- Opowiadanie: griszka - ZWYRODNIALCY

ZWYRODNIALCY

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ZWYRODNIALCY

TYTUŁ: ZWYRODNIALCY

 

TEKST i RYSUNKI: GRYFE

 

Gatunek: sf/fantasty/przygoda

 

(są to pierwsze rozdziały mojej powieści, ilustracje będą do każdego rozdziału, prosze czytających o komentarze)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

SPIS TREŚCI:

 

 

PROLOG…………………………………………………………………3

 

1. RATUNEK……………………………………………………………..4

 

2. PRZEPRAWA PRZEZ MIASTO RUIN…………………………….7

 

3. MOCE i ŻYCIE………………………………………………………..

 

4. WĄWÓZ ŚMIERCI……………………………………………………

 

5. TERYTORIUM ANUSÓW…………………………………………….

 

6. KARCZMA PEŁNA ZWYRODNIALCÓW………………………….

 

7. ARENA ŚMIERCI……………………………………………………..

 

8. MIASTO W GÓRACH…………………………………………………

 

9. KLĄTWA ROBAKA…………………………………………………

 

10. PRZYGODA W MIEŚCIE TAMTAMA……………………………..

 

11. MIASTO NAD PRZEPAŚCIĄ……………………………………….

 

12. SEN NIE SEN…………………………………………………………

 

13. W TWIERDZY ZWYRODNIALCÓW……………………………….

 

MAPA WYPRAWY………………………………………………………

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

Pełnia, cicha spokojna noc. Siedział na skale, patrząc w gwiazdy, spokojny, wyglądał jak posąg odlany z brązu, niczym heros z dawnych legend. Szczupły o stalowych mięśniach i zwierzęcym instynkcie wyrobionym przez lata tułaczki. Do policzka przytulał swojego jedynego przyjaciela na tym świecie – miecz, cienki, piękny, ostry na wzór japońskiego. A jaki to był świat? Czas w sumie nie ma znaczenia, mogło to się zdarzyć równie dobrze teraz. W każdym razie tzw. „cywilizacja" upadła. Kultura i społeczność pogrążyły się w chaosie. Powstały różne zgrupowania ludzi, którzy przetrwali kataklizm: religijnie, osady o dziwnych zwyczajach i inne dziwactwa. Był to świat dziwnych wierzeń, jakie zawsze w człowieku drzemały, teraz po upadku cywilizacji mogły się ujawnić. W końcu świat materialny runął, więc człowiekowi pozostała tylko wiara i chęć przeżycia. Znów się cofnęliśmy w rozwoju.

Oprócz tych wszystkich zgrupowań byli też inni – ZWYRODNIALCY, którzy mordowali, gwałcili, siali śmierć, strach i zniszczenie tym, którzy jeszcze zostali, odbierając im nadzieje na lepszy świat. Skąd się wzięli już nikt nie pamiętał. Wróciło to, co kiedyś było a o czym zapomnieliśmy. Ale historia lubi się powtarzać. Niestety „zło", które od dawna było uśpione, też zaczynało powracać do życia ze zdwojoną siłą. Kiedyś zapomniane, pokonane przez herosów i ludzi wspieranych mocami dobra, dziś zaczęło upominać się o swoje.

W tym oto czasie pojawił się on wojownik wymierzający własną sprawiedliwość za pomocą stali, – bo tylko tego się bali. Nastały dla ludzi mroczne czasy ZWYRODNIALCÓW.

 

 

 

ROZDZIAŁ 1. RATUNEK

 

Nagle gdzieś niedaleko rozległ się krzyk kobiety. Zmysły jogo dokładnie określiły skąd dochodził. Niczym pantera zeskoczył ze skały i wtopił się w ciemność zanikającego krzyku. Pięciu Zwyrodnialców pastwiło się nad kobietą. Niektóre części ich ciała były dziwnie zdeformowane, jakby byli nie z tego świata, a z jakiegoś koszmaru sennego.

Śmierć zbliżała się nieuchronnie w blasku księżyca, cicho niczym kobra. Mimo błyskawicznego ataku wojownika, najbliższy z nich zdążył się jeszcze odwrócić, ale było już za późno. Cięcie ostrego jak brzytwa miecza i głowa poszybowała z ramion. Drugi w tej samej chwili zaatakował go błyskawicznie. Wojownik zrobił unik i jednym płynnym cięciem miecza pozbawił go przedramienia. Mimo to Zwyrodnialec ponownie zaatakował czymś na wzór topora. Tylko instynkt uchronił go od zatopienia w jego głowie trzonu topora, gdy schylał głowę czując prawie dotyk zimnej stali na swojej skroni. Wojownik ciął napastnika przez tułów potężnie tak, że tułów oddzielił się od stojących jeszcze nóg i padł na ziemie zanim jeszcze runęły nogi. Zostało troje słabo widocznych w mroku nocy, jeden trzymał kobietę. Wojownik ruszył naprzód rzucając błyskawicznie nożem trafiając w oczodół tego, który trzymał kobietę. Dwaj pozostali zaatakowali równocześnie. Parując ostrze pierwszego, ciął nisko mieczem odcinając mu nogę i równocześnie unikając ciosu drugiego przeciwnika, ciął go przez kark i mostek aż do pępka. Stwór osunął się na kolana bryzgając krwią. Wyciągnąwszy miecz z ciała jednym płynnym cięciem odciął mu głowę. Ostatni pełzał ku niemu z odciętą nogą przy kolanie w ręku trzymał długi sztylet. Nim zdążył zadać cios, świsnęło ostrze wojownika odcinając rękę ze sztyletem przy nadgarstku, a następnie ciął przez głowę rozłupując ja na połowę.

Dziewczyna leżała bez ruchu, patrzyła na niego. Przez chwilę stał nasłuchując czy przeciwników niema więcej.– Ty jesteś wojownik, ten, co niesie śmierć, szukałam cię – odezwała się dziewczyna drżącym głosem.Popatrzył na nią bez emocji niebieskimi zimnymi oczami – Tak, choć różnie na mnie mówią, nazywam się Gref.

– A ja jestem Nena.

Gref zaczął oglądać ciała zabitych.

– Nikt nie wie skąd się oni wzięli, skąd przybyli i dlaczego nas ludzi mordują – powiedziała dziewczyna patrząc na ciała zabitych prześladowców.

Gref nic nie odpowiedział, nie zastanawiał się nigdy skąd się oni wzięli, zastanawiał się bardziej, czym oni są czy więcej jest w nich z człowieka czy z demona.

Podniósł wyżej odciętą głowę Zwyrodnialca, była dziwnie zdeformowana, jedno oko sztuczne, dziwne, pomyślał, jak u robota jakiegoś i krwi jakby mniej niż u człowieka.

Nagle coś w jego umyśle kazało mu się szybko wycofać w bezpieczne miejsce.

– Możesz iść – powiedział do dziewczyny.

– Tak – odpowiedziała.

– To chodźmy znam tu jedno miejsce niedaleko Zapomnianych Gór możemy się tam schronić, rano przyjrzę się im lepiej – powiedział Gref odrzucając głowę, którą oglądał.

Po godzinie marszu dotarli do jego kryjówki w górach, była to nieduża grota, która się znajdowała w połowie góry, sprytnie ukryta przez przyrodę, tak, że z dołu jej nie było widać.

Noc była ciepła nie rozpalał ogniska. Poczęstował dziewczynę suchym mięsem i owocami.

Teraz w blasku księżyca mógł się jej lepiej przyjrzeć.

Była to młoda kobieta, nawet ładna na swój sposób, co było oczywiście kwestią gustu. Ale nie to w niej było najciekawsze, biła z niej jakaś taka łagodność trudna do opisania. Ciekawe jak ktoś taki jak ona uchował się w tych czasach, pomyślał. Włosy miała prawie białe, cerę miała bladą, oczy czarne w blasku księżyca wyglądała jak upiór. Ciekawe czego chciała.

– Skąd pochodzi nazwa Zapomnianych Gór – zapytała nagle wyrywając go z zamyślenia.

– Z stąd, że wszystkie istoty żywe zapomniały o tych górach, nie znajdziesz tu nawet myszy ani szczura – oparł Gref – powiedziałaś, że szukałaś mnie, dlaczego?

– Wysłali mnie po ciebie.

– Kto?! – spojrzał na nią z ciekawością, wielu go szukało, ale nigdy kobieta i to taka.

– Nasza Rada. Są to ludzie obdarzeni pewnymi nazwijmy to zdolnościami. Zamieszkujemy potężne miasto w Górach Istnienia na północy, zwane Miastem Trzech Bram lub Miastem Rady. Nasi Mistrzowie przepowiedzieli, że jesteś nam potrzebny do ocalenia tego, co jeszcze po nas zostało. Dziwne, że nikt nie pamięta jak to się zaczęło, co spowodowało, że teraz jesteśmy tym czym się staliśmy czy to był kataklizm, tak jakby cała ludzkość zapadła w amnezję z której nie może się obudzić.

Nie dziwi cię to? Czy wiesz kim naprawdę jesteś, a raczej kim byłeś, pamiętasz coś z przeszłości?

– Pamiętam tylko, że …obudziłem się, tak jakby ze snu, pewnego dnia w piwnicy jakiegoś domu w ręku trzymałem miecz – mówiąc to pogłaskał klingę „przyjaciela" – nie potrafię sobie przypomnieć kim byłem, a tym bardziej dzieciństwa, przestałem nad tym myśleć.

-Czy to takie ważne kim byliśmy kiedyś?

– Ważne – odpowiedziała dziewczyna – my czyli Rada chcemy się dowiedzieć co naszą cywilizację spotkało i kim są Zwyrodnialcy. Mamy potężne Miasto, w którym się schroniliśmy i prowadzimy tam nasze badania, ale Zwyrodnialcy zaczęli na nas polować, dlatego potrzebujemy ciebie do obrony.

Nasz Najstarszy Mistrz powiedział, że tylko ty możesz ich powstrzymać. Boimy się, że w końcu dostaną się za mury naszego Miasta i zniszczą nas. Czy pójdziesz ze mną, pomożesz nam? Jesteś naszą jedyną nadzieją.

Nastała dłuższa chwila milczenia. Gref patrzył gdzieś daleko w gwieździste niebo, jakby przez chwilę był nieobecny, jakby przez moment jego dusza uleciała z ciała i spojrzała na niego z gwiazd. W końcu przemówił:

– Nieważne, gdzie będę walczył, również dobrze mogę walczyć w twoim Mieście. Zgoda pójdę z tobą.

Wymawiając te ostatnie słowa poczuł dziwny chłód w sercu, tak jakby podjął decyzję, że drogi powrotnej już dla niego nie będzie.

Rano zostawił dziewczynę jeszcze śpiącą i poszedł obejrzeć dzieło swojego nocnego zniszczenia, miał nadzieje znaleźć kilka odpowiedzi na swoje pytania dotyczące Zwyrodnialców. Ku jego zaskoczeniu nie było żadnego śladu po ciałach zabitych. Obejrzał dokładnie miejsce walki, ślady stóp i krwi jeszcze zostały. Nie było tylko ciał, a więc nie był to sen. Nie było też śladów, że ktoś po nich przyszedł, ciekawe, pomyślał. A może jak wróci do schronienia dziewczyny też już nie będzie. Pobiegł co sił w nogach. Ale dziewczyna była, jeszcze spała, wyglądała jak śpiąca lalka ze swoimi idealnymi rysami twarzy.Patrząc na nią znów poczuł dziwny chłód w sercu.

 

ROZDZIAŁ 2. PRZEPRAWA PRZEZ MIASTO RUIN.

 

Słońce było już wysoko, gdy ruszyli w drogę. Według Neny podróż zajmie im kilka dni. Mieli się kierować na północ w stronę gór. Dziewczyna miała dobrą kondycję, dorównywała mężczyźnie, to dobrze, pomyślał, nie będzie opóźnień ani niepotrzebnych postojów. Pod koniec dnia dotarli do ruin dawnego miasta.

– Trzeba je przejść – powiedziała – tu straciłam dwóch towarzyszy.

Więc nie była sama, pomyślał.

– Pójdziemy nocą, znam to miasto – powiedział Gref – nazywają je Miastem Ruin, ludzie są tu dobrze zorganizowani w polowaniu na obcych, musimy być ostrożni, jest tu dużo pułapek, ale znam przywódcę tego miasta, kiedyś się spotkaliśmy. Przy odrobinie szczęścia przejdziemy niezauważeni.

Wbrew nazwie Ruiny, miasto tętniło życiem, zwłaszcza nocnym. Ulicami przemykały zakapturzone postacie. W zakamarkach budynków czaiły się złowrogie spojrzenia krwawych, mściwych oczu twarzy bez wyrazu i nadziei. Szli powoli ulicą.

– Zarzuć lepiej kaptur na głowę, zwracasz na siebie uwagę – rzucił dziewczynie.

Gdzie niegdzie z zaułków ciemnych jak w dupie było słychać jęki, krzyki lub błagania. Gref szedł spokojnie i pewnie prowadząc dziewczynę, nie zwracając na te odgłosy uwagi. Niektórzy mu się przyglądali, ale nikt nie odważył się podejść do nich. Tak dotarli do centrum miasta – rynku. Rynek był oświetlony lampionami, było to wielkie targowisko, można tu było wszystko kupić i sprzedać lub wymienić. Od niewolnika po kobietę i różne rzeczy już niewiadomo nawet do czego służące.

– Trzymaj się mnie blisko, najlepiej złap mnie za rękę – powiedział do dziewczyny wkraczając w tłum ludzi. Poczuł, że są obserwowani.

– Witaj Gref! – odezwał się znajomy głos z tłumu.

W tym momencie tłum się rozproszył i na drodze stanęło sześciu opryszków uzbrojonych po zęby w co tylko się dało w tych czasach. Jeden nawet miał piłę do metalu za pasem, drugi coś na wzór tasaka inni noże kuchenne i miecze wyszczerbione.

– Jotan, widzę, że nadal żyjesz i rządzisz w tym mieście – odpowiedział spokojnie Gref.

– Tak, jak widzisz – odparł barczysty ogorzały typ imieniem Jotan.

– Chcemy tylko spokojnie przejść przez miasto – powiedział Gref kładąc rękę na swoim mieczu.

– Więc nie masz jakiejś nawiedzonej misji, tak jak ostatnio, przez ciebie straciłem kilku moich najlepszych ludzi, wiedz, że nie jesteś tu mile widziany, ale skoro przybyłeś, to zapraszam w moje skromne progi. Wolę cię mieć na oku. A ta kobieta, to kto? – zapytał Jotan.

– Przyjaciółka.

– Zawsze unikałeś kobiet, ta musi być wyjątkowa skoro z tobą podróżuje – uśmiechnął się tajemniczo Jotan.

Weszli w jedną z okazalszych budowli w mieście i zeszli do podziemi. Budowla tętniła życiem, były tu najpiękniejsze kobiety wolne i niewolnice i mnóstwo uzbrojonych zbirów na każdym kroku.

– Widzę, że dbasz o swoje bezpieczeństwo… i przyjemności – rzekł Gref.

– Tak, zwłaszcza od twojej ostatniej wizyty – odparł Jotan.

– Tropiłem Zwyrodnialca nie ciebie.

– Tak, ale o mały włos nie wykończyłeś mnie – dodał rozdrażniony Jotan.

– Gdybym go nie ubił to może tak by się stało – mówiąc to uśmiechnął się Gref.

Jotan zmrużył oczy – Gdybyś go tak zawzięcie nie tropił, to może w ogóle by do mojego miasta nie trafił, ale nie mówmy już o tym. Czym chata bogata, zapraszam na wieczerzę pewnie jesteście zmęczeni i głodni po długiej podróży?

Wieczerza była huczna wspominali stare czasy. Jotan od czasu do czasu spoglądał zagadkowo na Nene z dziwnym uśmiechem.

– Skąd wziąłeś taką kobietę jest jakaś inna – zagadnął Grefa.

– Ona mnie znalazła.

Jotan uśmiechnął się z zaciekawieniem – wynajęła cię?!

– Można tak powiedzieć.

– Więc masz znowu jakąś misję. Zawsze gdzieś cię nosiło nigdy cię nie rozumiałem. Jesteś wspaniałym wojownikiem, najlepszym, jakiego widziałem, zostań w Mieście Ruin, razem będziemy rządzić miastem, będziesz miał wszystko, kobiety, niewolników, co tylko zechcesz. Razem damy radę każdemu.

