- Opowiadanie: Dangerous - Znów tam jest!

Znów tam jest!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Znów tam jest!

09.05.2012 godzina 16.04

 

To jest niepokojąca sytuacja. Pacjent w końcu powinien mieć zapewnioną maksymalną prywatność. Nawet jeśli mówimy o pacjencie gabinetu dentystycznego. A tutaj proszę, każdy łepek z bloku naprzeciwko będzie mógł obserwować, jak wiercą mi w zębach. – Takie myśli przepływały przez głowę Stefanowi, gdy fotel dentystyczny przybierał odpowiednią pozycję.

 

– Pan mnie słuchał, jak ja do pana mówię? – burknęła dentystka.

 

– Nieee… Znaczy tak, cały czas. A może pani powtórzyć? – odpowiedział Stefan.

 

– No więc, jak mówię, ubytki są tak rozległe, że będzie Pana to kosztować średnią polską pensję.

 

Chłopak wybałuszył oczy.

 

– Co proszę?

 

– No jak mówię. Ja tu widzę sześć ubytków i to znacznych. Będzie konieczne zrobienie wypełnień w ciągu kilku następnych wizyt.

 

– To trochę krzywo…

 

– To swoją drogą, ma pan krzywy zgryz, ale to zostawimy, tak jak jest. Problem polega jednak na tym, iż cierpi pan na bruksizm. Jest to schorzenie wiążące się ze ścieraniem się zębów spowodowanym przez zgrzytanie, także przez sen. Innymi słowy, sam się żresz, w dodatku nieświadomie. Ale mamy na to lekarstwo…

 

W tym momencie Stefan stracił zainteresowanie wywodem dentystki, który do tej chwili wydawał mu się porywający. Jedno z okien bloku naprzeciwko, który już zdążył w myślach przezwać trybunami, oddzielało świat zewnętrzny od jego mieszkania. I to było dokładnie to okno, w którym nie powinien się nikt pojawić, bowiem teraz nikogo tam nie było. Chata stała pusta. Toteż zdziwienie Stefana było niemożebne, gdy ktoś bezczelnie przeszedł za zasłoniętymi firankami jego pokoju. Zrobił głupią minę.

 

– Pan mnie słuchał, jak ja do pana mówię?

 

– Tak, tak.

 

– Więc szyna.

 

– Gdzie?!

 

– Na noc będzie pan zakładał szynę, a w dzień zważał, by nie zgrzytać. I do tego trochę jakiegoś relaksu, nie wiem, może rumianek. Nie muszę mówić, że za szynę wyskoczy Pan z następnych paru stów.

 

Potem miało miejsce borowanie, i to jedno z tych bardziej intensywnych. Milutka asystentka pani dentystki musiała trzymać dziąsło Stefana, bowiem wciąż nasuwało się ono na ząb, uniemożliwiając niesienie mu pomocy. Przez cały czas Stefan rozpaczliwie wpatrywał się w swoje okno próbując przekonać samego siebie, że to wiatr porusza wielkim krzakiem, który stał u niego na parapecie. Czuł, że szanse są nikłe, by w to uwierzył, jednak spróbować nie zawadzi. Gdy już niemal obmyślił cały schemat przemieszczania się prądów powietrznych, który mógłby do takiej sytuacji doprowadzić, dentystka skończyła swoją pracę. Teraz mógł iść i sprawdzić, co się dzieje w jego mieszkaniu. Wcześniej jednak musiał zapłacić za wizytę. Na recepcji siedział właściciel gabinetu. Stefan podszedł. Zauważył pewien niepokojący fakt.

 

– Czemu pan się tak na mnie patrzy? – spytał recepcjonisty-właściciela.

 

– Bo chcę. Bo mogę. To mój gabinet, robię co mi się podoba. Mam nawet dziewcze w bikini na tapecie.

 

Odwrócił monitor tak, żeby Stefan widział. Rzeczywiście, miała bikini.

 

– To ile się należy?

 

– 400 Polskich Nowych Złotych.

 

Stefan szybko podał banknoty człowiekowi za ladą i pognał do mieszkania.

