- Opowiadanie: Tulipanowka - Królowa Księżyca odpowiada

Królowa Księżyca odpowiada

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Królowa Księżyca odpowiada

Dostałam tysiące maili od wściekłych internautów, w szczególności z Ziemi.

Oprócz oficjalnego stanowiska (które dostępne jest na stronach rządowych Księżyca) chciałam bym tak bardziej zwyczajnie, nieoficjalnie się Wam internauci wytłumaczyć. Nie jak jako Królowa Księżyca, ale jako zwykła osoba.

Na marginesie dodam, że nie jestem Królową Księżyca, to tylko taka ksywka, która do mnie przylgnęła. Wymyślili ją moi przeciwnicy polityczni i wypowiadali ją zresztą z dużą dawką ironii, sarkazmu i złośliwości. Jednak po kolejnych sukcesach wyborczych uznałam, że najwidoczniej nie jest zła. Łatwiej zapamiętać, że popiera się Królową Księżyca, niż Panią Ranitranquillicauchy (ciężko powiedzieć, a jeszcze trudniej zapamiętać). Jestem jednym z senatorów Księżyca. Jeszcze raz powtarzam, że mój głos, to nie opinia wszystkich Księżycjan. Reprezentuję wyłącznie księżycowy okręg Mare Imbrium. Decyzja pozostałych senatorów Księżyca nie zależy od mojej. Poza tym to Ziemia ma najwięcej głosów senatorskich, nie zapominajmy.

Drodzy internauci, rozumiem Wasze wzburzenie i Wasze argumenty także. Niektórzy mówią, że tylko winni się tłumaczą, ale ja uważam, iż czasem warto coś wyjaśnić.

Zgodnie z Konwencją, etyką i moralnością mój, jako senatora, głos wynikać powinien z wewnętrznego przekonania, a nie z chęci przypodobania się pewnym grupom interesu, czy komukolwiek. Miałam pewne wątpliwości i dużo nad tym myślałam. Zdecydowałam się zagłosować za wprowadzeniem paszportów internetowych, czego konsekwencją będzie wyeliminowanie anonimowości z internetu.

Każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy, proszę pamiętać. Myślicie, że przestraszyłam się ostatnich ataków cyberterroryzmu. Otóż przyznam, że tak. To haniebne. Ale mam też własną historię.

Chociaż jestem kojarzona zawsze w kontekście problemów Księżyca, to nie każdy o tym wie, ale urodziłam się na Ziemi. Księżycjanką zostałam z wyboru. Emigrowałam na Księżyc nie z powodu znalezienia lepszej pracy, poznania interesującego partnera, odziedziczenia spadku… Nie! Wstyd się przyznać, ale moim jedynym powodem był paniczny strach. Uciekłam na Księżyc, ponieważ bardzo się bałam. Czułam, że gdybym została na Ziemi, to bym się zabiła. Nie dałabym rady dłużej żyć. Co mnie tak wykańczało? Jeden cyberstalker.

Powiem o tym, jak w przypowieści. Był raz sobie mały chłopiec. I ten chłopiec złapał muchę. Wrzucił tę muchę do butelki. Potem patrzył z ciekawością, jak owad się miota, uderza w ścianki pułapki, nerwowo lata szukając wyjścia. Po dłuższej chwili obserwacja muchy znudziła chłopca. Co zrobił? Wpadł na pomysł, by wlać do butelki wodę. Tak też zrobił. Mucha wpadła do wody. Zaczęła się ruszać na różne sposoby, próbując się ratować. W końcu z trudem dotarła do ściany butelki. Wgramoliła się na ściankę. Zmoczyła skrzydła i nie mogła już latać. Więc szła. Chłopiec patrzył z ekscytacją. Potem się znudził. Więc urządził owadowi tsunami. Po zakręceniu nakrętki zaczął trząść butelką we wszystkie strony. Woda z chlupotem przelewała się z góry na dół, z prawa na lewo. W końcu chłopiec przestał. Postawił butelkę na stole, by zobaczyć co stało się z muchą. Leżała nieruchomo na tafli wody. Wyglądała na martwą. Chłopiec wylał wodę, tak by w ręce została mu mucha. Chwycił muchę palcami, a następnie położył na nasłonecznionym parapecie. Mucha nie ruszała się, więc chłopiec stracił zainteresowanie i wyszedł z pokoju. Po pewnym czasie wrócił. Zobaczył, że mucha doszła do siebie i zaczęła się ruszać. Chłopiec najpierw wyrwał jej skrzydła, żeby nie odleciała. Później urywał po kolei wszystkie sześć nóg. Po każdej amputacji obserwował ofiarę. Z ekscytacją przyglądał się, jak owad panicznie chce uciec. W końcu zostawił muchę na parapecie. Mucha zdechła.

Ja byłam jak ta mucha, a chłopcem był cyberstalker. Odbieram telefon i słyszałam śmiech, muzyczkę albo oddech. Dostawałam smsy o dziwnych treściach. Odbieram obrzydliwe maile. Atmosfera jak thrillerze. Zaczynałam się bać. Potem okazało się, że wiadomości od znajomych, przyjaciół nie były w rzeczywistości od nich (chodzi mi o dane w mailu, czy smsie wyświetlające się w miejscu nadawcy). Stalker się pod nich podszywał. Zrywałam kolejne znajomości, ponieważ już nie wiedziałam, które wiadomości pochodziły od znajomych, a które nie. Stalker mnie gnębił i robił wszystko, żebym zaprzestała utrzymywania kontaktów z kimkolwiek. W niewybrednych komentarzach zarzucał mi kontakty seksualne z każdą znajomą mi osobą, niezależnie od płci, czy wieku. Ukradł wirtualną tożsamość i udając mnie wypisywał do ludzi różne głupoty, żeby mnie ośmieszyć i aby uznano mnie za osobę niewiarygodną, a właściwie wariatkę. Na początku XXI wieku na tym cybernękanie by się skończyło. Ale to już były nowe czasy. I nowe technologie. Podglądał mnie przed dosłownie wszystko, bowiem elektronika i dostęp do netu wmontowane zostały w każdy sprzęt. Zmywarka, lodówka, biurko, szafa – wyświetlały mi słowa i obrazy przesyłane przez mojego dręczyciela. Był wyjątkowo biegły w hakowaniu i korzystaniu z wiedzy informatycznej. Nie umiałam się temu przeciwstawić. Przykładowo środek nocy. Budzą mnie wstrząsy łóżka i głośny dźwięk nadrzędnego komputera mieszkaniowego „Pożar! Ewakuacja natychmiastowa!”. Zrywam się na równe nogi i w piżamie wybiegam na zewnątrz. Okazuje się jednak, że żadnego pożaru nie było. Albo szyba mówi „Szyba uszkodzona wskutek uderzenia”. Podchodzę do okna i widzę, że szyba jest cała. Przesuwam dłonią po szybie i głośno mówię „Anulować alarm. Szyba jest cała. Szyba jest sprawna.”. Na to szyba „Nie stój w oknie goła, ty dziwko”. „Nie jestem naga” – odpowiadam automatycznie. Na co słyszę śmiech. To śmiech żyrandola. Palpitacje serca, ból głowy, ciągły niepokój, zmęczenie, ataki chorób – to już namacalne fizyczne objawy. Stalker o nich wiedział, ale nie przestawał się nade mną znęcać. „O co ci chodzi? Spotkajmy się i wyjaśnijmy sobie wszystko” – proponowałam nie raz. – „Jestem kłębkiem nerwów. Już dłużej tego nie wytrzymam”. I rzeczywiście raz zgodził się na spotkanie. Mimo zamkniętych zamków i cyfrowych zabezpieczeń sam otworzył drzwi mojego mieszkania. Usiadł na kanapie i zaczął ze mną rozmawiać. Wyglądał na miłą osobę. Przemknęło mi przez myśl, że może mu się podobam, może się zakochał, tyle, że nie potrafił tego wyznać; okazać w normalny sposób. Podobał mi się i jakoś tak samo wyszło, że doszło do seksu. Potem on się ubrał i na odchodne stwierdził, że teraz bardzo się śpieszy, ale jeszcze się spotkamy. Jakaż byłam głupia, bowiem jeszcze tego wieczoru ściany wyświetlały mi wulgarne teksty i pornograficzne filmy, które budziły we mnie przerażenie. Nękanie się nie skończyło. Moje poczucie zagrożenia utrzymywało się nieustannie na wysokim poziomie. Zmieniałam numery telefonów, adresy mailowe, sprzęty, meble, komputery, zmieniłam adres zamieszkania cztery razy. Na próżno. On wszędzie mnie wytropił. Nie chodziło mu o mnie. Niczego ode mnie nie chciał. Sadystyczną przyjemność sprawiało mu wyłącznie dręczenie. Tendencyjnie postrzegał rzeczywisty świat. Błędnie interpretował zachowania, gdyż ciągle mnie pouczał co mam robić, jak się zachowywać. Zawsze był niezadowolony niezależnie, co bym zrobiła lub nie zrobiła.

Miałam przyjaciela Krystiana. Chodziliśmy razem do szkoły. Miał zawsze coś ciekawego do powiedzenia i interesował się wieloma sprawami. Pracował niedaleko mojego miejsca zamieszkania, dlatego od czasu do czasu widywaliśmy się w markecie, czy ulicy. Zwykle spontaniczne spotkanie kończyło się godzinną rozmową. Krystian miał pewne problemy to znaczy leczył się psychiatrycznie. Po prostu ludzie miewają różne choroby, ale te dolegliwości niekoniecznie muszą być na tyle duże, by lecząc się nie możnaby normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Krystian miał przyzwoitą pracę, fajną żonę, małą córeczkę. Mimo tego popełnił samobójstwo. Nie mam dowodów, ale przeczucie graniczące z pewnością, mówiło mi, że za tym stoi on, mój stalker. Krystian może był mniej odporny niż ja. Może obawiał się, że choroba umysłu się pogłębiła i nie chciał rodziny obciążać takim ciężarem. Nie wiem. Zabił się. Po tym zdarzeniu uciekłam na Księżyc. Dawne dzieje, ale ten dramatyczny strach i atak paniki pamiętam do dziś.

Dlatego lobbowałam by w szkołach uczono zaawansowanej informatyki, pisania programów komputerowych oraz metod hakowania. Im większa wiedza, tym łatwiej się bronić. W sensie zebrania dowodów winy stalkera. Bo stalkerzy potrafią, jak ci co dla zabawy tworzą wirusy, czy inne szkodliwe oprogramowanie, skutecznie zacierać po sobie ślady. Potem w pamięci szyby, szafy, tabletu czy zmywarki nie zostaje żaden kłopotliwy zapis. Ofiara skarżąc się policji tylko by się ośmieszyła. Poza tym sąd orzeka o winie na podstawie dowodów, a bez nich same słowa nic nie znaczą.

Teraz natomiast głosuję za wprowadzeniem paszportów internetowych. Anonimowość powoduje, że źli ludzie czują się bezkarnie. Uważam, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż chęć wypowiadania się bez podpisu autora. Gdyby wszyscy postępowali fair to sprawy by nie było. Ale rzeczywistość jest inna. Przestępcy byli, są i będą. W związku z tym trzeba podjąć wszelkie możliwe kroki, by zapobiec przestępstwom. Coś za coś. Moim zdaniem życie ludzkie i jeszcze życie w komforcie psychicznym jest wartością ważniejszą i cenniejszą niż chęć anonimowego poruszania się w sieci. W tym miejscu chciałam przypomnieć, że ludzie początkowo krzywo patrzyli na monitoringi. Twierdzili, że to zbyteczna inwigilacja. A dziś kamery są w każdym miejscu publicznym. To właśnie dlatego przestępcy zasadniczo nie działają w realu, bowiem szybko zostaliby złapani. Natomiast świat wirtualny nie jest poddany skutecznej kontroli. Ponad sześćdziesiąt wcześniaków zmarło w klinice w Nowym Wrocławiu na Marsie, bo cyberhakerzy z Ziemi odcięli zasilanie inkubatorów.

Cyberprzestępcy traktują ofiary w sposób bezwzględny, bez odczuwania współczucia, empatii. Bezsilność i lęk ofiar daje im poczucie władzy absolutnej. Tak nie może dłużej być. Ja się na to zgodzić nie mogę. Jestem przeciwko zabijaniu, przeciwko wojnom, przeciwko terrorowi, przeciwko torturom, znęcaniu i zastraszaniu.

Drodzy internauci, jeżeli nie zgadzacie się z moimi poglądami i decyzjami, to postarajcie się chociaż zrozumieć motywy moich działań. To nie chodzi o to, że ktoś chce Wam odebrać wolność. Tu chodzi o to, żeby ktoś nie odebrał Wam życia.

– senator Królowa Księżyca

Koniec

Komentarze

Rosyjscy naukowcy badali muchę. Po kolei wyrywali musze nóżki, za każdym razem rzucając komendę "idź". Mucha szła. Po wyrwaniu ostatniej nóżki, kiedy już nie szła, skonkludowali, że ogłuchła.

 

A tak mi się anegdota przypomniała.

 

Niespecjalnie wiadomo, kim jest królowa księżyca, czemu jest taka ważna i czemu przeprasza (czyżby była jedyną osobą głosującą za to opcją?). Poza tym takie publiczne wyciąganie brudów (łącznie z tak kompromitującymi szczegółami jak bzykanko z dręczycielem) cholernie nie pasują do polityka.

 

Jeśli chodzi o przesłanie (jeśli takowe istnieje), to jak zwykle się nie zgadzam.

 

Ciao.

Nastoletni język też zupełnie nie pasuje do polityka. 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

nie rozumiem też, czemu Królowa w liście do internautów, wyjaśnia, kim jest. przecież ci dobrze ją znają. chciałaś przekazać swoją opinię nt. anonimowości w internecie, ale wybór formy był kiepskim pomysłem. mnie się nie podobało. historia o musze u chłopcu zgrabnie napisana.

A ja będę bronić. Przesłanie przesłaniem, ale mnie się właśnie językowo podobało. Nie odczuwam zgrzytów, stylistycznych wybojów, przez tekst się płynie. Przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością.

Językowo ten tekst prawie leży, pani senator powinna wypowiadać się bardziej stonowanie (co nie oznacza, że ogródkami) i bez językowych naleciałości dowolnego rodzaju. To --- teoretycznie. Praktyka jest nam znana... lecz ja tej praktyki nie popieram i uważam, jak na wstępie.  

Temat jak najbardziej na czasie (czyżby naszą Koleżankę spotkała antyprzyjemność z gatunku tych, o których pisze?), ale to jeszcze długo długo pozostanie teorią i marzeniami porządnych, normalnych ludzi.

Boże daj.

na wstepię bardzo dziękuję za przeczytanie i cenne uwagi;

nie wiem, czy powinnam się zabawić we własnego adwokata, ale...

odnośnie "nastoletniego języka", "wypowiedzi za mało stonowanej" to przecież w przyszłości prawdopodobnem (bo nie wiemy jakie będzie na pewno) może się okazać, że w takim tonie politycy będą się wypowiadać

przykład: sto lat temu nie rozmawiało się swobodnie o seksie nawet między małżonkami; młodzi wierzyli, że dzieci przynosi bocian, albo znajduje się je w kapuście; nie było nawet długopisów, nie wspominając o komputerach itp. czyli skąd wiemy jaki będzie język polityków w przyszłości?

poza tym świadomość tzw. "prostych, zwyczajnych" ludzi jest coraz większa i jest prawdopodobnym, że w przyszłości wyborcy nie będą głosować na "gadaczy wymądrzonych frazesów" (bo już mało kto bedzie się na nie nabierał), ale na tych, co mówią prosto i konkretnie

na marginesie: jakich polityków media częściej pokazują - ano tych, co są bardziej wyraziści, chlapną jakąś głupotę - dlaczego? bo ludzie się szybko nudzą; wniosek: może Królowa Księżyca celowo wtrąca o "bzykanku"

"dlaczego Królowa wyjaśnia kim jest" - a czy Ty Fanto wiesz kto jest kim w strukturach Unii Europejskiej? może i wiesz, ale zapewniam Cię, ze wielu nie wie; chociaż prawo unijne jest nadrzędne względem polskiego; prawo polskie się zmienia tak, by uwzględniało dyrektywy europejskie; czyli to nie politycy, których nieustannie  pokazują w polskich wiadomościach mają największy wpływ na zmiany w naszym życiu; wniosek: niekoniecznie internauci z Ziemi muszą znać rzeczywiste wpływy polityków z Księżyca

"czemu jest taka ważna" - nie jest właśnie taka ważna; ale najwitoczniej jest w mediach bardziej rozpoznawalna (jak celebryci)

 itp.

- żeby wyjaśniać każdy aspekt - trzebaby napisać książkę; a to już jest grubsza sprawa ;-)

pozdrawiam

 

 

 

poza tym świadomość tzw. "prostych, zwyczajnych" ludzi jest coraz większa i jest prawdopodobnym, że w przyszłości wyborcy nie będą głosować na "gadaczy wymądrzonych frazesów" (bo już mało kto bedzie się na nie nabierał), ale na tych, co mówią prosto i konkretnie  

Wybacz, ale rzeczywistość zaprzecza Twojej tezie o wzroście świadomości "prostych ludzi". Mniej telewizji, więcej uważnej obserwacji...

Wybacz, ale zdradza Cię łączenie młodzieżowego języka z typowo profesorskimi formami typu "iż", których od lat specjaliści każą unikać na każdym kursie autoprezentacji. Albo jedno, albo drugie, cokolwiek pomiędzy będzie brzmieć sztucznie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Aż profesorskie to "iż"? No no...  

SJP PWN:    

spójnik łączący ze zdaniem nadrzędnym zdania podrzędne rozwijające treść składników zdania nadrzędnego; że (z nieco książkowym odcieniem)
a) w połączeniu z wyrazami oznaczającymi mówienie, procesy myślowe, stany uczuciowe
Przypominał sobie, iż upływa termin pożyczki.
Przyrzekł, iż mu pomoże.
b) w połączeniu z zaimkami wskazującymi
Osiągnął to, iż dała mu słowo.
Tym się różnił od brata, iż był energiczniejszy.
To, iż przemókł, wywołało grypę.
c) w połączeniu z niektórymi formami lub zwrotami nieosobowymi
Być może, iż wcale nie wyjadę.   

Zawsze podczas czytania Twoich tekstów przypomina mi się książka Josteina Gaardera "Córka dyrektora cyrku", o facecie, który miał mnóstwo pomysłów na epokowe dzieła, ale wolał sprzedawać je innym. Masz super pomysły, ale zamiast je doszlifować, wydłużyć, zrobić z nich "pełnometrażowe" opowiadanie, po prostu wypłukujesz je z siebie i wrzucasz w sieć. Są w tym tekście świetne sceny - jak ta, w której stalker używa wszystkich sprzętów, by prześladować swoją ofiarę - i aż się prosi, żeby je rozbudować, zrobić z tego historię... bo list królowej jest niestety bardzo nieprzekonujący. Słaba motywacja "tytułu" bohaterki - wydaje się, że po prostu najpierw wymyśliłaś tytuł opowiadania, a potem dopiero jego uzasadnienie. Język, jakim się posługuje, też razi, mimo Twojej skądinąd słusznej argumentacji (język niektórych, zwłaszcza tych "tweetujących" polityków już przypomina język nastolatków ;).

Do tego w tekst wkradło się sporo nielogiczności. Po pierwsze, dlaczego bohaterka lobbuje za nauczaniem w szkołach zaawansowanej informatyki? Podejrzewam, że raczej przyniosłoby to efekt odwrotny od zamierzonego, i ze szkół wyszłoby więcej cyberstalkerów niż osób potrafiących się przed nimi bronić :)

Po drugie, dlaczego stalker nie wytropił bohaterki na Księżycu? Stała się znana, istnieje połączenie internetowe między Księżycem a Ziemią... naprawdę ta ucieczka coś jej dała?

Super pomysł, niestety znacznie gorzej wykonany. Wydaje mi się, że stać Cię na więcej.

Wyglada na to, że naprawdę niewiele się zmieniło w polityce. Wybacz, ale dla mnie sytuacja, w której kobieta nieumiejąca sobie poradzić z pojedyńczym dręczycielem (sposobem innym niż ściągnięcie majtek) bierze się za optowanie decyzji, które w zamyśle mają zmienić życie milionów ludzi, jest absurdalna. Są gorący i zawsze chętni informatycy do wynajęcia, można zreinstalować system, w ostateczności rozpieprzyć go młotkiem i zamontować na nowo. Można wyjechać (przed ściąganiem majtek i samobójstwem przyjaciela). Ale nie, to by było za proste. Najlepiej czekać na cud, po czym (w razie gdyby takowy nie nadszedł) uciec na księżyc i zająć się polityką. I zastanawiać się, jak tu kontrolować wszystkich. W końcu każdy może gwałcicielem być, najlepiej więc, żeby wszyscy chodzili na smycy. Nie będzie więcej problemów. Hurra. New great world.

 

Uff... Uniosłem się.

 

Aha, Adamie, no niby tak, ale powiedz mi - kto używa  w mowie? I w pismie też, w celu innym niż stylizacji? Zapomiane i trudne do wymówienia (no, z tym drugim to lekka przesada, ale czyni przerwę w wypowiedzi o wiele większą niż gładkie że).

Przyrzekł, iż mu pomoże. 

Osiągnął to, iż dała mu słowo

Tym się różnił od brata, iż był energiczniejszy.

To, iż przemókł, wywołało grypę.

Być może, iż wcale nie wyjadę.

 

Adamie, wiem co oznacza iż. Ale słowo to w zestawieniu z językiem potocznym brzmi wyjątkowo sztucznie, tak samo jak użyte w tekście "otóż". Nawet jeśli znasz kogoś, kto faktycznie powiedziałby "być może, iż wcale nie wyjadę" albo "przyżekł, iż mu pomoże" (ZGROZA), to przyznaj z ręką na sercu, znasz kogoś kto użyłby takich zwrotów w połączeniu z "bzykankiem" albo "ksywką"?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Przyrzekł, mea culpa, to przez to nagromadzenie ż...

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Wyobraź sobie, że tak, znam.  

Swoista ekonomika wypowiedzi? O cztery milisekundy skraca, czy aż o pięć i pół?  

Nie bierz tego za celową złośliwość, ale to skutki tego, że w innych czasach uczyliśmy się pisać i mówić. Od innych ludzi. Od takich, dla których słowo mówione lub pisane miało swoją wagę --- bo nie było Twittera z jego ograniczeniem do iluś tam słów wpisu, bo nie było przycisków "lubię to", nie było poczty elektronicznej i do dziadka pisało się na papierze...  

Naprawdę nie jest moją winą, że ilość słów w codziennym obiegu kurczy się w znaczącym tempie. Nie jest moją winą, że Ą i Ę jest wyśmiewane jako maniera. Za kilka jeszcze tendencji nie ponoszę żadnej winy. Popatrz, jak często piszą młodzi ludkowie: wzią zamiast wziął --- bo piszą, jak słyszą, a słyszą, jak inni niedbale mówią.  

Mam sie do nich pszyłonczyć? Tego wymagać nikt ode mnie nie może.

Akurat Ą i Ę najbardziej wyśmiewali moi szkolni nauczyciele, czyli zakładam, że pi razy oko Twój rocznik. Słowo "iż" brzmi tak oficjalnie, że nie sposób go bronić w połączeniu z mową potoczną.

 

A teraz po królowoksiężycowemu:

 

Otóż akurat Ą i Ę najbardziej wyśmiewali senseje z mojej budy, czyli jak mniemam Twoi ziomale. Słowo "iż" jest tak drętwe, iż jego difens jest awykonalny. 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Adamie, przejrzałem dla pewności przykładowy Twój tekst - ostatni na liście "To się jeszcze okaże". Użyłeś słowa "że" 56 razy. Słowo "iż" występuje w nim 1 raz. Słownie jeden. Powstaje pytanie czego bronisz? Słowa, którego sam nie używasz? Jeśli dla Ciebie to równoprawne synonimy, to skąd aż tak drastyczne nadużywanie "że" w stosunku do "iż"? Bo natężenie tego "że" w niektórych akapitach jest na tyle znaczne, że mając pod ręką synonim aż prosiłoby się o jego wykorzystanie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Szanowny i nawet drogi brajcie, zapewne jest Ci znany fakt, własnym okiem własne dzieło oglądane wydaje się takie dobre, och ach uch. A potem zjawia się taki jeden z drugim...   :-)   

{Nadrabiam niedostatek "iżów" w wymienionym przez Ciebie tekście   :-)  }

Wiesz, że ja wolę sto "że" pod rząd, niż jedno "iż", "azaliż" lub "albowiem". :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

rozumiem, masz rację, że tak zwani zwykli ludzie często nie wiedzą, kto jest kim, ale jeśli piszą maile do "Królowej", to chyba raczej wiedzą, że nie jest naprawdę królową, lecz to tylko "taka ksywka". to tak jakby ludzie pisali wściekłe listy do.. dajmy na to do Kaczyńskiego (zakładając, że znowu trzyma stery), a on w odpowiedzi wyjaśnia im, że tak naprawdę wcale nie jest Kaczką, lecz to jedynie taka ksywka... przecież jeśli ktoś na tyle interesuje się życiem publicznym polityków, wie takie oczywiste rzeczy, jak to, że Księżyc wcale nie jest królestwem i nie ma królowej. ta autoprezentacja bohaterki wydała mi się sztuczna. co innego, gdyby przedstawiała w liście swoje obowiązki itd., bo tych "zwykli ludzie" nie zawsze muszą być świadomi.

Jako przykład podam (jak zwykle) Kraków. Mamy tutaj tak zwaną Królową Kazimierza, miłościwie nam panującą Wandę Frączek, która prowadzi zapiekankowy biznes w słynnym okrąglaku. Ludzie kłaniają się jej w pas, a kilka lat temu była nawet ceremonia koronowania pani Wandy. Ale jak w prasie udziela wywiadów, to nikomu nie musi się tłumaczyć, że ona wcale nie jest królową.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

"Zgodnie z Konwencją, etyką i moralnością mój, jako senatora, głos wynikać powinien z wewnętrznego przekonania, a nie z chęci przypodobania się pewnym grupom interesu, czy komukolwiek" - no właśnie, że nie. Zgodnie z powszechnie stosowaną w państwach prawdziwie demokratycznych procedurą, senator jest rozliczany przez wyborców i wyborcy decydują jak powinien się zachowywać.

Pomysł całkiem dobry, ale podobnie jak Dreammy, odnoszę wrażenie, że wykonanie leży.

 

Opowiastka o musze jest fajna, pomysł w sumie ciekawy, ale całość zaserwowana tak na odwal, jeżeli chodzi o formę.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka