- Opowiadanie: mahoney - Inverso 5

Inverso 5

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Inverso 5

Poprzednia część znajduje się tutaj:

 

http://www.fantastyka.pl/4,8802.html

 

W ciemnościach trudno przeprowadza się spis z natury. Ale w przypadku Mahla było to wyjątkowo łatwe: miał pół bochenka chleba, butelkę miodu, nóż i renegata. Ostatnia pozycja spisu inwentarza otrzepała ubranie z gnijących resztek jedzenia i zaordynowała:

– W dół. W ten sposób ominiemy miasto.

Mahl do wszystkiego, czego się doliczył w ciemnościach musiał dodać jeszcze nieznośny ból w prawym boku i krwawiące rany na tyłku.

– Trochę się pokiereszowałem. Nie możemy iść zbyt szybko.

– I tak jest noc. Nie łudź się. Możemy się poruszać najwyżej w tempie pieszej pielgrzymki. Ruszamy.

 

Coster zapewne wykonał jakiś gest ręką, ale Mahl w ciemności mógł się tylko domyślić, że machnął ręką.

Nie było wyjścia. Klasztorni niedługo odkryją jego ucieczkę i zniknięcie Costera. Nawet jeśli sami nie rzucą się w pogoń zawsze mogą wysłać jakichś zbirów albo w desperacji nasłać Inkwizycję. Różnica wydała się Mahlowi tylko i wyłącznie zagadnieniem językowym.

Najgorsze, że w klasztorze została jego sakwa. A w niej mieszanki ziół, pieniądze i – najważniejsze – notatki. Janitor ostrzegał, żeby ich nie robić. Teraz za późno na pretensje do samego siebie. Jedyna nadzieja w tym, że w notatkach nie było wszystkiego. Na przykład ważnych zaklęć. Te zdążył zniszczyć. Taki zawodowy nawyk. Ale z reszty łatwo można się było domyślić, z jaką misją przybył i z kim miał się spotkać. Jednak z drugiej strony miał już renegata i jego wyraźną deklarację powrotu. Kłopot był tylko z Halem. Bliźniak nie znał zaklęcia a zostawienie go w Świecie 1.0 oznaczało dla niego poważne kłopoty. Mahl miał do rozstrzygnięcia poważny dylemat: zająć się sprowadzeniem renegata, czy szukać Starszego.

Po godzinie marszu Coster zarządził postój. Mahl słysząc w pobliżu drogi jakiś strumień chciał przemyć wodą rany i umyć się choć pobieżnie, ale Coster mu odradził:

– Ranami zajmiemy się o świcie. Po ciemku nie wyciągniemy drzazg i odłamków. A myć się nie powinieneś. Nie możesz za bardzo odróżniać się od miejscowych.

Mahl nie był do końca pewien, czy powinien ufać temu człowiekowi. Jeszcze kilka godzin temu Coster chciał go wydać na pastwę zakonnych oprawców i wyklinał na janitora. Teraz deklarował pomoc i chęć powrotu do Przedświata. Strach bywa bardzo silną motywacją, ale nie można wykluczyć, że Coster prowadził własną grę, której zasad Mahl jeszcze nie poznał.

Krótki odpoczynek urozmaicony posiłkiem złożonym z chleba popijanego mocnym miodem upłynął w całkowitym milczeniu. Sygnał do dalszej wędrówki dał Coster. Mahl zanotował w myślach, że renegat nie znosi sprzeciwu i lubi dominować. Wprawdzie to Mahl miał przy sobie nóż, ale nie wiadomo, czym dysponował jego towarzysz podróży.

Droga prowadziła ścieżką wzdłuż ściany lasu. Ciszę mąciły tylko odgłosy ich kroków i pohukiwania sów. Od czasu do czasu także pojękiwania Mahla i złorzeczenia na franciszkanów, którzy nie opanowali jeszcze sztuki segregacji śmieci.

Świt dał o sobie znać niespodziewane. Jakby Demiurg nagle postanowił ukrócić znój wędrowców. I tym razem Coster dał do zrozumienia, kto rządzi w grupie:

– Musimy odpocząć, a po drugie trzeba za dnia sprawdzić okolicę. Poza tym jest na tyle jasno, że mogę zająć się twoimi ranami. Rozbieraj się.

Mahl ozdobił swoją twarz grymasem, który wyraźnie rozśmieszył Costera:

– Nie bój się. Kilkumiesięczny pobyt w klasztorze nie czyni z mężczyzny chłopolubca!

Bok Mahla wyglądał na nieuszkodzony choć mocno posiniaczony. Za to pośladki miały rany, które wyglądały jakby wpadł na widły.

– Dupę masz w nieszczególnym stanie. Coś mi się wydaje czarodzieju, że przez dugi czas będziesz jadał na stojąco. – Coster śmiał się przy tym, choć Mahlowi do śmiechu nie było:

– Masz jakąś maść, albo cokolwiek co mi ulży?

– Niestety. Decyzję o ucieczce z klasztoru podjąłem równie szybko jak ty. Nie zdążyłem niczego zabrać ze sobą. Poza tym, co mam w głowie…

– To może przynajmniej przejdź się nad strumień i poszukaj babki lekarskiej. Przynieś trochę liści.

Coster poszedł nad wodę a Mahl zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście za ucieczką spod opiekuńczych skrzydeł franciszkanów stała tylko obawa przez karzącą ręką kościelnej sprawiedliwości. Jeśli tak właśnie było, to dlaczego Coster zdecydował się na ucieczkę dopiero teraz, dlaczego do tej pory sam nie wrócił do Przedświata, dlaczego uznał, że do powrotu potrzebny jest mu Mahl.

Liście babki przeżute i uformowane w jednolitą papkę pomagają na każdą ranę, czy ukąszenie. Niekoniecznie dlatego, że mają jakieś szczególne własności lecznicze. Głównie dlatego, że takie zapotrzebowanie wysyła mózg. Do takich sztuczek Mahl uciekał się wielokrotnie. Kiedy sprzedawał swoje specyfiki naiwnym wieśniakom zazwyczaj wciskał im mieszanki ziół spotykanych na każdej polanie i na każdym polu, ale zauważył, że im dłużej opisywał ich lecznicze czy magiczne właściwości tym większy budził podziw klientów. A to w prosty sposób przekładało się na zysk. Jeśli do tego dołączał kilka zdań wypowiedzianych szeptem – sukces był murowany.

Coster oczyścił rany z resztek brudu i małych kawałków drewna. Nie był delikatny:

– Nie rzucaj się. Bądź mężczyzną.

– Wsadź se w dupę drzazgę wielkości maczugi i spróbuj ją później wyciągnąć bezboleśnie. Ciekaw jestem, czy będziesz śpiewał. …No mówię uważaj!

Coster obłożył rany leczniczą papką i po przyjacielsku – taką miał Mahl nadzieję – klepnął czarodzieja w obnażone pośladki:

– Do wesela się zagoi.

– O ile będzie wesele…

– A co? Nie chce cię?

Mahl postanowił się wtajemniczać renegata w problemy swojego życia uczuciowego. Tym bardziej, że sam nie był do końca pewien, jak potoczą się jego sprawy z Ariką. Może to była tylko jednorazowa przygoda, może coś w rodzaju zachęty przed trudną wyprawą. Westchnął jednak co wzbudziło śmiech Costera:

– A więc jednak! A opowiadają, że czarodzieje się nie zakochują. Podobno nie muszą. Wystarczy kilka zaklęć a każda kobieta stanie się uległa. Prawda to?

– Przymknij się. Jeszcze kilka takich kretyńskich uwag a sprawię, że zakochasz się we mnie. A tego obaj chyba nie chcemy, prawda?

Ten argument chyba przeważył, bo renegat wstał i rozglądnął się po okolicy:

– To droga prowadząca do małej wsi. Ale powinien tam być zajazd. Ty będziesz udawał braciszka idącego do grobu świętego z pielgrzymką. Ja dołączę zaraz po tobie. Będę doktorem, wędrownym nauczycielem.

Mahl wprawdzie mógł nożem zmusić Costera do pójścia z nim, ale uznał, że pomysł nie ma wielkich szans powodzenia. Obolały bok i rany na siedzeniu czyniły z niego pół-kalekę. Poza tym nie wiedział zupełnie, jak dojść do miejsca, z którego mogliby wrócić. No i jeszcze Hal.

– Tylko przybierz sobie jakieś imię. Bracia zakonni lubują się w biblijnych. Może Jakub? I masz trochę pieniędzy. Na pewno się przydadzą.

Mahl ruszył kuśtykając trochę. Habit śmierdział jakby nie był prany od czasu powstania zakonu. Jeśli wierzyć w zapewnienia renegata był to doskonały kamuflaż. Nie na długo się jednak przydał.

 

Zajazd wyróżniał się pośród biednych chat wioski. Stał przy trakcie i z daleka zachęcał do skorzystania ze swoich usług. Przytomny właściciel na starannie oheblowanej desce wymalował napis sławiący jego kuchnię i przytulne izby do spania a nade wszystko informował, że to ostatnie miejsce, w którym można spędzić noc przed wjazdem do miasta. Niby mimochodem dodawał, że bramy miasta zamykane są na godzinę przed zmrokiem, co było oczywistym kłamstwem, ale zapewniało napływ klientów przerażonych perspektywą spóźnienia się do miasta i snu pod gołym niebem.

Mahl wszedł do głównej sali pewnym krokiem i wygłosił sentencję zapamiętano z klasztoru:

– Laudetur Jesus Chritus.

Zamiast odpowiedzi zobaczył zdumione oczy gospodarza:

– A ty co? Przez noc wstąpiłeś do zakonu???

Mahl domyślił się: jego brat już tu był.

 

 

Hal zajmował izbę tuż przy schodach prowadzących na górę zajazdu. Jak na miejscowe standardy była komfortowa. To nasunęło Mahlowi podejrzenia, że interesy jego brata idą znakomicie:

– Byłem na tym wzgórzu. Z ciekawości, kogo przywiało. Myślę, że się ucieszysz.

– No… Dawaj! – Małomówność Hala czasem była irytująca.

– Spokojnie. Zaraz tu przyjdzie. Najpierw opowiadaj, co się z tobą działo. Nie wyglądasz najlepiej. I to przebranie… Siadaj – Gestem wskazał drewniany zydelek.

– Dziękuję. Postoję.

 

Mahl nie przypuszczał, aby przez kilka najbliższych dni mógł odczuwać jakąkolwiek przyjemność z siedzenia.

W krótkich słowach streścił wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin. Hal bez emocji przyjął wiadomość o ucieczce Costera:

– Ja bym mu nie ufał. Zdaje się, że on ma tutaj rozległą sieć interesów. Nie tylko finansowych. W każdym razie lepiej zachować ostrożność i nie mówić mu wszystkiego.

– On zaraz się tu pojawi. Do wzgórza, z którego wrócimy jest niedaleko. Gdybyśmy się pośpieszyli…

Kiedy Mahl wracał później do tych wydarzeń przysiągłby, że najpierw poczuł zapach, później usłyszał skrzypnięcie drzwi a dopiero na końcu się odwrócił. Pamięć czasem płata figle.

– Arika…?

Wydawało mu się, że nie można w zwykły pocałunek w czoło włożyć więcej czułości. Zwłaszcza jeśli podeprze się go tym gestem, za którym Mahl będzie tęsknił do końca życia – o tym był przekonany. Arika przejechała dłonią po jego włosach:

– Wyglądasz na zmęczonego. Twój brat mi opowiadał. Już wszystko w porządku?

Cholernie w porządku. Mahl poczuł, że siniaki, rany, zmęczenie zostawił przed drzwiami zajazdu. Nigdy nie był dobry w opisywaniu swoich uczuć. Więc i tym razem zdobył się na jakiś nieokreślony gest i kilka monosylab. Oczy Ariki zawarły na chwilę tajny pakt z jej grzywką. Tak właśnie się uśmiechała.

– Mam kilka siniaków i drobnych skaleczeń. Nic poważnego.

 

Mahl nie był pewien, czy użalanie się nad samym sobą budzi u kobiet współczucie czy irytację.

– Pokaż. Coś na to można poradzić.

Mahl posłusznie jak małe dziecko zdjął habit i pochwalił się swoimi siniakami.

– Połóż się. A ty Hal daj butelkę z wodą z Orje.

– Twój brat mówił, że woda nie działa po nalaniu do butelki.

– To zależy w czyich znajduje się rękach – Arika uśmiechnęła a Mahl zrozumiał, że wie o niej naprawdę niewiele.

Czysty gałgan zmoczony kilkoma kroplami wody z pelikana delikatnie pieścił bok Mahla. Tak delikatnie, że czarodziej bez skrępowania pozwolił na to, by Arika zajęła się także pozostałymi ranami.

Klaps w pośladek oznaczało koniec zabiegu:

– No… Już niedługo nie będziesz nic czuł.

Niedługo oznaczało w tym przypadku natychmiast. W drzwiach stanął Jan Coster:

– Witaj kochanie…

Z twarzy Ariki znikł uśmiech. Oczy zwęziły się i z całą pewnością nie zapowiadały żadnych czułości:

– Ustaliliśmy kiedyś, że już nigdy nie będziesz tak do mnie mówił. Czyżbyś zapomniał?

Mahl rzeczywiście nie czuł nic. Może z wyjątkiem cienkiej szpilki, która nagle zagościła w jego sercu. Ale właściwie czego się spodziewał? Że spotkał dziewicę? Że jedna noc może przesądzić o całym życiu? On sam nie szczędził sobie uciech, więc dlaczego miałby tego odmawiać innym.

– Ależ Ariko… Po tym wszystkim…

– To już historia i nie mam ochoty do niej wracać.

– Twój brat nigdy mnie nie lubił. Nie umiał zaakceptować.

Arika wstała gwałtownie. Wyciągnęła w kierunki Costera rękę w geście, który powinien wystraszyć każdego, kto miał choć odrobinę oleju w głowie:

– Nabroiłeś. I to solidnie. Masz jedyną szansę, żeby uchronić się przed bardzo poważnymi konsekwencjami.

Coster przybrał postawę człowieka pokornego i pogodzonego z losem:

– Dobrze, już dobrze koch… Ariko. Przecież jestem tutaj i nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wszyscy wrócili. Po to właśnie przybyłaś tutaj, prawda?

– O ile mówisz szczerze. A co do tego mam wątpliwości. Po co chcesz wrócić?

Coster rozłożył ręce w geście, który miał świadczyć o jego bezradności:

– A mam inne wyjście? Tutaj czeka mnie więzienie Inkwizycji. W najlepszym razie. Mój wynalazek jest teraz w innych rękach. Nie mam szans na spokojne życie. A twój brat najwyżej mnie opieprzy, wymierzy jakąś symboliczną karę i będę miał spokój.

– To zależy tylko od tego, co rozumiemy przez symbole… – Oczy Ariki świdrowały Costera jakby chciały zobaczyć, co dzieje się w jego głowie. Mahl na próżno szukał w nich tej czułości, którą zapamiętał tamtej nocy Pod Ukleją.

Jasiek przyniósł dobre wieści:

– Na drodze żadnych straży i pielgrzymek. Prawie pusto, nie?

– Nie ma na co czekać. – Mahl postanowił przejąć dowodzenie. – Zbieramy się.

Hal zaczął się pakować, Arika pomogła ubrać habit a Coster dopił kilka łyków miodu. Jasiek niecierpliwie przebierał nogami. Mahl miał w głowie ułożonych kilkaset pytań. Najchętniej zadałby je wszystkie teraz. Zdecydował jednak, że odłoży to na później. Najlepiej na chwilę, kiedy będzie sam na sam z Ariką. Tym bardziej, że właśnie położyła mu dłoń na ustach tym samym gestem, który tak doskonale pamiętał:

– Nie teraz. Później.

Droga nie obfitowała w żadne niezwykłe wydarzenia. Kilka wozów i kilku mnichów mijanych po drodze urozmaicało nudę. Coster przystawał co chwilę i szukał przy drodze jakichś ziół. Długo rozwodził się nad każdą roślinką czym budził irytację pozostałych wędrowców. W końcu dotarli pod wzgórze. Hal wyszedł na górę, żeby sprawdzić, czy nie czekają tam na nich żadne niespodzianki. Coster postanowił wykorzystać chwilę odpoczynku:

– Ariko. Ja wiem, że czasu nie da się cofnąć. To znaczy w pewnym sensie się nie da. Ale, czy nie myślałaś nad tym, żebyśmy…

– Jeszcze słowo a stracisz zęby. -Mahl jeszcze nigdy w życiu nie słyszał tak dużo syczących spółgłosek w jednym zdaniu. – Przyjmij do wiadomości, że jestem już z kimś innym.

Szpilka przebiła serce Mahla. Zatrzymała je i bezczelnie rozgościła się na dobre.

 

 

Koniec
Nowa Fantastyka