- Opowiadanie: mahoney - Inverso 6

Inverso 6

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Inverso 6

Poprzednia część znajduje się tutaj:

 

 

 

http://www.fantastyka.pl/4,8832.html

 

Hal zbiegł z góry i dysząc zakomunikował, że droga jest wolna, teren czysty i nikogo w zasięgu wzroku. Po latach, we wspomnieniach bracia wielokrotnie wracali do tej chwili. Mahl zawsze wtedy kończył rozmowę stwierdzeniem: „Masz Starszy poważne kłopoty ze wzrokiem”.

Na szczyt wzgórza nie było daleko, lecz droga ciągnęła się długo. Ogromnie to irytowało Mahla, który nie mógł znieść zachwytów Costera nad każdym napotkanym krzaczkiem i drzewkiem. Renegat wypywał o własności lecznicze, magiczne działanie.

– Chcesz się przerzucić na ziołolecznictwo? – Mahl włożył w to pytanie więcej jadu niż może wyprodukować żmija przez całe swoje życie.

Arika chciała chyba zażegnać niezręczną sytuację bo zapytała Mahla:

– A co z Jaśkiem? Chyba nie możemy go tu zostawić? Za dużo wie.

Mahlowi każde jej słowo rymowało się z „kochanie” Costera. Nic na to nie mógł poradzić. Nawet nie chciał. Szpilka w jego sercu nie pozwalała o sobie zapomnieć. Krew krążyła w organizmie siłą przyzwyczajenia:

– A o tym porozmawiamy po powrocie.

O czym? Czy w ogóle będzie o czym rozmawiać? Przedstawi swojego narzeczonego a może nawet męża? Zaprosi do domu na wspólny obiadek? Mahl w rozpaczliwym geście postanowił zwalić wszystko na ostatnie wydarzenia:

– Ząb straciłem. Wciąż mnie boli.

– Taaa… Ząb. Musiał być wyjątkowo duży.

Drzewo na wzgórzu stało jak gdyby nigdy nic. Truchło przewodnika znikło, zające sprowokowane nieobecnością Jaśka buszowały w krzakach.

– No dobrze. Ty czy ja? – Arika stanęła pod drzewem.

– Niby co? – Mahl nie był pewien, co Arika ma na myśli. Może pyta, kto ma podjąć decyzję? Wychowywany przez Dziadka wiedział, że to mężczyzna powinien wziąć na siebie odpowiedzialność. Ale jak to powiedzieć…?

– Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej… – Ton głosu czasem mówi więcej niż słowa. Albo myśli Ariki krążyły w podobnych rejestrach:

– Legendy o twojej inteligencji są mocno przesadzone. Pytałam o to, kto wypowie zaklęcie.

Na razie jednak pytanie pozostało w zawieszeniu. Na dłużej.

Znajome twarze nie zawsze budzą miłe skojarzenia. Katarzyna, Thug, jeden ze zbirów z piwnicy przy rynku miasteczka i trzech zbrojnych. Pojawili się na wzgórzu nagle i w szyku, który do zera ograniczył rozważania na temat ewentualnej ucieczki. Katarzyna oparła dłonie na szerokich biodrach:

– No to mamy chyba komplet, prawda? Można rzecz – cztery w jednym. – Jej śmiech był mieszanką triumfu i pewności siebie. Do śmiechu dołączył rechot Costera:

– No… Nie było z tym większego kłopotu.

Mahl wiedział, że jego mały nóż ukradziony zakonnikowi nie zda się na nic. Wywoływanie mgły albo plagi szczurów w tym towarzystwie może tylko rozdrażnić. Posłusznie dał sobie związać ręce i postanowił zdać się na Los.

 

Los przybrał postać śmiesznego wozu z wygiętymi pałąkami, na których rozpięto gęste płótno. Katarzyna z Costerem siedzieli na zydlu, więźniowie w środku w towarzystwie zbira a trzech zbrojnych zamykało pochód. Nie jechali do miasta. To Mahl zdążył zauważyć. Ale nic więcej nie wiedział. Katarzyna z Costerem rozmawiali półgłosem i nie dało się wyłowić żadnych szczegółów. Reszta towarzystwa milczała nie tylko ze względu na obecność zbira w środku. Zapewne wszyscy zadumali się nad swoją naiwnością.

Zbir zajął się przeszukiwaniem sakwy Hala. Wyciągał po kolei zawiniątka, mieszki, małe buteleczki, pieniądze. Zaczął się przyglądać pelikanowi wypełnionemu do połowy wodą z Orje. Arika pochyliła nieco głowę i zaczęła coś mówić szeptem. Woda w ułamku sekundy stała się klarowna, jakby pochodziła z najczystszego źródła. Zbir odłożył butelkę i zaczął wąchać zioła znalezione u Hala. Większość rozrzucał po podłodze wozu. Zatrzymał się przy zielonych grudkach:

– A to co? – przystawił nóż do gardła Hala. – Tylko nie łżyj!

Hal wydawał się zupełnie zwracać uwagi na szczególne okoliczności:

– Do palenia. Trzeba mieć fajkę. Znajdziesz ją w sakwie. Polecam. Naprawdę.

– Się zobaczy. – Zbir uznał dyskusję za zakończoną i zajął się przeliczaniem pieniędzy.

Wóz zatrzymał się. Więźniowie stanęli przed brama małego zamku. Nie wyglądał na zamieszkały. Bluszcz zdążył zagospodarować każdy fragment murów a brama broniła dostępu do środka właściwie symbolicznie. Fosę wypełniały chwasty, skorupy naczyń obrośnięte były mchem. Wyglądało na to, że ostatni właściciel zamku albo naraził się jakiemuś możnowładcy i skończył na szubienicy, albo przestał płacić podatki. Co w pewnym sensie wychodzi na jedno.

Katarzyna dyrygowała całą ekipą bardzo sprawnie:

– Do osobnych cel. I nie rozwiązywać rąk. Jeszcze raz sprawdzić, czy czegoś nie schowali.

Zbrojni bez słowa komentarza wykonywali rozkazy. Chwilę później Mahl znalazł się w zimnej, pozbawionej okien ciasnej sali. Po raz trzeci w ciągu ostatnich dni. Zanim z ciężkim łomotem zamknęły się za nim drzwi usłyszał jak echo korytarza niesie słowa Costera:

– Arikę zostaw mnie, dobrze…?

 

 

 

Mahl przypuszczał, że istnieją jakieś zaklęcia pomagające wyzwolić się z więzów. Ale już podczas pobytu w klasztorze uzmysłowił sobie, że Dziadek najwidoczniej nie przewidział takich sytuacji. Uczył go przywoływania posiłków, chwilowej amnezji u innych i zamiany wody w wino. Tę ostatnią umiejętność zdobył poprzez handel wymienny z pewnym kaznodzieją, który był gościem na hucznym weselu jednej z córek dziadka. W zamian Dziadek przekazał kilka cennych rad, dzięki którym można było na kilka dni udawać zmarłego nie budząc żadnych podejrzeń otoczenia. O luzowaniu sznura krępującego dłonie nic nie wspominał. Mahlowi nie pozostawało nic innego jak czekać. Próby nasłuchiwania, co dzieje się za ścianą nic nie dały. Zresztą… Czy akurat za ścianą przetrzymywana była Arika? I właściwie dlaczego akurat jej losem tak bardzo się teraz przejmował? Czyżby to efekt ostatnich słów Costera…?

Co miało znaczyć „Arikę zostaw mnie”… Biorąc pod uwagę ich wspólną przeszłość – jakakolwiek ona była – można było podejrzewać wszystko. Wyobraźnia podsuwała Mahlowi obrazy, od których szpila w sercu rozrastała się do rozmiarów miecza i czyniła wielkie spustoszenie.

Nieprzespana noc i stres dały o sobie znać jak zwykle w najmniej spodziewanym momencie. Mahl zasnął i po przebudzeniu nie był pewien czy dobrze zrobił. Ale nie miał wyjścia. Mocny kopniak w nogę to nadal dość pewny sposób na zwrócenie uwagi na budzącego:

– No i jak mój drogi? Chcesz ocalić głowę czy złożyć ją na ołtarzu lojalności wobec janitora?

– Wiem niewiele więc i niewiele mogę ci powiedzieć. – Mahl nie był pewien, co Coster wie i czego żąda.

– Możesz ocalić nie tylko siebie, jeśli wiesz co mam na myśli. Twój brat, twoja ukochana… – Przy ostatnim słowie Coster wykonał grymas, za który Mahl mógłby przegryźć tętnicę. Postanowił jednak milczeć. Przynajmniej przez chwilę.

– Rozpoczniemy negocjacje?

Mahl wiedział, że w takiej sytuacji powinno się najpierw określić warunki brzegowe. Ale jak to zrobić nie znając wszystkich atutów przeciwnika…

– Czego chcesz padalcu?

– No! Mówisz jak człowiek interesu. Otóż przenoszenie się do Świata 1.0 to nic wobec możliwości przenoszenia się w dowolny czas tego świata. Zależy mi na komplecie zaklęć, dzięki którym mógłbym wrócić do chwili, kiedy przyjąłem do siebie tego zdrajcę. – Soczyste splunięcie nie pozostawiało wątpliwości co do uczuć, którymi Coster darzył tego człowieka. – Dzięki temu mógłbym zapobiec kradzieży mojego wynalazku a świat nigdy w życiu nie usłyszałby o tym parszywcu z Moguncji. – I kolejne splunięcie. Mahl zaczął podejrzewać, że ślinianki Costera maja jakieś bezpośrednie połączenie z mózgiem i produkują ślinę na zawołanie. I to w sporych ilościach.

– Owszem. Są takie formuły. Jednak ich poznanie będzie cię sporo kosztować.

– Więc porozmawiajmy o cenie. – Coster wyprostował się i dał do zrozumienia, że jest gotów do konkretnych rozmów.

– Nie chodzi o pieniądze. Oto moje warunki…

– Jesteś dość bezczelny jak na człowieka siedzącego w ciemnej celi, ze związanymi rękami i bez szans na uwolnienie.

– Nie to nie. Możesz sam próbować. Mój brat nic nie wie, twoja była kochanka też niczego nie powie. – Mahl położył akcent na słowie „kochanka”. Zrobił to nieświadomie, ale było za późno. Coster nie był idiotą:

– Zazdrość! Ha ha ha…! Mógłbym ją rozpalić w twojej duszy kilkoma soczystymi opisami. I być może to zrobię, jeśli mnie zirytujesz. Więc strzeż się. Zazdrośni mężczyźni są tyleż głupi co nieobliczalni. W tej właśnie kolejności.

Tym razem to Mahl miał ochotę splunąć. Zamiast tego wykrzywił twarz. I starał się uniknąć wzroku Costera. Temu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Zza połów kaftana wyciągnął kilka małych kartek i cienki kawałek węgla:

– Przyjdę niedługo. Przez ten czas napiszesz mi te zaklęcia. Jeśli okażą się prawdziwe uwolnię całą trójkę. Może nawet Jaśka dorzucę w promocji.

Coster rozwiązał dłonie czarodzieja. Przed wyjściem z celi odwrócił się i zaznaczył swoją przewagę w negocjacjach:

– Pod drzwiami stoi strażnik. Ma bardzo wyraźne rozkazy. Więc nie próbuj niczego, co podważy moją wiarę w twój rozsądek.

Nie było wyjścia. Trzeba było coś napisać. Zyskać na czasie. Choć na chwilę oddalić perspektywę utraty głowy.

Czasu było mało. Świeca zostawiona przez Costera nie była długa. Poza tym Mahl nie wiedział, co dzieje się w sąsiednich celach. Dla jasności umysłu postanowił nie myśleć nad tym, jakie zamiary mógł mieć Coster wobec Ariki. W głowie zaczęła mu kiełkować pewna myśl. Przy odrobinie szczęścia, sprzyjających okolicznościach plan mógł się powieść. Wszystko zależało od tego, co wiedział i umiał Coster. Na pewno nie wolno go było nie doceniać. Na pewno miał swoich szpiegów. Na pewno Katarzyna… Tyle pewności po jednej stronie. A po drugiej…? Mahl wysilił umysł. Poukładał sobie w głowie różne formuły. Przypomniał, co usłyszał od Dziadka, czego uczył się na Uniwersytecie… Zaostrzonym końcem węgla zaczął pisać.

Skończył na chwilę przed tym, jak Coster pojawił się w drzwiach. Ta chwila wystarczyła jednak, żeby sprawdzić wszystko jeszcze raz, upewnić się, że kolejność jest prawidłowa a w tekście nie ma żadnych błędów.

– Widzę, że zmądrzałeś. Rzecz nieczęsta u czarodziejów. – Coster musiał w swoim życiu spotykać jakichś partaczy w zawodzie. Albo takich, którzy umieli się świetnie kamuflować.

– Oprócz słów ważne są jeszcze tempo, intonacja i siła głosu. Same słowa nic nie znaczą. – Mahl uparcie wierzył w siłę sprawczą słów, ale w wypadku zaklęć słowa zapewniały tylko połowę sukcesu.

– Sprawdzimy, bądź spokojny. – Uśmiech Coster nie zapowiadał niestety, że podstęp Mahla się uda. – A teraz dawaj łapy.

Coster zabrał kartki i dopalającą się świecę

Ciemność ma różnych towarzyszy. Najczęstszymi są szczury i natrętne myśli. Tym razem myśli były szybsze. Jeśli Coster zna sposoby wypowiadania zaklęć bardzo szybko zorientuje się, że został wystawiony do wiatru. Utrata przez niego przytomności będzie chwilowa a jego powrót do rzeczywistości będzie oznaczać dla Mahla poważne kłopoty. Jeśli i Katarzyna zna się troszkę lepiej na magii jej zemsta może być okrutna. Mahl aż się wzdrygnął na samą myśl o tym, w jaki sposób w klasztorze próbowała odróżnić bliźniaków. Mahl zaczął nawet poważnie zastanawiać się czy lepiej stracić życie czy zostać kastratem.

Z rozmyślań nad ewentualnym życiem bez tego, co tak często zapewniało mu beztroskie życie wyrwał Mahla jakiś szum za drzwiami. Ciężkie buty zbrojnych stukały o kamienną posadzkę a przytłumione głosy dowodziły niezbicie, że coś się dzieje.

 

 

Mahl wykorzystał tę chwilę, kiedy Coster przyszedł do niego ze świecą. Zdążył się rozejrzeć po celi. Nie było w niej niczego, co mogłoby pomóc w ucieczce. Może z wyjątkiem kikuta gwoździa, wystającego ze ściany obok drzwi. To dawało szanse na oswobodzenie się z więzów, ale co dalej? A przede wszystkim, co wydarzyło się na zewnątrz…? Ten tupot, te okrzyki, zamieszanie. Niepewność potrafi przeżerać duszę skuteczniej niż cokolwiek na świecie. Tylko zazdrość potrafi z nią konkurować. Mahl doszedł do wniosku, że niepewność i zazdrość to dwie nazwy na tę samą rzecz.

Postanowił jednak porzucić rozważania nad naturą kobiet i podczołgał się pod drzwi. Zahaczył sznurem o resztkę gwoździa i najciszej jak umiał zaczął nim szarpać węzeł na dłoniach. W ciemnościach zdany był tylko na jeden zmysł i na własną intuicję. Nie wiadomo, co przydało się bardziej. Ważne, że ręce oswobodził. „No to teraz moja sytuacja zmieniła się radykalnie. Mogę swobodnie podrapać się po jajkach” – sarkazm uznał za najbardziej stosowny w swojej sytuacji. Jak pomyślał tak zrobił i z zadowoleniem zauważył, że przyniosło mu to chwilową ulgę. Kolejną przyniosło skrzypienie drzwi.

– No bratku… – Coster słowo „bratek” uznawał prawdopodobnie za najgorsze wyzwisko – No bratku. Jeszcze go dopadniemy. Bądź pewien.

– Ale kogo…?

– Nieważne. Dopadniemy i wypatroszymy. A teraz zbieraj się.

Mahl wstawał tak, jakby ręce miał nadal skrępowane i na wszelki wypadek starał się zawsze obracać jeśli nie przodem to przynajmniej bokiem do Costera.

– Dokąd idziemy?

– Nie przypuszczałeś chyba, że wypróbujemy twoje zaklęcia bez ciebie, co…? Nie byłbyś aż takim idiotą.

Mahl poczuł, że jednak jest idiotą. Taki inteligentny, sprytny, przemyślany plan miał się za chwilę okazać kompletnym fiaskiem – seria zaklęć, która powodowała chwilową amnezję u wypowiadającego. Stosowało się je aby wzbudzić u odbiorców wrażenie wejścia w trans co było doskonałym punktem wyjścia do późniejszego ubiegania się o wyższe honorarium. Tym razem wszystko wskazywało, że to raczej Mahl zapłaci. I o całkiem niemało.

Mahl trzymał wciąż ręce z tyłu. Posłusznie wyszedł na korytarz i dał się prowadzić zbrojnemu. Coster szedł z przodu oświetlając drogę pochodnią. Korytarz skręcił i rozszerzył się. Jego koniec niknął w ciemnościach. Z bocznego korytarza wyszła Katarzyna a za nią Arika i Hal. Nie było Jaśka.

Arika chciała dać Mahlowi coś do rozumienia. Była jednak za daleko a pochodnie nie dawały wystarczająco dużo światła. Zostali zresztą skutecznie rozdzieleni przez zbrojnych.

Całą grupą ruszyli. Kiedy doszli do miejsca, w którym korytarz rozgałęział się Katarzyna przystanęła i zaczęła wszystkich poganiać:

– Rusz dupę bo ją zaraz przefastryguję! – Hal z pokorą przyjął kopniaka i ruszył w lewą odnogę. Za nim Arika. I wtedy Mahl dostrzegł, że więzy na jej dłoniach wyglądają zupełnie tak samo jak na jego. Nie pamiętał, czy to co zrobił poprzedzone było jakimkolwiek procesem myślowym, czy zadziałał instynktownie. Dość powiedzieć, że jednym ciosem w głowę położył zbrojnego, wyrwał Costerowi pochodnię i krzyknął: – Chodu!

Hal z Ariką uciekli w lewo, Mahl w prawo. Na reakcję Costera, Katarzyny i dwóch zbrojnych nie trzeba było czekać. Mahl miał nadzieję, że pościg rozdzieli się. Biegł wąskimi korytarzami starając się zmylić pogoń. Cisnął pochodnią w chwili, kiedy upewnił się, że zapamiętał rozkład pomieszczeń przed nim. Wpadł w małe drzwi, za którymi zaczynały się schody na dół. Słyszał krzyki Katarzyny i złorzeczenia Costera. Nie byli pewni, gdzie szukać zbiegów. Mahl zrozumiał, że jego bratu i Arice także udało się gdzieś schować.

Nasłuchiwał. Zbrojnych łatwo było rozpoznać po ciężkich krokach. Katarzyna biegała dużo ciszej:

– Masz któregoś? Ja idę w stronę małej baszty.

Coster odpowiadał coś, ale jego głos zwielokrotniony przez echo był na tyle zniekształcony, że można było zrozumieć tylko pojedyncze sylaby. Mahl zrozumiał, ż los podsuwa mu jedyną szansę. Zbiegł dosyć głośno schodami w dół. Nie mogło to umknąć uwagi Katarzyny:

– Jeden z nich tu jest! Zaraz go dopadnę!

Wtedy Mahl zaczął się żarliwie modlić do duchów swoich przodków. I do swoich wnętrzności. Kiedy Katarzyna stanęła na szczycie schodów z dołu dało się słyszeć bardzo głośne i nieprzyzwoicie długie pierdnięcie.

– Nie. To ten debil. Nim zajmiemy się później. Szukaj Mahla.

Mahl wiedział, że czasu miał bardzo mało. Zanim tamci zorientują się, że gonią niewłaściwą osobę można coś zrobić. Ale co…? Sprowadzić pomoc. Tylko skąd? Uciec. Ale co z Ariką i bratem? Do Mahla zaczęły docierać wątpliwości, czy dobrze zrobił. Na razie jednak musiał wydostać się z zamku. Katarzyna mówiła coś o malej baszcie. Nie miał innego wyjścia jak sprawdzić dokąd prowadzą schody. Sprawdzanie po ciemku jest zadaniem trudnym. Chyba, że się ma szczęście. Szczęście zaprowadziło Mahla do małych drzwi tuż za schodami. Znalezienie ich nie było specjalnie trudne bo były lekko uchylone i dobywało się zza nich światło. Kiedy nabrał pewności, że nikogo nie ma w środku pchnął je lekko i aż cmoknął z zadowolenia:

– Tu cię mam!

Była to pracownia Costera. Można tak było sądzić po dużych stołach, naczyniach, kartach papieru zapełniających salę. Okładając na później obmyślanie planu ucieczki i tego, co ma się stać potem Mahl zaczął przyglądać się warsztatowi renegata. Pierwsze co zauważył to małe kartki z równym, starannym pismem pozbawionym błędów i poprawek. Zdumiało to Mahla przyzwyczajonego do pełnych kleksów i skreśleń listów przychodzących z Gildii. W blasku kilku świec przerzucał kartki i zastanawiał się nad zdolnościami pisarskimi Costera. Dopiero na jednym ze stołów, pochyłym i pełnym małych przegródek zauważył rzecz mu całkowicie nieznaną: kawałki drewna równej długości zakończone główka z wyrzeźbioną literą. Do Mahla zaczęło docierać to co do tej pory było tylko przeczuciem: „Czyli to prawda… Nie dziwię się Costerowi. Taki wynalazek. I ktoś ci go kradnie Też bym się wkurzył”. Na wszelki wypadek Mahl postanowił zabrać ze sobą kilka kawałów drewna i mały flakonik z dość gęstym atramentem. Wsadził wszystko w małą, płócienną torbę i już miał wyjść kiedy usłyszał szybkie kroki. Schował się za drzwi. Kilkuosobowa grupa biegła w kierunku schodów. Mahl usłyszał znajomy glos:

– Schodami do góry, nie?

 

 

Koniec

Komentarze

Zauważyłem, że spotkał nas całkiem zbliżony los. 

Cyferka 5 lub 6 w tytule, i już mało kto czyta, nikt nie komentuje :) 

ironiczny podpis

No cóż... Taki nasz los. Nie ma innego wyjścia: trzeba przyjąć to z pokorą i... pisać dalej :-))) Pozdrawiam Cię!

Jest jeszcze druga opcja. Usiąść, napisać całe opowiadanie i takie opublikować.

pozdrawiam

I po co to było?

poza tym to wyglada jakby sie troche spieszyl

 

część 1: 60000 znaków

część 2: 27000 znaków

część 3: 22000 znaków

część 4: 22000 znaków

część 5: 13400 znaków

część 6: 17000 znaków

 

Każde kolejne opowiadanie jest coraz krótsze. popieram przedmówcę. zdecydowanie lepiej czyta się historię, która zamyka się w jednym opowiadaniu, niezaleznie jak długim niz rozwleczoną na coraz mniejsze czesci.

Ja mam napisaną całość... Tylko wrzucam na stronę w częściach. Radzicie mi, żeby od razu całość wrzucić...?

Ok. Tak zrobię! Dziękuję:-)

Tak tylko zapytam: jak długa jest całość? :D Bo tego co już wrzuciłeś masz prawie 90 stron...

@syf.: jeżeli Twój komentarz był skierowany także do mnie, to moja teksty są serią powiązaną miejscem akcji, każdy z nich jest "całym opowiadaniem". Mam awersję do wymyślania tytułów.

 

ironiczny podpis

Nowa Fantastyka