 

*

 

A tam nikogo. W pokoju swojski bałagan, jaki zawsze robił wyrzucając o poranku z szafy wszystko w poszukiwaniu czegoś czystego. Rodzice wyjechali, a pranie samo się nie zrobi, więc się nie robi. Stefan niczym detektyw rzucił się szukać śladów butów, sprawdził nawet zamek w drzwiach. Nic. Wyglądało na to, że teoria Pokojowych Wiatrów jest najlepszym wyjaśnieniem zjawisk paranormalnych zachodzących w jego mieszkaniu. Już miał spokojnie zająć się jakąś pozbawioną głębszego sensu czynnością, gdy zwrócił uwagę na krzak stojący przy oknie. Była to wielka roślina, z tych, których miejsce jest w salonach na podłodze, w doniczce, ewentualnie na tarasie. Zaś na pewno nie na oknie w małym pokoiku. Stefan jednak uparł się, że krzak będzie stał u niego na oknie, i żadne biadolenia mamy nie mogły go od tej decyzji odwieźć. Także w jego pokoju panował wieczny półmrok, wywołujący skojarzenia z dżunglą tropikalną na krótko przed burzą. Ten krzak, będący na co dzień źródłem wielkiej radości, spowodował u Stefana atak przerażenia. Zmienił on bowiem w jakiś niezrozumiały sposób położenie. Zawsze stał po LEWEJ stronie okna, teraz natomiast był zdecydowanie po PRAWEJ. Chłopak bezradnie wpatrywał się w bezwstydnie przesuniętą roślinę, po czym zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem sam nie przemieścił krzaka i o tym nie zapomniał. Był jednak przekonany, że to nie miało miejsca. Tak się zdenerwował, że aż zaparzył sobie rumianek. Pomogło.

 

11.05.2012 godzina 22.31

 

Knajpa, z tych rockowych. Muzyka gra tak głośno, że wszyscy wchodzący natychmiast starają się zająć strategiczne pozycje w maksymalnej odległości od głośników. Swojskości miejscu dodają plakaty przedstawiające zdjęcia długowłosych ekip. Stefan dziarskim krokiem stałego bywalca wmaszerował do środka i natychmiast ruszył w kierunku baru.

 

– Piwo proszę.

 

– Daj dowód.

 

– Ale byłem tu wczoraj i nie musiałem pokazywać, o co chodzi?

 

– Ogoliłeś się, więc muszę sprawdzić twój wiek. Zresztą, nie lubię cię i wypiłem dziś w pracy dopiero trzy piwa, więc mam zły humor.

 

– Aha, rozumiem.

 

Gdy w końcu udało się Stefanowi zaopatrzyć w alkohol ruszył on w kierunku stolika zajętego już przez jego kompana – Jacka. Zaczęły się mocno filozoficzne rozmowy utrzymane w tonie „co by było gdyby”, „jak by to zrobić, żeby” i „czemu jest jak jest”. Mijały piwa, jednak humor nie poprawiał się, bowiem barmani w trosce o trzeźwość klientów dbali o dobre nawodnienie browarów. Chłopcy przestawili się więc na drinki i stół dosyć szybko pokrył się szklankami wszelkich wielkości i kształtów. Gdy blat zaczął wyglądać jak mały Manhattan, zauważyli dwie dziewczyny siedzące samotnie przy stoliku schowanym we wnęce.

 

– Można by się przysiąść – zasugerował Jacek.

 

– No nie wiem, w sumie czemu nie. Chociaż czekaj…

 

Dziewczyny wstały i skierowały się w stronę ich stolika. Wokalista z głośnika ryknął, że wita w dżungli.

 

– Idą tu. Ale ja wiem czemu. Zobaczyły te wszystkie szklanki i kieliszki po drinkach i pomyślały, że mamy kasę i może coś im postawimy. Zresztą zaraz się dowiemy – analizował Stefan.

 

– Nie, daj spokój.

 

Gdy znalazły się przy ich stole i jedna już miała się odezwać, Stefan odwrócił się w jej kierunku i rzekł:

 

– Chodzi o szklanki i kieliszki?

 

Wyglądały na nieco zdziwione i zaprzeczyły. Następnie zapytały, czy mogą się dosiąść. Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi dosiadły się i rozpoczęła się interakcja. Stefan tradycyjnie próbował przekonać rozmówczynię, że jest niesamowitym człowiekiem, Jacek natomiast starał się odsunąć od siebie pijaną dziewczynę.

 

– Przepraszam, ale co ty robisz?

 

– Narzucam ci się. Widzę, że ci się nie podobam i rozumiem, że moje zachowanie świadczy o braku szacunku do samej siebie. Jednak za dużo wypiłam i nie myślę logicznie.

 

Słysząc ten dialog, Stefan postanowił wspomóc oblężonego kolegę.

 

– Hej, wiesz co, robimy muzykę elektroniczną. – zagadał do nawalonej.

 

– Taaak? A jakoś bardziej konkretniej?

 

– Postaram się wyjaśnić to jak najprościej, mimo że jest to rzecz problematyczna ze względu na złożoność tworzonych przez nas aranżacji. Staramy się wydobyć z bezdusznych, zimnych dźwięków charakter i delikatne, zmysłowe piękno. Nasza muzyka jest odbiciem szarej rzeczywistości, nadajemy jej jednak pewien charakterystyczny dla całej naszej twórczości rys artystyczny. Inspirujemy się wieloma gatunkami muzyki i wykonawcami. Na długiej liście naszych inspiracji z pewnością znajduje się Pendulum czy Prodigy, ale także Metallica czy KoRn. Oczywiście, w naszej muzyce jest też coś z współczesnego country i jazzu lat 30.

 

– Znaczy się, jest problematyczna?

 

Stefan doszedł do wniosku, że kontynuowanie tej rozmowy jest pozbawione sensu i już miał odwrócić się do swojej nowej koleżanki, gdy inicjatywę przejął Jacek.

 

– Opowiedz im lepiej, co robisz, gdy stracisz wenę do komponowania. Uwierzcie lub nie, dziewczyny, ale ten gość potrafi gapić się przez okno swojego mieszkania na ludzi w gabinecie dentystycznym naprzeciwko, by znaleźć inspirację.

 

– Wiesz, oni bardzo ciekawie wyglądają…

 

W tym momencie klapka w jego mózgu broniąca na co dzień myślom dostępu do rzeczy takich, jak krzaki same przesuwające się po parapecie, podniosła się.

 

– Właśnie słuchaj – odwrócił się do dziewczyny siedzącej obok niego. – Co byś zrobiła, gdyby ktoś łaził ci po domu?

 

– Chyba nie bardzo rozumiem…

 

– Znaczy, po prostu wiesz, że ktoś chodził ci po mieszkaniu, kiedy ciebie w nim nie było. Myślę, że może wrócić pod moją nieobecność.

 

– Jeśli ktoś był w mieszkaniu, to z pewnością musiał tam jakoś wejść, nie? Czyli albo oknem, albo drzwiami… Na którym piętrze mieszkasz?

 

– Noo, na drugim.

 

– No więc raczej nie dostali się oknem, choć i takiej możliwości nie można wykluczyć. Ja bym zdjęła odciski palców z klamki i przyniosła na policję.

 

Nie był to raczej dobry pomysł, ale brzmiał ciekawie.

 

– To jest zawsze jakieś rozwiązanie. Jacek idziemy.

 

Gdy wychodzili wokalista z głośnika pożegnał ich rzężąc o asie pikowym.

 

*

 

Najpierw trzeba się było dowiedzieć jak przeprowadzić całą operację. Konieczne było zdobycie niezbędnych informacji oraz materiałów. Informacje, jak to informacje, znalazły się z pomocą cioci Wiki. Dzięki tej morderczyni papierowych kompendiów Stefan dowiedział się, iż by przekonać się o obecności obcych odcisków wystarczy mu argentorat. Nie minął tydzień od zdobycia tej wiedzy, a dzięki jednemu z serwisów aukcyjnych miał już na biurku rzeczony proszek.

 

 

 

20.05.2012 godzina 16.19

 

Stefan wyszedł na klatkę schodową uzbrojony w srebrny proszek, szmatkę i pędzelek, którym dawniej zwykł malować plastikowe figurki. Zamierzał szybko załatwić sprawę z klamką i od razu pójść do dentysty na kolejne borowanie. Zaczął starannie wycierać klamkę. W tym momencie jednak na schodach pojawiła się pani sprzątaczka. Była ona jedną z nielicznych osób, które potrafiły mówiąc ci „dzień dobry” z uśmiechem na twarzy jednocześnie dać do zrozumienia, że wolałyby, żebyś nie żył.

 

– Ja tu widzę, że niektórym się nie podoba, jak wykonuję swoją pracę. – Zaczęła niby żartobliwie, ale Stefan już dostrzegł niepokojący błysk w jej oczach.

 

– Ależ nie, gdzieżbym śmiał, przecież ja widzę, że pani się bardzo stara. Zresztą nie wydaje mi się, by polerowanie klamek należało do pani obowiązków… Ja tutaj robię taki mały eksperyment.

 

– Eksperymentować się zachciało. Wy dzisiaj młodzi nie doceniacie pracy fizycznej, co? Wam w głowie tylko uniwersytety i inne politechniki. I te prace magisterskie. Napisałeś dzisiaj jakąś pracę magisterską? Przyznaj się.

 

Stefan tego akurat dnia nie napisał żadnej pracy magisterskiej, więc poczuł się trochę winny.

 

– Nie psze pani, nie napisałem.

 

Kilkoma nerwowymi ruchami dokończył czyszczenie klamki i ruszył w kierunku schodów prowadzących w dół. Problem jednak był taki, iż przejście zablokowane zostało przez sprzątaczkę, która to należała do osób zdecydowanie rozległych.

 

– Jak ci się nie podoba, to sam tu sprzątaj.

 

To mówiąc, wysunęła w jego stronę rękę z mopem odwróconym tą mokrą częścią w górę. Impet wysunięcia był na tyle duży, że krople wody poleciały prosto na nowy T-shirt Alice In Chains. Dziwny gość na zdjęciu nie wyglądał na zadowolonego. Stefan złapał mopa i nieco spanikował. Nie bardzo wiedząc, jak pozbyć się natrętnej baby wrzucił szczotkę w pustą przestrzeń między schodami.

 

– Oj, wyślizgnął mi się! Ale pani się nie martwi, kupię pani hamburgera.

 

Po wygłoszeniu tegoż monologu przecisnął się między oniemiałym babsztylem, a ścianą i ruszył biegiem w dół. Tuż przed wyjściem z budynku dotarły do niego krzyki o wnusiu, który go znajdzie.

 

20.05.2012 godzina 16.22

 

Od samego początku wizyty miał na oku okno swojego pokoju, w którym, tak jak poprzednio, nie powinno nikogo być. Obserwacja jednak nie przebiegała bez przeszkód, w końcu był u dentysty. Pani specjalistka i jej asystentka chodziły sobie to tu, to tam, Stefan natomiast rozpaczliwie kręcił się to w lewo, to w prawo. W końcu pani dentystka nie mogła już tego znieść.

 

– Co pan się tak kręci? Jak tak dalej pójdzie to panu dziąsło przebiję!

 

Jakby ostrzegawczo dźgnęła go zgłębnikiem od środka w policzek. Chłopak jednak nie ustawał w wysiłkach by dostrzec, co dzieje się w jego pokoju. Jak na złość asystentka ustawiła się idealnie w oknie gabinetu i miarowo przeżuwała czekoladowego batona. Zrozpaczony Stefan szarpnął się w końcu w prawo dokładnie w momencie, gdy pani doktor postanowiła przesunąć ostro zakończone narzędzie dentystyczne w jego lewo.

 

– AAAAAAAAAA!!!

 

Wrzask przeraził gołębie siedzące na parapecie i poniósł się echem po osiedlu. Pani dentystka dostrzegła swój błąd.

 

– Mariolka, podasz mi to znieczulenie, to niebieskie, tam na dole szafki jest.

 

Mariolka podała jakąś ampułkę specjalistce w dziedzinie stomatologii stosowanej i powróciła do spożywanie batona. Chwilę potem znieczulenie zostało podane. Stefan poczuł nagle, że jego problemy tracą na znaczeniu, a życie w ogóle jest fajne. Zapragnął jakoś podzielić się z dentystką swoim szczęściem.

 

– Wie pani, ja wiem, że pani jest piękną kobietą. Nie potrzebuje pani tej maski.

 

Wyciągnął ręce w kierunku twarzy kobiety, która przezornie cofnęła się o krok do tyłu. Dentystka zganiła swą asystentkę wzrokiem.

 

– To już trzeci dzisiaj. Albo cię to bawi, albo jesteś daltonistką.

 

20.05.2012 godzina 16.32

 

Stefan pokonał schody. Nie była to równa walka. Ostatecznie, schody były większe. Ale nawet nie o sam rozmiar chodziło. Bardziej o wrodzoną schodów złośliwość względem każdego, kto sobie coś łyknął bądź wstrzyknął. Także wiły się one i ruszały, to w przód i w tył, to w tył i w przód, starając się zmylić studenta próbującego dotrzeć do swego mieszkania. W końcu jednak Stefan osiągnął swój cel i znalazł się przed drzwiami z numerem dziewięć. Już miał chwycić za klamkę, gdy w jego odurzony umysł uderzyła błyskawica wspomnienia tycząca się tejże klamki. Z niemal przestrachem cofnął dłoń i wydobył z kieszeni pudełko z argentoratem oraz pędzelek. Ostrożnie, na ile to było możliwe w jego stanie, naniósł proszek na klamkę. Nanosił i nanosił. W końcu odsunął się na krok do tyłu i wysunął przed siebie kciuk, tak jak to robią artyści. Chwilę potem dotarło do niego, co robi, więc przestał. Pochylił się nad klamką by zbadać efekty swych działań. „B, U, C?” – odczytał. Nawet pomimo porządnie zamulonych receptorów opioidowych przeczuwał, że odciski palców nie powinny układać się w litery. Na wszelki wypadek zrobił zdjęcie komórką i wszedł do środka. Musiał rozszyfrować, co znaczą te trzy litery. Może każda była początkiem jednego wyrazu będącego częścią nazwy tajnej organizacji? Tego nie wiedział.

 

21.05.2012 godzina 02.52

 

Obudził się i sięgnął po komórkę. Po sprawdzeniu zdjęcia był pewien ponad wszelką wątpliwość, że oczy go nie myliły. Rzeczywiście, ktoś nazwał go bucem za pomocą jakiejś dosyć wymyślnej technologii pozwalającej pisać po klamkach liniami papilarnymi. Tak się zdenerwował, że aż zapalił światło. Postanowił zrobić sobie ziółka, dla odmiany melisę. Przynajmniej tym razem nikt tu nie wlazł – pomyślał. W tym momencie jego wzrok padł na krzak przy oknie. Uff, wrócił na swoje miejsce, nawet nie musiałem go przestawiać – przeszło mu przez myśl. Dopiero gdy wstawiał wodę dotarło do niego, że powrót krzaka na dawne miejsce nie powinien być dla niego powodem do radości.

