- Opowiadanie: marlip - Pociąg do Soliny. Trylogia absurdalna

Pociąg do Soliny. Trylogia absurdalna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pociąg do Soliny. Trylogia absurdalna

I PRĘDKOŚĆ ŚWIATŁA

 

– Największą prędkością jest prędkość światła – wykrzyknął Krzysiek, pomyślał, że być może wskrzesi ducha naukowej dysputy wśród towarzyszy podróży. Brakowało mu tego odkąd skończył podstawówkę.

– Bzdura! – Stefan zerwał się na dźwięk tej herezji usuwając wierzchem dłoni ślinę spływającą po policzku – Największą prędkością we wszechświecie jest podwójna prędkość światła…

– Jak to?

– To proste panie, dysponujesz nieaktualnymi informacjami. Słuchaj, gdy przemierzasz Karpaty superszybkim pojazdem rozwijającym prędkość światła i zapalisz wewnątrz latarkę…

– Jaką latarkę? – to pytanie wydawało się być Krzyśkowi jak najbardziej na miejscu.

– Taką na dynamo, w jaką powinieneś się zaopatrzyć jadąc w góry… hm… doskonałe pytanie Krzysztof, wrócimy do niego późnej.

Ta uwaga szczególnie dodała Krzyśkowi animuszu. Przestał słuchać treści, tylko wpatrywał się w oczy Stefana.

– … no więc strumień światła latarki pokona drogę ze swoją normalną prędkością, prawda? A jeżeli biegnie w superszybkim pojeździe, który…

– To genialne! – wrzasnął Maciek, chociaż jeszcze spał.

– Kończąc moją myśl… chyba będę rzygał…

– Doskonale cię rozumiem, ale się mylisz – głowa Mariusza wychyliła się z mroku najciemniejszego kąta kuszetki. Wszyscy zamarli, chociaż jedynym, który teraz choć trochę kontaktował był Stefan. Mariusz nie lubił przerywać swojego Sudoku bez ważnego powodu, więc w takich okolicznościach towarzystwo mogło się spodziewać odkrywczych interpretacji rzeczywistości. Był to zdolny młodzieniec, którego dalszy szczegółowy opis nic nie wniesie w kontynuację tej opowieści.

– ??

– Wybierając się w góry musimy dysponować, oczywiście oprócz latarki na dynamo, która jest niesłychanie ważna, obszernym, superszybkim pojazdem. W jego wnętrzu znajduje się superszybki wózek widłowy, docierający w mgnieniu oka, tj. z prędkością światła do każdego jego zakamarka. Jeżeli więc w poruszającym się wózku widłowym w poruszającym się przestronnym pojeździe zapalimy latarkę… – głowa Mariusza usunęła się w mrok.

– Niech mnie szlag, masz rację Mariusz, największą prędkością jest potrójna prędkość światła… – Stefan puścił pawia

Pociąg kolei mazowieckich relacji Warszawa wschodnia – Ustrzyki Górne był akurat na wysokości Radomia – Bardzo dobrze – pomyślał Mariusz – Tutaj to nikogo nie zdziwi. Wyjrzał przez okno. Zobaczył jak dojarki kontenerów pieczołowicie wykonują swoją pracę. – Jak to możliwe, że je w ogóle widzę, pędząc w pociągu z taką prędkością… Przecież, kiedy odbity obraz dotrze do siatkówki mego oka, będę już daleko. Były jeszcze wciąż rzeczy na tym świecie, których nie ogarniał jego wydajny umysł. I jego myśli nie były tak szybkie jak superszybki pociąg, którym podróżowali. Radom dawno znikł za horyzontem, i on szybko zapomniał o tej osobliwej intelektualnej przygodzie, zwłaszcza, że jego głowę dosięgła butelka rzucona z dworca przez statystycznego mieszkańca Radomia z poważnym brakiem w uzębieniu. Ostatnią rzeczą, jaką spamiętał z tego dnia było słowo: Żubr …

 

II PROTOKOŁY MĘDRCÓW SYJONU

 

– Żydy są cwane – obudził się Stefan.

– No wiadomo – Krzysiek jak zwykle zwietrzył okazję, żeby pochwalić ulubieńca; nie wiedzieć czemu nie gasła w nim naiwna wiara w to, że nadejdzie kiedyś chwila gdy Stefan w końcu go doceni, pomoże w bliżej nieokreślonej sytuacji, gdy ten takowej pomocy potrzebować będzie. Mariusz się uśmiechnął.

– Zamknij się, gówno wiesz! – Widocznie ta chwila jeszcze nie nadeszła – Mariusz, ty lubisz inne, jesteś taki liberalny i tolerancyjny – Stefan uśmiechnął się porozumiewawczo do Maćka, widocznie szukając sprzymierzeńca w próbie dyskredytowania poglądów kolegi. Maciek też się uśmiechał, chociaż spał. – Mówisz, że patriotyzm jest ostatnią ostoją ludzi prostych, bo tylko to im zostało, że bronią jej jak szańca wylewając pomyje na obcych, mimo, że sami nie mogą się odnaleźć wśród swoich, tak?

– Mniej więcej… – westchnął Mariusz.

– A co wiesz o żydach, hę?

– Niewiele, nie znam żadnego. Chociaż widziałem kiedyś takiego jednego w Londynie; jechał na rowerze w cylindrze.

– Do teatru? – spytał Krzysztof.

– Nie wiem, nie wyglądał na aktora.

– Dobra, dobra, bo zgubię wątek. Skup się teraz – Stefan nabrał powietrza – Czytałeś Protokoły Mędrców Syjonu?

– Nie, gdzieś tam słyszałem.

– Ja też nie, ale to nie jest istotne. Jest to bardzo mądra książka, która dowodzi, że żydzi chcą zawładnąć wszechświatem…

– Chyba światem – wypalił Krzysiek i od razu tego pożałował.

– Nie wcinaj się w polemikę! Rozmawiam teraz… Aha! Właśnie! – Stefan uniósł palec do góry w geście znaczącym. Gest ten oznaczał posiadanie wiedzy zarezerwowanej jedynie nielicznym, za chwilę miał się nią podzielić. Nawet ucieszył go wtręt Krzyśka, bo przysypiający Mariusz nie bardzo palił się do nawiązania dyskusji. Wiedział bowiem jak ona się skończy; obaj pozostaną przy swoim, a dzisiejszą partyjkę warcabów szlag trafi. Ale i tak już wiedział, że dzisiejszą partyjkę warcabów szlag trafił.

– Protokoły Mędrców Syjonu napisali żydzi. Po co, spytasz zapewne. Ano właśnie po to – Mariusz uniósł brew – żeby odwrócić uwagę od tego, że chcą przejąć władzę nad światem.

– Żydy są chytre. Napisali genialną fałszywkę, która miała mącić w umysłach prostaczków. Ale nas nie oszukają, no nie? Mieli plan, żeby tajny dokument, który wypłynął niewiadomo skąd, urósł do rangi oficjalnego wydarzenia. Ludzie myśleli, że to prawda, a ja już wiem na pewno, że to prawda! Wtedy znalazł się jakiś oświecony umysł – Hola! – to fałszywka, mówi; fałszywka mająca podniecić rodzące się nastroje antysemickie. To chleb na młyn…

– Woda – mruknął Mariusz, wiedząc, że Stefan słyszy tylko siebie.

– … tych, którzy nienawidzą żydów i chcą ich zguby. Przecież nie byliby tacy głupi, żeby spisywać tak lekkomyślnie swoje ustalenia i narażać się na niebezpieczeństwo wypłynięcia tych informacji, dostania się ich w niepowołane ręce. Ten oświecony umysł – mówię wam – był żydem należącym do wolnomularzy. Tak słyszałem w każdym razie. Oczywiście Protokoły stworzono tak, by były odrealnione, przynajmniej miały zdawać się takimi być; nie można było ustalić świadków wydarzenia, znaleźć głównych bohaterów. Ach, jakie te żydy są sprytne – oblizał się Stefan – i o to chodziło! Opinia publiczna zdemaskowała oszustwo, chociaż w pewnych kręgach wciąż wierzy się w prawdziwość Protokołów, i słusznie! Żydzi popełnili jednak poważny błąd. Wypuścili na światło dzienne dokument w czasie, kiedy potęgowały się nastroje antysemickie. Momentalnie zawrzało. Trochę naiwnie wierząc w inteligencję gojów, że szybko pojmą, że to nie prawda… stało się inaczej.

– Tak czy inaczej Protokoły są prawdą uchodzącą za fałszywkę, która miała być prawdą, rozumiecie? Tak oto oficjalny dokument z narady żydów znalazł się w powszechnym obiegu i żydzi czerpią z niego garściami. Instruują się jak w końcu posiąść władzę nad światem. Zgodzisz się ze mną, oczywiście bazując na swojej o wiele skromniejszej wiedzy na ten temat?

Dzisiejszą partyjkę warcabów szlag trafił…

 

III PROGRAM TELEWIZYJNY

 

Pociąg leniwie toczył się przez Ełku okolicę. Wiatraki cięły powietrze przenosząc drgania na ziemię, na której rosły rzadkie gatunki traw ukochane przez ekologów. Na jedną z takich kępek odlewał się pijak; kiedy zobaczył nas wychylających się przez okno radośnie nam pomachał.

– Kurde, mili ludzie tu mieszkają, nie to co w Świętokrzyskim – Krzysiek odmachał mu jeszcze radośniej.

– Masz coś przeciwko scyzorykom? – wiadomo było, że Stefan jest ze Starachowic, okropnej dziury leżącej gdzieś koło Wąchocka. Dyskusja się urwała.

– Nie wiem jak wy – wtrącił Mariusz uprzedzając krwawe wypadki – ale ja miałbym ochotę obejrzeć coś ciekawego w telewizji.

– Ciekawego? – Stefan schował nóż do kieszeni – co ciekawego chcesz w telewizji oglądać? Tam jest sieczka dla pospólstwa. Dla inteligentnych ludzi nic nie puszczają, rzygać się chce.

– Tak, jest z tym pewien problem – westchnął Mariusz – pewnie dlatego nie mam telewizora. Miałem kiedyś, ale w trakcie kolejnego przeglądu kabaretu wyrzuciłem go przez okno. Zabiłem wtedy psa sąsiada, oczywiście się nie przyznałem, ale od tamtego czasu bacznie mi się przygląda…

– Taak… to smutne, ładny był?

– Nie, stary grat, ale zawsze trochę szkoda no i od tamtej pory nie mam.

– Wolne? – w drzwiach stanął mężczyzna z wąsem, owinięty brązowym polarem, który wyglądał jakby nie był prany od wieków.

– Eee, kolega wyszedł do toalety – Stefan jeszcze próbował ratować sytuację. Za późno, już się rozsiadł i roztoczył wokół woń spalonego skunksa. Pod nogi położył torbę ortalionową w piękny wzór kraciasty, w którą mogłaby się zmieścić połowa stadionu dziesięciolecia. Na śpiącego Maćka rzucił niesprecyzowane wierzchnie okrycie pięciu smaków, które sprawiło, że ten zapadł w jeszcze głębszy sen.

– Daleko pan jedzie? – Mariusz próbował znaleźć fragment wolnej przestrzeni dla swoich nóg, której nie zajmowała jeszcze torba niespodziewanego gościa.

– Do końca. Mam w Smerku robote ze szwagrem… Halo! – przybysz odebrał telefon. Tłumaczył coś rozmówcy soczyście gestykulując, im bardziej gestykulował tym atmosfera w przedziale stawała się coraz cięższa. Opowiadał coś podnieconym głosem o uruchamianiu kontaktów, ludziach, którzy są mu coś winni i głupim szefie, z którym już dawno powinien się zamienić miejscami. Można było odnieść wrażenie, że jest kimś ważnym. Trwało to dobre pół godziny, podczas których Stefan z coraz większą nienawiścią wpatrywał mu się w oczy, a Krzysiek próbował otworzyć otwarte już okno.

Wreszcie skończył, starannie schował komórkę do eleganckiej biodrowej saszetki i zaczął rozkładać na kolanach drugie śniadanie. Bez wątpienia było bardzo zdrowe. Była tam cebula, którą przegryzał kaszankę, jaja na twardo i pomidory. Wbijając zęby w kolejnego, trysnął jego zawartością w spokojną twarz Stefana, która wyrażała głęboki szacunek do drugiego człowieka. Jak na kulturalnego człowieka przystało, wyciągnął z torby najnowszy numer Gazety Polskiej i w trakcie posiłku jął przeglądać program telewizyjny.

– Grają coś dzisiaj ciekawego? – spytał Mariusz. Wiedział dobrze, że nie ma na świecie osoby, od której nie można się niczego nauczyć.

– Sam badziew. Gdyby nie przegląd kabaretów, nie byłoby na czym oka zawiesić. Wąsaty poczuł potrzebę wciągnięcia niesfornej zawartości nosa.

Mariusz porozumiewawczo spojrzał na Stefana, który powoli wyjął nóż z kieszeni…

 

 

Koniec

Komentarze

Uśmiałem się. Tak się składa, że w wakacje byłem zarówno w Ełku, jak i w Smereku. Opowiastki dobre --- szkoda jednak, że nie wpisują się zbytnio w profil portalu. Rozumiesz, fantastyka --- a tu w historiach samo życie...

pozdrawiam

I po co to było?

W moim prywatnym rankingu - najlepsza część pierwsza, przy której się uśmiałem, potem druga, na końcu dość nudna trzecia. Same pomysły dość wtórne. Kilka zdań w rodzaju "Pociąg leniwie toczył się przez Ełku okolicę" wybitnie uprzykrza lekturę.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Przeczytałem tylko pierwszą część, ale moje uwagi są takie:

" Był to zdolny młodzieniec, którego dalszy szczegółowy opis nic nie wniesie w kontynuację tej opowieści.
- ??"

1. To zdanie jest absolutnie niepotrzebnie, a nawet grzechem jest wrzucanie takich zdań do tekstu. One zrywają kontakt czytelnika z opowieścią, bo nagle między mną czytającym, a chłopakami dyskutującymi o prędkości światła, wchodzi autor, który obwieszcza, że nie będzie opisywał jednego z nich, bo to nic nie wniesie. Po co? Nie wniesie to nie opisuj, ale nie tłumacz się z tego, a na pewno nie rób tego przed czytelnikiem. Wytłumacz to mamie, tacie, koledze, któremu dajesz tekst do przeczytania, ale mnie? Nie trawię.

2. O co chodzi z tymi znakami zapytania? I czemu z dwoma? Nie rozumiem. Ponad to ze względu na pkt. pierwszy można odnieść wrażenie, że to kolejna twoja dygresja, w której zastanawiasz się, po co wrzuciłeś to niepotrzebne zdanie.

Absolutnie nie zgadzam się z poprzednikiem. Opowiadanie, pomimo drobnych usterek jest moim zdaniem bardzo dobre. fantastyka jest w "potrójnej prędkości światła". Autor pokazuje swą inteligencję i poczucie humoru, a także żyłkę literacką. Sprawa żydowska rzeczywiście przedstawiana była przed wojną, w ten, zagadkowy sposób, co spowodowało niechęć w Europie i podatny grunt dla nazizmu. Spotyka się to często w literaturze. Ogólnie opowiadanie jest lekkie i dowcipne, a czepialstwo, zbędne. Pozdrawiam nieznanego z portalu autora, czekając na dalsze teksty.

W tym przypadku, Fiyo, podwójny pytajnik zastępuje niewypowiedzianą kwestię typu: ależ jak to, dlaczego, że co proszę?? --- pełną zdumienia.  

Mnie zdumiał Radom z brakami w uzębieniu.

Niemniej przydałaby się krytyka od strony warsztatowej, ale od tego są lepsi ode mnie.

Pan Lorentz w grobie się przewraca...

 

Jeśli Autor celował w mój uśmiech, to zdobył kilka punktów :)

 

Pozdrawiam

> Autor pokazuje swą inteligencję i poczucie humoru

odgrzewając stare dowcipy :P

 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Najstarszym dowcipem jest udawanie wyroczni delfickiej, wydającej nieodwołalne wyroki w sprawach, które wcale oczywistymi nie są. Świadczy to o wielkim zadufaniu w sobie, niczym nie uzasadnionym.

Ryszardzie, anegdotami o podwójnej prędkości światła częstował mnie nauczyciel fizyki w podstawówce, tak jak zapewne każdy rocznik przede mną i po mnie. Po ilości dywagacji na ten temat w Googlach, wnioskuję, że temat jest popularny.

A jeśli masz ochotę porozmawiać o wyroczniach delfickich i zadufaniu, mój mail znajdziesz w profilu.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Drogi kolego. Wiele lat uczyłem fizykoterapeutów fizyki i dowcip mi się nie znudził. Po prostu śmieszy mnie maniera

udawania literata wysokiej klasy na portalu. Nie bardzo wiem, o czym miałbym pisać. Pozdrawiam.

Myślę, że czerstwota konkretnych żartów zależy od tego, jak często w danym środowisku są powtarzane. Ja z koteriami fizyków nie mam wiele wspólnego, więc nawet ichnie suchary --- o ile je zrozumiem --- mogą mnie rozbawić. Zupełnie nie ma o co się kłócić.

pozdrawiam

I po co to było?

Opowiadanka, owszem, wywołały półuśmiech. Jednak do pełnego zadowolenia, niestety, trochę brakło.  

 

…żeby tajny dokument, który wypłynął niewiadomo skąd… – …który wypłynął nie wiadomo skąd

 

…że szybko pojmą, że to nie prawda… – …że szybko pojmą, że to nieprawda

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

mi się przypomina mem "troll physics", gdzieś się na niego już natknąłem, to niezłe źródło inspiracji :)

Nowa Fantastyka