- Opowiadanie: Lennie - Łzy Diabła - Rozdział 1

Łzy Diabła - Rozdział 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Łzy Diabła - Rozdział 1

Udawanie najszczęśliwszej osoby pod słońcem szło jej niezwykle dobrze, mimo że czasami twarz zaczynała boleć od nadmiernego szczerzenia się. Jednak głupio było się przyznać, że nie cieszy się z własnych – a w dodatku osiemnastych – urodzin. Chciała spędzić ten dzień samotnie i przygotowała się nawet do tego psychicznie, a impreza niespodzianka bardziej ją zirytowała, aniżeli ucieszyła. Widząc ile znajomi i ojciec włożyli w to pracy, nie miała serca im niczego odmawiać. Dlatego próbowała bawić się świetnie, co jakiś czas poprawiając sobie humor szampanem lub czymś mocniejszym. Ostatecznie ukrywała się w łazience i przeklinała w lustrze własną osobę i to co robiła.

 

Dopiero rano wszyscy ulotnili się do siebie, uprzednio pomagając uprzątnąć dom. Odetchnąwszy z ulgą, pozwoliła zadzwonić sobie do ojca i poinformować go, że może już wrócić. Nie miała pojęcia jakim cudem przyjaciółki zdołały przekonać Adama, by udostępnił wszystkim mieszkanie. Nigdy nie spodziewałaby się po nim czegoś takiego: zawsze obchodził się z nią jak z jajkiem, będąc nadopiekuńczym.

 

Czekając na powrót rodziciela, wzięła odświeżający prysznic i przebrała się w ulubione przetarte dżinsy oraz rozciągniętą, dużą koszulkę. Mokre włosy zaplotła w warkocz i z jękiem zadowolenia rzuciła się na kanapę w salonie. Włączyła telewizor, automatycznie przeskakując po wszystkich kanałach bez większego celu. Słysząc otwierające się drzwi, rzuciła krótkie spojrzenie w stronę korytarza i westchnęła głośno.

– Nie musiałeś tego robić, tato. – Powiedziała głośno, przewracając się z brzucha na plecy. Wpatrywała się teraz w mężczyznę, który najlepsze lata swojego życia miał już za sobą. Nie oznaczało to jednak, że wyglądał staro – posiadał może lekko odstający brzuch, przyprószone siwizną włosy i odrobinę zmarszczek – ale w szarych oczach nadal tlił się ten blask, a uśmiechem mógłby uwieść nie jedną kobietę.

– Mimo to, dziękuję ci bardzo. – Dodała, zrywając się ze swojego wcześniejszego miejsca i podbiegając do niego. Wspinając się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w nieogolony policzek.

– Nie ma za co, w końcu osiemnastkę ma się tylko raz w życiu. – Mruknął, ściskając dziewczynę, a widząc jej pełen zwątpienia wzrok, zaśmiał się. – Nawet nie wiesz, jak trudno było zgodzić się na coś takiego. – Odparł, puszczając ją i ruszając w stronę kanapy. Przystanął zaraz, spoglądając przez ramię. – Prawie zapomniałem, mam coś dla ciebie.

– Nie musiałeś, tato… – Zaczęła, ale szybko została zgromiona wzrokiem. Wyciągnął z kieszeni spodni niewielkie, czarne pudełeczko i zbliżył się do córki z powrotem.

– Należał do twojej matki. – Oznajmił poważnym tonem, gdy drżącymi dłońmi otworzyła pakunek. W środku znajdował się mały, złoty pierścionek w kształcie słonecznika, w którego środku znajdował się szkarłatny kamień. Drobne płatki przyozdobione były ledwo widocznymi, jasnymi diamencikami, lśniącymi w promieniach słońca, zaglądającego przez okno.

– O rany. To musiało kosztować fortunę. – Sapnęła z szeroko otwartymi ustami i oczami.

– Pamiątka rodzinna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. – wzruszył ramionami, uśmiechając się blado. – Na pewno chciałaby, żeby teraz należał do ciebie. – wyjął pierścionek z pudełeczka i wsunął go brązowookiej na palec wskazujący prawej dłoni. – Wszystkiego najlepszego, kochanie.

– Dziękuję. – Szepnęła, przytulając się do niego mocno.

– A teraz lepiej idź się połóż, ledwo stoisz na nogach. – i tak właśnie zrobiła. Nie musiała długo czekać na sen, wystarczyło, że wtuliła twarz w chłodną poduszkę.

 

Biegła. Gdzieś, przed siebie, między drzewami, wśród krzyczących głośno ludzi. Czuła za sobą zapach spalenizny, dymu i strachu. To on sprawiał, że mimo zmęczenia biegła dalej, chwiejąc się i zataczając. Bose nogi były boleśnie ranione przez kamienie, korzenie i wiele innych rzeczy, na które nie miała czasu zwracać uwagi. Serce gwałtownie tłukło jej się o żebra, a płuca z trudem wykonywały swoją pracę. Zdezorientowana zatrzymała się, łapczywie wciągając powietrze. Jeszcze nigdy nie miała tak realistycznego i bolesnego snu.

– To ona! – Krzyczało jakieś dziecko, odbiegając jak najdalej od dziewczyny. – To ona! Jest tutaj! – Wrzeszczało.

– Uciekaj, idiotko! – Warknął mężczyzna, popychając zaskoczoną brązowooką. – Nie stój tak, bo cię złapią! – ponownie ją szturchnął, ale tym razem wykonała polecenie nieznajomego. Słyszała za sobą wycie psów, instynkt podpowiadał jej, że jeśli się zatrzyma – zginie. Więc biegła dalej, szybciej, chaotyczniej, nieprzerwanie. Aż w końcu potknęła się o własne, zmęczone nogi i runęła jak długa. Przez leżenie na brzuchu miała wyraźne kłopoty z oddychaniem. Okazała się jednak zbyt zmęczona, by przewrócić się na plecy. Dopiero teraz uświadomiła sobie jakich szkód doznała i gdy szok ustąpił, wszystko do niej dotarło. Chciała już się obudzić, przytulić do poduszki i ponudzić się przed komputerem. Zamiast tego była w jakimś dziwnym świecie, nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi. Jakby tego było mało, tu też czuła się niezwykle znużona. Zrezygnowana przeczołgała się kawałek dalej, zaciskając zęby. Nagle coś ciężkiego przygniotło ją do ziemi, nie pozwalając się ruszyć.

– Leż. – Warknął mężczyzna, przydeptując dziewczynę mocniej do podłoża. Wydała z siebie zduszony krzyk, pozostając w bezruchu. Poczuła jak zabiera z niej nogę, ale niemal natychmiast chwyta za włosy i zmusza do wstania. Nie mając siły, by się przeciwstawić, pozwoliła wlec się w stronę miejsca, z którego przybiegła. Nie odważyła spojrzeć mu się w twarz.

 

Wszystko płonęło. Świat dookoła pogrążony był w dymie, płomieniach i krwi. Po domach i wiosce nie zostało już nic. Widziała jak niedaleko niej psy rozrywają ludzkie ciało i pożerają je z pośpiechem. Miała ochotę zwymiotować, a jedyne co mogła zrobić to odwrócić wzrok. Starała się nie upaść twarzą w ziemię, choć napięte mięśnie wywoływały jeszcze więcej bólu przy klęczeniu. Była to jedyna rzecz, jaką mogła robić, ponieważ krążący wokół niej mężczyźni nie pozwalali jej na stanie czy leżenie. Mogła sobie jedynie o tym pomarzyć.

– A więc tu się ukrywałaś – usłyszała nad sobą kpiący, władczy głos. Z ociąganiem uniosła spuszczoną dotąd głowę, przypatrując się mężczyźnie w średnim wieku. Na czoło zsuwała mu się złota korona, wysadzana sporymi, szlachetnymi kamieniami. Zupełnie gryzła się ze zwykłą, srebrną – choć dokładnie wypolerowaną – zbroją. Na ramiona zarzucony miał szkarłatny płaszcz, w który również były wplecione niewielkie odłamki kamieni. Król – pomyślała.

– Narobiłaś wszystkim niepotrzebnych kłopotów. – Warknął, najwyraźniej niezadowolony z milczenia brązowookiej. – Ale to już nie ma znaczenia. W końcu cię mam. – Zatarł ręce, uśmiechając się szyderczo. – I wreszcie mogę wprowadzić swój plan w życie. – zbliżył się do niej o kilka kroków, ukazując jednocześnie swoją parszywą gębę. – Zdradź mi swoje imię.

– Amelia – wypluła, spoglądając królowi wrogo w jasne oczy. Miała ogromną ochotę po prostu go zamordować, ale skrępowane za plecami dłonie jej to uniemożliwiały.

– Prawdziwe imię! – Wysyczał, nachylając się niebezpiecznie.

– Amelia – warknęła przez zaciśnięte zęby. Powiedz mu. – Innego nie mam. – Pozwól mu zginąć.

– Kłamiesz! – Wrzasnął, policzkując dziewczynę. Z jękiem upadła na ziemię, krzywiąc się z bólu. Miała wrażenie, że wszystkie drogie pierścienie mężczyzny odbiły się na jej twarzy. To nie jest sen. – Podnieście ją! – jednym szarpnięciem została zmuszona do ponownego klęczenia. Powiedz mu. Pozwól mu zginąć. Kręciło jej się w głowie, kolory zaczynały się ze sobą zlewać, dźwięki wydały się cichnąć.

- Na imię mi… – a potem była już ciemność.

 

Koniec

Komentarze

    Jeżeli bohater dalszej części tej opowiastki nosi przydomek Diabeł, albo inni tak go określają, to wszystko jest dobrze... Chociaż z tekstu, na razie, nic takiego nie wynika. Ale czemu tytul wzięto w cudzysłów? Ładniej to wygląda? Wygląda tak, jak wyglada -- na błędnie zapisany tytul.

    Podobnie jest zresztą z zapisem dialogów --- masakra w dzien świętego Walentego.

    A awatar taki fajny...   

    Pozdrówko.

Tytuł został już poprawiony. Błędy w dialogach? Okej, dla mnie mogą być one wszędzie, proszę o ich sprecyzowanie lub podanie przykładu.

- Amelia. - warknęła przez zaciśnięte zęby.  ---> bez kropki po imieniu.  

- Amelia. - wypluła, (...).   ---> jak wyżej.  

- A więc tu się ukrywałaś. - usłyszała (...).   ---> bez kropki.  

Takich przypadków jest wiele, za wiele. Drugim błędem jest mała litera zamiast dużej:  

- Pamiątka rodzinna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. - wzruszył ramionami,  (...).   ---> Wzruszył.  

- A teraz lepiej idź się połóż, ledwo stoisz na nogach. - i tak właśnie zrobiła. ---> I tak...  

(...)  chciałaby, żeby teraz należał do ciebie. - wyjął pierścionek z pudełeczka  (...).  ---> Wyjął.  

-------------------------  

Tjaa, z pokolenia na pokolenie, i tak dalej, schemat numer siódmy, typ dwunasty A...    :-)

mimo, że czasami - zbędny przecinek.

ulotnili się do siebie - po prostu ulotnili się. Dalej jest chyba lepiej, ale tylko tak przerzałem. Trudno stwierdzić, co to ma być, znowu jakiś paranormal? Zobaczymy, jak będzie więcej rozdziałów.

Nadzaimkoza straszna: co pół zdania jej, jego, im, nim, ją i tak w kółko. A da się, naprawdę da się konstruować zdania tak, żeby tych powtórzeń uniknąć. Polecam "Galerię złamanych piór" Kresa, rozdział "Jaśnie pan zaimek".

To ja jeszcze utłukę niedobitków:

- Nie ma za co, w końcu osiemnastkę ma się tylko raz w życiu. - mruknął ściskając ją, - przecinek po mruknął

Z trudem łapiąc oddech, leżała na brzuchu, jęcząc z bólu. - imiesłowowe szaleństwo, w jednym krótkim zdaniu to chyba za dużo; w ogóle strasznie dużo imiesłowów w tym opowiadaniu; jeżeli nie można w inny sposób budować zdań złożonych, to może jednak lepiej zostać przy pojedynczych?

gdy szok ustąpił, wszystko do niej docierało - tryb dokonany, a potem niedokonany; zamienić docierało na dotarło

Zamiast tego była w jakimś dziwnym świecie, nie wiedząc czemu tu jest. - czasy sie poprzestawiały; niestety, trzeba znaleźć inny sposób na ominięcie powtórzenia, bo zamiast jest powinno być: była

Na ramiona zarzuconą miał szkarłatny płaszcz - literówka, powinno być: zarzucony miał


No i gdzieś było jeszcze jakieś się w dziwnym miejscu, ale je zgubiłem. A z tymi imiesłowami naprawdę trzeba coś zrobić, bo to kłuje w oczy. Tylko w jednym zdaniu na trzy nie ma imiesłowu!

 

Dziękuję bardzo za uwagi, wezmę je sobie do serca i następnym razem będę o wiele bardziej uważać na to, co piszę. Tekst spróbuję przerobić, by było w nim jak najmniej błędów, ponieważ i tak pewnie ktoś znajdzie następne ;)

   Nota bene, jest konkursik nieoficjalny na krótkie opowiadanie, niewątpliwie śliczny, sympatyczny i zabójczo liryczny --- i można w nim spróbować  swoich sił. Oro link:---> http://www.fantastyka.pl/10,7677.html

Nowa Fantastyka