- Opowiadanie: Konstancja - Pierwszy stopień do piekła

Pierwszy stopień do piekła

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pierwszy stopień do piekła

Kobieta, która przyszła do mojego gabinetu tego dnia wyglądała na roztrzęsioną.

– Proszę mi pomóc! Zwróciłam się już z tym do policji, ale oni rozkładają ręce!

Sprawa była jasna i dość kontrowersyjna.

– Otrzymałam dokumenty. – Drżącymi rękami wysypała na stół kilka zadrukowanych kartek. – Proszę..

– Hmm.. Interesujące.. Kim był dla pani ten człowiek? Proszę opowiedzieć. – Rozsiadłam się wygodnie w fotelu.

Kobieta rozpoczęła opowieść. Pochodziła z zamożnej rodziny, której historia sięgała wiele lat wstecz. Jej pradziadek dorobił się majątku na cudownym proszku do prania. Miał żonę i czwórkę utalentowanych dzieci. Najmłodszy z synów – o nieco starodawnie brzmiącym imieniu Ambroży – był fascynatem medycyny. Ukończył studia z wyróżnieniem, spędził kilka lat w Etiopii pomagając miejscowym, a następnie założył słynny Instytut Rozwoju Medycyny. Instytut – jak zresztą wszystkim wiadomo – prowadził i wciąż prowadzi różnorodne badania mające na celu ostateczne pokonanie chorób współczesnego świata. Niestety, w wieku lat sześćdziesięciu Ambroży Rawliński sam stał się pacjentem swojej własnej kliniki. Diagnoza wykazała jasno – nieuleczalne stadium raka płuc. I tu właściwie zaczyna się cała historia – niepokorny doktor Rawliński postanowił udowodnić sobie i innym, że chorobę pokona, jednak dopiero za jakiś czas. Wnuczka doktora – Elżbieta, będąc jeszcze małą dziewczynką, pożegnała dziadka, który w pierwszy dzień wiosny postanowił poddać się kriokonserwacji. Jednym słowem – został zamrożony, aby oczekiwać na dzień nieco bardziej chwalebny dla medycyny. Dalszej historii nie trzeba opowiadać – dziadek pani Elżbiety czekał sobie spokojnie w kriokomorze, tymczasem nie tylko nie wynaleziono lekarstwa na jego chorobę, ale wręcz świat zrobił kilka kroków w tył w tej dziedzinie. Mimo, że powstawały coraz to nowsze metody uzdrawiania ludzi, choroby wynikające z rozpasanego stylu życia zbierały coraz większe żniwo istnień. A potem pojawił się pierwszy z niekończącej się listy zakaźnych nowotworów i populacja ludzka zmalała dziesięciokrotnie wciągu kilkunastu lat. Sytuacja w końcu nieco się ustabilizowała, jednak medycyna wciąż nie była na tyle rozwinięta by pomóc doktorowi Rawlińskiemu.

– A dziś. – Powiedziała przerażona kobieta. – Dostałam list od rządu, że organy mojego dziadka zostaną wykorzystane do przeszczepów. Proszę mi pomóc! Proszę uratować mojego dziadka!

Sprawa była intrygująca. To, że państwo po raz kolejny postanowiło kogoś uszczęśliwić nie pytając o zdanie nie było niczym nadzwyczajnym. Ciekawe natomiast było to, że ktoś chciał wykorzystać do przeszczepu organów ciało pełne przerzutów.. A także to, że pani Elżbieta nie była pierwszą osobą, która zgłosiła się do mnie z tym problemem.

Kilka dni wcześniej wysłuchałam historii pana Tomasza, który całkiem niedawno poddał kriokonserwacji swojego syna, również nieuleczalnie chorego. Zaintrygowana zaczęłam już wtedy zbierać wiadomości. Opowieść pani Eżbiety potwierdzała moje przypuszczenia – rząd nie próbował pozbyć się jakiejś konkretnej osoby, rząd wręcz chciał unicestwić wszystkich zamrożonych, czekających na pomoc ludzi, których liczba obecnie sięgała – tylko w naszym kraju – dobre kilka tysięcy, a na świecie w co bogatszych krajach wręcz przekraczała już liczbę żyjących. Dlaczego?

Oficjalnie powód był jeden – ciała ze względu na zasadnicze zmiany w tkankach nie nadawały się do rozmrożenia. Nieoficjalnie – czułam, że tkwi w tym coś więcej.

Z Władkiem chodziliśmy do jednego liceum. Oboje byliśmy zdolni i oboje lubiliśmy wagarować, często z butelką taniego wińska. Po czym wracaliśmy triumfalnie do szkoły, zbierając najlepsze oceny. Raz nawet się pocałowaliśmy, ale to było ze zwykłej młodzieńczej głupoty i szybko o tym zapomnieliśmy. W tym czasie, jak i później byliśmy niemal najlepszymi przyjaciółmi. Teraz Władek pracował dla Instytutu Rozwoju Medycyny i wiedziałam, że w imię starej przyjaźni oszczędzi mi nieco cennego czasu, mimo, że nie widywaliśmy się ostatnio zbyt często. Taki szczęśliwy traf w pracy.

– Witaj. – Uśmiechnęłam się i wstrząsnęłam jego ręką.

– Cześć brzydalu. Cóż to za ważna sprawa?

– Pewnie wiesz o co chodzi. Masowa likwidacja kriokomór.

Władek poruszył się niespokojnie i poprawił kołnierzyk.

– Słuchaj mała, to jest bardzo poważna sprawa.. Sądzę, że bezpieczniej byłoby gdybyś nie wiedziała o co chodzi.

– Władek, proszę Cię… Taki mam zawód. Chyba nie myślisz, że spasuję?

Zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział poważnym tonem.

– Ok. Ale musisz wiedzieć, że robię to tylko dlatego, że… po prostu nie chcę żebyś rozmawiała o tym z kimkolwiek innym, jasne? Bo to nie jest wygodne dla rządu.. To nie jest wygodne dla nikogo..

A więc aż tak..

– Mów.

Napił się wody i wziął długi oddech.

– Pewnie słyszałaś o tym, że na początku roku pojawiły się pierwsze sukcesy polskich naukowców w przywracaniu do życia ludzi poddanych kriokonserwacji?

Skinęłam głową.

– Jasne, potem wszystko ucichło.

– Dlatego, że triumf był przedwczesny.. Ja nie mam dostępu do takich informacji, ale wiesz pogłoski krążą.. Zresztą moja żona..Z tego względu też proszę Cię o dyskrecję.. Moja żona uczestniczyła w badaniach. Słuchaj, tam się działy niesamowite rzeczy..

– To znaczy?

– Przywrócili ciała do funkcjonowania, nawet w miarę łatwo. Oczywiście spodziewali się, że po tylu latach zamrożenia ludzie będą inni.. Ale nie w taki sposób..

Znów wziął głęboki wdech.

– Ci ludzie zbyt szybko odzyskiwali świadomość.

– Co to znaczy zbyt szybko?

– Wiesz, przez taki czas pewne połączenia w mózgu się kasują, człowiek może nie pamiętać kim jest, jak się poruszać, rozmawiać.. Dlatego trochę się zdziwili, kiedy Ci ludzie zaczęli od razu mówić.. Mówić w dziwnych językach..

– Dziwnych? To znaczy?

– Wymarłych. Starodawnych. Oczywiście nikt nie zorientował się od razu, wezwaliśmy specjalistę..

– Specjalista żyje? – Zapytałam z przekąsem.

– Nie wiem.

– I co dalej?

– Potem zaczęły się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. W nocy jeden z obudzonych wstał, poszedł do drugiego budynku i zaczął odłączać pacjentów od urządzeń, żaden z nich tego nie przeżył.. Zdążył zrobić to kilkunastu ludziom zanim załoga go powstrzymała. A potem powiedział coś dziwnego i wbił skalpel w serce jednej z pielęgniarek.

– Chryste, żartujesz? To jakaś choroba psychiczna? Skutek uboczny zamrożenia?

– Tak myśleli.. Ale te dziwne zbiegi okoliczności.. Po kilku dniach spokoju kolejny z obudzonych ukradł z laboratorium próbki krwi z wirusem HIV, wszedł do dyżurki i zaatakował ludzi strzykawką. Niewiele osób wiedziało co się dzieje, ale rozumiesz.. pogłoski się rozeszły i zapanowała psychoza..

– Ok, dobra. Powiedz mi, skąd człowiek zamrożony przez ostatnie – powiedzmy dwadzieścia lat wiedział gdzie jest laboratorium i jaki jest do niego szyfr? Zakładam, że macie jakieś zabezpieczenia?

– Trzypoziomowe.

– I skąd taki ktoś wiedział jak wyłączyć nowoczesne urządzenia podtrzymujące życie? Przecież to nie jest kwestia wyjęcia wtyczki z kontaktu..

– Otóż właśnie.. Wiem, że możesz pomyśleć, że to głupie, ale tak się po prostu działo.. Potem w Instytucie pojawił się ksiądz, poznałem go, bo udzielał ślubu mojej siostrze lata temu. Przyszedł w garniturze i przedstawiał się jakimś obcym nazwiskiem. Rozmawiał długo z ordynatorem. Po jego wyjściu zebrała się rada Instytutu, był też ktoś z rządu i zapadła.. zapadła decyzja o cichej likwidacji..

– Po co był im ksiądz?

– Nie wiem. Rozmawiali.

– Myślisz, że mogę do niego wpaść?

Wzruszył ramionami.

– To ksiądz. Raczej nie wystawi Cię na muszkę. Chociaż nie wiem… Ale proszę nie mieszaj mnie w to, nie chcę żeby w jakikolwiek sposób moje nazwisko stało się przedmiotem sprawy.

– Jasne. Zaczekam nawet kilka dni, żeby nikt nie przedsięwziął głupich podejrzeń.

 

***

Ksiądz Alojzy ucieszył się z widoku gościa. Co prawda trochę skłamałam co do celu mojej wizyty. Powiedziałam, że dręczą mnie teologiczne wątpliwości.

– Herbaty?

– Poproszę.

Ksiądz Alojzy był starszym, dość sympatycznym człowiekiem. Nie chciałam go nastraszyć, jednak musiałam dowiedzieć się co dzieje się z moimi klientami. Choćby dla własnego spokoju.

– Proszę księdza. – Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i założyłam rękę na rękę. W ten sam sposób przesłuchiwałam petentów. Lubili tą pozę, wyglądałam wtedy jak detektyw ze starych powieści. – Proszę mi powiedzieć.. Zastanawiam się, co dzieje się z duszą po..

– Po śmierci?

– Po zamrożeniu.

Ksiądz milczał. Cicho zamieszał herbatę metalową łyżeczką.

– Ty dziecko wiesz co się dzieje, prawda?

– Domyślam się. Ale chcę mieć pewność. To zostanie między nami.

– Oby. Nie chciałbym.. Właściwie to nie o mnie chodzi.. Ale rząd, ludzie.. rozumiesz..

– Rozumiem i zrobię wszystko żeby sekret pozostał bezpieczny

– Dobrze dziecko. – Westchnął. – Wyjaśnię Ci wszystko.. Oni z początku nie chcieli wierzyć, ale zrozumieli, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Otóż jak wiesz, wedle religii chrześcijańskiej – i nie tylko, dusza po śmierci idzie do nieba. Lub w do piekła oczywiście. Problem zaczyna się, gdy granica między życiem lub śmiercią nie jest pewna.. Do tej pory nie byliśmy na przykład pewni co dzieje sie z zamrożonym człowiekiem, czy jego dusza czeka uśpiona przez te wszystkie lata.. czy też opuszcza ciało.. Okazało się..

– Okazało się, że dusza opuszcza ciało, tak? Więc Ci obudzeni..

– Zamrożeni to czysto biologiczne ciała, pozbawione duszy.

– Chyba ksiądz miał na myśli obudzeni?

– Nie. Zamrożeni. Kiedy się budzą, pustka się wypełnia, człowiek nie może żyć bez duszy.. Wiemy tyle, że coś opętuje ciała w momencie rozbudzania. Demony, szatan, jakkolwiek by tego nie nazwać, oznacza jedno.

Ukryłam twarz w dłoniach. To wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne.

– Dlatego obudzeni wiedzieli rzeczy, których nie powinni.. Dlatego robili złe rzeczy..

– Tak. – Ksiądz wrzucił do zimnej już herbaty kolejną kostkę cukru i znów zamieszał. – A rząd jeżeli znajdzie jakiś problem, chce się go pozbyć. To, czy sposób jest etyczny już nie jest dla nich ważne.

Milczeliśmy oboje dłuższą chwilę. Zastanawiałam się co opowiedzieć klientom. Na pewno nie prawdę.

– Dlatego te kłamstwa. O uszkodzeniach. – Domyśliłam się. – Rząd nie może ogłosić czegoś takiego..

– Oczywiście. Uzasadnienie.. Proszę sobie to wyobrazić.. Religia przeciwko nauce.

– To właściwie pewna interwencja Imperium Chińskiego na teren Polski.. Rząd komunistyczny nigdy nie dopuści do uznania istnienia duszy ludzkiej. I pierwsze co, zabezpieczy zamrożonych..

– Tak. Dzięki Bogu, że pierwsze próby odmrożenia udały się właśnie u nas.. Teraz nasi naukowcy muszą tylko wymyślić jakieś sensowne powody, dla których rozmrażanie jest niemożliwe albo nieopłacalne i zacznie się efekt domina.. Jeżeli Chiny się szybko nie zorientują może zdołamy zapobiec katastrofie.

– Będą likwidować świadków, żeby tylko się udało.

– Na pewno. – Ksiądz wziął do ust kruche ciasteczko.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

    Referat sprawozdawczy, a nie opowiadanie.

Ku rozwadze:

1. Kobieta, która przyszła do mojego gabinetu tego dnia wyglądała na roztrzęsioną. (cytat)  

2. Kobieta, która przyszła do mojego gabinetu, tego dnia wyglądała na roztrzęsioną. (chyba coś tu nie tak...)  

3. Kobieta, która przyszła do mojego gabinetu tego dnia, wyglądała na roztrzęsioną. (chyba już lepiej, ale...)  

4. Kobieta, która tego dnia przyszła do mojego gabinetu, wyglądała na roztrzęsioną. ( a nie można tak od razu? żadnych wątpliwości, najmniejszej szansy na przeinaczenie sensu)  

=============  

Koncept wydaje mi się interesującym, ale jakoś tak za łatwo poszło pani detektyw, za krótko to trwało...

Właśnie, za szybko to wszystko się potoczyło. Pomysł przypadł mi do gustu.

Pzdr

się potoczyło... :O

Trochę niezręcznych wyrażeń w stylu "wstrząsania dłonią na powitanie". Poza tym zgadzam się z Adamem - pani detektyw zdecydowanie zbyt szybko poszło. Na tym przecież polega urok dobrych powieści detektywistycznych - na trudzie i pracy, jaką bohater musi włożyć w rozwikłanie zagadki. A tu po prostu wędrówka z punktu a do punktu b bez żadnych przeszkód. A szkoda, bo pomysł wydał mi się naprawdę fajny. Gdyby to rozwinąć i dopracować, wyszłoby z tego bardzo dobre opowiadanie.

Zgadzam sie z wszystkimi powyzej

Dziękuję bardzo za opinie,wzięłam je pod uwagę i spróbuję napisać to opowiadanie od nowa.

Po co od nowa? Lepiej inne lepsze.

Pomysł ciekawy wykonanie takie sobie.

Nowa Fantastyka