- Opowiadanie: AranKirostok - Likan - Historia Wilka - Początek(część I)

Likan - Historia Wilka - Początek(część I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Likan - Historia Wilka - Początek(część I)

(Jest to prolog książki, którą niedawno zacząłem pisać)

 

Był dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty rok Nowej Ery i czwarty jego miesiąc, a przy tym czterysta czterdziesty czwarty dzień oblężenia. Żołnierze widzieli dziwne symbole na niebie. Jedni spodziewali się smoków, drudzy interwencji bogów, a jeszcze inni byli święcie przekonani, iż jest to zwyczajna burza. Jednak to nie była burza, a oni wszyscy się mylili.

Jeden wojownik został wysłany do głównego obozu po posiłki dla samotnej, wysuniętej placówki w latarni morskiej, położonej przy stromym, odmywanym przez fale klifie. Miał do przejścia nie więcej niż dziewięć kilometrów, lecz już zmierzchało. Po kilku pierwszych krokach ogarnął go niepokój. Następnie zaczął odczuwać dreszcze. Jeszcze tylko kawałek drogi po łące i dalej musiał wstąpić do lasu. Las ten rósł od wielu lat. Pamiętał jeszcze czasy Starej Ery, a jego gnijące już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina skutecznie odstraszały wszelkie życie, czy też potencjalnie chętnym na tamtejsze drewno osób. Gdy tylko do niego wszedł, z daleka usłyszał wrzaski. Nie były to jednak odgłosy bitwy, tylko przeraźliwe, pełne rozpaczy krzyki umierających istot, a wszystkie te dźwięki przynosiły na myśl śmierć okrutną, straszną i bolesną.

-To jakaś rzeź, a nie bitwa! Powinienem się pospieszyć-powiedział na głos piechur, choć wiedział, że jest sam. Nim jednak doszedł do granicy lasu, wszystkie dźwięki ucichły równie gwałtownie, jak się pojawiły. Zobaczył słupy dymu na rozświetlonym ogniami niebie, ale gnany poczuciem obowiązku maszerował dalej. Dopiero gdy doszedł na skraj obozu, ogarnęły go wątpliwości.

-Iść, czy nie iść?-powiedział znów do siebie. Nagle poczuł niezwykłą chęć powrotu do domu i rodziny. Nim jednak zdążył zawrócić, poczuł coś dziwnego, jak gdyby jakaś magiczna siła delikatnie popychała go do przodu, w w samo serce pogorzeliska. Decyzji o pójściu dalej miał potem wielokrotnie żałować, ale o tym w swoim czasie. Póki co, szedł on przez obóz, widząc płonące jeszcze pozostałości zabudowań, kałuże jadowicie zielonego, syczącego, parującego kwasu, porozrzucane kości, a także wszechobecne kawałki mięsa i krew. To, do kogo należały resztki ciał, czy też ekwipunku, mógł rozpoznać tylko po emblematach lub typowemu kształtowi i stylu wykonania. Szedł on jednak nieprzerwanie w stronę niewielkiego wzniesienia, umiejscowionego mniej więcej po środku obozowiska.

Stały tam nadpalone resztki kwatery dowódców. Gdy tylko wszedł do środka, jego wzrok od razu przykuła połowa Darna, dzielnego i taktycznie uzdolnionego, krasnoludzkiego generała. Znany był głównie z tego, iż liczył się dlań każdy żołnierz, a że na dodatek zawsze umiał wyprowadzić swoich ludzi z każdej opresji, toteż cieszył się ich wielkim szacunkiem. Miał on, jak każdy z resztą wyżej postawiony krasnolud, długą do pasa, gęstą, zadbaną i rudą brodę, zaplecioną w warkocz, teraz nieco nadpalony i poczochrany. Właśnie pod gęstwiną owej brody, lekko wsunięta pod połę nocnej, purpurowej, zdobionej złotą nicią szaty, która wskazywała na kompletne zaskoczenie generała przez nieznanego napastnika, widoczna była stara, wysłużona, obszyta skórą książka. Wojownik podniósł ją i zrozumiał, że jest to dziennik polowy generała. Otworzył na ostatniej, zapisanej stronie i choć nie umiał ni czytać ni pisać, rozbrzmiał mu w głowie zimny, przytłumiony i zarazem przerażający głos.

-Ta dziura w niebie… Wiedziałem, że jest przeklęta, ale oni nie chcieli słychać! Mówiłem „wycofajmy się, skoro nawet bogowie są przeciw nam!”. Ale szanowni, wpływowi, z dupy wzięci doradcy oczywiście musieli postawić na swoim! Teraz jest już za późno by podjąć jakiekolwiek działania, a ja siedzę tu w moim namiocie i spisuję swe ostatnie słowa. Mam tylko nadzieję, że ktoś to znajdzie i powie Heldze, że ją kocham, i chciałbym, by nazwała moje, nie, nasze dziecko, mym własnym imieniem, lub mej babki, jeśli będzie to córeczka.

-Skąd ten głos?-spytał jakby sam siebie.

-Tyle śmieeerciii…-usłyszał ten sam głos, teraz jednak dochodzący zza jego pleców, mniej już przytłumiony.

-Tyle ciaaał… Tylko głupiec pogardziłby tak wspaniałą okazją…

Człowiek odwrócił się po woli, z dłonią na rękojeści miecza. Jego oczom ukazał się, w resztkach zniszczonych przez ogień drzwi, wysoki jeździec na czarnym, masywnym koniu z zielonymi oczyma i tegoż kolory dymem wydobywającym się z chrap. Mężczyzna skamieniał z przerażenia. Gdy tak stał wpatrzony w postać, ta zrzuciła kaptur. Z przerażeniem wyciągnął zza pasa srebrny krzyżyk, ostro zakończony, chcąc wbić go sobie w serce, by zapobiec ewentualnej zamianie w gula. Nie zdążył jednak. Konny miał spore doświadczenie z tak, jak to ich zwykł nazywać, chytrymi chłoptasiami, którzy nie chcą się dzielić swym ciałem. Wystarczyło, że machnął ręką, a srebro stopiło się, parząc dłoń żołnierza. Spojrzał ze strachem na twarz, czy może wypadałoby powiedzieć lekko pomarszczoną, trupiobladą i ukoronowaną czaszkę swojego przyszłego pana, wyszczerzoną w ohydnym uśmiechu. Taki wyraz twarzy mają tylko oblicza stworzeń tak okrutnych, potężnych i zmęczonych nieśmiertelnością, jak uosobienie śmierci stojące tuż przed nim. Tylko słyszał o nim w pieśniach, lecz wiedział dokładnie kogo widzi. Jakby w odpowiedzi na jego chaotyczne myśli, licz rzekł spokojnym, choć ciągle zimnym głosem:

-O taaak… Jam jest Fais Kirostok, czy jeśli wolisz, twój nowy pan.

A gdy to rzekł, zagrzmiał wibrującym śmiechem, który rozniósł się po okoli wypełniając pustkę. Człowiek ten wolałby jednak przerażającą ciszę, niż ten przeszywający, mrożący krew w żyłach dźwięk.

-Jednak to nie ja będę twym panem, za dużo na tobie mięsa, a na dodatek jesteś mi potrzebny-rzekł ponownie, gdy już skończył się śmiać.-Ach tak, słyszę jak nadchodzi. Poznaj, proszę, pana twego losu…-wyszeptał, po czym nałożył kaptur czarnego, jedwabnego płaszcza, który przykrywał jego kolczugową szatę, zrobioną z mithrilu-niesamowicie lekkiego, mocniejszego od stali, srebrnego metalu,– a także wysadzaną szmaragdami, złotą koronę, oraz twarz, po której zostały tylko dwa, groźnie patrzące, jadowicie zielone ogniki, wypełniające puste oczodoły. Następnie zawrócił konia, po czym odjechał kawałek i zajął się tworzeniem stabilnego portalu do jego twierdzy.

Zaraz potem przed namiotem stanęło inne, duże, owłosione zwierzę. Przybysz był wierzchowcem sam w sobie. Jego żołnierz nie rozpoznał, jednakże przeraził się jeszcze bardziej, gdyż teraz myślał o jeszcze gorszym, a na pewno boleśniejszym-przynajmniej tak myślał-losie, który miał go spotkać. Wiedział tylko tyle, że postać stojąca przed nim jest jednym z Czterech Jeźdźców Plagi, nikt jednak nie spotkał ich razem, przynajmniej aż do teraz. Na własne oczy widział już drugiego, a ślady w obozie wskazywały na obecność dwóch pozostałych. Ten jednak odpowiedzialny był za rozszarpane ciała. Argorian. Wiecznie Głodny. Przekleństwo Geira. Geir był kapitanem straży w Delinei, gdzie przez ponad miesiąc wilkołak dziesiątkował jego ludzi, aż w końcu, gdy została tylko garstka obrońców, wtargnął do miasta i dosłownie wyrżnął wszystkich. Kobiety i mężczyzn. Starców i dzieci. Na koniec ułożył z nich stos na środku rynku i zostawił gnijących. Dopiero niedawno udało się oczyścić miasto z plugawych stworów, które zalęgły się tam, ściągnięte wonią rozkładu. A teraz stał przed nim. Człowiek widział świeżą krew spływającą z pyska i pazurów bestii i rozmyślał tylko o tym, jak bardzo boleśnie będzie umierał. Potwór nie umiał czytać w myślach, ale i tak powiedział:

-Nie bęrdziesz zjerdzony. Ja żrę smarcznierjsze kąski. Ale staruszek porwiedział wyraźnie czergo oszekuje, wrięc nie bęrdę się kłórcił. Strój jak stroisz!-warknął, po czym podszedł do niego, przygniótł do stołu i zadziwiająco delikatnie ugryzł w bark. Gdy skończył, polizał ranę, splunął na ziemię, odwrócił się na pięcie i wyszedł, rzucając na wyjściu przez ramię:

Mriłej zarbawy, mwahahahah– po czym śmiejąc się dalej padł na cztery łapy i poczłapał w tę samą stronę, w którą wcześniej udał się licz.

Nie jest pewien tego, co działo się potem. Pamiętał jak przez mgłę ogromny ból w całym ciele, a także szaleńczy bieg z powrotem do latarni, teraz już opuszczonej. Pamiętał jak wbiegł do lasu. Pamiętał ciepło krwi świeżo zabitej przez siebie, małej, bezbronnej i przerażonej sarenki. Pamiętał zimno metalowej obroży i łańcuchów, a także ścisk lin w okolicy twarzy. Pamiętał dziwne, śpiewne głosy. I w końcu pamiętał ukłucia niezliczonych igieł, zapach wielu ziół i dziwne sensacje będące skutkiem-jak mu się zdawało-przeróżnych zaklęć. Ostatnim, co pamiętał, był pisk mew i szum morza, a potem nie pamiętał już nic.

Koniec

Komentarze

Niejasności, brak logiki, błędy merytoryczne, ortografy. Pełen zestaw. Gorzej niż źle. Ale często śmieszy, zapewne niezamierzenie.

Ewentualnie możesz dołączyć ten tekst do Grafomanii 2013 i być może wygrasz konkurs.

Błędy są, fakt, ale niejasności wynikają z tego, iż jest to tylko prolog opisujący to, jak Likan został wilkołakiem. Może jeśli skończę pierwszy rozdział i go tu zamieszczę, to całość nabierze większego sensu. Momenty, które według mnie są śmieszne, miały być śmieszne. Dziękuję jednak za komentarz.

Choas. I brak logiki. I znów chaos.

No i strasznie było mi szkoda tej "małej, bezbronnej i przerażonej sarenki". W zamyśle pewnie miało powiać grozą ale wyszło śmiesznie.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

sarenka miała przerażająco się kojarzyć samemu Likanowi, nie koniecznie czytlnikom. A chaos... Pewnie trochę tak.

"Jest to prolog książki, którą niedawno zacząłem pisać"

Czyli nie ma gwarancji, kiedy i czy w ogóle doczekamy się całości. A krótki prolog mnie nie interesuje. 

Jak na tekst posiadający tytuł, podtytuł, numer części i będący jednocześnie prologiem książki przystało -- jest bardzo kiepsko. Porponuję najpierw popracować nad umiejętnościami pisarskimi, a dopiero potem pisać książkę.

Przykre to, ale prawdziwe: najpierw opanowanie sztuki pisania, co praktycznie równa się dobremu poznaniu języka i rządzących nim zasad, potem wielkie i wspaniałe, czterotomowe dzieło. Taka jest kolejność, jak napisał exturio...

Nie jest to chyba jednak totalnie bezsensowny i źle napisany tekst, tymbardziej biorąc pod uwagę, iż autor nie ma nawet 17-stu lat. Głupie jednak było zamieszczanie tutaj samego prologu, który panowie oceniacie-tak mi sie zdaje-jako opowiadanie samo w sobie, podczas gdy celem tego prologu jest głównie opowiedzenie tego, dlaczego Likan jest wilkołakiem i skąd się wziął. Poza tym chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy poeta ma swój własny styl, pprawda? Może po prostu skończę pierwszy rozdział i wstawię to razem, przez co caLość powinna nabrać większego sensu.

Muszę Ciebie rozczarować, drogi Autorze. Ten tekst jest napisany na bardzo niskim poziomie znajmości poprawnej polszczyzny. Zanim napiszesz kolejne rozdziały, kolejne tomy i całą epicką sagę o Likanie, który wilkołakiem był, opanuj warsztat pisarski, poczytaj dużo książek, różnych, od klasyki po ulubione pozycje. I nie zgadzam się, iż każdy poeta czy prozaik ma prawo do pisania wbrew wobowiązującym regułom w języku literackim. Ma zaś prawo do wyrobienia własnego stylu, ale znajość poprawnego pisania MUSI przestrzegać bezwględnie każdy, kto pisze dla publiki. Dla siebie, dla przyjaciół, dla szuflady chyba też nie warto pisać kulawym językiem.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ten tekst po prostu jest kiepski. Nie ma znaczenia czy to prolog, część czegoś dłuższego. Nie ma też znaczenia ile masz lat. Zamieszczasz tekst w Internecie, musisz liczyć się z krytyką oraz z faktem, że tekst zostanie oceniony jak każdy inny.

Styl trzeba sobie wypracować. To przychodzi z czasem i milionami wklepanych znaków. Najpierw jednak wypada poznać podstawy języka, w którym piszesz.

Ależ ja jestem gotowy na krytykę, drodzy panowie, tylko po prostu nie widzę tych wszystkich rażących błędów. A co do przeczytanych ksiązek: Wiedźmin, LotR, Hobbit, Pan Tadeusz, Zemsta, Krzyżacy, Harry Potter, Opowieści z Narnii, nie wiem co tam dalej wymieniać. Poza tym tekst o tej samej tematyce, choć o wiele mniej rozwinięty napisałem w języku angielskim i zbierał raczej pozytywne komentarze, poza krytyką mojej gramatyki. Co jednak tu jest tak tragicznego, to zgadnąć nie mogę.

Nie były to jednak odgłosy bitwy, tylko przeraźliwe, pełne rozpaczy krzyki umierających istot, \ a wszystkie te dźwięki przynosiły na myśl śmierć okrutną, straszną i bolesną.  --- Gdybyś podzielił to zdanie w miejscu, które Ci wskazałam i wywalił a, brzmiałoby to o NIEBO LEPIEJ.

w w samo serce --- Literówka.

Gdy tylko wszedł do środka, jego wzrok od razu przykuła połowa Darna, dzielnego i taktycznie uzdolnionego, krasnoludzkiego generała. --- A co z drugą połową? Odrąbana i zakopana w lesie? I któraż to była połowa? Górna czy dolna?

Z przerażeniem wyciągnął zza pasa srebrny krzyżyk, ostro zakończony, chcąc wbić go sobie w serce, by zapobiec ewentualnej zamianie w gula. --- A co to, do jasnej ciasnej, jest gul?

Brak spacji oddzielających myślniki od innych wyrazów. Nie musisz oszczędzać miejsca. Zarówno na stronie, jak i w edytorze tekstów jest go pod dostatkiem. Nie ma także żadnego ograniczenia liczby znaków.

 

Oto przykłady błędów i niedopatrzeń, które straszliwie namnożyły się w Twoim tekście. Oprócz tego zdania są dość, jakby to ująć, grafomańskie. Już tłumaczę, co mam na myśli. Otóż, zdania napisałeś w celu przedstawienia jakiejś historii. Podejrzewam, iż Twoim zamiarem nie było rozśmieszanie czytelnika przy każdym zdaniu. Niestety, każde Twoje zdanie mnie rozśmieszyło, więc uważam to za grafomanię.

Poza tym, tekst jet niechlujny, bo pewne Twoje błędy wynikają nie z niewiedzy, ale z zaniedbania. Tekst słaby.

To tyle.

Dziękuję za uwagę.

Jeden wojownik został wysłany do głównego obozu po posiłki dla samotnej, wysuniętej placówki w latarni morskiej, 

Idiotyzm. Skoro placówka była w latarni morskiej, śwetnie widocznym punkcie, idealnym do komunikacji, dlaczego po prostu nie użyć najbardziej oczywistego sposobu – światła? Już starożytni Chińczycy na to wpadli…

 

Po kilku pierwszych krokach ogarnął go niepokój. Następnie zaczął odczuwać dreszcze. Jeszcze tylko kawałek drogi po łące i dalej musiał wstąpić do lasu.

Najgorszy sposób na kreowanie nastroju. Wrażenia powinny wynikać z sytuacji, a nie reakcji bohatera.

 

Las ten rósł od wielu lat

Czy normalnie lasy w Twoim świecie rosną w kilka dni?

 

(…) musiał wstąpić do lasu. Las ten rósł od wielu lat. Pamiętał jeszcze czasy Starej Ery

To piękny przykład na to, dlaczego powinno się używać akapitów; nie wiadomo czy czasy Starej Ery pamiętał bohater, czy las.

 

gnijące już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina skutecznie odstraszały wszelkie życie, czy też potencjalnie chętnym na tamtejsze drewno osóbgnijące już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina skutecznie odstraszały wszelkie życie, czy też potencjalnie chętnym na tamtejsze drewno osób

Po pierwsze, żyjące drzewa same z siebie nie gniją. Mogą gnić na moczarach, terenach bardzo podmokłych i tak dalej. Po drugie po co komuś gnijące drewno? Nie ma się co dziwić, że nikt go nie chciał. Po trzecie, całość tego zdania nie ma sensu.

 

To jakaś rzeź, a nie bitwa! Powinienem się pospieszyć-powiedział na głos

Nie wiem, skąd bierze się ta moda na gadających do siebie bohaterów. Przecież to idiotyczne. Czy bohater nie jest w stanie pomyśleć?

 

-Iść, czy nie iść?-powiedział znów do siebie. Nagle poczuł niezwykłą chęć powrotu do domu i rodziny

Znów – jedyną potencjalną funkcją tego zdania mogłoby być budowanie klimatu. Mimo to, żadnego klimatu nie buduje, bo nikt nie utożsamia się z dopiero co poznanym bohaterem. Nikogo nie obchodzi czy postać umrze, czy może przetrwa, dlatego klimat trzeba budować opisem, a nie gadaniem do siebie.

 

jak gdyby jakaś magiczna siła delikatnie popychała go do przodu, w w samo serce pogorzeliska

Podobno łuny były widoczne na niebie? Skąd więc pogorzelisko, skoro pożar nadal szalał?

 

Decyzji o pójściu dalej miał potem wielokrotnie żałować, ale o tym w swoim czasie

Bajarski styl kompletnie Ci nie wychodzi.

 

Póki co, szedł on przez obóz, widząc płonące jeszcze pozostałości zabudowań

Przed chwilą stał na skraju lasu. Nie pamiętam, żeby przez niego przechodził.

 

płonące jeszcze pozostałości zabudowań, kałuże jadowicie zielonego, syczącego, parującego kwasu, porozrzucane kości, a także wszechobecne kawałki mięsa i krew. To, do kogo należały resztki ciał, czy też ekwipunku, mógł rozpoznać tylko po emblematach lub typowemu kształtowi i stylu wykonania

Kompletnie beznamiętny opis. Nie kreuje żadnej atmosfery.

 

niewielkiego wzniesienia, umiejscowionego mniej więcej po środku obozowiska

Czy to nie raczej obozowisko było rozbite wokół wzniesienia?

 

Stały tam nadpalone resztki kwatery dowódców. Gdy tylko wszedł do środka

Bohater jest idiotą, skoro wchodzi do nadpalonego budynku – skoro to obozowisko – podejrzewam, że drewnianego. Nikt go nie nauczył, że nadpalone drewno ma mniejszą wytrzymałość i może się załamać?

 

jak każdy z resztą wyżej postawiony krasnolud

Jesteś pewien, że o to Ci chodziło?

 

Człowiek odwrócił się po woli, z dłonią na rękojeści miecza

Jak wyżej.

 

Tu masz moje przykłady błędów, niedopatrzeń, nielogiczności i bzdur z bodaj pierwszej połowy tekstu. Jest tego o wiele, wiele więcej. Dodatkowo masa literówek, błędów interpunkcyjnych i błędy ortograficzne, jak wymienione wyżej.

No dobrze. Wiemy, również z własnych doświadczeń, że każdy ma trudności z wyłapywaniem własnych pomyłek, niedopatrzeń i tak dalej. Więc proszę bardzo:  

--- spacje, czyli przerwy między wyrazami oraz znakami interpunkcyjnymi; popatrz uważnie, z całkowitym spokojem i bez pospiechu, wszędzie tam, gdziew Twoim teście występują dywizy; widzisz spacje? bo ja przeważnie ich nie dostrzegam, niestety...  

--- o samych dywizach słów kilka; na początek pytanie: widzisz różnicę w długości tych "kresek"? -  --  --- ? powinieneś widzieć, i nie brać przykładu z partacko opracowanych redakcyjnie książek z ostatnich lat, gdzie leniwi albo niedouczeni pseudoredaktorzy walą półpauzy zamiast myślników; reguły dla zapisu dialogów sa jasne: myślnik i tylko myślnik;  

--- niezgrabne składniowo zdania, kłopoty z podmiotami;  

-O taaak… Jam jest Fais Kirostok, czy jeśli wolisz, twój nowy pan.
A gdy to rzekł, zagrzmiał wibrującym śmiechem, który rozniósł się po okoli wypełniając pustkę. Człowiek ten wolałby jednak przerażającą ciszę, niż ten przeszywający, mrożący krew w żyłach dźwięk.  

Z początku wszystko jasne --- przybyły potwiedza swoją tożsamość, przedstawia się. Potem wybucha śmiechem, który to śmiech opisujesz w drugiej części zdania. OK, powiedzmy. I nagle "człowiek ten..." się pojawia. Zgoda, że czytelnik potrafi się domyślić, o kogo chodzi --- ale, młody nasz Kolego, nie w tym rzecz, nie na tym zabawa polega, żeby czytelnik Ciebie zastępował. Czytelnik chce mieć podane na talerzu: kto, gdzie, kiedy, jak, po co, dlaczego... Zmienia się podmiot, powinien zostać przez Ciebie jasno określony --- że to ta a ta osoba.  

Mieszasz style, że hej. "Rzekł", "jam jest" należą do stylu literackiego i podniosłego, mają posmak archaizmów. 90% Twojego tekstu napisane jest językiem potocznym. Tak nie należy mieszać bez powodu. O ile "przechodzi" bez bólu taki zwrot, jak "jam jest" w ustach licza, który z wyższością i chyba politowaniem patrzy na człowieka, więc z takąż wyższością się wypowiada, o tyle w partii już narratorskiej "rzekł" dziwi. Chwytasz tę rożnicę?  

=============  

Podejdź do sprawy spokojnie, na zimno wręcz. Byki to rzecz na poczatku normalna u 99% zaczynających pisać. Byłoby dobrze, gdybyś podszedł do problemów bez zbędnych emocji typu żywienia urazy do krytykujących --- a byłoby dobrze dlatego, że spod wszelkich nieporadności i pomyłek prześwituje to coś, co nazywa się potocznie potencjałem. Przynajmniej ja go dostrzegam.  

Bierz się do roboty, poznawaj polszczyznę {od tego nikt jeszcze nie umarł  :-)  } i za rok, dwa wracaj do pisania. Powodzenia.

I dziękuję za konkrety. Teraz mogę to naprawić ^^

A gul to polska wersja ghula

Tyle że w polskich wierzeniach gula (ni ghula) być nie było. Z Egiptu była ta zaraza przywleczona, o ile dobrze pamiętam.

 

Od siebie dodam:

"Pamiętał jeszcze czasy Starej Ery, a jego gnijące już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina skutecznie odstraszały wszelkie życie, czy też potencjalnie chętnym na tamtejsze drewno osób." - którzy, naturalnie, do żywych istot się nie zaliczali.

" lekko pomarszczoną, trupiobladą i ukoronowaną czaszkę swojego przyszłego pana," - przy takich zdaniach ludzie się smieją. Nie spiesz się tak.

 

Trochę nad tym popracuję, napiszę pierwszy rozdział, też nad nim popracuję, przeczytam jeszcze raz i poprawię co jest do poprawienia, a potem jeszcze raz i dopiero wstawię jako jedno, w miare sensowne opowiadanie.

I jeszcze raz dziękuję za konkretne, przydatne komentarze :)

A z tą czaszką, czy lepiej by było pobrużdżoną? chodzi mi o to, iż czaszka ta ze względu na starość  ma swego rodzaju wgłębienia.

I nie wiecie przypadkiem panowie, jak po polsku nazwać ghula? W II części wiedźmina jest ta walka z nimi na moście i takie tam, ale nie ma wprost podanej ich nazwy.

Co jednak tu jest tak tragicznego, to zgadnąć nie mogę. rozumiem, że we własnych pracach nie widzi się często błędów, więc pozwolę sobie na dokładne przedstawienie swojego toku myślenia podczas czytania. poniższe stwiedzenia nie są złośliwe. chcę tylko dość wyraźnie wskazać, co wzbudziło moje wątpliwości i tym samym może wzbudzić wątpliwości innych. weźmy kilka zdań z początku:

Żołnierze widzieli dziwne symbole na niebie - jakie symbole? dziwne światła? gigantyczne czarne litery? chmury w kształcie dziwnych symboli? symbol batmana na tle nocnych chmur? wielkie, świetliste pentagramy? to zdanie jest bardzo ogóle i może opisywać praktycznie cokolwiek. niewiadomo nawet czy widzieli te symbole za dnia czy w nocy, czy było to zjawisko podobne do naturalnego czy raczej jakis dziwny byt wyrył wielkim kijem zwykłe litery w czasoprzestrzeni. i nie interesuje mnie wymówka, że to specjalnie, bo ma pobudzić wyobraźnie czytelnika. 

 

Jedni spodziewali się smoków, drudzy interwencji bogów, a jeszcze inni byli święcie przekonani, iż jest to zwyczajna burza. Jednak to nie była burza, a oni wszyscy się mylili. - niepotrzebnie wmieszałes tutaj czas terazniejszy. "mylili sie" bardzo nie pasuje mi do słowa "spodziewali sie". duzo lepiej byloby napisac "ich przewidywania okazały się błędne". mylić się mozna, gdy uznamy cos za prawde i otwarcie, z przekonaniem, o tym powiemy, a potem okaze sie, ze rzeczywistosc jest nieco inna. natomiast nie mozna sie mylic co do przypuszczen - one okazuja sie bledne. - Spodziewam się deszczu; - Mylisz się!; - ale ja nie powiedziałem, że na pewno będzie deszcz, tylko, że się go spodziewam.

 

Jeden wojownik został wysłany do głównego obozu po posiłki dla samotnej, wysuniętej placówki w latarni morskiej, położonej przy stromym, odmywanym przez fale klifie. - placówka znajdowała się w środku latarni morskiej? dlaczego klif był odmywany, a nie obmywany? skąd wojownik został wysłany? dlaczego nie wysłano gońca na koniu, tylko pieszego wojownika? po co latarni morskiej posiłki?

 

Miał do przejścia nie więcej niż dziewięć kilometrów, lecz już zmierzchało. Po kilku pierwszych krokach ogarnął go niepokój. - ja po kilku pierwszych krokach nawet do przedpokoju bym nie doszedł, nie wiem więc, czego się bał. że było ciemno? poważnie? wojownik boi sie nocy? nie mogli wysłac kogos innego? no i to pierwsze zdanie. wyobrazmy sobie cos takiego: "miałem do napisania sprawdzian z matematyki, lecz na niebie były chmury" brzmi trochę głupio, prawda? ale jeśli zrobię to tak: "miałem do napisania sprawdzian z matematyki, lecz na niebie były chmury, które skutecznie mnie rozpraszały swymi cudacznymi kształtami" to już brzmi bardziej sensownie.

 

Następnie zaczął odczuwać dreszcze. Jeszcze tylko kawałek drogi po łące i dalej musiał wstąpić do lasu. Las ten rósł od wielu lat. - jednak nie było tak źle, mio strachu i ciągłych dreszczy szedł dalej. jego organizm musiał być nieźle wyniszczony stresem, skoro przez całą drogę tak się czuł. opis jego podróży też nie zaciekawy. po kilku pierwszych krokach był przerażony, a chwile później mijał łąkę i miał niebawem znaleźć sięw lesie. ho ho! trochę mi to nie gra. niepotrzebnie powtórzyłeś potem słowo "las". informacja, ze rósł od wielu lat całkowicie zbędna. lepiej napisać, że był niezwykle stary, bo wiele lat to też można różnie zrozumieć. 50 lat? to calkiem "wiele". 

 

Pamiętał jeszcze czasy Starej Ery, a jego gnijące już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina skutecznie odstraszały wszelkie życie, czy też potencjalnie chętnym na tamtejsze drewno osób. - "jego" niepotrzebne. jak gnijace drzewa mialy odstraszac chetnych na drewno? mogly troche zniechecac, ale zeby od razu odstraszac? ok, las brzmi calkiem mrocznie i strasznie, wiec lepiej trzymac sie od niego z daleka.

 

Gdy tylko do niego wszedł, z daleka usłyszał wrzaski. - WTF??? dlaczego tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wszedl do mrocznego, strasznego lasu, gdzie czyhała na niego złowroga magia? na dodatek był środek nocy, no kto robi coś takiego? przeciez ten gosciu, zanim zdarzyl wyjsc z sypialni, juz caly byl rozdygotany i przestraszony, a tutaj w srodku nocy wchodzi do jednego z najstraszniejszych lasow w okolicy?

 

Nie były to jednak odgłosy bitwy, tylko przeraźliwe, pełne rozpaczy krzyki umierających istot, a wszystkie te dźwięki przynosiły na myśl śmierć okrutną, straszną i bolesną. - kłamstwo, las miał być pusty. ok, rozumiem, że mogła to być iluzja spowodowana mroczną magią. na siłe chciałeś sprawić, by to zdaje było bardzo mocne i pełne negatywnych emocji, ale nie wysło zbyt dobrze. "krzyki imierających istot przynosiły na myśl śmierć" - nie wygląda zbyt dobrze.

 

-To jakaś rzeź, a nie bitwa! Powinienem się pospieszyć-powiedział na głos piechur, choć wiedział, że jest sam. - zjadłeś spacje przy dywizie, który powinien być myślnikiem i znowu mieszasz czas teraźniejszy z przeszłym. Nie mam pojęcia, po co to powiedział. rozumiem, że czasem można coś do siebie mruknąć czy głośno pod nosem przeklnąć, ale żeby takie coś? to tak jakbym ja był świadkiem wypadku i bym powiedział: "Co do ku..wy sie właśnie stało? Chyba powiniennem wyjąćz kieszeni swój telefon komórkowy i zadzwonić na pogotowie" <-- pierwsze zdanie brzmi jeszcze wiarygodnie, ale to drugie? niezupełnie.

 

Nim jednak doszedł do granicy lasu, wszystkie dźwięki ucichły równie gwałtownie, jak się pojawiły. - przestraszny piechur, który zaczął drżeć po kilku pierwszych krokach, zanim jeszcze opuścił sypialnię, jak gdyby nigdy nic wszedł do lasu pełnego wrzasków zabijanych istot i tak po prostu przeszedł sobie na jego drugi koniec? WTF??? musiał mieć chłopina nerwy ze stali.

 

Zobaczył słupy dymu na rozświetlonym ogniami niebie, ale gnany poczuciem obowiązku maszerował dalej. - żeby niebo się rozświetliło w środku nocy do tego stopnia, że słupy dymu stałyby się widoczne, to gdzieś musiał szaleć naprawdę GIGANTYCZNY pożar. co tam się działo, do cholery? 

 

A teraz zdanie, które mnie po prostu zniszczyło. Panie i panowie, przygotujcie się na szok: 

Dopiero gdy doszedł na skraj obozu, ogarnęły go wątpliwości. - rozumiecie to? ten straszny las, pełen mrocznej magii i psychopatów zabijających z zimną krwią leśne istoty, te słupy dymu i gigantyczny pożar rozświetlający całe niebo, to wszystko było na terenie jego obozu. tego, z którego wyruszał! ale dopiero doszedł na jego skraj! skoro w obozie panował taki chaos, to nie chcę myśleć, co było poza jego granicami. 

 

-Iść, czy nie iść?-powiedział znów do siebie. Nagle poczuł niezwykłą chęć powrotu do domu i rodziny. - miał do przejścia tylko 9 kilometrów, a po opisanej wcześniej drodze wydawało i się, że pokonał conajmniej połowę. No, chyba, że ten bardzo stary, pradawny wręcz, las był tak naprawdę małym mini-lasem. Dlaczego po przejściu odcinka drogi przypominającego piekło nagle zachciało mu się wracać do domu? czy dalej miało być jeszcze straszniej? OMG!

 

Nim jednak zdążył zawrócić, poczuł coś dziwnego, jak gdyby jakaś magiczna siła delikatnie popychała go do przodu, w w samo serce pogorzeliska. - więc jednak coś go popycha w stronę gigantycznego pożaru. ciekawe co będzie dalej.

 

Decyzji o pójściu dalej miał potem wielokrotnie żałować, ale o tym w swoim czasie. - jakiej decyzji? magiczna siła go przecież pchała w stronę ognia!

 

Póki co, szedł on przez obóz, widząc płonące jeszcze pozostałości zabudowań, kałuże jadowicie zielonego, syczącego, parującego kwasu, porozrzucane kości, a także wszechobecne kawałki mięsa i krew. - ok, już wiem, dlaczego zastanawiał się czy by czasem nie zawrócić. rzeczywiście jest dużo gorzej. Ale po co zabudowania w obozie? po wcześniejszych zdaniach wydawało mi się, że już z niego wyszedł. a może to była jakaś wieś teraz? hmmm...

 

To, do kogo należały resztki ciał, czy też ekwipunku, mógł rozpoznać tylko po emblematach lub typowemu kształtowi i stylu wykonania. na ciałach były emblematy? naszyte czy wytatuowane? resztki ciał miały typowy kształt i styl wykonania? ok, tu już sie za bardzo czepiam :D i co miał rozpoznać? że ręka należy do kobiety w średnim wieku, a tarcza do młodego woja, tylko dlatego, że miały emblematy i charakterystyczny styl? napisz jaśniej, że chodziło o to, do której strony konfliktu należeli polegli. A jesli nie było żadnej bitwy między dwoma nacjami o odmiennej kulturze, to po kiego grzyba miał rozpoznawać, co do kogo należało? "typowemu kształtowi" jest niepoprawne i bardzo mnie bije po oczach. "typowym kształcie" jak już. 

 

(...) jego wzrok od razu przykuła połowa Darna,(...)liczył się dlań(...)pod połę nocnej, purpurowej, zdobionej złotą nicią szaty(...) - połowa ciała jeśli już. i nie napisałeś czy górna czy dolna albo może ktoś go przeciął z góry na dół? połowa Darna brzmi jak połowa jakiegoś towaru w sklepie. i nie wiem, po co tak szczegółowo i malowniczo opisujesz trupa. i te słowa "dlań" i "poła". chcesz stylizować język? ale po co?

 

która wskazywała na kompletne zaskoczenie generała przez nieznanego napastnika - to zdanie brzmi po prostu źle. dziwny szyk.

 

(...)książka. Wojownik podniósł ją i zrozumiał, że jest to dziennik polowy generała. - nie mam pojęcia, jak do tego doszedł..., szczególnie, że:

 

choć nie umiał ni czytać ni pisać - i po co to "ni"? nie stylizuj języka na staropolski, bo nie wychodzi ci to zbyt dobrze.

Dziękuję bardzo Bravincjuszu. Niezwykle przydatne. Najgorsze jest to, że to nawet nie połowa, a w drugiej części jest zapewne podobna ilość błędów ^^

A żeby ocenić, czy wystarczająco zrozumiałem, to kawałek ze znakami,  latarnią i wejściem do lasu strachliwego żołnierza:

Żołnierze widzieli na niebie nienaturalne, bardzo ciemne chmury, tworzące po środku wir. Jedni spodziewali się smoków, drudzy interwencji bogów, a jeszcze inni byli święcie przekonani, iż jest to zwyczajna burza. Jednak to nie była burza, a ich przewidywania okazały się błędne.

Jeden wojownik został wysłany do głównego obozu z raportem z samotnej, wysuniętej placówki przy starej latarni morskiej, położonej na stromym, obmywanym przez fale klifie. Miał do przejścia nie więcej niż dziewięć kilometrów, lecz już zmierzchało, a chmury na niebie zaczęły coraz szybciej wirować, co go lekko zaniepokoiło. Jeszcze tylko kawałek drogi po łące i dalej musiał wstąpić do ciemnego, dziwnego lasu.

Rósł on od wielu setek lat. Pamiętał jeszcze czasy Starej Ery, a stare, powykręcane już drzewa i przepełniona mroczną magią gęstwina wraz z nieprzerwanie unoszącą się mgłą, skutecznie odstraszały wszelkie stworzenia chcące tam zamieszkać, czy też potencjalnie chętnych na tamtejsze drewno osób.

Piechur zatrzymał się na skraju lasu, wziął głęboki oddech i gdy tylko do niego wszedł, z oddali przed sobą usłyszał wrzaski.

no już jest dużo lepiej. teraz przynajmniej jest jasno powiedziane skąd wyruszuszył i dokąd zmierza. ale ta podróż do lasu dalej mi się nie podoba, mianowicie to: Jeszcze tylko kawałek drogi po łące i dalej musiał wstąpić do ciemnego, dziwnego lasu. zdanie dalej wygląda, jakby nagle przeskoczył szmat drogi. napisałbym to w taki sposób:


Pomimo przyprawiających o gęsią skórkę nienaturalnych zjawisk na niebie, które zdawały się zapowiadać nadejście czegoś złego, udało mu się pokonać rozległą łąkę. Zdziwy go panujące na niej cisza i spokój. Co prawda widział wcześniej zwierzęta, opuszczające w popłochu swoje kryjówki, ale z każdym krokiem przybliżającym go do lasu miał coraz większe wrażenie, że przemierza pozbawioną życia pustynię. Gdy znalazł się w odległości kilkunastu metrów od linii drzew, zatrzymał się. Coś nie było do końca w porządku. Słyszał o tym miejscu różne dziwne historie, ale nigdy nie brał ich zbyt poważnie. To nie był jednak czas na rozmyślanie - miał misję do wykonania. Wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie ignorując powoli narastający lęk.

 

Dalej można opisać co słyszał o tym lesie, jego historię, jakieś legendy, itp.

Widać masz doświadczenie. Zdaje się, że po prostu muszę jeszcze trochę popracować i może coś z tego wyjdzie.

Po prostu dużo czytaj i pisz, a po jakimś czasie sam zobaczysz progres. Krótkie opowiadania o objętosci 20.000-40.000 znaków są dość dobre dla ćwiczenia umiejętności pisania. Tworzenie książki odłożyłbym na później, bo jeśli ją napiszesz i jednocześnie bedziesz robił postępy, to na koniec zorientujesz się, że musisz pierwszą połowę przepisać, bo jest dużo gorsza od drugiej. Gdy już skończysz ją pisać od nowa, to znowu druga połowa ci się nie będzie podobać, bo stwierdzisz, że można to dużo lepiej napisać. Po drodze na pewno wpadniesz na jakieś ciekawe i nowe pomysły, które będziesz chciał koniecznie dodać do książki. W rezultacie powstanie taki bardzo rozbudowany misz-masz, który będziesz stale poprawiać, może nawet w nieskończoność. więc przerzuciłbym się na opowiadania na twoim miejscu, przynajmniej na jakiś czas :)

Możesz mieć rację, ale chyba wszyscy wiemy, jak zaczynał A. Sapkowski. Uzbrojony w taką wiedzę i własne doświadczenie myślę, że być może powinienem skończyć pierwszy rozdział łącząc go z prologiem w jedność i przedstawić jako jedno opowiadanie, a dalej pisać następne, tak jak to robiłem pare miesiecy temu, tyle że po angielsku. Wiem, że nigdy nie będę drugim Sapkowskim, ale zawsze można spróbować z opowiadaniami i dopiero potem napisać coś w stylu trylogię, opisującą jakąś dłuższą przygodę ( najpewniej związaną z wielką grozą rosnącą w siłę, która musi zostać unicestwiona czy coś w tum guście ^^ ). Wszystko jednak osadzić w tym samym, znanym już mi(pisarzowi) i czytelnikom świecie, wykorzystując głównych bohaterów itd.

Jedno wiem na pewno. Nie będę mógł uśmiercić głównego bohatera, bo pamiętam jak płakałem przy Dumbledorze, a także 'depresję' po Regisie, Milvie, Cahirze,  a przede wszystkim Geralcie. Zręsztą pewnie nie miałbym serca tego uczynić ^^. Ale to jeszcze zobaczymy.

To co myślicie o takim rozwiązaniu ( opowiadania )?

I jeszcze raz, jak to jest z tymi -, -- i ---?

Tak to jest, że najdłuższy ze znaków, zaimitowany przez trzy nierozspacjowane dywizy, odpowiada myślnikowi, zwanemu też pauzą.  

Środkowy, złożony z dwóch dywizów, odpowiada półpauzie, czyli jak gdyby połowie myślnika.  

Pierwszy to dywiz, czasem z powodu konkretnego zastosowania zwany łącznikiem.  

Dywizu używasz, gdy:   

--- stosujesz skrócony zapis rocznicy: 25-lecie czegoś tam;  

--- dodajesz końcówkę fleksyjną do skrótowca literowego: PIT-y składamy do końca kwietnia;  

--- wymieniasz cechy równorzędne: flaga niebiesko-biało-czerwona;  

--- w wyrazach zapozyczonych razem z obcą pisownią: Pepsi-Cola, myśliwiec F-16.

Półpauzy używa się rzadko w roli samodzielnego znaku interpunkcyjnego. Teoretycznie można jej użyć zamiast myślnika, ale --- uwaga! --- konsekwentnie w całym tekście.  

Myślnikiem przede wszystkim otwiera się partię dialogową oraz odddziala tęże partię od narracji:

--- Dzień dobry, sąsiadko!

--- Dobry... --- prawie odwarknęła Malinowska.   

Inne zastosowania, poza tekstami beletrystycznymi, chyba nie są w tej chwili dla Ciebie istotne, poza tym wymagają dłuższych objaśnień.   

A tak "we w ogóle" szanowny Kolega wpisze sobie PWN, na stronie PWN znajdzie poradnię językową, tam wskoczy do słownika ortograficznego, odszuka hasło problemowe, skopiuje je i wkuje...

P. S. Jak widzisz, przy wyliczeniach można, zamiast "a b c", "1, 2, 3" zastosować myślnik. 

Możesz mieć rację, ale chyba wszyscy wiemy, jak zaczynał A. Sapkowski.

Nie wiemy. Nie mamy pojęcia, ile Sapkowski napisał opowiadań do szuflady, zanim wysłał "Wiedźmina" na konkurs. Szczególnie biorąc pod uwagę wiek, w którym zadebiutował.

nigdy nie będę drugim Sapkowskim

No nie, zawsze możesz mierzyć wyżej :D

No mogę, mogę, ale to w swoim czasie ^^

@Aran - to opowiadania to oceniał ci native czy nauczycielka angielskiego? Bo jeśli nie jesteś dwujęzyczny (tzn. nie siedziałeś dużą część życia za granicą) to nie widzę sensu, żebyś pisał po angielsku. No, chyba że w ramach ćwiczeń angielskiego.

Jak nazwać ghula po polsku? A jak nazwać garaż po polsku? Nijak. Choć słowa polskiego pochodzenia nie są, zagościły się już w języku. A jeśli już na siłę chcesz to spolszczyć, sprawdź słowiańskie wierzenia. Jakieć tam utopce, zjawy, upiory... Pełen serwis. 

Do ghula najpodobniejsze wydają się tedy być 'żywe trupy'/martwiaki/ożywieńce i chyba ożywieniec jest najlepszym wyjściem, ale lepiej z tego na razie zrezygnuję i przyjmę, że liczowi bardziej zależy na armii szkieletów/kościotrupów.

A oceniane było to przez szeroką rzeszę ludzi, niezbyt zaawansowanych, choć jedna osoba, będąca z zawodu filologiem angielskim(czy coś takiego) wytknęła mi sporo rażących błędów. I też nie widzę sensu pisania po ang. Nie ten poziom ^^

Filology prawdopodobnie zrugaliby nawet opowiadanie od narodzenia mamlącego po angielsku brytola, o niedbałym jankesie już nie wspominając.

 No to nic, czekam na kolejnego opka.

Może zanim się wypowiecie, Lassarze i Antono, zajrzelibyście do słownika języka polskiego pod hasło gul? Słowo to, jako spolszczenie muzułmańskiego ghula, znają zarówno tworzone przez internautów sjp.pl jak i internetowa wersja SJP PWN.

I tak jak mówi exturio, widziałem owego "gula", dlatego zamieściłem takie spolszczenie ^^.

Kościotrupy jednak zdają się bardziej pasować do liczów, przynajmniej do mojego, który delikatnie zasugerował Likanowi, że nie chce mu się pozbywać jego mięsa, więc zajmie się nim kto inny(choć chodziło o zarażenie Likana 'wilkołactwem', w nieznanym jeszcze światu celu ).

I zanim kolejne opowiadanie, najpierw muszę naprawić to co tu mam, choć połowa wygląda już całkiem dobrze. Myślę jednak, że lepiej będzie skończyć 'I-szy rozdział' i połączyć to w jedną całość, tworząc jedno, dłuższe opowiadanie.

Albo, żeby już bardziej nie mieszać, zrobię ładnie ten prolog jako krótkie opowiadanie i wstawię jako nowe opowiadanie, a I rozdział będzie równierz opowiadaniem, choć nieco dłuższym.

@Aran

"równierz" ?! --- Nieźle :)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ortografia nigdy mi niew ychodziła XD. Z dyktand zawsze miałem MAX 2 ^^

Czy w zdaniu Poznaj, proszę, pana [...] poprawnie użyłem przecinków ?

Pamiętam też jak ktoś nie wiedział, po co tak barwnie opisuję trupa. Aby temu zaradzić 2 zdania kim był i dlaczego go szanowali są przypisem, tak samo jak wyjaśnienie znaczenia "Przekleństwa Geira".

I takie pytanie. Co by się stało, gdybym jako nazwę jakiegoś wymyślonego miasta dał nazwę miasta już istniejącego, np. Tobruk ( który fajnie brzmi ^^ ) ???

Poprawnie, jeżeli jest to zdanie typu: Poznaj, proszę, pana Malinowskiego, naszego nowego sąsiada.

Co by się stało, gdybym jako nazwę jakiegoś wymyślonego miasta dał nazwę miasta już istniejącego, np. Tobruk


Pewnie posypałyby się gromy, że Tobruk w rzeczywistości jest zupełnie inne niż w twojej historii. U ludzi znających to miasto po przeczytaniu samej jego nazwy pojawiłyby się zupełnie błędne skojarzenia i mogliby być nieco zdezorientowani, gdybyś opisywał rzeczy, których w mieście po prostu nie ma. Tak w skrócie - byłoby niepotrzebne zamieszanie i wprowadzanie niektórych czytelników w błąd.

No to trudno. Muszę wymyśleć coś nowego, bo Delineia brzmi tak fajnie, że zrobiłem ją nazwą całego świata/krainy ^^.

Dzisiaj powinienem skończyć to pierwsze opowiadanie, więc zostanie mi jeszcze to przepisać i dokładnie obejrzeć całość,  poprawić to i owo, i może w końcu wyjdzie dobrze, ale myślę, ze ze wstawianiem wstrzymam się conajmniej do jutra.

lepiej odłożyć na tydzień, w miedzyczasie przeczytac jakas ksiazke i potem wziac sie za poprawianie. w taki sposob na pewno wylapiesz duzo wiecej bledow i niejasnosci niz jakbys poprawial na swiezo.

No cóż, po tych wszystkich wpisać, wypada tylko powiedzieć (ups... napisać), że zgadzam się. Potencjał jest, wykonanie takie sobie. Może zamiast książki napisz najpierw kilka krótkich opowiadań.

A ja dla odmiany nie będę pastwił się nad autorem. Bo wbrew temu, co się tu pisze, tekst ma jednak trochę logiki.

Ode mnie zatem rada. Zaczynanie przygody z pisarstwem od pisania książki jest najgorszym pomysłem, na jaki może wpaść młody literat. Przede wszystkim powinieneś ćwiczyć - polszczyznę, styl, prowadzenie narracji, budowanie nastroju i postaci - a wierz mi, tego typu ćwiczenia najlepiej robi się na krótkich formach literackich. Każdy zaczynał od opowiadań. Dopiero, gdy nabierzesz większej pewnośli literackiej zabierz się, proszę, za pisanie książki.

Nowa Fantastyka