- Opowiadanie: ethel - Eden utracony

Eden utracony

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eden utracony

Było upalnie owego dnia, gdy Lucyfer przez nikogo nie niepokojony, wślizgnął się do Edenu, omijając dwóch cherubów. Śmiał się sam do siebie, że Boga tak łatwo da się wykiwać– wystarczy tylko pełzać po trawie. Westchnął w duchu. Wiedział, że zwierzę jest zaniepokojone nagłym brakiem kontroli nad swoim ciałem, ale cóż zrobić, cel uświęca środki. W jego ustach słowo uświęcać wydało mu się zabawne, więc znów zachichotał i popełzał dalej.

 

-No to muszę znaleźć tego Adamah, którego sobie tak Bóg ukochał. Jaskrawy jestem, zauważy mnie, to go ukąszę i będzie po problemie. Nie będzie się rozmnażał, Hawwah nie będzie mogła rodzić mu dzieci, zbliżę się do niej w nocy i pokolenia będą moje!

 

Lucyfer snuł dalekosiężne plany opanowania świata przez zło, czując jednocześnie, jak uwięzione zwierzę męczy się coraz bardziej, tak, że już nie może pełznąć. Pozwolił mu chwilę odsapnąć, aby znów ze zdwojoną siłą pobudzić go do ruchu. Był w połowie Ogrodu, kiedy usłyszał śmiech Hawwah i delikatny plusk wody. Skrzywił się, bo odgłos, który z siebie wydawała kobieta, był dla niego obrzydliwy na tle doskonałości Edenu. Tak, Lucyfer uznawał rajskość Edenu i uznawał wielkość Boga przy stworzeniu tego dzieła. Jednak kiedy zobaczył ludzi– istoty, które na poły miały być aniołami, na poły zwierzętami, stwierdził, że to jakiś fatalny błąd w boskim planie. Najwyższy powiedział, że Pierwszy ma im służyć. Nie doszukawszy się w twarzy Boga nawet krzty ironii lub żartu, wypowiedział zdanie, przez które z Pierwszego Anioła Lucyfer stał się Pierwszym Demonem. Non serviam. Nie będę służyć. Pamiętał, jak wtedy Michał, z rozkazu Stwórcy, ze strumieniami łez na twarzy wepchnął go prosto w Szeol. Mimo wołań, próśb, błagań, łez i obietnic, Bóg pozostawał niewzruszony. W rozgoryczeniu Lucyfer poprzysiągł zemstę Bogu i ludziom, i chociaż wiedział, że Stwórcy nie pokona nigdy, to ludzi chciał podeptać tak, jak jego podeptano. Wkrótce zwerbował armię aniołów, która tak jak on nie uznawała ludzi. W jego upadłoanielskiej głowie powoli dojrzewał plan doskonały zniszczenia tych boskich– nieboskich kreatur.

 

Teraz słysząc niedoskonały śmiech Hawwah gniew zawrzał w nim z nową siłą.

 

– Wystarczy podejść, tfu!, podpełznąć teraz i ukąsić, nawet nie zauważy…

 

Lucyfer w ciele węża sunął jak zahipnotyzowany do pierwszych ludzi. Hawwah siedziała pod drzewem, bawiąc się pawim piórkiem, a Adamah kąpał się.

 

– Trudno, ukąszę kobietę, nie jego, mężczyznę zabiję później…

 

Już zbliżał się do Hawwah, gdy nagle spostrzegł, że siedzi ona pod figowcem. TYM figowcem. Miał owoce większe niż normalny, dorodne, piękne, soczyste i nigdy nie obumierające. To było to Drzewo Poznania, które Bóg umieścił gdzieś w ogrodzie i nie powiedział mu o jego położeniu. Jedynie je opisał… Nagle do głowy przyszedł mu pewien pomysł, może nawet lepszy niż pierwotny plan.

 

– Mogę wspiąć się na drzewo i spróbować namówić Hawwah, żeby zjadła owoc! Plan zupełnie nieprzemyślany, ale kto wie, może jest głupsza niż się spodziewam, a najwyżej… zawsze mogę ją ukąsić.

 

Z takimi myślami Lucyfer wspiął się na drzewo i ułożywszy się koło ucha Hawwah, zasyczał delikatnie.

 

Odwróciła się łagodnie, wykrzywiając swoją brzydką twarz ku Upadłemu. Otrząsnął się w duchu ze wstrętem.

 

– Witaj mały, wijący się przyjacielu!

 

– Witaj, Hawwah. Mam do ciebie bardzo ważne pytanie.

 

– Mów przyjacielu, nie krępuj się!

 

– Chyba Bóg pozwolił wam jeść wszystkie owoce z Ogrodu, prawda?

 

Na twarzy Hawwah widać było ogromny wysiłek, gdy zastanawiała się nad pytaniem. W końcu odpowiedziała.

 

– Zdaje mi się, że to prawda.

 

Wąż zasyczał z niesmakiem.

 

– To dlaczego to drzewo wciąż ma owoce? Przecież są takie soczyste i dojrzałe.

 

Kobieta spojrzała z uwagą na owoce. Obejrzała je z każdej strony, wbiła w skórkę owocu małą gałązkę, a z figi natychmiast pociekł sok. Hawwah pokiwała głową.

 

– Och nie, to jest TO drzewo, z którego nie wolno jeść mnie i mojemu mężowi!

 

No dalej, jeszcze trochę i się zgodzi spróbować, pomyślał Lucyfer. Głupia baba.

 

– Ależ twój mąż wcale nie musi wiedzieć o tym, że spróbowałaś owocu! Tylko spróbuj, muśnij językiem sok, zobacz jaki pyszny…

 

Hawwah na początku z rezerwą, ale w końcu coraz śmielej zaczęła zbliżać rękę do owocu. Była już kilka centymetrów od figi, gdy zatrzymała się i spojrzała wymownie na węża.

 

– Co się dzieje, złociutka? Nie zastanawiaj się tak długo… owoc się zepsuje.

 

– Ale co powie Bóg? Widziałam Go rano, jak przechadzał się po Ogrodzie i pozdrowił mnie nawet…

 

Zniecierpliwienie powoli brało górę nad spokojną powierzchownością wężowego Lucyfera. Jeszcze trochę i ją ukąszę… Nie, poczekaj, jeszcze chwila i będziesz mógł ją stąd wyprowadzić do siebie. Jeszcze tylko kilka zadań, pomyślał Upadły. Zasyczał słodko i przymilnie.

 

– Hawwah, czy widziałaś kiedyś by Bóg zabraniał wam czegokolwiek? A ten owoc jest taki pyszny, taki pyszny… – reszta słów utonęła w przeciągłym syku zadowolenia, gdy wąż zobaczył kobietę trzymającą owoc w ręce. Zbliżała go do ust. Lucyfer czuł, że chwila triumfu jest bliska. Niedługo będzie miał tę kobietę na własność, a wtedy posiądzie ziemię i osadzi na niej swoich potomków. Swój pomiot lepszych od ludzi stworzeń. Z narastającą euforią widział jak Hawwah otwiera usta i znika w nich kęs dojrzałej figi. Zadowolenia Upadłego nie popsuło nawet głośnie mlaskanie kobiety.

 

– Och, jakie to dobre! Nie, nie mogę być tak samolubna! Adamah! Adamah! Chodź tutaj!

 

– Nie, głupia! Co robisz?!

 

Adamah przybiegł do kobiety i nawet nie słuchając jej słów, zjadł owoc, który mu podała. Lucyfer klął w duszy. Nie przewidział, że kobieta będzie tak głupia i da spróbować owoc mężowi. Hawwah zwróciła się do niego, który wciąż ukrywał się pod postacią węża.

 

– Dziękuję ci dobry, pełzający przyjacielu, że…

 

Jej słowa przerwał krzyk przerażenia. To Adamah wrzasnął wniebogłosy.

 

– Hawwah, ty jesteś naga!

 

Kobietą wstrząsnęło to równie mocno i zawołała:

 

– Adamah, nie masz nic na sobie!

 

Każde z nich przywarło z dwóch różnych stron do potężnego pnia figowca i zaczęło pospiesznie zrywać liście i okrywać się nimi. Lucyfer, zły z tak nieprzewidzianego zwrotu w planie, odpełznął ku wyjściu. Po pewnym czasie ktoś mało na niego nie nastąpił. Gdy spojrzał w górę, serce w nim zamarło. To Bóg pochylał się nad nim i głaskał go po grzbiecie przepraszając. Lucyfer, czując skrajne wyczerpanie zwierzęcia, a jednocześnie pragnienie bycia już z dala od ogrodu, popędził zwierzę do szybszego ruchu i kiedy od bramy dzieliło go zaledwie kilka kroków, usłyszał grzmiący głos Boga.

 

– Adamah! Adamah! Gdzie jesteś?

 

Cheruby strzegące bramy nie zauważyły drobnego osobnika pełzającego po ziemi. Kiedy tylko Lucyfer znalazł się daleko od bramy, opuścił konającego węża i wrócił do swej normalnej postaci. Nie był zadowolony z wyniku swojego działania. Niby idealny plan, a spalił na panewce i to tylko przez moją głupią zachciankę! Pomyślał ze złością Lucyfer. Rozmyślania przerwał mu równie obrzydliwy odgłos, co śmiech Hawwah– jej płacz. Usłyszał też pełen gniewu głos Boga:

 

– Przeklinam cię, wężu! Nigdy już nie staniesz w tym niebie! Będziesz musiał pełzać po ziemi, zamiast siedzieć w niebie! A ty Hawwah, jako że chciałaś przyjemności, teraz będziesz miała ból– będziesz rodzić w bólach i córki twoje będą cierpiały jak ty! Adamah, tobie karę wymierzę równie surową– nie będzie ci tak łatwo przychodziło jedzenie pożywienia, bo będziesz go musiał szukać! I jeszcze cierń i oset będą cię ranić, abyś nie mógł się nasycić! Dam wam skóry, odziejcie się. Do mego Raju nie powrócicie już więcej, póki ktoś nie odkupi waszych win! Wynoście się! A ty wężu jeszcze kiedyś spotkasz silniejszego! Rozgniecie on twą głowę na piasku, mimo że ty zranisz mu piętę!

 

Lucyfer strapiony siedział na kamieniu pośrodku pustyni. Znikąd pojawił się Samael– anioł z połamanym skrzydłem.

 

– I jak, dokonałeś?

 

– Nie. Ale przysięgam, na utracone skrzydła– jak nie ja jeden, to wielu moich. Idź i werbuj, Samaelu. Idź i werbuj spośród ludzi.

Koniec

Komentarze

- Trudno, ukąszę kobietę nie jego, mężczyznę zabiję później… Jak nie jego to czyją?

- Witaj mały, wijącysię przyjacielu!

 

-----------------------------------------------

Takie se! 

 

Brak spacji przy myślnikach, brakujące przecinki i kilka przekombinowanych zdań. Sama treść to nic interesującego. Jedna z historii biblijnych, która została opisana mało ciekawie. Mnie Twoje opowiadanie zupełnie nie wciągnęło, może komuś innemu się bardziej sposoba.

Pozdrawiam

Mastiff

Znacie? No to przeczytajcie. Czy w myśl tej zasady, uraczyłaś nas swoim tekstem?

Twoje opowiadanie nie zachwyciło mnie. Zamiana jabłka na figę niczego nowego nie wnosi. Ot, wszystkim znaną przypowieść o kuszeniu Ewy, opisałaś własnymi słowami, jednak w sposób nie do końca udany.

 

„Tak, Lucyfer uznawał rajskość Edenu…” – Eden i raj są synonimami. Równie dobrze Lucyfer mógł uznawać rajskość raju, jak edeńskość edenu.

Ja napisałabym: Tak, Lucyfer uznawał doskonałość raju…  

 

„Teraz słysząc niedoskonały śmiech Hawwah gniew zawrzał w nim z nową siłą.” – Czy gniew słyszał ten śmiech i dlatego zawrzał? ;-)

Ja napisałabym: Teraz, słysząc niedoskonały śmiech Hawwah, Lucyfer poczuł, że gniew zawrzał w nim z nową siłą.

 

To było to Drzewo Poznania…” – Miałaś, zapewne na myśli Drzewo poznania dobra i zła. Bo chyba nie drzewo z miasta Poznania. ;-)

Poza tym powtórzenie. Moim zdaniem wystarczyłoby: To było TO Drzewo

 

„Ależ twój mąż wcale nie musi wiedzieć o tym, że spróbowałaś owocu! Tylko spróbuj…” – Powtórzenie.

Proponuję, by drugie zdanie rozpoczynało się od: Tylko skosztuj

 

„Z narastającą euforią widział jak Hawwah otwiera usta i znika w nich kęs dojrzałej figi.” – Czy Hawwah, otworzywszy usta, znika kęs? ;-)

Ja napisałabym: Z narastającą euforią widział, jak w ustach Hawwah zniknął kęs dojrzałej figi.

 

„Hawwah zwróciła się do niego, który wciąż ukrywał się pod postacią węża.” – Hawwah zwróciła się nie do niego, lecz do węża, skrywającego Lucyfera.
Ja napisałabym: Hawaah zwróciła się do węża, który wciąż ukrywał postać Lucyfera.

 

„…nie będzie ci tak łatwo przychodziło jedzenie pożywienia, bo będziesz go musiał szukać! I jeszcze cierń i oset będą cię ranić, abyś nie mógł się nasycić!” – Jedzenie i pożywienie są synonimami.

Czy ciernie i osty miały kaleczyć dziąsła, by jedzący nie mógł się nasycić? ;-)

Ja napisałabym: …niełatwo przyjdzie ci zdobywanie pożywienia, będziesz musiał go szukać, a ciernie i osty pokaleczą twoje stopy, nim znajdziesz tyle, by się nasycić.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O rany, nawet nie podejrzewałam, że w tym tekście jest tyle błędów... A sprawdzałam tyle razy, zanim opublikowałam. Może kiedyś uda mi się napisać bardziej udane opowiadanie ;). Dzięki za solidną krytykę. Kubeł zimnej wody na moją głowę. 

Cieszę się jeśli pomogłam. Ja także liczę na to, że w przyszłości będzie lepiej.

Pozdrawiam. :-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm... kocham poprawki użutkownika regulatorzy. Zawsze znajdzie się coś co podniesie mi ciśnienie.

J.B., moje poprawki są wzruszone wyznanym im uczuciem, a je cieszę się ich szczęściem.

Mam nadzieję, że zdarzające się skoki ciśnienia pozostają w granicach normy i nie zagrażają Twemu zdrowiu.  ;-)

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, nie zagrażają, raczej są dla niego zbawienne. Nawet zacząłem je kolekcjonować. Może przydadzą się w mojej pracy... zwłaszcza te w których poprawiasz kwestie wypowiadane przez bohaterów - istny rarytas... ;-)

Fajnie, pięknie, tylko po co?

"Głupia baba", szkoda, że takiego słownictwa nie użyto w Biblii. To by było dopiero;) Z przymrużeniem oka można bez bólu przeczytać. 

Nowa Fantastyka