- Opowiadanie: Dzio - Nora i Beniek (cz. II)

Nora i Beniek (cz. II)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nora i Beniek (cz. II)

c.d.

 

Przyszli goście. Przyjaciołom ukazał się niezwykły obrazek. Kobieta, dość pokaźnych rozmiarów, ubrana w różowe futro o długim włosiu, ze złotą torebką.

 

– Hello! Withajcie moja hotsino – zaczęła dość wysokim i piskliwym głosem, z mocnym akcentem – I’m bahdso happy sze Fas see. You must phyc Benjamin, and tfoja ciefcyna? Bahdso mi milo – nie przerywając swojego monologu witała się ze wszystkimi ściskając im ręce – Fy go na hanga? – Zwróciła się z tym pytaniem do młodych.

 

– Nie! – Zaczęła nie w pełni jeszcze otrzeźwiała po tym widowisku Nora – My nie jeste…

 

– Och! – Przerwała ciotka – Tho dhopsze, bo Fy go na sphaceh. Zykfhyd kce see fhasz city – szczebiocząc dalej do pozostałych członków rodziny wcisnęła w ręce oszołomionego chłopaka kawałek rzemyka i wypchnęła dwójkę przyjaciół za próg, zamykając za nimi drzwi.

 

Patrząc jedno na drugie, nie bardzo mogli zrozumieć, co się właściwie przed chwilą stało. Pierwsza z tego szoku zaczęła wychodzić dziewczyna. Spojrzała na przyjaciela, ściskającego coś w ręce. Po chwili i on zaczął się gapić na swoją dłoń. Przesuwali wzrok po rzemyku, aż na drugim jego końcu ujrzeli dość niezwykłe stworzenie.

 

Miało ono z metr wysokości, było barwy białej, a na głowie widniało coś, na kształt dużych, króliczych uszu. Istota ta miała niezwykle duże, ciemnoniebieskie, anielsko wyglądające oczęta. Reszta twarzy była omotana szalikiem. Był to oczywiście mały chłopiec, lecz ta informacja dotarła do nich dopiero po chwili.

 

– Beniek – zaczęła niepewnie Nora – nie jestem do końca pewna, co zaszło przed chwilą, ale czy nam kazano właśnie wyprowadzić dziecko na spacer? Na smyczy!?

 

– Hmmm, chyba ciotka coś wspominała, że Zygfryd chce zobaczyć nasze miasto. Jeśli ją dobrze zrozumiałem.

 

– Ale na smyczy!!? – zaczęła dziewczyna, odzyskawszy jasność umysłu. – Nie w mojej obecności – mówiąc to, podeszła do chłopca, przykucnęła i zaczęła mu zdejmować szelki od smyczy.

 

– Co Ty robisz!? Przecież nie bez przyczyny mu je założono. Może on jest jakiś inny, albo chory, albo…

 

– Och, przestań! To nie pies, czy inne zwierzę, żeby go na smyczy wyprowadzać, tylko mały chłopiec. A coś nie tak, to raczej jest z jego matką.

 

– To mi się nie podoba.

 

– Guzik mnie obchodzi, co ci pasi, a co nie – ściągnąwszy smycz, zwróciła się do chłopczyka – cześć mały, jestem Nora, pójdziemy teraz na spacer, dobrze?

 

– Zigi… – dał się słyszeć cichy głosik wydobywający się zza szalika.

 

– Zigi? Dobrze, niech będzie Zigi – uśmiechnęła się, a wstając wyszeptała pod nosem – To już znacznie lepsze niż Zygfryd.

 

– To mi się nie podoba – zaczął znowu Beniek.

 

– Och, przestań wreszcie. Złapmy go i w drogę.

 

Chłopiec grzecznie podał im rączki i we trójkę ruszyli na spacer. Śnieg prószył, osiadając bardzo leniwie, dużymi płatkami na wszystkim, co spotkał na swej drodze. W takiej atmosferze dotarli cało i bez problemów do pobliskiego parku. Ścieżki były nawet porządnie poodśnieżane, a zaspy po obu ich stronach stanowiły dość solidnych rozmiarów górki.

 

Nagle maluch przystanął, puścił rękę Benjamina i patrząc proszącym wzrokiem na dziewczynę wskazał wolną rączką na zaspy.

 

– O co chodzi? – Przykucnęła przy nim.

 

– Zigi chce tam.

 

– Chcesz pochodzić po zaspach?

 

– Zigi chce pochodzić po zaspach – przytaknął jej.

 

– No dobrze – chwyciła chłopca i postawiła na zaspie, a że chwycił mróz, to śnieg nie zapadł się pod dzieckiem – Fajnie? – Uśmiechnęła się do niego.

 

– Zigi mówi, że fajnie – odpowiedział jej rozradowanym głosem.

 

– Co ty wyprawiasz!?

 

– No co, niech sobie pogoni. Niech zazna, choć przez chwilę wolności.

 

– Zwariowałaś!? Jak mu się coś stanie, to ciotka gotowa mnie zabić!

 

– Przesadzasz. Co może się stać dziecku biegającemu po zaspach, pod opieką dwójki, odpowiedzialnych dorosłych?

 

– Gdzie Ty widzisz dwójkę odpowiedzialnych dorosłych!? – zaczął się teatralnie rozglądać. – Ja tu jestem jedynym odpowiedzialnym dorosłym w tej grupie! A poza tym, przecież może chodzić na smyczy po tych zaspach. To bardziej odpowiedzial…

 

– Tyś chyba zidiociał! Ale u was to chyba rodzinne, takie durnowate pomysły! Twoja ciotka, to jakieś różowe dziwadło, aż mi się serce ściska, że Zigi pod opieką takiego rodzica będzie rósł.

 

– Dorastał – poprawił machinalnie jej wypowiedź.

 

– Och, zamknij się! Wszystko jedno, bo…

 

– Pimpek! – Obrócili się na dźwięk głosu. – Pimpek! Zigi, chce Pimpka! – Maluch zaczął biec w stronę zarośli za uciekającym kotkiem.

 

– To mi się nie podoba – zdołał jeszcze powiedzieć Benjamin, po czym wskoczył razem z przyjaciółką w zaspę, a że ważyli nieco więcej niż mały chłopiec, to szybko zapadli się po kolana – A mówiłem, żeby założyć mu smycz!

 

– Zamknij się, Beniek i łap królika!

 

– Zygfryd, zaczekaj, nie wolno…

 

– Zigi, stój!

 

Ale chłopiec już im znikł z pola widzenia. Biegnąc tak szybko na ile pozwalały warunki dotarli na małe wzniesienie, a to, co ujrzeli za nim zamurowało ich.

 

– Beniek – szepnęła – Czy Ty widzisz, co ja widzę?

 

Niestety jej pytanie na razie zostało bez odpowiedzi, bo przyjaciel pierwszy raz w życiu nie był w stanie wypowiedzieć chociażby jednego słowa. Oboje jak zaczarowani obserwowali pochyloną i odwrócona tyłem do nich dziwacznie kanciastą postać w białej, długiej pelerynie. Nagle, jakby wyczuwając ich obecność, istota wyprostowała się i odwróciła w ich stronę. Strach sparaliżował dwójkę obserwatorów, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Bladzi, wystraszeni i na nogach jak z waty patrzyli na stworzenie o maleńkich oczach, połyskujących groźnym, krwistoczerwonym blaskiem. Były one osadzone skośnie pomiędzy brązowo – szarą sierścią. Z głowy wyrastały średnich rozmiarów uszy, teraz postawione czujnie. Na tle sierści połyskiwały białe, ostre zębiska z bocznymi kłami wyrastającymi groźnie z pyska. Morda stworzenia była mocno splaszczona, jakby zdeformowana, a nos osadzony w jej środkowej części był sporych rozmiarów hipnotycznie poruszający się w górę i w dół jak u królika.

 

Istota, nie dostrzegając niczego niepokojącego, zarzuciła kaptur na głowę i powróciła do przerwanej czynności. Dopiero teraz, gdy zmieniła pozycję, można było zauważyć niedużych rozmiarów klatkę zbudowaną z gałęzi splecionych ze sobą i osadzoną na czymś, co mogło przypominać sanki. W klatce znajdowała się mała, biała kulka. Po chwili stworzenie chwyciło za sznurek przymocowany do klatki i zaczęło ciągnąc ją w pobliskie zarośla.

 

– Nora – szepnął niepewnie chłopak – nie jestem pewien, co ja właściwie widziałem, ale to zapewne jakiś człowiek…

 

– Z taka facjatą człowiek!?

 

– Musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie. Zapewne coś się nam przywidziało, albo po prostu jakaś halucynacja…

 

– Beniek! – Krzyknęła przerażona – Ta twoja halucynacja porywa nam Zigiego!

 

– Nie może być – zdołał jedynie wyszeptać, czując narastający strach i panikę.

 

– A jednak! Patrz kto siedzi w klatce. Rusz dupę i biegiem za tym zmutowanym zającem! Trzeba ratować dzieciaka.

 

c.d.n.

Koniec

Komentarze

Nie rozumiem, dlaczego ciotka mówi tak niezrozumiale po polsku, a dzieciak bez problemu wypowiada słowa w języku rodzimym Nory i Beńka. I owszem, tutaj pojawia się motyw fantastyki, nawet bardzo. I dość dziwnie.

W części pierwszej nie było to tak istotne, ale tutaj zaczyna przeszkadzać. Przedkładasz dialogi nad opisy. Trudno jest nadążyć i zrozumieć właściwie, co się dzieje, bo cała akcja opiera się na tym, co mówią Nora i Beniek. Na dłuższą metę może to być męczące.

Odnośnie sposobu mówienia Ciotki istnieje tylko jedno wytłumaczenie. Niektórzy ludzie wyjeżdżając na kilka lat (w tym przypadku dwa) za granicę, zapominają ojczystej mowy.

Jeśli teraz jest dziwnie, to nie wiem jak określić dalszą część…

Zgadza się, opuszczam opisy, ponieważ nie wychodzą mi tak, jakbym tego chciała. Nadrabiam dialogami. Wiem, muszę popracować nad opisami, ech…

Dzięki za wskazówki.

8-)

Ja zawsze mam rację. Nawet gdy nie mam racji, to ją mam.

Mówiąc dziwnie, nie mam na myśli niczego negatywnego ;) Biore się za kolejną część!

Druga część jest bardzo krótka. Nie widzę powodu w dzieleniu tekstu na aż tak krótkie kawałki - jeśli będzie ich dwadzieścia, łatwo zniechęcisz do siebie wszelkich potencjalnych czytelników.

 

To samo co poprzednio - dialogi, zapis "cię", "ty" itp. Wprowadzasz nowe postacie, a w sumie wszystkie cztery wydają mi się niewiarygodne. Po prostu ich nie widzę. Mam wrażenie, że piszesz to na bieżąco, bez szczególnego planu, dodając to, co w danym momencie przyjdzie Ci do głowy. I nie jest to dobre wrażenie, niestety.

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka