- Opowiadanie: Renée_Drache - Dzień z życia Teriego

Dzień z życia Teriego

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzień z życia Teriego

-No, jakoś to poszło…

-Ciągle narzekasz.

-Ej no, nie dołuj mnie…

-Napisanie tego zajęło ci kilka godzin. Tracisz formę!

-Teraz to ty narzekasz!

 

***

 

Otworzył oczy, ale słońce zaczęło go razić, więc zamknął je z powrotem, stwierdziwszy, że jeszcze trochę poleży.

Polanka, na której był od kilku godzin, była całkiem przyjemnym miejscem. Mógł tu odpocząć w trakcie swojej wędrówki. Nie zdarzało się to tak często, jak by chciał.

Teri zwany Bezimiennym był najstraszniejszym leniem, jakiego kiedykolwiek widział ten świat. Jedynie dwie rzeczy były w stanie zachęcić go do działania: ciekawość i jedzenie.

Było najprzyjemniejszy początek jesieni w tym stuleciu. Nie było ani za gorąco, ani za zimno. Deszcze nawiedzały kraj co kilka dni, by ulżyć roślinom.

Gdy Teri postanowił w końcu wstać, słońce zniżało się już ku zachodowi, więc chłopak pomyślał, że wypadałoby znaleźć jakieś miejsce do przespania nocy.

Teri Bezimienny miał szesnaście lat, a urodziny obchodził trzydziestego dnia września. Był raczej niewysoki i szczupły, przez co wielu ludzi brało go za dziecko. Zawsze go to irytowało. Miał białe, zawsze rozczochrane włosy, które wyróżniały go w tłumie. Czasem z tego powodu brano go za elfa. Miał także specyficzne, żółte oczy ze źrenicami w kształcie pionowych kresek, jak u smoka. Teri był smokiem. Dzięki umiejętności zwanej drakantropią mógł przyjmować ludzką postać i właśnie taką preferował. Całą swoją wieczną wędrówkę przemierzał z jedyną skórzaną torbą.

Westchnął i poszedł przez siebie.

Nieco po zapadnięciu zmroku natrafił na nieduże wklęśnięcie w skale. Postanowi właśnie tam spędzić noc. Było tak ciepło, że nawet nie wyciągnął cienkiego koca, który zawsze miał ze sobą.

Nad ranem coś go obudziło i bynajmniej nie były to promienie słońca, które dopiero co rozjaśniły niebo. Był to jakiś niepokojący ruch między drzewami. Teri natychmiast wstał i rozejrzał się, wciąż nieprzytomny.

-BU!

Teri podskoczył ze strachu i w rezultacie upadł boleśnie na skałę, na której siedział. Jęknął i spojrzał na tego, kto go wystraszył.

Drobnej budowy dziewczyna patrzyła na niego z góry, perliście się śmiejąc. Miała ciemnoczerwone, długie włosy i zielone oczy. Przez plecy miała przewieszony zdobiony łuk, ubrana była w zieloną tunikę i luźne spodnie. Na głowie miała wianek z białych kwiatków. Bez wątpienia była młodą elfką.

-Co cię tak bawi? – spytał Teri, któremu wcale nie było do śmiechu.

-Aleś się wystraszył! – dziewczyna nie mogła się powstrzymać. Chłopak spojrzał na nią z zażenowaniem.

-To wcale nie było zabawne.

Śmiech się nagle urwał. Dziewczyna spojrzała na niego z ciekawością, przekrzywiła głowę i w ciągu chwili zniknęła między drzewami. Teri westchnął.

Kto zrozumie elfa…?

Postanowił pójść w dalszą podróż, bo nie spodziewał się, ze kiedyś jeszcze spotka ową dziewczynę. Musiał w myśli przyznać, że była całkiem ładna.

Niestety, a może na szczęście, pomylił się. Nie musiał czekać długo, żeby nagle znowu usłyszeć ten perlisty śmiech elfki. Zatrzymał się. Szedł właśnie dość wąską ścieżką, a po jej obu stronach były wysokie drzewa. Było to całkiem ładne miejsce, bo przez liście prześwietlały promienie słońca, ale nie raziły tak bardzo w twarz. Było po prostu ciepło. Słyszał też śpiew ptaków dodający wszystkiemu wesołości. Podobnie do tego śpiewu brzmiał śmiech dziewczyny.

-BU!

Tym razem ta próba wystraszenia go nie sprawiła, że się przewrócił, chociaż było blisko. Odwrócił się. Elfka znowu się śmiała, chociaż tym razem nie tak bardzo.

-Oj, tym razem nie było aż tak śmiesznie. Ale i tak cię lubię – stwierdziła, nie przerywając śmiechu.

-Skoro nie było tak śmiesznie, czemu wciąż się śmiejesz?

-Bo lubię!

Zachichotała i znowu uciekła. Po chwili pojawiła się ponownie, tym razem po przeciwnej stronie, co strasznie zaskoczyło Teriego, który miał już tego trochę dość.

-Chodź ze mną – powiedziała elfka, śmiejąc się.

-Gdzie?

-Pokażę ci coś.

Zniknęła między drzewami, a Teri po chwili wahania podążył za nią.

Gałęzie wszystkiego, co mijał, boleśnie go poharatały, ale i tak nie miał już lepszego wyjścia, więc brnął przed siebie. Nagle grunt się skończył i chłopak spadł z niego jeszcze niżej, na coś gorącego.

Była to nieduża plaża pokryta rozgrzanym przez słońce, jasnym piaskiem. Okalała idealnie okrągłe jezioro o ładnej, szafirowej barwie. Na jego powierzchni unosiły się różowo-białe lilie wodne. Jeziorko ze wszystkich stron otaczały wysokie drzewa o różnobarwnych liściach. Niektóre były rzeczywiście zielone, ale inne – białe, niebieskie, turkusowe, złote, różowe… Były tam chyba wszystkie kolory świata.

Elfka uśmiechnęła się łagodnie, rzucając płaskim kamieniem w taflę jeziorka. Odbył się kilkanaście razy, zanim zniknął w głębinie.

-Ładnie tu – zauważył Teri, nie bardzo wiedząc, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji, chociaż słowo „ładnie” nie oddawało nawet w połowie tego, jak wyglądało to miejsce.

-Tylko „ładnie”…? – Elfka wyglądała na zawiedzioną.

-Cudownie – uzupełnił wypowiedź chłopak.

-No, już lepiej – dziewczyna znowu zaczęła się śmiać.

-Czemu mnie tu zaprowadziłaś?

-Bo jest tu cudownie, co nie?

-Tak, ale…

Kto zrozumie elfa…?

-Jak masz na imię? – spytał Teri.

-Kinniri. Ale Kini jest ładniej. Mów na mnie Kini. A ty jak masz na imię?

-Teri. Teri Bezimienny.

-Ale długie. Będę ci mówić Teri-Teri, dobrze? Zresztą, nieważne, czy chcesz, i tak cię będę tak nazywać. Chodź ze mną. To jeszcze nie koniec.

Dziewczyna weszła po kolana do jeziora i skinęła na niego ręką, zachęcając, żeby się zbliżył.

Chłopak poszedł za nią, trochę niepewnie. Gdy był już tuż obok, Kinniri chwyciła go za rękę i pociągnęła w dół. Ze wszystkich stron otoczyła go woda i nic nie widział. Poczuł, że nie może oddychać i po chwili stracił przytomność.

Gdy otworzył oczy, elfka siedziała obok, pochylona nad jego twarzą nieco za blisko. Wciąż był mokry, ale miejsce, w którym się znajdował, wyglądało jak wnętrze bańki mydlanej. Wokół niej była woda. Wyglądało to jak dno jeziora. Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej zemdlał, było to bardzo prawdopodobne.

-Ej, żyjesz? – spytała Kinniri.

-Tak… chyba…

-To dobrze. No, rozejrzyj się i powiedz, jak ci się podoba.

Było niesamowicie. Wokół toczyło się zwykłe, normalne życie, ale całkowicie odmienne od tego na powierzchni. Wszędzie kolorowe rośliny i różnego rodzaju wodne żyjątka. Promienie słońca były widoczne jako jasne pasma światła przeszywające jezioro i docierające aż na jego dno, bo nie było wcale głęboko.

-Cudownie… – powiedział po raz kolejny Teri. – Tu jest cudownie…

-Teri-Teri, chciałbyś tutaj zostać na zawsze?

Dziwne pytanie.

-Chyba nie.

-Czemu? Nie podoba ci się?

-Przyzwyczaiłbym się do tego miejsca. Wiesz, Kinniri…

-Kini!

-Wiesz, Kini, ja dużo podróżuję. Nie wyobrażam sobie innego życia. Ale to miejsce zdecydowanie jest najwspanialszym, jakie w czasie podróży zobaczyłem. Dziękuję ci.

-Nie ma za co… Teri-Teri… – dziewczyna wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale trochę się wstydziła.

-O co chodzi?

-Teri-Teri… Mogłabym podróżować z tobą…?

-A… Co z twoją rodziną?

-Nie mam rodziny. Od zawsze mieszkam tutaj sama. Teri-Teri, mogłabym wyruszyć dalej z tobą?

Teri zawahał się. Zawsze podróżował sam. Z drugiej strony, często smuciła go samotność, bo praktycznie nie miał nikogo, kto mógłby go wesprzeć w czasie jego wiecznej wędrówki.

-Pewnie – odparł po chwili. Chyba nie było w tym nic złego.

Dziewczyna zaczęła się śmiać.

-Czemu się śmiejesz?

-Bo lubię! Teri-Teri, będziesz się musiał przyzwyczaić.

W tej chwili bańka, w której byli, pękła i oboje zostali zalani przez wodę. Teri był tym tak zszokowany, że, oddychając, zachłysnął się wodą. Nie mógł oddychać i po chwili znowu stracił przytomność.

Gdy się obudził, wokół było jasno. Przez okno wpadała bardzo dużo światła. Telefon komórkowy leżący na stole wydawał dziwny, irytujący odgłos. Po chwili chłopak uświadomił sobie, że to jakaś piosenka Lady Gagi.

-Teri, wstawaj! Znowu zaspałeś do szkoły!

Koniec

Komentarze

Stary chwyt ze snem. Ale to tylko stwierdzenie faktu, nie krytyka.

Miłe czytadełko. Mniej więcej sto pięćdziesiąt sześć i osiem dziesiątych raza milsze od tego o Ridersach.  

Czy imię dziewczyny musiało się powtórzyć? Poza tym w którymś miejscu Kinni miała to, miała tamto i miała coś jeszcze. Nie za dużo "miania" pod rząd?

" Nie zdarzało się to tak często, jak by chciał." - jakby.

"Teri zwany Bezimiennym był najstraszniejszym leniem, jakiego kiedykolwiek widział ten świat. " - Małe pytanie - czemu kogokolwiek o imieniu Teri zwano Bezimiennym?

" Deszcze nawiedzały kraj co kilka dni, by ulżyć roślinom. " - kraj to zwykle coś odrobinę przydużego, by mogło być nawiedzane przez deszcz. Dolina, kraina.

" Całą swoją wieczną wędrówkę przemierzał z jedyną skórzaną torbą." - primo - czemuż to wieczną wędrówkę? Secundo: z jedyną torbą? A nie jedynie z torbą?

" Był to jakiś niepokojący ruch między drzewami." - ruch nikogo nie może rozbudzić. No chyba że Teri, jak Smaug, potrafił spać z jednym okiem otwartym.

" Musiał w myśli przyznać, że była całkiem ładna." - myślę, że w myślach.

"Niestety, a może na szczęście, pomylił się." - że była ładna? Tak to brzmi...

"Nie musiał czekać długo, żeby nagle znowu usłyszeć ten perlisty śmiech elfki. " - zaimkoza pospolita. Po prostu usłyszał śmiech znajomej elfki lub coś like that.

Dalej mi się nie chce łapać. Tekst do przerobienia, ale największy mankament to jedno z najbardziej zużytych, prostych i niewymagających zakończeń jakie można wymyślić. Jako wprawka literacka, może być.

Dodam, że strasznie nadużywasz czasownika "być". Pojawia się zdecydowanie za często.

Jeśli chodzi o samo opowiadanie, to nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. Scenka o niczym i tyle.

 

Pozdrawiam.

Szczerze to lubię czytać takie nic nie znaczące opowiadania. Nie opowiadające o niczym szczególnym, ale bardzo przyjemne ;) Mi się podobało, mimo że nie było doskonałe stylistycznie.

Sympatyczne, bardzo proste i niestety nie zaskakuje, aczkolwiek do narracji nie mogę się przyczepić. Większych błędów nie zauważyłem. Ogólne wrażenie pozytywne, ale to bardziej ćwiczenie dla Ciebie niż opowiadanie ;-)

Ja z kolei nie lubię takich historyjek o śnie. W historyjce rodził się nawet pewien klimat, ale niestety został zamordowany przebudzeniem. Poza tym musisz popracować nad płynnością zdań.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka