jedynie do sugestii, abyś w kolejnym tekście z p. Kostuchą w tle – jeśli zamierzałbyś go napisać – nie dywagował po raz trzeci nad problemem jej płci i braku dużych, błękitnych oczu w miejscu dla nich przeznaczonym, bo koncept ten już wyeksploatowałeś, więc zacznie drażnić zamiast bawić. Trójka to magiczna liczba, więc liczę, że dopełnisz istniejącą już dwójkę opowiadań następnym – ciekawa jestem, jak jeszcze potrafisz wykorzystać motyw tej swojej sympatycznej, kontaktowej i wyjątkowo towarzyskiej Śmierci.

Całkiem niezłe, choć mógłbyś popracować nad stylem i składnią zdań (przemieszanie czasów w pierwszym akapicie istotnie boli), bo takie króciutkie makabreski powinny być dopracowane stylistycznie. (Podpowiem, że oprócz już wymienionych przed przedmówców raziły mnie takie sformułowania jak "drzwi otworzyły się do końca", "mimo wszystko przedstawiła się" - niby nic w tym mocno niepoprawnego, ale brzmi nieporadnie. Z kolei "zawstydzony spuściłem wzrok" bez żadnego komentarza/porównania - w rodzaju "jakbym był panną na wydaniu" albo "jak zbesztany uczniak" czy cokolwiek innego - brzmi nieco z innej bajki i nie sprawia wrażenia celowej ironii, jeśli taki był zamiar autora. Skądinąd np. "poczułem, że się czerwienię [... jak uczniak/panna]" - z dopowiedzeniem lub bez mogłoby dodatkowo zagrać w kontekście czerwonych ubiorów katów).

Mam też jeszcze dwa w sumie drobne problemy:

1. Kwestia płci - można by to jeszcze mocniej ograć: śmierć ma po polsku formę jak zazwyczaj rzeczowniki męskie, a na dodatek w innych językach bywa rodzaju męskiego... A w opowiadaniu pojawia się rozdźwięk między rodzajami gramatycznymi: mistrz, pan/pani, śmierć. Można by tym więcej pożonglować.

2. Po kilkakrotnym powtórzeniu "mistrza" a następnie kapturze wiedziałam, kim jest bohater, aczkolwiek jednym z zakończeń, jakich się spodziewałam, było to, że igrając na sobie z narzędziem, nie zdał jakiegoś testu i to on umrze, więc zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło-nie zaskoczyło ;) Zastanawiam się, czy tych podpowiedzi nie dałoby się jednak jeszcze trochę wolniej dawkować? (Wiem, tekst krótki...)

w_baskerville, Audata dziękuję Wam za tak szczegółową analizę. Biorę sobie do serca Wasze uwagi i uwzględnię część z nich w poprawkach, chociaż problem polega jednak na tym, że pewne mankamenty są niezauważalne dla autora tekstu. Dopiero redaktor jest w stanie je wyłapać, tak jak Wy to zrobiliście.

Dziękuję jeszcze raz za poświęcenie dla mnie czasu. Bardzo to doceniam :)

Przeczytałam. Napisane sympatycznie, zakończenie zaskakuje, ale czegoś brak, pozostaje niedosyt. Czemu? Nie do końca potrafię określić.

 

Skoro Śmierć to szkielet, to raczej nie ma paznokci, a uśmiecha się programowo i odgórnie, nie? Jakoś mnie ten "ciepły uśmiech" zdziwił... ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim, nic na to nie poradzę, że ja tak widzę Śmierć ;)

@paznokcie - Śmierć to Śmierć, dlaczego nie miałaby mieć paznokci do szkieletu? Przecież chyba może i potrafi sobie powybierać różne elementy wyglądu z różnie zachowanych szczątków, a np. w torfowiskach paznokcie się zachowują :) Zresztą jakby była _tylko_ szkieletem kostnym, to nie trzymałaby się kupy i nie była w stanie chodzić, więc skoro łączy czymś kości, to tym bardziej mogła sobie dodac paznokcie. Tępo zakończone paliczki nie wyglądałyby przecież groźnie, prawda?

Dobry pomysł. Także muszę przyznać, że zakończenie mnie zaskoczyło.

pozdrawiam

I po co to było?

Bardzo mi się podoba. Krótkie, treściwe, zaskakujące.

Może zamiast „posłposługaczkę”, ja bym posłała do gospody np. pachołka.  

I tak sobie pomyślałam, że pewne zawody umarły śmiercią naturalną… ;-)

Pozdrawiam.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Słuszna uwaga. Przy okazji zmienię posługaczekę na dziewkę :D 

Opowiadanie napisane dosyć prostym językiem. Nie, nie lekkim, prostym : )

Śmierć, przypominała każdą inną kobietę, mimo, że była szkieletem? Ma paznokcie, itd.? O co w ogóle chodzi? :)

Ale, pomysł naprawdę fajny, i było na końcu zaskoczenie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka