- Opowiadanie: RudaDusza - Chłopak o ciemnym usposobieniu (cz.2)

Chłopak o ciemnym usposobieniu (cz.2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Chłopak o ciemnym usposobieniu (cz.2)

 

Część druga – Podejrzenia

 

Joanna weszła do klasy na poddaszu w towarzystwie niewysokiej, szczupłej kobiety, którą była wicedyrektorka trzeciego liceum ogólnokształcącego w Gorzowie – pani Renata Janicka-Szyszko. Rudowłosa dziewczyna trzymała w ramionach niewielki, czerwony plecaczek – ledwo zmieściła wszystkie podręczniki i zeszyty. Czuła na ramieniu silną dłoń dyrektorki, która zdawała się wyczuwać delikatną niepewność w nowej uczennicy. Od początku dnia próbowała dodać jej otuchy przez dobroduszny uśmiech, nieczęsto goszczący na ustach dojrzałej kobiety.

 

Teraz, gdy uwaga całej klasy skierowała się na dwójkę niespodziewanych gości, Joanna poczuła, jak nogi jej miękną i odmawiają dalszej współpracy. Rozchylone usta drżały lekko, a wzrok przepływał szybko po twarzach obecnych w klasie uczniów, którzy niespodziewanie wstali.

 

Dziewczyna patrzyła na to bez zrozumienia, szukając jakiejś wskazówki w twarzy dyrektorki, ale ta poprawiła jedynie okulary i zwróciła się do klasy:

 

– Można usiąść.

 

Młodzież wykonała polecenie, natomiast na końcu sali, tuż przy biurku i obok białej tablicy, ukazała się postać czterdziestoletniej kobiety, ubranej w zielony sweterek na plamiastej bluzce i dżinsy. Ta również miała okulary i bardzo podobną fryzurę, jak i dyrektorka, jednak różniły się nasyceniem brązu włosów i kształtem grzywek, gdyż ta spod tablicy odgarnęła włosy na boki, a pani Szyszko zostawiła je w spokoju, pozwalając swobodnie opadać na czoło. Wyraz twarzy też miały różny. Na pierwszy rzut oka można by dostrzec, która z kobiet jest tą bardziej pobłażliwą i miłą, bo od pani Renaty bił, mimo usilnych starań, swego rodzaju chłód. Wyższa z kobiet przyglądała się teraz z nutą ciekawości gościom, więc dyrektorka poprowadziła Joannę na środek klasy i zamieniła kilka słów z koleżanką z pracy tak, by nie były słyszane przez resztę obecnych.

 

– To zostawiam ją pod twoją opieką – oznajmiła nieco głośniej, sprawiając, że stojąca obok osiemnastolatka podskoczyła. To wywołało krótki chichot klasy, która nie spuszczała z Joanny wzroku, więc widziała każdy jej ruch. Śmiech został skarcony piorunującym wzorkiem dyrektorki. – Mam nadzieję, że pomożecie nowej koleżance wdrożyć się w rytm szkoły i, że będziecie mili – oznajmiła, kładąc nacisk na ostatnie słowo, po czym skinęła głową do drugiej nauczycielki i wyszła, odprowadzona kolejnym podniesieniem się z krzeseł całej klasy. Joanna zanotowała w pamięci, żeby upewnić się, czy taki jest zwyczaj w tej szkole, po czym rzuciła niepewne spojrzenie ku nauczycielce.

 

– To może się przedstaw i usiądź gdzieś? Po lekcji zobaczymy, czy będziesz musiała coś nadrabiać, czy nadążysz za naszym tempem – oznajmiła kobieta, uśmiechając się zachęcająco. Rudowłosa pokiwała głową tak, że sprężyste włosy zatańczyły niezdarny taniec, po czym wymamrotała cicho:

 

– Jestem Joanna…

 

– Ale musisz mówić głośniej, bo nawet ja cię nie słyszę – przerwała jej natychmiast nauczycielka, a dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i przełknęła, próbując pozbyć się dziwnej kuli w gardle, którą ostatni raz czuła, gdy pierwszy raz znalazła się w liceum w Łodzi.

 

– Jestem Joanna Szafran – oznajmiła głośniej, ale wciąż niepewnym tonem, za wszelką cenę pragnąc schować się gdzieś z tyłu klasy za podręcznikiem z polskiego i móc uspokoić nerwy. Krzyczała na siebie w myślach, bo takie zachowanie nie przystawało komuś takiemu jak ona, wręcz przeciwnie! Powinna być odważna i szczera, i choć odrobinę bardziej śmiała w kontaktach z ludźmi! A tymczasem co? Bała się nawet głośniej odezwać! Bała się nieznajomych.

 

Nauczycielka odchrząknęła nieznacznie i nakazała gestem, żeby dziewczyna rozwinęła swoją wypowiedź, jednak ta nie za bardzo potrafiła wykrztusić z siebie choćby słowo więcej.

 

– Ja… trochę śpiewam – wymamrotała i wzruszyła ramionami. Nie miała najmniejszego pojęcia, co takiego powinna powiedzieć, a nauczycielka najwyraźniej chciała, żeby dziewczyna wypowiedziała się jak na humanistkę przystało. Już otwierała usta, żeby dodać coś jeszcze, kiedy nagle drzwi od klasy otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadł młody chłopak w czarnym ubraniu i o czarnych włosach, mając zarzucone na jedno ramię równie ciemny plecak. Skórę za to miał alabastrową, raczej nieskazitelną, jednak z większej odległości Joanna nie potrafiła tego stwierdzić „na pewno”. W uszy wetknął czarne słuchawki, więc gdy się odezwał, mówił nadzwyczaj głośno:

 

– Przepraszam za spóźnienie! Uciekł mi autobus i musiałem dojść do Gorzowa na piechotę!

 

W czasie swojej wypowiedzi podszedł do wolnej ławki z tyłu klasy i wypakował grubaśne tomisko, które nie wyglądało na podręcznik do polskiego. Obok pojawił się długopis i zniszczony zeszyt, z okładką nienadającą się już do użycia i trzymała się tylko na jednym szwie.

 

– Patryk, zdejmij słuchawki – powiedziała spokojnie nauczycielka, lekko znudzonym tonem. Zdawała się doskonale znać scenariusz podobnej sceny i była po prostu znudzona.

 

– Słucham? – zapytał chłopak nazywany Patrykiem, wyjmując przy tym jedną ze słuchawek z ucha. Klasa parsknęła śmiechem, choć nauczycielka jedynie uśmiechnęła się pobłażliwie, widząc zdziwione spojrzenie chłopaka. Joanna natomiast uniosła brwi, porównując w myślach lekcje polskiego w Łodzi z tą niewydarzoną godziną w Gorzowie. Pokręciła głową w zamyśleniu, za nic nie mogą przypomnieć sobie podobnej sytuacji w jej poprzednim liceum.

 

– Asia, możesz usiąść – usłyszała nagle od nauczycielki, co od razu zazgrzytało jej w głowie.

 

– Joanna. Jeśli to nie kłopot, to proszę mówić „Joanna” – powiedziała cicho i rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca.

 

Widok na tyły klasy zasłaniały jej potężne, drewniane belki, które zapewne miały za zadanie podtrzymywania stropu, a fakt prawie stuprocentowej frekwencji klasy 3d nieco utrudniał znalezienie jakiegokolwiek wolnego miejsca. Zostały jej tylko dwa – jedno obok drobnej i nieprzyjemnie wyglądającej dziewczyny, która teraz uśmiechała się promiennie do Joanny i wyglądała na rozpaczliwie szukającą jakiejkolwiek koleżanki. Drugie natomiast zostało jej obok chłopaka-spóźnialskiego. Teraz ciemnowłosy próbował niepostrzeżenie wyciągnąć telefon i wyłączyć muzykę, wciąż grającą w słuchawkach, które zwisały mu z szyi. Nastolatka zerknęła jeszcze raz w stronę drobnej blondynki i powoli ruszyła w stronę ławki na końcu klasy. Jej właściciel nie zwracał na rudowłosą najmniejszej uwagi, skupiając się na omawiającym posłuszeństwa telefonie, podczas gdy ze słuchawek wciąż leciała mocno rockowa muzyka, w której dziewczyna rozpoznała jeden z jej ulubionych utworów zespołu Skillet.

 

– Przepraszam? – zagadnęła jeszcze ciszej niż przy tablicy. Kiedy chłopak podniósł głowę, kontynuowała: – Może mogłabym tu usiąść? – zapytała niepewnie, wskazując dłonią krzesło po lewej stronie Patryka. Zauważyła, że oczy ma niesamowicie ciemne, a we włosach przebija się kilka jaśniejszych kosmyków, w większości na grzywce, która opadała mu lekko na oczy, zakrywając brwi.

 

Osiemnastolatek skinął głową, chyba nie będąc zbytnio zdziwiony wyborem Joanny. Gdy tylko usiadła i wyjęła z niewielkiej torby książkę i zeszyt do języka polskiego, spojrzał na nią spod rzęs i uśmiechnął się lekko.

 

– Już zdążyłaś zauważyć, że Kaśka to niezbyt dobry towarzysz, co? – zapytał miękko. Gdy nie krzyczał, głos miał melodyjny, choć trochę zachrypnięty. Joanna niepewnie skinęła głową i zwróciła oczy ku tablicy, na której profesorka rysowała właśnie jakiś wykres. – I całe szczęście – oznajmił, a ruda rzuciła mu zdziwione spojrzenie. – No co? Poszłabyś na zmarnowanie. Tej laski nikt w klasie nie lubi – dodał, wzruszywszy ramionami i przestał interesować się nową dziewczyną.

 

Do końca lekcji oboje już się nie odezwali, zarówno do siebie, jak i do nauczycielki.

 

 

***

 

Dzwonek na lekcję wychowania fizycznego nie wywarł najmniejszej reakcji na siedzącej w toalecie dziewczynie. Rude włosy opadały jej na twarz i przyklejały się do policzków, obficie zroszonych łzami. Wcisnęła się pod umywalkę, nie zwracając najmniejszej uwagi na pajęczyny i gumy do żucia, których tam nie brakowało. Objęła czerwony, mały plecak ramionami i udawała, że nikt jej nie widzi. Nie była pewna, czy jest to możliwe, gdy jest roztrzęsiona, ale miała nadzieję, że działało jak zwykle. Chciała być teraz sama i nie obchodziło jej nic, a już na pewno nie jakaś lekcja wf-u, na którym i tak nie musiała ćwiczyć.

 

Toaleta przez całą przerwę była opustoszała i pogrążona w ciszy tak znaczącej, że urywany oddech i pociąganie nosem Anielicy odbijało się echem od wykafelkowanych ścian. Ich kolor nieco odstraszałby Joannę, gdyby była tak opanowana jak powinna, gdyż nienawidziła różu, a tylko tak można było ocenić barwę ścian – brudny, wyblakły róż. Podłoga również wyglądała na niemytą od kilku dni, choć po szkole snuły się panie sprzątające. Okna były nieszczelne, toaletom niewiele brakowało do rozlecenia się, a żarówka od dawna nie świeciła. Mydła też zabrakło kilka lekcji wcześniej, ale nikt nie zwracał na to uwagi.

 

Nagle, pomalowane na turkusowo drzwi, otworzyły się na całą szerokość i uderzyły z hukiem w ścianę korytarza, tracąc przy tym kolejne okruchy starej farby. Do środka wpadły dwie postacie – policjant i wice-dyrektorka liceum, po czym oboje skierowali swoje kroki do ostatniej z kabin. Rudowłosa ucichła natychmiast, trochę przestraszona i nieco zdziwiona minami obojga.

 

– To już czwarte zabójstwo w tym roku – oznajmiła szeptem kobieta, zwracając się do mundurowego. – A przecież minęły dopiero dwa miesiące! Co będzie później?! – zapytała, załamując ręce, podczas gdy funkcjonariusz otworzył drzwiczki od ostatniej kabiny. Joanna wychyliła się zza ściany odgradzającej dwie części toalety – tę z umywalkami oraz tą z kabinami – po czym szybko się cofnęła. Zza drzwi wypadła bezwładna dłoń dziewczyny, trupioblada i lekko zaplamiona szkarłatną mazią. Policjant pochylił się nad zwłokami, a dyrektorka wydała z siebie dźwięk przypominający dławienie się, po czym cofnęła się o kilka kroków. Jej twarz wyrażała przerażenie, obrzydzenie i bezradność, podczas gdy mężczyzna w rękawiczce sprawdzał puls dziewczyny, nie mając najmniejszej nadziei na to, że mógłby go wyczuć.

 

Joanna, wciąż niezauważona, wychyliła się jeszcze raz, tym razem trochę bardziej by dostrzec całe ciało nastolatki i przyjrzeć się szkodom, które uczynił Demon.

 

Dziewczyna była drobna, ubrana w ciemne spodnie i szary sweterek, niezapięty. Wszystko w niej było upaprane krwią wypływającą, już leniwym strumieniem, z rozciętych przegubów i mocno poszarpanej szyi. Ręce opadały bezwładnie na podłogę, a nogi miała skrzyżowane i podciągnięte pod tułów tak, jakby ktoś specjalnie ułożył je w ten sposób. Włosy były rozpuszczone, w nieładzie rozrzucone po dekolcie nastolatki i przyklejające się do rany na gardle. Gdy Joanna spojrzała na twarz zachłysnęła się powietrzem. Przypomniała jej się lekcja polskiego sprzed tygodnia i pełne nadziei spojrzenie dziewczyny z drugiej ławki – Kaśki, jak się później dowiedziała. Tym razem jej twarz nie wyrażała emocji. Była tak samo blada jak skóra dłoni, a na czole ktoś wyciął jej jakiś kształt. Joanna zmusiła się, żeby dokładnie przyjrzeć się symbolowi, dokładnie w tym samym momencie, w którym policjant wskazał palcem owy znak.

 

– Jest taki sam, jak u pozostałej trójki. Widzi pani? – mruknął mężczyzna, obrysowując w powietrzu znalezisko. – Ma dziwny kształt, ale jakby przechylić głowę trochę na prawo, wygląda jak ozdobna litera „L” opleciona wokół kreski od czegoś, co można uznać za „P”, a wszystko to wewnątrz czegoś w rodzaju pentagramu ale dziwnego, bo złożonego z ośmiu odnóg gwiazdy – powiedział tonem badacza, nie za bardzo zdając sobie sprawę z tego, że kobieta, do której mówił, trzyma się teraz ściany i nie patrzy w jego stronę, oddychając przy tym ciężko i starając się nie wdychać rdzawego zapachu krwi, roznoszącego się po toalecie. – Przynajmniej tak twierdzą nasi koledzy – dodał i przechylił głowę w drugą stronę. – No, nic. Dzwonię po ekipę, trzeba zabezpieczyć ciało – westchnął mundurowy i wstał z kucek, po czym podszedł do dyrektorki. – Źle się pani czuje? – zapytał, a kiedy pani Szyszko pokiwała głową, pomógł jej opuścić toaletę, którą szczelnie za sobą zamknął. Joanna podeszła do ciała dziewczyny i ostrożnie odchyliła głowę Katarzyny, żeby móc lepiej przyjrzeć się ranie na szyi. Kiedy tylko zakodowała ułożenie ran i cięć, przesunęła górną część ciała tak, by wyglądała identycznie jak sprzed jej zabiegu, po czym odsunęła się od nastolatki i otworzyła okno, przez które wyskoczyła, gładko lądując na polbruku, gdyż nim wyłożono dziedziniec. Miała dość dowodów na to, że zabójstwa nie dokonał człowiek, a kilka lat doświadczenia mówiło jej, że będzie musiała poszukać trochę informacji na temat Demonów, mających zwyczaje i ewentualne narzędzia typowe dla harpii i gorgon. Rany na ciele Kaśki zdecydowanie nie były zrobione żadnym ostrzem wymyślonym przez człowieka i wprawne oko wiedziało o tym od razu.

 

***

 

– Czy panienka Wasilewska mogłaby łaskawie wrócić na ziemię? – usłyszała Joanna nad uchem, siedząc w klasie od geografii, w której obecnie była prowadzona lekcja matematyki. Nad jej rudą głową pochylała się profesor Cygańska, nie wiadomo kiedy pojawiając się tuż obok mapy, stycznej do ramienia zamyślonej dziewczyny.

 

– Przepraszam, proszę pani – mruknęła dziewczyna, zwracając głowę w stronę zeszytu z na wpół rozwiązanym równaniem. – To się więcej nie powtórzy – dodała, po czym w błyskawicznym tempie skończyła zadanie. Nauczycielka odeszła już do innych, usatysfakcjonowana, a Joannie przeszło przez myśl, że blondwłosa, podstarzała kobieta nie ma się czym cieszyć, bo wszystkie matematyczne umiejętności Anielica nabyła w liceum w Łodzi, gdzie uczęszczała do matematycznej klasy. Odpuściła sobie jednak komentarz i ograniczyła się do cichego westchnienia, po czym skierowała wzrok z powrotem ku Patrykowi Blanikowi.

 

Od dłuższego czasu próbowała rozgryźć, co łączy go z tajemniczymi zabójstwami w liceum przy Warszawskiej, bo, że coś łączy, wiedziała na pewno.

 

Miała wrażenie, że nie tylko chłopak wie o wiele więcej, niż się przyznaje, ale jego niektóre uwagi były nadzwyczaj interesujące. Jak na przykład ta godzinę temu, na lekcji polskiego o pewnej powtarzalności się zabójstw według utartego schematu: w co drugi piątek, z samego rana i w ten sam, nieudolny sposób. Niby nic, ale policja jeszcze nie zdążyła na to wpaść.

 

Do tego, chyba nieostrożny żart o tym, że każdy z zabitych uczniów jakoś naraził się jemu lub jego kolegom.

 

Joanna zastanawiała się od dłuższego czasu, czy nie powinna przeanalizować natury owego chłopaka, którego w myślach określała, jako tego „o ciemnym usposobieniu”. Słuchał określonej muzyki, ubierał się tylko na czarno i był poważny, nierealnie poważny jak na jego wiek. Oczywiście muzyka i ubiór niewiele znaczyły, bo w gorzowskim liceum pełno było dzieciaków w glanach, z koszulkami satanistycznych zespołów czy wyklinających Boga i chwalących otwarcie Pana Mroku. Niemniej oni wszyscy byli po prostu dzieciakami. Demony zachowywały większą ostrożność.

 

Można by powiedzieć, że Patryk nieco odstawał. Był cichszy, nie pomstował na Boga, gdy tylko nadarzyła się okazja, po prostu obserwował ludzi i starał się wtopić w tłum. Właśnie to sprawiło, że Joanna poświęciła mu trochę więcej niż zwykłe „cześć” rzucone do ogółu klasy każdego ranka. Chciała odnaleźć w nim typowego nastolatka, ale nie potrafiła i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że musi przeanalizować jego naturę, by dowieść samej sobie, iż miły chłopaczek, z którym siedzi na polskim nie ma tylko ciemnego usposobienia, ale jest Demonem.

 

Nie chciała rzucać oskarżeń do czasu, aż nie złapie go na gorącym uczynku, bo, gdyby się pomyliła, naraziła by się na zdemaskowanie i śmieszność, a jemu zdążyłaby zszargać reputację. Ludzie bardzo szybko przypięliby mu łatkę zabójcy i niechętnie przyjęliby do wiadomości, że nim nie jest. Musiała zachować ostrożność.

 

Dzwonek na długą przerwę był okazją do podjęcia próby nawiązania kontaktu wzrokowego, jakiego potrzebowała, by określić naturę człowieka, który stał się głównym podejrzanym na liście potencjalnych zabójców. Jednak gdy Joanna wyszła z klasy, Patryka nie było nigdzie widać i nie pojawił się już na reszcie lekcji. Dziewczyna postanowiła więc zamknąć umysł na ewentualne wizyty z zewnątrz, gdy jest w pobliżu chłopaka, by ten nie mógł dostać się do jej myśli. Nie słyszała dotąd, żeby jakikolwiek Demon został tą umiejętnością obdarzony, ale trochę więcej ostrożności nie zaszkodzi.

Koniec

Komentarze

Po kolejnych lekcjach, jakie w planie miała klasa 3d, Joanna udała się spokojnym krokiem w stronę domu, zostawiając za sobą poniemiecki budynek liceum. Miała nadzieję złapać w mieszkaniu Szymona, który ostatnio cały czas siedział w policyjnej komendzie i analizował wszystkie dowody i poszlaki, próbując znaleźć coś, co wcześniej przeoczył. Uciekanie się do umiejętności anielskich był ostatnim możliwym wyjściem i jeśli istniał choć cień szansy na to, że pomoc Joanny będzie zbędna, jej prawny opiekun próbował oszczędzić dziewczynie wysiłku.

Deszczowa pogoda trochę rozbudziła dziewczynę podczas niedługiego spaceru na ulicę Głowackiego, gdzie mieszkała, co sprawiło, że postanowiła poprzeglądać jeszcze kilka notatek od jej serdecznej przyjaciółki, Nefilimki - Melodii. Dziewczyna miała całkiem niezły dostęp do biblioteki Anarchiella, co Joanna skrzętnie wykorzystywała, gdy potrzebowała jakichkolwiek informacji. Ostatnio Anielica dostała kilkukilogramową paczkę, w której znalazła mnóstwo odręcznych, dokładnych notatek na temat Demonów posługujących się pazurami i zębami do uzyskiwania krwi. Było tam mnóstwo gatunków wampirów, wilkołaków oraz wszelkiego rodzaju hybryd, jednak niewielka część z nich mogła ukryć na co dzień swoją inność. Poza tym, zastanawiającym był fakt, że zabójstwa są cykliczne – jeśli dokonywał ich Neuartig, czyli nowy, nie do końca wykształcony Demon, zbrodnie powinny być nieregularne, różne, nieprzemyślane. Te w „Trójce” były zaplanowane, a ich wykonawca zdawał się wyśmiewać Łowców i Anarchiella, co było albo bardzo odważne, albo głupie.

Dziewczyna, zanim zdążyła się obejrzeć, stała już przed czarnymi drzwiami swojego domu. Złapała za klucze, które miała w kieszeni i już miała zamiar otwierać zamek, kiedy drzwi po prostu się przed nią otworzyły. Prychnęła pod nosem, złorzecząc w myślach swojemu opiekunowi, który znów zapomniał zamknąć za sobą drzwi, po czym weszła pewnie do domu i zdjęła wysokie, wiązane buty. Miała zamiar od razu iść do swojego pokoju, który mieścił się na piętrze, ale powstrzymał ją syk palącego się gazu. Weszła więc do kuchni połączonej z salonem i ledwo co umeblowanej, gdzie zobaczyła czajnik już bez wody, wciąż postawiony na włączonej kuchence. Takie zachowanie było niepodobne do Szymona, więc przysłowiowa czerwona lampka zaświeciła się w głowie Anielicy, kiedy wyłączała dopływ gazu. Usłyszała jakiś szelest, jej skrzydła powoli zaczęły odrywać się od ciała pióro po piórze, kiedy tuż za nią przewróciło się krzesło, uderzając o kafle z łoskotem. Joanna obróciła się błyskawicznie, a skrzydła wyrosły natychmiast za jej plecami, rozrywając kolejną bluzkę, ale oszczędzając bieliznę, którą miała specjalnie wykonaną po to, by swobodnie móc natychmiast zmienić postać.

- O cholera – wymsknęło jej się, kiedy zobaczyła, co było powodem hałasu w mieszkaniu i rzuciła się ku leżącemu na podłodze Szymonowi. Na kaflach wokół mężczyzny powoli pojawiała się coraz większa plama krwi, a pod rozerwaną koszulą widniał ten sam znak, co na czole Kaśki i innych częściach ciała pozostałych ofiar Demona.

Dziewczyna położyła dłoń na ranie mężczyzny, z której tryskała krew, tamując tym samym jej upływ i dając sobie odrobinę czasu. Następnie wyjęła telefon komórkowy, odetchnęła głęboko i trzęsącymi się dłońmi wystukała numer jej i Szymona przełożonego.

- Anarchiell? – mruknęła w słuchawkę, gdy po drugiej stronie usłyszała szorstki głos Archanioła. – Musisz tu natychmiast przyjść. Demon poradził sobie z Szymonem. Musisz mu pomóc – oznajmiła drżącym głosem, a po jej policzkach zaczynały płynąć łzy. – Krwawi, tak strasznie krwawi – szepnęła i telefon wypadł jej z rąk. Patrzyła w oczy swojego wuja i zaciskała dłoń na miejscu, w którym najmocniej wyciekała krew. Nie miała umiejętności leczniczych, nie mogła mu pomóc, a kałuża czerwonej, lepkiej cieczy rozrastała się w zastraszającym tempie. Wiedziała, że Anarchiell może nie zdążyć. Powoli docierało do niej, że te kilka chwil z Szymonem, które właśnie uciekają jej nieubłaganie, mogą być ostatnimi, jakie spędzi w jego towarzystwie. Jej ciałem wstrząsnął szloch i pochyliła się nad mężczyzną, całując go w czoło i odgarniając niesforne kosmyki włosów z jego czoła.

- Ten Demon zabił twoją matkę – wychrypiał niespodziewanie ciemnooki mężczyzna, a gdy Anielica podniosła się znad jego ciała, wyciągnął dłoń ku jej twarzy i pogłaskał ją po policzku, ścierając tym samym ślady po wciąż wypływających łzach. – To była Ia… - chciał dodać, ale zachłysnął się, a po chwili z jego ust wypłynęła stróżka krwi.

***

- Gotowa? – zapytała Melodia, pocierając ramię Joanny stojącej obok, by dodać jej otuchy. Chłodny wiatr smagał skórę Anielicy i Nefilimki, które stały teraz na dachu 3 liceum ogólnokształcącego. Rude włosy młodszej z nich opadały w nieładzie na twarz dziewczyny, ale ta zdawała się owego faktu nie zauważać. Melodia za to cały czas starała się odgarnąć z oczu blond kosmyki, co nie dawało większego skutku, bo wiatr uparcie niweczył każdy jej wysiłek. Wokół drobnych postaci rozniosła się mleczna mgła, która uniemożliwiała przechodniom i uczniom szkoły zauważyć, że ktokolwiek znajduje się na pochyłym szczycie budynku. Joanna wiedziała, ze to sprawka Anarchiella, który latał gdzieś ponad nimi, wysoko w górze i spoglądał na Gorzów zza chmur, które mocno zakryły dziś niebo.

- Gotowa – odarła dziewczyna i owinęła się piórami skrzydeł, po czym usiadła na dachu i skryła się w białym puchu, chcąc poznać w końcu zabójcę jej matki, wuja i kilku dzieciaków z tej niewinnie wyglądającej szkoły. Nie. Ona nie chciała go poznać. Musiała się jedynie upewnić, że Patryk – chłopak o ciemnym usposobieniu – był tym, za kogo go miała.

Nie obchodziły jej argumenty, które przedstawiała Melodia. Nie obchodziło jej nawet, że w naturze chłopaka nie dostrzegła wpływu Porannej Gwiazdy. Chciała po prostu zakończyć tę sprawę, wyjechać i już nigdy nie pojawić się w 3 LO w mieście nad Wartą.

Zaczęła filtrować szkołę w poszukiwaniu wpływu Ciemności, zatracając się w anielskich zdolnościach i zapominając o czasie oraz przestrzeni. Stała się czymś niematerialnym, choć jej ciało wciąż przebywało na dachu „Trójki”. Przywoływała do siebie raz po raz ranę o dziwnym kształcie i zapach krwi, jaki zostawał po działalności owego nieznanego jej Demona. Szukała analogii w zachowaniu któregokolwiek z członków społeczności liceum przy Warszawskiej z tym, co zobaczyła. Musiała odnaleźć w kimś podobną rządzę krwi, jaką wyczuła przy ofiarach. Czuwała.

Po prawie 4 godzinach od rozpoczęcia filtrowania coś zwróciło jej uwagę. Nie był to dokładnie ten sam zapach krwi z nieopisanym pragnieniem, jednak coś podobnego, choć Joanna nie potrafiła zrozumieć, jaka mogła być różnica. Nie czekając na więcej, powróciła do bardziej ludzkiej postaci i zeskoczyła z gmachu szkoły, po czym wbiegła do środka i pognała na drugie piętro do gabinetu numer 41, w którym coraz intensywniej wyczuwała obecność sługi Księcia Ciemności. Już miała otworzyć drzwi, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

Odwróciła się, pewna, że to Melodia chce dowiedzieć się, co takiego udało się wynaleźć Anielicy, ale przed nią stał Patryk. Odskoczyła natychmiast i wyjęła z niewielkiej torby, jaką przewiesiła przez ramię, kołek, skonstruowany specjalnie przez Anarchiella, który mógł zabić każde stworzenie.

- Ej, ej, spokojnie, Aniołku – oznajmił chłopak, podnosząc ręce do góry w obronnym geście. – Dobrze wiesz, że to nie ja. Nic we mnie nie wyczułaś – dodał i wzruszył ramionami. – Jestem Nefilimem, nie poddaję się wpływom zarówno Światła, jak i Ciemności – uśmiechnął się, po czym pstryknął palcami, a za nim pojawiły się równie wielkie, choć czarno-białe skrzydła. Joanna wyczuła w końcu Naturę Patryka, która spłynęła na nią teraz, tłamsząc rodzącą się rozpacz i zakłócając wciąż wyraźny odór krwi.

- Więc kto? – wymamrotała dziewczyna, próbując udawać, że wciąż jest silna i nie chęć zemsty za jej krzywdy, wciąż daje jej siłę do walki z Demonem z Warszawskiej.

- Nie wiem. Ale chyba jest w tym gabinecie, co? – zapytał, lekko ironizując i po prostu podszedł do drzwi klasy po czym otworzył je na całą szerokość.

W środku było ciemno, ale przez okno przebiło się słoneczne światło, które ominęło chmury, gdy tylko Anarchiell zobaczył, że nie musi już ukrywać we mgle Joanny i Melodii. Anielica i dwójka Nefilimów weszła do klasy, gdzie szybko spostrzegła pochyloną nad bezwładnym ciałem kobietę.

- Profesor Steblecka? – wyrwało się z ust Joanny, która ze zdziwienia rozwarła usta i o mało co, nie wypuściła kołka z dłoni. Równie zdziwiony zdawał się być Patryk, który wpatrywał się w nauczycielkę szeroko otwartymi oczyma.

Melodia miała trochę więcej rozumu w głowie. Wyjęła zapasowy kołek, który dostała od Anarchiella w razie gdyby Joanna jakimś cudem nie była w stanie zadać ciosu i rzuciła się ku zaskoczonej nauczycielce.

Krzyk kobiety rozmył się wraz z dźwiękiem dzwonka na przerwę.

***

Raport

Gatunek: Iarona (hybryda wampira (łac. Iama) oraz gorgony)

Wiek: ludzki 40 lat, jako Demon 3 miesiące

Znak rozpoznawczy: LP w gwieździe Arcydemonów – od literatura piękna

Ofiary: 7 uczniów 3 liceum ogólnokształcącego w Gorzowie, 1 Łowca Demonów.

Zabita: 30.11.2012r. (piątek) ciosem Nefilimki Melodii.

Narzędzie: kołek z esencją z piór Archanioła

Misja zakończona połowicznym sukcesem.

Podpisano

Joanna Wasilewska

- Mógłbyś się przydać – oznajmiła dziewczyna, gdy oddawała świeżo podpisaną kartkę swojemu przełożonemu. Anarchiell pokiwał głową w kierunku Patryka, który stał z tyłu i czekał, aż zostanie zwolniony z przymusu wypełniania formalności.

- Wybaczcie, ale jestem wolnym strzelcem. Nie szkodzę wam i tak zostanie, ale musicie mnie zostawić w spokoju. Z resztą, pakt wciąż obowiązuje Archaniele – oznajmił ciemnowłosy chłopak i skinął głową w stronę Anarchiella, który potwierdził jego słowa niechętnym westchnieniem.

- Pakt? To ty go znasz? I nic mi nie powiedziałeś?! – zapytała dziewczyna, oskarżycielsko wskazując na chłopaka o ciemnym usposobieniu, a palcem drugiej dłoni dźgając Archanioła w naga pierś.

- Gdybyś go zabiła, miałbym z głowy – oznajmił Anarchiell wzruszywszy ramionami, po czym złapał dziewczynę za nadgarstek. – Wracaj do obowiązków – dodał, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, które wynajęto dla Joanny, bo ta nie chciała zostać w domu, w którym zginął Szymon.

- Jasne, traktuj mnie jak pionka! – zawołała za wyprostowanym jak struna Archaniołem, który po chwili zniknął jej z oczu. Pokręciła głową i odwróciła się w stronę Patryka, ale nie było go już w miejscu, w którym przed sekundą stał. Dziewczyna pokręciła głową i wróciła do swojego gabinetu, w którym czekały na nią kolejne nierozwiązane sprawy, których podjęła się w dniu pogrzebu Szymona. Obiecała sobie, że będzie kontynuować dzieło swojego wuja.

Nowa Fantastyka