- Opowiadanie: Jack_Felix - Ucieczka z miasta goblinów - część pierwsza

Ucieczka z miasta goblinów - część pierwsza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ucieczka z miasta goblinów - część pierwsza

Ot, fragment opowiadania o komediowym zabarwieniu. Miłej lektury ;-)

 

 

 

Dawno, dawno temu…

 

Co takiego? Że niby zaczynam zbyt stereotypowo? Może i racja, ale w końcu to bajka, a w bajce odrobina stereotypowości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, tak więc…

 

Dawno, dawno temu, gdy ludzie nie stąpali jeszcze po ziemi, a świat był bardziej zwariowany niż w dzisiejszych czasach, istniała magiczna kraina zwana Aglentine. W Aglentine’ie mnóstwo było dziwów i różnorakich stworzeń. Gnomy wznosiły wielkie miasta, w których bujnie rozwijał się handel i rzemiosło. Centaury budowały swoje stajnie na rozległych stepach, zgłębiając tajniki szlachetnej sztuki walki. Fauny mieszkały w przytulnych chatkach, prowadząc wygodne i spokojne życie. Były też nimfy i wróżki, jednorożce i skrzaty, syreny i driady, ale zanim bym o nich opowiedział, usnęlibyście z nudów. Wiedzcie tylko, drodzy czytelnicy, że wszystkie te stworzenia były dobre i nie w głowie było im krzywdzenie innych.

 

Niestety, istniały też stwory, które całe dnie spędzały na myśleniu o przekrętach i podłościach. Zaliczały się do nich takie kreatury jak trolle, ogry, harpie, czy chimery. Najliczniejsze były jednak gobliny. Te złośliwe, śmierdzące stworzenia budowały swoje siedziby we wnętrzach gór, bezustannie knując, jak uprzykrzyć życie mieszkańcom Aglentine’u. Nasza opowieść zaczyna się właśnie w jednym z takich siedlisk, a mianowicie w goblińskich lochach, gdzie w skutek osobliwych i wyjątkowo absurdalnych okoliczności wylądowała dwójka naszych głównych bohaterów: Tylian Brand i Nataniel Valerius.

 

Tylian i Nataniel byli faunami o dosyć nietypowym usposobieniu. Podczas gdy większość ich rasy preferowała spokojny żywot w świetle domowego ogniska, Tylian i Nataniel podróżowali po całym Aglentine’ie, pakując się w coraz to gorsze tarapaty. Oczywiście nie robili tego specjalnie: tarapaty są po prostu częścią życia każdego poszukiwacza skarbów, a właśnie taką profesją trudnili się nasi bohaterowie.

 

Ale wróćmy do lochów…

 

Pokraczny goblin z wielką nadwagą zatrzasnął za poszukiwaczami drzwi do celi i przekręcił kluczyk w zamku. Z czubka nosa zwisał mu długi glut. Goblin nie zdawał sobie z tego sprawy albo w ogóle mu to nie przeszkadzało, co było jeszcze bardziej obrzydliwe.

 

– Posiedzicie tu sobie, pyszne fauny, oj, posiedzicie, póki nie wezwiemy was na kolacje, gdzie, ma się rozumieć, wy będziecie głównym daniem, hehe – zaśmiał się.

 

– Weź się wypchaj trollim łajnem, grubasie – warknął Tylian, który miał tendencję do unoszenia się z byle powodu.

 

Trzeba jednak przyznać, że zamknięcie w goblińskim więzieniu ciężko nazwać byle powodem.

 

– O co chodzi? Nie podoba ci się zakwaterowanie, pyszny faunie? – warknął goblin.

 

– A żebyś wiedział, że mi się nie podoba, przygłupie. I wiesz co…? Glut ci zwisa! – zawołał wzburzony Tylian.

 

Goblin zadrżał z wściekłości, a wspomniany glut zakołysał się komicznie pod jego nosem.

 

– Dobra, chłopaki – zwrócił się do swoich towarzyszy. – Otwieram celę. Tego pysznego fauna weźmiemy sobie na podwieczorek!

 

Tylian pobladł.

 

– Kiedy ja nic nie mówiłem – pisnął, przerażony. – Ta cela jest naprawdę przyzwoita. Piękny kawał goblińskiej architektury. Ten surowy, a jednocześnie majestatyczny wystrój wnętrza… – po tych słowach wskazał kamienne, zalatujące pleśnią ściany – te piękne widoki… – tutaj spojrzał na ponure pomieszczenie, w którym znajdowały się wszystkie cele – i jakby tego było mało, pierwszej klasy wychodek – zerknął na dziurę w ziemi, która znajdowała się w kącie celi i z której buchał przeraźliwy smród. – Niczego więcej w życiu mi nie trzeba! – zakończył z uśmiechem, który mówił: „błagam, nie zeżryjcie mnie”.

 

– I to właśnie chciałem usłyszeć, pyszny faunie – wycharczał goblin, szczerząc brązowożółte zęby. – Do zobaczenia na kolacji. Dziś w menu dwa fauny.

 

– Jakbyś nie wspomniał o tym z dziesięć razy – burknął cicho Tylian.

 

– Mówiłeś coś? – Goblin zagroził mu długim sztyletem.

 

– Tylko to, że bardzo się cieszę. – Poszukiwacz znowu się uśmiechnął.

 

Stwór zmierzył go palącym spojrzeniem, a potem oddalił się razem ze swoimi towarzyszami.

 

– Co za gbur… A ty czego nic nie powiedziałeś? Zwykle jesteś bardziej rozmowny – Tylian zwrócił się do Nataniela, który siedział pod ścianą z lekko rozbawioną miną.

 

Nataniel odpowiedział jak zawsze spokojnym, nieco rozmarzonym głosem:

 

– A po co miałem się z nim kłócić? Przyjdzie, poszydzi sobie trochę i pójdzie, jak to goblin.

 

– Tak, tylko że jak przyjdzie następnym razem, to na szydzeniu się nie skończy. Ale ciebie pewnie to nie rusza. Zawsze zachowujesz się tak, jakbyś żył w swoim własnym świecie. Obyś był tak samo nieporuszony, gdy gobliny użrą cię w ten twój owłosiony tyłek.

 

– Cóż, zawsze uważałem, że mam całkiem kształtny tyłek – odparł wesoło Nataniel.

 

– Pozwolisz, że daruję sobie debatę na temat kształtności zadniej części twojego ciała – jęknął Tylian.

 

– Mam rozumieć, że nie podoba ci się mój tyłek? – Nataniel udał zdumionego.

 

– Nat! Te gobliny zeżrą nas z kopytami, a ty nawijasz o swoim tyłku!

 

– Spokojnie. Nikt nas nie zeżre. Nasze tyłki są bezpieczne.

 

– Hę?

 

– Ujmę to tak: dzięki mojemu magicznemu kluczowi bez problemu wydostaniemy się z celi.

 

– Jakiemu magicznemu kluczowi? Przecież te pokraczne produkty pesymizmu zabrały nam cały ekwipunek.

 

– Eee… no tak… i tutaj pojawia się pewien… eee… problem – powiedział nieśmiało Nat.

 

– Ależ oczywiście… no słucham, co to za problem? – burknął Tylian.

 

– Bo widzisz… jako fauny mamy całkiem spore uszy… i pomyślałem, że to właśnie tam ukryję klucz…

 

– Schowałeś sobie magiczny klucz do ucha? Całkiem pomysłowe. No dobra, wyciągaj go i wynośmy się stąd.

 

– Tyle że… bo widzisz… wiedziałem, że nic nie może mnie dzisiaj rozpraszać… więc nie schowałem klucza do swojego ucha…

 

Tylian spojrzał na Nataniela ze zniecierpliwieniem i wtedy to do niego dotarło. Powoli wsadził sobie palce do ucha i wyjął ze środka malutki, pozłacany kluczyk.

 

– Ja cię zabiję – powiedział, robiąc się purpurowy na twarzy. – Ja cię normalnie żywcem uduszę.

 

– Oj tam, przecież nic nie czułeś – Nataniel zrobił niewinną minę.

 

– Nic nie czułem? Wpakowałeś mi klucz do ucha i nawet mi o tym nie powiedziałeś! Co ja niby jestem? Tobołek bezpieczeństwa, żeby mi wpychać rzeczy do różnych otworów ciała?! Co będzie następne?! Dziurka w nosie, czy może od razu wsadzisz mi coś w tyłek?!

 

– Oj, już się tak nie buraj. Przecież ten kluczyk jest wielkości orzeszka ziemnego.

 

Tylian przyjrzał się przedmiotowi dyskusji.

 

– No właśnie, jak chcesz tym maleństwem otworzyć taki wielki zamek? – wypalił.

 

– A choćby tak… – Nataniel wziął kluczyk do ręki, a ten natychmiast urósł do rozmiarów więziennego zamka. – W końcu nie bez powodu powiedziałem, że jest magiczny.

 

Po tych słowach otworzył kratowane drzwi i wyszedł z celi. Tylian ruszył jego śladem.

 

– Powiedz mi, ale tak szczerze… Planowałeś, że te gobliny nas pojmą, prawda? – burknął, patrząc na towarzysza spode łba.

 

– Powiedzmy, że postrzegałem taki bieg wydarzeń jako jedną z możliwości – wypaplał Nataniel.

 

– Wiesz co?

 

– Tak, wiem… Zamordujesz mnie.

 

– Dokładnie.

 

Nataniel westchnął.

 

– Nie ma sprawy, ale zrób to, z łaski swojej, dopiero wtedy, jak już się stąd wydostaniemy, dobra?

 

– Z przyjemnością. – Tylian uśmiechnął się wrednie.

 

Obaj znajdowali się teraz w ośmiokątnej, szarej komnacie. Nie było tutaj żadnych cegieł ani kafelek. Zarówno ściany, jak i podłoga, zdawały się być zrobione z olbrzymich, kamiennych płyt. Pomieszczenie oświetlał żelazny kosz, w którym po brzegi zalegały jaśniejące, szkarłatno-złote kryształy. Nataniel i Tylian zgadzali się co do tego, że widok jest kuszący, niemniej jednak nie mieli zamiaru kraść kryształów. Postanowili w całości skupić się na wykonaniu swojego zadania.

 

– Dobra, idziemy – powiedział Nataniel, wskazując wyjście z lochów.

 

Jednakże nie uszli nawet kilku kroków, bo Tylian stanął jak wryty, patrząc na coś, co znajdowało się w najbliższej celi… A była to przepiękna dziewczyna o złotych włosach i oczach jak dwa szafiry. Nie miała kopyt, więc z pewnością nie była faunem, zresztą Tylian nie sądził, by jakikolwiek faun na świecie posiadał tak niezwykłą urodę.

 

Gdy dziewczyna zauważyła, że poszukiwacze gapią się na nią jak zaczarowani, uśmiechnęła się zalotnie i powiedziała:

 

– Chyba mnie tu nie zostawicie, przystojni panowie? To zbyt straszne miejsce dla kogoś takiego jak ja.

 

Tylian, który patrzył na dziewczynę z szeroko otwartymi ustami, zdobył się jedynie na krótkie: „eee”, ale Nataniel natychmiast odsunął się od celi i zawołał:

 

– O nie! Nie ma mowy!

 

To stwierdzenie wyrwało Tyliana z transu.

 

– Dlaczego nie? – wypalił. – Chyba nie zamierzasz zostawić tutaj tej biednej dziewczyny?

 

– Właśnie, że zamierzam – odparł Nataniel. – Ta twoja biedna dziewczyna to, mniemaj sobie, wila.

 

– Że co, proszę? – bąknął Tylian.

 

– Wila, czytaj: wredna gadzina w pięknym opakowaniu.

 

– To nie było zbyt uprzejme – wtrąciła wila, udając głęboko urażoną.

 

– Przepraszam… to znaczy: przymknij się – warknął Nataniel.

 

– Zaraz! Co z tego, że ona jest wilą?! – spytał Tylian, wyraźnie zdezorientowany.

 

– Jakby ci to… – Nataniel zamyślił się na moment. – Widzisz, każda wila posiada zdolność do zauroczenia mężczyzny swoim wyglądem…

 

Tylian rzucił na wilę krótkie spojrzenie, a ta mrugnęła do niego w taki sposób, że od razu poczuł dziwne ciepło w żołądku.

 

– Chyba nie ma w tym nic złego, co nie? – bąknął nieprzytomnie.

 

Nataniel spojrzał wymownie w sufit.

 

– Powinienem powiedzieć: potężnego zauroczenia. Tak potężnego, że mężczyzna traci dla niej głowę i robi rzeczy, jakich nigdy nie dopuściłby się przy zdrowych zmysłach. W najlepszym wypadku związek z wilą może się skończyć złamanym sercem i debetem na koncie w gnomim banku. W najgorszym ta cholera po prostu rozszarpie cię na strzępy, gdy najdzie ją ochota na ujawnienie swojej prawdziwej natury.

 

– Ehem, ja cię nie wyzywam od choler – mruknęła wila urażonym tonem.

 

– Przymknij się – powtórzył Nataniel, na co dziewczyna zrobiła taką minę, jakby oblano ją kubłem zimnej wody.

 

– Nat, ja nie mam zamiaru się z nią wiązać! Ja chcę ją tylko wypuścić z celi! – oświadczył Tylian. – A tak w ogóle, to skąd ty tyle wiesz o wilach?

 

Nataniel w jednej chwili spłonął rumieńcem, a jego towarzysz i dziewczyna przeszyli go palącymi spojrzeniami.

 

– Ja… eee… no… – wyjąkał.

 

– Słuchamy – ponagliła go wila, krzyżując ręce na piersi.

 

– No bo… ja… ja chodziłem kiedyś z jedną wilą.

 

– ŻE CO?! – wybuchł Tylian. – To ty się szlajasz z wilami na prawo i lewo, a ja nie mogę sobie wziąć nawet jednej?

 

– Ja wciąż tutaj jestem – upomniała go dziewczyna.

 

– Eee… no tak… przepraszam – wybąkał Tylian.

 

– Nie przejmuj się. W porównaniu do tego, co usłyszałam od twojego kolegi, tą wypowiedź można nawet uznać za komplement – westchnęła.

 

– No… w pewnym sensie to był komplement.

 

– W takim razie dziękuję.

 

– Nie ma za co.

 

– Przepraszam, że wam przerywam, gołąbeczki… – wtrącił Nataniel. – …ale jeśli się nie pośpieszymy, to skończymy jako flaczki z dodatkiem mięsnych paluszków, a wbrew temu, co mi zarzuciłeś, Tylianie, nie widzę się w roli goblińskiego specjału, więc może zakończymy tę bezsensowną dyskusję i opuścimy lochy?

 

– A co z wilą? – spytał Tylian.

 

– Cóż, nie możemy pozwolić biednym goblinom głodować, prawda?

 

– TO-BYŁO-OKRUTNE – orzekła wila, posyłając Natanielowi piorunujące spojrzenie.

 

– Prawa natury, moja droga. Gdzie fauny czmychają, tam wile zdychają…

 

– NAT! – zagrzmiał Tylian.

 

– TYLIAN! – przedrzeźnił go Nataniel. – Czego się drzesz? Chcesz zwabić gobliny?

 

– Chcę, żebyś ją uwolnił!

 

– Powtarzam: nie ma mowy.

 

– Och, proszę!

 

Zapewne ze względu na swój gwałtowny temperament, Tylian rzadko używał słowa „proszę”, dlatego na Natanielu zrobiło to spore wrażenie. Przez chwilę miał taki wyraz twarzy, jakby w jego głowie toczyła się zażarta walka, a potem powiedział:

 

– No dobra, niech ci będzie… Ale jak ta cholera urwie mi głowę, to przysięgam, że wrócę z zaświatów i będę cię straszył po nocach.

 

– W porządku.

 

Nataniel podszedł do kratowanych drzwi, które blokowały wyjście z celi, westchnął ciężko i otworzył je za pomocą magicznego klucza. Trzy sekundy później wila była już na zewnątrz. Zamknąwszy oczy, rozkoszowała się przez moment odzyskaną wolnością, a potem uniosła ręce i powiedziała:

 

– BU!

 

Po raz drugi tego wieczoru Nataniel odskoczył od niej jak poparzony.

 

– To wcale nie było śmieszne! – zawołał, gdy wila wybuchła melodyjnym śmiechem.

 

– Wybacz, nie mogłam się powstrzymać – wykrztusiła.

 

– Trzeba przyznać, że dziewczyna ma poczucie humoru – stwierdził wesoło Tylian, ale Nataniel popatrzył na niego w taki sposób, że natychmiast dodał: – No tak, nie traćmy już więcej czasu i zmywajmy się z tego przeklętego lochu.

 

Ledwo to powiedział, gdzieś z góry dobiegło ich zgrzytanie zawiasów. Najwyraźniej dla goblinów nadeszła już pora kolacji, na której Tylian i Nataniel mieli pełnić rolę głównej atrakcji.

 

– Na przygłupie mordy trolli! – zaklął pierwszy z poszukiwaczy. – I co teraz zrobimy?

 

– Czy ja wiem? Może uwolnimy jeszcze jedną wilę? – zaproponował Nataniel.

 

– Nie bądź wredny – syknął Tylian.

 

– Chcę po prostu wiedzieć, że przed śmiercią wyzbyłem się wszystkiego, co leżało mi na sercu…

 

Na schodach, które były jedynym wyjściem z lochów, rozległ się znany już poszukiwaczom głos grubego goblina z gluto-zwisem na końcu nosa. Goblin ów zawołał radośnie:

 

– Już do was idziemy, pyszne fauny! Poucztujemy sobie dzisiaj, oj tak, poucztujemy!

 

– No cóż – dziewczyna cmoknęła z niesmakiem. – Ponieważ mnie uratowaliście, wypadałoby, żebym teraz to ja uratowała was. Wprawdzie nie wszyscy zasługujecie na to w równym stopniu… – tu spojrzała krzywo na Nataniela – …ale jak to się mówi: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

 

Zanim gobliny dotarły do końca schodów, wila zaczęła się zmieniać. Jej piękna skóra pobielała, z pleców wyrosły olbrzymie, błoniaste skrzydła, a złote włosy zrobiły się czarne jak smoła, przysłaniając twarz tłustymi kosmykami, zza których błysnęły czerwone ślepia. Urocza dziewczyna zmieniła się w potwora, którego widok mroził krew w żyłach, co z pewnością potwierdziło zachowanie Tyliana: poszukiwacz po prostu wcisnął się w ścianę, wytrzeszczając oczy.

 

– Ostrzegałem, że wile to wredne cholery – mruknął Nataniel, na którym przemiana dziewczyny, o dziwo, nie zrobiła żadnego wrażenia.

 

Z ust oszołomionego Tyliana raz jeszcze wydobyło się niezbyt inteligentne: „eee”.

 

Wila uśmiechnęła się groteskowo, a potem skoczyła na sufit, by przykleić się do niego jak pająk. Po sekundzie do ośmiokątnej komnaty wkroczyła banda goblinów z przywódcą-grubasem na czele.

 

– No i jak się mają moje pyszne fauny? – spytał grubas donośnym, nieco zachrypniętym głosem.

 

Nataniel wzruszył ramionami.

 

– Cóż, można powiedzieć, że… upiornie – odparł z wesołym błyskiem w oku.

 

Chwilę później wila spadła na gobliny i w pomieszczeniu zawrzało.

 

Upiorzyca chwytała przeciwników szponiastymi łapami i ciskała nimi o ściany. Gobliny piszczały z przerażenia, a ponieważ wila zagrodziła im wyście z lochów, wskakiwały do cel i zatrzaskiwały za sobą drzwi. Jedynie grubas był na tyle odważny, by wyszarpnąć sztylet z pochwy i zawołać:

 

– Zmierz się ze mną, jeśli potrafisz!

 

Wila zdzieliła go pięścią w głowę, zanim zdążył kiwnąć palcem. Oszołomiony, zakołysał się niebezpiecznie na serdelkowatych nogach i runął na ziemię z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy.

 

– No i po sprawie – mruknęła upiorzyca z dużą dozą satysfakcji w głosie.

 

Za pomocą magicznego klucza Nataniel pozamykał cele, w których schowały się przerażone gobliny, tymczasem wila wróciła do swojej pierwotnej formy. Gdy złote włosy na powrót opadły po obu stronach jej ślicznej twarzy, powiedziała:

 

– Spłaciłam już swój dług, więc nic tutaj po mnie. Od teraz musicie radzić sobie sami, drodzy panowie. Życzę wam powodzenia – po tych słowach puściła oko do Tyliana i wybiegła z lochów tak nagle, jakby się paliło.

 

– Ostatnia lekcja na temat wil: bez względu na to, co dla nich zrobisz, one i tak odwrócą się tyłkiem i zostawią cię na lodzie – westchnął Nataniel.

 

Tylian zdobył się na jeszcze jedno błyskotliwe „eee”, ale przynajmniej przestał się już wciskać w ścianę.

 

– Dobra, zbierajmy się stąd – Nataniel powrócił do swojego typowego, marzycielskiego tonu. – Prawdę mówiąc, mam już tych lochów po dziurki w nosie.

 

I tak poszukiwaczom udało się wreszcie opuścić ponury, śmierdzący loch, gdzie umieściły ich te same gobliny, które tkwiły teraz w celach z ogłupiałymi minami. Po krótkiej wspinaczce spiralnymi schodami Tylian i Nataniel znaleźli się w pomieszczeniu dla strażników. Była to szara, prostokątna komnata, pośrodku której stał kamienny stół. Poszukiwacze minęli go, pchnęli drzwi, które znajdowały się na drugim końcu komnaty, i ich oczom w całej swojej okazałości ukazało się potężne miasto goblinów.

 

Zdawało się, że jakiś olbrzym wydrążył górski szczyt niczym dynię na Halloween, pozostawiając tylko szarą skorupę. Otwory, które z zewnątrz musiały wyglądać jak wejścia do jaskiń, w środku pełniły rolę okien. Wewnątrz tej skorupy znajdowało się całe goblińskie królestwo: setki kanciastych domów, wyglądających, jakby je zrobiono z prostokątnych głazów, a nad nimi potężna świątynia – pałac króla goblinów.

 

Ale chwileczkę… był już opis goblińskich lochów i goblińskiego miasta, trafił się nawet opis wili, a ja słowem jeszcze nie wspomniałem o tym, jak wyglądają nasi bohaterowie. Chyba nadszedł czas, by to skorygować.

 

Tylian i Nataniel byli faunami. Jakby ktoś nie wiedział, fauny to człekopodobne stworzenia z nogami i rogami kozłów. Tylian zarówno włosy jak i sierść miał złote, a oczy o niezwykłej barwie fioletu. Wśród dziewcząt był rozchwytywany, mimo że odzienie miał skromne, nosił bowiem wytarte spodnie, lnianą koszulę i wielokrotnie zszywaną kurtkę. Jeśli chodzi o Nataniela, jego najbardziej charakterystyczną cechą było to, że prawie cały był czarny. Miał czarne włosy, czarną sierść, czarny zarost i czarne oczy. Jego spodnie i płaszcz zrobione były z czarnej i bardzo szykownej skóry wiwerny. Jedynie biała koszula i jasna skóra odcinały się trochę od tej czarnej elegancji. Kopyta i rogi też miał czarne – w przeciwieństwie do Tyliana, który te części ciała miał jasnobrązowe i co za tym idzie, idealnie komponujące się ze złotym owłosieniem. Nataniel może nie był aż tak przystojny jak jego kompan, ale na swoją aparycję narzekać nie mógł, a po za tym był od Tyliana dużo bogatszy.

 

Otóż czarnowłosy faun zajmował się poszukiwaniem skarbów już od trzynastu lat i miał na swoim koncie wiele sukcesów, dzięki czemu jego niemetaforyczne konto w gnomim banku sprawowało się nad wyraz dobrze. Tylian za poszukiwanie skarbów zabrał się zaledwie kilka miesięcy temu – nic zresztą dziwnego, w końcu był od Nataniela o trzynaście lat młodszy i w pewnym sensie szkolił się pod jego okiem. Tak więc ten nietypowy uczeń i jego równie nietypowy mentor znaleźli się w Mieście Goblinów w poszukiwaniu kolejnego skarbu, co – jak większość z was już pewnie zauważyła – nie było wcale takim łatwym zadaniem.

 

– Już bym zapomniał: nasze rzeczy! – Nataniel odwrócił się i rozejrzał po pomieszczeniu dla strażników.

 

Ekwipunek poszukiwaczy leżał w koncie. Oprócz dwóch tobołków była tam proca, którą wybitnie posługiwał się Tylian, oraz srebrny, jednosieczny miecz należący do Nataniela. Młodszy z faunów chwycił procę, naciągnął ją i powiedział czule:

 

– Dobrze, że te pokraki cię nie uszkodziły, Dolores. Pan już więcej nie pozwoli, by mu cię zabrano.

 

– Ehem… nie sądzisz, że trochę za bardzo przywiązujesz się do tej procy? – spytał Nataniel.

 

– I kto to mówi – oburzył się Tylian. – Dawaj miecz.

 

– Nie – starszy z faunów cofnął się, chowając miecz do pochwy.

 

– Tak myślałem. – Tylian zrobił przemądrzałą minę.

 

Nataniel rzeczywiście był przywiązany do swojego miecza tak samo, jak Tylian do procy, aczkolwiek miał ku temu ważne powody. Po pierwsze, miecz był zaczarowany. Żadna siła na tej ziemi nie mogła go złamać, wykrzywić ani zarysować. Po drugie, każdy, kto dzierżył ten oręż, był odporny na magiczne ataki, dzięki czemu nie straszne mu były zaczarowane istoty czy czarnoksiężnicy. Niewiele istniało na świecie przedmiotów o tak niezwykłych właściwościach i właśnie dlatego Nataniel cenił sobie swój miecz, zwany Lustrzanym Ostrzem.

* * *

 

Gobliny były szarawymi, człekokształtnymi istotami o wyglądzie pomarszczonych ziemniaków. Nosiły ubrania z pozszywanych skór zwierząt, a za broń miały głównie prymitywne dzidy i kamienne sztylety. Kilka takich kreatur przemknęło obok poszukiwaczy, gdy ci schowali się za rogiem jednej z goblińskich konstrukcji.

 

– Uff, było blisko – powiedział Nataniel, gdy gobliny znikły mu z zasięgu wzroku. – Idziemy. Czas nagli.

 

– Czy ty w ogóle wiesz, gdzie szukać tego, po co tutaj przyszliśmy? – spytał Tylian.

 

– Oczywiście. – Czarnowłosy faun wyszczerzył zęby. – Aczkolwiek mogę mieć małe problemy z określeniem tego, jak się tam dostać.

 

– Małe problemy? Czyli jak się zaraz nie natkniemy na armię goblinów, to będzie cud, tak?

 

– Mniej-więcej – Nataniel raz jeszcze zaprezentował swoje błyszczące uzębienie.

 

Poszukiwacze zaczęli przedzierać się przez goblińskie miasto. Trwało to jakieś pół godziny, gdy nagle starszy z faunów zatrzymał się przy wyjątkowo mizernie wykonanych drzwiach, zrobił zamyśloną minę i powiedział:

 

– Hm, wydaje mi się, że to tutaj.

 

– Co tutaj? – spytał Tylian.

 

– Boczne wejście do pałacu króla goblinów – odpowiedział Nataniel.

 

– Świetnie! W takim razie wchodzimy.

 

Tylian pchnął trzeszczące, zrobione z paru desek drzwi i postąpił naprzód. Potem obaj poszukiwacze zamarli z bijącymi sercami.

 

Drzwi, przez które przeszli, nie były bocznym wejściem do pałacu, lecz głównym wejściem do goblińskiej jadalni, w której przebywało co najmniej dwieście goblinów. Jedynym powodem, dla którego ta zgraja poczwar jeszcze ich nie zauważyła, było to, że wszystkie dwieście wykrzywionych mord wlepiało ślepia w magiczne zwierciadło, w którym wyświetlano właśnie telenowelę o wdzięcznej nazwie „T jak Tasiemiec”.

 

– A teraz powoli i spokojnie… wycofujemy się – wyszeptał Nataniel.

 

Obaj cofnęli się, stąpając na palcach, a potem po cichutku zamknęli za sobą drzwi.

 

– T-to… to było zdecydowanie… ZA BLISKO – wypalił Tylian, kładąc szczególny nacisk na ostatnie dwa słowa.

 

– Nie zaprzeczę. – Nataniel wziął głęboki oddech. – Dobrze, że nas nie zauważyły.

 

– Nie mogę w to uwierzyć.

 

– W to, że nie zwróciły na nas uwagi? Tak, ja też. Widać mamy szczęście…

 

– Nie – przerwał mu Tylian. – Nie mogę uwierzyć, że gobliny oglądają „T jak Tasiemiec”. Przecież to kompletna szmira!

 

Przez następne kilka sekund Nataniel wymownie milczał.

 

Wkrótce poszukiwaczom udało się znaleźć wejście do goblińskiego pałacu. Ominąwszy straże, wspinali się na coraz wyższe kondygnacje budowli. Gdy przechodzili obok drzwi, pod którymi porzucono kilka ksiąg i pergaminów, Tylian usłyszał czyjąś rozmowę:

 

– Nie ma powodów, żeby się unosić. Oddam wam całą sumę. Macie moje słowo, panowie ogry.

 

– Twoje słowo jest warte tyle, co zeszłoroczny śnieg, zapchlony goblinie.

 

– Wypraszam sobie! Nikt nie będzie mnie obrażał!

 

– Wypraszasz sobie? Oj, widzę, że trzeba od razu kogoś do ciebie posłać. Chyba wyślę Gumpa, on uwielbia wyrywać swoim ofiarom paznokcie przed usmażeniem ich w oleju.

 

Tylian zajrzał do pomieszczenia przez szparę w drzwiach. Była to mała biblioteka, gdzie jedynym meblem, za wyjątkiem kilkunastu regałów zawalonych woluminami, było małe biurko, stojące niedaleko wejścia i uginające się pod ciężarem leżących na nim ksiąg. Siedział tam wyjątkowo schludnie wyglądający goblin z monoklem w oku, rozmawiając z kimś przez magiczne zwierciadełko.

 

– J-ja… t-takie groźby są zbędne – wydukał goblin, jąkając się z nerwów. – Obiecałem, że oddam wam p-pieniądze, i słowa d-dotrzymam. Wysyłanie tego Gumpa… z-zbędne.

 

– Sądzę, że jednak go wyślemy, ot tak, żeby przyśpieszyć proces oddawania pieniędzy – odpowiedział jego rozmówca z wnętrza zaczarowanego lusterka.

 

– Kiedy naprawdę… n-nie trzeba.

 

– Dlaczego się zatrzymałeś? – te ostatnie słowa wypowiedział Nataniel, stanąwszy obok Tyliana ze zniecierpliwioną miną. – Byłem już dwa korytarze dalej, gdy nagle zauważyłem, że nigdzie cię nie ma – dodał.

 

Tylian odsunął się od drzwi prowadzących do biblioteki, mrugnął nieprzytomnie, a potem rzekł:

 

– Wybacz, zasłuchałem się.

 

– Więc możemy kontynuować? – spytał Nataniel.

 

– Tak, chodźmy.

* * *

 

Bali, gobliński skryba, odłożył lusterko na najbliższą księgę i otarł pot z czoła. Rozmowa ze zniecierpliwionym ogrem przyprawiła go o palpitacje i tak już udręczonego serca. Bali nie chciał, by wyrywano mu paznokcie, ani, co gorsza, żeby smażono go w oleju. Wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić, ale zanim ochłonął, dała mu o sobie znać kolejna kłopotliwa sprawa.

 

Skryba zerwał się z krzesła, przebiegł między kilkoma regałami i wpadł do wychodka, który znajdował się przy jego bibliotece. Tam ściągnął portki i ulżył sobie w naglącej potrzebie. Niestety, udało mu się uronić tylko kilka kropel. Tak się bowiem złożyło, że Baliemu dokuczała dolegliwość bardzo powszechna u goblinów w jego wieku. Określano ją mianem: „prostata”.

 

Bali westchnął smutno, wyszedł z wychodka i wrócił na swoje miejsce przed biurkiem. Potem otworzył jakąś księgę i z posępną miną zagłębił się w lekturze. Siedział tak przez kilka minut, gdy nagle miasto goblinów przeszył przeraźliwy dźwięk, a kryształy, które oświetlały całą metropolię, zaczęły migać czerwonym światłem. Skryba dobrze wiedział, co to oznacza. Włączył się system alarmowy stworzony przez króla goblinów: w pałacu pojawili się intruzi.

 

 

 

Część druga już wkrótce (chyba) ;-)

Koniec

Komentarze

zalatujące pleśnią ściany - raczaej pokryte. Zalatywać odnosi się do zapachu, choć pleśń oczywiście też śmierdzi

Stwór zmierzył go palącym spojrzeniem - raczej przenikliwym albo coś w tym guśćie

Oj, już się tak nie buraj - o, a tego słowa nie znam!

Nie było tutaj żadnych cegieł ani kafelek.- chyba kafelków

Wila uśmiechnęła się groteskowo - groteskowo ?

niemetaforyczne konto w gnomim banku - super!

Ekwipunek poszukiwaczy leżał w koncie. - konto - w banku, kąt - w pokoju

każdy, kto dzierżył ten oręż, był odporny na magiczne ataki, - to jak gobliny go pojmały?

Jeszcze parę powtórzeń, trochę błędów w zapisie dilaogów.

Bardzo miła lektura na niedzielny poranek. Czekam na ciąg dalszy. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Cieszę się, że się spodobało ;-) Odnośnie uwag:

Chodziło mi dokładnie o to, że pleśń śmierdziała ;-)

Palące spojrzenie jest trochę inne od przenikliwego, bardziej podchodzi pod karcące, aczkolwiek pozostanę przy swoim ;-P

Co do pojmania przez gobliny... Oręż chroni przed magicznymi atakami, a gobliny, jak to zwykle u goblinów bywa, posłużyły się brutalną siłą fizyczną, nie zaś magią ;-D

Z resztą uwag oczywiście się zgadzam (choć zastanawiam się jeszcze nad goteskowym uśmiechem, z jednej strony chodziło mi o taki "udziwniony" uśmiech, z drugiej rzeczywiście nie jestem pewien, czy uśmiech może być groteskowy). 

Dziękuję za komnetarz i pozdrawiam ;-)

P.S.

Słow "buraj" to taki mały wytwór Nataniela, który powstał, odkąd zaczął się on zadawać z często burającym się Tylianen. Chodzi oczywiście o to, by Tylian się nie dąsał, co, mam nadzieję, można łatwo wywnioskować z tekstu ;-)

Suuuper! 
Przez chwilę bałam się, że Nataniel schował klucz w swoim tyłku, nad którym tak się rozwodził, ale na szczęście - nie. ;p

"T jak Tasiemiec", nie wiem, dlaczego to mnie tak rozbawiło :D

"buraj" - urzekające.

Chcę ciąg dalszy!!! (Proszę...?:)) 

Dzięki, Sominator, twój komentarz dodał mi skrzydeł, więc może uda mi się skończyć drugą część do następnej niedzieli ;-)

Taaaak! To będzie pozytywna niedziela :D

ażem się uśmiał

Wybacz, Vox, że pytam, ale nie jestem pewien, czy w twoim komentarzu jest sarkazm, czy też mówisz całkiem poważnie? ;-) 

a to nie widać?

Pewności nie mam ;-)

Nowa Fantastyka