- Opowiadanie: Shar88 - W pogoni za drzewem

W pogoni za drzewem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

W pogoni za drzewem

W czasach gdy magia zaczęła zanikać, gdy ludzi obdarzonych magią rodziło się co raz mniej, elfy schowały w głąb lasów a krasnoludy zeszły jeszcze niżej w swoich kopalniach. Król królów, Ten który władcą był największego królestwa, ten który posiadał największe bogactwa, ten który miał tak wielkie przyrodzenie ze mawiano iż potrafi zadowolić trzy kobiety i krowę naraz! To był Król Rudobrody, dobrym i szlachetnym był on władcą a lud go kochał „Pierdol się !!!” krzyczeli gdy przejeżdżał na czele parady, a przecie znaczy to samo co kochaj się a to znowu znaczy kochamy cie!

 

Król królów umierał tak, ten silny i wspaniały władca zachorował na nikomu nie znaną chorobę, jedynym ratunkiem była mikstura z drzewa życia przynajmniej tak twierdził nadworny mag.

 

Rudobrody zwany też szczodrym wezwał przed swoje oblicze najwspanialszego łowcę w całym królestwie Zakapturnika. Nazywano go tak ponieważ chodziły pogłoski Ba! Nawet pewne było że przed chędożeniem nakładał na swój sprzęt jelito baranie gdyż jak oficjalnie twierdził chroniło go to przed złymi urokami.

 

Króla nie obchodziły dziwactwa jego podwładnego, najważniejsze było to że Zakapturnik był jedynym który sprosta tej misji.

 

-Zakapturniku– powiedział Rudobrody skubiąc piękną brodę– Wyruszysz natychmiast na północ do lasu Na Wzgórku. Będzie tam czekał na Ciebie przewodnik , który zaprowadzi Cię do drzewa życia. Przyniesiesz mi jego liść korę i żywicę. Ruszasz natychmiast!

 

Zakapturnik wiedział że ma sensu dyskutować z mądrym Rudobrododym, zresztą na dworze nie było już dziewki której by nie poznał dogłębnie. Chętnie ruszył w podróż, na dziedzincu czekały już na niego koń, sakwy ze złotem oraz prowiant.

 

Samotna podróż dłużyła się bohaterowi, jedyne uciechy znajdował we wsiach i miastach w których były chętne dziewki , niektóre były tak zaszczycone i zadowolone tym że je zechciał chędożyć że chwaliły się tym znajomym i rodzinie a nawet straży miejskiej. Lecz od 5 dni nie zawitał do żadnego miasta ani nawiet wioski małej . Przyrodzenie strasznie go swędziało dosłownie i w przenośni. Niewiele osób o tym wiedziało ale poprzysiągł on przed posążkiem boga baranów że nigdy nie zdejmie z przyrodzenia baraniego jelita chyba że na czas wymiany którą mógł zrobić tylko po chędożeniu. Pała swędziała go bardzo, przy najbliższym postoju przyglądał się lubieznie swojemu rumakowi tak świdrującym wzrokiem że ten aż się zaczerwienił. Niestety dla Zakapturnika był to ogier nie klacz a łowca wszelakim pedalstwem się brzydził. Następnego dnia dotarł do lasu Na Wzgórku , był on tak gęsty że musiał zejść z konia aby dotrzeć na miejsces spotkania przewodnikiem.

 

Gdy wszedł na małą polankę zobaczył najpiękniejszą istotę jaką mógł sobie tylko wyobrazić, ciut może za wąską w biodrach i ze zbyt długimi brwiami lecz te niewielkie wady wręcz dodawały jej uroku. Czas się zatrzymał, a gdy się zbliżył do tej nieziemskiej istoty serce zaczęło mu bić szybciej, w brzuchu miał motylki a pała furgotała. Jej nosek był mały, lice zaczerwienione od zimnego wiatru który zawitał na polance, w policzkach gdy się uśmiechnęła pojawły się urocze dołeczki, włosy miała grubę i silne czarne jak oczy cygana i kręcone jak baranka a długie aż do bioder.

 

-Witaj piękna– powiedział ciepłym głosem łowca, robiąc przy tym minę zawiadackiego kochanka nr. 3

 

-No chyba cię pojebało!…-krzyknęła rozeźlona istota

 

-Przepraszam-pomyślał że obraził ją tym że podrapał się po jajkach– ale swędzi i…

 

-Kurwa! Jestem elfem idioto! A nie elfką !

 

-Och…

 

Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, a Zakapturnikowi poleciała łezka z oka, miał tylko nadzieje że elf tego nie zauważył.

 

-Zostaw konia w stajni, do naszego powrotu zajmie się nim Pachołek. W tym momencie Pachołek wyszedł z chatki aby odebrać wodze od Zakapturnika. Łowca skądś znał tego Pachołka

 

-Czy to…-zaczął

 

-Tak, to brat królewskiego błazna, Stańczyka , służył kiedyś Króla Rudobrodego ale na jakimś balu zarzygał salę tronową i kota baronowej Smoczycyc, nie było by to takie najgorsze gdyby nie to że kot znowu uciekając ochlapał Króla. Rudobrody naszczęście wyrozumiały nie kazał ściąć biedaka tylko wygnać z królestwa.

 

-Długo u ciebie pracuje?..

 

Dobrze było zająć się rozmową w trakcie wędrówki, zwłaszcza że sytuacja trochę się rozluźniła po wcześniejszej gafie

 

-będzie druga wiosna– zamyślił się elf – to dobry pracownik straszny moczymorda ale pracowity, niestety muszę mu płacić w beczkach piwa co jest trochę uciążliwe ze względu na transport

 

Rozmowa trwała w tym kontekście aż do wieczora . Zakapturnik dowiedział się że Elf nazywa się Duporyb co w języku leśnych stworzeń miało znaczy wspaniały myśliwy , co do tego łowca miał małe wątpliwości ale w końcu on języka leśnych stworzeń nie znał więc się nie kłucił. Kiedy rozkładali obóz na noc Duporyb co chwila odsuwał swoje posłanie od posłania Zakapturnika a ten co rusz przysuwał swoje do niego i nie pomagało tłumaczenie łowcy że przecież cieplej będzie bo elf znowu twierdził że zbliża się lato i noce są ciepłe. Zatyczyli w ten sposób już trzecie kółko kiedy coś zaszeleściło w krzakach.

 

-Cicho-szepnął elf którybył w trakcie przesuwania posłania– ktoś się zbliża –Rybodup i Zakapturnik wyciągnęli ostrożnie miecze i czekali. Nagle z krzaków wyskoczyła piękna cycata rusałka i przebiegła przez obozowisko słodko chichocząc i umykając w las

 

-Zaklepuję!- krzyknął Zakapturnik, odrzucił miecz i pobiegł w las za rusałką

 

Elf w tym momencie zgłupiał i stał zapatrzony w miejsce w którym zniknął łowca, nagle z krzaków wybiegł wielki 3 metrowy troll o bladej szarej skórze i rudym kłebkiem włosów na głowie. Bestia zamachnęła się ogromną maczugą w strone zdezorientowanego elfa, Duporyb na szczęscie był szybszy i uskoczył przed śmiertelnym ciosem, bestia nie ustępowała waląc pałą raz po raz. Elf sparował uderzenie maczuki jednak siła była tak wielka że wytrąciła mu miecz z ręki. Bestia stała nad nim kręcąc wielką maczugą, co gorsza dopiero teraz zauważył że maczuga kończy się dopiero u krocza tego obrzydliwego stworzenia

 

-Zatłuczony chujem na śmierć, co za wstyd– wystękał elf

 

W ten do obozu wskoczył krzepki chłop z mieczem prawie tak wielkim jak pała trolla

 

-Ha! Ha! Mam cię!-krzyknał wojownik i obciął głowę trollowi ruchem tak szybkim że żaden człowiek nie byłby tego wstanie zauważyć, następnie wziął duży zamach i obciął pałę trolla

 

Odcięta pała zaczę podrygiwać, po czym wystrzelil zi niej skrzydełka i odleciała

 

-Có to było!?– krzyknął przerażony Elf

 

-Kuftak, wielce groźna bestia, połączenie trolla ghula i rudzielca, wielce to szkaradna mieszanka

 

-A.. Alle czemu to kurwa odleciało?

 

-Hah lesny ty stwór jesteś a nic nie wiesz?-wojownik napiął pierś– Kuftaki są jak kozy, wpierdalają wszystko co akurat jest poręką i się rusza. Gdy taki trafi wróżkę , ta cóż, bedąć istotą nie do końca materialną zostaję już w Kuftaku a jemu pała tak właśnie rośnie. Po śmierci Kuftaka pała odlatuje zawija się w kokon i po kilku tygodniach wychodzi rusałka

 

-Rusałka?

 

-Tak rusałka, a co myślał waćpan że magiczne dildo?

 

-N..Nie kim jesteś?

 

-Jam jest Wodzminem! Z miasta Bocheni w kraju Cebulandii A ty Elfie?

 

-Jestem Duporyb, co waszym języku znaczy wspaniały myśliwy.

 

Elf opowiedział wojownikowi o swojej misji i poprzysiągł spłacić dług wdzięczności jaki zaciągnął u Wodzimina gdy ten uratował mu życie,oczywiście gdy tylko wypełni swą misję. Wodzmin odparł że i tak nigdzie mu się nie spieszy a jedynym celem w jego życiu jest tropienie potworów które i tak są wszędzie to chętnie uda się z nim na jego misje i kto wie może po drodze uda się elfowi spłacić jego dług. Wodźmin opowiadał Elfowi jak ciężko w dzisiejszych czasach wyżyć na zabijaniu stworów że rzadko który władca chce płacić za głowy tych potworów a żyć za coś trzeba, więc obcina on napletki bestiom i robi z nich skarpetki

 

Nad ranem wrócił Zakapturnik trochę niewyspany ale szczęśliwy i wolny od swędzenia. W obozie zobaczył nową osobę i niestety, nie była to kobieta a wojownik jasnych włosach do ramion , barach jak szafa i bicepsach jwielkich ak cycki kucharki Helgi z dworu Króla Rudobrodego. Po objaśnieniu łowcy nowej sytuacji bohaterowie kontynuowali misję. Po kilku godzinach marszu trafili na trakt, zdziwieni wielce gdyż na żadnej mapie a ni w legendach o nim nie wspominano. Według wyliczeń łowcy i elfa trakt powinien ich poprowadzić po samo drzewo . Po drodze Wodźmin zabawiał ich historiami ze szkoleń Wodźmińskich które uczyniły z niego tak wspaniałego wojownika, ile to dziewek na jednej rece podniesie. Wodźminowi udało się nawet sprzedać kilka par skarpetek, chociaż elf odmawiał to łowca skusił się pomimo że śmierdziały mu trochę rusałką. Po kilku dniach mozolnej wędrówki zobaczyli za sobą powóz, który powoli się do nich zbliżał. I choć jeść co mieli bo elf świetnie polował, łowca potrafił ocenić kiedy i jaka zwierzyna przecinała trakt a Wodźmin miał cały tobołek suszonego mięsa i i kilka butelek wina, tylko dzielić się nim nie chciał. To czas im się dłużył a słonce nieprzyjemnie grzało w głowy. Powóz mógł znacznie przyspieszyć ich podróż. Gdy ich dogonił zobaczyli że był zrobiony z czarnego drewna jakiego nigdy nie widzieli, ciągnęło go sześć równie czarnych ogierów najlepszej krwi. Woźnica był małym grubaskiem dziwnie obwiązany w żółtym szalem, przez co wyglądał jak mała gruba pszczółka.

 

Witaj dobrodzieju-zagaił Wodzmin– widzę skarpety zdarte! Nie chciał byś kupić n…

 

-Zostaw skarpety na później –uciął łowca– my tu misję mamy do wypełnienia a nie w rumuńskiego handlarza się bawisz!

 

-Witajcię dobrzy ludzie-odpowiedział woźnica równocześnie oglądając swoje skarpety– czego wam trzeba? Podwózki?

 

-Tak podwózki panie– dodał elf niezadowolony że się go pomija

 

-A złoto macie?

 

-Mamy chłopie!-ucieszył się elf że po dobroci pójdzie i nie będzie trzeba dołu dla grubaska kopać

 

-Chłopie? Do mnie CHŁOPIE mówisz? Leśna pokrako! Jam jest krasnolud z krwi kości! Kapłan rzeczy oczywistych!

 

-Krasnolud?-zdziwił się Wodźmin i zobaczył że na twarzach przyjaciół maluję się ta sama konsternacja– od siedzenia na dupie kręgosłup ci się zmniejszył, dupa żeś jest a nie krasnolud!

 

-Dupa!?– Krasnolud zrobił się purpurowy na twarzy ze złości– takiego!-pomacha pięścią w górze– Anie podwózkę będziecie mieli

 

Już miał uderzyć biczem aby popędzić konie kiedy łowca krzyknął– 10 złotych rudobrodych! –to zainteresowała krasnoluda -Dostaniesz 10 złotych rudobrodych jeżeli dowieziesz nas do drzewa życia i z powrotem wielki Krasnoludzie.

 

Co prawda grubasek najchętniej splunął by im w twarz i odjechałby ale taka ilość złota to mała fortuna a przecież teraz pasza taka droga

 

-Zgoda –odburknął– ale macię zwracać do mnie z należytym szacunkiem, mówcie mi Klementynka.

 

-Klementynka?– zdziwił się Wodźmin– a to nie damskie imię? Yyy panie?

 

-cycki ma-szepnął łowca do elfa

 

Duporyb uśmiechnął się ale zaraz coś sobie przypomniał i odsunął się od Zakapturnika dwa kroki

 

-To krasnoludzkie bardzo męskie imie!- krzyknął Klementynka– wsiadajcie zanim się rozmyślele

 

Powóz w środku był równie piękny jak na zewnątrz, godny królów można rzec. Siedzenia miękkie obszyte skórą jelenia, a drzwiczki misternie wystrugane we wzory walczących zwierząt.

 

Wieczorem bohaterowie rozłożyli obóz, Wodźmin nawet podzielił się winem, co poprawiło wszystkim humor, co prawda zapisywał coś w małym zeszyciku i łowca miał nadzieje że to wena się w nim obudziła i wiersze pisze a nie zapisuje ile kto wypił jego wina.

 

W blasku księżyca na wozie coś się zaświeciło gdy Wodźmin podszedł do niego okazało się że to krasnoludzkie runy ze srebra układające się w litery „C” i H”

 

-Co to oznacza?-zapytał Krasnoluda

 

-To skót od Chujda-odparł zadowolony że może się czymś pochwalić– Chujda to najlepszy rzemieślnik we wszystkich 5 królestwach on zrobił ten wóz. Rozmowom na temat wyrobów Chujdy nie było końca nawet Rybodup,który świetnie znał wyroby sławnego rzemieślnika, lecz czytać nie potrafił (przez co wstydził się podejść)i to nie dlatego że w wiosce której się wychował nie uczyli tego lecz on wolał w tamtym czasie bawić się kamieniem i patykiem na dworze. Nie żałował tego, to były najlepsze lata jego życia. Wreszcie podszedł i dołączył do dyskusji.

 

Rankiem udali się w dalszą podróż, zatrzymali się tylko na chwilę gdyż Klementynka chciał się pomodlić do swoego boga rzeczy oczywistych

 

-trawa jest zielona-powtarzał– konie to zwierzęta– i tak przez godzine w ten deseń, oczywiście uwarznie słuchał czy ktoś się z niego nie śmieje. Wieczorem następnego dnia dotarli do drzewa a właściwie do miejsca, w którym powinno być drzewo bo po nim została tylko wielka dziura w ziemi

 

-O kurwa….-trzeźwo zauważył elf

Koniec

Komentarze

Dwie sprawy:

1. Popracuj nad budową zdań i interpunkcją.

2. Popracuj nad zapisem dialogów.

Potem możemy porozmawiać o fabule, bo pod względem językowym czyta się źle i odpadłam po jednej trzeciej.

Dokładniej prosze :) z przykładami. Nigdy nie byłem orłem z j. polskiego:(

Jeżu potrójnie kolczasty...   

Trzeba być masochistą, by próbować przedrzeć się przez ten tekst. Ograniczyłem się do tak zwanego przeskanowania i już mnie głowa boli... Interpunkcja? A istnieje coś takiego? Składnia? A co to jest? No i ten humorek, jego poczucie podstawówkowokoszarowe...

    Dość beznadziejne.

Dotarłam do połowy. Niewybredny humor i użycie wyrazów niecenzuralnych rzadko jest dobrym zabiegiem, a nigdy, jeśli towarzyszy tak drastycznej liczbie błędów. Zapisy dialogów, interpunkcja, ortografia, składnia, literówki, powtórzenia... Wszystko to prowadzi do wniosku, drogi Autorze, że najpierw jednak trzeba trochę się z tym podłym językiem polskim zapoznać, a dopiero potem próbować pisać. Nikt nie będzie chciał czytać czegoś napisanego w ten sposób, niestety.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Piszesz tak: Nigdy nie byłem orłem z j. polskiego

I ty się bierzesz za pisanie opowiadań? Znam tylko jedną osobę, do której możesz się zwrócić o pomoc w zakresie podstaw mowy ojczystej. To Twój polonista. Zabierz ten tekst i idź do niego. Bo z tego jak na razie nic będzię. Przykro mi - masa błędów jest tak ogromna, że ten tekst jest nie czytelny.

 

>> W czasach gdy magia zaczęła zanikać, gdy ludzi obdarzonych magią rodziło się co raz mniej << ---- Dwa powtórzenia słowa "gdy".

 

>> elfy schowały w głąb lasów  << --- Schowały się, a poza tym lepiej "skryć się; ukryć się". A zdanie sugeruje, że elfy coś schowały w lesie. I tak odbierze to czytelnik. I ta interpunkcja - dowiedz się co takiego, bo wierz mi - istnieje i nie jest to tajemnica.

 

>> krasnoludy zeszły jeszcze niżej w swoich kopalniach << ---  Mam to rozumieć, że krasnoludy zeszły razem z kopalniami na jeszcze głębsze poziomy. No i gdzie zeszły? Tego nie wiem.

 

To kilka przykładów Twoich błędów, a jest ich bardzo dużo. Cały teskt. I do napisania od nowa. Jeszcze raz. Niestety. To jest bardzo, bardzo słabe. Pozdrawiam

 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

>> W czasach gdy magia zaczęła zanikać, gdy ludzi obdarzonych magią rodziło się co raz mniej << ---- i zapomniałem dodać, że dwa razy powtórzone: magia, magią. P:

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Naprawdę jest to kawał bardzo złego tekstu. Do polonist lepiej nie zabieraj, liczne przekleństwa mogą zrobić na nim/niej nienajlepsze wrażenie.
Może zacznij od podstaw: czytaj.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Znaczy: *polonisty, oraz *nie najlepsze.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dobrze nie jest. Błędy stylistyczne i interpunkcyjne. Anachronizmy też się trafiają. Poza tym, mnie osobiście takie poczucie humoru nie śmieszy. Trochę jest niesmaczne.

Nie daję rady ze stylistyką zdań typu "Król królów umierał tak, ten silny i wspaniały władca zachorował na nikomu nie znaną chorobę" (No i się nie dowiem, jak? I tak dalej.

Nowa Fantastyka