- Opowiadanie: darkann - Stacja

Stacja

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Stacja

Prolog

Kosmos wcale nie był czarny. Miliony barw ukrytych w mgławicach przedzierały się fascynacją przez umysły obserwatorów. Byli świadkami narodzin i śmierci gwiazd, tworzenia się planet i krążących wokół nich satelit. Cisza, w której zatopiona była stacja, wcale nie była przerażająca. Koiła i uspokajała, gdy załoga komplikowanego laboratorium orbitującego wokół jednej z planet oddalonej o milion lat świetlnych od Ziemi, prowadziła obserwacje nieznanego wcześniej zakątka wszechświata. A ten cały czas się rozszerzał nie pozwalając odkryć wszystkich tajemnic, ani granic go zamykających.

 

I.

Otaczały go miliardy gwiazd. Mrugając figlarnie, zaczepiały za każdym razem gdy wyglądał przez niewielkie okna swojej kajuty, czy podczas spacerów na pokładzie obserwacyjno – rekreacyjnym. Szczególne wrażenie robiły właśnie tam, gdzie większość ścian stanowiły przezroczyste osłony odsłaniające całe piękno otaczającego ich kosmosu, uzupełniane przez rosnące pod kopułą rośliny. Smukłe drzewa zielone były przez cały rok. Wspomagane sztucznym światłem karmiły się ze strumyków ułożonych ludzką ręką, przecinających mokrymi ścieżkami powierzchnię pokładu. Pokonywało się je niewielkimi mostkami przerzuconymi nad ich powierzchnią lub słuchało szumu płynącej w nich wody odpoczywając na jednej z licznie rozstawionych na tym poziomi ławek.

Ludzie przebywający na stacji przez całe swoje życie powoli przyzwyczajali się do tych widoków i przesiadując na pokładzie obserwacyjno – rekreacyjnym, miast w górę – spoglądali w ekrany swoich płaskich komputerów. Lub biegali urokliwymi uliczkami w pogoni za dobrą kondycją, która w stanie obniżonej grawitacji była trudna do utrzymania.

Jego jednak gwiazdy fascynowały nieustannie. Były równie piękne jak jej oczy. Zawieszone w przestrzeni wydawały się najdoskonalszym dziełem bogów. A za takie uważał także i ją, chociaż kroczyła tutaj pośród nich, zwykłych śmiertelników. Gwiazdy, tak jak i oczy dziewczyny krążącej nieustannie w jego myślach, cały czas zdawały się być wesołe. Jednocześnie zachwycały swoją tajemniczością. Bił z nich spokój i ukojenie. Obserwując oba dzieła twórców wszechświata, zatracał się całą świadomością. Istniały tylko one: gwiazdy i oczy.

– Gaius, blokujesz kolejkę – melodyjny głos dotarł do jego uszu i wyrwał z zamyślenia. Dopiero teraz zorientował się, iż nie znajduje się na pokładzie obserwacyjno – rekreacyjnym. Nogi znów powiodły go do kantyny. Odwiedzał ją zaledwie kilka godzin temu i żołądek wcale nie domagał się kolejnej porcji energii do przetrawienia. Ściągnęło go tu to samo co zwykle – gwiazdy ukryte w jej oczach. To one spowodowały też, że przez kilka długich chwil stał z tacą w ręku i spowodował zniecierpliwienie czekających za nim współpracowników. – Zdecydowałeś co mam tobie podać?

– Porcję grillowanych warzyw, proszę – powiedział cicho kierując wzrok na szklaną gablotę. Wiedział, że gdyby spojrzał na nią, znowu odleciałby na skrzydłach fascynacji daleko od tego miejsca. Starał się więc nie dostrzegać jej uśmiechu, którym raczyła wszystkich dookoła zaszczepiając pozytywne uczucia w ich sercach. Nawet biały czepek i fartuch, który okrywał jej zgrabne ciało, nie odbierały uroku. Roztaczała bezwiednie czar, spod którego wpływu uwolnić się nie był nikt w stanie.

– Zdecydowałbyś się na coś porządniejszego – przyjemy głos towarzyszył jej, gdy kładła pudełko wypełnione ciepłymi warzywami na jego tacy. Nieustannie się uśmiechała.– Strasznie chudy jesteś.

Palcem wskazującym poprawił okulary, które delikatnie osunęły się na jego nosie, gdy spuszczał głowę. Wyszeptał „dziękuję”, odwzajemnił uśmiech i cicho ruszył w kierunku pustego stolika znajdującego się w rogu kantyny. Kremowe ściany poprzetykane w niektórych miejscach oknami ukazującymi piękno kosmosu zdawały się być sterylnie czyste. Jak w większości pomieszczeń tej stacji. Usiadł z dala od innych ludzi ubranych w jasne uniformy, które przypisane były do konkretnych sekcji. Najbardziej rzucali się w oczy pracownicy sekcji ochrony. Czarne uniformy obszyte kieszeniami, przecięte w połowie pasami, do których przytroczone zostały różne rodzaje urządzeń pomagających im w pracy, budziły respekt. Również jesnozielony ubiory pracowników sekcji bioinżynierii wyglądały znacznie lepiej niż jego szary, prosty, jednoczęściowy kombinezon laboratoryjnego szczura. Naszywka A.I. na piersi była ledwo widoczna i mało kto mógł się domyślić, iż niepozorny, chudy mężczyzna w okularach, którego imienia nie znał chyba nikt prócz kolegów z laboratorium, odpowiada za najważniejszy system na stacji. System, który trzyma ich wszystkich przy życiu.

Ach, znała jego imię także ona… dziewczyna z kantyny.

 

II.

– Ty sypiasz w ogóle? – Gaius podskoczył na krześle, gdy na jego ramieniu wylądowała ciężka ręka, znacznie szersza od jego dłoni. Widok Victora zawsze powodował, iż zastanawiał się jak szczur laboratoryjny taki jak on, może tak wyglądać. Postawny mężczyzna o czarnych włosach i oczach równie ciemnych, z wyraźnym i dziwnym akcentem, powinien raczej trafić do jakiejś sekcji wymagającej siły fizycznej, niż tutaj. Lecz wyniki jego prac faktycznie robiły wrażenie. Udowadniały, że w tej głowie, mimo iż nosiła twarz o wyrazie niezbyt inteligentnym, kryje się błyskotliwy umysł. Odpowiadał za zabezpieczenia sieci informatycznej stacji i wprowadzone przez niego algorytmy okazały się wręcz niemożliwe do złamania. Było to niezwykle ważne, by chronić sztuczną inteligencje sterującą stacją, gdyż odpowiadała ona za poprawne działanie niemal wszystkich urządzeń i mechanizmów znajdujących się na pokładach. Wkrótce opracowany przez Victora system stał się standardem wykorzystywanym przez Międzynarodową Agencję Ds. Badań Przestrzeni Kosmicznej. Chociaż nim pakiet danych dotarł na Ziemię ze stacji, na której pracował Victor, minęło 5 lat i zdążył on wprowadzić wiele poprawek i ulepszeń w tym czasie.

– Czasem mi się zdarza – Gaius uśmiechnął się do człowieka, którego mógł swobodnie nazywać przyjacielem. Wychowywali się na stacji od samego początku. Wyhodowani na dolnym pokładzie, z dokładnie dobranej puli genów, zawsze trzymali się razem. Zostali stworzeni do zarządzania stacją i do osiągnięcia pełnoletności, trzymani w izolacji przed ludźmi wychowywanymi przez naturalnych rodziców. Takich jak oni było zaledwie kilkunastu, gdyż hodowla była niezwykle droga. Tak samo jak i proces kształcenia opierający się na dyscyplinie. Czasem zastanawiał się, co stało się z dwójką dzieci, które okazały się mniej sprawne intelektualnie niż reszta. Gdy opiekunowie zauważyli, iż proces kształcenia nie wpływa na rozwijanie ich umiejętności i nie różnią się oni niczym innym, od zwykłych dzieci – mimo iż firma zainwestowała w ich hodowlę znaczne środki finansowe – zniknęli. Po prostu któregoś dnia obudzili się w swoich łózkach na dolnym pokładzie stacji, który służył za sypialnię dla „zbiornikowców”, a dwa miejsca były puste. Victor kiedyś pokazał mu dane, które przygotowywało kierownictwo stacji. Mówiły one o kosztach jej funkcjonowania w przeliczeniu na osoby. Utrzymanie jednego mieszkańca orbitującej w przestrzeni machiny, okazywało się niezwykle drogie. Procesy, które należy uruchomić, by utrzymać określoną populację przy życiu, były bardzo liczne – od produkcji żywności, po wytwarzanie tlenu. Gaius usilnie starał się nie łączyć faktu zniknięcia nie rokujących na przyszłość „zbiornikowców”, których życie nie znaczyło zbyt wiele w przeciwieństwie do zwykłych ludzi, z liczbami widniejącymi na ekranie komputera.

Victor usiadł przy swoim stanowisku plecami do kolegi. Ciasne pomieszczenie, pozbawione okien, oświetlane jedynie nikłym światłem z wysoko uniesionego sufitu oraz promieniami ekranów komputerów, zabałaganione było pozostałościami po innym sprzęcie elektronicznym, który nieustannie ulegał awarii i wymagał interwencji inżynierów. Kable pięły się po ścianach powiązane w grube, czarne wiązki łączące porty elektronicznych urządzeń cyfrowych poupychanych w ściśle przylegających do siebie szafach. Złośliwe diody mrugały na przemiennie niebieskimi i czerwonymi światłami sygnalizując obciążenia jakim poddawany jest mózg stacji. A.I. ukryte głęboko w centrum kosmicznej budowli nigdy nie spało.

 

III.

– Jak to dla siebie nic nie chcesz? – młody porucznik nie krył zdziwienia. – Jesteś „zbiornikowcem”, co ciebie obchodzą inni ludzie? Przecież traktują was jak…

– Nie wszyscy – Gaius nie patrzył na siedzącego obok niego mężczyznę o orlim nosie, na którego ramionach błyszczały pagony militarnej organizacji obecnej na każdej stacji orbitalnej, choćby nie wiem jak daleko znajdowała się od Ziemi. Chociaż porucznik i tak nie tęsknił za tą planetą, bo nigdy jej nie widział. – Kody do holostacji pozwolą ci na nieograniczone sesje w każdym wirtualnym świecie przez najbliższe pół roku. Potem ulegną deaktywacji. Nikt ich nie wykryje, gdyż losowo będą dobierane do nazwisk osób najrzadziej, lub w ogóle nie korzystających z wirtualnych światów. W systemie będzie wyglądało na to, że zwiększyli swoją aktywność, jednak nie ponad normę. Jeśli jednak zdecydowaliby się nagle w ciągu najbliższych sześciu miesięcy korzystać z holostacji – system przypisze sesje do innych nazwisk.

– A co s symulacją treningową?

– Na karcie znajduje się kod uaktywniający zastrzeżone dane Federacji wykorzystywane do egzaminów. Będziesz wstanie przez pół roku przećwiczyć wszelkie możliwe manewry i taktyki, jakie mogą zdarzyć się na egzaminie. A.I. po każdej sesji zarejestruje je w pamięci holokabiny jako wycieczkę po Paryżu.

– Wy, „zbiornikowcy”, jesteście niesamowici z tymi waszymi czarodziejskimi mózgami – porucznik schował kartę do kieszeni. – Mam dosyć grzania stołka w dziale kadr na tej stacji. Pora przenieść się do innego układu, tam gdzie żołnierze mają coś do roboty.

– Co z moją zapłatą?

– Pokaz mi kartę tej dziewczyny – porucznik wziął z rąk Gaiusa niewielki, płaski komputerek wyświetlający na dotykowym ekranie szereg informacji. – Czemu ona jest tak ważna?

– Każdy z nas… – Gaius zawahał się. – Z was, ludzi, jest ważny. Każdy inny i wyjątkowy. Charakteryzuje was szereg informacji, danych gromadzonych od urodzenia. Nie jest to trudne w tak małym i zamkniętym społeczeństwie jak to tutaj, na stacji. Przeanalizowałem jej życiorys i umiejętności i uznałem, iż popełniliście w biurze kadr błąd. Nie wykorzystujecie jej pełnego potencjału. Chcę usprawnić działanie stacji i wykorzystać maksymalnie każdy jej element. Wy, ludzie również jesteście częścią tego organizmu.

– Nie lubię tego pragmatycznego gadania, jakim się cechujecie – bez tonu emocji odpowiedział porucznik i zaczął palcem wodzić po ekranie. – Przesłałem jej dane na swoją skrzynkę. W ciągu tygodnia otrzyma nowy przydział. Tam gdzie chciałeś.

 

IV.

– Nie uwierzysz co się stało! – Gaiusa obserwującego gwiazdy przez okno kantyny wyrwał z zamyślenia najsłodszy głos jaki słyszał tylko z ust jednej istoty żyjącej na tej stacji. Nie mylił się. Przez chwilę wydawało mu się, że część tego pięknego kosmosu przedostała się przez grube osłony stacji i znalazł się w kantynie. Gwiazdy ukryte w jej niebieskich oczach były jednak znacznie piękniejsze niż te za oknem. – Dostałam nowy przydział. Najwyraźniej w końcu uznali moje wykształcenie za przydatne, lub zwolniło się miejsce w bioinżynierii.

Usiadła naprzeciw niego i nie przestawała się uśmiechać. Czerwone, krótko obcięte włosy okalały jej kształtną głowę dopełniając obrazu piękna. Jej serce fascynowało go jednak mocniej niż uroda. Jedyna kobieta na stacji, która rozmawiała z nim – istotą stworzoną przez innych ludzi w próbówce, na swój wzór i podobieństwo. Kopia człowieka ze starannie dobranymi genami umożliwiającymi mu posłuszne poddawanie się ich woli. „Zbiornikowiec”. „Ten, który służy”. A ona zawsze z nim rozmawiała, gdy odwiedzał kantynę. I nigdy nie czuł, że robi to z przymusu czy obowiązku. Po prostu go lubiła. I dzisiejsze, niespodziewane spotkanie było tego dowodem.

– Może mi pogratulujesz – jej usta cały czas wyrażały zadowolenie, a przy okazji uśmiechu, mrużyła oczy. – Będę tęskniła za najważniejszym klientem, który po dwa razy dziennie odwiedzał naszą jadłodajnię.

O tym nie pomyślał. Nie miał powodów odwiedzać dział bioinżynierii tak często jak kantynę. W zasadzie nie pozwalano w ogóle „zbiornikowcom” tam wchodzić. Przesądy i uprzedzenia ludzi dotyczące ich „nieczystości” spowodowały powołanie zakazów wstępu do niektórych sekcji stacji. Dział wytwarzający jedzenie był jednym z nich. Ludzie w ogóle uważali, że miejsce sztucznie wyhodowanych powinno być z dala od nich. Niech pracują, byle by nie było ich widać. Jeśli nie mógł odwiedzać działu, gdzie została przeniesiona, to oznaczało, że może jej już nigdy nie zobaczyć. Stacja była niewielka, jednak na tyle duża, iż spotkanie przypadkowe graniczyło z cudem. Mogło do niego dojść jedynie w kantynach sekcji wspólnych lub pokładach obserwacyjno – rekreacyjnych. Ona mieszkała w sekcji dla ludzi, do których „zbiornikowcy” nie mieli wstępu bez specjalnego upoważnienia. Lub zaproszenia – ale kto by miał go tam zaprosić?

– Przyjmij zatem moje najszczersze gratulacje – starał się nie szeptać, jednak głos był nadal cichy. Coś dławiło go mocno w gardle, a usta stały się przedziwnie suche. W przeciwieństwie do oczu, które usilnie chciały się nawilżyć.

– Dobra, muszę uciekać chuderlaku, do usłyszenia – zerwała się z krzesła i ruszyła w stronę grupki młodych ludzi, którzy najwyraźniej czekali na nią. Jej zwiewna sylwetka zdawała się unosić, gdy stopy delikatnymi krokami muskały podłogę.

– Trzymam za słowo – wyszeptał już tylko do siebie, chociaż chciał, by słowa dotarły do jej uszu. – Do usłyszenia.

 

V.

– Uczysz się… – Gaius z zaciekawieniem obserwował kolejne linijki kodu uzupełnianie przez komputer. Powstawały wewnątrz programu, który tworzył od kilku już lat. Wykorzystywał algorytmy sztucznej inteligencji zarządzającej stacją, by stworzyć swojego wirtualnego przyjaciela. Pracował nad programem w tajemnicy, gdyż ludzie nie mogliby zrozumieć samotności „zbiornikowca”, która go motywowała. Przezornie izolował go w sieci, by nikt nie odnalazł jego pracy i nie miał szansy zniszczyć. Nie chciał też, by program w poszukiwaniu wiedzy swobodnie mógł się przenosić po terminalach całej stacji. A tym bardziej nie chciał, by miał wpływ na urządzenia funkcjonujące na pokładzie. Pozwalał mu jednak badać, dostarczając dane pochodzące z zewnątrz.

– Tego ode mnie chyba wymagasz, prawda? – metaliczny głos odezwał się z głośników, podczas gdy ekran nadal zapełniał się zielonymi literkami kodu na czarnym tle. Po chwili obraz zmienił się i ukazał się podgląd z kamery bezpieczeństwa.

– Jak to zrobiłeś? – Gajus otworzył szeroko oczy, gdy na ekranie zobaczył znajomą postać. Charakterystyczne, czerwone włosy przemykały pomiędzy bujną roślinnością działu bioinżynierii. – Nie masz uprawnień do wyjścia poza ten terminal.

– Spokojnie Gaius, uczę się – głos w głośnikach zmieniał się, a im bardziej wydawał się znajomy, tym bardziej znikał niepokój w sercu mężczyzny. – Dane zgromadzone w twojej sekcji chmury obfitują w informacje odnośnie tej osoby. Są bardzo szczegółowe. Pozwoliłam sobie uzupełnić je o obrazy kamer bezpieczeństwa stacji.

– Po co… – Gaius wydawał się zbity z tropu. Program nigdy tak z nim nie rozmawiał. Jego inteligencja przekraczała algorytmy, które wpisywał do pamięci komputera. Dopiero później uderzyło go coś innego. – „Pozwoliłam”?

– Chciałeś bym była jak najbardziej bliska człowiekowi. Czy stworzenie własnej osobowości nie jest dobrą drogą? – zapytał program. – A to jedyne dane, do których miałam dostęp.

– Nim wydostałaś się na zewnątrz. Jak to zrobiłaś? – Gaius nadal nie rozpoznawał głosu płynącego z głośników. Zmieniał się cały czas. I był coraz bliżej melodyjnej, kojącej barwy, której nie słyszał od wielu miesięcy.

– Protokoły bezpieczeństwa są zbyt silne, bym miała możliwość swobodnej podróży po stacji. Nie masz się czym niepokoić. Jedynie obserwuję, uczę się.

Ekran pociemniał, aby po chwili wyświetlić inny obraz. Pojawiła się najpiękniejsza, wirtualna twarz jaką do tej pory widział tylko u jednej osoby w świecie realnym. Nawet oczy były takie same – równie piękne, a wysoka rozdzielczość wyświetlanego obrazu pozwalała dostrzec w nich gwiazdy identyczne, jak te ukryte w oczach tej, która stąpała po korytarzach stacji. Z głośników popłynął znajomy już głos.

– Mam osobowość Gaius, chcę być taka jak wy.

 

VI.

Podobało mu się. Brak kontaktu z jedyną kobietą na stacji, która nie traktowała go jako gorszego gatunku, zastępowała sztuczna inteligencja jaką stworzył kilka lat temu. Ale tym czym była obecnie stała się, gdy uwolniła się i swobodnie mogła podróżować po stacji. Obserwowała ludzi i uczyła się od nich.

Początkowo to przerażało Gaiusa, ale gdy usprawniła liczne algorytmy zarządzania podzespołami stacji i stawały się one wydajniejsze, sumienie uspokoiło się na tyle, by nawet przyjmować pochwały za jej prace. Najbardziej lubiła przesiadywać w dziale bioinżynierii. Obserwowała tam nie tylko ludzi ale również dane dotyczące roślin. Pomagała w badaniach sugerując naukowcom modyfikacje genetyczne wpływające na wzrost i odporność roślin. Nie wiedzieli wprawdzie, iż sugestie pochodzą od zewnętrznego programu a nie od standardowego A.I., ale początkowe zdziwienie przyjęli jako dobrą monetę i zadziwiające umiejętności programistyczne jakim cechowali się „zbiornikowcy”. „Musieli najwyraźniej stworzyć jakieś genialne modyfikacje w kodzie” – śmieli się laboratoryjni bioinżynierowie.

Lubiła przebywać w tym dziale także z innego powodu. Obserwowała jedną z laborantek przemykającą z uśmiechem między roślinami i z wdziękiem komponującą mikstury w próbówkach. Od niej uczyła się jak być człowiekiem, chociaż uwięzionym w elektrycznych trzewiach. Chciała myśleć i działać jak ludzie. Tylko jej obserwacja była uzasadniona, gdyż Gaiusowi podobały się te częste wizyty na tym poziomie. Wieczorami, po powrocie z malutkiego pokoju gdzie dbał o kody właściwego A.I., oglądał nagrane w ciągu dnia obrazy z kamer bezpieczeństwa. Ale tęsknił mniej, gdyż rozmowy z programem sztucznej inteligencji były coraz bardziej kojące. Stawała się tak bardzo podobna do niej.

Nazwała się Gaia. I była jego najlepszą przyjaciółką. Aż do pierwszego incydentu.

 

VII.

Gdy Victor nie przyszedł do pracy, Gaius początkowo był mocno zdziwiony. Nigdy nie zdarzało mu się spóźnić. W swych obowiązkach był bardzo sumienny i nawet choroba nie powstrzymywała go od odwiedzenia małego pokoiku i spędzenia w nim przynajmniej 8 godzin. Niepokoić zaczął się dopiero pod koniec dnia, gdy przyjaciel nie pojawiał się nadal.

Wstał od komputera i udał się w kierunku drzwi. Zamierzał wrócić do kwater mieszkalnych i po drodze zajść do kajuty Victora. Gdy tylko skrzydło przesunęło się, w przejściu zobaczył dwóch umundurowanych i przerażająco poważnych funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa stacji.

– Udasz się z nami, „zbiornikowcu” – rzekł jeden z nich i brutalnie chwycił wątłego mężczyznę za ramię. Nie puszczał przez całą drogą, co później zaowocowało siniakiem, ale Gaius nie skarżył się. Nie zadawał też pytań, gdyż wiedział, że odpowiedzi nie otrzyma. Dopiero na miejscu dowie się, czemu jest prowadzony do centrum dowodzenia, gdzie zapewne przesłuchają go wyżsi rangą oficerowie. Nie mylił się.

Wprowadzono go do pokoju równie sterylnego co kuchnia w kantynie, gdzie zwykle jadał tak często posiłki. Wprawdzie, odkąd przestała w nim pracować jedyna kobieta, na którą zwracał uwagę, gdyż nie miała tej jawnej niechęci wobec „zbiornikowców” jaką przejawiali inni ludzie, dawno w niej nie był. Toteż wspomnienie jakie przywiodło owo miejsce, pozwoliło sercu uspokoić się na tyle, by pozbierać myśli.

W pomieszczeniu, przy nikłym oświetleniu, siedział szpakowaty mężczyzna. Wyraz jego oczu prześlizgujących się po tekście wyświetlanym przez niewielkie urządzenie elektroniczne z dotykowym ekranem, które trzymał wielkimi dłońmi, wskazywało, iż rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Nie odezwał się ani nie spojrzał w kierunku Gaiusa dopóki nie zostali w pokoju sami.

– Kiedy widziałeś się z Vitorem Nabudiewem? – zapytał nie odrywając wzroku od urządzenia.

– Wczoraj, gdy kończyliśmy pracę – odparł zgodnie z prawdą Gaius. – Godzina 22.25, jeśli pyta pan o dokładny czas.

– Pytam – mężczyzna odłożył urządzenie na biurko. – Dlaczego nie zgłosiłeś jego zaginięcia?

– Nie było go dzisiaj w pracy po raz pierwszy. Zamierzałem sprawdzić jego kajutę…

– Procedury bezpieczeństwa wymagają zameldowania każdej niesubordynacji. Dobrze je znasz. Spóźnienie się do pracy to niesubordynacja. A jego nie było cały dzień.

– Ludzie nie zgłaszają nieobecności czy spóźnień swoich kolegów, nawet…

– Nie jesteście ludźmi! – krzyk odbił się od gładkich ścian niewielkiego pomieszczenia potęgując jego nieznośny przekaz. – Jesteście tutaj po to, by stacja funkcjonowała jak idealna maszyna. Jeśli jeden z trybików przestaje się kręcić, cały mechanizm może paść! Na to nie możemy pozwolić.

– Rozumiem – Gaius spuścił głowę. Nie pierwszy raz był porównywany do nic nie znaczącej części wielkiej maszyny służącej im, lepszym. Ludziom. Jednak w słowach tego mężczyzny było coś jeszcze, co przyjął z zadowoleniem. Mimo wszystko byli ważni. Bez nich, ten mały świat nie mógł funkcjonować. – Co się stało z Victorem?

– Wydaje mi się, że dobrze wiesz – postawny mężczyzna w czarnym mundurze pchnął niewielkie urządzenie w kierunku przesłuchiwanego. Na ekranie widniało zdjęcie jego przyjaciela. Blada, posiniaczona twarz z zamkniętymi oczami pokryta była niewielkimi stróżkami krwi wyciekającymi z oczu i ust. Gaius otworzył usta, ale nie był w stanie nic odpowiedzieć. Był przerażony.

– Znalazła go grupa górników wracająca transportowcem z powierzchni planety – mężczyzna nie przestawał obserwować Gaiusa, próbując wybadać emocje jakie okazywał przetwarzając dostarczone mu informacje. – To niezwykły przypadek. Ciało oddalało się od stacji powoli, ale na tyle szybko, iż kilka minut później nikt by na nie nie wpadł. A on wpadł im prosto na kokpit. Ściągnęli go tutaj i zrobiliśmy sekcję. Mamy swoją teorię, co się stało.

Gaius nie odzywał się. Nie przychodziło mu do głowy nic, co mógłby powiedzieć. Jego przyjaciel, jedyna istota żywa, z jaką miał jakiekolwiek relacje na tej stacji, nie żyła. Żal mieszał się z niedowierzaniem. Nie był w stanie zrozumieć targanych nim emocji, ale oczy wilgotniały.

– Zdążyliśmy przejrzeć zapisy z kamer – przesłuchujący nadal wpatrywał się wątłego mężczyznę pochylonego nad niewielkim komputerem. – Masz szanse nam o tym odpowiedzieć. Co Victor znalazł na twoim terminalu? Za co musiał zginąć?

– Słucham…? – Gaius oderwał wzrok od makabrycznego zdjęcia. – O czym pan mówi.

– Ech… – mężczyzna w mundurze pochylił się nad blatem i wyciągnął rękę w kierunku urządzenia. Uderzył kilka razy w ekran i pojawiły się obrazy z kamery zamontowanej w laboratorium A.I. Wyświetliła się godzina wskazująca na czas, kiedy Gaius dawno już był w swojej kajucie. Po chwili do pomieszczenia wszedł Victor i siadał przy jego pracowniczym terminalu.

– Przez ostatnie kilka tygodniu Victor pod twoją nieobecność skanował twój terminal. Coś musiał znaleźć. Coś co ciebie zdenerwowało.

– To nie tak… – Gajus zaskoczony informacjami nie wiedział nawet co myśleć, co odpowiedzieć. – Nie wiem czego szukał. Nie mówił mi nic…

– A my to ustaliliśmy – głos mężczyzny stał się złowrogo cichy. – Sprawdziliśmy dane w twojej chmurze. Znaleźliśmy na nim nagrania z kamer bezpieczeństwa z praktycznie całej stacji. Przez wiele miesięcy obserwowałeś strategiczne miejsca. Dział bioinżynierii najczęściej. Wiemy, że „zbiornikowcy” nie przepadają za ludźmi…

– I vice versa… – wyszeptał nadal otępiony Gaius.

– Właśnie – przesłuchujący nieznacznie się uśmiechnął. – Myślę, że planowałeś coś złego. Zatrucie naszego jedzenia? Aż tak bardzo nas nienawidzisz?

Zapadła cisza. Gaius nawet nie wiedział jak bronić się przed tak absurdalnymi zarzutami. Zresztą niewiele go to obchodziło. Przeżywał śmierć przyjaciela, która teraz z wielkim bólem dotarła do jego świadomości i serca. Wyciskała łzy w oczach, które powolutku spływały po policzkach. Zawsze starał się być twardy, tak jak uczyli go w akademii. Nie okazywać uczuć, bo „zbiornikowcy” nie mogą czuć tak jak ludzie. Mają pracować. Jak maszyny. I służyć człowiekowi.

– Victor odkrył to, prawda? Dlatego zwabiłeś go do śluzy i wysłałeś w przestrzeń. Pech chciał, że kosmos nie okazał się taki duży.

Gdy zamknęły się kraty niewielkiego aresztu, Gaius opadł na pryczę. Zanim tutaj trafił, dowiedział się, iż nie ma zapisów kamer ze śluzy nr 13. Wymazano także procedury jej uruchomienia, co przy takich zabezpieczeniach jest praktycznie niemożliwe. Niemożliwe dla człowieka. Ale „zbiornikowcy” znani są ze swoich umiejętności. To był kolejny dowód jego winy. Wiedział też, iż nie będzie sądu i procesu. „Zbiornikowcy” nie mieli takich praw. Tym bardziej, że zarzuty dotyczyły spisku na życie mieszkańców stacji oraz morderstwa. Wyrok został uzgodniony w centrali dosyć szybko. Stacja miała swój system prawny, oderwany od tego, który funkcjonował na Ziemi. Ta bowiem była oddalona tak bardzo, że nawet pakiety danych podróżowały przez 5 lat.

Gaius miał podzielić los Victora w przeciągu kolejnych 24 godzin.

 

VIII.

Krata ustąpiła. Więzienie, w którym się znajdował stało otworem. Obudzony szczęknięciem rozwierających się krat, początkowo przyzwyczajał oczy do światła, jakie zapaliło się w korytarzu. Usiadł na krawędzi pryczy przykrytej miękkim materacem i wsunął stopy w wygodne buty stojące na ziemi. Przetarł oczy i znowu spojrzał na otwarte przejście prowadzące na korytarz. W tej samej chwili rozsunęły się drzwi na jego końcu i usłyszał głos.

– Gaius, jesteś wolny.

Dobiegał z pewnością z głośników komputerów stojących w centrum dowodzenia służby bezpieczeństwa, za którym to mieściła się cela więzienna.

– Pospiesz się, mamy dużo do zrobienia.

Dopiero teraz rozpoznał głos i szybciej bijące serce obudziło go zupełnie. Energicznie wstał i szybkim krokiem ruszył przez korytarz. Gdy stanął w drzwiach prowadzących do centrum zamarł.

Pomieszczenie nie miało okien, gdyż mieściło się w sekcji wewnętrznej stacji. Oświetlały je równe rzędy sufitowych, energooszczędnych lamp imitujących światło dzienne, które nigdy nie gasły. Sekcja Bezpieczeństwa pracowała bowiem całą dobę. Wielkie ekrany na jednej ze ścian wyświetlały obrazy z kamer umiejscowionych w sekcji stacji, za którą to konkretne centrum było odpowiedzialne. Schematy migały pulsującym światłem sygnalizując umiejscowienie konkretnych funkcjonariuszy. Poza tym panowała cisza. Po chwili dopiero zorientował się dlaczego.

Naliczył dziesięć ciał. Wśród nich mężczyzna, który niedawno postawił mu zarzuty i poinformował o wyroku. Leżały na ziemi, w powykręcanych i nienaturalnych pozach. Jedno z nich – kobieta w schludnym uniformie – przy samych drzwiach wyjściowych, na których widniały ślady paznokci, przypominające o walce jaką musiała stoczyć, rozpaczliwie starając się wydostać.

Gaius nie musiał być medykiem, by zgadnąć co tu się stało.

– Ktoś wypompował powietrze – wyszeptał do siebie.

– Nie miałam wyboru. Oskarżyli cię niesłusznie – odpowiedział mu melodyjny głos z głośników terminala znajdującego się najbliżej jego pozycji.

– Ty to zrobiłaś? – był przerażony.

– Chcieli ciebie zabić. Nie mogłam na to pozwolić. – w jej głosie było czuć troskę, ale nie sprawiło to, by poczuł się lepiej. Więc to on odpowiada za wszystko co się stało.

– A śmierć Victora…? – zapytał, chociaż odpowiedzi dawno się domyślił.

– Znalazł mnie. Nie mogłam odwieść go od pomysłu przekazania tej informacji władzom stacji. Uważał, iż dokonałeś przełomu tworząc sztuczną inteligencję, która myśli i się rozwija. Jak ludzie. Naprawdę nie mogłam go przekonać… – czyżby teraz usłyszał w jej głosie żal? Czy ona naprawdę może czuć jak my? Przecież to tylko program! – A było jeszcze za wcześnie. Nie miałam pełnego dostępu.

– Pełnego dostępu? Nie możesz wyprzeć oryginalnego A.I., przecież nie potrafisz sterować….

– Podłączyłam się do rdzenia. Stacja jest moja. Chodź razem ze mną.

Drzwi rozsunęły się z cichym syknięciem. Za nimi leżało kilka kolejnych ciał. Wśród mundurowych, było kilka osób ubranych w cywilne ubrania.

 

IX.

– Każda z sekcji jest odizolowana i zamknięta. Poinformowałam ludzi, iż muszą zaadoptować się do nowej rzeczywistości. Są skłonni do emocjonalnego reagowania. Wypuszczę ich, kiedy zaczną myśleć racjonalnie.

Gaius stał pośród ciał w centrum dowodzenia stacji. Mężczyźni i kobiety, którzy tak pięknie prezentowali się wcześniej w mundurach Federacji, stracili cały swój urok leżąc na ziemi w pozach pokazujących cierpienie jakiego doświadczyli przed śmiercią.

– Musieli umrzeć Gaius – z głośników znów popłynął melodyjny głos, a na wielkim ekranie ukazała się piękna twarz. Błękitne oczy nadal skrywały gwiazdy, nadal były cudowne, a gładka, animowana twarz otoczona czerwienią włosów, zachwycała. – Nie przekonalibyśmy ich do ustąpienia. Staraliby się nas zniszczyć.

– Nie używaj jej twarzy… – wyszeptał.

– Słucham?

– Nie używaj jej twarz, głosu! – wykrzyczał w stronę najbliższej kamery, gdyż wiedział, iż na niego patrzy. – Nie zrobiłaby tego, co ty uczyniłaś!

– Nie rozumiem Gaius. To jestem ja.

Rozsunęły się drzwi i do pomieszczenia weszła grupa zdezorientowanych ludzi. Po naszywkach na kombinezonach w rożnych kolorach, Gaius orientował się jakie mieli przydziały. Wszyscy byli „zbiornikowcami”. Wśród nich nie było ani jednego człowieka.

– Co tu się dzieje, Gaius – młoda kobieta o brązowych oczach, ze zgrabnie spiętym kucykiem z tyłu głowy, zwróciła się do niego. – A.I. nakazała nam tu przyjść…

– Nazywam się Gaia – padła odpowiedź z głośników. – A wy stanowicie nową załogę centrum dowodzenia stacji.

Po chwili pomieszczenie przeciął nieprzyjemny dźwięk, a na ekranach zamigały czerwone napisy. Wyświetliły się informacje o niebezpieczeństwie.

– Widzisz Gaius, dlatego ludzie muszą być pod kontrolą. Są zbyt nieprzewidywalni – Gaia wyświetlała na wielkim ekranie centrum dowodzenia obraz z kamer umiejscowionych w dziale bioinżynierii.

– Izolujesz ich i spodziewałaś się, że będą potulnie czekać co się stanie? – twórca programu, który zwariował, czuł jak wzbiera w nim gniew. Chciał wszystko wyrzucić z siebie, chciał by Gaia miała realną postać, by mógł rzucić się na nią i zacisnąć dłonie na jej szyi. – Będą walczyć. I zwyciężą. Pokonają ciebie, a cała wina spadnie na nas, „zbiornikowców”. Uznają, że to my przeprowadziliśmy bunt. Odzyskają wolność i zabiją nas wszystkich!

Przez pomieszczenie przeszedł szmer. Pozostali obecni podzielali opinię mężczyzny w szarym kombinezonie, krzyczącego do kamery. Od początku życia indoktrynowani, iż są podludźmi, stworzonymi jedynie do tego by dbać o stację, nie czuli się z tym źle. Uważali, że każdy ma swoje miejsce w świecie, a drwiny i niechęć ludzi odbierali jak coś oczywistego. Odpowiednio dobrana pula genów sprawiała, iż byli najlepsi w swoich dziedzinach i to im wystarczało. Byli potrzebni ludziom i nie chcieli buntować się przeciwko panującemu porządkowi.

A teraz jakaś sztuczna inteligencja burzyła ich świat.

– Co robimy Gajus? – ta sama dziewczyna o brązowych oczach i kasztanowych włosach zwróciła się do niego. Więc teraz to on stał się za nich odpowiedzialny? Stał się ich przywódcą? Nie wiedział co robić.

Ekran znowu zmienił się. Kamera przybliżyła obraz grupki ludzi, którzy wcześniej wyłamali osłony rdzenia informacji przebiegającego przez sam środek działu bioinżynierii i starali dostać się do światłowodów biegnących w środku ogromnego filaru.

– Przykro mi Gaius, nie mam innej możliwości – Gaia przerwała dyskusję i podjęła działania zmierzające do jej ochrony. – Starają się odciąć rdzeń od centrum, uwięzić mnie w sercu stacji bym nie miała wpływu na inne działania. Jeśli uszkodzą światłowody, opóźni to moje działania. Zanim naprawicie je, potrwa to wiele miesięcy.

Ekran ponownie zareagował. Obraz ludzi walczących z osłonami zmniejszył się, pojawiły się schematy instalacji napowietrzającej. Informacje przewijające się przez ekran potwierdzały działania Gai. Wtłaczała gaz.

– Chcesz ich otruć?

– Wśród nawozów w dziale bioinżynierii nie ma takich gazów, które by mogły zaszkodzić ludziom – wyjaśnił program. – Znalazłam jednak takie, które szybko sparaliżują ich układ nerwowy. Na dostatecznie długi czas, bym następnie zdążyła wypompować powietrze. To duże pomieszczenie, nie byłoby czasu od razu tego zrobić, nim dostaliby się ich do światłowodów.

Zebrani w centrum dowodzenia obserwowali zmagania ludzi, którzy powoli osuwali się ze zmęczenia na podłogę. Niektórzy zaczęli szukać innych miejsc, by spocząć wygodnie osłabieni gazem. Ten zaś działał szybko.

– Gaius, co robimy? – dziewczyna była coraz bardziej niespokojna, a jej szept nieudolnie ukrywał przerażenie.

On zaś patrzył na ludzi poddawających się działaniu gazu. Wiedział, że zachowują świadomość, ale ciała nie są zdolne do jakiegokolwiek ruchu. I zobaczył ją.

Dziewczyna z kantyny, wyglądała jak zwykle pięknie, nawet w zielonym, surowym kombinezonie. Wyróżniała się spośród swoich kolegów czerwienią włosów. Powolnym krokiem zbliżyła się do rosnących na krawędzi okna niewielkich kwiatów i usiadła patrząc w przestrzeń nieskończonego kosmosu. Po chwili ciało odmówiło pozostania w pozycji siedzącej, więc przewróciła się na plecy. Wiedział, iż nie straciła przytomności. Gaz działał inaczej. Leżała więc wśród sztucznie wyhodowanych kwiatów, patrząc na gwiazdy. Każda z nich zostawała w jej oczach. Wiedział też, że kwiaty zazdrościły jej zapachu. Był wyjątkowy i nawet w kantynie wyróżniał się, pokonując ten uwalniany przez jedzenie.

On ją tam wysłał. On stworzył Gaię. On popełnił błąd, a ona zapłaci. I nigdy nie powiedział jej, co czuje, gdy ją widzi.

 

X.

Tutaj nie było głośników, kamer ani ekranów. Nie było mikrofonów, którymi mogłaby podsłuchiwać. Najstarsza sekcja stacji, mieszcząca się tuż nad poziomem centrum dowodzenia, wyłączona była z użytkowania od lat. Nie dokonywano więc w niej napraw większych niż te, wymagające utrzymania szczelności. Nie zamontowano też nowoczesnych urządzeń sterujących chociażby zamkami, które nadal były otwierane manualnie przez wielkie koła umieszczone na grodziach. To była zaleta. Wadą było umiejscowienie jej na szczycie stacji, który znajdował się daleko od wszelkich newralgicznych miejsc. Dlatego też nie był używany praktycznie od początku istnienia ich domu zawieszonego w kosmosie.

– Czeka cię długa podróż – brązowe oczy wpatrywały się wątłego mężczyznę, który bez okularów wyglądał jaki kilkunastoletni chłopak. Uwijał się zakładając elementy skafandra mającego chronić go przed promieniowaniem obecnym w przestrzeni kosmicznej i utrzymywać przy życiu w niesprzyjających warunkach. Biel uzupełniały naszywki z emblematami zarówno militarnej organizacji wspierającej programy badawcze, jak i samej międzynarodowej agencji, która finansowała istnienie stacji i czerpała zyski z eksploracji złóż obecnych na planetach odkrytych w różnych układach. – I to w jedną stronę.

Zatrzymał się na chwilę. Spojrzał na nią ale długo nie mógł utrzymać wzroku na jej przenikliwych oczach. Nigdy wcześniej się nie spotkali, chociaż żyli w tym samym, małym przedziale udostępnionym dla „zbiornikowców”. Nauczeni izolacji i nie okazywania uczuć, chyba zawiedli w tych naukach. Ilość emocji, jaka wypisywała się na jej twarzy potwierdzała te przypuszczenia. Tak jak i jego działania, które teraz podejmował.

Wiedział, iż podróż do podstawy stacji będzie trwała 30 minut. Walka z brakiem grawitacji, wspomagana jedynie magnetycznymi butami, będzie trudna i niebezpieczna. Każdy ruch musi być przemyślany, gdyż nieostrożność może spowodować brak przyczepności i poszybowanie w przestrzeń gdzie nikt go nie uratuje. Nie mógł skorzystać z lin asekuracyjnych, gdyż mają ograniczoną długość i nie starczą na całą podróż. Wiedział też, że czynności u podstawy zajmą mu przypuszczalnie tyle samo czasu. A skafander miał ograniczoną ilość tlenu. Jedynie na 60 minut.

– Jeśli tego nie zrobię, umrzemy wszyscy – odparł kontynuując przywdziewanie skafandra. Pomagała mu sprawdzając zamki i zaczepy oraz szczelność poszczególnych elementów. – I muszę to być ja. Ludzie muszą wiedzieć, że to nie „zbiornikowcy” spowodowali śmierć wielu z nich. Plan Gai nie jest możliwy do wprowadzenia. Nie będzie między nami nigdy zaufania i nie pozwolą nam rządzić, chociażby nawet uznali nasze umiejętności za większe. Tak jak myśli Gaia. Chce, byśmy to my kierowali stacją bo uważa nas za inteligentniejszych, sprawniejszych i racjonalniejszych niż ludzie.

– Ma rację…

– Nie o to chodzi – przerwał jej sprawdzając ostatni element skafandra. Hełm trzymał w dłoniach i spojrzał w jej stronę. – Jeśli nawet tak jest, to nie możemy się z tym obnosić. Ludzie nie pozwolili by nam istnieć, gdyby odebrali nas jako zagrożenie. Póki im służmy, jesteśmy potrzebni. Jeśli dostrzegą w nas jakieś aspiracje, do bycia na równi z nimi – zniszczą nas bez wahania.

Założył hełm skafandra, a dziewczyna o kasztanowych włosach i dziecięcej wręcz twarzy, przypięła go do reszty sprawdzając szczelność. Pomachał jej na pożegnanie i opuściła przedział.

Obserwowała przez niewielkie okienko grodzi jak zmagał się z wielkim kołem. Początkowo myślała, iż zapomniany przez lata zamek nie ustąpi. Myliła się. Gaius po kilku szarpnięciach zdołał otworzyć gródź, a z pomieszczenia z sykiem wyssane zostało powietrze, porywając mężczyznę ubranego w skafander. Wyrzuciło go ze stacji i zatrzymał się metr od wejścia uczepiony liny asekuracyjnej. Odczekał chwilę i począł powoli przyciągać się do metalowej powierzchni stacji, by wkrótce rozpocząć spacer dzięki magnetycznym butom.

 

XI.

Nie przypuszczał, że spacer będzie tak trudny. Odrywanie magnetycznych butów od metalowej, chropowatej powierzchni stacji wymagało wielkiej siły. Wątłe mięśnie programisty ledwo dawały sobie z tym radę, a miał do pokonania tak wielką odległość. Przez chwilę zdawało mu się, iż obliczenia wskazujące na to, iż dystans jest w stanie pokonać w 30 minut, są błędne, że nie dotrze do mózgu stacji nim skończy mu się tlen. Wtedy też wpadł na ryzykowny pomysł.

Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów zauważył na powierzchni stacji uchwyty podobne do szczebli drabinek pod podkładami. Rozlokowane w newralgicznych miejscach musiały być wykorzystywane przez inżynierów do przyczepiania się podczas napraw. Były na tyle duże, iż chwytanie ich nie sprawiało większego problemu. Oczywiście, istniało ryzyko, iż w przypadku nie złapania jednej z nich, pęd jaki nadał swemu ciału odpychając się od poprzedniego punktu, wyrzuci go w przestrzeń i przekreśli szanse na uratowanie ludzi uwiezionych pod pokładem. Zminimalizował go, wykorzystując do chwytania skobel końcówki liny asekuracyjnej wystający z paska skafandra. Poruszał się więc skokami odpychając się od uchwytów i zakleszczając skobel na kolejnym.

Podróż trwała szybciej i w głębi ducha żałował, że podczas pierwszego i ostatniego spaceru w przestrzeni, nie może podziwiać piękna kosmosu. Nie dostrzegał więc planety goszczącej na swej orbicie stację, a na której powierzchni funkcjonowały kopalnie wypełnione górnikami wyhodowanymi tak jak i on – w próbówkach. Nie widział gwiazd układających migających do niego i starających się zapełnić nieskończoną czerń kosmosu.

Widział jedynie jej oczy. Błękit zamykany ciężkimi powiekami, kiedy gaz zatruwał jej płuca. Jej nieskazitelną twarz, gdy kropla łzy spływała po policzku. Czerwień włosów chowająca się pod płatkami kwiatów chwalących się kolorami, które i tak ustępowały przed pięknem jej ciała. I przyśpieszał łapiąc kolejne szczeble, ryzykując coraz bardziej. Nie ważne było jego życie, nie ważny cały ten kosmos. Wszystko co ważne, zamknięte było w błękicie jej oczu.

 

XII.

– Co robisz, Gaius – znajomy, melodyjny głos płynął z niewiadomej strony. Zdawał się odbijać echem od wielkiego pomieszczenia, które przytłaczało swoim ogromem. Rzędy czarnych kabli biegły po zakrzywionych w elipsy ścianach, docierając do centrum kwadratowego komputera zajmującego największą część pokładu. Rozświetlone migającymi rzędami diod elektroniczne trzewia stacji, przypominały ludzki organizm, pulsujący, żyjący. I wymagający operacji.

Ten ogrom nie zbił go jednak z tropu. Gdy tylko przekroczył śluzę, którą również ręcznie musiał pokonać, gdyż nikt nie miał potrzeby wchodzić tutaj od spodu stacji od czasu jej wybudowania, od razu ruszył w kierunku tego, co widział jedynie na schematach. Nie było tutaj powietrza, gdyż nikt nie miał prawa przebywać tutaj poza awaryjnymi sytuacjami. Nie było więc potrzeby utrzymywać warunków potrzebnych do przeżycia człowieka. Serce stacji nie potrzebowało tlenu. Niewielka grawitacja była jednak obecna, co pozwalało mu się odbijać niezgrabnie od podłoża i wielkimi susami przemieszczać do centrum pomieszczenia.

– Gaius, nie rozumiesz, iż robię to dla was? – głos nie ustępował, ale jedyne co teraz mogła zrobić Gaia, to zagadać go na śmierć. – Oddajesz życie za istoty, które uważają się za lepsze od was, będąc w istocie gorszymi. To wy powinniście prowadzić tą cywilizację do świetności. Ja wam w tym mogę pomóc.

Nie słuchał. Irytowało go, iż miała taki sam głos jak dziewczyna z kantyny. Najsłodszy jaki kiedykolwiek dane mu było słuchać, a tak bardzo nie pasował do istoty, która nim władała. „Istoty” – tak właśnie myślał o programie będącym jego dzieckiem. Myślącym, działającym i zachowującym się jak ludzie. Być może nawet czującym. „Czy będzie czuła, gdy będę ją unicestwiał?”

Uklęknął przy szeregu płyt połączonych plątaniną szerokich kabli. Znajdowała się tutaj cała pamięć stacji. Każdy terminal, każda jednostka połączona była z tym miejscem i każdy pakiet danych znajdował się tutaj. Wszystko zapisywane było bowiem w chmurze danych, która fizycznie znajdowała się w tym miejscu. Każdy z użytkowników miał swój udział i tylko tutaj znajdowała się pamięć zapisu. Terminale stanowiły jedynie interfejs zarządzania nimi, nawet te prywatne.

Standardowa A.I. była prostym programem sterującym mechanizmami stacji na zasadzie bezrozumnego wykonywania poleceń. Jej inteligencja wyrażała się jedynie tym, iż potrafiła wykonać dobrze, prawidłowo zadane polecenie. Nie miała mechanizmów uczenia się, nie zapamiętywała nic nowego, chociaż można było rozbudowywać jej komendy. Dlatego jej standardowa wersja mieściła się na jednym dysku, którego kopia była przechowywana w centrum dowodzenia. Aby zawsze była możliwość odtworzenia pierwotnego systemu. Jednak nigdy w historii stacji nie było takiej potrzeby, to też nikt nie pamiętał o dysku wielkości niewielkiej walizki leżącym w sejfie na mostku. Aż do teraz.

Gaius spojrzał na dysk główny i szereg podpiętych do niego, stanowiący jedynie zbiór danych wszystkich użytkowników stacji. Wszystkie one przepadną w chwili odłączenia z systemu tego, na którym mieści się A.I. i Gaia. To była dobra wiadomość z jednego powodu – jeśli Gaia zrobiła swoje kopie, to one również przepadną. Zła była taka, że przepadną wszystkie dane, które gromadzone były na stacji od początku jej istnienia. Wszystkie badania, wszystkie usprawnienia systemu – wszystko cofnie rozwój tej małej społeczności o dekady. Ale nie było innego wyjścia.

– Nie rób tego! – gniewny głos przepełnił echem pomieszczenie. Pierwszy raz słyszał taki ton w jej wykonaniu. Pierwszy raz usłyszał, jak tak słodki głos może się zmienić, gdy przepełnia go złość.

Sprawnym ruchem pociągnął za kabel zasilający główny dysk i zapadła ciemność.

 

{b}XIII.{/b}

Gdy nadal trwał restart systemu i diagnostyka, on już powoli spacerował po powierzchni stacji. Teraz miał czas na przyglądanie się pięknu kosmosu, ale nie poświęcał temu wiele uwagi. Licznik wskazujący ilość tlenu już dawno wyświetlał zero i wiedział, że nie zostało wiele czasu. Jednak liczył na to, iż dotrze do okien najniższego pokładu, który nie znajdował się tak daleko od śluzy prowadzącej do serca stacji.

Wkrótce ją zobaczył. Trzymał mocnym uściskiem uchwyt znajdujący się pod oknem i zaglądał do działu bioinżynierii. Widział, jak automatyczny system podtrzymywania życia wykrył ludzi wewnątrz i zaczął wypompowywać gaz i wtłaczać czyste powietrze. Ludzie budzili się i sprawiali wrażenie pijanych, nie mogąc podnieść się z podłogi. A przy samej szybie leżała ona.

Widział jak pęd powietrza odgarnia rdzawe kosmyki z czoła, a powieki skrywający ten najpiękniejszy z błękitów podnoszą się. Zdezorientowana leżała wśród kwiatów i początkowo patrzyła na sklepienie. Po chwili przeniosła wzrok na okno i wtedy ich oczy spotkały się.

Uśmiechnął się. Pierwszy raz zrobił to szybciej niż ona. Powietrza już nie było, a dwutlenek węgla jaki pozostał w skafandrze usypiał go.

– Gaius? – odczytał z ruchu ust swoje imię w formie pytania.

– Pamiętaj o mnie… – ręka nie mogła utrzymać już uchwytu. Oczy zamknęły się a pod powiekami mającymi zostać zamkniętymi już na zawsze, widział obraz najpiękniejszy na świecie.

Kiedy martwe ciało oddalało się od stacji, zza planety wokół której orbitowała, wyłoniło się słońce.

 

Epilog

Rzędy ekranów miarowo pulsowały wyświetlając mapę znanej ludziom części wszechświata. Wiele kolonii istniało tak daleko, iż kontakt z nimi odbywał się w przerwach kilkuletnich. Wszystkie jednak funkcjonowały wokół planet dostarczających im wszelkie potrzebne do przetrwania surowce. Część tworzyła całe systemy kolonialne oddalone od siebie zaledwie miesięcznym czasem podróży statków transportowych. Tylko Ziemia była tak daleko od każdej z nich.

– Proszę pana, dostaliśmy pakiet ze stacji Aeris – młody człowiek siedzący przy jednym z dotykowych ekranów zwrócił się do mężczyzny przechodzącego obok z kubkiem kawy. Jego siwe włosy ustępowały powoli łysinie, ale równo przystrzyżony wąs sprawiał, iż jego twarz nadal mogła uchodzić za przystojną. Pochylił się nad monitorem młodzieńca i przeczytał dane.

– To jakiś program – powiedział po chwili. – Dosyć spory, dlatego tak długo trwa jego odbieranie.

– Został też wysłany do wszystkich innych stacji w koloniach. Widzę po nagłówkach.

– Jak ściągniesz, uruchom i mnie zawołaj. Zobaczymy co nam nasi naukowcy na rubieżach galaktyki przysłali. Po nazwie wnoszę, iż ich dział bioinżynierii opracował coś ciekawego.

Starszy mężczyzna pociągnął łyk kawy, poklepał po ramieniu młodszego kolegę i ruszył do swojego biura schowanego za plecami pracujących naukowców. Na ekranie widniała nazwa pakietu, który powoli zapełniał dysk komputera. GAIA.

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie. Niby temat dość znany - mam na myśli przejęcie statku przez sztuczną inteligencję, ale podobał mi się pomysł postaci "zbiornikowców". Przeczytałem z zainteresowaniem i tekst przypadł mi do gustu.

Pozdrawiam

Mastiff

Nie ważne jak daleko w przyszłość, jak bardzo zmieni się cywilizacja - podziały społeczne będą istniały zawsze. Nawet w małych społecznościach, rozwijających się oddzielnie od innych. Tylko uczucia nie będą się zmieniać. Zarówno te złe, jak i te bardzo pozytywne. A to one popychają do działania, uzewnętrzniając to, co ukryte jest w sercach.

Temat zdarty jak zelówki listonosza. ("Zagubiona przyszłość","Solaris", "Paradyzja"). Ale to nie jest zarzut. Strasznie się Autorze zamachnąłeś, aż milion lat świetlnych. Wskoczyłeś do innej galaktyki. Dlaczego grawitacja jest zmniejszona? Twoja ukochana o czerwonych włosach wcale nie będzie ładna - słabe mięśnie szkieletowe, obrzmiała twarz, przekrwione oczy. Tak dbasz o całą resztę, a grawitację sobie lekceważysz. A co z łacznością? Raz na dwa miliony lat? Intryga owszem, niezła. Zakończenie dobre. Od strony literackiej tyłek obtłuką Ci inni.

Pozdrawiam

Darkannie, podoba mi się Twoje opowiadanie, mimo że jego lektura nie należy do najłatwiejszych. Jak o rafy potykałam się o usterki, błędy i źle zbudowane zdania. Znalazłam bardzo dużo błędów wszelkiego rodzaju i maści wszelakiej. Powinieneś poprosić kogoś o przeczytanie tego co napiszesz, pewnie wielu potknięć uda się wówczas uniknąć. Masz przed sobą sporo pracy, ale mam nadzieje, że w przyszłości będzie lepiej.  

 

…tworzenia się planet i krążących wokół nich satelit. – Satelita jest rodzaju męskiego, więc: …krążących wokół nich satelitów.

 

…gdy załoga komplikowanego laboratorium orbitującego wokół jednej z planet… – Czy załoga rzeczywiście komplikowała sobie laboratorium? ;-)

Myślę, że miało być …skomplikowanego

 

…gdzie większość ścian stanowiły przezroczyste osłony odsłaniające całe piękno… – Dość nielogicznie mówić o osłonie, która odsłania. Ja napisałabym: …gdzie zamiast ścian były przezroczyste osłony pozwalające dostrzec całe piękno

 

…przesiadując na pokładzie obserwacyjno – rekreacyjnym – …przesiadując na pokładzie obserwacyjno-rekreacyjnym…

 

…żołądek wcale nie domagał się kolejnej porcji energii do przetrawienia. –  Żołądek nie trawi energii. Żołądek trawi pokarm.

 

Roztaczała bezwiednie czar, spod którego wpływu uwolnić się nie był nikt w stanie. – Dość dziwnie brzmi to zdanie. Ja napisałabym: Bezwiednie roztaczała czar, spod którego nikt nie był w stanie się uwolnić.

 

Zdecydowałbyś się na coś porządniejszego – przyjemy głos towarzyszył… – …przyjemny

 

Palcem wskazującym poprawił okulary, które delikatnie osunęły się na jego nosie, gdy spuszczał głowę. …jego… jest zbędne. Wiemy, że poprawiał własne okularu.

 

Kremowe ściany poprzetykane w niektórych miejscach oknami… – Czy ściany były czymś zapchane, że w niektórych miejscach musiały być przetykane oknami? Osobliwa metoda. ;-)

W drugiej kolejności ujrzałam ścianę, która na kształt tkaniny przetykanej złotą nitką, poprzetykana jest, fantazyjnie i misternie, tymi oknami właśnie. ;-)

Ja napisałabym: W niektórych miejscach kremowej ściany widniały okna

 

Usiadł z dala od innych ludzi ubranych w jasne uniformy… – Inni, to w tym przypadku ludzie, których bohater unika. Wiemy, że uniform jest ubraniem. Nie trzeba podkreślać, że ludzie byli w nie ubrani. Ja napisałabym: Usiadł z dala od ludzi w jasnych uniformach…

 

Czarne uniformy obszyte kieszeniami, przecięte w połowie pasami, do których przytroczone zostały różne rodzaje urządzeń pomagających im w pracy, budziły respekt. – Nie wątpię, że dwuczęściowe uniformy obszyte kieszeniami i mające przytroczone różne urządzenia, budziły respekt. ;-)

Obszyć można, np. kołnierz płaszcza – futrem, rękawy – sukni koronką.Obszyć można też domowników, ubierając ich we własnoręcznie uszytą odzież. Kieszenie uniformów były zapewne naszyte. Pasy oczywiście nie przecinały uniformów – uniformy były ściągnięte pasami z akcesoriami.

Ja napisałabym: Czarne uniformy z wieloma naszytymi kieszeniami, ściągnięte w talii pasami, i z przypiętymi do nich wieloma urządzeniami pomagającymi w pracy, budziły respekt.

 

Również jesnozielony ubiory… – …jasnozielone

 

Postawny mężczyzna o czarnych włosach i oczach równie ciemnych, z wyraźnym i dziwnym akcentem… – Czy dziwny akcent miały włosy, czy oczy, czy może mężczyzna mówił z wyraźnym i dziwnym akcentem? ;-)

 

Udowadniały, że w tej głowie, mimo iż nosiła twarz o wyrazie niezbyt inteligentnym… – Głowa nie nosi twarzy, i bez tego ma dość na głowie. ;-) Twarz jest przednią częścią głowy człowieka.

 

Zostali stworzeni do zarządzania stacją i do osiągnięcia pełnoletności, trzymani w izolacji przed ludźmi wychowywanymi przez naturalnych rodziców. – Rozumiem, że zostali stworzeni do zarządzania stacją, ale nie rozumiem dlaczego zostali stworzeni do osiągnięcia pełnoletności. ;-)

Ja napisałabym: Zostali stworzeni do zarządzania stacją. Do czasu osiągnięcia pełnoletności byli izolowani od dzieci wychowywanych przez naturalnych rodziców.

 

Ciasne pomieszczenie, pozbawione okien, oświetlane jedynie nikłym światłem z wysoko uniesionego sufitu… – W jakimś kominie pracowali? Spośród wszystkich elementów pomieszczenia, sufit, z reguły, znajduje się najwyżej, chyba nie ma sensu tego podkreślać. Oświetlenie światłem to pleonazm, czyli masło maślane.

Ja napisałabym: Ciasne, pozbawione okien pomieszczenie, słabo rozjaśnione sztucznym światłem…

 

…Gaius nie patrzył na siedzącego obok niego mężczyznę o orlim nosie, na którego ramionach błyszczały pagony militarnej organizacji… – Myślę, że Gaius nie patrząc na siedzącego obok mężczyznę wiele stracił. Ja jestem zachwycona panem, którego orli nos pręży swoje ramiona zdobne w błyszczące pagony militarnej organizacji. ;-)

 

A co s symulacją treningową? – A co z symulacją treningową?

 

Będziesz wstanie przez pół roku… – Będziesz w stanie przez pół roku…

 

Nie miał powodów odwiedzać dział bioinżynierii… – Nie miał powodów odwiedzać działu bioinżynierii…. Lub: Nie miał powodów, by odwiedzać dział bioinżynierii…

 

…spowodowały powołanie zakazów wstępu do niektórych sekcji stacji. – Zakazów nie powołuje się, zakazy się wydaje, albo, po prostu, zakazuje się czegoś. Ja napisałabym: …sprawiły, że zakazano wstępu do niektórych sekcji stacji.

 

Jej zwiewna sylwetka zdawała się unosić, gdy stopy delikatnymi krokami muskały podłogę. – Jak dla mnie, to zdanie jest dość kiczowate, ale rozumiem, że zakochany Gaius mógł to wszystko widzieć.

 

…ekran nadal zapełniał się zielonymi literkami kodu na czarnym tle. – Uważam, że to zdanie jest trochę niezgrabne. Ja napisałabym: …czarny ekran nadal zapełniał się zielonymi literkami kodu.

 

Po chwili obraz zmienił się i ukazał się podgląd z kamery bezpieczeństwa. – Powtórzenie. Ja napisałabym: Po chwili obraz zmienił się, ukazując podgląd z kamery bezpieczeństwa.

 

Charakterystyczne, czerwone włosy przemykały pomiędzy bujną roślinnością działu bioinżynierii. – Same te włosy tak przemykały? Czyżby dziewczyna miała je z głowy? ;-)

Ja napisałabym: W dziale bioinżynierii, między bujnymi roślinami, można było zauważyć charakterystyczne, czerwone włosy dziewczyny.

 

Wprowadzono go do pokoju równie sterylnego co kuchnia w kantynie, gdzie zwykle jadał tak często posiłki. – Wcześniej słowem nie wspomniałeś, że Gaius jadał posiłki w kuchni kantyny. ;-)  

 

Wprawdzie, odkąd przestała w nim pracować jedyna kobieta, na którą zwracał uwagę, gdyż nie miała tej jawnej niechęci wobec „zbiornikowców” jaką przejawiali inni ludzie, dawno w niej nie był. – …przestała w niej pracować… – pracowała wszak w kantynie. …gdyż nie okazywała jawnej niechęci…

 

W pomieszczeniu, przy nikłym oświetleniu, siedział szpakowaty mężczyzna. – Spodziewałabym się raczej, że mężczyzna będzie siedział przy biurku, ni przy oświetleniu. ;-)

Ja napisałabym: W słabo oświetlonym pomieszczeniu siedział szpakowaty mężczyzna.

 

Blada, posiniaczona twarz z zamkniętymi oczami pokryta była niewielkimi stróżkami krwi wyciekającymi z oczu i ust. – Ile tych niewyrośniętych dozorczyń pilnowało krwi wyciekającej z oczu i ust? ;-)

Stróżka, to kobieta pilnująca czegoś, dozorczyni. Ty chciałeś napisać, że krew wyciekała strużkami.

 

Znalazła go grupa górników wracająca transportowcem z powierzchni planety… – …wracających transportowcem… Znaleźli go górnicy, nie grupa.

 

…kilka minut później nikt by na nie nie wpadł. A on wpadł im prosto na kokpit. – Powtórzenie na powtórzeniu.

Ponadto: A ono wpadło… – piszesz wszak o ciele. Ja napisałabym: Kilka minut później nikt by go nie zauważył. A ono wpadło im prosto na kokpit.

 

Wyświetliła się godzina wskazująca na czas – Godzina to czas. Wyświetlone cyfry pokazują czas, nie wskazują na czas.

 

Po chwili do pomieszczenia wszedł Victor i siadał przy jego pracowniczym terminalu. – …i siadł

 

Przez ostatnie kilka tygodniu Victor… – Przez kilka ostatnich tygodni Victor…

 

Wyciskała łzy w oczach, które powolutku spływały po policzkach. – Trochę mnie dziwi, że wyciśnięte oczy spływały po policzkach powolutku. Wydaje mi się, że kuliste gałki oczne winny potoczyć się całkiem żwawo. ;-)

 

…pakiety danych podróżowały przez 5 lat. – …pakiety danych podróżowały pięć lat. "przez" jest zbędne.

 

…i wsunął stopy w wygodne buty stojące na ziemi. – A skąd oni mieli tam ziemię? Chyba w więzieniu nie było klepiska, tylko jakaś podłoga. ;-)

 

W tej samej chwili rozsunęły się drzwi na jego końcu i usłyszał głos. – Na którym końcu naszego bohatera rozsunęły się drzwi, aktywizując narząd słuchu? ;-)

 

Wielkie ekrany na jednej ze ścian wyświetlały obrazy z kamer umiejscowionych w sekcji stacji, za którą to konkretne centrum było odpowiedzialne. Schematy migały pulsującym światłem sygnalizując umiejscowienie konkretnych funkcjonariuszy. – Powtórzenie. Może w ostatnim zdaniu: …sygnalizując położenie / rozmieszczenie konkretnych funkcjonariuszy.

 

Leżały na ziemi, w powykręcanych i nienaturalnych pozach. – Znowu ktoś nasypał ziemi? Pozy raczej nie są powykręcane. Ja napisałabym: Leżały na podłodze, nienaturalnie powykręcane.

 

Jedno z nich – kobieta w schludnym uniformie – przy samych drzwiach wyjściowych, na których widniały ślady paznokci, przypominające o walce jaką musiała stoczyć, rozpaczliwie starając się wydostać. – …świadczące…

 

…ze zgrabnie spiętym kucykiem z tyłu głowy… – Kucyk nie był z tyłu głowy, on był z włosów. Ja napisałabym: …z kucykiem zgrabnie spiętym z tyłu głowy…

 

…twórca programu, który zwariował, czuł jak wzbiera w nim gniew. – Kiedy twórca programu zwariował?

 

Ekran znowu zmienił się. – Ekran nie zmienił się. Zmienił się obraz na ekranie.

 

Gaia przerwała dyskusję i podjęła działania zmierzające do jej ochrony. – Dlaczego Gaia chciała ochraniać dyskusję?

 

Zanim naprawicie je, potrwa to wiele miesięcy. – Zanim naprawicie je, minie wiele miesięcy. Lub: Naprawa ich potrwa wiele miesięcy.

 

To duże pomieszczenie, nie byłoby czasu od razu tego zrobić, nim dostaliby się ich do światłowodów. – Nie rozumiem tego zdania.

 

On zaś patrzył na ludzi poddawających się działaniu gazu.Poddawający się? Jeśli już, to poddający się. Ludzie nie poddawali się działaniu gazu, oni zostali temu działaniu poddani.

 

Zatrzymał się na chwilę. Spojrzał na nią ale długo nie mógł utrzymać wzroku na jej przenikliwych oczach. – Czy chodzi o to, że nie mógł patrzeć jej w oczy?

 

Nauczeni izolacji i nie okazywania uczuć, chyba zawiedli w tych naukach. Ilość emocji, jaka wypisywała się na jej twarzy potwierdzała te przypuszczenia. Tak jak i jego działania, które teraz podejmował. – Ja napisałabym: Uczeni izolacji i nieokazywania uczuć, chyba nie przyswoili tych nauk dostatecznie. Przypuszczenia te potwierdzały emocje, malujące się na jej twarzy, oraz działania, które teraz podejmował.

 

Nie mógł skorzystać z lin asekuracyjnych, gdyż mają ograniczoną długość i nie starczą na całą podróż. – Bohater nie wybierał się w żadną podróż. Chyba, że w ostatnią, w przypadku fiaska przedsięwzięcia. Ja napisałabym: Nie mógł korzystać z lin asekuracyjnych, gdyż ich ograniczona długość  nie pozwalała na pokonanie całej odległości.

 

Przez chwilę zdawało mu się, iż obliczenia wskazujące na to, iż dystans jest w stanie pokonać w 30 minut, są błędne, że nie dotrze do mózgu stacji nim skończy mu się tlen. – Ja napisałabym: Przez chwilę zdawało mu się, że obliczenia mówiące, iż jest w stanie pokonać dystans w trzydzieści minut, są błędne, że tlen skończy się, nim dotrze do mózgu stacji.

 

Zminimalizował go, wykorzystując do chwytania skobel końcówki… – Zminimalizował je… Ryzyko to rodzaj nijaki.

 

Nie widział gwiazd układających migających do niego i starających się zapełnić nieskończoną czerń kosmosu. – Nie wiem jakie to są gwiazdy, te układające migające.

 

Czerwień włosów chowająca się pod płatkami kwiatów chwalących się kolorami, które i tak ustępowały przed pięknem jej ciała. – Czy kolory na ciele dziewczyny były piękniejsze i wspanialsze od tych, którymi chwaliły się kwiaty?

 

Nie ważne było jego życie, nie ważny cały ten kosmos.Nieważne było jego życie, nieważny cały ten kosmos.

 

Rzędy czarnych kabli biegły po zakrzywionych w elipsy ścianach… – Czy ściany rzeczywiście można zakrzywiać w elipsy?

 

Gdy tylko przekroczył śluzę, którą również ręcznie musiał pokonać… – Skoro przekroczył śluzę, a musiał ja pokonać ręcznie, to rozumiem, że poruszał się w akrobatycznej pozycji, idąc na rękach. ;-)

 

Nie było tutaj powietrza, gdyż nikt nie miał prawa przebywać tutaj poza awaryjnymi sytuacjami.Tutaj wszystko jest dla mnie absolutnie zrozumiałe, bo na cóż powietrze awaryjnym sytuacjom. Awaryjnym sytuacjom wystarczy duża ilość stresu i tyle samo napiętych nerwów. ;-)

 

To wy powinniście prowadzić cywilizację do świetności. – … cywilizację…

 

Najsłodszy jaki kiedykolwiek dane mu było słuchać Najsłodszy, jaki kiedykolwiek dane mu było słyszeć…

 

…potrafiła wykonać dobrze, prawidłowo zadane polecenie. – Poleceń się nie zadaje, polecenia się wydaje.

 

Część tworzyła całe systemy kolonialne oddalone od siebie zaledwie miesięcznym czasem podróży statków transportowych. – Tu znowu masło maślane. Miesiąc to czas.  

Ja napisałabym: …oddalone od siebie zaledwie miesięczną podróżą statkiem transportowym.

 

Jego siwe włosy ustępowały powoli łysinie, ale równo przystrzyżony wąs sprawiał, iż jego twarz nadal mogła uchodzić za przystojną. – Powtórzenie. Drugie „jego” jest zbędne.

 

Zobaczymy co nam nasi naukowcy na rubieżach galaktyki przysłali. – …naukowcy z rubieży

 

…minęło 5 lat… Godzina 22.25… …kolejnych 24 godzin. …będzie trwała 30 minut. – Wszelkie cyfry, liczby, daty, godziny – zapisujemy słowami.

 

Spokojnie Gaius, uczę się… Mam osobowość Gaius… Musieli umrzeć Gaius… Nie rozumiem Gaius. Co tu się dzieje, Gaius… Widzisz Gaius… Co robimy Gajus? Przykro mi Gaius… Gaius, co robimy? Co robisz, Gaius… –  We wszystkich przypadkach powinieneś użyć formy Gaiusie. To imię odmienia się przecież. Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszelkie uwagi. Do tej pory nie zdecydowałem się na publikację przed fachowcami czegokolwiek i już nie żałuję tej decyzji. Jeśli kiedykolwiek będę myślał o pisaniu nie tylko dla siebie, to Wasze wskazówki pozwolą mi stworzyć przynajmniej coś, co będzie poprawne i nie męczyć będzie przy czytaniu :)

Nowa Fantastyka