- Opowiadanie: Arwil - Bajka o Dzielnym Satuku, Marakorskim Rycerzu

Bajka o Dzielnym Satuku, Marakorskim Rycerzu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bajka o Dzielnym Satuku, Marakorskim Rycerzu

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma zamtuzami, były sobie dwa królestwa. A właściwie jedno królestwo – wspaniały i dumny Marakorn, i jedno małe państewko – posępny Mara-Khor’rn. Żyły te dwa twory w odcięciu od świata, otoczone nieprzebytym pierścieniem gór. A żyły, trzeba zaznaczyć, w dość nietypowej symbiozie. Otóż w Marakornie wszyscy kornie płacili daniny, dbali o pola, zakładali manufaktury, chodzili co niedzielę do świątyni… W Mara-Khor’rnie zaś mieszkali sami szubrawcy, żyjący z pracy cudzych (marakorskich) rąk. Czemu im na to pozwalano, pytacie? Ano temu, że w Mara-Khor’rnie mieścił się owiany złą sławą Mroczny Zamek, straszliwa siedziba Czarnych Rycerzy. Lecz, jak wiadomo nie od dziś, wszystko na tym świecie ma swój kres. A kres krwawego terroru Czarnych Rycerzy miał przyjść za sprawą niepozornego paladyna – Satuka z Marakornu…

***

 

– Nie! Basta! Dłużej tego nie wytrzymam! – biadolił strapiony król Biadolin. – Ci mara-khor’rczycy nie mają wstydu! Niszczą nasze miasta, palą wsie, zabijają chłopów… Co mamy robić?

– Nie wiem, panie – przyznał królewski dzierżystopa, drugi człowiek w kraju.

– Ja też nie – dołączył koniuszy, a zaraz za nim kanclerz.

– My też nie wiemy. Oj, nie! – chórem wygłosili ministrowie.

– Biada nam, biada! – biadolił Biadolin. – Biada!

– A ja wiem! – oświadczył dumnie Satuk. – I zaraz się tym zajmę!

Nim oniemiali urzędnicy zrozumieli, co właściwie powiedział, rycerz zdążył już wyjść z sali.

***

 

Satukowy koń niestrudzenie galopował przez marakorskie pola i równiny. Wprost do Mrocznego Zamku, majaczącego już na horyzoncie… A czemu tam biegł, zapytacie? Jak to koń, nie miał pojęcia. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dosiadający go Satuk też nie wiedział. No, ale skoro się zobowiązał, musiał pojechać…

***

 

Mroczny Zamek… Siedliszcze zła, twierdza nieprawości, dom okrutnego zwyrodnienia… Już niedługo. Satuk nastroszył wąsy, poprawił broń przy pasie i ruszył do bramy.

– Otwierać! Otwierać, bo wywarzę drzwi! – zagroził rycerz i zawiesił kociołek wody nad paleniskiem. Teraz tylko poczekać, aż war zmiękczy dębowe wierzeje…

– Nie, nie, na Boga! – doszło zza wrót do Satukowych uszu. – To już lepiej sami otworzymy!

– No! – skwitował krótko paladyn. – Macie na to dziesięć sekund! – Prawdę mówiąc, Satuk trochę blefował, albowiem matematyka nigdy nie szła mu zbyt dobrze, a mierzenie czasu zawsze pozostawiał służbie.

Po chwili wypełnionej nerwowymi dyskusjami i sarkaniami drzwi zaskrzypiały przejmująco. Mroczna Komnata stanęła przed marakorczykiem otworem, a sam marakorczyk stanął samojeden przeciw dobrej setce Czarnych Rycerzy z Mara-khor’rnu.

– Ha! Poddajcie się!

– Nigdy!

– A jednak!

– A figę!

– Nosz kur…

Niestety. Dyplomacja zawiodła. Satuk z ciężkim westchnieniem dobył swego wiernego kordzika marynarskiego.

– Będę więc musiał was pozabijać…

Głucha cisza zapadła w obwieszonej ciężkimi łańcuchami salce. Skonsternowani Czarni Rycerze popatrywali po sobie niepewnie. Satuk poprawił chwyt na rękojeści mieczyka. Konsternacja przerodziła się w przerażenie.

– Nie, litości! Ja jeszcze nikogo nie zabiłem!

– Pomiłujcie, panie! Jam ledwoć dwie wioski spalił!

– Kto teraz będzie gwałcił baby?

– Kto będzie mordował chłopów w czasie zbiorów?

Paladyn zamyślił się. Chociaż łotry, mieli trochę racji. No bo kto będzie czynił zło, jak ich zabraknie?

– Dobrze – błyskawicznie podjął decyzję. – Kto jest waszym przywódcą? Jego zabiję, wam chwilowo daruję.

Satuk nie musiał długo czekać. Chęć ocalenia skóry była silniejsza niż lojalność. Mroczna Komnata zaroiła się od palców w czarnych rękawicach wskazujących Arcyczarnego Arcyrycerza. Przynajmniej teoretycznie tak się działo, albowiem w panice właściwie każdy wskazywał na każdego. Ale marakorski paladyn nie wypadł sroce spod ogona. Wykorzystując swój sławetny, lotny niczym para kaloszy umysł, wpadł na genialne rozwiązanie problemu: otóż wystarczyło policzyć, kogo wskazuje najwięcej rąk! Subwokalizując z cicha i zaznaczając wyniki kreskami na ścianie, dopiął swego – wszystko zostało starannie przeliczone i zapisane. Satuk, wielce z siebie zadowolony (wszak liczenie zajęło mu niecałe dwie doby), wziął się pod boki i chrząknął znacząco.

– Już wiem, kto wam przewodzi. TY! – huknął, celując szabelką w zdębiałego stajennego. – Na ciebie wskazują aż trzy palce!

– Tak, to on! – krzyknął Arcyczarny Arcyrycerz, zakuty zresztą w charakterystyczny, nader misternie zdobiony, pełny pancerz. – To właśnie on nam przewodzi!

– Ale to nieprawda! Ja jestem stajennym i jestem niewinny! – oburzył się niewinny stajenny. – To on jest Arcyczarnym Arcyrycerzem!

– Łże, łże jak pies! Czy ja wyglądam na Arcyczarnego Arcyrycerza? – rzucił Arcyczarny Arcyrycerz, szybko chowając upierścienione ręce za plecy, pod szkarłatny płaszcz z najprzedniejszego aksamitu. – To ja jestem stajennym!

– Sprytnie… – wymruczał Satuk w zadumie. – Bardzo sprytnie… Maskarada. Ale przejrzałem was!

Jądra Arcyczarnego Arcyrycerza skurczyły sięjak jądra kogoś, kto się bardzo boi. Gardło wyschło na wiór, za to w żołądku zebrała mu się wielka, zimna kula. On już wie…

– Już wiem! – obwieścił triumfalnie paladyn. – To ten jest Arcyczarnym Arcyrycerzem!

Czarni Rycerze oniemieli. Paśko, kuchcik zamkowy, oniemiał jeszcze bardziej niż oni. W końcu to on został właśnie wytypowany przez tego szalonego marakorczyka…

– Panie, litości! Ja jestem zam…

– Dość – warknął rycerz z kordzikiem i ukrócił kuchcika o głowę. – Nie będziecie mnie już dłużej zwodzić!

Arcyczarny Arcyrycerz spuścił smętnie głowę. Zakon Czarnych Rycerzy właśnie stracił wielkiego przywódcę, okrutnego Arcyczarnego Arcyrycerza… Hej, zaraz

Koniec

Komentarze

Boskie, najlepszy tekst jaki dzisiaj czytałem!

niezłe

haha sam dodajesz a potem wychwalasz jakie to boskie?

Myślę, że nie przeczytałeś żadnego innego na tej stronie.

Jaja sobie robisz tym wychwalaniem? Może i śmieszne, ale sensu tu żadnego. I po kiego tyle wielokropków?

Jeden na pewno zbędny, jeden można bez szkody zamienić na kropkę. Reszta się broni.

Boskie to nie jest, ale do poczytania.
Pozdrawiam. 

Fajne. Szkoda tylko, że sam sobie robisz e-pr. Trochę to śmieszne i żenujące. Za opowiadanie 5, za samochwalstwo (nieudolne) 1. Średnia 3. Mam nadzieję, że przy następnej ocenie nie trzeba będzie wyciągać średniej.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka