- Opowiadanie: huximo - Kołysząc sny

Kołysząc sny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kołysząc sny

 

 

Baletnica obracała się z gracją na podstawie pozytywki. Uniesione w górę ręce eksponowały smukłą szyję, podkreślając też talię i linię bioder. Cicha muzyka rozbrzmiewała w półmroku pokoju, a biel porcelany odbijała światło bijące od płomyków świec. To był cichy wieczór. Makbet czuł się tu w miarę bezpiecznie. Ściany otulały go niczym ciepły koc i nie pozwalały wtargnąć światu.

Siedział przy małym stoliku obserwując tańczącą kobietę na szczycie mechanizmu. Muzyka zaczęła zwalniać, aż w końcu całkowicie ucichła i porcelanowe oblicze skierowało się ku martwym oczom ostatniej ofiary.

Makbet zabił ją jakieś trzy godziny temu. Nie cierpiała długo. Szkocki król starał się nie zadawać bólu. Zrobił to jak zawsze. XVI wieczny, pięknie zdobiony sztylet, był już na swoim miejscu. Czekał na spotkanie kolejnej duszy, starannie ukryty w rękawie dość znoszonego i mocno przybrudzonego bordowego płaszcza.

Ciało w kącie było jeszcze ciepłe. Krew wypływała wąskim strumieniem z otworu w tętnicy, napełniając niewielki papierowy kubek po kawie. Mężczyzna podniósł go z nabożnym lękiem i usiadł na swoim miejscu.

Figurka baleriny, choć dotknięta zębem czasu, była prawie całkowicie kompletna. Brakowało wyłącznie twarzy. Zamiast niej znajdował się otwór, przez który można było spojrzeć w mroczne wnętrze tancerki, przyprawiające patrzącego o utratę zmysłów.

Makbet zbliżył ją do siebie delikatnie przesuwając po blacie stołu. Wiedział, że balerina jest spragniona. Spragniona życia, które zamierzał jej podarować. Wlewając krew do pustego wnętrza figurki, starał się nie uronić ani kropli, by nie zabrudzić śnieżnobiałej powierzchni ukochanej porcelany. Nie lubił, gdy krwawiła.

Egzystując na pograniczu dwóch światów, odbywając swą pokutę za grzechy w tym, który zwykło nazywać się realnym, ale będąc dzieckiem świata znajdującego się na samych obrzeżach rzeczywistości, widział jak kobieta z porcelany rośnie. Gdy tylko osiągnęła ludzkie rozmiary, a jej włosy błysnęły w świetle świec, zbliżył się do niej. Pod jego dłońmi porcelana zmieniła się w najgładszą skórę, jakiej kiedykolwiek dotykał. Spragnione dłonie i usta natychmiast powędrowały do drobnej szyi. Po chwili kochali się z intensywnością właściwą tylko nowo poznanym kochankom. Unikał jednak bezpośredniego spojrzenia w twarz partnerki.

Gdy oboje osiągnęli już szczyt rozkoszy, głowa baletnicy opadła na jego nagą pierś i stało się to, czego najbardziej obawiał się w trakcie seksualnego aktu. Patrzył teraz wprost w pochłaniającą kolejne skrawki duszy grozę, a nieistniejące oczy, ukryte pod wilgotną grzywką platynowych włosów, wlewały w jego serce, ziejącą potępieniem pustkę.

Zamknął oczy. Znał dalszy ciąg wydarzeń. Po chwili usłyszał głos, należący bez wątpienia do jego kochanki. Polecenie było takie jak zawsze.

Znajdź Markiza i daj mi życie wieczne. Wiesz już gdzie masz szukać. – Wiedział i z całą pewnością znajdzie już niedługo. Wtedy będą ze sobą na zawsze. On zostanie w końcu zbawiony by powtórnie zasiąść na swoim tronie, a ona będzie mu towarzyszyć.

Głos odbijał się echem we wnętrzu jego czaszki jeszcze na długo po zaśnięciu.

 

Romeo leżał na parkowej ławce i śnił. Wcześniej wlał w siebie 3 litry taniego wina w towarzystwie innych miejscowych lumpów. Ciepły wieczór i bezchmurne niebo zapowiadały spokojną noc, a ławka była oddalona od głównych alejek parku, co dawało pewność, że żaden strażnik miejski ani policjant nie zaryzykuje wejścia w ciemność między drzewami. Otulony tym mrokiem i kilkoma gazetami zapadł w sen.

Romeo mimo tego, że życie spłatało mu figla i uczyniło go bezdomnym – po tym jak poznał kobietę swych marzeń – był całkiem trzeźwo myślącym czterdziestoparolatkiem. Przynajmniej w tych momentach, gdy nie był zalany w trupa. Tak czy inaczej do snów nie przykładał większej wagi, ale tym razem spał niespokojnie.

W sennych majakach zobaczył kota uśmiechającego się ostrymi jak brzytwa zębami. Stworzenie sprawiało wrażenie zadowolonego z siebie i zmierzało wprost ku miseczce z karmą. Z każdym jego krokiem wydawało się większe, aż w końcu stanęło górując nad nim. Wtedy też zorientował się, że jest jednym z chrupków. Jego przyszłość malowała się w ciemnych barwach. Kot patrzył wprost na niego, a on wiedział jak to się skończy. Czekała go długa podróż, przez mroczną krainę ze światełkiem na końcu tunelu.

Obudził się z cichym okrzykiem, ale nie wiedział jeszcze, że niebawem będzie wrzeszczał o wiele głośniej niż kiedykolwiek. Z przerażenia, z bólu i rozpaczy.

Zanim jednak miało do tego dojść, Romeo rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po najbliższym otoczeniu. Nic nie zauważył.

– O rzesz kurwa co za sen…– ochrypły głos niemal przeszedł w piskliwy jęk, kiedy dostrzegł pod zgasłą latarnią niewielką postać. Chłopca. Nie miał więcej niż osiem, może dziewięć lat.

– Mały, czy dzieciaki w twoim wieku nie powinny teraz spać? – rzucił w jego kierunku, ale odpowiedziało mu milczenie.

– Ej spierdalaj mi stąd. Nie jestem twoją niańką, a zaczynasz mi działać na nerwy. – Milczenie.

Romea i chłopca dzieliła zaledwie alejka, ale mówiąc do dzieciaka nie mógł powstrzymać niespokojnego tonu w swoim głosie. Niemal krzyczał.

– Osz ty mały skurwysynu… – mówiąc bardziej do siebie niż do postaci naprzeciwko, poderwał się z ławki, poświęcając chwilę na złapanie równowagi.

Alkohol jak to zwykle bywa, w najmniej odpowiednich momentach dodaje niemałej odwagi i Romeo w trzech szybkich, acz trochę chwiejnych krokach przeskoczył odległość dzielącą go od schowanej w cieniu sylwetki. Pożałował niemal od razu. Brudna twarz chłopca pojawiła się na wysokości jego oczu i mężczyzna uświadomił sobie, że klęczy przed tym dzieckiem, jednak nie pamiętał by padał na kolana.

Dokładnie w tym momencie, gdy wytrzeźwiał świat przysłoniła czerwień, a głowa eksplodowała bólem. Krew ściekająca z czoła nie pozwalała nic zobaczyć, ale on i tak wiedział. Ten mały sukinkot przeciął mu skórę jakimś nożem. W przypływie waleczności, menel postanowił głośno zaprotestować, lecz otwarcie ust było jednym z największych błędów, jakich miał żałować przez najbliższe 10 min. Żuchwa została wyrwana z czaszki i buchnęła kolejna fala krwi. Ostatnim, co zobaczył były dwa rzędy spiczastych jak gwoździe, zbliżających się do jego szyi zębów.

 

Przyszła pora, by zaczął wrzeszczeć.

 

 

W miejscu oddalonym wiele kilometrów od parku, w którym Romeo spotkał swoje przeznaczenie, Julia została gwałtownie wyrwana z sennego koszmaru. Śniła o ukochanym, pożeranym przez wielkiego fioletowego kota. Mrucząc rozkosznie chłeptał krew ofiary, a z każdym ugryzieniem przybierał coraz bardziej ludzki kształt. W końcu liście porwane przez wiatr zatańczyły wokół wyraźnej chłopięcej sylwetki. Oczy dziecka skierowały się w kierunku obserwującej scenę kobiety, a na ustach zakwitł przerażający uśmiech, mogący zwiastować tylko rychłą śmierć każdego, kto go zobaczy.

Romea znała od dziecięcych lat, dorastali razem bawiąc się na ulicach i chowając przed wzrokiem szczerze nienawidzących się nawzajem rodzin. Nierzadko schodzili do ciemnych piwnic, gdzie z duszą na ramieniu, wędrowali korytarzami tak blisko siebie, że czuli swoje ciepłe ciała, rozgrzane przez gorącą krew, którą pąpowało przestraszone serce.

Z biegiem czasu zbliżali się do siebie coraz bardziej, pewnego dnia odkrywając, że jedno kocha drugie, bardziej niż sam Bóg ukochał stworzony przez siebie padół łez. Niedługo później przekonali się, że nadzieja rzeczywiście umiera ostatnia. Nie było sposobu, aby mogli być razem nie prześladowani przez własne rodziny. Dlatego dobre 25 lat temu, w dowód swojej miłości postanowili nie wiązać się z nikim i przeżyć życie samotnie. Spotkali się nocą w ciemnym grobowcu. Nacięli żyły i zmieszali krew, pozwalając swym duszom spleść się na wieki w rytuale prastarej magii, podczas gdy ciała już wkrótce miały rozstać się na zawsze.

Tamtej nocy Romeo odszedł, pojawiając się tylko w snach pięknej arystokratki, a szum jego krwi w jej żyłach śpiewał i kołysał ją do snu.

 

Już w pełni przebudzona kobieta podeszła do okna i spojrzała na rozległy ogród rezydencji, należącej do jej rodziny od pokoleń.

– Och Romeo mój Ty Romeo, gdzież się teraz podziewasz?– Wyszeptała do księżyca cichą modlitwę i uspokojona chłodnym nocnym powietrzem wróciła do łóżka.

 

 

 

Koniec

Komentarze

To zajawka większego opowiadania, którym nie zamierzam nikogo katować, ale jestem ciekaw jak zostanie przyjęty sam pomysł.

Pozdrawiam.

PS. To, że wrzucam drugie opowiadanie w krótkim czasie nie znaczy, że jestem grafomanem;) Mam trochę swoich tekstów w szufladzie i w końcu postanowiłem popracować nad warsztatem. Liczę na pomoc użytkowników. Z góry dzięki.

(...) zaaplikował sobie 3 litry taniego wina razem z kompanami, (...).
Czy to znaczy, że wypił kompanów razem z winem? Zaaplikował sobie. Hmm. Ja tam napisałbym, że wypił, zwyczajnie, bez śmiesznowatej wzniosłości... Szyk wyrazów miewa bardzo dużo do powiedzenia!
(...) pąpowało (...). Tak technicznie i nieco pąpatycznie?
Jak dla mnie --- pierwsza część, Makbet i porcelanowa tancerka, o wiele bardziej interesująca od drugiej parki. Ciekawym, dlaczego straszysz kotem. Nie lubisz ich? Bo ja przeciwnie. Ale to tylko uwaga bez znaczenia. Aha --- już kiedyś coś o porceanowej figurce czytałem, ale nie przypominam sobie szczegółów.
Powodzenia.

Chętnie dowiedziałbym się gdzie czytałeś o tej figurce, choćby dlatego, że nie chciałbym popełnić plagiatu ;)

Dzięki za uwagi, zwłaszcza wydobycie z tekstu fragmentu (..) zaaplikował sobie 3 lity itd. (..). Nie zauważyłem tej wieloznaczności.

Postaram się edytować tekst z uwzględnieniem Twoich uwag. :)

"Czekała go długa podróż, przez mroczną krainę ze światełkiem na końcu tunelu." - piekna przenośnia opisująca wędrówke pokarmu przez jelita... Zwaliła mnie z nóg.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti co do tej 'wspaniałej' metafory, to trochę dowcipu musi być. Zresztą kontrastuje z przemocą również zawartą w tekście. Jeśli jest to nie wskazany zabieg to uświadom mnie :)

Dowcip OK. Reszta do przepracowania.
Pozdrawiam.

Nie nie, dowcip jest jak najbardziej fajny, zwaliło mnie to z nóg w sensie pozytywny, że poprostu smiałem się do rozpuku. Faktycznie poprzedni post mógł być zinterpretowany inaczej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jakubie, cieszę się, że doceniłeś dowcip, ale myślałem, że ktoś z redakcji da mi bardziej precyzyjne wskazówki.

Nie podoba Ci się styl i kompozycja? Prowadzenie myśli? Ogólnie pomysł jest do bani? Nie ma w tekście żadnej myśli, o którą warto by zaczepić dalszy ciąg?

Pozdrawiam :)

P.S. Na prawdę staram się nie być namolny, ale jak się już za coś biorę to chciałbym się rozwijać.

Czytałem naprawdę dawno, nie pamiętam zbyt wiele, ale nie masz podstaw do obawiania się posądzeń o plagiat. Kontekst był inny.
Co do rozwijania się: czym innym jest poprowadzenie za rączkę, czym innym --- wskazówka ogólna i praca własna.
Na moje oko --- jest nad czym popracować.

Oj pomysł tak ciekawy...A tekst taki krótki. Mnie się podobało, zwłaszcza Makbet. Nie pojumuję tego kota...Oczywiście przenośnia wycisnęła ze mnie łzy śmiechu, tylko czemu kot? Tak poza tym to gdyby tekst był troszkę dłuższy też byłoby ciekawie. Jednak pomysł jest ciekawy. ;P

Całe opowiadanie ma dwadzieścia parę stron i powstało dawno temu. Nie wrzucałem całego, bo nie chciałem testować niczyjej cierpliwości ;)

Być może jak uporam się z obowiązkami to wrzucę jakieś świeższe opowiadanie - chociażby z tego roku. Zobaczymy czy wyśrubowałem troszkę poziom.

Są tu pomysły i jest sprawny język. Ale trochę też efekciarstwa i gry pod rechoczącą publiczkę. Ale na pewno powinieneś pisać.
Pozdrawiam. 

Jest w tym pomysł, jest coś nowego, intrygującego, coś, co powoduje, że jestem ciekawa dalszego ciągu. Ogólnie mam alergię na wszelkie opowiadania z żulami (no bo co jest śmieszniejszego niż narąbany żul i co bardziej tragicznego niż narąbany żul), ale udało ci się mnie zatrzymać przy swojej historii. Podobało mi się.

Skoro ten fragment się spodobał aż dwóm osobom, to postaram się zredagować opowadanie według wskazówe krytyki (za którą jestem niezmiernie wdzięczy) i wrzucę ciag dalszy tekstu.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka