- Opowiadanie: michaklg - Prawdziwy rycerz

Prawdziwy rycerz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwy rycerz

 

 

 

– Suń się! – krzyknął wieśniak, lecz po chwili dodał: Panie rycerzu?

 

Luciusz zdawał się go nie słyszeć. Zmęczony wieloma miesiącami drogi myślał tylko o czekającej go przeprawie przez Góry Wysokie. Nie przeszkadzał mu nawet harmider, jaki panował w karczmie. Chłopi z pobliskiej osady schodzili się do oberży w poszukiwaniu taniej gorzały.

Wieśniak nie słysząc żadnego odzewu postawił na środku stołu dzban z piwem, dwa kufle i usiadł na przeciwko rycerza. To wyciągnęło podróżnika z letargu.

– Dziękuję ci o zacny chłopino za ten napitek – podniósł się niezdarnie i skłonił nisko – zwą mnie Luciusz von Sthern, jestem rycerzem Czerwonej Róży – przedstawił się uprzejmie, na co wieśniak wybuchnął śmiechem.

– A bądź sobie kim chcesz, tylko usiądź wreszcie i napij się ze mną! Mów mi Sasza. – Uścisneli sobie dłonie i zaczeli rozmawiać, zamawiając przy tym na zmianę coraz to nowe trunki. Podróżnik dowiedział się że w dzisiejszych czasach mało kto wędruje do Rubinogrodu górskim szlakiem. Mimo iż mamy środek lata, był pierwszym przejezdnym od miesięcy.

 

 

Każdego wieczora zajazd odwiedzali mężczyźni z pobliskiej osady. A było to dziwnę plemię – ani rolnicy, ani górale. Myśliwi! Ludzie lasu! – oznajmił z dumą Sasza, a kilka stołów dalej ktoś wzniósł za to toast. Mieszkańcy wioski wyróżniali się ciemną karnacją, co mocno kontrastowało z bladą cerą złotowłosego rycerza. Dopiero teraz bliżej przyjrzał się ich twarzom, i stwierdził w duchu że faktycznie bardziej przypominają wojowników, niż rolników czy pasterzy. Naznaczeni bliznami, ze świdrującym wzrokiem i licznymi brakami w uzębieniu świętowali bezpieczny powrót do domu z leśnych łowów.

– A polujemy tam na wszystko co da się zjeść. Czasem jaki górski Troll zapuści się za blisko naszych ziem, to i jego ubijemy. A kobity siedzą w domach i pilnują dzieci – ciągnął Sasza. Tak mijał im czas na rozmowie, jedzeniu i piciu kiedy Luciusz zorientował się że jest już środek nocy. Impreza w karczmie stopniowo cichła. Część ludzi powracała do domów, inni dopijali to co wcześniej zamówili. Rycerz wynajął izbę na jedną noc, pożegnał serdecznie Saszę i skierował się w kierunku schodów na piętro.

 

Nagle drzwi frontowe zajazdu otwarły się z hukiem. Do środka wparowało dwóch osadników.

 

 

– Patrzcie co żeśmy w lesie przydybali! – krzyknął jeden z nich. Wciągnęli do środka kobietę. Ubrana była w zieloną sukienkę. Ręce miała związane za plecami, a na głowę nałożony worek. Luciusz w mgnieniu oka dobył swój jednoręczny miecz i skoczył na środek sali.

– Jestem Luciusz von Sthern, rycerz bractwa Czerwonej Róży. Przysięgałem na swój honor bronić słabszych…

– A co powiesz na to!? – uciął jeden, po czym energicznym ruchem ręki zdjął worek z głowy jeńca. Rycerzowi odebrało mowę. Kobieta, która wiła się przed nim na podłodze miała twarz potwora. Jej głowa przypominała ośmiornicę z mnóstwem lepkich macek w miejscu ust. Ten, który stał najbliżej, uśmiechnął się widząc minę przybysza i kopnął ją z całej siły w brzuch.

– Dobrze Dumar! Tak trzymaj! – krzyczał ktoś z drugiego końca sali. Potwór zawył żałośnie i ułożył się w pozycji embrionalnej, żeby mniej bolało.

Impreza w karczmie odżyła. Nawet Sasza rzucił w zmutowaną istotę pustym kuflem. Do zabawy włączali się kolejni osadnicy. Rycerz zdał sobie sprawę z tego jak dziki jest to lud. Oni nie zamierzali jej po prostu zabić. Egzekucja będzie trwać do białego rana. „Obrzydliwa. A jednak taka bezbronna“ – pomyślał.

– Panie podróżniku – z zaplecza wyłonił się karczmarz – źle pan wygląda…

– Kilka miesięcy w podróży, pierwszy raz od tygodni spotykam ludzi, a tu coś takiego. Słabo mi – dokończył, po czym osunął się w objęcia karczmarza.

– Spokojnie rycerzu, nasi chłopcy zajmą się tą kreaturą. Zaprowadzę cię do komnaty, żebyś mógł odpocząć i nabrać sił. I tak nic cię nie ominie. Pobawią się trochę ale jej nie zabiją. Jutro w południe odbędzie się oficjalna egzekucja w centrum wioski, zawsze tak jest kiedy przywloką coś podobnego. W końcu nie jesteśmy dzikusami… – mówił, ale Luciusz już go nie słuchał, odpływał w ciemność.

 

 

Chłopiec szedł szybkim krokiem przedzierając się przez tłum. W ręku mocno ściskał patyk. Matka kazała mu wrócić po południu na obiad, więc miał jeszcze trochę czasu dla siebie. Ludzie, którzy zeszli ze statków w porcie, potrzebowali zapasów na dalszą drogę, w związku z czym dzielnica handlowa tętniła życiem.

Wiosenne niebo zachęcało do zabawy na świeżym powietrzu. Maszerował w stronę parku, gdzie czekali na niego koledzy, gdy nagle coś zobaczył. W bocznej uliczce dwóch starszych od niego chłopców kopało zawzięcie jakiegoś kundla. Słychać było ciche popiskiwanie.

– Co robicie!? Zostawcie go! – podbiegł bliżej.

– Ugryzł mojego kolegę, nie wtrącaj się.

– Ta ugryzł mnie – dodał drugi z uśmiechem i wymierzył psu solidnego kopniaka.

– Jestem Luciusz von Sthern, rycerz bractwa Czerwonej Róży! Nie macie prawa…

– Czerwonej Róży? Ale głupia nazwa – obaj wybuchneli śmiechem – a ile masz lat rycerzu? Dziesięć? Dwanaście?

– Wystarczająco dużo! – odparował chłopiec i rzucił się na ratunek zwierzęciu.

Nie miał żadnych szans. Wyrwali mu patyk i skopali jak psa. Po wszystkim słyszał ich cichnący śmiech gdy oddalali się w stronę parku. Nie mógł się ruszyć. Lewą nogę miał złamaną, a żebra stłuczone. W pewnym momencie poczuł przyjemne ciepło. To kundel przykuśtykał powoli i zwinął się przy nim w kłębek. Długo leżeli tam i czekali na wybawienie.

 

 

Luciusz spadł z łoskotem z łóżka. Rozejrzał się po pustej izbie. Jak długo leżał nieprzytomny? Za oknem było wciąż ciemno, więc miał jeszcze szansę. Wiedział co robić, wspomnienia dodawały mu sił. Chwycił jednoręczny miecz i pobiegł schodami na dół. Usłyszał śmiech i odgłos tłuczonego szkła. „Zaraz zrzedną im miny“ – pomyślał po raz ostatni, po czym wpadł w furię.

Istota siedziała tam gdzie wcześniej. Dookoła niej walało się potłuczone szkło. Była cała poraniona, ale chyba bez poważniejszych obrażeń, bo nie straciła przytomności. W karczmie zostało już niewielu myśliwych. Byli pijani w sztok. Luciusz wpadł do pomieszczenia niczym kara za grzechy. Biegał od stołu do stołu i z zimną zacietością zabijał wszystkich osadników. Bez finezji, bez precyzji. Szybko i skutecznie. Całe pomieszczenie ubabrane było we krwi. Kiedy padł przed nim barman, myślał że to już koniec.

Nagle usłyszał za plecami znajomy głos.

– Ty skurwysynu – za jego plecami w niedużej odległości stał Sasza. – A kodeks rycerski? Bronisz tego czegoś? To ty powinieneś zabijać potwory!

– Masz rację – potwierdził, po czym z całej siły rzucił w niego mieczem. Ostatni osadnik nie uniknął ciosu. Padł z mieczem wbitym w klatkę piersiową.

Obrońca podbiegł do zdeformowanej dziewczyny i wziął ją na ręce. Nie protestowała.

 

 

Zdawało mu się że biegnie już bardzo długo. Jednak ani myślał się zatrzymywać. Powoli wstawał nowy dzień i las budził się do życia. Słychać było śpiew ptaków i szum pobliskiego strumyka. Mężczyzna nie miał już siły na dalszą ucieczkę. Upuścił dziewczynę i sam runął na ziemię. Zasnął nie myśląc co będzie potem.

Gdy otworzył oczy już zmierzchało. Minął cały dzień. Po ocalonej istocie nie było ani śladu, pewnie uciekła. Podniósł głowę i rozejrzał się. Gdzieś w oddali, od strony wioski usłyszał krzyki i ujadanie psów. Dostrzegł w oddali mnóstwo czerwonych świateł – „pewnie pochodnie“. Tego dnia nie czuł się wcale jak prawdziwy rycerz, raczej jak… potwór.

Koniec

Komentarze

Siemacie ludzie :) "Prawdziwy rycerz" to moje pierwsze opowiadanie które tu wklejam. Liczę na to że ktoś je przeczyta i skrobnie kilka uwag (albo więcej). Ze swojej strony obiecuję czytać i komentować pracę innych użytkowników oraz czasem wklejać swoje twory. Pozdrawiam.

Nie będę wypisywał błędów (choć trochę się na pewno znajdzie), inni zrobią to na pewno lepiej. Jeśli chodzi o treść, to niezbyt podoba mi się postać rycerza. Taki rycerz o gładkim licu, cnotliwy aż zęby bolą wydaje się postacią dość karykaturalną. Nie rozumiem też jego zachowania. W sumie, z tego co zrozumiałem, nie wiedziałdo końca, czy istota, którą ocalił była bezbronna, ale mimo wszystko postanowił w jej obronie wyrżnąć całą masę luda i to niezbyt po rycersku (wszak mordowanie pijanych w sztok chłopów to niezbyt rycerska sprawa). Motywacja, podłoże moralne Luciusza, jak dla mnie, jest przynajmniej niejasne. 

 

Jeśli chodzi o styl pisania, moim zdaniem nie jest źle, ale mogłoby być dużo lepiej.

Przepraszam bardzo, bezbronna była, ale nie wiedział, czy jest tak do końca niewinna.

Doczytałem do końca, i jestem nieco zmieszany. Z jednej strony czytało się lekko, a z drugiej aż się krzywiłem widząc, na przykład, rycerza kończącego zdanie i następnie nagle opadającego w objęcia oberżysty. On w końcu rycerzem w podróży jest, czy jakąś panienką? Nie musiał być od razu w pełnej płycie, no ale mimo wszystko to dalej rycerz jest, kawał chłopa! Karczmarz oczywiście przyjął go na klatę, i jeszcze zaczął uspokajać :)

Jest tego więcej, ale najzwyczaniej w świecie nie chce mi się tego wymieniać.

Z drobnostek np. nie spodobał mi się Sasza. To znaczy jego imię, bo jak tylko je przeczytałem, to chłop ze słomą w butach i tępym wyrazem twarzy przemienił się w rosjanina niedźwiedziej postury, z uszatką ozdobioną czerwoną gwiazdą.

Nie powiem, czasami walę nie lepsze babole, ale to wygląda jakby autor się po prostu nie starał.

Polecam więcej czytać. Wszystkiego.

Dzięki za tak szybki odzew. Nie będe wchodził w polemikę na temat postaci rycerza, dla czytelnika coś jest niejasne (psychika rycerza np.) to pewnie znaczy że to źle napisałem. Jak pisałem to pierwsze moje opowiadanie i traktuje je jako ćwiczenie. Dzięki za konstruktywną krytykę mam nadzieje że następne będą lepsze.

"- Suń się! - krzyknął wieśniak, lecz po chwili dodał - panie rycerzu? Luciusz zdawał się go nie słyszeć" - Po znaku zapytania powinien zacząć się nowy akapit, tzn - enter wcisnąć proszę tam. Z reguły nie wytykam ludziom błędów, ale jeśli już pierwsza linijka tekstu zawiera błąd, chyba nie wróży to zbyt dobrze, prawda?

Gdy doczytałem do końca musiałem niestety wykrzywić twarz w grymasie niezadowolenia. Nie ze względu na sposób, w jaki opowiadanie jest napisane - jak na debiut jest akurat całkiem porządne. Po prostu nie kupuję postaci Luciusza. Wybijanie pijaczków w karczmie w imię ratowania kogokolwiek wydaje mi się naciągane. Rozumiem, że było to potrzebne, by uzyskać takie, a nie inne zakończenie. Niemniej, uważam, że postać rycerza była by o wiele łatwiejsza do przełknięcia,   gdyby nie zabijał nikogo, tylko uratował niewiastę w sposób rycerski, acz sprytny i bezkrwawy.  


Enter wstawiłem, dzięki za rady... tego nieszczęsnego Luciusza nikt nie kupuje.  Mam nadzieje że następne prace uda mi się wyposażyć w bardziej wiarygodne postacie.

Przeczytałam.

"- Suń się! - krzyknął wieśniak, lecz po chwili dodał - panie rycerzu?"

Winno być z dwukropkiem po "dodał" i "panie" raczej wielką literą.

 

Dodatkowo już w pierwszym zdaniu (i później takoż) uderzył mnie kolokwializm. Mamy karczmę, mamy rcyerza, a tu ktoś mówi "suń się"? A w rzeczonej karczmie odbywa się "impreza"? I parę innych takich kwiatków, które odtsają od realiów, nawet jeśli są one fantastyczne.

 

Ja również nie kupuję sposobu wykreowania postaci i zachowania Luciusa. Wszystko zbyt schematyczne, wyraźnie nie do końca przemyślane. Jako ćwiczenie - ok, jako opowiadanie - nie.

 

Radzę dużo czytać i pisać, a dla sportu zajrzeć tu (m.in. w kwestii zapisu dialogów).

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak dla mnie trzy sprawy, czysto stylistyczne:

1) 'Impreza w karczmie...' Biesiada, może zabawa... Ale nie impreza. Jak już siedzimy w klimacie średniowiecza to z niego nie wyskakujmy. A 'impreza' bardzo nie leży.

2) 'Potwór zawył żałośnie i ułożył się w pozycji embrionalnej, żeby mniej bolało.' - sama 'pozycja embrionalna' nie przeszkadza, ale składnia zdania troszku mi nie leży. Może lepiej by było '...i z bólu zwinął się w kłębek', tak po prostu?

3) Łamanie tekstu i ogólna kompozycja. Mnie osobiście tak ułożone akapity przeszkadzały w czytaniu.

Ale czy jest źle? Nie wydaje mi się, na pewno do przetrawienia. Sam pomysł swego rodzaju osadzenia akcji w wyobraźni dziecka (tak przynajmniej zrozumiałem) może nie należy do oryginalnych, ale jak kiedyś od kogoś słyszałem 'napisano już wszystko, teraz to już tylko kwestia zremiksowania', więc w porządku (choć patrząc na twórczość Dukaja...). Czekam na więcej.

"Dziękuję ci o zacny chłopino" - to tak w ramach żartu z tą zacnością, bo brzmi jakby mówił - dziękuję ci mości clownie za....

@michalkg: Mam nadzieje że następne prace uda mi się wyposażyć w bardziej wiarygodne postacie.

 

Oprócz tego, przy kolejnym tekście, nie zapomnij "wyposażyć" swojego tekstu w brakujące przecinki i powstawiać je tam, gdzie jest ich miejsce w myśl zasad interpunkcji.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Tak. Następnym razem dłużej popracuje nad takstem zanim go wstawie. Dzięki za cenne uwagi, na pewno pomogą mi nie popełniać w przyszłości tak drastycznych błędów. Za pierwszym razem nie mogło być super, takie życie ;)

Nowa Fantastyka