- Opowiadanie: SimonTheCutler - Potworem jest człowiek

Potworem jest człowiek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Potworem jest człowiek

[Dodam z góry Grafomania. Nie wiem, o co chodzi, ale wszystkie nic nie warte i gówniane opowiadania z tym podpisem mają dobre recenzje, więc może i mi się uda. Pozdrawiam.]

 

 

Świst. Cienkie ostrze sztyletu zabłyszczało przed głową Vilkasa. Długa biała smuga przecięła z hukiem powietrze rozmazując się zabójczą bielą. Junak z Talvoru zasłonił się w ostatniej chwili przekładając ciężar na prawą nogę. Rzeźbiona głownia sztyletu zadzwoniła potężnie o szeroką klingę Vulfanga. Odebrał impet. Srebrne ostrze Wilczego Kła zawirowało młyńca kręcąc się w zabójczo szybkim piruecie. Wyciągnął miecz na całą długość ramienia i zakończył śmiertelny taniec płaskim cięciem z boku. Głowa elfa zawirowała w powietrzu na kilka sążni, ciągnąc za sobą długi strumień krwi i odbiła się głucho od ziemi.

 

Schował miecz do pochwy i rzucił okiem na pobojowisko. Splunął na ziemie ciężko sapiąc i zaklął.

 

Szeroka polana prażona w popołudniowym słońcu zionęła zewsząd śmiercią i nienawiścią. Spopielona ojcowska ziemia, usłana trupami, spływała teraz krwią i skrzyła się długimi językami czerwonego ognia, który trawił połamane drzewa. Z popiołu i pyłu wystawały połamane flagi i sztandary. Dumny wilk, ongiś patrzący majestatycznie w dal ze szczytu wzgórza, teraz zdawał się wyć z bólu trawiony powoli ogniem rozpaczy.

 

Słychać było tylko cichy szum wiatru, który roznosił jęki rannych. Nikt nie krzyczał z radości. Nikt nie dął w róg wznosząc wysoko swój sztandar trzepoczący na wietrze. Nikt się nie radował. Tutaj, na miejscu grozy, nienawiści i przelewu krwi, każdy był przegranym.

 

 

 

Stary elf siedzący pod spalonym drzewem zaciskał pięść na swej piersi. Krew powoli ciekła z rany spływając długimi smugami po srebrzystej kolczudze. Spojrzał na Vilkasa. Jego oczy biły zimną otchłanią, która zdawała się przeszywać myśli i czas. Czas, który teraz kłębił się w tej otchłani. Czas, który budził wspomnienia. Oczy błyszczały teraz gniewem, smutkiem i żalem. Żalem, że tak wiele widziały.

 

Chrząknął głośno i splunął. Z jego ust wytrysnęła ciemna struga krwi.

 

– No i popatrz, co żeście narobili – wysapał z wielkim trudem – spalona ojczysta ziemia, zniszczone lasy, zdewastowane elfickie osady i tysiące litrów przelanej krwi z naszej i waszej strony. I po co to wszystko? W imię czego? Waszej pychy i zachłanności? W imię waszej nietolerancji do naszych obyczajów i waszych zapędów na nasze ziemie? Popatrz więc teraz tam, gdzie leżą martwi. Popatrz, ilu waszych, przerażonych i zastraszonych leży teraz bez głowy skąpanych w kałuży krwi? Popatrz i powiedz, czyż to jest waszym celem?

 

– Nie dziwna mi śmierć druhów. – odparł stanowczo wojownik – Nie straszne mi ofiary, jakie trzeba ponieść, ani okrucieństwa, jakie przyjdzie nam uczynić w imię lepszej sprawy. Bo krew przelana bohatersko przez naszych braci nie idzie na marne. Poświęcamy ją po to, byśmy mogli w końcu odbudować dawne potężne królestwo Rivany. Robimy to wszystko, aby kiedyś móc dumnie podnieść czoło i stanąć ramię w ramię, zjednoczeni przeciwko Mörhardowi. Nie giniemy i nie zabijamy na marne. Dążymy do naszego wspólnego celu za wszelką cenę. I jeśli przyjdzie nam zgładzić tysiące elfów w imię naszej jedności, zrobimy to. Nie cofniemy się przed niczym.

 

– Masz słuszność. Nie cofniecie się przed klęską, którą sami na siebie ześlecie. Spłoniecie od własnych pożarów, które podkładaliście pod nasze osady! Zapłacicie za wasze zbrodnie! Za szkody, jakie nam wyrządziliście! Za to, że wyganialiście nas z własnych lasów! Za to, że prosiliście nas na dwory, by podrzynać nam gardła w nocy! Za to, że dobieraliście się do naszych dziewek i puszczaliście z dymem nasze grody! Za to, że topiliście w krwi naszych niewinnych braci! Za to wszystko zapłacicie, powiadam wam!

 

– A więc tak? – zmarszczył brwi junak – Oskarżacie nas o tę wojnę? A kto porywał nasze dzieci z grodów? Kto organizował skrytobójców, którzy napadali naszych kupców na leśnych traktach? Kto sprzeciwiał się rozkazom wielkiego kniazia Perevala i odtrącał jego przyjacielską dłoń? Ta wojna to wasza wina! W obliczu zagrożenia mogliście być nam sojusznikami! Mogliście siedzieć w garnizonach i zatrzymywać na nich wojska Mörhardu! Mieliście okazję być naszymi wasalami i walczyć u naszego boku z Cesarstwem! Ale wasza duma i pycha wybrała śmierć! Nie chcieliście oddać nam części waszych lasów! Nie chcieliście płacić daniny na wojsko, ani oddawać hołdu naszemu panu! Jesteście przeszkodą w tworzeniu naszego silnego państwa. Nie chcecie się nam poddać, a Cesarstwo tylko na to czeka. Nie potraficie się dostosować do zmian i dlatego niebawem wszyscy wyginiecie. Jeśli nie my, to Mörhard lub zabójczy czas was zgładzi i wtedy zrozumiecie. Zrozumiecie, że kto nie umie się dostosować do zmian, ten nie ma prawa żyć na tym świecie! Na mych przodków, wypowiemy wam otwartą wojnę i wytępimy co do jednego! Zwyciężymy w imię chwały i znowu zalśni blask jutrzenki naszych dni!

 

– Zwycięstwo? O jakim zwycięstwie mówisz? Czy wygranym jest ten, co najwięcej zamordował? Czy może ten, co najmniej swoich stracił? Wojna jest dla nas wszystkich przekleństwem, plagą ogromnej śmierci niewinnych ludzi. Czy to jest ceną zwycięstwa? Nie, młody wojowniku, na wojnie nie ma zwycięzców.

 

Vilkas poczerwieniał ze złości. Złapał elfa za gardło i łypnął w niego swym złowrogim spojrzeniem.

 

– Łżesz. – warknął – Na tej wojnie będą wygrani. I to my się nimi staniemy. Nie cofniemy się przed żadną zbrodnią, by uratować nasz kraj przed Mörhardem. Nie obchodzi mnie, czy będziemy musieli mordować waszych wojowników i dowódców, czy wasze żony, dzieci i niewinnych poborowych, na których matki czekają z płaczem w domu. Wolność wymaga poświęceń. A wojna nie pobłaża. Jeżeli okażemy słabość, ona się na nas zemści. I wtedy to my zostaniemy starci z własnej ojcowizny. I nikt nie zapłacze nad naszymi grobami. Będę więc wyżynał wszystkich potwornych elfów tak długo, aż złożycie broń i oddacie nam bezwarunkowe posłuszeństwo, albo ostatnia długoucha główka waszego dziecka nie zawiśnie na gałęzi dębu.

 

Puścił rannego elfa i oddalił się.

 

– Błagam! – krzyknął ledwo dysząc długouchy – Skróć mi chociaż te potworne męki! Moje oczy już się napatrzyły na zło tego świata. Teraz najchętniej zasnęły by na wieki.

 

Vilkas nie drgnął. Patrzył na cierpiącego męczarnie elfa niewzruszony.

 

– Błagam! – zawył przeciągliwie skręcając się z bólu.

 

Vilkas spojrzał nań z pogardą, splunął na ziemię i odszedł bez słowa.

 

– Jeszcze tego pożałujecie! – zawołał za nim powoli konający wojownik – zobaczycie, jeszcze i na was przyjdzie czas! Dostaniecie to, na co wszyscy zasługujecie, śmierć! I nic wam nie dadzą wasze walki! Wszak to wy, ludzie, jesteście najgorszymi potworami! – wyksztusił trzęsąc się z zimna.

 

Vilkas nawet się nie odwrócił. Zostawił go samotnie leżącego pod spalonym drzewem. Cierpiącego, powoli konającego. Zostawił go czekającego na śmierć.

 

***

 

– Bracia! – zawołał kniaź Pereval do swego pięciotysięcznego hufca ciężkiej konnicy. – Ten dzień zapamiętacie do końca swoich dni! Oto jest dzień, w którym wy, jako obrońcy swojej ojcowizny, walczyć będziecie o jej jedność i chwałę! Oto jest dzień, w którym nasze miecze skrzyżują się ze sztyletami wrogów naszej wolności! Rycerze Rivany! Oto dzień, w którym przelejemy krew w imię lepszego jutra! Zapewne wielu was w tej szczególnej bitwie poniesie śmierć. Ale nikt nie umrze na marne! Imię każdego poległego będą opiewać pieśni, brzmiące w cytrach, lutniach i w turzych rogach, a one będą niosły wieść o naszych bohaterach aż po krańce świata! Dalej więc, w imię naszych przodków, którzy ginęli, byśmy mogli żyć na tych ziemiach! Mamy wobec nich ogromny dług! Dług, który trzeba spłacić! Woła nas zew powinności! Przelewajmy więc krew, by móc znowu ujrzeć naszą ojczyznę, całą, silną i piękną w blasku jutrzenki! Jutrzenki, która nie zapomni o poległych! Bądźcie więc gotowi ginąć wraz ze mną dla Rivany lub życiem jej dalej służyć! I pamiętajcie! Wojna jest ceną, jaką płaci się za pokój!

 

Konie zaniosły się galopem. Tętent kopyt niósł ze sobą wieść o bitwie. Srebrne groty włóczni skrzyły się w krwawym słońcu morderczym uśmiechem. W porywach łkającego wiatru czaiła się śmierć, której pieśń rozbrzmiewała w uszach pędzących w szale rycerzy.

 

 

****

 

Ocknął się na czarnej, spopielonej ziemi. Dookoła unosił się dym palący w gardle, ściskający płuca. Panował mrok i dął mroźny wiatr. Była pustka. Nicość. Bijąca w oddali głębia spalonego lasu zionęła otchłanią, która pochłaniała wszystko dookoła. Przed oczami miał rozmazany obraz śmierci, grozy i zniszczenia. Nie wiedział, gdzie jest. Próbował się podnieść. Nie mógł. Krwawiąca rana na brzuchu paraliżowała całe ciało. Nie mógł się nawet poruszyć. Oczy też miał zakrwawione. Po twarzy zlewała się lepka brunatno czerwona krew wypływająca z równej, podłużnej rany biegnącej od czoła, aż do podbródka. Czerwone smugi plamiły spaloną ziemię z każdym kaszlnięciem rannego mężczyzny.

 

Wypatrywał pomocy lub śmierci. Żadna nie nadchodziła. Była tylko ciemność, otchłań i krew. Dużo krwi. Czuł chłód. Potężny, paraliżujący chłód, który ogarniał całe ciało. Nie wiedział, czy jeszcze żyje.

 

Wpatrywał się w otchłań. Próbował ujrzeć coś więcej. Obrócił się. Obok leżała młoda elfka. Była sztywna. Cała skąpana we krwi. Zimna. Jęknął rozpaczliwie. Ból po wydobyciu dźwięku był tak wielki, że czuł, jakby rozerwało mu przeponę. Pragnął tego. Obok martwej kobiety znalazł drugiego trupa. Była to mała elficka dziewczynka odziana w zbroję. A raczej to, co z niej zostało. Poszarpany korpus, pozbawiony rąk, tonący w kałuży krwi. I ta twarz. Twarz przerażonego dziecka patrzącego martwo w niebo. Chciał krzyknąć. Nie mógł.

 

Widział zło, jakie lęgnie się dookoła. Zło, które sam uczynił.

 

Żałował. Żałował, że to on nie jest na miejscu tej kobiety i dziewczynki. Chciał być martwy. Bardzo tego chciał. Pragnął śmierci z całych swoich sił. Sił, których już nie miał.

Nagle przypomniał sobie słowa starego elfa, którego zostawił konającego pod drzewem. Usłyszał je i zrozumiał. Zrozumiał, że największym potworem jest człowiek.

Koniec

Komentarze

Patos od początku do końca. Nie podobało mi się.

Z zagadnień technicznych: błędny zapis dialogów, sporo brakujących przecinków.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Autora, ale mam wrażenie, że przeczytałam apel o pokój.  Tylko dlaczego, Autorze, napisałeś swoją odezwę zdaniami tak kwiecistymi, że często ich sens staje się bezsensem. Nadmierna patetyczność powoduje, że przekaz zaczyna śmieszyć. Niektóre zdania: „Szeroka polana prażona w popołudniowym słońcu zionęła zewsząd śmiercią i nienawiścią” czy: „Bijąca w oddali głębia spalonego lasu zionęła otchłanią, która pochłaniała wszystko dookoła”, a nawet akapity: „Konie zaniosły się galopem. Tętent kopyt niósł ze sobą wieść o bitwie. Srebrne groty włóczni skrzyły się w krwawym słońcu morderczym uśmiechem. W porywach łkającego wiatru czaiła się śmierć, której pieśń rozbrzmiewała w uszach pędzących w szale rycerzy” –– to, moim zdaniem, znakomite przykłady grafomanii.


„Długa biała smuga przecięła z hukiem powietrze rozmazując się zabójczą bielą”. –– Skoro z hukiem przecięła powietrze, to był to chyba efekt przelatującego samolotu ponaddźwiękowego. ;-) Ponadto powtórzenie.

 

„Junak z Talvoru zasłonił się w ostatniej chwili przekładając ciężar na prawą nogę”. –– Czy junak z Talvoru był objuczony jakimś ciężarem? Czy junak zasłonił się w ostatniej chwili, czy w ostatniej chwili przełożył ów balast? ;-)

 

„Srebrne ostrze Wilczego Kła zawirowało młyńca kręcąc się w zabójczo szybkim piruecie”. –– Jak można, zabójczo szybko kręcąc się w piruecie, jednocześnie zawirować młyńca? ;-)  

 

„Za to, że dobieraliście się do naszych dziewek i puszczaliście z dymem nasze grody!” –– Rzec można ogniste to samce, kiedy dobrawszy się do dziewek, puszczają z dymem grody. ;-)

 

„Imię każdego poległego będą opiewać pieśni, brzmiące w cytrach, lutniach i w turzych rogach, a one będą niosły wieść o naszych bohaterach aż po krańce świata!” –– Rozumiem, że pieśni będą opiewać w instrumentach imiona poległych, a tury poniosą wieści na krańce świata. ;-)

 

„Konie zaniosły się galopem”. –– Konie chwytały się nawzajem i galopem przenosiły w inne miejsce?

Ja zaniosłam się śmiechem. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Autorze, problem z metaforyzacją prozy jst taki, że łatwo przekombinować. Dobrze napisane porównanie czy metafora dodają utworowi uroku, ale nawet zabiegi upiększające/poetyzujące muszą mieć sens. Metafora nie polega na spleceniu ze sobą losowych określeń - jest to środek, który służy czemuś i musi kierować się zrozumiałą logiką. Przykład podała ci Regulatorzy w komentarzu wyżej. Piszesz, że "biała smuga przecięła z hukiem powietrze" - weź zatem do ręki nóż i wykonaj nim cięcie w powietrzu. Czy słyszysz huk? Nie sądzę, raczej świst. I właśnie o to chodzi - szczegóły są ważne. Nie możesz pisać, że ostrze huczy przecinając powietrze, bo po prostu się tak nie dzieje.

Dalej, żle konstruujesz opisy. Zwłaszcza na samym początku. W pierwszym akapicie zasypujesz czytelnika nazwami, nie wyjaśniając kto jest kim, ani co jest czym. Kiedy przeczytałem, że ostrze sztyletu uderza w klingę Vulfanga zdębiałem, myśląc, że nagle w walce pojawił się nie wiadomo skąd trzeci bohater. Musiałem przeczytać jeszcze ze dwa razy to zdanie zanim zdałem sobie sprawę, że tak nazywa się miecz bohatera. Tak się nie robi. Klinga może być Vulfangiem, Wilczym Kłem, Destruktorem lub Czymkolwiek Innym, ale dopóki nie powiesz tege w sensowny sposób czytelnikowi, pozostanie dla niego niczym innym jak mieczem. 

Naprawdę, popracuj nad szczątkowością opisów, bo obecny stan rzeczy zaburza rytm czytania i zrozumienie tekstu.

Wiem, jest sporo niedociągnięć. Tym bardziej, że to jest sklecone z dwóch moich starych opowiadań, które rozchodzą się fabułą. Pod naciskiem polonistki robiłem to na konkurs, a że czas gonił, to wyszło jak wyszło. Pierwsze koty za płoty. Teraz będzie tylko lepiej. Swoją drogą, jak patrze na opowiadania o krasnoludzie w karczmie, o jądrach ciemności, czy o kolesiu, który zabił widelcem iluś tam ludzi w gospodzie, to robi mi się niedobrze. Sam nie wiem, czy dzisiaj lepiej jest pisać własne przemyślenia z różnych dziedzin życia w realiach fantasy, czy może walić totalnie treść i robić jak "najoryginalniejsze" opowiadania, np. o łyżce, która pobiła krokodyla nożem. Oczywiście to nieusprawiedliwia mojego nikłego doświadczenia i nie wyrobionego warsztatu w pisaniu, ale w dzisiejszym świecie cholernie trudno zrobić coś dobrego. "Gdzie jeździec i koń się podziali?"

Tak, tak. Wiem, że ta cała Grafomania, itd. Tylko to nie ma najmniejszego sensu. Ktoś napisze beznadziejny tekst specjalnie, ok. Inny tak zrobi, bo inaczej nie umie, ale wystarczy, że podpisze Grafomania i nagle staje się geniuszem, który wygrywa konkursy.

Czy pani polonistka, która naciskała byś napisał ten tekst, czytała go? Czy powiedziała Ci, co należy poprawić, co napisać inaczej? Czy poradziła Ci cokolwiek?

Bo jeśli naciskała, a potem nie przyłożyła oka ni ręki, by to co napisałeś wyglądało jako tako, to jestem zdumiona.

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Stwierdziła, że tekst jest dobry. Swoją drogą wygrał konkurs powiatowy, ale to inna historia. A tak poza tym, to wdzięczny jestem waszym opiniom. One mnie wprost oświeciły. Jako debiut napiszę jakieś komercyjne gówno, a jak już się wybiję (i o ile moja łyżka będzie miała wystarczająco niewymawialne imię), to po wydaniu powieści już będę mógł spokojnie pisać własnym stylem, bo kto mi wtedy zabroni. Rowling szajsem się wybiła, Lewis też, więc i ja spróbuję :).

Pozdrawiam również.

Rowling szajsem się wybiła, Lewis też... Hah, już o Pilipiuku nie wspominając! Ale ja wiem, im wolno, są dorośli, oni to robią specjalnie i w ogóle, wolno im.

Nie dlatego, że są dorośli. Dlatego, że trafili swoimi tekstami do odpowiednio licznej grupy potencjalnych odbiorców --- i poszło z górki.  

Simonie, mniej patosu i dydaktycznego smrodku, więcej (na początku przygody z pisaniem) myślenia o tym, o czym piszesz, i więcej czerpania dobrych przykładów z dzieł mistrzów pióra --- nie tylko fantastycznych.

Mimo swych ironii, na prawdę wziąłem sobie Wasze słowa do serca. Sam naliczyłem się tylu błędów, że mocno zdziwiło mnie pierwsze miejsce podczas Zimy Prozy. Nie Wasze komentarze i uwagi mnie jednak zdenerwowały, tylko to, jak wypadłem na tle innych, moim zdaniem gorszych prac. Wiem dobrze, że mam dość ciężki i nużący język, bo wychowałem się na mistrzu Tolkienie, któremu jednak do pięt nie dorastam. Ponadto fragment wypowiedzi Perevala zaczerpnąłem wprost od słów Bolesława Krzywoustego zapisanych w kronikach. No i do tego moje nadmiernie poetyckie środki stylistyczne. A to góównie dlatego, że często, a nawet bardoz często wzoruję się na muzyce. Ale samo opowiadanie, poza kilkoma znaczącymi błędami składniowymi, czy merytorycznymi, uważam za niezłe (nie znaczy jeszcze dobre). Co do nadmiernej poetyckości - kwestia gustu. Niemal każde moje opowiadanie jest zrobione strasznie emocjonalnie i opisowo. Najwidoczniej jednak już minęły te czasy.

Dziękuję i pozdrawiam.

Serdeczne wyrazy współczucia z powodu  Twojej nauczycielki.  

Jestem zaskoczona Twoim wyobrażeniem własnej przyszłości jako pisarza, ale ponieważ masz prawo do marzeń, nie będę Cię wyprowadzać z błędu. Niech moc Twojej Łyżki O Imieniu Niemożliwym Do Wypowiedzenia, będzie zawsze z Tobą.  

I jeszcze życzę Ci, abyś debiutując, co jasno napisałeś, szajsem, w szajsie nie pozostał na zawsze.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

[Dodam z góry Grafomania. Nie wiem, o co chodzi, ale wszystkie nic nie warte i gówniane opowiadania z tym podpisem mają dobre recenzje, więc może i mi się uda. Pozdrawiam.]
Urocze.

A co bedzie jak i wtedy nikt nie polubi twojego opowiadania?

Poniżej wyjaśnienie fenomenu GRAFOMANII, bo widzę że koledze nie chciało sie poszukać.

http://www.fantastyka.pl/10,8710.html

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

regulatorzy - Nie traktuj życia zbyt poważnie. Bo cię zje.

Cały problem z konkursem "Grafomania" jest taki, że zarówno sam konkurs, jak i opowiadania nań pisane są dla ludzi, którzy potrafią podejść do literatury (choć to może nienajlepsze słowo w tym przypadku) z dość dużym dystansem.

 

Jeśli chodzi o Twój tekst, to niestety, ale zgadzam się z przedmówcami --- przesadziłeś z patosem i moralizatorstwem, ale myślę, że masz pewien potencjał. Zalecałbym jedynie trochę pokory, coby nie zrażać do siebie czytelników ;)

A skąd przyszło Ci do głowy, że traktuję życie zbyt poważnie? Do tej pory zarzucano mi raczej, że poczynam sobie bardzo wesoło, by nie rzec śmiesznie, zabawnie.

I nie strasz, że życie mnie zje, bo jestem nieustraszona. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

KaelGorann - Oj, Ty to wiesz, jak ludzi udobruchać. A tak na serio, to, jak wcześniej podkreślałem, sam widzę w tym opowiadaniu sporo błędów. Chciałem się tylko poradzić specjalistów co do konkretów, ale poza kilkoma cytatami i wytykaniem mi patosu nie otrzymałem żadnej przydatnej rady. Specjalnie rozczarowany Waszymi recenzjami nie jestem, choć sam styl uważam za nienajgorszy. Pisząc wcześniejsze komentarze, chciałem tu wywołać dyskusję, w której być może znalazłbym trochę rad co do dalszego pisania. Skoro już zgromadziłem wystarczające grono osób, chcę zapytać wprost: Co jest w tym opowiadaniu nie tak, pomijając oczywiste błędy techniczne i czy z takim stylem pisania mam jakiekolwiek szanse w tej dziedzinie, w której niedawno się zagłębiłem?

Tym razem piszę i pytam całkiem poważnie i oczekuję równie poważnych i konkretnych odpowiedzi.

Pozdrawiam.

regulatorzy - Ano stąd, że moje poprzednie komentarze brałaś (tak mi się wydaje) właśnie na poważnie.

To, że kronikarz napisał, że Bolesław Krzywousty powiedział tak a tak, nie znaczy, że Bolesław Krzywousty tak naprawdę powiedział. W ówczesnych kronikach dużo było bajdurzenia. Król czy książę miał być herosem, tak też go przedstawiano (chyba, że miał zadaniem kronikarza było przedstawić go jako łajdaka - wtedy stawał się łajdakiem na całe stulecia:)). A to rzeczywiście - czyta się nieco jak taką dydaktyczną kronikę. Tak, Twoje środki stylistyczne są nadmiernie poetyckie i tak, dobrze, że bierzesz sobie napisane tu słowa do serca. Zawsze można je przemyśleć i wyciągnąć - lub nie - wnioski.

Wybacz, ja takiego stylu nie trawię. Jeśli ktoś - umierając - wypowiada frazesy w stylu: Moje oczy już się napatrzyły na zło tego świata. Teraz najchętniej zasnęły by na wieki. to we mnie wszystko się burzy. Jakoś mam wrażenie, że nikomu w takiej sytuacji nie chciałoby się układać tak poetyckich zdań. Może to i emocjonalne, ale emocji nie wywołuje - ja wzruszam ramionami, myślę, że podobnie jak wielu czytających. Patos porusza tylko w tych niezmiernie rzadkich momentach, kiedy jest uzasadniony. W pozostałych - jest śmieszny lub irytujący. 

O ile więcej emocji można przekazać w prostych, pozornie neutralnych zdaniach. Ja bym tutaj Tolkienowi przeciwstawiła Hannę Krall, która pod tym względem jest dla mnie mistrzynią. Tylko że stroni od fantastyki :).

Pozdrawiam

ocha - W końcu chociaż jeden konkret, co do wypowiedzi elfa. Chyba faktycznie zbyt dużo tu patosu w stylu wzniosłego jak cholera, aczkolwiek genialnego Silmarillionu. Postaram się unikać takich zabiegów i wezmę się za nie dopiero wówczas, jak osiągnę 30% pisarskiego warsztatu Johna. Ale to bardzo dobrze, że mam to obeznanie. W pewnym momencie gotów byłem nawet czerpać z Pana Tadeusza. A wówczas... wiadomo.

Jak dla mnie, zbytnio przejaskrawiłeś postaci Vilkasa i Vulfganga i nadałeś za dużo górnolotności ich wypowiedziom. W zakończeniu za mocno pokazałeś czytelnikowi, po czyjej stronie była racja. Ja tu się trochę poczułem, jakby mi ktoś młotem do  głowy wbijał zasady moralne ;) No i to dziecko w zbroi... Wiem, że chciałeś wstrząsnąć odbiorcą, ale przedobrzyłeś. Taka moja opinia. Czy masz szanse? Nie wiem na co, ale uważam, że powinieneś pisać, czytać, potem znowu pisać i dalej czytać. Wiem, że niezbyt to może konkretne, bo każdemu można tak poradzić, ale jak wcześniej napisałem, uważam, że pewien potencjał masz, więc staraj się ;) Napisz kolejne opowiadanie, wrzuć, zobaczymy.

Z takim bełkotliwym patosem nie ma czego szukać w fantasy. Lepiej przerzuć się na inny gatunek literacki.

KaelGorann - Kiedy nie było regularnej armii, korzystało się z każdej "pomocy", od dzieci i zwierząt począwszy. Poza tym, jak tam mi napisali o błędzie z ciężarem - chodziło o ciężar ciała. I kiedy wykonuje się paradę, to najpierw jest młynek, a potem piruet, bo bez młynka nie przyjmuje się impetu uderzenia. Akurat tak się na prawdę nie walczyło, ale dodałem te elementy, aby nie zrobić filozoficzno-historycznej pracy. Co do odpowiedzi, to faktycznie są mało konkretne, ale mniej więcej rozumiem o co chodzi. Przede wszystkim mniej Tolkiena, Piekary i Johna Frusciante. Trzeba mi wrócić do słuchania Death i czytania Lovecrafta, oczywiście, również bez przesady. A kunszt pisarski powinien zrodzić się sam.

Mimo wszystko dziękuję i pozdrawiam.

@Agroeling - a na jaki, tak z ciekawości? :) Z takim patosem? 

"a na jaki, tak z ciekawości? :) Z takim patosem? " - Będę pisał różnorakie mitologie, typu Biblia. Patos i wyobraźnię już mam, jeszcze tylko szerzenie nienawiści, plecenie głupot i tłumaczenie wszystkiego siłami wyższymi, a guru nowej religii będize jak się patrzy.

"Inside crystal mountain evil takes it form!"

Teraz widzę, że źle się wyraziłem. W innym gatunku literackim patos pewnie by wyparował, bo tamże nie jest on taką cechą typową, jak w fantasy. Zadziałałoby to po prostu na Ciebie leczniczo.

Ach, a myslałem, żę to Simon pyta.

Nowa Fantastyka