 

25.05.2012 godzina 12.00

 

Trochę dziwna sytuacja, że ma egzamin w gabinecie profesora, a nie w jakiejś sali. Jednak nie był to w końcu byle jaki profesor, tylko profesor zwyczajny doktor habilitowany Bartłomiej Zdzich, a z takimi jak on nie ma żartów. Gdy Stefan wszedł do Gabinetu i powiedział „dzień dobry” Zdzich spojrzał na niego i ruchem głowy wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka. Chłopak usiadł. Zdzich zmierzył go wzrokiem. Stefan siedział dalej. Po jakichś dwóch minutach profesor zwyczajny doktor habilitowany Bartłomiej wyjął fajkę i zaczął nabijać ją tytoniem. Student wybałuszył oczy. Widząc zdziwienie na twarzy Stefana Zdzich zaczął konwersację.

 

– To, że wy palicie trawę powodowani nienawiścią do własnych mózgów, które nawiasem mówiąc i bez tego nie są zbyt sprawne, nie znaczy, że ja też muszę. Jesteś jednym z tych gości noszących mopa na głowie i słuchających naćpanych Murzynów?

 

– Nie, przecież nie mam dre…

 

– Pewnie jesteś, a mopa zostawiłeś w domu. I chwała ci za to. No, dobrze, a teraz przejdziemy do sedna sprawy. A więc, zaburzenia osobowości… Temat znany wielu twoim świrniętym kolegom z autopsji, co?

 

Zdzichu odchylił się na krześle i zaplótł ręce za głową, zadowolony z dowcipu. Stefan uśmiechnął się blado. Większość egzaminów przerażało go. Niby uczył się do nich, jednak jakoś tak często wychodziło, że nauka kończyła się oglądaniem filmów o grubych ludziach spadających z huśtawek na pewnym serwisie internetowym. Z zaburzeniami osobowości było jednak inaczej. Stefan uważał, że ten temat po prostu musiał być fascynujący dla każdego, kto się z nim zetknie. W końcu każdy z nas zna ludzi, którzy są dziwni, ewidentnie coś jest z nimi nie tak, jednak ciężko dopasować do nich jakąś konkretną chorobę psychiczną. Potem człowiek zaznajamia się z tematem zaburzeń osobowości i doznaje olśnienia.

 

– Dobrze więc panie Stefanie, zaczynamy proces egzaminacyjny. Niech pan mi powie, czym jest osobowość histrioniczna?

 

Stefan pomyślał o połowie swoich koleżanek i zaczął wymieniać:

 

– No więc okazywanie szybko zmieniających się emocji, ciągłe wykorzystywanie wyglądu, by zwracać na siebie uwagę, czucie się źle, jak nie jest się w centrum uwagi, prowokacyjne zachowanie, okazywanie emocji w sposób wyolbrzymiony…

 

– Bardzo dobrze , widać, że wiesz o czym mówisz. A teraz z innej beczki. Powiedz mi coś o schizoidalnym zaburzeniu osobowości.

 

Stefan pomyślał o sporej części swoich znajomych z wydziału informatyki i zaczął wymieniać:

 

– Spędzanie większości czasu samotnie, poczucie bycia obojętnym na pochwałę czy krytykę, brak zainteresowania doświadczeniami seksualnymi z innymi ludźmi, jakby chłodna emocjonalność…

 

– Doskonale, ale, ale… To teraz jeszcze proszę o trochę informacji o osobowości paranoicznej.

 

Stefan wzdrygnął się, bowiem ostatnio słowo paranoja zaczęło dla niego nabierać zupełnie nowego znaczenia. Klapka w jego mózgu drgnęła, jednak dzielnie odpowiedział:

 

– To są ludzie podejrzewający, że inni im szkodzą, nie mając podstaw do takich podejrzeń, obsesyjnie chowają urazę, interpretują normalne uwagi jako wrogie, wątpią w lojalność ludzi…

 

– Baaaardzo ładnie, a teraz ostatnie pytanko i będzie pan wolny. Proszę mi opisać jakąś sytuację, w której ktoś reaguje w typowo paranoiczny sposób. Na podstawie tego, co powiedział pan wcześniej.

 

Klapka w mózgu Stefana odskoczyła z głośnym brzęknięciem.

 

– Na przykład, gdy ktoś jest przekonany, że ktoś chodził mu po domu pod jego nieobecność. – wypalił.

 

Profesor zwyczajny doktor habilitowany Bartłomiej Zdzich spojrzał na Stefana znad okularów.

 

– Nie bardzo widzę, jak to się ma do pańskiej uprzedniej wypowiedzi, panie Stefanie, także jestem zmuszony wystawić panu czwórkę zamiast piątki.

 

Stefan nie patrząc na Zdzicha podał mu indeks, a po otrzymaniu wpisu ruszył w kierunku drzwi. Położył rękę na klamce i już miał opuścić to dziwne miejsce, gdy coś przyszło mu do głowy.

 

– A pan – zaczął. – co by zrobił, gdyby ktoś zgłosił się do pana z takim problemem?

 

– Oprócz przepisania odpowiedniej dawki antypsychotyków, rzecz jasna, zasugerowałbym, żeby na czas swojej nieobecności zostawił parę razy kogoś do popilnowania mieszkania. Może to przekonałoby go o bezpodstawności przypuszczeń.

 

– Dziękuję, do widzenia.

 

– Zaraz, to chce pan te leki? Mogę wystawić receptę…

 

25.05.2012 godzina 14.03

 

– No nie wiem, jestem człowiekiem zajętym, mógłbym robić w tym czasie sto innych rzeczy. – Mieczysław podrapał się po brodzie.

 

– No dawaj, cztery piwa za nic, jedyne co masz zrobić, to siedzieć u mnie w pokoju przez niecałą godzinę.

 

Stefan z Mieczysławem zajmowali miejsce przy stoliku w bufecie wydziału zajadając się chipsami i dyskutując zawzięcie.

 

– Wciąż nie jestem przekonany.

 

– Ok, pięć piw.

 

– Umowa stoi.

 

– A więc po kolei, co masz zrobić. Po pierwsze: masz być w moim pokoju, póki nie wrócę, po drugie: nie wychodzić z niego. Zrozumiałeś?

 

– Tak jest.

 

28.05.2012 godzina 17.04

 

Tym razem siedząc w fotelu dentystycznym czuł się spokojny, o ile w ogóle można czuć się spokojnie w obecności dentysty. Mieciu czuwał. Absolutnie nie było takiej możliwości, żeby ktoś wszedł do mieszkania niezauważony.

 

– To jak tam, zdecydował się pan na zamówienie szyny? – zapytała dentystka. – Radziłabym to zrobić jak najszybciej, bo zęby ma się jedne na całe życie.

 

Stefan zrobił się czujny. W związku z delikatnie mówiąc strasznie wysoką ceną tej usługi w gabinecie naprzeciwko jego domu odwiedził także innego dentystę. Tutaj miał zamiar jedynie dokończyć wypełnianie ubytków, szynę chciał natomiast zamówić tam.

 

– Eee… ja się jeszcze trochę muszę zastanowić. – skłamał asertywnie.

 

– Pewnie poszedłeś do Centrum Dentystycznego na Zielonej, przyznaj się.

 

– Gdzieżbym śmiał. Bałbym się, że gdybym tak zrobić, wybiłaby mi pani któryś ząb.

 

– Te, nie błaznuj.

 

Dentystka ostrzegawczo dźgnęła go zgłębnikiem w dziąsło. Stefana na wspomnienie ostatniej wizyty oblał zimny pot.

 

– Ja wiem, że tam jest taniej, ale posłuchaj, dzieciaku. Tam nie dezynfekują narzędzi dentystycznych, używają ciągle tych samych strzykawek, a czasem nawet zdarza się im wstrzyknąć pacjentowi nie to co trzeba.

 

– To ostatnie brzmi znajomo.

 

– Już nie marudź, na ulicy za to, co dostałeś ostatnim razem zapłaciłbyś parę stów.

 

To dało Stefanowi materiał do przemyśleń na następne czterdzieści minut wizyty.

 

28.05.12 godzina 17.48

 

Stefan naciskał dzwonek przez jakąś minutę, jednak nikt nie otwierał. Chłopak nieco się zmartwił, w końcu intruz mógł mieć jakiś nóż albo bazookę i zrobić krzywdę Mieczysławowi. Otworzył drzwi kluczem i wszedł do mieszkania. Przekroczył próg swego pokoju i zobaczył Mietka siedzącego tyłem do drzwi, ze słuchawkami na uszach, namiętnie grającego na jego komputerze. Stefan pochylił głowę i zasłonił oczy dłonią. Potem stuknął kolegę w ramię. Mieczysław podskoczył jak oparzony.

 

– Co żeś robił przez cały czas, jak mnie nie było?

 

– No, grałem w grę.

 

– Ekstra.

 

Stefan spojrzał na krzak, który ponownie zmienił położenie i westchnął zrezygnowany.

 

30.05.12 godzina 10.25

 

Ten temat przyciągnął mnóstwo ludzi. Zapisać na te zajęcia udało się jedynie fanatykom, którzy już pół godziny przed rozpoczęciem rejestracji zaczęli naciskać F5 na stronie internetowej. Oraz Stefanowi, który w czasie rejestracji jadł kanapkę i oglądał serial. Akurat tak wyszło, że kliknął ułamek sekundy po tym, jak strona odwiesiła się. Także teraz siedział na Psychologii Miłości nie bardzo wiedząc, co tam robi. Sytuację pogarszało to, z kim siedział. Była to sama Patrycja, dziewczyna, która wiedziała co i jak, kto z kim i gdzie i w ogóle, osoba bardzo zaradna, wygadana, urocza, przedsiębiorcza, zorganizowana i pełna energii. Czyli był to ktoś, z kim Stefan zdecydowanie wolałby nie mieć do czynienia. Do rozpoczęcia się zajęć brakowało pięciu minut, chłopak miał więc nadzieję, że uda mu się jednak uniknąć konwersacji. Niepokoiły go spojrzenia rzucane w jego stronę przez Patrycję zza zerówek. W końcu stało się. Obrzuciła go kolejnym spojrzeniem, tym razem bardziej bezpośrednim, z podtekstem „przykro mi, jesteś mniej wystrzałowy ode mnie” i odezwała się.

 

– Wiesz, miałam ten egzamin z zaburzeń osobowości. Był niezwykle interesujący!

 

– Serio?

 

– Tak! I otóż wyobraź sobie nie uwierzysz jak Ci powiem jakie miałam pytanie zadane.

 

– Aha?

 

– Mianowicie, że tak się wyrażę, było interesujące! Otóż, wyobraź sobie, iż! Pan profesor doktor habilitowany Bartłomiej Zdzich opisał mi następującą sytuację: komuś wydaje się, że ktoś mu chodzi po domu pod jego nieobecność. I zapytał mnie, jak bym pomogła komuś takiemu uwolnić się od takiego przekonania.

 

– Serio?

 

– Tak! I wiesz co odpowiedziałam?

 

– Aha?

 

– Mianowicie, przyszło mi do głowy kilka pomysłów!

 

– Serio?

 

– Otóż, mógłby na ten przykład zamontować w domu sobie kamerę, nie?! Albo pokryć podłogę farbą! Albo podłączyć drzwi pod prąd! Albo pożyczyć wielkiego psa od sąsiadów! Albo zatrudnić firmę ochroniarską! Albo założyć czujnik ruchu! Albo poprosić sąsiadów o obserwację! Albo no w ogóle nie wiem! Co prawda pan profesor doktor habilitowany Bartłomiej Zdzich po mojej odpowiedzi stwierdził, że to nie było pytanie egzaminacyjne i że mogłabym zarabiać, gdybym zaproponowała ludziom że w zamian za ich pieniądze będę mniej mówić ale…

 

Stefan jednym ruchem wywalił zawartość portfela na blat.

 

02.06.12 godzina 17.30

 

Stefan spokojnie siada na fotelu dentystycznym. Jest zdeterminowany, dokładnie wie, co chce zrobić. Wpatruje się w okno swojego pokoju, nie odrywa odeń wzroku ani na sekundę. Nagle firanka porusza się, nieznacznie, ale jednak! Znów tam jest! Stefan zrywa się z fotela i pędzi przed siebie. Mija zaskoczoną dentystkę i właściciela gabinetu na recepcji. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Naciska klamkę oddzielającą gabinet od zewnętrznego świata. Adrenalina w jego żyłach sprawia, że dostrzega rysy i zacieki na drzwiach ze szczegółami. I już jest na dworze, gdzie światło późnowiosennego popołudnia uderza w oczy. Nogi same niosą go w kierunku jego bloku. Gdy dociera na schody, nawet sprzątaczka i jej mop nie są w stanie go zatrzymać. Dopada do drzwi z numerem dziewięć, mocuje się z zamkiem i tak! Jest w środku! Wpada do swojego pokoju a tam… Nie ma nikogo. Zdezorientowany podchodzi do okna i spogląda w dół, patrzy w okno gabinetu dentystycznego i zastyga bez ruchu. Rozczochrane włosy i okładka płyty Alice In Chains z gościem o dziwnej twarzy na koszulce. Stefan patrzy i po chwili wzrusza ramionami. No cóż, siedzi na fotelu dentystycznym. Po chwili wahania wyciąga rękę i przesuwa doniczkę z krzakiem. Bo właściwie czemu nie?

 

 

Koniec

Komentarze

Chata stała pusta. - rozumiem, że nazwałeś tak mieszkanie w bloku - tak wywnioskowałem z pierwszego akapitu. -  w opisach raczej powwinno się unikać nieestetycznych kolokwializmów.

 - spytał recepcjonisty/właściciela o narrator - Ty - nie wiesz kim czym piszesz? Ewentualnie recepcjonisty-właściciela lub coś w tym stylu - jeśli koleś pełni podwójną funkcję.

Tak się zdenerwował, że aż zaparzył sobie rumianek. Pomogło.  - ;)

barmani w trosce o trzeźwość klientów dbali o dobre nawodnienie browarów. Chłopcy przestawili się więc na drinki  - walcie się wszyscy! To jest mit! Co prawda jest to możliwę, by podłączyć dodatkowo do instalacji nalewaka piwa dodatkową rureczkę doprowadzającą wodę, ale byłoby to bardzo skomplikowane. Wszystko jest pod sporym ciśnieniem. Pod barem znajduje się keg z piwem. Do kega montowana jest dysza bez której nie otworzysz tego aluminiowego (zwrotnego) pojemnika, bez uszkadzania go (koszt 200 zł bez zawartości, więc raczej by się nie opłacało, choćby rozcieńczać piwo w stosunku 1:4 wodą). Dalej podłączona jest butla z gazem - co pare miesięcy zjawia się serwisant i sprawdza, czy wszystko jest ok, i czy nie ma zagrożenia wysadzenia instalacji. Bezpośrednio do nalewaka może udałoby sie kranik z wodą podpiąć , ale po co? W przeciętnej knajpie za 0,5 l. piwa zapłacisz 5 PLN. Przykładowo browar o nazwie układającej się w anagramie: WRAKA ;) jeśli przeliczyć cenę zawartości kega, a jej pojemność daje niecałe 2 PLN za 0,5 l. Czy to by się opłacało??? A jeśli chodzi o drinki to w takich rockowych pubach dopiero są przekręty ;) wiem, bo sam pracowałem jako barman. Lepiej pić to "rozwodnione" piwo - naprawdę ;)

 

Ok, dzięki za info i sorry za wywołanie fali frustracji ;)

@ J.B.

Nie wiem w jakich ty pubach bywasz, ze piwo za 5 PLN, to chyba na jakims zadupiu a nie w mieście. Kranik z wodą do nalewaka to pospolity przekret w niższej jakości lokalach, 2 PLN na litrze gdy sprzedajesz min. 100 litrów dziennie to juz 400zl zysku. Pozdrawiam.

@ken00 Na własne oczy ten kranik widziałeś? W słupsku przeciętnie jest 5-7zł za nalewak. Piwo czasami dziwnie smakuje, bo barman np. za słabo kurek z gazem odkręcił, albo beczka z piwem dawno powinna być zmieniona - maksymalnie może chyba 3 dni stać. U nas na tygodniu to nawet 5 dni w zimę stała... Ale tu nie o piwie, a o opowiadaniu ma być... Nie przeczytałem całego, ale mnie zainteresowało. Może dokończę jak pójdę na dłużej posiedzieć w kiblu - wróć - w biurze ;)

"gdy fotel dentystyczny przybierał odpowiednią pozycję." - całkiem wygimnastykowany ten fotel. Ale ja bym w nim raczej nie usiadła, zwłaszcza za kilka stów.

 

@niezgoda.b zachęcam do zapoznania się z resztą tekstu.

Skąd pomysł, że tego nie zrobiłam?

Twój komentarz nawiązywał jedynie do pierwszej częśco, założyłem więc, że nie przeczytałaś całości.

Niezły horror, taki dentystyczny. Właściwie to nie do końca załapałem o co chodzi, ale klimat fajny i w końcu nie wszystko trzeba rozumieć :)

No, trochę pokręcone to wyszło :)

Fajne dentystka i sprzątaczka. 

- 400 Polskich Nowych Złotych. - a to jakaś nowa waluta? Czy też akcja w latach 90. i właściciel podkreśla... To mogłoby też tłumaczyć problem ze znalezieniem dobrego dentysty, który za plombę nie weźmie więcej niż 150 zł. Ale jeśli chodzi o podkreślenie, to dałabym wersalik.

Naprawdę egzaminy w gabinetach to na twoich  studiach jest/było coś dziwnego? Jak sięgam pamięcią to ja chyba tylko jeden miałam na sali wykładowej, reszta wszystko na zakładach, w gabinetach.

Opowiadanie ciekawe, ale niestety, już po pierwszej "wizji" ruchomej firanki zorientowałam się, co czy raczej kto może być tego przyczyną. Ale to niekoniecznie dlatego, że słaba intryga, może po prostu nasze myśli szły tym samym torem;-) Zgadzam się, że fajny klimat, czuje się tego studenta, jego emocje. To duży plus.

400 Polskich Nowych Złotych - po prostu bawią mnie długie, oficjalne nazwy.

Nowa Fantastyka