- Opowiadanie: KazmołSochcim - Symfonia czerni cz. 1/2

Symfonia czerni cz. 1/2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Symfonia czerni cz. 1/2

Wstawiam pierwszą część z dwóch. Następna już jest ale na papierze ;)

 

 

 

Miło jest popatrzeć rano przez okno na park. Co prawda kraty odejmują nieco przyjemności, ale można się do nich z czasem przyzwyczaić. Budynek otoczony jest rozległym terenem. Mamy tutaj mały lasek porośnięty brzozami i dębami, jeziorko, znad którego latem wieje chłodna bryza i właśnie park. Dalej rozciąga się wysoki mur zwieńczony drutem kolczastym. W każdym rogu na wieżyczce stoi Cień. Leniwie lustruje okolicę spod szerokiego kaptura. Cienie to nasi strażnicy, a zarazem opiekunowie. Są na całym terenie i nie odstępują nikogo na krok. Niczym hieny oczekują naszej śmierci.

 

Jedenasta – pora sztyletowania. Zza drzwi dochodzi do mnie odgłos kroków. Masywne skórzane buty okute żelazem uderzają o posadzkę niczym dwa wielkie młoty.

– Otworzyć – odezwał się Cień po czym sylwetka otulona szczelnie czarnym płaszczem powoli wsunęła się do mojej celi. – Czas na twoje lekarstwo. Zaufaj mi, poczujesz się po tym lepiej.

Zawsze tak mówią. Jakby czerpali z tego jakąś chorą przyjemność (i pewnie tak właśnie jest jak podejrzewam). Już widzę jak grawerowane ostrze powoli wynurza się ze skórzanej pochwy.

– Tylko się nie ruszaj, a wszystko będzie dobrze

Ani mi w głowie choćby drgnąć. Na początki, jak tu trafiłem to próbowałem się sprzeciwiać. Kopałem, gryzłem i uciekałem. Jednak zawsze kończyło się tak samo. Leżałem potem zawinięty jak baleron przez dwa dni bez jedzenia, o samej wodzie. Doświadczenie, nieraz bolesne nauczyło mnie, że trzeba ten rytuał po prostu przeczekać.

Cień się zbliżał. Na jego głowie kaptur co chwila się odchylał. Pod nim nie było nic. Żadnej twarzy, nawet konkretnego kształtu. Tylko pustka. Od patrzenia w nią nachodziły mnie dreszcze i chciałem uciec, ale resztkami woli się powstrzymywałem. Podwinąłem stary zniszczony już rękaw płóciennej koszuli, wystawiłem rękę, odwróciłem wzrok i czekałem. Ostrze powoli wbijało się w moje ramię. W środku krzyczałem, jednak na zewnątrz wydobył się tylko cichy cyk. Jednak to jeszcze nie koniec. To nie jest zwykły sztylet. Rękojeść zakończona jest małym przezroczystym zbiorniczkiem. W środku unosił się mętny, brązowy płyn – toksyna.

Co dzień Cień przychodzi i zatruwa mnie po kawałeczku wstrzykując ten śmiertelny jad wprost do mojego ciała. Powoli traciłem świadomość, rzeczywistość gdzieś odpływała. Pozostała tylko jedna myśl, moja nadzieja, która trzyma mnie przy życiu odkąd tu jestem: „Muszę stąd uciec”.

 

– Co masz dla mnie?

Starszy łysy mężczyzna, jeden z moich współbraci rozejrzał się nerwowo. Nasze Cienie stały kawałek dalej pochłonięte rozmową ze sobą. Podszedł więc do mnie i pociągnął za ramię w stronę pobliskich krzaków.

– Dzisiaj coś specjalnego – wyszeptał. – Udało mi się to ukraść z kuchni jak nie patrzyli.

Po tych słowach wyciągnął zza pasa małe zawiniątko i podał mi je. Od razu schowałem je w kieszeni, by nikt nie zauważył. Chciałem natychmiast odejść, lecz mężczyzna zagrodził mi drogę.

– Hola, hola, nie ma nic za darmo. W zamian chcę przysługę.

Na te słowa poczułem ukłucie niepokoju. Miałem nadzieję, że całość pójdzie bez najmniejszego problemu.

– Masz im porządnie ode mnie dołożyć! – dorzucił po chwili i oddalił się z uśmiechem na twarzy.

Strach od razu zniknął. Zarazem nabrałem większej odwagi i motywacji. Miło jest wiedzieć, że ktoś stoi za mną i ma nadzieję, że mi się powiedzie. O tak… Jednego mógł być pewien. Tanio skóry nie sprzedam!

 

Kiedy wreszcie zgasło światło mogłem wreszcie dokładnie obejrzeć mój łup. Już po chwili spod szarego materiału wyłonił się kawałek blachy. Niby nic. Dwadzieścia centymetrów metalu o szerokości kciuka. Jednak w odpowiednich rękach można z tego uczynić coś zabójczego.

Od razu zabrałem się do pracy. Podłoga celi wylana była betonem. Nie żebym narzekał, ale nie nazwałbym tego najlepszym materiałem do szlifowania. Wiedziałem, że zajmie to mnóstwo czasu. Ale cóż, akurat czas to coś czego miałem pod dostatkiem.

Koniec

Komentarze

Krótkie to jakieś. A co dalej?

Ciekawy jestem, w jaki sposób te cienie rozmawiałym skoro nie miały twarzy?

W drugiej części zobaczysz :)

Wrzucę gdzieś na początku przyszłego tygodnia (może nawet jutro).

Cóż, jak przeczytam drugą część, to się wypowiem.

Szkoda, że nie wrzuciłeś od razu. Bo to króciutkie jest, więc chyba nie ma sensu dzielić?

Mam takie pytanie. Czy czytasz swoje teksty? Jeśli nie, to zacznij to robić. Najlepiej na głos, bo nie jest dobrze. Ze wszystkim masz problemy. Głównie z podstawowymi zasadami poprawności jęzkowej. Każde zdanie wymaga poprawienia, a przed tym czynem - głębokiego przemyślenia. Czyli tekst jest bardzo słaby i wymaga poprawienia.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Kiedy wreszcie zgasło światło mogłem wreszcie dokładnie obejrzeć mój łup.  ---> antynyktalopia?  

Dwadzieścia centymetrów metalu o szerokości kciuka. ---> jakiego metalu? Ołów to też metal, a spróbuj szlifować na betonie...  

Będę łagodniejszy od mkmorgotha. Do poprawienia / przerobienia tylko osiem zdań na dziesięć. Dziury logiczne też przydało by się połatać. Na początku pada stwierdzenie, iż Cienie nie odstępują ludzi na krok --- a potem zdarza się cud, dwaj strażnicy ucinają sobie pogawędkę na uboczu...

"Na początki, jak tu trafiłem to próbowałem się sprzeciwiać" - początku.

"Od patrzenia w nią nachodziły mnie dreszcze" - dreszcze  nie nachodzą tylko przechodzą.

"chciałem uciec, ale resztkami woli się powstrzymywałem" - powstrzymywanie się resztkami woli przed ucieczką miałoby sens, gdyby ucieczka była realną możliwością. Bohater siedzi w celi, gdzie niby miałby uciec?

Ot, kilka kwiatków z początku. Morał z tego jeden - czytaj własne teksty. Unikniesz w ten sposób literówek, niedopatrzeń, a i fabuła zyska na logice. Poza tym, nigdy - przenigdy - nie publikuj tekstów w częściach. Jeśli opowiadanie nie jest skończone, skończ je przed publikacją. Niedokończone twory mają swoje miejsce w szufladzie, nie przed publicznością.

Ja się przyłączę do powyższych komentarzy.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka