- Opowiadanie: DSakura - Halloween w Piątek Trzynastego

Halloween w Piątek Trzynastego

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Halloween w Piątek Trzynastego

Pewnego szarego dnia, szarą ulicą szły dwie szare dziewczyny. Szare drzewa uginały się przy podmuchach szarego wiatru w ten zimny, szary październik. Iorika i Leinster wracały z nudnej, szarej szkoły.

– Jak myślisz…, co szarego ugotuje moja mama dziś na obiad…? – spytała sennym głosem Iorika.

– Pewnie znowu szarówkę, a na drugie kotlet z szarości… – odpowiedziała monotonnie Leinster.

Przez chwilę sunęły w ciszy po nudnej, szarej drodze. Wokół unosiły się i opadały szare liście, które zamiatał nudny, szary dozorca.

– Czemu w tym mieście wszystko musi być takie szare i nudne…? – westchnęła Iorika.

– W końcu to Szarowo. Tak, jak Kurczakowo, Masłowo, Papierowo… Każde miasto ma jakąś domenę… – mruknęła Leinster.

– Taak… Szkoda, że mamy tak mało turystów…

– Turyści są zbyt mało szarzy… – zauważyła ponuro.

Obie westchnęły przyznając temu szaremu stwierdzeniu szarą rację. Nagle przystanęły, bo zauważyły coś, czego wcześniej nie widziały. Nie było nienudne, ani nieszare, ale w takim miasteczku, jak Szarowo, każda niecodzienność jest niebywałą rozrywką.

Na jednym z wielu szarych drzew zawisło nowe, szare ogłoszenie – odezwa burmistrza Szarowa.

 

 

"Szanowni Obywatele…!

Z niezgłębioną szarością informuję, iż z powodu gruntownego remontu naszego szarego ratusza obchody dorocznego święta Halloween odbędą się już 13 października…!

Wszystkich zainteresowanych bezinteresowną, szarą pomocą w szarej organizacji proszeni są o szare zgłaszanie się do odpowiednich, szarych instytucji… Mile widziani szarzy, młodzi wolontariusze…

Niech szarość będzie z Wami…!"

– Hmm… – mruknęła tylko Iorika.

– Hmm… – westchnęła Leinster.

Lekko zawiedzione, aczkolwiek z poczuciem minimalnego oderwania się od tej szarości powlokły się do domów.

Odrabiając szare, nudne lekcje i przygotowując się do szarego, nudnego sprawdzianu, Iorika spojrzała z melancholią w swój szary, nudny kalendarz, w którym zaznaczała same szare i nudne wydarzenia.

– Hmm…? – trochę się zdziwiła, co było u niej niezwykle niespotykanym, niesamowicie mało szarym zjawiskiem – 13 października, to już za tydzień… I… przecież to piątek. – przez chwilę wpatrywała się w tą wyjątkową datę i kontemplowała nieznane uczucie zaskoczenia. W końcu jednak przypomniała sobie o szarej, nudnej rzeczywistości i wróciła na ziemię.

Następnego dnia jednak podzieliła się swoim niecodzienym spostrzeżeniem z Leinster.

– Taak…? No i co…? – spytała ziewając szara dziewczyna, nawet nie zauważając mniejszej niż zwykle szarości Ioriki.

– Czuję… – powiedziała cicho tamta – Że to coś znaczy.

– Hmm… Co masz na myśli…?

– No wiesz… Coś.

– Taak… To całkiem oczywiste…

Iorika poczuła, że Leinster nie dostrzega w tym fakcie nic nieszarego. Sunęła do nudnej, szarej szkoły, jak każdego innego, szarego i nudnego dnia. Przemknęła jej przez głowę myśl, że to niezbyt dobrze. Ale… z drugiej strony… Jak mogła wymagać od urodzonej i wychowanej w szarości dziewczyny, żeby dostrzegła inne kolory? "W sumie… – pomyślała – To przecież nie takie niezwykłe. Halloween w piątek trzynastego. Data jak każda inna" – stwierdziła i powróciła na swoje stare, nudne, szare tory myślenia.

