- Opowiadanie: Nikae - Naznaczony Cz. 1

Naznaczony Cz. 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Naznaczony Cz. 1

 

 

 

W czasach, których nikt już nie pamieta, a kroniki nie opisują, na Ziemi człowiek nie mieszkał sam. Towarzyszyła mu inna rasa nazywana naturi. Ludzie rozwijali prace swoich rąk, a naturi jedność z przyrodą. Z zewnatrz obie rasy wyglądały tak samo, jedynie ich rozumienie świata radykalnie się różniło. Mogło się wydawać, że sąsiadujacy ze sobą od Początku będą w stanie wieść wspólne życie. Niestety do czasu.

 

Nadeszły dni, kiedy natura została okiełznana przez człowieka. Naturi nie byli w stanie tego zrozumieć, oskarżali ludzi o zdradę. Żywioły, które na zawsze pozostały nieposkromione niszczyły ludzką pracę. Obwiniana była rasa naturi. Rozpoczął się czas konfliktów. Sąsiad oskarżał sąsiada. Podejrzenia padały na obcych. Ludzie i naturi nie potrafili się nawzajem odróżnić – byli zbyt podobni do siebie. Zaczęli się od siebie odgradzać, tworzyć własne osady. Coraz brutalniejszym walkom nie było końca.

 

W końcu władcy obu ras postanowili zawrzeć rozejm. Dosyć mieli wyniszczania się wzajemnie. Postanowiono, że zawarty zostanie sojusz w miejscu ważnym dla obu ras. W miesiącu ożywiania ziemi ludzie oraz naturi zebrali się na Cmentarzu Pierwszych. To tam w największym grobowcu pochowani byli ich przodkowie. Wysłannicy obu ras stanęli przed grobowcem, aby dokonać rytuału Pojednania. Wtem, tuż przed dopełnieniem się sojuszu na Cmentarzu ściemniło się ograniczając widoczność zebranych, a potężny wiatr zaczął gwałtownie szarpać obecnych. W oddali rozległ się głos:

 

– Głupi ludzie, głupi naturi.

 

Wszyscy zamarli. Dobrze znali ten głos. Należał do istoty, która była potężniejsza niz oni. Bali się, ale równie mocno pragnęli siły, którą posiadała. Wysoka, szczupła postać sunęła w stronę grobowca. Elegancja z jaką się poruszała była im nieznana. Istota była inna – zbyt inna. Zbliżyła się do Człowieka oraz Naturi stojących przed grobowcem. – Zawistne stworzenia. – powiedziała postać a jej głęboki głos przeszył zebranych. – Nie będzie pokoju między wami, to jest wasza klątwa.

 

Wszyscy trwali w milczeniu. Istota odwróciła się w stronę obecnych i mówiła dalej:

 

– NIe jesteście w stanie sami przeciwstawic się klątwie. NIe jesteście gotowi. Zbyt mało w was dobrego byście mogli przetrwać. Zbyt często wołacie do mnie o spełnienie waszych pragnień. Cieszcie się, ponieważ nadszedł dzień, kiedy wam się spełni to o co tak zabiegaliście…

 

Postać zajaśniała światłem oślepiając wszystkich wokół. Rozległy się krzyki przerażenia, panika rozeszła się po zebranych. Po chwili światło znikło, wszystko wróciło do normy. Niestety od tego momentu juz nic nie było takie samo i miało się juz nigdy nie zmienić.

 

– Otrzymaliscie to czego pragnęliście – mówiła istota. – Wy ludzie chcieliscie być inni, teraz każdy z osobna będzie się róznił. A naturi, którzy tak nienawidzicie pracy rąk juz nigdy nie dotkniecie wyrobów człowieka. Ich kraina będzie poza waszym zasiegiem.

 

Ludzie popatrzyli na siebie. Każdy z nich wyglądał inaczej. Kolor skóry, kształty, fryzura, język. Już nikt nie był taki sam. Natomiast naturi otrzymali ślady na ciele przypominające pnącza roślin. Im bliżej ludzi stali tym mniej byli zauważalni.

 

– To jest nauka dla was. Tylko w ten sposób pokonacie klątwę, która ciąży na waszych rasach od narodzin. Kiedy przybędzie do mnie Naznaczony to zdejmę z was to przekleństwo. – powiedziała istota i odeszła pozostawiając zebranych w chaosie i rozpaczy.

 

Od tamtej pory zaszło wiele zmian w świecie ras. Ludzie się podzielili. Podobni sobie zamieszkiwali razem nadal rozwijając prace swoich rąk. Naturi musieli odejść z krain zamieszkiwanych przez ludzi. Gdy przebywali wśród nich stawali sie niewidzialni a ich narzędzia raniły ich ciała. Obie rasy czekały na swojego wybawcę – Naznaczonego, który miał przynieść wolność oraz pokoj dla ludzi i naturi.

 

Niestety Naznaczony objawił się przez wiele lat, aż w końcu historia o Początku została zapomniana.

 

 

 

 

Czasy Współczesne

 

Wszystko ma swój początek. Coś się gdzieś zaczyna. Następują narodziny. Nic więc dziwnego, że i ta historia zaczęła się od narodzin. Pięknych, jesli mozna dodać. Matka siedziała w łożu opatulona w czyste prześcieradła, wyczerpana, ale uśmiechnięta. Ojciec trzymał niemowlę w ramionach dumnie krocząc po domu i pokazując potomka wszystkim zebranym, którzy oczekiwali na to dziecko. Noworodek przechodził z rąk do rąk, aż trafił w ręce wścibskiej ciotki. Wścibskie ciotki mają to do siebie, że zaglądają tam gdzie nie powinny. Wydarzyło się tak również w tym przypadku. Kobieta delikatnie rozsunęła pieluszki, w które zawiniety był noworodek. Rączka malca ukazała się jej oczom. Okrzyk przerażenia wypełnił pomieszczenie. Wszyscy zebrani spojrzeli strone skad dochodził. Kobieta nie była w stanie nic powiedzieć, jedynie trzymała dziecko tak, aby każdy mógł dojrzeć to co ona.

 

Na ręce malca wiły się czerwone skazy. Wyglądały jak blizny rozchodzace się od palców, aż po ramie. Ojciec dziecka zareagował szybko. Zabrał je w swoje ręcę i oddał matce. Odwrócił się do reszty rodziny i powiedział powstrzymując emocje:

– To dziecko zostaje w tym domu.

Zebrani patrzyli na niego w milczeniu. W końcu odezwał się najstarszy człowiek rodziny. – Nie pozwolę, aby w mojej rodzine chował się ten potworek. Albo go oddacie, albo odejdziecie razem z nim. – Nie czekając na reakcję wstał i opuścił pomieszczenie. Reszta nie wiedząc jak się zachować podążyła za nim pozostawiając matkę, ojca i noworodka samych.

Mężczyzna przysiadł na łóżku obok żony, która trzymała małego w ramionach tulac go do siebie. Łzy powoli spływały jej po policzkach. Dochodziła noc.

Następnego ranka w gazetach ukazała się wiadomość, że spłonął dom na przedmieściach, w którym zebrana była cała rodzina. Nikt nie przeżył.

 

18 lat później

 

Elifia siedziała na murze spoglądając w dal. Promienie wschodzącego słońca oświetlały jej twarz. Przychodziła tu każdego ranka od kiedy zasłużyła sobie, żeby nie spać w celi. NIe było tam okien, a chłód kamienia ziębił ją każdej nocy. Zamknęła oczy i wchłaniała ciepło poranka. Jej spokój przerwało donośny gongl, który miał zbudzić wszystkich wojowników. Należało rozpocząć trening. Tego dnia po raz kolejny z okazji Świeta Broni miały odbyć się walki na arenie. Niestety żaden z prawdziwych wojowników nie walczyłby na arenie. Do tego szkolone były sieroty znalezione przez Reno – Mistrza. NIegdyś wielki wojownik, a teraz łapacz chłopców, których posyłał na areny. Elifia była córką jego siostry, która zmarła tuż po porodzie. Reno postanowił zająć sie dziewczynką, co niestety w jego rozumieniu polegało na wyszkoleniu jej w walce oraz zmuszeniu do udawania, ze jest chłopakiem. Na szczęście Elifia miała we krwi coś z wojownika, ponieważ była jednym z najlepszych w grupie Reno. Dzieki temu, że wygrywała miała przywilej spać w bardziej wygodnym miejscu – wozie, który miała tylko dla siebie.

Tego dnia miała się zmierzyć z najlepszym wojownikiem innej grupy, która przybyła na święto. Kiedy rozległ się kolejny odgłos nawołujący na trening, zeskoczyła z muru i poszła w stronę pola, gdzie czekał już gotowy Reno.

– Dalej gówniarze! Ruszać się! – wołał.

Elifia podbiegła do grupki chłopców, którzy już się stawili. Stojąc miedzy nimi wyglądała na chudego i średnigo wzrostu chłopaka o rozczochranych białych włosach i niebieskich oczach. Jak zawsze miała na sobie lużne spodnie wpadające w wysokie buty, które mocno trzymały kostki, koszulę wchodzącą w spodnie oraz skórzaną kamizelkę, a na to lekką kolczugę zrobioną z metalu i skóry. Na łydce miała przypiety sztylet, a przy pasie nosiła miecz. Na dłoniach nosiła skórzane rękawiczki odsłaniajace opuszki palcy.

Kiedy wszyscy podopieczni Reno zebrali się, mężczyna kazał im rozpocząć trening. Starsi i bardziej doświadczeni uczyli nowicjuszy, a najlepsi trenowali między sobą. Dziewczyna stanęła do pojedynku z chłopakiem, którego wszyscy nazywali Naparstkiem. Wzięło się to stąd, że jedyną rzeczą jaką miał przy sobie, kiedy został znaleziony, był właśnie naparstek. Chłopak był niższy niż Elifia, za to silniejszy. Miał kasztanowe, krótkie włosy i zawsze chodził w za dużych rzeczach. Jego specjalnością była włócznia.

– Hej Eli! Nie biegaj w koło jak kobieta tylko uderzaj! – mówił starając się sprowokować przeciwnika. Brzmiało to w jego ustach jak kiepski żart, ponieważ Naparstek był jedyną osobą poza Reno, która wiedziała, że Eli to tak naprawdę Elifia.

– Prędzej zagadasz przeciwnika na śmierć, niż rzeczywiście go zaatakujesz. – odparła. CHłopak uśmiechnął się i pewnie ruszył na Elifię. Dziewczyna mocniej ściesnęła miecz i stała gotowa do odparcia ataku.

 

***

Kieran przeciagnął się niechętnie wstając z łóżka. Myślenie o tym co go dzisiaj spotka było na tyle zajmujące, że nie mógł spać w nocy. Teraz z całych sił starał się nie myśleć jak wygląda. Użwywając całej porannej siły wstał i przygotował do wyjścia. Zadowolonu z ogólnego efektu swoich starań odchylił zasłonę odgradzającą go od reszty świata i wyszedł. Uwielbiał to miejsce. Pełno zieleni i drzew, w których mieszkał z rodakami. Od najmłodszego poznawał siłę natury i tej rasy. Chociaż to co lubił najbardziej to wieczerze przy świetle ksieżyca, kiedy to starszyzna rodu opowiadała legendy naturi. Uwielbiał ich słuchać, szczególnie tych o ludziach. Od dziecka zastanawiał się czy ludzie są prawdziwi, aż w końcu zaledwie kilka dni wcześniej starszyzna wezwała go do siebie.

 

– Kieran, jest coś o czym nie wiesz, a nadszedł moment aby ci to przekazać. – mówił Przywódca. Brzmiał bardzo powżnie, co chłopak łatwo rozpoznał. Nie był to pierwszy raz kiedy Przywódca przywoływał go na poważną rozmowę. Chłopak nie wiedział czego się spodziewać. Zapewne nigdy nie przypuszczał, że historia która zostanie mu opowiedziana, będzie wygladała w ten sposób.

 

Urodził się w ludzkiej rodzinie, ale na jego ciele pojawił się fragment śladów naturi. Jego rodzina była bacznie obserwowana przez te wszystkie lata, ponieważ według podań przodków to w tej lini miał się objawić Naznaczony. Niestety jego ludzka rodzina została zaatakowana przez ludzi, którzy pragną zapobiec rozejmowi naturi z ludźmi. Ich dom został podpalony. Cudem udało się wyciągnąć chłopca z pożaru. Naturi zabrali go do siebie, aby go wychować i wyszkolić.

 

– Nadszedł twój czas. Moment, w którym odpowiadasz za życie obu ras. Istota powiedziała nam, ze jedynie Naznaczony będzie wstanie przełamać klątwę. Musisz udać się w podróż do Początku i odnaleźć istotę.

 

Rada naturi była pełna patosu, a Kieran od dawna wiedział, ze rózni się większością cech od naturi. Łatwo było mu przyjąć to wytłumaczenie i równie łatwo zgodził się wyruszyć w świat. Bardziej mu zależało na zaspokojeniu ciekawości niż uwierzeniu, że rzeczywiscie jest jakimś Naznaczonym.

 

Nadszedł dzień początku jego podróży. Naturi, którzy czuwali nad jego wychowaniem zebrali dla niego wszystkie potrzebne rzeczy i odprowadzili na skraj krainy. Młode naturi smutno odprowadzały go wzrokiem. Starsi patrzyli z nadzieją.

 

" A kobiety mdleją z rozpaczy za bohaterem, który przyniesie lepsze jutro" pomyślał uśmiechając się do siebie poprawiając opadające mu na oczy włosy. Kiedy minął linię ostatnich drzew odwrócił się. Spojrzał na gęsty las, który pozostawiał za sobą. Był to jego dom, miejsce które kochał. Spojrzał znów na drogę, która prowadziła naprzód. Ruszył mając u boku wschodzące słońce. Więcej już się nie odwrócił.

 

 

 

CDN.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie, jeżeli ktoś decyduje się na mieszkanie w lesie i jedzenie szyszek, a jego genom nie różni się drastycznie od genomu reszty populacji, mówimy o odmiennej filozofii życiowej, a nie rasie. W ramach jednego gatunku mogą istnieć naprawdę duże różnice w sposobie życia, ale to nadal ten sam gatunek. Wydźwięk Twojej teorii rasowej jest natomiast taki, że wegetarianie są inną rasą.

Abstrahując od fabuły, która wydaje się być prosta i naiwna (ale ponoć "CDN.", może coś się zmieni), tekst jest napisany bardzo nieporadnie i dość niechlujnie. Powtórzenia, miejscowa nadzaimkoza, literówki (naprawdę tak trudno sprawdzić tekst w edytorze?). Dialogów jest mało, a praktycznie wszystkie są źle zapisane. Częscto następujące po sobie zdania odnoszą się do różnych podmiotów, co wprowadza małe zamieszanie.

Polecam wątek z radami dla początkujących w Hyde Parku.

Ile tych części?

Kiedy następna?

Jak długa?

Co najmniej jeszcze dwie, zapewne dłuższe niż pierwsza.  

... Szczerze przyznam, że myśląc o naturi nie widziałam wegetarian. Narazie ciężko jest określić kim sa naturi po tych skąpych opisach^^ 

Zgagdzam się w pełni z exturio, choć jestem w stanie zrozumieć odmienność rasową naturi. Pomysł wydał mi się całkiem ciekawy, ale niestety wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Rada dla Autorki: najlepiej jest zaczynać od krótkich historii, tak najłatwiej wyrobić sobie styl i podszlifować umiejętności.

Jej spokój przerwało donosne uderzenie w metal, które miało na celu zbudzić wszystkich wojowników. [...] Kiedy rozległ się kolejny hałas nawołujący na trening, (...).  ---> Droga Koleżanko, czy nigdy nie natrafiłaś w lekturach, nie słyszałaś od kogoś o gongu lub dzwonie? Uderzenie w metal, kolejny hałas...  

No cóż, słabo, Koleżanko. Trzeba sporo poczytać, żeby "podejrzeć", jak piszą inni, zwłaszcza klasycy, trzeba po słownikach pobiegać... i uważnie sprawdzać, co też "się samo napisało" w pogoni za myślą o wielkim dziele. Literówki, podmioty, dialogi...

Wbrew przeciwnie, bardzo łatwo określić: Obie rasy wyglądały tak samo. Jedynie to czym się zajmowały tworzyło róznicę.

Zgodnie z tym opisem, drwal należy do innej rasy, bo zajmuje się czym innym, niż ja. Wegetarianie posłużyli tylko za przykład.

Dodałam trochę poprawek. 

Dzięki za komentarz o gongu - właśnie tego słowa szukałam :] 

"Zmiany" nadal nic nie zmieniają. Teraz, według Twojego opisu, człowiek z Greenpeace jest innej rasy niż ja, bo inaczej rozumie świat.

Sorry, że się tak czepiam, ale po prostu, jak dla mnie, błędnie definiujesz. :)

spoko - to zawsze dużo daje 

Źle się czyta. Pomijając buble językowe, brakujące polskie znaki i interpunkcję, to samo założenie odpycha. Opowiadanie na parędziesiąt tysięcy znaków o kolejnym wybrańcu, który ma uratować świat. Forma nie przystaje do treści. Nie lepiej wymyślić coś bardziej skromnego? Pisanie o postaci, która próbuje sobie poradzić z własnymi problemami jest łatwiejsze i daje lepsze efekty.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka