- Opowiadanie: Emil - Jedi

Jedi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jedi

25.07.1993 r.

 

Było ciepłe, letnie popołudnie. Na zacienionym już balkonie stała kobieta trzymając na rękach synka. Chłopiec był jeszcze w tym wieku, w którym każdy bodziec był w stanie przyciągnąć jego uwagę. Matka czujnie obserwowała na czym w danej chwili spoczywał wzrok szkraba i komentowała. Sam chłopiec jeszcze nie mówił, ale matka gadała za nich dwoje – Patrz Łukaszku, tam leci ptaszek. – za chwilę – A tam chłopcy gr… – Jednak nie skończyła, bo uwagę jej dziecka zwrócił warkot silnika. Matka od razu powiedziała – To jest samochód, on robi „brum brum”. – W tym samym czasie chłopiec zagaworzył „Brum brum bam”. Nie minęło 30 sekund a samochód zderzył się czołowo z ciężarówką nadjeżdżającą z naprzeciwka.

 

 

30.06.2009 r.

 

 

 

Na szkolnym korytarzu pomimo niedawno rozpoczętych wakacji było głośno. Winnymi, jeśli można ich tak nazwać, byli uczniowie trzecich klas Liceum Ogólnokształcącego im. Arystracha z Samos. Tak po prawdzie byli oni już absolwentami i w napięciu czekali na wyniki. Zdenerwowani byli prawie wszyscy oprócz jednego ucznia. W szkole miał opinię naprawdę zdolnego. Z większości przedmiotów miał piątki a na koniec obowiązkowo pasek na świadectwie. Chłopak czekał spokojnie i obserwował reakcję osób wychodzących z gabinetu dyrektora. Od czasu do czasu wodził wzrokiem po ścianach korytarza jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Jego wzrok trafił właśnie na kalendarze, na którym widniała już kartka z napisem „1 Września”, uśmiechnął się delikatnie – przygotowania do nowego roku szkolnego trwają – pomyślał. W końcu przyszła jego kolej, by poznać wartość czasu spędzonego nad książkami. Wszedł powoli do gabinetu, zamknął po cichu drzwi, a dyrektor wskazał mu gestem krzesło. W gabinecie, po prawdzie gabineciku, pomimo otwartego okna i włączonego wentylatora było strasznie duszno.

 

– Co mogę Ci powiedzieć Łukasz? Nie zawiodłeś. Ocen z egzaminów ustnych nie będę ci czytał, bo przecież je znasz, ale zapewne ciekawią cię wyniki z egzaminów pisemnych, hmm?

 

– Panie dyrektorze, skoro powiedział pan, że nie zawiodłem to zastanawia mnie tylko czy poszło mi dobrze, czy bardzo dobrze? – odpowiedział pytaniem na pytanie opierając się wygodnie o oparcie krzesła.

 

– Zawsze byłeś pewny siebie. To dobra cecha. Zdawałeś maturę na poziomie rozszerzonym z matematyki i fizyki, a na podstawie z polskiego i angielskiego, prawda?

 

– Tak było. – odpowiedział.

 

– Więc otrzymałeś odpowiednio: 98, 96, 88 i 96 procent, gratuluję! – w głosie dyrektora słyszalna była nutka zadowolenia z faktu, że w swoich murach wykształcił tak zdolnego ucznia.

 

– Dziękuję, myślę, że te wyniki pozwolą mi spokojnie dostać się na wymarzone studia. – odparł ze sztucznym uśmiechem i pomyślał: któryś ze sprawdzających musiał mnie orżnąć, celowo zrobiłem parę błędów, ale nie planowałem zejść na mniej niż 90 procent…

 

09.02.2011 r.

 

 

 

Późny wieczór. Na kanapie leży młody mężczyzna. W lekko spoconej ręce trzymał kupon lotto. Mężczyzna miał przymknięte oczy. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że śpi, lecz on czuwał. Jego myśli krążyły bezwiednie. W pokoju zrobiło się nagle niebiesko i rozbrzmiał dżingiel charakterystyczny dla studia lotto. W tej samej chwili chłopak otworzył oczy i powoli usiadł po turecku na łóżku.

 

– Dobry wieczór, witam państwa dziewiątego lutego w studio lotto. Ja nazywam się Marta Pigulska i poprowadzę dla państwa dzisiejsze losowanie. – Rozległ się dość przyjemny, kobiecy głos. Kontynuowała: – Nagrodą w dzisiejszym losowaniu jest rekordowa suma, blisko trzydziestu czterech milionów polskich złotych. Ja, ze swojej strony, życzę państwu trafienia „szóstki”. Zaczynajmy losowanie. Nad jego autentycznością czuwać będzie Komisja Kontroli Gier i Zakładów. Maszyna losująca jest pusta, następuje zwolnienie blokady.

 

Oczy mężczyzny jeszcze raz szybko przebiegły po sześciu liczbach znajdujących się na kuponie. Po chwili spikerka zaczęła czytać wylosowane liczby: – trzydzieści dwa, jeden, osiem, osiemnaście, dwadzieścia jeden, trzy. – wymieniła wszystkie na jednym wydechu. – Mam nadzieję, że ktoś z państwa zgarnął naszą dzisiejszą wygraną, na zakończenie przeczytam jeszcze raz wszystkie wylosowane liczby… – Uśmiechający się w tej chwili chłopak nie chciał ponownie słuchać jakie liczby zostały wylosowane, wyciągnął się na łóżku i założył ręce za głowę.

 

Hmm… Zawsze zastanawiałem się jak się czują milionerzy. Nic szczególnego. – pomyślał, przewrócił się na bok i zasnął.

 

29. 01. 2032r.

 

– Dzień dobry, witamy po przerwie! – Rozległ się charyzmatyczny głos komentatora, który był ewidentnie czymś podniecony. – Witamy państwa, po krótkiej przerwie reklamowej, śledzimy właśnie to co dzieje się na finałowym stole World Poker Tour 2032. To co dzieje się teraz jest dla nas, Polaków, szczególnie interesujące. Pierwszy raz w historii WPT mamy w ścisłym finale naszego rodaka: Łukasza Kobiałkę. – komentuje coraz bardziej podekscytowany. – Nasz czempion wygląda na wyluzowanego. Nic dziwnego, ma na koncie prawie trzykrotnie większą sumę niż jego Francuzki przeciwnik. Straty Francuza do Polka nie zmienił nawet napiwek jaki nasz rodak dał masażystce. Śmiem twierdzić, że to był chyba najwyższy napiwek w historii. Oo! Ale nie czas teraz na takie dygresje. Francuz wchodzi all inem! Nie ma się co dziwić, ma bardzo mocną rękę: As i Król w kolorze, czyli runner do strita, koloru lub nawet pokera! Nasz mistrz ma w ręce parę dwójek, czy sprawdzi all ina? Tak proszę państwa, mamy call! Jest szansa na wygranie całego turnieju, jednak przyznam, para dwójek to niewiele. Krupier zaczyna wykładać karty, Francuz nie wytrzymuje i wstaje! – Komentator mówi tak szybko, że jego ślina rozbryzguje się we wszystkie strony. – Tragedia drodzy państwo, na flopie Włoch, yyy… przepraszam Francuz dostaje fulla! Na flopie pada As i dwa Króle! Jednak drodzy państwo, chyba będziemy musieli poczekać z celebracją zwycięstwa Łukasza. No ale nie skreślajmy go, popatrzmy jaka karta na turne’nie? Jest dwójka! Łukasz ma teraz pięć procent szans na wygranie tego turnieju, jeśli trafi jeszcze jedną dwójkę uzbiera karetę i wygra! Nasz zawodnik jest chyba pogodzony z losem, nawet nie wstał z miejsca, patrzy tylko przez zmrużone oczy i wymyśla taktykę na następne rozdanie. Ale drodzy państwo mamy sensację! Tego jeszcze nie było w finałach WPT! Krupier jako piątą kartę kładzie dwójkę trefl! Jest, jest, jest! Łukasz uzbierał karetę i wygrywa tegoroczny turniej! Pierwszy Polak w historii, któremu udało się zwyciężyć i do tego połamać tak mocną rękę i już nawet fulla na flopie! Ja przepraszam, że tak krzyczę, ale to są emocje! Matko Boska! To jest radość, to jest duma! Łukasz Kobiałka mistrzem WPT!

 

14. 09. 2049r.

 

 

W przedziale pociągu słychać cichy, miarowy stukot tak charakterystyczny dla nich. Na blacie stolika leży gazeta. Jeden z podróżnych podnosi ją. Z pierwszej strony uderza w oczy wielki tytuł „Jedi istnieją!”, tłem jest czarnobiałe zdjęcie starszego mężczyzny. Zaintrygowany zaczyna czytać artykuł: „W dzisiejszym wydaniu prezentujemy państwu wywiad przeprowadzony z Łukaszem Kobiałką, jednym z najbogatszych ludzi w kraju. W chwili obecnej już śp. Łukaszem Kobiałką. Wywiad pochodzi z dnia 12.09 br.:

 

(R)edaktor: Witam, panie Kobiałka, cieszę się, że w końcu udało mi się namówić pana na tę rozmowę.

 

(Ł)ukasz Kobiałka: Och, pomińmy te konwenanse. Przejdźmy od razu do rzeczy, które mogą zainteresować czytelników.

 

(R): Może ma pan rację, zatem pierwsze pytanie: Jak zaczęła się pana historia? Jak dorobił się pan pierwszego miliona? To prawda, że trzeba go ukraść?

 

(Ł): Panie redaktorze, czuję się trochę zaszczuty. Miał pan zadać jedno pytanie a nie tysiąc na raz. Ale proszę się nie przejmować, odpowiem na nie wszystkie. Po pierwsze primo od zawsze umiałem przewidzieć co się wydarzy. Ulubioną rodzinną opowiastką było to jak w wieku trzech , może czterech lat przewidziałem wypadek samochodowy. Później przyszedł czas nauki, matura. Podczas snu widziałem często siebie piszącego egzamin. Byłem w stanie zapamiętać pytania, opracować je i potem w rzeczywistości odpowiedzieć na nie bezbłędnie. Stąd też tak dobre wyniki na maturze. Co do pierwszego miliona to nie powiem panu jakie uczucie towarzyszy jego posiadaniu, ja miałem od razu ponad trzydzieści. Pamięta pan tę wielką kumulację w lotto z 2011? To ja ją wygrałem. Tydzień prędzej przyśniły mi się liczby. Zapamiętałem je, wysłałem kupon i w ten sposób w wieku dwudziestu jeden lat zostałem milionerem. Oczywiście nikomu się nie pochwaliłem. Uprzedzając następne pytanie, tak ostateczne rozdanie World Poker Tour z 2032 też wyśniłem. Normalnie nikt o zdrowych zmysłach nie wchodziłby do gry o takie pieniądze z parą dwójek.

 

(R): Chce mi pan powiedzieć, że potrafi pan wyśnić przyszłość? Jest pan jak wróżka, medium?

 

(Ł): Nie, raczej nie. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie to działa, czuję się jak Jedi. U nich to co odpowiadało za instynkt to były midichloriany. Ja przypuszczam, że muszę posiadać coś podobnego…

 

(R): Załóżmy, że ma pan rację. Dlaczego nie pomógł pan zapobiegać katastrofom, mógł pan przecież ocalić tyle istnień!

 

(Ł): Panie redaktorze, oczywiście, że chciałem czasem zrobić coś dla kogoś. Jednak moje sny sprawdzał się tylko, gdy przyszłość dotyczyła mnie. Nie mogłem wykorzystać moich umiejętności by pomagać ludziom, nad czym bardzo ubolewam.

 

(R): Dlaczego nie przyznał się pan do tego wcześniej?

 

(Ł): To przecież jest proste do wydedukowania. Bałem się jak ludzie by to przyjęli, czy nie zamknęli mnie w wariatkowie lub nie poddali tysiącom dziwnych badań.

 

(R): Skoro tak to dlaczego zgodził się pan na ten wywiad właśnie teraz?

 

(Ł): Mój drogi, jutro zginę, więc jest mi już wszystko jedno. Proszę tylko by ten artykuł trafił do druku dzień po moim odejściu.

 

(R): Muszę przyznać, że strasznie mnie pan zaskoczył, postaram się spełnić pana prośbę, choć przyznam, że trochę panu nie wierzę.

 

(Ł): Nie musi pan mi wierzyć, proszę ewentualnie zapalić znicz na moim grobie i się pomodlić.”

 

Mężczyzna czytający gazetę nie mógł uwierzyć w to co przeczytał. Prześledził jeszcze raz wzrokiem cały tekst i pomyślał – Jasna cholera, nie byłem, a może nadal nie jestem, jedynym człowiekiem śniącym swoją przyszłość!

Koniec

Komentarze

 Chłopiec był jeszcze w tym wieku, w którym każdy bodziec był w stanie przyciągnąć jego uwagę. - powtórzenie

 

Na szkolnym korytarzu pomimo niedawno rozpoczętych wakacji było głośno. Winnymi, jeśli można ich tak nazwać, byli uczniowie trzecich klas Liceum Ogólnokształcącego im. Arystracha z Samos. Tak po prawdzie byli oni już absolwentami i w napięciu czekali na wyniki. Zdenerwowani byli prawie wszyscy oprócz jednego ucznia. - dużo powtórzeń

 

 Od czasu do czasu wodził wzrokiem po ścianach korytarza jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Jego wzrok(...) - powtórzenie


Mężczyzna miał przymknięte oczy. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że śpi, lecz on czuwał. - powtórzenie


 Straty Francuza do Polka nie zmienił nawet napiwek jaki nasz rodak dał masażystce. - literówka

 

W tekście jest sporo powtórzeń słowa "był". Poza tym poważnie kuleje interpunkcja i błędnie zapisujesz dialogi. 

Co do treści, to nie przekonałeś mnie. Porównanie Jedi i człowieka potrafiącego przewidzieć przyszłośći nie jest chyba najlepszym pomysłem.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Co mi się rzuciło w oczy: "Liceum Ogólnokształcącego im. Arystracha z Samos. " Arystarcha:)

Co do tekstu. Ja lubię taki klimat. Lubię taką segmentacje tekstu. Styl również. Jedyne co mnie zasmuciło to końcówka. Choć sam pomysł z wywiadem jest bardzo dobry (w moim odczuciu) tak inaczej bym to zawiązała, ale to w sumie taka samodzielna decyzja. Będę czytać każde Twoje teksty. Nie nudzą. Ciekawie są prowadzone. Na prawdę podobało mi się.

Dzięki, Bohdan, że chciało Ci się wypisać te wszystkie błędy, na przyszły raz będę bardziej na nie zwracał uwagę. Również pozdrawiam.

Cieszę się, że Ci się podobało majatmajaja :)  Z tym Arystrachem to literówka niestety znowu.  

Każdemu się zdaża! Tu i tak ich było mało, jak na moje standardy. ;)

- tak, celowo. Przesmak moich nieporadności.

Byłem przeczytałem. Błędy  już wyliczył Bohdan.

Mam wrażenie że u Jedi bardziej powszechna była telekineza, niż proroctwa, ale co tam nie było najgorzej.

Zawsze kojarzyłem Jedi z takim "instynktem", który w walce pozwalał im reagować na chwilę przed tym zanim coś się stało. Mam tu na myśli na przykład odbijanie strzałów z blasterów. Dlatego mój bohater mówi, że czuje się jak Jedi a nie, że nim jest.

Na przyszłość będę się starał bardziej sprecyzować swoje założenia :) Dzięki jeszcze raz za komentarze.

Czytało się całkiem nieźle. Tekst krótki, więc nie nużący. Urywkowy sposób przedstawiania historii tutaj się sprawdził.

Muszę jednak powtórzyć to, co przedmówcy: słowo "Jedi" nie bardzo tu pasuje. Oni nie śnili o przyszłości, a jeśli nawet komuś się zdarzyło, to były to sporadyczne przypadki. Niestety, jako wielka fanka SW nie mogłam przejść koło tego obojętnie ;)

Ulubioną rodzinną opowiastką było to jak w wieku trzech , może czterech lat przewidziałem wypadek samochodowy.  

W pierwszym akapicie Lukasz gaworzy. Normalnie rowijające się dzieciaki w wieku trzech, czterech lat juz nie gaworzą, lecz całkiem składnie mówią. Nic nie piszesz o opóxnionym rozwoju Łukasza... Wniosek: uważaj na takie lapsusy, psują efekt i przyjemność czytania.  

Czasów bez potrzeby tez raczej nie mieszaj.  > Na kanapie leży młody mężczyzna. W lekko spoconej ręce trzymał kupon lotto. <  

Interpunkcja. Co jest, że większość piszących ma problemy z przecinkami?

Nowa Fantastyka