Gref uśmiechnął się chłodno – nie zależy mi na rządzeniu ani na tych wszystkich rzeczach, których ty pragniesz, to nie dla mnie. Gdybym tu został wcześniej czy później źle to by się dla jednego z nas skończyło. Jeszcze nie czas, abym gdziekolwiek osiadł na stałe. I jak sam zauważyłeś, mam nową misję do wykonania.

– Wiedziałem, że to powiesz – rzekł Jotan.

– Więc, po co pytałeś, znasz mnie, nie nadaję się do osiadłego trybu życia. Pozwolisz, że odpoczniemy rano ruszamy w dalszą drogę.

– Ależ oczywiście przyjacielu kwatery są już dla was gotowe.

Komnaty były ogromne i czyste. Na ścianach wisiały obrazy pokazujące krajobrazy i jakieś nieistniejące już budowle. Ciekawe pomyślał Gref czy twórca tych obrazów namalował to z wyobraźni czy istniały takie kiedyś budowle. To, co widział w miejscach, w których bywał może świadczyć, że to nie była tylko wyobraźnia malarza. Obrazy przedstawiały niesamowite miasta z pojazdami poruszającymi się nie po drogach, lecz w powietrzu. Rozejrzał się po obszernej komnacie. Wszędzie leżały skóry, dalej naprzeciwko loża wisiało ogromne lustro. Na komodzie przy łożu stał dzban z winem i wodą. Z małego zakratowanego okna nie było za dużo widać. Dziewczyna miała komnatę na przeciwko.

Gref położył się na łożę z mieczem obok, nie zdejmując odzienia, nie ufał za bardzo Jotanowi. Co prawda znali się od dawna, ponieważ zdarzało mu się w pogoni za Zwyrodnialcami zapuszczać się aż tutaj, ale nie czuł się jego przyjacielem. Kierowały nimi inne wartości życia. On był poszukiwaczem nie dbał o rzeczy materialne, natomiast Jotan kochał władze i dobra z nią związane.

Myśląc o tym wszystkim zapadł w głęboki sen.

Śniła mu się komnata, w której śpi, nagle z lustra naprzeciwko łoża wyłoniła się czarna zakapturzona postać, oczy jej błyszczały w blasku księżyca tak jakby były kocie. Postać zaczęła się bezszelestnie skradać w stronę łoża, na którym spał, trzymała w ręce jakiś błyszczący przedmiot. Gdy zbliżyła się do łoża uniosła go w górę do ciosu. W tym momencie jakaś myśl do niego dotarła każąc mu się obudzić. Otwierając oczy błyskawicznie zeskoczył z łoża, cios intruza padł na puste posłanie. Pchnął mieczem przebijając zaskoczonego przeciwnika, który padł na łoże barwiąc je krwią. Stał chwile oszołomiony tym wydarzeniem, to jednak nie był sen dotarło do niego. Ale jak to się stało, że nie wyczuł zagrożenia, nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Nigdy wcześniej tak mocno nie spał, przemkło mu przez myśl, wieczerza, czyżby mu coś dosypano do jedzenia, ale dlaczego, dziewczyna, Jotan się jej dziwnie przyglądał. Wypadł ze swojej komnaty i wskoczył z wyjętym mieczem do komnaty dziewczyny. Nena zniknęła. Znalazł tylko strzępy jej ubrania i trochę rozrzuconych skór. Przeszukanie komnaty nic nie dało. Wrócił do swojej i usiadł na fotelu. Gdy ochłonął postanowił przyjrzeć się uważnie ciału. Był to człowiek o ciemnej karnacji, ale te oczy nie były ludzkie – były kocie! Przeszukał nieboszczyka. Znalazł tylko nóż i dziwną bransoletę na ręce. Instynktownie ściągnął ją z jego ręki i założył na swoją, dlaczego to zrobił, tak, jakby ktoś nim kierował. Poddał się tej intuicji, podszedł do lustra skąd wyszła zjawa, dotknął go ręką w bransolecie i poczuł jakby wtapiał się w nie. Przeszedł na drugą stronę ściany. Było ciemno, pachniało stęchlizną, mokre schody prowadziły na dół.

 

•••

 

Nena po wieczerzy spała spokojnie w komnacie. Nagle obudził ją jakiś szelest, gdy otworzyła oczy, napotkała inne oczy, przerażające kocie oczy patrzące na nią, nim zdążyła krzyknąć, poczuła ból i straciła przytomność. Kiedy się ocknęła, była przykuta kajdanami naga do potężnych stalowych wrót. Wrota przyozdobione były dziwnymi symbolami przypominającymi jakieś gwiazdozbiory nieznanego kosmosu i niemymi twarzami różnych istot bez oczu i duszy.

– Oprzytomniałaś wreście, bałem się, że mój zwierzak uderzył cię za mocno – powiedział Jotan uśmiechając się złowrogo.

– Czego chcesz ode mnie, puść mnie, nic ci nie zrobiłam, jak się dowie Gref to ci pokaże! – krzyczała rozpaczliwie Nena.

– Nie martw się o swojego Grefa o niego też zadbałem, już za chwilę nie będzie go wśród żywych. Dałem mu coś dobrego na sen podczas naszej wspólnej wieczerzy i wysłałem już mojego zwierzaka, żeby dokonał ostatecznego.

Nie otrułem go, ponieważ truciznę mógłby wyczuć, zawsze był jakiś dziwny.

Ale pewnie ty się zastanawiasz, co tu robisz, widzisz wyznajemy tu od niedawna pewną religię, odkąd odkryliśmy to miejsce i pewne stare zapiski.

Zapiski mówią, że za tymi drzwiami jest istota, która obdarzy nas wiecznym życiem, trafimy do raju, ale, żeby otworzyć te wrota raju musimy poświecić pewną kobietę. W przepowiedni jest jej dokładny opis i pasuje do ciebie. Także widzisz przepowiednia się sprawdza, a los chciał, że akurat przybyłaś w dzień zapisany w przepowiedni. Dziś o północy łańcuchy przebiją twoje nadgarstki i krew twoja otworzy wrota raju – oczy Jotana płonęły dziwnym blaskiem, jakby był szalony.

– Jesteś szalony, to wszystko jest jakimś szaleństwem! – krzyczała Nena.

Jotan roześmiał się – do północy moja niewiasto – i wyszedł z Sali.

– Gref obudź się, pomóż mi – wzywała go w myślach Nena – obudź się, grozi ci niebezpieczeństwo – powtarzała.

•••

 

Gref schodził po omacku schodami coraz głębiej. Schody się skończyły, szedł teraz korytarzem dotykając ręką ściany, drugiej strony ściany nie mógł dotknąć, więc korytarz musiał być szeroki. Nagle zatrzymał się, usłyszał jakiś szelest, coś czaiło się w mroku. Dostał tak szybkie i potężne uderzenie w klatkę piersiowa, że nawet nie zdążył zareagować. Poleciał do tyłu i uderzył plecami o podłogę, miecz gdzieś upadł w ciemnościach. Ledwie złapał oddech – dobrze, że nie dostał w głowę tylko w klatkę – pomyślał. Nim doszedł do siebie to coś skoczyło na niego. Zobaczył jarzące ogniki jego czerwonych oczu świecących jak dwie latarki i poczuł stalowe szczęki zbliżające się do jego gardła, ślina z jego gęby paliła mu skórę. Naprężył wszystkie mięśnie odpychając szczękę od swego gardła. W tym momencie poczuł szarpiące szpony bestii na swoich ramionach i ciepło swojej krwi. Mimo oporu, jaki stawiał szczęki powoli zbliżały się milimetr po milimetrze do jego gardła. Umierać w takim miejscu i od czegoś takiego, pomyślał, wytężając swoje stalowe mięśnie do granic wytrzymałości, ale teraz nie odpychał już poczwary, tylko zaczął skręcać jego pysk w bok. Usłyszał pękające kości karku, jeszcze jeden zryw, trzask i oczy bestii przygasły wbijając w konwulsji swoje szpony jeszcze mocniej w ramiona wojownika. Głowa poczwary opadła bezwładnie na jego klatkę, odwalił cielsko na bok dysząc ciężko.

– Mam nadzieję, że nie ma więcej takich kotków – powiedział na głos.

Po chwili wstał, jeszcze wszystkie mięśnie mu drżały z wysiłku, piekły go rany po ślinie tego czegoś i krew się sączyła z ramion. Znalazł swój miecz i ruszył mimo bólu dalej. Po pewnym czasie dotarł do drzwi, które pod dotykiem lekko się uchyliły. Tyłem do niego stało dwóch strażników. Widocznie nie spodziewali się z tej strony zagrożenia. Upiorne światło oświetlało niesamowitą sale. To, co zobaczył było jakby z koszmaru sennego. Do potężnych wrót była przypięta łańcuchami naga Nena, niżej stali ludzie, mężczyźni, kobiety, dzieci, pogrążeni w jakiejś modlitwie. Był też tam Jotan, zdrajca, zapłaci za to, przyrzekł sobie Gref patrząc na to wszystko. Nena krzyknęła łańcuchy wbiły się w ręce i nogi sącząc powoli jak wampir jej krew. Gref wyskoczył z ukrytego przejścia i ciął przez plecy pierwszego strażnika, drugi dobył miecza, ale za późno, jego nadgarstek wraz z mieczem poleciał w górę. Nie oglądał się za siebie ani wokół pędził jak szalony mimo bolących ran, dobiegł do wrót i ciął z całych sił mieczem. Miecz przeszedł przez łańcuch jak przez masło rozcinając go, krew trysnęła z łańcucha oblewając mu twarz. Pozostałe łańcuchy wsunęły się we wrota uwalniając kobietę. Złapał nagie i nieprzytomne ciało Neny nim zdążyła upaść na podłogę. Tłum przerwał modlitwę i zawył gniewnie. Wiedział, że nawet on, nie da rady takiej nawiedzonej ciżbie otaczających go wyznawców. Ale wiedział również, że zanim zginie to przerzedzi ich szeregi znacznie. Jotan był wściekły – zepsułeś wszystko, te wrota to miał być mój raj, umrzesz za to w męczarniach, brać go, ale żywcem! – krzyknął. Był to krok nierozważny, zważywszy na sławę i umiejętności, jakimi cieszył się Gref. Położył kobietę pod ścianą, oddychała, więc żyła, stwierdził. Wyciągnął swój miecz i czekał. Zaczęła się jatka przeciwnicy atakowali chaotycznie, przeciskając się jeden przed drugim. Gref wpadł w trans walki, uderzał swym mieczem precyzyjnie z taką zajadłością i szybkością, że po chwili znacznie przerzedził przeciwników, którzy zaczęli się cofać widząc jego furię i szaleństwo w oczach. Spojrzenie zimnych niebieskich oczu zaczęło budzić strach w ich umysłach. W końcu słyszeli o nim nie mało. Jeszcze z takim przeciwnikiem nie walczyli.

– Przynieście kusze – krzyknął Jotan widzą klęskę i strach w oczach swoich ludzi.

Kusznicy wycelowali – i co ty na to Gref?!- wycedził przez zęby Jotan.

– Zawsze byłem gotowy na śmierć, a ty? – odparł Gref ściskając mocniej „swojego przyjaciela".

Gdy Jotan miał dać kusznikom znak do strzału podnosząc rękę do góry, a Gref szykował się do swego ostatniego ataku. W tym momencie usłyszeli przeraźliwy zgrzyt. Brama raju się otwierała. Wszyscy nagle stanęli jak zaczarowani. Jasność padająca z otwierającej się bramy była czymś czarującym i dającym doznanie upojnego szczęścia. Powoli czerwona mgła zaczęła pełzać ze środka bramy w stronę ludzi. Pierwszy z transu ocknął się Gref, poczuł ukucie śmierci, jakby lodowate szpony zacisnęły się na jogo sercu. Bez namysłu złapał kobietę, zarzucił ja sobie na ramię i pobiegł, co sił w stronę wyjścia nie oglądając się za siebie. Nikt go nie próbował zatrzymać. Wszyscy stali wpatrzeni w światło wydobywające się z otwartej bramy, jak niemowlęta na rzeź, gdy mgła ich spowijała. Z tyłu doszły go przerażające krzyki rozdzieranych ze skóry ludzii trzaski łamanych kości. Odgłosy te dodawały mu szybkości. Wreście wydostali się z Ruin. Zatrzymał się dopiero na pobliskim wzgórzu gdzie położył dziewczynę. Obejrzał się na Miasto, było całe pokryte czerwoną mgłą, krzyki ludzi było słychać aż tutaj. Tylko im się udało wydostać. Kobieta dochodziła powoli do siebie, przykrył jej nagie ciało swoją opończą. Wziął ją w ramiona i poszedł dalej, jak najdalej od tego przeklętego miejsca, Jotan ma wreście swój upragniony raj, pomyślał, oglądając się po raz ostatni na Miasto Ruin.

 

ROZDZIAŁ 3. MOCE I ŻYCIE.

 

– Czuję się już dobrze, mogę iść sama – powiedziała Nena.

Zatrzymali się nad strumieniem. Gref zaczął odmywać swe rany. Nie wyglądało to najlepiej, szpony i ślina tej bestii musiały zawierać jakiś jad.

– Pomogę ci – powiedziała. I nim zdążył zaprzeczyć już była przy nim. Obmyła mu rany wodą, jej dotyk był bardzo przyjemny. Poczuł się znów dziwnie w jej obecności, ale nie był to chłód jak ostatnio, raczej coś przyjemnego, ciepłego, rozpalało go to od wewnątrz. Pod jej dotykiem rany zaczęły się goić i znikać. Poczuł się jak nowo narodzony.

– Jak to zrobiłaś jesteś czarownicą?

– Nie – uśmiechnęła się – mówiłam ci, że mamy pewne zdolności. Ja potrafię uzdrawiać, leczyć rany, złamane kości, siłą swej woli. Inni z Rady moją inne zdolności.

– Jesteś ciekawszą kobietą niż myślałem. Czy wiesz, co tam w tym mieście się stało?

– Trudno mi powiedzieć – powiedziała z trwogą– moja krew coś obudziła, coś złego, ale nie wiem, co.

– Lepiej, żeby nikt już Miasta Ruin nie odwiedzał – stwierdził Gref.

– Przekazałam to już Radzie, otoczą Miasto magicznym pierścieniem, aby nic z niego nie wyszło, ani weszło.

– Widzę, że masz potężnych przyjaciół.

– Tak są potężni, ale dobrzy, chcemy ocalić ludzi, którzy zostali.

Ruszyli dalej. Wybrali trasę mniej uczęszczaną, lasami, małymi wzniesieniami i starymi zniszczonymi już drogami. Przemieszczali się szybko, nic nie zakłócało ich marszu. Nena opowiadała mu dożo i chętnie o Radzie, Mieście w górach i zdolnościach ich przywódców. Gref lubił słuchać jej głosu.

– Zdolności, które posiadamy, może je mieć każdy, wystarczy, że spełni pewne warunki, a moc się w nim obudzi i oczywiście zostanie, tak długo, jak długo będzie żył według tych zasad.

– Ja stosuję moje zasady i żyję długo – odparł Gref.

– Nie chodzi mi o takie zasady, one nie są dobre dla człowieka – odpowiedziała Nena.

– A jakie są dobre?! Jak cię uderzą to nastaw drugi policzek?

– Uważamy, że postępując odpowiednio, śmierci możemy uniknąć, jest ona przypadkiem, który może nas spotkać, ale wcale nie musi, choroba zaś jest przede wszystkim, brakiem spokoju, równowagi umysłu, który ma duży wpływ na nasze ciało. Natomiast młodość jest to przepiękne życie duchowe, miłujące i wieczne. Śmierć, choroba, starość z natury jest bezduszna, nierzeczywista, szpetna i śmiertelna. To cechuje Zwyrodnialców i złych ludzi. Natomiast radosne myśli, czyste, miłujące tworzą człowieka młodego i pięknego. Człowiek taki się nie starzeje i nie choruje – mówiła z wiara Nena.

– Masz ciekawą religię, ale ja wolę swoja– pogłaskał się po mieczu.

– Każdy z nas ma jakąś misje do wykonania, ja leczę ludzi, ty ich bronisz, wypełniając ją stajemy się tym, kim powinniśmy być Gref. Zbliżamy się do wioski, którą opiekuje się nasza Rada. Pomagamy im, leczymy i uczymy żyć inaczej. Niestety, niektórzy nas nie rozumieją i się nas boją. A tam gdzie jest strach i nie ma rozumu, jest nienawiść i śmierć.

– Są argumenty, które każdy rozumie, chodźmy do tej wsi – rzucił Gref poprawiając miecz.

Wieś położona była w dolinie otoczona palisadami, miała nawet swoich strażników. Gdy weszli przez bramę, ludzie zaczęli Nenę pozdrawiać i kłaniać się. Na niego patrzyli raczej z pod łba i podejrzliwie. Przyglądając się im Gref miał wrażenie, że gdyby przybyli tu Zwyrodnialcy i chcieli dziewczynę, wydali by ją bez wahania ze strachu, bo przecież oni by ich zabili, a Rada nie. Na razie jego religia była górą.

– Czarodziejko witaj w naszych skromnych progach, jestem nowym przywódcą tej osady, nazywam się Grom.

Jak na nazwisko była to chudawa osoba, koścista o rozbieganych małych chytrych oczkach i krzaczastych brwiach, które przysłaniały oczy.

– Mam kilku chorych i rannych ludzi o Pani zechciej ich uzdrowić – kontynuował Grom.

– Dobrze sołtysie, zaprowadź mnie do nich – rzekła Nena– a to mój przyjaciel Gref, pójdzie z nami.

Sołtys popatrzył z ukosa na Grefa, napotykając jego zimne spojrzenie niebieskich oczu, szybko spuścił wzrok – chodźmy – powiedział i ruszył przodem.

Nena weszła do izby gdzie trzymano chorych i rannych, a Gref został na zewnątrz. Widział dużo takich wiosek, żyli tu różni ludzie, uprawiali rolę, hodowali bydło i rodzili dzieci. Nawet się im powodziło, dopóki nie najechała ich jakaś banda lub Zwyrodnialcy. Widział wioski spalone i wymordowane, niektóre w zastraszający sposób tak jakby tego nie zrobili ludzie. Zwyrodnialcy – nigdy się nie zastanawiał, kim są i czy ktoś nimi kieruje.

– Gref – powiedziała Nena wyrywając go z zadumy, słabym głosem wychodząc z izby – możesz mnie zaprowadzić na posłanie, leczenie tylu ludzi jest wyczerpujące, a rano musimy ruszać dalej. Gref wziął ją na ręce i zaniósł do chaty wskazanej przez sołtysa.

– Kolacja będzie zaraz podana – z pokłonem powiedział Grom, a następnie szybko się oddalił.

Gref położył Nenę na posłanie i przykrył kocem, zasnęła. Spała jak dziecko, takie czyste niedotknięte przemocą tego świata, nieznające jeszcze zła, nienawiści i śmierci. Z zamyślenia wyrwało go otwierające się drzwi, do izby weszły dwie kobiety i położyły na stole jedzenie i wino, wyszły bez słowa w pośpiechu unikając jego spojrzenia. Jedzenie było dobre i wino też niezłe. Nie budził jej pozwolił jej spać. Noc była ciemna, uśmiech księżyca skrył się za chmurami, gdzieś było słychać ujadanie psa.

Trzy ciemne postacie przedostały się przez palisadę, usuwając po drodze dwóch strażników. Zbliżali się do chaty gdzie spali Nena i Gref. Gref już nie spał, przyglądał się im z uchylonego okna. Poruszali się bezszelestnie, po ruchach stwierdził, że byli to zawodowcy, najemne zbiry, dobrze uzbrojeni, nie byli zdeformowani, wiec pewnie ludzie nie zwyrodnialcy. Ukrył śpiącą dziewczynę w szafie, usiadł na środku izby i czekał. Czekając na atak wyciszył swój umysł, zamknąwszy oczy widział ich oczami wyobraźni swojego umysłu. Jeden zbliżał się od drzwi, drugi spiął się na dach, a trzeci podszedł do uchylonego okna. Gref uderzył błyskawicznie nie czekając na wejście napastników. Rzucił metalową kulką jak z procy, kulka wyleciała przez uchylone okno i zatrzymała się w głowie napastnika wbijając się w czaszkę i powalając go na ziemię bez czucia. Następnie wyskoczył w górę jak pantera przebijając mieczem dach i napastnika od dołu, spadając potoczył się do drzwi przebijając je razem z trzecim intruzem, który właśnie dotknął klamki. Walka była skończona.

Położył kobietę do łóżka. Sam usiadł na starym fotelu, obok aby zaznać przed świtem jeszcze trochę snu. Rano obudziły go krzyki ludzi i bicie dzwonu alarmowego.

– I o co tyle hałasu? – powiedział do siebie Gref.

Wyszedł przed chatę i obejrzał napastników. Tak jak przypuszczał byli to najemnicy, dobrze uzbrojeni nawet jak na najemników, może tym im zapłacili.

Miecze były ostre niewyszczerbione, łuki, noże dobrze wykonane, ubranie też mieli lepsze. Kiedy tak przyglądał się zabitym, zobaczył Groma idącego z dużym motłochem w jego stronę z groźnym spojrzeniem i śmiesznie wykrzywionymi ustami. Wyglądał tak komicznie, że wywołał, w Grefie śmiech tak donośny, że cała hołotę wybiło to z impetu, a Gromowi aż brwi się podniosły odsłaniając oczy gdy zobaczył śmiejącego się Grefa. Kiedy przestał się śmiać spojrzał na sołtysa swoimi zimnymi niebieskimi oczami. Pod spojrzeniem Grefa Grom stracił swoją odwagę i łamanym głosem zapytał – Co się stało, zabito naszych dwóch strażników, a ci to, kto? – wskazał na trupy.

– Ci, którzy ich zabili – odpowiedział spokojnie Gref.

– Ale, już nikogo nie zabiją – dodał – broń ich dacie nowym strażnikom, a ciała zabierzcie i pochowajcie. Wykonali jego polecenia jakby on tu był sołtysem.

W tym momencie wyszła Nena.

– Musimy ruszać – powiedziała – odebrałam sygnały, że stanie się coś złego w najbliższym czasie, ktoś może zginąć, jeśli nie przybędziemy na czas.

– Ktoś z Rady? – zapytał Gref.

– Nie, raczej ktoś inny, ale bardzo ważny dla naszej sprawy.

Pożegnawszy się z zaskoczonym Gromem ruszyli dalej.

 

ROZDZIAŁ 4. WĄWÓZ ŚMIERCI

 

Gdy już opuścili wieś Nena zapytała – Co się wydarzyło w nocy?

– Najemne zbiry przyszły chyba raczej po ciebie.

– Ktoś ich wysłał?

– Pewnie i tak nie wiedzieliby, kto ich wysłał, wcześniej czy później się dowiemy, z tymi nie chciało mi się gadać, więc sprawę załatwiłem szybko.

Pod wieczór dotarli do wąwozu. Gref się zatrzymał. Nena też, przyglądając mu się uważnie.

– Kim jesteś? – zapytała – są rzeczy, które wyczuwasz jakbyś był jednym z nas, a przecież nie jesteś.

– Czasami mam takie przeczucia, ale nie wiem skąd to się bierze. Czasami jest to uczucie silniejsze, czasami nic nie czuję, ale tu w tym wąwozie jest jakieś zło coś obcego.

– Twoje uczucia cię nie mylą – powiedziała Nena – ludzie, którzy tu weszli już stąd nie wrócili, nikt ich więcej nie widział. Gref my musimy przejść ten wąwóz, inaczej nasza podróż zajmie nam dwa razy tyle czasu, a czasu mamy coraz mniej. A poza tym trzeba temu położyć kres, za dużo ludzi stąd nie wróciło. Wiem, że dasz sobie radę z tym czymś, cokolwiek to jest.

– Więc chodźmy, zobaczymy, co tam jest – powiedział Gref wpatrując się w wąwóz, miał dziwne uczucie, że ktoś na nich patrzy.

Wąwóz był bardzo dziwny i cichy, nie było słychać żadnych odgłosów ptaków czy innych zwierząt, nawet świerszcz nie grał swojego ulubionego bluesa.

Ale wyczuwało się coś w powietrzu, coś nieuchwytnego, obcego, nieludzkiego. Weszli głębiej, szli ścieżką już pozarastaną i zapomnianą. Roślinność była uboga, suche drzewa już nie wydawały liści, krzaki były oschłe, a trawa siwa. Gdy tak szli, po pewnym czasie zauważył idącą, a raczej płynącą równolegle do nich postać w czarnym kapturze. Kiedy się zatrzymali postać też stanęła, gdy się odwróciła ich spojrzenia się spotkały – już wiedział, że przyjdzie do nich nocą i będzie to dziwna walka na umysł i siłę. Za nim zapadła noc wybrał miejsce do walki na skraju rozpadliny, z tyłu skała, mało miejsca do ataku z zaskoczenia – pomyślał.

 

 

Koniec

Komentarze

Ja daję 2. Powinno być 1, ale nieźle się uśmiałem... Masa powtórzeń, debilnych sformułowań, chorych przemysleń głównych bohaterów... Ja mam kopoty z właściwym umiejscowieniem przecinków, ale u Ciebie jest to totalna masakra... Jesli reszta książki jest taka jak te trzy rozdziały, to dziękuję, nawet dla poprawy humoru nie będzie mi się chciało tego czytać... Walki też jakieś takie nijakie, lubię jak jest dużo akcji, leje się krew i wogóle, ale te twoje wogóle do mnie nie przemawiają, ich opisy są mętne, nijakie... Posumowując, nie podoba mi się wogóle, czyta się ciężko i topornie. Oby następne dzieło było sto razy lepsze od tego...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Sory, ale dobrnąłem tylko do drugiego akapitu pierwszego rozdziału...
Podziwiam jednak za wytrwałość.

Plus za długość, drogi autorze. Cztery rozdziały z trzynastu to już coś. :-) Natomiast minus za chaos i niedoszlifowany warsztat, który wyłazi praktycznie z każdego fragmentu. Możnaby mówić i wskazywać błędy, lecz tekstu jest po prostu za dużo, by go rozkładać na części pierwsze. Już pierwsze zdania nastawiają czytelnika (mnie przynajmniej nastawiły) negatywnie. Oto pełnia księżyca, a gdzieś w tle umięśniony i wspaniały wojownik, samotny wilk, jednym słowem - banał. No ale pierwsze koty za płoty, dalej powinno być tylko lepiej.

Pzdr.

Aha, bardzo, ale to bardzo mnie ciekawi rozdział 5, czyli TERYTORIUM ANUSÓW... ;-)

Fasoletti ma rację. To się broni tylko jako złośliwa parodia pewnego stylu. Oczywiście też czekam na rozdział o "Terytorium anusów". Wprost się doczekać nie mogę. 

A ja na mapę wyprawy :)

ja bym radzil autorowi zmienic tytul rozdz 5, gdyz budzi chorobliwa ciekawosc komentujacych ^^ a to moze niepotrzebnie nastreczac pospiechu w jego ukonczeniu
2/6

Ciekawe tylko czy autor wie, czemu tak wszyscy piją do tego rozdziału :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Witam. Dziękuję za komentarze dotyczące mojej powieści. Co do przecinków i powtórzeń - postaram się to zmienić i w nastepnych rozdziałach nie powtórzyc tych błędów. Dopracuję też walki aby były ciekawsze. c.d.n.

Nowa Fantastyka