- Opowiadanie: kowal57 - Reinkarnacja. Życie po życiu.

Reinkarnacja. Życie po życiu.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Reinkarnacja. Życie po życiu.

Witam.

 

Przedstawiam do oceny fragmencik przygotowywanej do druku mojej, nowej książki. Prosze oceniać poważnie, acz stronę merytoryczną. Te cholerne przecinki, przeniesienia, czy myślniki, poprawi za mną adiustator.

 

 

 

Fragment z drugiego tomu książki pt.: ”Dom bez wyjścia”

 

…..Nagusieńka przyszła na świat.

Istota w lichy płaszcz niemożliwości odziana. Malusieńka i bezbronna. Ziemia ja klapsem, bólem, przywitała. Odtąd tę krzywdzicielkę-matką– nazywać będzie. Od grubomaterialnych ograniczeń całkowicie zależna. Wzrastać będzie, kształtować się, na wielkiej, bezlitosnej, szarej pustaci. pod szorstką chmurą złych namiętności. W morzu występku i ignorancji. Gdzie wypowiedziane słowo ma wiele znaczeń. A tylko jedno z nich jest prawdziwe. Reszta z lubością rani. Na manowce sprowadza. Wyciągnięta dłoń kaleczącym kamieniem miota. Dużo rzadziej kromkę chleba podaje. Napotkane serce jest zamknięte. Tylko zimnym głazem lodzi. Powinno przecie ogrzewać. Lubością sycić. Tu jej walczyć przyjdzie. W beznadziei, wśród przeciwności. A ona taka niezaradna, politowania godna. Samotna pośród wielu.

Mimo tej marności, z zadaniem sobie narzuconym tu przyszła. Tylko dwa chcenia, dwa jakby naczynia, w malutkim serduszku się znalazły. Miarki otrzymanego, i spodziewanego.

Nowoprzybyła drobinka, zda się całkiem bezbronna, do czynu niezdolna, wielkie zadanie obiecuje sobie wykonać. Dwa chcenia, dwa kielichy, naczynia istotności na drogę otrzymała. I tu je przyniosła. Jedno pełne mgły. Bezbarwnej, bezkształtnej, nieświadomej. Plasteliny takiej. Ludzkim postępkiem we wszystko można tę wieloistość uformować. Dobro lub zło zasiewać. Miłość propagować, nienawiść czynić. Ulgę nieść. Ból zadawać. Wszystko z tych pierwocin można wydestylować. Zgodnie z wola obdarowanego tą surowicą.

Wolna wolę nosicielce dano. Uczyni z darem co uważa.

Drugie naczynie puste. Do niego chwile mijającego życia będą składane. Wszystkie. Naczynie idealnie przezroczyste jest. Jak wszechświat kuliste. Nic się z wlewanego nie da ukryć. Będzie przez cały tutaj pobyt z pełnego czerpała, i po przerobieniu, do pustego wlewała. Każdą drobinę z pełnego pobraną, przez ręce, serce, sumienie przenicuje, nim do minionego dołoży.

Ma czas. Niech te mijające chwile dokładnie ogląda. Nim na zawsze odłoży.

Gdy już dokona. Z pełnego w próżne przepracuje, wtedy odejdzie. Gdzieś tam, na uboczu spraw samotności, a jednak pod czujnym okiem absolutnej sprawiedliwości, przeglądu dokona.

Puste teraz naczynie tuż obok położyła, nad teraz pełnym się pochyla. Nicuje, rozważa, po kawałeczku z dzbana wyjmuje. I ogląda. Po kawałeczku. Po roku, miesiącu, godzinie, sekundzie, i po oka mgnieniu. Pod szkłem wszystko powiększającym. Pod okiem mikroskopu nieskończonej sprawiedliwości.

W trakcie minionego, długiego przekładania z pierwotnego naczynia, do naczynia na doświadczone przygotowanego, ciągle miała nadzieję, że teraz, w godzinie powrotnego przelewania, wszystka istotność, do naczynia źródła powróci. Przecież się starała. A tu się okazało, że nic z tego. Niestety. Tej cząstki nie mogę za pożyteczną uznać. Tej się wstydzę. A tę, pragnę w najciemniejszy kącik schować. Nic z tego. Tu kantów nie ma. Powoli, kolejno, ze łzami w nieistniejących już oczach, w żalu serca tam pozostawionego, drobinki z dzbana z takim trudem napełnionego, odrzucić precz trzeba. Ze wstrętem. Inne naczynie nimi wnet do pełna nalać. Trzecie. Brudne. Niezamierzone. Takie, jakie sama sobie z materialnej istotności ulepiła. Prędko zapełnia się czymś, czego na powrót do pierwszego zabrać nie może. Tu gdzieś to ohydne zostawić musi. Chwilowo. Kiedyś przecie musi ku niemu wrócić. To niestety także jest jej własność.

 

 

Trud rozdzielania długo trwał. Na ziemi w tym czasie całe lata albo i wieki przeminęły. Wreszcie osąd zostal dokonany. W naczyniu, które na początku istnienia było pełne, teraz tylko dwie maleńkie kropelki błyszczą. Jedna to dobroć. Druga– doświadczenie. Te maleństwa blisko siebie tkwią. Jednakim blaskiem jarzą. Łączą się. Wszak jedno z drugiego wynika.

Trzeba ze wstydem iść wyżej. Sprawozdanie z dokonań zdać. Oj, jak ciężko. Wszak miarka dokonań na dnie sprawiedliwego ledwie błyszczy. Malutko.

Tam gdzie nieskalana nicość lśni, nie czyniono jej przecież uwag. Tam postępki rozumieją. Nagusieńka wielkie pragnienie naprawy całą sobą wyraża. Nieśmiało o możliwość naprawy prosi. Dano jej kolejną szansę. Naczynie pierwotności po brzegi wypełniono. Znowu jest pełne mgieł wszelakich możliwości. Te dwie iskierki, siostry w miłosierdziu, które na dnie błyszczały, są tam nadal. Iskrzą zaczynem. Przyszłą drogę, choć minimalnie, ale oświetlać będą. Nie będzie już smolistej ciemności. Zmysły nareszcie do czegoś się przydadzą. A to drugie, puste naczynie z brudów do ścian przyklejonych, wymyto.

Kolejna szansa. Goła przychodzi na świat. Płacze. Bezbronna. A zadanie godne siłacza ma do spełnienia. Dwa dzbany w sercu przyniosła. Znowu będzie z dziewiczego czerpała, do dokonanego składała. Znowu w męczarniach, trudzie, i po omacku. Światełko na dnie jeszcze zbyt słabe. Kierunkowskazem marnym dla nienawykłych zmysłów. Ale walczy. Ze sobą, swoimi ułomnościami, światem grubomaterialnym, którego złudne światło całkiem marny blask prawości przyćmiewa. Walka tytanów. Pragnienia z pożądaniem. Przelewanie istotności zakończone. Odeszła. Jak zwykle w samotności osąd sprawuje. I znowu zawiedzione nadzieje. Kropelkę, no może dwie, mogla do naczynia na czyste odłożyć. Reszta, prawie całe życie, musiała do zawstydzającego, ciągle powiększającego naczynia ucisnąć. W czeluść. Żal, wstyd. Ale jest kolejna szansa. Dawca nadziei wielkoduszny jest. Naczynie napełnione, brudne wymyte, Wraca na kolejna próbę. Z płaczem. Na powitanie klapsa dostaje. Jednak już odrobinę silniejsza jest. Mimo wielu przeciwności, świateł oślepiających, przewodników złudnych zbierać będzie.

 

 

Po tysiąckroć chodzi zbierać. Po tysiąckroć, w samotności uzysk przeglądać. Za każdym razem, płonną nadzieją pobudzona, pragnie naczynie pierwocin pełnym odnaleźć. Nie spełnia się. Jednak czystego światła w naczyniu przybywa. Powoli. Ale przybywa. Gdy jeszcze tylko kilku kropel do dopełnienia brakowało, żeby z całkiem czystym sumieniem oglądać naczynie pełne prawdziwego światła, pokazał jej się, nigdy dotychczas nie widziany. Sędzia Ostateczny. Nie ulękła się. Coraz częściej zdarzało jej się widzieć jego odbicie. Zawsze wtedy, gdy z zachwytem na swój dzban spełnienia patrzyła. Teraz osobiście się ukazał. Ucieszyła się. W spokojności na zwiastuna czekała. Ba. O trudniejsze zadania zamierzała prosić. Do doskonałości jej się spieszyło. -Spójrz-, Twoje naczynie się dopełnia. Jeszcze tylko kilka smug niejasności mąci jego niebieską doskonałość. -Idź– Ostatni raz z przymusu. -Idź– Świeć swoim prawdziwym światłem. Tym, którzy błądzą w ciemności.Poszła z radością. Wiedziała, że musi. Ale też bardzo pragnęła. Jej prawie pełne naczynie dobrych doświadczeń, samym miłosierdziem zalane było.

Prędko minął zadany czas. Kiedy przeminął, wróciła. Wracając, ominęła tak sobie dobrze znane miejsce samotności. Tam już nawet dzbana hańby nie było. Już wcześniej, po troszeczce, smutki tam uzbierane odnosiła w dół. I tam je w bólach przepracowała. Część do dzbana uzysku zebrała, a część tam zostawiła. W podarunku tym którzy zostawali. Tam już nic na nią nie czeka. Może ulatywać. Obydwa przydane jej dzbany pełne niosła. Nieskazitelnej jasności. Z tymi kiedyś ciężarami, które teraz skrzydłami lekkości się stały, prosto przed oblicze sprawiedliwości ją poniosło. Omijając pośrednie szarości. -Dopełniłaś– Masz prawo do zasłużonego spoczynku. Na niebiańskich łąkach. -Panie– pozwól mi tam wrócić. Na ciemne pola ustawicznej walki. -Idź– -Ty, która częścią mnie się stałaś-. -Idź– Poszła w doliny zapomnienia. Drogi jej rozświetlały doskonałe brylanty własnych doświadczeń. Bez trudu prawdę od złudy odróżniała. Wszystko widziała, choć jej nikt nie widział. Tam, za gruba zasłoną z nietolerancji była obłokiem. Wędrowała wiatru tchnieniem, pośród tych, którzy na swojej ciernistej drodze o każdy kamień się potykali. Każdemu upadającemu pomocna dłoń chciała podać. Nie rozpoznawali jej. Pomocną dłoń odrzucali. Czasem w gniewie, czasem w strachu. A ona płakała. Przecież nie zrażała się. Wszędzie zaglądała. Zwłaszcza tam, gdzie ciemność najczarniejsza. Szczególnie najmniejszych sobie upodobała. Tych, którzy razy zbierają, a oddać nie mogą. W nieprzeniknionej ciemności tkwią. Do ich czar pełnych goryczy, po kropelce swojej jasności dolewała. Niech światełko w nieprzeniknionym zobaczą. A wielu ich było. Rzesze niezliczone.

 

 

Dusza prawa, której radość pisana, dobrowolnie na te smutki patrzyła. Zapłakana. Chojnie z dzbana radości w ludzie dzbany win przelewała. Chciała. Mogła. Prawo takie miała. Światło w niej było. Ona sama była światłem. W jasności doskonałej, wyraźnie widać kto uczciwie walczy, a kto podstępem zdobywa. Najbardziej upodobała sobie w objaśnianiu silnym, że powinni maluczkiego w trudzie wesprzeć, a nie do czeluści go spychać. Wędrowała, czasem zapłakała, a częściej do swojego złotego mieszka sięgała. Perły radości hojnie rozdawała. Jednak jej naczynie było nie z tego świata. Zawsze pełne.

Wypatruj jej człowieku. Ona jest w pobliżu.

Bądź gotowy na otrzymanie daru.

Koniec

Komentarze

Po fragmencie wnioskuję, że adiustator trochę pracy będzie miał, nawet jakiś błąd ortograficzny się napatoczył. Do rzeczy. Pod moim jedynym dotąd wrzuconym na potral opowiadaniu w jednym z komentarzy pojawiło się, zarówno jako zaleta jak i wada, określenie 'efemeryczne'. Wydaje mi się, że dużo bardziej pasuje do opisania tego opowiadania. Ciekaw jestem, jak je pisałeś, normalnie autor wizualizuje sobie miejsce akcji i wydarzenia, dość dokładnie opisując je czytelnikowi, ja przez cały czas czułem się zawiedzony gdzieś... Właśnie, gdzieś, zupełnie tego nie czułem. Wyjątkowo niefortunnym pomysłem wydają mi się takie króciutkie, proste zdania, utrudniają odbiór dużo bardziej niż rozbudowane, półstronnicowe kolosy. W którymś z numerów 'NF' jako porada dla piszących wymieniona była zasada pierwszej strony - musi wciskać w ziemię i pochłaniać czytelnika. Jeśli TO jest ta pierwsza strona to by mnie nie porwała i zapewne zrezygnowałbym z czytania na długo przed rozpoczęciem akcji. Ciężko jednoznacznie ocenić, ale mnie nie przekonuje. Swoją drogą to tom drugi. Jaki tytuł ma pierwszy, bo książkę nazwaną 'Dom bez wyjścia' znalazłem jedną, do tego jakąś rosyjską, więc domyślam się że nie o nią chodzi?

Nie kupię.

Nie podobało mi się. Nie podobał mi się szyk przestawny w zdaniach, nie podobał mi się patetyczny i wzniosły styl, nie interesuje mnie, co będzie dalej. Jednakowoż gratuluję wydania (drugiej już) książki. Nie kupię jej.

 

Wesołych Świąt!

No dobrze, zacznijmy od wstępu:

"Przedstawiam do oceny fragmencik przygotowywanej do druku mojej, nowej książki" - niepotrzebny przecinek po "mojej". Wspominam o tym dlatego, że jest to wstęp odautorski, którego adiustator nie zobaczy, choć chyba powinien.

"Prosze oceniać poważnie, acz stronę merytoryczną" - ta konstrukcja wygląda tak: "przysłówek, acz przysłówek", tak więc zdanie jest absolutnie błędne. Poprawniej byłoby napisać "proszę oceniać poważnie, acz merytorycznie".

"Te cholerne przecinki, przeniesienia, czy myślniki, poprawi za mną adiustator" - "poprawi po mnie", względnie - "za mnie?"

Gratuluję, każde zdanie wstępu zawiera błąd. No ale nic to, przejdźmy do "strony merytorycznej".


Otóż, autorze, ten tekst jest kpiną. Absolutną, całkowitą kpiną. Po pierwsze, jak można dokonać merytorycznej oceny tekstu, jeśli widzi się tylko fragment? (hej, masz tu kość udową, popatrz na nią i powiedz czy jej właścicielka była ładną kobietą) Nikt nie jest w stanie powiedzieć czy książka jest dobra, widząc jedynie jedną stronę. Po drugie, tekst jest nieczytelny. Nie obchodzi mnie, że korzystasz z usług adiustatora. Widzisz, adiustator to ktoś, kto doprowadza tekst do perfekcji, likwiduje niedopatrzenia i drobne pomyłki - to nie ktoś, kto wyręczy cię ze znajomości interpunkcji. Wierz mi, pisarz, który ma tak niewielkie pojęcie o zasadach języka polskiego, może stać się co najwyżej literackim pośmiewiskiem. A poza tym, szanuj swoich czytelników, autorze. Na ten portal wchodzą tacy sami ludzie jak ci, wchodzący do księgarni. Ludzie nie chcą czytać ewidentnie niedorobionych tekstów z masą błędów, których autorowi nie chciało się poprawiać przed publikacją, tak jak nie kupią nigdy najeżonej błędami książki. Jeśli już publikujesz tekst, niech będzi (w miarę) bezbłędny. Bo widzisz, jeśli ty nie szanujesz mnie, jako czytelnika, dlaczego ja miałbym szanować ciebie?

     Podwójny błąd w portalowym tytule, a to jednak rzadkość. Wesolych Świąt!

Manieryczne w stopniu odstraszającym.

Lepiej się już nie znęcajcie. Nad swoimi umiejętnościami. Kiedy zamyślisz kogoś o błędach pouczać, sam ich nie rób. Wszystkie wasze mędrkujące wpisy zawierają błędy.

    Zawstydziliście mnie, zasmucili. Czytać, nawet poprawnie pisać Was nauczyli. Ale czytać powinno sie ze zrozumieniem. Jeżeli nie rozumiesz o czym to jest, to sie zastanów, grafoman, albo ja nie dorosłem do tekstu?. Może piwinienem pisać tak jak Wy, o krasnoludkach, trolach[ trollach?], albo innych robaczkach?. Nie. Takie tematy zostawiam "pouczającym", w myśl przysłowia - Uczył Marcin Marcina.....

Niepokoją w Twoim wpisie, autorze, dwie rzeczy. Pierwsza: że nie potrafisz przyjąć krytyki tylko sam zaczynasz pluć jadem (mimo, że zarejestrowany jestem od niedawna widziałem już kilku autorów, którzy z pokorą przyjmowali krytykę, również i pierwszych tekstów - to jest normalne, tu nie ma żadnego wyścigu szczurów i wszyscy liczą po prostu na dobrą literaturę) w sposób zupełnie nieuzasadniony - bo niby gdzie we wpisie Achiki, raptem czterech słowach, miałby być błąd? Druga: wpis jest DOKŁADNIE w tym samym stylu co tekst - zupełnie niezrozumiałe dwa pierwsze zdania, szyk przestawny. "Jeżeli nie rozumiesz o czym to jest, to sie zastanów, grafoman, albo ja nie dorosłem do tekstu?" - przyznaję, nie zrozumiałem tego zdania, a co dopiero cały wycinek, ba, całą książkę! Polecam, autorze, na początek jednak popisać trochę o tych 'krasnoludkach, trollach i innych robaczkach' żeby po prostu nauczyć się kleić czytelną opowieść, zanim zaatakuje się jakiekolwiek poażne tematy.

Cellular. Witaj. Nie gniewaj się. Gdyby tylko Twój wpis tu był, podziekowałbym Ci. Ale widziałeś co inni produkują. Nie mów, że nie rozumiesz prostego zdania. Ja już dużo w życiu napisałem, dlatego czytelnika nie uważam za durnia. Nie muszę wszystko dopowiedzieć. To taki styl. Wymagający podstaw rozumowania. Szyk przestawny!. Czytałeś Reymonta?. To nie złośliwość. 40 lat temu przeszedłem przez etap bajek z morałem.

Faktycznie, bardzo trudny wycinek tu wrzuciłem. Ciężko go bez całości ogarnąć. Moja wina. Nie wiem dlaczego pomyślałem sobie, że to elitarny klub. Masz rację, w tych czterech słowach nie ma błędu. Ale w Twoim tekście już jest. Prosiłem przecież -nie o przecinkach-

Ty także piszesz"kolorowo",[ cytat ]- przyznaję, nie zrozumiałem tego zdania,a co dopiero wycinek, ba całą książkę- Zrozumiałem z tego, że Ty już masz tę książkę. Dobrze zrozumiałem?, czy tylko się czepiam ogonka? A to Twoje tytułowe zdanie [w  ostatnim wpisie ]  jest "szykowne"?. Jeszcze raz powiadam. Nie pluję jadem, dobrotliwym dziadkiem jestem, ale .......ech, szkoda pisania. Przepraszam!.

Przyszedłem, przeczytałem komentarze autora, wyszedłem.

Oj, Kowalu, Kowalu, nikt tu nikogo nie poucza. A przynajmniej nie ja. Jestem jedynie poirytowany tym, że publikujesz pełen błędów tekst. To nie jest kwestia tematyki czy niezrozumienia. Jestem po prostu zdania, że nawet internetowy czytelnik ma prawo chcieć czytać tekst bezbłędny. Autor powinien sam zadbać o to, by wszystkie przecinki były na miejscu, a nowe zdania nie zaczynały się od małych liter. Sam powiedz, co mam myśleć o kimś, kto publikuje opowiadanie z masą błędów, a potem jeszcze wywija się od odpowiedzialności stwierdzeniem, że przecież od tego jest adiustator? Sądzę, że pisarz pisze dla czytelnika, a tym samym o czytelnika powinien dbać. 

Ach, jeszcze jedno. Elitarny klub? Nigdy w życiu. Tylko kilku zwykłych ludzi, którzy lubią czytać solidną literaturę. A mamy demokrację. Jeśli wszyscy mówią, że coś jest nie tak, chyba rozsądnie byłoby przypuszczać, że rzeczywiście coś jest nie tak, prawda?

Dzięki vyzart. Jeżeli słowa -poważnie- i -strona- są przysłówkami, to faktycznie, popełniłem błąd. Na usprawiedliwienie dodam, że ten podtytuł naskrobałem prędko i bezmyślnie. A teraz co do mojego tekstu. Kpina!!. Tu mnie trafiłeś. Ja z nikogo i nigdy nie kpię. A może urządzimy zawody?. Przeczytaj ten -jak go nazywasz- kpiący tekst, i wyciąg mi przed oczy wszystkie błędy. Ja zaś przejrzę ponownie Twoje teksty. Porównamy. Co do demokracji to masz rację. Wiele wtedy oddałem, żebyście dzisiaj nie musieli czytać. Ani komentować.

Zawody kto więcej byków nasadził w opowiadaniu? Rzeczywiście, fascynujące. Proponuję od razu, żeby przegrany został pozbawiony prawa wypowiadania się na temat opowiadań innych. No bo jak ktoś się nie zna, i nawet pisać nie umie, to co będzie się wymądrzał, prawda? ;)

Nikt tu nie pisze bezbłędnie. Kwestia jest tylko taka: czy krytykę traktujesz jako bezpodstawny atak na Ciebie, czy jako sposobność do nauczenia się czegoś, lub chociażby refleksji. Można się z nią zgodzić lub nie, czasami rzeczywiście to autor, nie krytyk, ma rację. Masz tu 24h na edycję tekstu, i często osoby, które chcą się czegoś nauczyć od tych, które mają to w nosie można odróżnić właśnie po tym, czy z tej możliwości korzystają. Na Twoim miejscu przejrzałabym tekst jeszcze raz i poprawiła błędy ewidentne, jak np. rozpoczynanie zdania od małej litery czy brak polskich liter. I ten dziwny szyk - może niekoniecznie zawsze jest błędny, ale utrudnia odbiór. Reymont pisał już jakiś czas temu, musisz przyznać, a język się zmienia. Ale ja jestem na etapie bajek, tyle że bez morałów, więc co się będę wymądrzać.

@SpiralArchitect - To jest powaźny problem, a w tym opowiadaniu doskonale widać, jak utrudnia odbiór tekstu; murem stoję za zdaniem vyzart.

Autorze, różnica między szykiem przestawnym w tym moim zdaniu a Twoimi polega na operowaniu przecinkami - Twoja interpunkcja utrudnia znalezienie odpowiedniego sensu w zdaniu a z moim, mam nadzieję, nikt nie miał problemu. Znalazłeś błąd w mojej wypowiedzi? Wytknij, abym w przyszłości nie popełniał. Jeszcze raz przywołam to samo zdanie: "Jeżeli nie rozumiesz o czym to jest, to sie zastanów, grafoman, albo ja nie dorosłem do tekstu?". Co pomyśli każdy normalny człowiek po przeczytaniu tego zdania? Potraktuje słowo grafoman jako jego określenie, co wyraźnie wynika z szyku zdania - dla ułatwienia wytnijmy wszystko od 'albo'. " Jeżeli nie rozumiesz o czym to jest, to sie zastanów, grafoman", teraz po przecinku wskakuje zupełnie oderwane od kontekstu reszta zdania. Interpunkcja! Czy nie jaśniejsze jest zdanie "Jeżeli nie rozumiesz o czym to jest, to sie zastanów: grafoman czy aby nie dorosłem do tekstu?". Toż to adiustator tego nie poprawi bo sam nie będzie miał zielonego pojęcia, o co chodzi! Porównywanie się do Reymonta jest chyba mimo wszystko nieco nie na miejscu, choćby ze względu na to, że jego dzieła pisane są w sposób bardzo przystępny. I nie musisz tu powołować się na swój jakoby sędziwy wiek, bo zachowanie wskazuje coś zupełnie innego; stroisz fochy jak małe dziecko, 'skoro mnie nie rozumieją to muszą być głupi'. Otóż nie, nie rozumieją, bo nie potrafisz w odpowiedni, czytelny sposób tego przekazać. Polecam wyszukać w internecie wywiad pana Walkiewicza z reżyser Białowąs na temat jej filmu, niektórzy zapewne o nim słyszeli. Broni się w podobny sposób jak Ty, efekt również taki sam - w karykaturalnych próbach obrony swojego stanowiska kobieta pogrąża się coraz bardziej. Radzę dużo więcej dystansu do siebie i szacunku dla innych, dla czytelników, dla nas, chcemy tylko poradzić, więc nie warto się tak unosić honorem. Ponadto nadal nie podałeś mi tytułu tej książki, jej części pierwszej. Ponawiam prośbę; tytuł 'Dom bez wyjścia' znalazłem tylko w kontekście jakiegoś rosyjskiego dzieła.

Fajny tekst, utrzymany moim zdaniem w stylu mitów i legend. Podobają mi się kielichy i życie jako ich zawartość przepełniane z jednego do drugiego. Doświadczenie, światłość oraz mrok wymienione jako krople "życiowej" substancji pokazują, że ludzki żywot nie jest prosty i jednoznaczny. Bardzo ciekawy pomysł :-)

Odniosłem wrażenie, że autor inspirował się filmem "Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach" skąd wziął pomysł na metaforę kielichów, którą wyraźnie rozwinął w tekście nadając jej głębię i większy sens :-)

Opowiadanie czytało mi się lekko, bez większych problemów

Życzę Wesołych Świąt i gratuluję wydania kolejnej książki! Nie należy przejmować się niepochlebnymi komentarzami tylko robić swoje ;-)

Cellular. Najpierw o błędach. Prosiłeś. W Twoim, pierwszym wpisie brakuje co najmniej 3 przecinków. Także co do składni tego zdania o grafomanie, uważam, że nie masz racji. To nie łopatologia. Do Reymonta właśnie porównał mnie p.Leszek Żuliński w 1996 roku, chwaląc na łamach Wiadomości Kulturalnych moją pierwszą książkę pt. Z koniem w herbie. Oj, za dużo powiedziałem! Książka pt."Dom bez wyjścia", Tom I-szy, jeszcze w druku. Obszerne fragmenty na moich blogach. Zamieszczony powyżej tekst, napisałem kiedyś nocą, po śmierci kogoś bliskiego. Taka łezka. Albo dobre życzenie. Chyba nie będzie dla niego miejsca w nowej książce. Rzeczywiście, zbyt osobisty. Wybacz, ale nie interesuje mnie tłumaczenie jakiejś niszowej reżyserki. Teraz do LaLocco. Dzięki za dobre słowo. Nawet porównanie znalazłaś. Brawo. Będę się tym porównaniem podpierał. Chociaż nigdy takiego filmu nie oglądałem. A teraz dla zgody opowiem Wam bajkę. Wszak jest późna noc. Uwaga. Bajka z morałem. Człowiek namalował obraz. W PROWIZORYCZNE ramki wstawił. Spieszyło mu się. Chciał jak najszybciej rękodzieło światu pokazać. Pod krytyczne oko znawców sztuki podsunąć. Dzieło to, czy bohomaz?. Udało się. Zainteresowanych przybyło wielu. Człowiek zrazu się ucieszył, wnet wpadł w przygnębienie. Eksperci, ledwie obraz wzrokiem musnęli, zaraz rzucili się najmniejszej dziury w ramie szukać. Morał?. Każdy ocenia to na czym się zna. Jeden geny, inny genytalia. Dla tych, którzy nie zrozumieli, tłumaczenie będzie jutro.

Zapomniałem. Cellular, prosiłeś o wytyki. Przecież Ci je w pierwszym odpisie przedstawiłem. Nie czytałeś?.

<body><p>Dajcie sobie spokój. Głową muru nie przebijecie. Ten Pan jest tak zadufany w sobie, że zwyczajnie doń nie dociera, iż komuś może się nie podobać jego pisanina - co akurat jest całkiem  normalnym i naturalnym zjawiskiem. Nie wszyscy lubią Rowling, Tolkiena, Sienkiewicza. A Mrożek? A Meyer? Ci to są kontrowersyjni. Uwielbiają ich i nienawidzą. Tym samym tropem idąc,  nie wszyscy muszą lubić pisaninę Pana Kowala. Pan Żuliński porównał Cię do Reymonta?Ok, może jemu się podobało. Nie interesuje mnie to. Mnie Twój tekst się nie podoba. Jest nudny. Reymont przynajmniej pisał ciekawie. Nie zmienisz niczyjego zdania poprzez obrażanie twierdzeniami, że jeszcze nie wyrośliśmy z bajek z morałami. To tylko źle świadczy o Tobie.<p>[Pisarzy wymieniałam po popularności, a  nie po poziomie literackim, jaki reprezentują.]

Tekst jest trudny w odbiorze. Porównania do Reymonta nie na miejscu, bo Reymont na pewno [choć czytałem tylko jego "Wampira"] nie pisał ani szykiem przestawnym, ani tak krótkimi zdaniami. Taka uwaga: pisanie trudnych tesktów wcale nie jest trudne, bo nadmiernie ambitna, niezrozumiała literatura zazwyczaj uważana jest za grafomanię. Choć pewni snobi w rodzaju Leszka Żulińskiego mogą się nią zachwycać..

Drogi autorze---jeżeli jesteś taki dobry, jak piszesz, to dlaczego publikujesz na stronie? Inni też mają publikacje, a nawet przekłady i lubią ten portal. Napisała ci prawdę nasza miła dziewczyna Ocha, i następna prawdę. Ja też na początku myślałem, że jestem bezbłędny, ale półroczny pobyt na portalu wiele mnie nauczył. Polubiłem ludzi i nauczyłem się ich

szanować, a też nie jestem nastolatkiem. Spuść trochę z tonu. Pozdrawiam serdecznie.

Ok. Przecież już kilkakrotnie posypywałem tu głowę popiołem. Ocha ma rację!. Innym, którzy w dobrej wierze pisali także dziękuję. Ryszardzie. Mój imienniku. Oczywiście, że spuszczam z tonu. Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych. Ps. Zresztą po tym nowym " japońskim" wpisie widzę jak to działa.

Przeczytałem, nie podobało mi się. Ciężki i męczący styl, treść przekazywana mętnie - jeśli cała książka tak jest napisana, to w moim udczuciu nie nadaje się do czytania. Co do pomysłu się nie wypowiem, bo z tak krótkiego fragmentu nic nie wynika.

 

Mam pytanie: pierwsza część została wydana?

 

Pozdrawiam.

Witajcie.

Było tak. Wróciłem z pogrzebu bliskiego mi, młodego człowieka. Nie był to, tfu, mój syn, ale lubiłem go, no i miał tylko 26 lat. Dodatkowo jego mama miała zaawansowanego raka. Zresztą, po dwóch miesiącach zmarła. Obok syna żeśmy ją położyli. Wyobrażacie sobie taki pogrzeb, na którym blada, bezwłosa kruszynka żegna swojego jedynaka?. Chłopiec za życia był szlachetny w sercu, chociaż czasem " surowy" w postępowaniu. W noc po pogrzebie, kiedy to zasnąć nie mogłem, z Bogiem o niesprawiedliwość się wadziłem, ta opowiastka przyszła mi do głowy. Jako odpowiedź na pytanie: - Co z tą Duszą teraz będzie się działo?- Szlachetna przecież była. Ale nie w pełni uświadomiona. Opisałem w mrocznym klimacie, wszak w mroku wtedy byłem, wielokrotną wędrówkę Duszy. Na ziemię i do "ojca". Tej samej Duszy. Od nieświadomej surowości pierwszego razu , aż do pełnego oświecenia. Pewnie po tysiąckrotnym pobycie na padole łez. Tekst ten, prawie bez korekty, mnie się podoba, klimat tamtej nocy mi oddaje. Ja to przeżyłem!. Nie wiem jaka cholera mnie podkusiła tu go wstawić. Mój błąd. Ci z Was, którzy mówią, że to ciężki i męczący styl, mają stukrotną rację. Taki wtedy miałem nastrój. Najważniejsze!. Moje książki absolutnie nie są w " dołującym" klimacie. Staram się pisać lekko, kpiarsko, nawet gdy wielu ginie w akcji. Książka, pierwszy tom, ma około 250 stron samego tekstu. Jeszcze jest w druku. To tak długo trwa. Mówiłem już. Każdy szczerze zainteresowany, może ją na swojego meila ode mnie dostać. Będę zaszczycony.

'

Rzuciłem okiem na tekst, przejrzałem komentarze, bo chciałem zobaczyć, komu się udało dać tekst do druku i jak przyjęli to czytelnicy. I jestem trochę zdziwiony, bo autor chyba celuje w coś ambitniejszego niż po prostu wciągająca fantastyka. I tym większe moje zdziwienie, że ktoś, kto pisze wiele lat i pewnie też trochę książek przeczytał, nie potrafi automatycznie przestrzegać interpunkcji. A stawiania kropki po wykrzykniku i znaku zapytania to w ogóle nie rozumiem.

Abstrahując od warsztatu, myśl zawarta w tekście, który może i trudny ale bez przesady, jest moim zdaniem pokrzepiającym ostrzeżeniem i do tego, ze wszech miar słusznym.

 Ale dopiero lektura dyskusji zawartej w komentarzach, rozpaliła moją ciekawość.

Nowa Fantastyka