- Opowiadanie: BlackRainbow - Prawdziwy Egzorcysta [ WERSJA POPRAWIONA]

Prawdziwy Egzorcysta [ WERSJA POPRAWIONA]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwy Egzorcysta [ WERSJA POPRAWIONA]

Nowy Jork nie był już taki jak dawniej. Po latach stał się wylęgarnią najgorszego zła, jednak prawdę znali tylko nieliczni. Nazywano ich Prawdziwymi Egzorcystami, bo chociaż ich życie nie polegało na walce z diabłem, walczyli oni z demonami kryjącymi się w ludzkich sercach.

 

Prawie pół roku temu Matthew Score zapowiedział nadejście nowej, wiecznej epoki. Nikt wówczas nie spodziewał się, do jakich skutków może to doprowadzić. Trzech mężczyzn, którzy dobrowolnie zgodzili się przetestować środek wymyślony przez Score’a, zmieniło się w przerażające istoty. W ich oczach nie było już nic z człowieczeństwa. Widać w nich było jedynie szaleństwo, wymieszane z chęcią mordu. Kreatury jednak udało się zabić.

 

Pomimo zagrożenia, zwykli ludzie nigdy nie dowiedzieli się prawdy. Nie minął miesiąc, a do tajnego laboratorium, w którym specyfik został stworzony, włamała się dwójka ludzi. Wykradli oni zmieniającą w potwory substancję. I tak specyfik zaczął rozprzestrzeniać się po całym świecie. Osoby, które z niewiadomych źródeł zmieniały się w bestie nazwano Biorcami. Jednak wkrótce okazało się, że dolegliwością tą można zarazić się również przez ugryzienie.

 

Wówczas do akcji wkroczył Watykan. W końcu istoty, w które przemieniali się Biorcy, przypominały demony. A przecież Bóg kazał je niszczyć i wysyłać do otchłani piekieł. W wyjątkowo krótkim czasie wyszkolono specjalny oddział, który miał zaprowadzić porządek na Ziemi.

 

 

 

*****

 

 

 

Postać odziania w biel bezszelestnie poruszała się po ulicach miasta. W delikatnej poświacie księżyca, tylko osoby stojące wystarczająco blisko, mogłyby dostrzec nic niewyrażającą twarz czerwonowłosego mężczyzny, pokrytą kilkoma bliznami. Dzisiejsza noc nie należała do tych zimnych, kiedy każdy z nas chce wypić gorącą herbatę i położyć się pod kołdrą, by jak najszybciej wpaść w objęcia Morfeusza. Teraz była ona wyjątkowo ciepła, toteż tajemniczy mężczyzna przyciągał wzrok swoim białym, skórzanym płaszczem, sięgającym aż do ziemi.

 

Postać spokojnie przemierzała uliczki miasta, o coraz gorszej reputacji. Zazwyczaj mało kto zapuszczał się w te rejony Nowego Jorku. W pewnym momencie jednak mężczyzna zatrzymał się. Zdawało mu się, że usłyszał jakiś szmer dochodzący zza budynku. Nie zastanawiając się długo wyciągnął miecz, do tej pory schowany pod płaszczem i niczym pantera do swojej ofiary, on zaczął skradać się w stronę wąskiej uliczki prowadzącej między budynkami. Gdy po raz kolejny usłyszał cichy dźwięk, wiedział, że się nie mylił. Szybko wszedł w alejkę i zamachnął się, by zadać śmiertelny cios. Nagle jego ręka zamarła zatrzymując miecz parę centymetrów od szyi wysokiego blondyna.

 

-Adveniat regnum tuum [ tłum. Przyjdź królestwo twoje] – wypowiedział formułkę powitania, które wymieniali między sobą Egzorcyści, opuszczając powoli miecz.

 

– Fiat voluntas tua [ tłum. Bądź wola twoja] – odpowiedział drugi łowca, wypuszczając z płuc dym z papierosa.

 

– Palenie kiedyś cię zabije, Reulusie Sagariusie – powiedział czerwonowłosy, uśmiechając się zadziornie.

 

– Canosie Sequesie, nigdy nie spotkałem głupszej od ciebie osoby. Nikt normalny nie odważyłby się zwracać mi uwagi – uśmiechnął się blondyn.

 

Reulus Sagarius był najsilniejszym z Egzorcystów, a jego dokonania przeszły już do legendy. Jako jedyny walczył łukiem, a mimo to nigdy nie doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Jednak widać było, że czas nie był dla niego łaskawy. Jego niegdyś piękną twarz o szlachetnych rysach zdobiły liczne zmarszczki, a w oczach można było dostrzec ten błysk mądrości i doświadczenia, widywany niekiedy jedynie u osób starszych.

 

Wśród Egzorcystów krążyło wiele plotek na temat jego siły i szybkości, a także powodów szybkiego starzenia się. Jedna z najczęstszych jakie można było usłyszeć, mówiła, że jego matka została zgwałcona przez Biorcę, a pięć miesięcy później urodził się on. Jednak nikt, nawet Canos – jego najlepszy przyjaciel, nie wiedział ile z tych plotek jest prawdą.

 

– Lepiej, żebyś się ulotnił, młody – powiedział Reulus do ubranego w biel mężczyzny. – Zaraz odbędzie się tu rzeź. Dostałem donos, że od kilku dni o tej samej porze, przychodziło tu dwóch Biorców.

 

– Pewnie, ominie mnie najlepsza zabawa, nie ma mowy – powiedział.

 

Nagle mogli usłyszeć okropny ryk. Wyszli z alejki. Z drugiego końca ulicy biegły w ich stronę dwie kreatury.

 

– Ten po prawej mój – powiedział blondyn i napiął cięciwę swojego łuku.

 

Po chwili jedna z jego strzał wbiła się w ramie monstrum. Bestia wydała z siebie przeraźliwe dźwięki, gdy z jej ramienia pociekła krew. Reulus celował w potwora ze swojej broni, a czerwonowłosy swobodnym krokiem ruszył w stronę drugiego Biorcy. Gdy bestia skoczyła na niego, chcąc zatopić swoje długie, ostre szpony w jego ciele, Canos szybkim ruchem drasnął Biorcę w bark, odsuwając się tak, że pazury plugawej istoty nie zrobiły mu krzywdy.

 

Z ust potwora wydobył się warkot, w którym można było usłyszeć złość. Moment później bestia ponownie rzuciła się na czerwonowłosego. Ten tylko uśmiechnął się i przyjął pozycję obronną. Biorca był wyjątkowo szybki, jednak Canos z łatwością odpierał jego ataki. Istota zamachnęła się i chciała dosięgnął łapą jego twarzy. Ten z całą swoją siłą zblokował uderzenie płazem.

 

Nagle z rękawa jego płaszcza wysunął się ukryty sztylet, który niespodziewanie wbił w bok kreatury. Ta krzyknęła przeraźliwie i odrzuciła od siebie Egzorcystę, haratając go przy tym w policzek. Mężczyzna wpadł na kontener stojący nieopodal z takim impetem, że pozostawił po sobie spore wgniecenie. Canos czuł spływającą po jego twarzy krew. Cięcie nie było dość głębokie.

 

– Mam nadzieję, że nie zostanie blizna – westchnął i z nową siłą rzucił się na Biorcę.

 

Bestia nie pozostała mu dłużna. Z niesamowitą prędkością biegła prosto na niego. Ten tylko uśmiechnął się pod nosem. Uchylił się przed pazurami i kłami bestii, podcinając jej przy tym lewą nogę. Ta zachwiała się. Teraz nie mogła poruszać się tak szybko, jednak nadal była pełna sił. Rzuciła się na Canosa z wściekłością. Czerwonowłosy przybrał pozycję jak do ucieczki. Jednak gdy potwór był dostatecznie blisko, odwrócił się , co strasznie zdziwiło Biorcę, który zbyt długo zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem swojego wroga, popełnił błąd. Te kilka chwil, gdy utrzymywał prawą łapę w górze wystarczyło, by Egzorcysta skorzystał ze sposobności i dźgnął istotę prosto w serce. Bestia wciągnęła powietrze zaskoczona.

 

– Żegnaj – powiedział po czym dobił kreaturę.

 

Czerwonowłosy szybko rozejrzał się dookoła poszukując wzrokiem swojego dzisiejszego kompana. I dostrzegł go. Reulus przemieszczał się szybko niczym drapieżnik, z wrodzoną dla niego gracją. Raz za razem z jego łuku wylatywały kolejne strzały. I każda dosięgała celu.

 

Canus przyjrzał się bestii, która całe plecy miała umazane krwią, cieknącą z jej ran, niewątpliwie pozostawionych przez blondyna. Nagle ten wskoczył na schody jednego z budynków i gdy bestia skoczyła za nim, wypuścił z łuku trzy strzały. Trafiły one prosto w serce Biorcy, który zaskoczony spadł na ziemię.

 

Czerwonowłosy podszedł powoli do cielska, szturchnął je parę razy klingą, upewniając się, że stwór nie żyje.

 

– Żałuje, że nie widziałem całości – powiedział do Reulusa. – Walczysz niesamowicie.

 

Nagle usłyszeli przerażający, wściekły ryk.

 

– Jeszcze się napatrzysz – powiedział ze smutkiem w głosie blondyn. – Niedaleko jest ich stado. Idziesz?

 

– Nie zostawię cię – powiedział z ciepłem w głosie, podpalając ciała potworów , po czym obaj skierowali się w stronę jego pobratymców.

 

W końcu na tym polegała ich misja.

Koniec

Komentarze

Nie nazwałbym tego wersją poprawioną. Rozszerzoną owszem, ale na pewno nie poprawioną. Tekst ciągle wymaga gruntownej korekty. No i ciągle brak w nim jakiegoś sensownego zakończenia.Moim zdaniem to opowiadanie ciągle wymaga od Ciebie bardzo dużo pracy.

Cóż, to jeszcze nie to...

Korekta potrzebna, niewątpliwie. Moim zdaniem za szybko wrzuciłaś tę wersję. Zgaduję, że napisałaś ją po uwagach odnośnie do poprzedniej wersji. Jeśli mam rację, powinnaś była odłożyć tekst na tydzień dwa, wrócić do niego, przeczytać i poprawić. Opowiadanie nadal jest jakimś wyrywkiem, jedną sceną z naszkicowanym we wstępie tłem. Co do tła, to nie do końca rozumiem rolę Watykanu w całej sprawie, bo egzorcyści słów modlitwy używają tylko jako przywitania, a bestie zabijają normalnie, mieczami, nawet nie w imię Boga. Nie bardzo widzę tu potrzebę szkolenia przez Watykan.

Wybacz, że Ci to napiszę, ale ten tekst nie za bardzo nadaje się do jakiejkolwiek poprawy czy korekty. Nadaje się do napisania od nowa.

Pomysł jest oklepany do bólu (zmiana detali niewiele wnosi), logiki miejscami nie staje (KaelGorann słusznie wytknął Ci ten nieszczęsny Watykan, w dodatku w Stanach Katolicy to zaledwie 22% populacji, są lepsze miejsca do wysyłania ludzi z Watykanu - choćby Ameryka Łacińska), fabuły za bardzo nie ma (jest nakreślone jakieś tło, jest walka... i to tyle).

Proponuję Ci dopracowanie pomysłu: zrobienie sobie porządnych notatek na temat świata, który chcesz przedstawić, bohaterów, zagrożenia, opracowanie jakiejś sensownej fabuły, która nie sprowadzałaby się do jednej walki i dopiero wtedy -- kiedy będziesz miała solidne fundametny -- napisanie opowiadania. Oczywiście później należy jeszcze zrobić porządną korektę powstałego tekstu -- ale to dopiero kiedy będzie skończony i swoje odleży.

Jeszcze słowo o egzorcystach: KK uznaje, że egzorcyści prowadzą duchową walkę (nie fizyczną!) ze sługami szatana - nie ze zmutowanymi ludźmi. Przeprowadzaną w odpowiednich warunkach, ze wsparciem modlitewnym wiernych i tak dalej. Dlatego nie jestem pewien, czy używanie egzorcysty (skojarzenia większości ludzi raczej nie obejmują tutaj łuku i miecza) ma sens. Musiałabyś przedefiniować to pojęcie i sprawić, że czytelnik uwierzy w Twoją całkowicie nową wizję.

Pozdrawiam

"Nowy Jork nie był już taki jak dawniej. Po latach stał się wylęgarnią najgorszego zła"

Jeśli to przyszłość, czemu nikt nie używa broni palnej?

"Jako jedyny walczył łukiem, a mimo to nigdy nie doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu."

Dlaczego dziwne jest, że walcząc na dystans nie został ranny?

Myślę, że takie rzeczy należy uzasadniać.

Często używasz krótkich zdań zaczynających się od spójników, nie bardzo mi się podoba taki styl. Narracja staje się przez to poszarpana. Np. tutaj:

"Jedna z najczęstszych jakie można było usłyszeć, mówiła, że jego matka została zgwałcona przez Biorcę, a pięć miesięcy później urodził się on. Jednak nikt, nawet Canos – jego najlepszy przyjaciel, nie wiedział ile z tych plotek jest prawdą." - można albo wywalić to jednak (a usuwanie zbędnych słów jest Dobrym Nawykiem) albo zamienić kropkę na przecinek (powstanie dość długie zdanie, co w sumie nie jest super rozwiązaniem, ale moim zdaniem brzmi lepiej).

"Wówczas do akcji wkroczył Watykan. W końcu istoty, w które przemieniali się Biorcy, przypominały demony. A przecież Bóg kazał je niszczyć i wysyłać do otchłani piekieł." zamienić kropkę na przecinek. Itp, itd.

Raz na jakiś czas można wprowadzić pauzę, ale zagęszczenie urywania zdania i zaczynania od spójnika jest męczące (dla mnie przynajmniej).

Po przeczytaniu odniosłem wrażenie, że dużo razy użyłeś "ten", "ta" oraz "jednak". Ograniczaj i urozmaicaj słówka tego typu.

"Osoby, które z niewiadomych źródeł zmieniały się w bestie nazwano Biorcami. " z niewiadomych przyczyn, nie źródeł.

Nie przejmuj się za bardzo mało przychylnymi opiniami, najgorsze co można zrobić to odpuścić. Dużo pisz, nawet jeśli jeszcze nie potrafisz wymyślić super oryginalnej fabuły osadzonej w sensownym świecie ; ) I dużo czytaj. Powodzenia.

Mysle, ze juz przedmowcy napisali dosc. Tekst nie wyglada na poprawiony, raczej na wymagajacy poprawek. Jest bardzo naiwny. czytaj, czytaj, czytaj, proboj dalej.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka