- Opowiadanie: Zyta - Grecka tragedia

Grecka tragedia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Grecka tragedia

Ostatnimi czasy w pałacu Zeusa panował nadzwyczajny spokój. Ojciec bogów wylegiwał się na kanapie, Hera z podziwem wpatrywała się we własne odbicie w lustrze, Atena – popijając ambrozję – czytała powieść sensacyjną, udowadniającą, że Maria Magdalena była żoną Jezusa – słowem: każdy zajmował się swoimi sprawami. Tak naprawdę, to było cholernie nudno. Od czasów Homera minęły wieki, a zainteresowanie antyczną bandą bogów poważnie spadło. Właściwie nikt już w nich nie wierzył – wspominali ich jedynie badacze starogreckiej kultury albo nieszczęśliwi uczniowie, którzy, klnąc na czym świat stoi, czytali mitologię zmuszeni przez swoich nauczycieli.

 

Na Olimpie nic już nie było tak jak dawniej. Zeus chyba się postarzał. Nie spowodowało tego wadliwe działanie ambrozji, która swą mocą w dalszym ciągu przebijała red bulla, czego dowodem były chociażby skrzydła u stóp Hermesa. Zeus – nadal w młodym ciele – po prostu zmienił się psychicznie. Nie był już tym samym kochliwym bogiem, cholerycznie reagującym na pretensje swojej żony. Od wieków nie dokonywał na Herze gwałtownych aktów zemsty, bo i właściwie nie było za co się mścić – raczej nie miewał już kochanek, więc małżonka nie urządzała mu scen zazdrości, które dawniej doprowadzały go do furii. Życie nieśmiertelnych płynęło więc spokojnie. Trochę za spokojnie. Skoro Zeus nie miał już ochoty organizować wystawnych uczt, pozostali bogowie dość często urządzali sobie wieczorne spotkania przy ambrozji, by jakoś urozmaicić swój czas.

 

Na jedną z takich imprez wybrała się Atena. Zdecydowała się na kameralne spotkanie z Afrodytą, Artemidą i Persefoną, w duchu obiecując sobie, że nigdy więcej nie pójdzie nigdzie z Erosem, który ostatnio, widząc, że jest obojętna na jego zaloty, próbował jej wrzucić pigułkę gwałtu do pucharu z ambrozją. Jako zagorzała feministka chciała oduczyć tego męskiego szowinistę podobnego typu zachowań poprzez amputację części ciała dość istotnej dla osobników płci męskiej, ale że była boginią mądrości, dała sobie z tym spokój, stwierdzając, że głupiemu trzeba ustąpić.

***

 

Boskie babskie spotkanie trwało w najlepsze. Lekko wstawione boginie dyskutowały na wszystkie możliwe tematy.

 

– Wiecie co? – powiedziała podekscytowana jak zwykle Afrodyta. – Zakochałam się – zawiesiła głos w oczekiwaniu na reakcję towarzyszek.

 

– Nic nowego – rzuciła Atena, odpalając papieros od papierosa.

 

– Przestań, nie rozumiesz, teraz to co innego… – rozmarzyła się Afrodyta. – Jest młody, przystojny, inteligentny, opiekuńczy i… chyba też mnie kocha – zakończyła, w roztargnieniu nawijając pukiel swoich blond loków na palec.

 

– Znamy go? – dopytywała się Persefona.

 

– Nie – powiedziała z triumfem Afrodyta. – On jest człowiekiem. Grekiem dokładniej – rozpierała ją duma.

 

– Człowiekiem?! – rozjuszyła się Atena. – Weź nie świruj. Mało to jeszcze facetów na Olimpie i w całym naszym świecie, żebyś zniżała się do – tu otrząsnęła się z lekkim obrzydzeniem – poziomu ludzi? A z Adonisem co jest nie tak, jeśli można wiedzieć? – to był bardziej zarzut niż pytanie.

 

– Daj spokój. Laluś taki. Pedałowaty jest w ogóle – Afrodyta wyglądała na zniesmaczoną.

 

– A Dionizos? O ile pamiętam, to nim się ostatnio fascynowałaś? – wtrąciła się Artemida.

 

– Różnica wieku. Od razu mówiłam, że nic z tego nie będzie – sucho stwierdziła Persefona.

 

– A tam różnica wieku – skwitowała Afrodyta. – Dionizos to alkoholik. Ciągle tylko to wino i wino. Pijak zwykły i tyle. Cały czas chodzi nawalony, a jak się nawali bardziej, to tylko mu dupy w głowie. Przyłapałam go z kilkoma. Naraz – zakończyła wymownie.

 

– No dobra, Adonis i Dionizos odpadają, ale jest przecież jeszcze wielu innych – oponowała Persefona. – Taki Eros na przykład. Całkiem przystojny chłopak…

 

– Babiarz – skwitowała Afrodyta.

 

– A Hermes? – rzuciła Artemida.

 

– Złodziej – Afrodyta była nieugięta.

 

– No dobra, to opowiedz nam coś o tym swoim Greku – sarknęła Atena, popalając kolejnego papierosa.

 

– Ach… – rozmarzyła się Afordyta. – Jest piękny. Ma kruczoczarne włosy, czekoladowe oczy…

 

– To już wiemy, Afro – przerwała jej Atena. – Pytam o konkrety. Zawód jakiś ma?

 

– Pewnie, że ma. Przecież z nierobami się nie zadaję – oburzyła się Afrodyta. – Jest przewodnikiem turystycznym – podjęła marzycielskim tonem. – Opowiada ludziom historię Grecji, jej zabytków, wierzeń. Pięknie mówi o herosach, bogach. O nas, o naszych dziejach. Jestem jego ulubioną boginią – rozpierała ją duma.

 

– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała Persefona. – Kwestii jego stanu cywilnego nie poruszam, bo wiem, że nie ma to dla Ciebie najmniejszego znaczenia – dodała po chwili.

 

– Jeszcze nie wiem – Afrodyta zasmuciła się. By poprawić sobie humor sięgnęła po kieliszek, który opróżniła jednym haustem. – Bo wiecie, w Grecji jest teraz kryzys. Sytuacja niestabilna, więc ludzi coraz mniej. Turyści boją się tam przyjeżdżać. Zyski z turystyki spadają. A to jedyne źródło utrzymania mojego Theo. On tak się teraz martwi…

 

– Do rzeczy, Afro, do rzeczy – popędzała ją Atena.

 

– No bo tak sobie pomyślałam, że Theo mógłby dołączyć do nas. Jako nieśmiertelny człowiek, heros czy kto tam kolwiek. Tylko, że Zeus nigdy się na to nie zgodzi, jeśli Theo nie będzie kimś wielkim w swoim świecie – ciągnęła smutno Afrodyta. – Gdyby był prezydentem Ameryki, Zeusa trudno byłoby przekonać, jeszcze trudniej, gdyby miał „tylko” własne biuro podróży przynoszące milionowe zyski, a teraz… kiedy jest zwykłym przewodnikiem turystycznym w zrujnowanej kryzysem Grecji, nie ma na to szans…

 

– Fakt. Stary za Chiny Ludowe nie da się przekonać – potwierdziła Atena.

 

– A może… – odezwała się jakby olśniona Artemida.

 

– Co? – zapytały jednocześnie Afrodyta i Atena.

 

– Nnie… To nie przejdzie – stwierdziła Artemida w odpowiedzi.

 

– No ale powiedz chociaż, skoro już zaczęłaś – nalegała z ciekawością Persefona.

 

– No dobra – zdecydowała Artemida. – Tylko nie wrzeszczcie na mnie, jeśli pomysł się nie spodoba, okej?

 

– Okej – odpowiedziały chórem boginie.

 

– Więc: w Grecji jest kryzys, tak? A normalnie jednym z większych źródeł dochodów tego kraju jest turystyka, tak? – z każdym z automatycznie dopowiadanych przez Artemidę „tak”, pozostałe boginie potakiwały głowami, nie zwracając uwagi na śmieszność ciągłego powtarzania tego samego wyrazu. – A jeśliby tak przyciągnąć turystów z powrotem?

 

– Przecież w kryzysie ludzie nie mają kasy, a w Grecji sytuacja jest w ogóle niepewna – powiedziała Atena głosem pełnym sceptycyzmu. – Każdy człowiek myślący, a z założenia wszyscy na świecie tacy są, z czym się oczywiście nie zgadzam, ale to tylko mój osobisty pogląd… W każdym razie, wracając do tematu, każdy myślący człowiek wyciągnie z obecnej sytuacji wniosek, że w Grecji jest teraz duże ryzyko wybuchu zamieszek i innych atrakcji podobnych do tych, które miały nie tak dawno miejsce w krajach arabskich. Nie ma opcji, żeby to się zmieniło i nawet my nie mamy na to wpływu…

 

– Dobrze kombinujesz, o bogini mądrości – drwiąco przerwała jej Artemida. – Ale nie wzięłaś pod uwagę decydującego czynnika: ludzkiej ciekawości. Ludzie z natury są żądni sensacji i nawet kryzys nie zahamuje ich wścibstwa. My (a właściwie przyszły kochaś Afrodyty) możemy na tym tylko zyskać – uśmiechnęła się chytrze. – Widzę, że dalej nie kumacie – spojrzała po towarzyszkach. – To dziecinnie proste: wystarczy, że któraś z nas się objawi. Wyobraźcie to sobie – ciągnęła, przesadnie gestykulując – na górze Olimp, w ruinach Partenonu objawia się mityczna grecka bogini. Zbiegają się tłumy, zjeżdżają telewizje z całego świata, cały glob wzdłuż i wszerz mówi tylko o tym, rozpoczynają się szeroko zakrojone badania naukowe, restauracja zabytków starogreckiej kultury, książki, filmy, artykuły w gazetach. Słowem: biznes. A za tym idą tłumy żądnych sensacji turystów, którzy w zaistniałej sytuacji mają kryzys głęboko w dupie. Kto na tym zyskuje? Pomyślmy – udała, że się waha – czyż nie nasz drogi Theo? Przecież facet dorobi się na tym milionów, a Afro zyska nową zabawkę, bo po takim awansie społecznym Zeus na pewno zgodzi się go przyjąć do naszej czasoprzestrzeni…

 

– O kurwa – wyrwało się Atenie. – Muszę zapalić – stwierdziła, wyciągając nie wiadomo którego już papierosa.

 

– Super pomysł! – zapiszczała Afrodyta. – Dzięki, dzięki, dzięki, kochana! – wykrzyczała, po czym rzuciła się Artemidzie na szyję.

 

– No dobra, ale niby która z nas miałaby się… objawić? – zapytała niepewnie Persefona.

 

– No… nie wiem – zawahała się Artemida. Po chwili namysłu dodała jednak – Myślę, że to powinna być Atena…

 

– Dlaczego niby, kurwa, ja? – odezwała się z pretensją bogini.

 

– Jesteś jakby symbolem, Ati – próbowała ją ugłaskać Artemida. – Bogini mądrości i sprawiedliwej wojny, piękna córa Zeusa… Twoje pojawienie się dałoby po prostu najlepszy efekt.

 

– Ati, kochana, proszę, zgódź się… – jęczała Afrodyta. – Będę ci dozgonnie wdzięczna, a pamiętaj, że jestem w końcu nieśmiertelna…

 

– A co mi po twojej wdzięczności, Afro? Może i bym się zgodziła, ale jeśli coś nie wypali, to stary mnie zamorduje – stwierdziła Atena.

 

– Przestań… Wszystko się uda, tylko się zgódź – prosiła Afrodyta. – A nawet jeśli by coś nie wyszło… ale i tak na pewno wyjdzie… ale nawet gdyby, to jesteś przecież najukochańszą córką Zeusa i komu jak komu, ale tobie się nie oberwie. Ja w każdym razie biorę wszystko na siebie. Tylko zgódź się, pliiisss…

 

– No dobrze, Afro – poddała się Atena. – Zrobię to dla ciebie, chociaż wiem, że ten cały Theo to i tak nie na długo. Jak każdy twój facet. Z resztą nawet jeśli między wami nic nie będzie, to warto zaryzykować choćby dla odrobiny adrenaliny w tym nudnym życiu.

***

 

Nadszedł wreszcie ten dzień. Fakt faktem, sceneria nie była taka, jaką można by sobie wymarzyć dla tak przełomowego wydarzenia, jak objawienie się starogreckiej bogini. Jednak, jak na końcówkę grudnia, i tak było ciepło. Greckie bezśnieżne przedzimie wysyciło się już atmosferą nadchodzących świąt. Wszyscy oczekiwali na Boże Narodzenie, ale mieli doczekać się czegoś całkiem innego.

 

Było ciepłe grudniowe przedpołudnie, jedno z takich, jakie zdarzają się o tej porze roku tylko na południu Europy. Promienie porannego słońca oświetlały ruiny Partenonu, mimo nadchodzącej zimy i tak pełnego turystów. Nagle, w miejscu, gdzie wieki temu stał ołtarz poświęcony Atenie, rozbłysło nieziemskie światło. Szmaragdowozielone. Błękitne. Fioletowe. Bursztynowe. Białe i wielokolorowe zarazem. Nie do opisania za pomocą ludzkiego języka. Promienie oświetlały miejsce przed ołtarzem, które w mgnieniu oka przyciągnęło uwagę turystów. Wszyscy obecni w napięciu czekali na to, co się stanie. W tłumie rozlegały się ciekawe szepty. Niektórzy próbowali fotografować niezwykłe zjawisko. Świątynia zatętniła wręcz tłumionymi emocjami, które potrzebowały jakiegoś ujścia, wyrazu.

 

Po chwili, która wydawała się być wiecznością, w miejscu skupiania się promieni światła, znikąd pojawiła się kobieca postać. Nikt nie miał wątpliwości, że nie pochodzi z ludzkiego świata. Była nieziemsko piękna. Czarnowłosa niewiasta odziana w zbroję. Klasyczna grecka piękność w pełnym (prócz hełmu, trzymanego przez nią w wyciągniętej dłoni) bojowym rynsztunku. Kobieta młoda, ale wyglądająca dojrzale, pewnie siebie. Jej postać lśniła blaskiem jakby pochodzącym z wewnątrz. „Kto to?”, „co to?” – w tłumie rozlegały się nerwowe szepty. Kilka kobiet zemdlało. Ale widzenie nie znikło. Wręcz przeciwnie – wiele osób zdążyło się dokładniej przyjrzeć niezwykłej postaci i dostrzec wiele istotnych detali. Turyści dokładnie zlustrowali jej zbroję. Zwrócili też uwagę na siedzącą na jej ramieniu sowę. Nagle do nich dotarło, doznali zbiorowego olśnienia: bogini mądrości i sprawiedliwej wojny. Atena. Piękna i groźna zarazem.

 

W starogreckiej świątyni zapanował nastrój grozy. Jak w najlepszym thrillerze, wszyscy z zapartym tchem oczekiwali na to, co wydarzy się za chwilę. Wielu turystów liczyło na to, że bogini przemówi, wygłosi jakąś prastarą przepowiednię, ostrzeżenie dla ginącego świata… I tak właśnie zamierzała zrobić (umówiła się ze swoimi boskimi koleżankami, że palnie jakąś sentencjonalną mówkę i zmyje się równie szybko, jak się pojawiła), ale… nie zdążyła.

 

Huknęło. Bardzo mocno huknęło, a drgania zatrzęsły świątynią w posadach. Niebo zasnuło się czarnymi chmurami. Mimo zachmurzenia, zewsząd pojawiały się coraz to nowe świetliste rozbłyski. Jakby zorze. Z tą tylko różnicą, że te miały w sobie coś strasznego. Nagle w tej apokaliptycznej scenerii, jakby znikąd, z innej czasoprzestrzeni, zabrzmiał tubalny męski głos:

 

– Co to ma do licha być?! Przecież była umowa!

 

– Przecież ja nie agituję! – odkrzyknęła rozwścieczona Atena – To ty robisz rozróbę!

 

– No wiesz? Ja rozróbę? – odpowiedział jej z furią głos. – Jak śmiesz? Wiedziałem, że z wami nie da się dogadać na dłużej niż jakiś tysiąc z górą lat…

 

– A pewnie, że się nie da – dołączył się kolejny męski głos. – Hieny pazerne. Teraz chcecie zagarnąć cały świat. To już Grecja wam nie wystarczy…

 

– Gówno mi zależy na wyznawcach! – rzuciła ostentacyjnie Atena ku niepomiernemu zdziwieniu przysłuchującego się tej dziwnej wymianie zdań tłumu. – Niech sobie wierzą w was. Ja mam inne sprawy na głowie – zakończyła, wyglądając tak, jak gdyby miała zbierać się do opuszczenia świątyni.

 

– Poczekaj, mała, nie tak szybko – zatrzymał ją pierwszy głos. – To w nas według umowy ma w tym tysiącleciu wierzyć świat, a teraz co? Przecież odżyje wiara w was.

 

– A nie mówiłem ci, że z Zeusem się nie dogadasz? – wtrącił się drugi głos. – Z każdym się porozumiesz: z Ozyrysem, ze Światowidem, z Thorem, ale z tą patologiczną bandą nie…

 

– Uważaj na słowa! – rozwścieczyła się Atena. – Ja ci zaraz pokażę, kto tu jest patologiczny! – krzyknęła, po czym raziła w tylko dla niej widzialną postać strumieniem światła.

 

Wtedy rozpętało się piekło. Jeden z przeciwników Ateny odpłacił jej uderzeniem pioruna. Sparowała je kolejną świetlną wiązką. Jednocześnie drugi z mężczyzn strzelił w nią kulą ognia. Kiedy szykowała kolejny cios, nadciągnęła odsiecz. Ares z armią cyklopów rzucili się do walki. Za nimi podążył uzbrojony po zęby Hefajstos rażący piorunami Zeus. Nie odpuszczała też Artemida, dzielnie godząc w przeciwników z łuku.

 

Po drugiej stronie również pojawili się sprzymierzeńcy nie z tego świata. Do walk dołączyli też bogowie pochodzący z innych czasów i miejsc – był groźnie wyglądający Set, rozwścieczony Perun, kipiący żądzą zniszczenia Śiwa i wielu wielu innych. Każdy nowo przybyły stawał po jednej ze stron sporu.

 

Niemożliwie donośny huk, wizgi i trzaski wstrząsnęły kulą ziemską. Uderzenia piorunów dokonały niezliczonych zniszczeń. Tsunami wywołane przez bogów wodnego świata zalały sporą cześć globu, a to, co ocalało, zostało zniszczone przez wybuchy wulkanów i trzęsienia ziemi. Biblista powiedziałby, że nie został kamień na kamieniu, znawca greckiej mitologii – że wszystko wróciło do punktu wyjścia, do chaosu.

***

 

Był 21 grudnia 2012 roku. Nie trwająca zbyt długo walka wszelkich możliwych bogów zakończyła się katastrofalnie. Ród ludzki zniknął z powierzchni ziemi (która nota bene też poważnie ucierpiała). Właściwie to nie do końca – apokalipsę przetrwał uratowany przez Afrodytę Theo, który z resztą okazał się być gejem. Piękna bogini wcześniej się nie zorientowała, bo, ogarnięta szałem namiętności, sądziła, że jej wybranek jest po prostu bardzo życzliwy dla swoich kolegów. Cóż, miłość jest ślepa. A gniew Zeusa bezlitosny – ojciec bogów w ramach kary dla Afrodyty zgodził się na małżeństwo Theo i Apollina. Koniec świata: pierwsze homoseksualne małżeństwo na Olimpie.

Koniec

Komentarze

Po pierwsze to kryzys przezywają Grecy - bo są nierobami i obibokami - a nie turyści:) Ci zamozni z zagranicy zawsze przyjada do Grecji, więc Ci się koncepcja ekonomiczna wali. Poza tym ładnie to tak się nabijać z bogów?;)

Lubię antyczne klimaty. Przeczytałam bez przykrości, ale nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona.  Przyjemność lektury zepsułaś mi Autorko, żenującym pomieszaniem ambrozji z nektarem. Piszącej opowiadanie o starożytnych bogach greckich, moim zdaniem, to nie powinno się przydarzyć.

 

Atena – popijając ambrozję – Ambrozja była pokarmem bogów. Zapewniała im wieczną młodość. Napojem bogów był nektar. Ten z kolei zapewnił im nieśmiertelność.

 

wadliwe działanie ambrozji, która swą mocą w dalszym ciągu przebijała red bulla… – Tu także mylisz przeznaczenie ambrozji, każąc jej być napojem.

 

…urządzali sobie wieczorne spotkania przy ambrozji, by jakoś urozmaicić swój czas. – Kolejny raz! Bogowie pili także wino, zapewne winem urozmaicali swoje spotkania.

 

…wrzucić pigułkę gwałtu do pucharu z ambrozją. – W pucharach podawano napoje, ambrozja, o czym już wiesz, napojem nie jest.

 

…bo wiem, że nie ma to dla Ciebie najmniejszego znaczenia… – Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Jako nieśmiertelny człowiek, heros czy kto tam kolwiek. – …czy ktokolwiek.

 

…z każdym z automatycznie dopowiadanych przez Artemidę „tak”… – …po każdym automatycznie dopowiadanym przez Artemidę „tak”

 

Greckie bezśnieżne przedzimie wysyciło się już atmosferą nadchodzących świąt. – Nie podoba mi się ten dość ryzykownie użyty termin chemiczny. Może: Greckie bezśnieżne przedzimie nasycało się już atmosferą nadchodzących świąt.

 

Kobieta młoda, ale wyglądająca dojrzale, pewnie siebie. – Zrozumiałam, że młoda kobieta, wypatrywała zdecydowanie i świadomie, najprawdopodobniej samej siebie, co dla bogini nie było pewnie niczym nadzwyczajnym. ;-)

Proponuję: Kobieta młoda, ale sprawiająca wrażenie dojrzałej i pewnej siebie.

 

Turyści dokładnie zlustrowali jej zbroję. Zwrócili też uwagę na siedzącą na jej ramieniu sowę. – Osobliwy przypadek zbroi z ramionami i siedzącą na jednym z nich sową. Nie dziw, że turyści lustrowali zbroję dokładnie. ;-)

 

…wszyscy z zapartym tchem oczekiwali na to, co wydarzy się za chwilę. Wielu turystów liczyło na to, że… – Powtórzenie. Z jednego „na to”, można spokojnie zrezygnować.

 

Niebo zasnuło się czarnymi chmurami. Mimo zachmurzenia – Powtórzenie. Może drugie zdanie rozpocznij: Na ich ciemnym tle…

 

Za nimi podążył uzbrojony po zęby Hefajstos rażący piorunami Zeus.: – Pewnie miało być: Za nimi podążyli uzbrojony po zęby Hefajstos i rażący piorunami Zeus.

 

Theo, który z resztą okazał się być gejem. – Theo, który zresztą okazał się być gejem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nio nio całkiem całkiem,  Jest intryga, zakończenie z fajerwerkami i nawet jak ktoś dobrze poszuka to jakieś przesłanie się znajdzie, a najfajniejsze, że nie za długie a treściwe.

Dzięki za ooświecenie mnie w kwestii ambrozji. Będę wiedziała na przyszłość :)

Opowiadanie w sumie jest całkiem zabawne, ale czegoś mi tu brakuje. Sposób pisania jest trochę dziecinny, ale nie w złym znaczeniu tego słowa. Problem w tym, że nie jestem specjalnym fanem takiego stylu, ale doczytałem do końca, więc szczerze powiedzieć mogę, że źle nie jest.

Nowa Fantastyka