Mijały dni i chociaż Iorika usiłowała myśleć szaro, tak jak wszyscy, to jednak wciąż coś nie dawało jej spokoju. Próbowała to ignorować, ale wraz ze zbliżaniem się daty tegorocznego święta, stawało się coraz bardziej wyraźne. Dzień przed Halloween obudziła się gwałtownie wyrwana ze snu i od razu usiadła, co było bardzo mało nudne i bardzo nie pasowało do Szarowa.

"Coś musi być! – pomyślała zdecydowanie – Coś absolutnie nieszarego i nawet w najmniejszym stopniu nudnego!". Wstała z łóżka i, kierowana niezwykle mało szarym instynktem, skierowała się do swojej małej, szarej, nudnej biblioteczki. Ujrzała ją od razu – była najmniej szara i wyraźnie odznaczała się na tle schludnie, nudno i szaro poukładanych innych książek. Jej tytuł brzmiał: "Szare i Nudne Baśnie i Legendy", ale tytuł nie zmylił Ioriki. To był najmniej szary i nudny przedmiot, jaki widziała w życiu. Natychmiast przekartkowała znalezisko i gwałtownie zatrzymała się na prawie pustej stronie. Wydrukowano na niej wyblakły już, ale wciąż widoczny, nieszary i nienudny tekst:

 

"Szarość, szarość,

wszystko szarość;

wszystko szare i ponure.

Położyć kres

szarości tej

mógłby jedynie Bies.

Kiedy święto

ze swą datą

na nowo zjednoczy tu się

Na świat wyjdą

potwory złe;

Kto przesądnym jest, niech boi się.

W co wierzysz,

prawdą stanie się

i wnet wszystko obróci

w ciemność, strach i cień."

– Leinster…? – spytała tego dnia Iorika – Wierzysz w przesądy?

– Hmm…? – mruknęła dziewczyna – O czym mówisz?

– No wiesz… O czarnym kocie, stłuczonym lustrze, kominiarzu…

– Taak…

– Tak?

– No taak…

Iorika zamyśliła się, a jej myśli były bardzo mało nudne i szare.

– A właściwie dlaczego?

– Hmm… Co? – Leinster zatrzymała się i to bez wyraźnego, szarego powodu – O co ci chodzi? – spytała nienudnym i nieszarym, wyjątkowo ożywionym i jakby lekko oburzonym tonem.

– No… Dlaczego wierzysz w przesądy?

– A dlaczego miałabym nie wierzyć? – zaperzyła się.

Rozmowa zaczynała przybierać znamiona kłótni.

– A masz na nie jakieś dowody?

– Co się z tobą dzieje? Nie masz większych problemów? W ogóle jesteś ostatnio jakaś dziwna. – wyrzuciła z siebie i ruszyła szybkim krokiem.

Iorika była jeszcze za bardzo szara, żeby odczuć tak wyraźne emocje, jak złość, bunt, czy rozczarowanie, ale wiedziała, że to, co się przed chwilą stało było bardzo mało szare. Czy należało uznać to za postęp?

Mówiąc o postępie – przepowiednia, bo tak chyba można to traktować, mówiła o końcu szarości. Chociaż nie była zbyt optymistyczna, szczególnie te fragmenty o potworach i diable, to jednak… Coś mówiło dziewczynie, że jutrzejszy dzień będzie przełomowy.

 

Tego wyjątkowego dnia Iorika obudziła się jak zwykle w swoim szarym, nudnym łóżku. Zwlekła się z szarej, nudnej pościeli i spojrzała za szare, nudne okno. W szarej oddali wstawało już szare słońce rozpoczynając kolejny szary, nudny dzień. "Wygląda na to, że wszystko jest jak zawsze…" – pomyślała z przygnębieniem. To uczucie nie było szare, ale i tak nieprzyjemne.

Dziewczyna ubrała się w swoje zwykłe szare i nudne ubrania, po czym pomaszerowała do szarej, nudnej kuchni. Tam zjadła szare, nudne śniadanie i wyszła na szarą, nudną ulicę. Niebo było szare i zachmurzone, jak zwykle; nic nie zapowiadało zmian. Iorika popatrzyła w szarą dal, melancholijnie westchnęła i spojrzała na szary chodnik po drugiej stronie. Z szarych krzewów porastających szary płot wyłonił się kot. Nie był to szary kot, ale czarny. Iorika patrzyła lekko zdezorientowana, jak zwierzę o niezwykłej maści przebiega jej drogę i siada obok. Nie wiedząc, co o tym myśleć schyliła się i pogłaskała miękkie futerko. Kot zamiauczał i uciekł. "W końcu czarny to odcień szarego." – wytłumaczyła sobie, ale nie było to do końca przekonujące wyjaśnienie.

Rozejrzała się po szarej okolicy, jakby szukając choćby odrobinę mniej szarego fragmentu, ale wszystko przesycone było tym, i żadnym innym kolorem. Ponownie westchnęła i ospale ruszyła w stronę szarej, nudnej szkoły. Parę metrów dalej zobaczyła kolejne mało szare zjawisko. Po drugiej stronie ulicy sunęła zakonnica w czarnej sutannie. Znowu czarny. Ale to przecież tylko odcień szarego. Tylko?

– Przepraszam! – zawołała Iorika i do niej podbiegła – Eee… Niech będzie Pochwalony…

– Pochwalony, Pochwalony! – zaskrzeczała wesoło zakonnica i odwracając się do dziewczyny, po czym przyspieszyła i zniknęła za najbliższym zakrętem.

Iorika aż odskoczyła, a jej serce zamarło z przerażenia. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. W miejscu, gdzie powinna być twarz zakonnicy… tkwiła pomarańczowa dynia, wydrążona w złowieszczy uśmiech.

Ciężko dysząc ze strachu dziewczyna poszła dalej, tym razem o wiele szybciej od swojego zwykłego szarego i nudnego tempa. Nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek będzie chciała oglądać coś tak innego.

Już kiedy zbliżała się do szarego drzewa, na którym zobaczyła ogłoszenie, które to wszystko zapoczątkowało, usłyszała głos Leinster. Po chwili ujrzała dziewczynę biegnącą w jej stronę.

– Iorika! – krzyczała z daleka – Pomóż mi!

Obie popędziły do jej domu. Zwykle wyglądał szaro i nudno, ale tym razem dodatkowo wisiały nad nim ciężkie, ciemne chmury.

– Co się stało? – spytała Iorika ledwie łapiąc oddech po szybkim biegu.

– Mój tata! – wrzasnęła tylko tamta i wbiegła do środka.

Dom składał się z przedpokoju i odchodzących od niego pomieszczeń. Wszystkie wyglądały szaro, nudno i identycznie, ale dziwnym trafem Iorika wiedziała, do którego się udać. Była to sypialnia rodziców Leinster. Większość pomieszczenia zajmowało wielkie łóżko, na którym leżał ojciec dziewczyny. Podłoga i pościel usłane były odłamkami wielkiego, stłuczonego lustra, a jeden z nich tkwił w ogromnej ranie na brzuchu mężczyzny. Wszystko było zakrwawione lub obryzgane krwią, jakby nie tylko jeden kawałek uszkodził ciało. Na podłodze klęczała i płakała w umazane krwią dłonie jego żona, głośno lamentując.

– Pomóź mu…! – szlochała.

– "Pomóż"? – powtórzyła z niedowierzaniem Iorika – Przecież on…

– Pomóż mi!!! – wrzasnął mąż kobiety. Nawet jego oczy o szaleńczym wyrazie nabiegły krwią.

Dziewczyna wrzasnęła i wybiegła z pomieszczenia. Gnała przed siebie bez opamiętania aż spostrzegła, że przypadkiem dotarła do budynku ratusza. Wokół zgromadził się tłum mieszkańców Szarowa, bezładnie przemieszczających się po placu i co chwilę coś wywrzaskujących. "Piątek Trzynastego!", "Trzynaście!", "Mówiłem: pech, mówiłem!". Chaosowi nie było końca. Iorika przepchnęła się między nawet nie zauważającymi jej ludźmi i weszła do budynku. Na środku sali, wśród porozrzuconych i niedokończonych dekoracji ustawiono drabinę. Wokół niej stał burmistrz we własnej osobie, kilku ministrów i paru zwykłych, szarych obywateli miasta. Kiedy dziewczyna zbliżyła się i usłyszała, o co się sprzeczają, okazało się, że chodzi o przesąd.

– Mówiłem! – wrzeszczał Minister Finansów – Piątek trzynastego – pech! Przejście pod drabiną – pech! Mówiłem! Mówiłem!!!

– Proszę o spokój. – zarządził burmistrz – Udowodnię ci, ograniczony człowieku, ile są warte twoje przesądy! Szarowski, przejdź pod drabiną! – zawołał do wysokiego, chudego, szarego i nudnego mężczyzny. W oczach miał lekką trwogę, ale bojąc się nie wykonać polecenia przełożonego posłusznie przeszedł pod drewnianą konstrukcją. W jednej chwili wydawało się, że nic mu nie jest, ot, przeszedł sobie pod kilkoma deskami, ale w drugiej… Nic się nie stało, a jednak… Szarowski zniknął, a na jego miejscu pozostał tylko krwawy ślad.

– Mówiłem!!! Mówiłem!!! – krzyczał dalej Minister.

– Proszę o spokój! – kontynuował swoją powinność burmistrz, ale Iorice wystarczyło to, co widziała. A przynajmniej tak pomyślała. Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych i już chciała się odwrócić i odejść, kiedy spostrzegła, że… wszystkie twarze zmieniły się w dynie ze złowieszczym uśmiechem.

Dziewczyna wrzasnęła i wybiegła z ratusza. Biegła tak szybko, jak mogła, ale i tak czuła na karku oddechy goniących ją istot.

– Choodź tu…! – wołały – Nie bóój się…! Uuuwierz w nas…!

"Uwierz"? – dotarły do niej słowa straszydeł i gwałtownia zatrzymała się. Nawet nie zauważyła, kiedy ponownie znalazła się pod felernym ogłoszeniem.

"Uwierzyć…" – powtórzyła w myślach, po czym krzyknęła:

– Nie wierzę!

Upiory natychmiast stanęły.

– Nie wieerzyysz…? – zawyły.

Iorika zebrała w sobie całą odwagę.

– Nie! – powtórzyła – Nie wierzę! I nie boję się was!

Tym razem ona uśmiechnęła się złowieszczo, odwróciła do drzewa i zerwała szarą kartkę wiszącą tam od tygodnia. W jednej chwili wszystko zaczęło wirować, rozmywać się i tracić kolory, z powrotem zmieniając w szarość. Jeden z potworów próbował wyrwać się z pochłaniającego go tornada i chwycił dziewczynę za rękę. Tamta wrzasnęła ze strachu, jednak szybko się opamiętała i uderzyła go w dyniową głowę, która roztrzaskała się na kawałki. Poczuła się jakoś dziwnie… Jakby…

 

Iorika zerwała się z łóżka jakby śnił jej się najgorszy koszmar, jaki w życiu miała. Przez chwilę oddychała miarowo próbując się uspokoić, po czym spojrzała za okno. Czyżby jej się wydawało, czy naprawdę niebo było… jakieś mniej szare? Nawet wschodzące słońce zdradzało przebłyski bieli. "Hmm. Biel to tylko odcień szarego. Tylko?" – pomyślała i zeszła na śniadanie.

Tego dnia w drodze do szkoły Leinster wydawała się trochę mniej szara i nudna. Zapytała nawet zwyczajnym, nieospałym głosem:

– Nadal nie wierzysz w przesądy?

– Nie. – odpowiedziała zdecydowanie Iorika ściskając w dłoni pomarańczowy odłamek.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie za dużo szarości. ;-)
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka