- Opowiadanie: Bartholomev II - Bękart

Bękart

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bękart

Karocą jeszcze nigdy nie trzęsło tak niemiłosiernie, niezależnie po jakim jechała podłożu. Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał w rozkazie się poruszać. Im szybciej dotrą na miejsce, tym szybciej wszyscy zapomną o całej sprawie, myślał mężczyzna siedzący wewnątrz pojazdu.

Jedną ręką kurczowo trzymał się poręczy, a drugą wciąż starał się zakrywać swoje prawie nagie ciało, bowiem pod pierwszą szatą, która wpadła mu w ręce, miał tylko delikatną koszulę nocną, sięgającą ledwie kolan. Na stopach zaś tylko pantofle. Strój nie byłby nieodpowiedni, gdyby nie fakt, że był środek bruy, trzeciego miesiąca Biełaju – najzimniejszej pory roku.

Mężczyzna siedzący wewnątrz karocy był w pełni rozbudzony mimo środka nocy. Targały nim emocje, zdecydowanie i mnóstwo myśli, które zaczęły się formować już jakąś godzinę wcześniej, kiedy wyruszali z dworu. Cała służba już kilka tygodni temu otrzymała wyraźny rozkaz bycia czujnym na każdego przybywającego posłańca, a jednego, przynoszącego specjalne wieści mieli potraktować wyjątkowo. On sam o obecności posłańca na dworze miał się dowiedzieć bez względu na porę dnia i nocy. Tak właśnie stało się dzisiaj.

– Daleko jeszcze? – zapytał mężczyzna woźnicę wychylając się przez okno swojej karocy.

– Nie, mój panie – odpowiedział za woźnicę posłaniec siedzący obok.

Mężczyzna pokiwał tylko głową i skrył się ponownie we wnętrzu pojazdu uspokojony. Posłaniec dzisiejszej nocy pokonywał tę trasę już drugi raz. Z pewnością dobrze wiedział jak blisko celu byli. Potwierdzenie jego słów nadeszło chwilę później, gdy mężczyzna spojrzał w lewe okno, przez które dostrzegł dobrze na tle nocy oświetlony dwór. Dziesięć minut drogi od nich.

 

– Czy poród przebiega pomyślnie? – zapytała gospodyni dworu jedną z uzdrowicielek, gdy ta zeszła na dolne piętro. – Ile jeszcze? – dopytywała się ze zgrozą w oczach.

Kobieta w jasnobrązowej, prostej szacie była cała spocona. Kosmyki włosów wymykały jej się z ładu jaki panował na głowie, gdy przybyła do posiadłości. Wyglądała na trochę spanikowaną. Przed sobą niosła dużą drewnianą misę, w której ledwo mieściły się wilgotne i mocno zakrwawione tkaniny. Zamiast odpowiedzieć na pytanie gospodyni, kobieta podała jej misę i z powrotem wbiegając na piętro krzyknęła do niej:

– Przynieście czyste tkaniny! Szybko!

Gdy uzdrowicielka zniknęła na piętrze, przez cały dwór przetoczył się straszliwy krzyk kobiety. Kobiety całkowicie wykończonej. Gospodyni postanowiła nie zwlekać. Natychmiast zaczęła zbierać czyste i suche tkaniny do innej misy. Wtedy właśnie usłyszała przed domem podniesione i podniecone głosy dwóch stajennych – oni również tej nocy nie zmrużyli oka. Ciekawa tego poruszenia wyjrzała na zewnątrz lekko uchylając jedno z dwóch dużych skrzydeł drzwi. To co zobaczyła tak ją zaskoczyło, że o mało nie upuściła trzymanej misy.

Jedyną drogą wiodącą do tego dworu z dużą prędkością zmierzała bogato zdobiona karoca w barwach czerwieni i złota. Na bocznych drzwiczkach widniała wymyślna litera "A", a nad nią korona. Był to herb najważniejszej osoby w tym państwie. Herb samego króla.

Gdy z impetem zajechała na podwórze, przy hamowaniu wznosząc tumany lekkiego śniegu, woźnica w pośpiechu zeskoczył z podyższenia, by otworzyć drzwiczki karocy swojemu panu. Ten jednak już schodził po ozłacanych schodkach. Gdy jego stopy dotknęły ośnieżonej ziemi, wszyscy stojący przed budynkiem padli na kolana, by oddać hołd swemu władcy.

Chwila ta nie trwała długo, bowiem ciszę ponownie rozdarł krzyk kobiety, dochodzący z piętra, na którym oświetlone były wszystkie okna. Wszyscy, łącznie z królem wzdrygnęli się.

Monarcha szybkim krokiem ruszył przed siebie, wymijając wszystkie składające mu pokłon osoby. Sam szerzej otworzył sobie drzwi, obok których już podnosiła się gospodyni i od razu skierował się ku schodom.

– Panie mój – usłyszał za sobą kobiecy głos. Była to ta sama kobieta. – Tam teraz nie wolno – powiedziała cicho, jakby jednocześnie chciała powstrzymać mężczyznę przed wejściem na górę, ale obawiała się, że sprzeciw wobec króla może kosztować ją głowę.

Nim władca zdążył cokolwiek powiedzieć, z piętra dobiegł ich kolejny krzyk – tym razem niemowlęcy.

– Teraz już można – odparł łagodnie i zaczął wchodzić po schodach. Będąc już na górze skierował się korytarzem w lewo, do jedynej komnaty z otwartymi na oścież drzwiami. Wewnątrz trzy podobnie ubrane kobiety krzątały się, prawie na siebie wpadając. Mężczyzna podszedł bliżej i stanął w progu, wciąż niezauważony. Zważając na porę i jego strój z pewnością nie zostałby rozpoznany po jednym przelotnym spojrzeniu którejś z uzdrowicielek.

Jedna z nich trzymała niemowlę owinięte prześcieradłem, a druga wycierała dziecko z krwi. Trzecia przykładała do czoła bladej, leżącej na wielkim łożu kobiety okład chłodzący.

– Płeć? – mężczyzna postanowił wreszcie dać znać o swojej obecności. Wszystkie kobiety aż podskoczyły, a gdy spojrzały na niego i rozpoznały w nim swojego władcę ich oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Dwie uzdrowicielki nie zwlekając dłużej padły na kolana. Trzecia, trzymająca niemowlę, spojrzała na swoje towarzyszki, potem na dziecko i w końcu zlęknionym wzrokiem na samego króla. Ten, widząc jej zakłopotanie zaistniałą sytuacją, postanowił tego nie przeciągać i gestem nakazał pozostałym uzdrowicielkom wstać.

– Więc? Chłopiec czy dziewczynka? – zapytał ponownie.

– Chłopiec, Wasza Wysokość – odparła kobieta trzymająca dziecko i lekko się uśmiechnęła. Król skinął głową, a jego wzrok przykuła kobieta leżąca na łożu. Była tak wyczerpana, że swojego zaskoczenia obecnością króla w tym momencie nie mogła wyrazić nawet wytrzeszczeniem oczu.

– Cóż, drogie panie, czy mógłbym poprosić o chwilowe opuszczenie tej komnaty? – zapytał król, jakby miały prawo się sprzeciwić. Miały, ale ten sprzeciw byłby prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jaką zrobiłyby w życiu.

Dygnęły i bez słowa jedna za drugą opuściły pomieszczenie, zabierając dziecko i swoje przyrządy ze sobą. Mężczyzna odwrócił się i zamknął za nimi duże, ciemne, dwuskrzydłowe drzwi.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – powiedziała słabo kobieta, nim król zdążył się ponownie odwrócić i spojrzeć na nią.

– A jednak – odparł tylko.

– Czy więc coś się zmieniło? – zapytała z nadzieją.

Odwrócił się, a na jego twarzy malowało się rozbawienie.

– Nie powiesz mi chyba, że przez ostatnie miesiące w to wierzyłaś?

Nie odpowiedziała, tylko przymknęła powieki. Król prawie się zaśmiał w głos, ale zamiast tego zbliżył do wielkiego łoża i z politowaniem zaczął spoglądać na wyczerpaną kobietę.

– Mimo wszystko, postrzegałem cię jako osobę inteligentną. Myślałem, że kwestię naszego bycia i nie-bycia omówiliśmy kilka miesięcy temu.

– Ale jednak jesteś tu… – wtrąciła, lecz nie dane jej było skończyć.

– Ale nie po to, by zaoferować ci życie na dworze u mego boku. Nie po to, by opowiedzieć ci, jakie doskonałe wykształcenie zdobędzie nasz syn. Przybyłem tutaj po to, by przypomnieć ci, że ja już mam żonę. Mam też syna. To jest moja rodzina i trójgłowie tego państwa.

Kobieta otworzyła oczy i z pozytywnym skutkiem wysiliła się, by przybrać na twarz wyraz pogardy.

– Wyjdź stąd – wycedziła.

– Nie tym tonem – odpowiedział twardo. – Jestem twoim królem.

– I ojcem mojego syna! – chciała krzyknąć, ale głos odmówił posłuszeństwa i wyszedł z tego tylko charkot.

– Bękarta! – poprawił ją, jakby zwracał jej uwagę na zwykłe przejęzyczenie.

– Słucham? – kobieta wyglądała teraz, jakby ktoś uderzył ją w twarz.

– Co? Co się z tobą dzieje! – warknął nachylając się nad nią. – Naprawdę, oszczędź sobie udawanie głupiej. Twój syn jest moim bękartem, którego nigdy nie uznam. Nigdy ani on, ani ty nie dostaniecie nic poza tym dworem. A ty! – wyraźnie podniósł głos, lecz zaraz się opanował. Z pewnością nie chciał, by ktokolwiek z obecnych w domu go usłyszał. – Ty nie zasługujesz nawet na to! Powinnaś się cieszyć, że to ja jestem ojcem, bo z twoim szczęściem mógłby to być zwykły pijaczyna. Teraz przynajmniej to dziecko ma w sobie odrobinę czystej krwi.

– Zamilcz! Zamilcz natychmiast!

– Pamiętaj! O powinowactwie dziecka wiesz tylko ty, ja i moja żona. Nikt więcej! Nigdy! W zamian ja daję ci nowe życie. – Powiedział tonem kończącym dyskusję. – A teraz, wybacz, ale powinienem już wracać na dwór. Żona i syn na mnie czekają. Ty zaś stanowczo potrzebujesz odpoczynku. – Powiedział i odwrócił się z zamiarem wyjścia.

– A jeśli nie dotrzymam tej umowy?

Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie i przez chwilę nie odwracał w stronę kobiety, jakby powoli trawił to, co powiedziała.

– Kiedy zaczynałaś rodzić, mój posłaniec już ruszał w drogę, by mnie o tym powiadomić – odparł spokojnie powoli się do niej odwracając. – Jeśli odważysz się komukolwiek o tym powiedzieć, będę wiedział jeszcze szybciej. Wtedy – uśmiechnął się ponuro – będzie to ostatnia rzecz jaką wyjawisz temu światu.

Bezpośredniość tych słów wstrząsnęła kobietą, co na chwilę widoczne było na jej twarzy. Szybko się jednak otrząsnęła i postanowiła zaatakować z innej strony.

– A twoja żona? Czy jej też zagroziłeś utratą życia?

Teraz król parsknął śmiechem i chwilę musiał się opanowywać, by móc odpowiedzieć.

– Uważasz, że w ogóle muszę jej w jakikolwiek sposób grozić? Królowej tego państwa, która jest matką mojego dziedzica? Sądzisz, że mogłaby wyjawić światu istnienie bękarta, który mógłby stanowić zagrożenie, dla jej syna?

Kobieta nie odpowiedziała, zdając sobie sprawę, że król ma rację. Została sama, odrzucona, mając tylko małego synka.

Mężczyzna, widząc, że osiągnął zamierzone wrażenie, ponownie odwrócił się do drzwi. Złapał za klamki i otworzył je.

– Miłego życia – rzucił jeszcze, spoglądając na nią przez ramię i wyszedł.

– Wzajemnie – odpowiedziała i zabrzmiało to jak przekleństwo.

Koniec

Komentarze

"niemiłosiernie" :)

Coś nie tak? ;)

To po prostu złe słowo. Karoca nie może okazać miłosierdzia, a i sam wydźwięk przymiotnika jest przesadzony. Może po prostu: "bardzo" ? Myślę, że to bardziej odpowiednie słowo.

Nie obraź się, ale powiedzmy, że zdanie to atrakcyjna kobieta, której jednak zdarzy się czasem podkreślić swoją urodę chybionym dodatkiem. Nie piszę tego złośliwie - mnie też się to tyczy... ee... nie jestem kobietą... Rozumiesz metaforę? :)

Dość często pojawiają się błędy w zapisach dialogów.  

Bardzo to dziwne, to fatygowanie się JKM do rodzącej jego pozamałżeńskie dziecko. Skoro, jak sam przypomina, sprawy już były omówione, skoro wie o tym żona... Rzecz ma być na zawsze okryta tajemnicą, a tu Jego Wysokość po nocy tłucze się karetą z herbem na drzwiach, jak gdyby zależało mu na powstaniu plotek.

A ja stanowczo bronię tej ,,niemiłosierności'' i na potwierdzenie daję kilka synonimów tego słowa: nielitościwie, bezdusznie, nieludzko, nieubłaganie, niewyrozumiale, niepobłażliwie, okrutnie, przeokropnie, straszliwie.

AdamKB: a konkretniej jakie błędy w zapisach dialogów?

Czyli twierdzisz, że karetą nieludzko trzęsło? No to mamy do czynienia z prawdziwie bezdusznym pojazdem ;)

Nie chodzi tu o to, żeby być dla siebie niemiłym. Dobrze, że bronisz swoich racji, ale jeśli wolno mi jeszcze wyrazić swoją opinię, to gdybym zobaczył takie zdanie w książce, udusiłbym się ze śmiechu :)

Niepotrzebna hiperbola. Czy te wstrząsy były aż tak istotne, że ich rozmiar należało wyolbrzymić do granic absurdu?

Karoca może się trząść, wiatr może wiać, deszcz może padać, a to wszystko może się odbywać niemiłosiernie, bo to tak samo, jak gdyby odbywało się bardzo, straszliwie, okrutnie itd.

I oczywiście, że wolno Ci wyrazić swoją opinię, po to zamieściłem tutaj ten tekst, ale szczerze mówiąc to ja niemal duszę się ze śmiechu, że nigdy w żadnej książce nie widziałeś podobnego porównania. Kiedyś koleżanka zarzuciła mi, że wymyślam słowa, kiedy przeczytała w innym moim tekście słowo ,,jestestwo''. Używam słów, zwrotów i porównań jakie są mi znane. Pisząc, posługuję się językiem, który uważam za odpowiedni dla ludzi mających styczność z literaturą, więc wychodzę z założenia, że zasób słownictwa i jego użycia jest szeroki. Jeśli przed zapisaniem jednego słowa będę się zastanawiał czy nie przeczyta tego ktoś, kto może słowa nie zrozumieć, to moje teksty będą zawierały zdania pojedyncze i ich równoważniki ;)

A teraz serio, stopień trzęsienia się karocy to naprawdę tak istotna sprawa? ;D

- Słucham? - kobieta wyglądała teraz, jakby ktoś uderzył ją w twarz.  ---> dużą literą "kobieta".

W zamian ja daję ci nowe życie. - Powiedział tonem kończącym dyskusję.  //   Ty zaś stanowczo potrzebujesz odpoczynku. - Powiedział i odwrócił się z zamiarem wyjścia.  ---> małymi literami "powiedział".   

Słusznie bronisz "niemiłosiernego" trzęsienia karety.


 

Nie no, oczywiście, że masz rację, ale zauważ, że wyolbrzymienie jednego zjawiska sprawia, że czytelnik zwraca na nie szczególną uwagę. Dlatego ważne jest odpowiednie wyważenie stosowanych przymiotników. Z drugiej strony, każdy autor ma swój indywidualny styl. Te słowa nie są trudne, ale częściowo wyszły z użycia (nikt nie będzie rozwodził się w rozmowie z kolegą nad jestestwem ;)). Ich stosowanie jest najwyraźniej dla ciebie charakterystyczne i tego się trzymaj.

Chyba nie ma sensu spamować rozważaniami na temat jednego przymiotnika. To dość... śmieszne.

Nie ma co się rozwodzić, trzeba pisać dalej ;)

AdamKB, kobieta' w tym przypadku może być małą literą. Co do powiedział , to zgoda i dzięki za zauważenie ;)
kudłacz, skoro zaznaczam, że nigdy nią tak nie trzęsło, bo nigdy nie jechała z taką prędkością jak w tamtej chwili, to jak najbardziej nalezy to wyolbrzymić, bo daje do pełen obraz sytuacji, jej powagę. Trzęsie się mocno, bo szybko jedzie. Szybko jedzie, bo sprawa nie cierpi zwłoki. 

Myślę, że jednak nie, że jednak dużą.

Może i w pierwszym zdaniu błędu nie ma, ale za to w drugim siedzi wielki babol i śmieje się do rozpuku z nieuwagi autora ;)

 

"Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał w rozkazie się poruszać." - Czy prędkość jadącej karocy zależy od szybkości z jaką porusza się woźnica? Toż to nie koń ;)

Jedną ręką kurczowo trzymał się poręczy, a drugą wciąż starał się zakrywać swoje prawie nagie ciało, bowiem pod pierwszą szatą, która wpadła mu w ręce, miał tylko delikatną koszulę nocną, sięgającą ledwie kolan. Na stopach zaś tylko pantofle.-- bowiem pod szatą, pierwszą która wpadła mu w ręce (…); Poza tym, połączyłabym te zdania w jedno, bo to drugie wygląda dziwnie bez czasownika.

Mężczyzna pokiwał tylko głową i skrył się ponownie we wnętrzu pojazdu uspokojony – przed „uspokojony” brakuje przecinka

Ciekawa tego poruszenia wyjrzała na zewnątrz lekko uchylając jedno z dwóch dużych skrzydeł drzwi – przecinek przed „lekko”

(...) ich oczy rozszerzyły się do granic możliwości – „rozszerzyły się” to niezbyt dobre słowo, moim zdaniem; rozszerzyć się mogły powieki lub źrenice.

Naprawdę, oszczędź sobie udawanie głupiej – udawania

Sądzisz, że mogłaby wyjawić światu istnienie bękarta, który mógłby stanowić zagrożenie, dla jej syna? – tu zbędny przecinek po „zagrożenie”.

(...) powiedziała cicho, jakby jednocześnie chciała powstrzymać mężczyznę przed wejściem na górę, ale obawiała się, że sprzeciw wobec króla może kosztować ją głowę. – Tak będzie lepiej: powiedziała cicho, jakby chciała powstrzymać mężczyznę przed wejściem na górę, ale jednocześnie obawiała się, że sprzeciw wobec króla może kosztować ją głowę.

Tyle łapanki. Dobrze, sprawnie napisane opowiadanie. Nawet mi się podobało. Na koniec powiem tylko, że jak na władcę to ten król strasznie nisko się ceni, skoro sypia z kobietami o takim statusie (Ty nie zasługujesz nawet na to! Powinnaś się cieszyć, że to ja jestem ojcem, bo z twoim szczęściem mógłby to być zwykły pijaczyna).
Pozdrawiam.

Prokris, król rozkazuje woźnicy jechać z daną prędkością. Król nie może podejść do konia i mu powiedzieć, że ma jechać szybko, wolno, albo w ogóle jakoś konkretniej, bo nawet jego status mu w tym nie pomoże. Woźnica trzyma lejce i to on reguluje ;)

 

marlęta, dzięki wielkie za te wskazówki, a co do króla - kiedy spał z tą kobietą, to jeszcze nie wiedział dokładnie, kim ona jest. Ale to jest tylko fragment większej całości, więc nie ma tego wyjaśnionego tutaj ;)

Przepraszam za wcinanie się, ale chyba nie wychwyciłeś, Autorze, znaczenia uwagi Prokris.

Oczywiście, że wychwiciłem, ale ona się nie trzyma kupy. Z jednej strony dostaję rady, co do streszczania się w zdaniach tak, żeby były płynne, że zbyt dużo informacji w nich zawieram, niepotrzebnie szczegółowo, a innym razem, że są zbyt ogólnikowe. Woźnica prowadzi karocę i się nią porusza, więc tak, to on jest odpowiedzialny za prędkość, z jaką ona jedzie, czyli jednocześnie za stopień jej trzęsienia, tak samo jak kierowca samochodu porusza się nim z daną prędkością. 

Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał w rozkazie się poruszać

Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał w rozkazie się nią poruszać

Och, czepiacie się:) Widocznie woźnica miał w rozkazie prędko sie poruszać, a intensywność tego poruszania się woźnicy sprawiała, że karoca tak się trzęsła. To w końcu fantastyka, nie? ;-). A rozkaz to rozkaz, nawet, jak wydaje się dziwny, wykonać trzeba!

Bravincjusz, dziękuję. Na to właśnie czekałem.

Serio, jesli ktoś zwraca na coś uwagę, to niech nie rzuca ogólników i ironicznych tekstów, bo to mi w niczym nie pomoże, a ja wrzuciłem tutaj teksty nie po to, żeby zdobywać pochwały, ale też nie po to, żeby zdobywać ogólnikowe nagany. Jeśli ktoś coś widzi, nieścisłość, błąd, brak wyrazu lub jego złą formę, to zwyczajnie niech o tym powie i mnie naprowadzi na lepsze rozwiązanie. Takich komentarzy tu oczekuję, a spośród wszystkich jest tutaj takich ledwie kilka. 

No to proszę, bez niedomówień.  

Karocą jeszcze nigdy nie trzęsło tak niemiłosiernie, niezależnie po jakim jechała podłożu. Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał w rozkazie się poruszać.   

Za każde z powyższych zdań pała z minusem. Za oba, bo stanowią nierozłączną całość, też. Pojedziemy krok za krokiem. I tak:  

Karocą jeszcze nigdy nie trzęsło tak niemiłosiernie, (...)  ---> tu nie ma żadnych zastrzeżeń; Jego Królewska Mość jeździł już nie raz i nie dziesięć razy karocą, ale jeszcze nigdy dotąd nie była ona tak wstrząsana podczas jazdy, jak w tym przypadku.  

(...) niezależnie po jakim jechała podłożu. ---> trzeci rodzaj prawdy (myślę, że znasz to powiedzenie); wsiądź na głupi rower i przejedź się po alejce parkowej, przedwczoraj asfaltowanej, a potem pojedź po fantazyjnych wybojach, w poprzek zaoranego pola, po korzeniach, które przerastają leśną scieżkę. Zauważysz zależność częstości i siły wstrząsów od podłoża, po jakim jedziesz, używając Twojego sformułowania.  

Daje się zrozumieć, o co Tobie chodziło w całym zdaniu. Mianowicie o to, że króla jeszcze nigdy tak nie trzęsło, jak podczas tej pospiesznej jazdy. Mimo że jeździł po różnych drogach. Ale, szanowny Autorze, lektura nie sprawia takiej przyjemności, jaka sprawiać powinna, gdy trzeba deszyfrować jak w szkółce, co też autor chciał przez to powiedzieć.  

Teraz przyczyną była głównie prędkość, (...)  ---> guzik prawda. Była o tym mowa powyżej. Prędkość sama w sobie powodem trzęsienia nie bywa. Inaczej samoloty rozlatywałyby się na kawałki, a jednak pozostają całe. Dziwna sprawa...   

(...) z jaką woźnica miał w rozkazie się poruszać. ---> ciekawe, co jeszcze można "mieć w rozkazie". Te słowa plus budowa tego zdania pozwalają pomyśleć, ze woźnica miał poruszać się wewnątrz, w obrębie rozkazu. Nie uważasz, że to bardzo dziwne, żeby nie napisać: nielogiczne? Dochodzi do tego druga interpretacja, już całościowa, taka mianowicie, że z nakazaną prędkością miał poruszać się sam woźnica. Zaprzęg i karoca mogły sobie zostać nieruchome, grunt, aby sam woźnica mknął jak wicher...  

Otworzyłeś tekst dwoma nieprzemyślanymi, niezbornymi, niejasnymi zdaniami, więc masz teraz wgląd w refleksje czytelnika. Smętne refleksje, dodam.   

===================

 

Karocą nigdy przedtem nie trzęsło tak niemiłosiernie, jak teraz. Przyczyny były dwie. Boczna, pełna wybojów droga i prędkość, największa, jaką można było osiągnąć. Taki rozkaz otrzymał stangret i wypełniał go jak najskrupulatniej.

Ok, bardzo dziękuję za to, z częścią się zgadzam, z częścią nie, ale że ja jestem autorem, to mam prawo ;) Ale naprawdę, jeśli stopień trzęsienia się karocy jest tak istotny, to chyba niepotrzebnie wymyślam wielowątkową fabułę, skoro lepiej, żeby karoca trzęsła się odpowiednio ;p

Poza tym, gdyby autor miał za zadanie zważać na wszyściusieńkie drobnostki, to w wydawnictwach nie pracowaliby korektorzy ;) Oczywiście skoro wrzuciłem tekst i dostaję rady, to na pewno zwrócę na nie uwagę, kiedy będę tworzył ostateczną wersję tekstu ;)

Poza tym, gdyby autor miał za zadanie zważać na wszyściusieńkie drobnostki, to w wydawnictwach nie pracowaliby korektorzy ;)   

Gdybyś wiedział, jak marnie przedstawia się w wielu wydawnictwach sprawa korekty i redakcji, nigdy w życiu nie napisałbyś, że zadanie autora nie polega na zwracaniu uwagi na wszystkie drobnostki.  

Jako autor decydujesz o wszystkim, masz tak zwane święte prawo olać sikiem zygzakowatym rady, krytyki, podpowiedzi i co tam jeszcze, ale czy dobrze na tym wyjdziesz, nikt nie wie, bo my, czytelnicy, mamy takie samo święte prawo wzruszyć ramionami, parsknąć śmiechem i podeprzeć arcydziełem kulawą szafę. No, to już wszystko zostało napisane... Pozdrawiam, życzę sukcesów --- i to nie jest żart, ani ironia, po prostu nikomu źle nie życzę.

Jednym się podoba, innym nie. Wszystkim nie dogodzisz nigdy, choćbyś wprowadził pierdyliard poprawek i pierdyliarda rad posluchał. Poza tym, jeśli autor ma pisać, tak, jak mu radzą czytelnicy, to wtedy tak jakby nie ma autora.
A co do korekty, tak jak i tutaj nie ze wszystkimi się zgadzam, tak i z korektorem zgadzać się nie muszę.  

Poza tym, jeśli autor ma pisać tak, jak mu radzą czytelnicy, to wtedy tak jakby nie ma autora. <-- poprawka. Bez przecinka przed tak ;)

Dawno nie czytałam tak źle i chaotycznie napisanego tekstu.

Rozumiem, że Autor może odczuwać nieprzepartą chęć zapisywania swych pomysłów i robi to z niekłamaną przyjemnością. Mam jednak wrażenie, że Autor, trwając w osobistym, iluzorycznym świecie, w którym wystarczy spisać własne fantazje, bo korektorzy w wydawnictwie poprawią co trzeba, a potem to już klękajcie narody –– robi sobie krzywdę.   

Niestety, uważam że tego tekstu Autor nie napisał dobrze. Fatalnie skonstruowane zdania i liczne błędy skutecznie uniemożliwiają czytelnikowi śledzenie marnej fabułki, sprowadzającej się do szaleńczej podróży półnagiego króla, okołoporodowego rwetesu i na koniec, czegoś na kształt drętwej pyskówki między królem i matką bękarta. Dla mnie to stanowczo za mało.

Jest jednak i pozytywny wymiar nieporadnej pracy Autora. Parę zdań sprawiło, że kilkakrotnie wybuchnęłam radosnym śmiechem:

 

„Kosmyki włosów wymykały jej się z ładu jaki panował na głowie, gdy przybyła do posiadłości”.

 

„Była tak wyczerpana, że swojego zaskoczenia obecnością króla w tym momencie nie mogła wyrazić nawet wytrzeszczeniem oczu”.

 

„Kobieta otworzyła oczy i z pozytywnym skutkiem wysiliła się, by przybrać na twarz wyraz pogardy.”

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To po co piszesz, że liczysz na wskazanie nieścisłości, jeśli potem uwagi masz - najdelikatniej mówiąc - w poważaniu? 

Poza tym, gdyby autor miał za zadanie zważać na wszyściusieńkie drobnostki, to w wydawnictwach nie pracowaliby korektorzy - korektorzy nie muszą wprowadzać poprawek do tekstu, po prostu mają go przeczytać i jeśli jest ok, to tekst idzie dalej. jeśli nie jest ok, to poprawiają. poprawiają literówki, przecinki, przejęzyczenia i inne roste błędy. Jeśli całe akapity wymagają gruntownej przebudowy, to nie jestem pewien czy na takie coś by się porwali, bo przecież zakres ich poprawek byłby tak duży, że tekst wyjsciowy różniłby się diametralnie od tego na wejsciu. każda książka jest produktem, który ma zostać sprzedany i jeśli jeden etap produkcji (korekta w tym przypadku) pochłania zbyt dużo zasobów (korektorzy i ich czas), a zasoby te mogłyby w tym czasie pracować nad innymi produktami (inne książki), to wydawnictwo ponosi stratę (bo czas to pieniądz) i żeby nie przeciążać nadmiernie swoich zasobow taki tekst albo odrzuci, albo odeśle autorowi do gruntownej poprawy (raczej to pierwsze). Właśnie dlatego każdy tekst powinien być jak najbardziej dopracowany. Szczególnie, jeśli chodzi o debiuty, bo doszły mnie słuchy, że niektórzy, znani już pisarze, dopuszczają się pewnego niechlujstwa w tekstach.

 

poza tym, jeśli autor ma pisać tak, jak mu radzą czytelnicy, to wtedy tak jakby nie ma autora - autor pisze dla czytelników, nie dla siebie. bez nich jest nikim, więc tak, powinien sobie brać ich rady do serca i pisać tak, jak mu radzą. Bo jeśli wytykają mu błędy logiczne lub niejasności, wtedy jest to bardzo poważny zarzut. BARDZO POWAŻNY.  Ale jeśli czytelnicy sugerują, że preferowaliby, aby fabuła poszła w innym kierunku, to tylko w takim przypadku autor nie musi ich słuchać.

Ten tekst, jak i drugi, który tu zamieściłem, to kawałki czegoś wiekszego, a nie osobne historie, w których jest osobna fabuła i wszystko jest jasne, albo się wyjaśnia przed ostatnią kropką. I przede wszystkim jest to wrzucone tak, jak powstało, czyli bez sprawdzania. Napisałem i zostało, przeczekało i w pierwotnej postaci trafiło tutaj. Cokolwiek tu jeszcze wrzucę, będzie na pewno bardziej osobną całością, może wtedy będzie mniej zastrzeżeń.

I tak z ciekawości, kto z Was jest wciąż grafomanem, a kto już wydał cokolwiek? 

Ja - według Twojej "definicji" - jestem wciąż grafomanką. I możliwe, że zostanę nią do końca życia, bo na razie nie mam presji na wydanie czegokolwiek. 

Nie, nie obraziłem, pytam, bo dostaję profesjonalnie brzmiące rady co do wydawnictw, korekty, więc się zastanawiam kto rzeczywiście pisze z doświadczenia, a kto zwyczajnie się mądruje, pojęcia nie mając o tym co mówi. Z drugiej jednak strony, gdyby ktoś już coś wydał, to wrzucałby wciąż swoje teksty do Internetu? ;D

Wystaw pan sobie, że wrzucałby.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dostajesz rady. Możesz z nich korzystać lub nie. Jeśli wybierasz tę drugą opcję - jasna sprawa. Przynajmiej Prokris, Regulatorzy, Adam i inni będą wiedzieć, że nie ma się co trudzić. Zaoszczędzisz im czasu. Miło z Twojej strony :).

wprowadzanie nowego produktu na rynek, jego promocja i ocena ryzyka z tym związana, a także efektywna alokacja zasobów nie są rzeczami, o których się magicznie dowiesz wydając książkę.

 

wydawcy kierują się głównie zyskiem i dla nich bezpieczniejsze, tańsze i bardziej zyskowne jest wydać starą książkę w nowej okładce (obecnie hobbit i władca pierścieni), bo nie muszą promować tytułu i autora. debiuty są ryzykowne, bo nie dość, że idzie trochę kasy na promocje, to zawsze istnieje szansa, że się po prostu książka nie sprzeda. Wysyłany do wydawnictwa tekst musi być jak najdoskonalszy, bo w innym wypadku osoba go czytająca po kilku stronach przestanie interesować się fabułą, a zacznie parskać śmiechem czytając coraz bardziej niedorzeczne zdania. chyba nie o taką reakcję chodzi, prawda? jeśli chcesz, żeby twój tekst został potraktowany poważnie, to sam musisz podejść do tej sprawy z powagą.

 

I nie wiem czy wydanie książki sprawia nagle, że czyjeś rady stają się automatycznie lepsze. słyszałeś o 50 twarzach greya? to na poczatku był FANFIC. Nie dość, że fanfic, to na dodatek FANFIC ZMIERZCHU, w którym roiło się od różnorodnych błedów. naprawde bys chciał otrzymac rade od kogos, kto stworzyl cos takiego? pewnie by to bylo cos w stylu: Herp derp pisz o czym chcesz i jak chcesz, dobra fabula obroni sie sama. więc skoro już dostałeś tę radę i wiesz, że pochodzi od kogoś, kto wydał książkę, możesz się do niej stosować.

I tak oto pękła zaslona złudzeń ;)

ocha, będę wdzięczny jeśli zaprzestaniesz wmawiania mi, w jaki sposób podchodzę do rad mi tutaj dawanych. Gdybym miał je, jak to powiedziałaś w poważaniu, bo sądziłbym, że piszę świetnie, to nie fatygowałbym się z wrzucaniem tu choćby jednego zdania. Za wszystkie jestem wdzięczny, ale nie ze wszystkimi się muszę zgadzać, ale to nie oznacza, że opinie niezgodne z moimi przekonaniami mam gdzieś.

regulatorzy, mówisz, że wrzucałby, samemu mając zero tekstów tu wrzuconych? 

Proszę bardzo, niniejszym zaprzestaję.

"Teraz przyczyną była głównie prędkość, z jaką woźnica miał rozkaz się poruszać."  I to byłby prawidłowy zapis.  Zgloska "w" w zdaniu otwiera  coś wewnętrznego -- pozostawałem w srodku tych wydarzeń...

Nota bene, zdanie mozna jeszcze docyzelować.  " Teraz przyczyną stała się głównie prędkość, z jaką woźnica miał surowy rozkaz się poruszać". 

Użycie  czasownika "stać" w tym jego znaczeniu zmienia wydźwięk zdania. Zdanie staje sie dynamiczne, a poza tym pokazuje następstwo zdarzeń. 

Pozdrówko 

Oczywiście, o wiele lepiej byloby użyć zwrotu"otrzymał rozkaz".  To tak dla porządku.

Bartholomev II, tak, zero, wyobraź sobie. Czy uważasz, że jestem zdyskwalifikowana? Zero wrzuconych tekstów, a pozwalam sobie panoszyć się na stronie. Nie mam też ogrodu, a mogę godzinami rozprawiać o roślinach, ze szczególnym uwzględnieniem ozdobnych. Skoro odwiedziłeś mój profil, powinieneś zauważyć, że kobitka ze mnie jak się patrzy, nie facet, ale to drobiazg, mogłeś nie dostrzec kiecuszki. ;-) Pozdrawiam amatorsko i grafomańsko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładna gównoburza się zrobiła.

Z drugiej jednak strony, gdyby ktoś już coś wydał, to wrzucałby wciąż swoje teksty do Internetu? ;D --- wrzucają, przecież puszczenie drukiem jednego opowiadania nie otwiera bezdennej studni na kolejne. Przykładowo: Gwidon, Eferelin.

1. Co do fabuły --- ja także nie rozumiem, po co król jedzie do panienki. Skoro dzieciak jest bękartem, to przecież i tak nie ma żadnych praw. Jeżeli jednak przysługiwałyby mu jakieś roszczenia w świecie przedstawionym, to wypadałoby o tym wspomnieć. Jeżeli na królu ciążyłaby jakaś społeczna presja, to także wypadałoby o tym wspomnieć. Szczególnej więzi emocjonalnej z kochanką nie widać, więc to chyba nie jest powód. Jeszcze ta karoca z wielkim napisem KRÓL, sunąca przez miasto...

2. Co do języka --- opowiadanie jest raczej nieporadnie napisane. Regulatorzy wypisała kilka bubli. Zdania wielokrotnie złożone są złożone zbyt wielokrotnie i jest ich zwyczajnie za dużo. Utrudniają czytanie. Akapity są wewnętrznie niespójne, tematycznie nieuporządkowane, wskutek czego nadużywasz zaimków wskazujących --- a to jest zwyczajnie nieładne. Atrybucje dialogowe są przeładowane i dialogi tracą na przejrzystości. Do tego powtórzenia i kupa słownych śmieci.

Gdy z impetem zajechała na podwórze, przy hamowaniu wznosząc tumany lekkiego śniegu, woźnica w pośpiechu zeskoczył z podyższenia, by otworzyć drzwiczki karocy swojemu panu. Ten jednak już schodził po ozłacanych schodkach. Gdy jego stopy dotknęły ośnieżonej ziemi, wszyscy stojący przed budynkiem padli na kolana, by oddać hołd swemu władcy. --- Kareta zatrzymała się, wznosząc tumany śniegu. Woźnica zeskoczył z podwyższenia, by otworzyć drzwiczki, ale król już schodził po pozłacanych stopniach. Wszyscy padli na kolana i pochylili głowy.

--- wiadomo, że hamowanie podniesie śnieg, więc wspomniawszy o skutku, nie warto tłumaczyć oczywistych przyczyn, to zaśmiecanie tekstu,

--- skoro wcześniej powiedziałeś, że karocy siedzi król, to po co znów pisać, komu woźnica otwiera drzwiczki,

--- poddani z zasady, klękając przed królem, oddają mu hołd. Po co to tłumaczyć,

--- musisz poczytać o dynamizowaniu narracji.

Tekst trzeba przerobić.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka