- Opowiadanie: scoto - Nie ufaj rodzicom

Nie ufaj rodzicom

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie ufaj rodzicom

Nie ufaj rodzicom.

 

Mela żyła wspomnieniami. Wspomnieniem swojej młodości, szkoły, studiów, całego dawnego życia. Tylko miłości i przyjaciół w nim brakowało, wszystkiego innego miała w bród, choć pewnie inni by się z nią nie zgodzili. Myślała o minionych latach i rozpamiętywała. Czasami za czymś tęskniła, czasami żałowała pewnych rzeczy albo wymyślała różne alternatywy dawnych zdarzeń. Mela nie umiała myśleć o przyszłości, to co miało być, nie interesowało jej, ważne było to, co już się wydarzyło. Pod tym względem była dziwna dla innych, lecz inni byli dla niej jeszcze dziwniejsi.

 

Szkoła, jak to szkoła, wybrała się właściwie sama. Jej mama chodziła do liceum na ulicy Kolistej więc i Mela tam poszła poruszona fantastycznymi opowieściami o przyjaciółkach, chłopcach i wspaniałych nauczycielach. Rzeczywistość była trochę inna, ludzie się zmienili, mimo to Mela widziała wszystko i wszystkich przez pryzmat przeszłości. Ludzie najczęściej traktowali ją z przymrużeniem oka, nie była dość zdziwaczała, żeby miano się jej obawiać lub wyśmiewać. Była trochę nie z tej ziemi lub raczej – z ziemi, która kiedyś miała miejsce.

 

 

Studia były jedynie kontynuacją tego, co już wcześniej ją pociągało. To nie Mela wybrała kierunek lecz on wybrał ją. Na szczęście nigdy tego nie żałowała choć jej rodzina wolałaby, by wybrała coś, co przywróci ją do życia. Tego teraźniejszego oczywiście. Rodzice patrzyli na nią z coraz większą obawą, nie wiedzieli co mają robić, jak się zachowywać przy córce a niestety to nie były jeszcze czasy, gdzie psycholog był traktowany na równi z lekarzem rodzinnym. Obawiali się o nią, Mela żyła ciągle tak samo, oderwana od świata, wśród książek, bez widocznych szans na założenie swojej rodziny, na dzieci. Rodzice pragnęli dla niej wszystkiego co najlepsze, jednak w miarę upływu czasu zaczęli zazdrościć innym zwyczajnego życia, rodzinnych obiadów, świąt, biegających wnucząt, zwykłych, codziennych trosk. Melania to widziała, ale nie zamierzała niczego zmieniać, pieluchy jej nie pociągały, przyszłego męża jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, czas biegł nieubłaganie do przodu a Mela do tyłu.

 

 

Studia historyczne całkowicie ją pochłonęły. Zaczytywała się w książkach o przeszłości, zakochiwała w nieżyjących i coraz bardziej nie potrafiła odnaleźć we współczesności. Gdy pięć lat dobiegło końca i obroniła z wyróżnieniem pracę magisterską zaczęła doktorat. Dla innych to była naturalna kolej rzeczy, nie było odpowiedniejszej osoby na roku by dalej studiować. Dla Meli to było koło ratunkowe przed tym co powoli stawało się coraz bardziej nieuchronne – przed dorosłością. Tak, pomimo całego swojego oderwania od świata, wiedziała i czuła całą sobą, że życie nie jest dla niej. To prawdziwe dorosłe coś zwyczajnie ją przerastało.

 

– Melania! – Mama zawołała ją, jak co dzień, na późny obiad.

 

– Już!

 

Kobieta zeszła na dół i szybko zjadła. Przez chwilę zastanawiała się dlaczego rodzice co chwile zerkają na nią i uśmiechają się przy tym dość dwuznacznie. Chociaż mogło jej się to wydawać, nigdy nie była dobra w interpretowaniu ludzkich zachowań. Mela była od kilku dni zaprzątnięta tematem obozów koncentracyjnych. Nie potrafiła o niczym innym myśleć tylko o liczbie zamordowanych, eksperymentach, upodleniach, niezwykłych historiach ocalałych. W pewien dziwny sposób fascynowało ją to, całe to okrucieństwo oprawców i siła przetrwania ofiar.

 

– Ktoś przyjdzie wieczorem. – Tata zaczął dość tajemniczo. – Mam nadzieję, że zejdziesz i posiedzisz trochę z nami.

 

– To jest konieczne? Znam tego kogoś chociaż?

 

– Nie znasz, ale mamy nadzieję, że zechcesz go poznać. – Mama chyba wiedziała, że Mela będzie chciała się wykręcić.

– Zastanowię się. – Kobieta nie miała ochoty na zabawę w swatanie.

– Ta osoba przychodzi tu ze względu dla ciebie więc wypada jednak zejść. – Ton głosu taty nie pozostawiał żadnych złudzeń.

 

Melania podejrzewała o co chodzi. Już nie raz i nie dwa rodzice aranżowali jej randki w ciemno, jednak dotychczas nic z tego nie wychodziło. No bo jak Mela miała kogoś pokochać, skoro wszyscy byli tak bardzo współcześni i nieświadomi własnej egzystencji? Jak miała żyć z kimś, dzielić swoje smutki i radości skoro to, o czym dumała już miało kiedyś miejsce, nieodgadnione ją nie interesowało i nie chciała nawet o tym myśleć? Kiedyś była nawet w związku, ale szybko odkryła, że rozmowy o tym co będzie nic jej nie dają. Nie umiała planować, ona tylko analizowała przeszłość. To było dla niej ważne, coś takiego jak wspólne życie z kimś, zagadka czy się uda, czy razem dożyją starości, będą mieć dzieci, kim te dzieci zostaną, nawet kolor ścian w przyszłym wspólnym mieszkaniu czy jutrzejszy obiad to było zbyt wiele. Nie była zdolna do takich rzeczy. Nie chciała tego, nawet jeśli dla innych było to nienormalne.

 

– Melania! – Matka nawet przy gościu nie potrafiła wyzbyć się starych nawyków i ją zwołała.

 

Mela zeszła do salonu bez większego entuzjazmu. Miała inne plany na wieczór i nie miała zamiaru tego ukrywać. Gość na pierwszy rzut oka był nijaki. Ot, mężczyzna między 30 a 40 rokiem życia, ciemne włosy, krótko przystrzyżone, brązowe oczy, usta jak linijka. Mela ze swoją burzą blond loków, niebieskimi oczami i pociągłą twarzą mogła się wydawać niezwykle oryginalna i wyrazista.

 

– Witam. – Mężczyzna podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w rękę. – Hubert.

 

– Melania. – Szepnęła. Była w szoku, ten mężczyzna był taki… Jakby nie z tej epoki. I nie chodzi tylko o samo przywitanie, ale sposób bycia, mówienia, wszystko było jakieś dziwne.

 

– Chodźmy do stołu, przygotowałam mały poczęstunek. – Mama Meli od razu zagoniła ich do salonu i posadziła obok siebie.

 

Wieczór przebiegł dokładnie tak, jak rodzice kobiety mogliby sobie wymarzyć. Mela trzymała lampkę wina i patrzyła rozmarzona na Huberta. Może to wynik alkoholu, ale miała wrażenie, że trafiła na ideał. Nie mogła sobie wyśnić nikogo lepszego. Nawet nie zauważyła jak jej rodzice po cichu wyszli z pokoju. Została sama z Hubertem. Rozmawiali o średniowieczu, Mela była pod wrażeniem wiedzy mężczyzny, on jedynie uśmiechał się, jakby miał w zanadrzu coś więcej a to, co mówił było znikomym procentem tego, co jeszcze mogła od niego usłyszeć. Nieopatrznie wymuszone spotkanie zaczęło się przeradzać w miłą pogawędkę.

 

– Historia jest całym twoim życiem? – Hubert spytał ją, gdy na chwilę zapanowała cisza.

 

Mela przez chwilę trzymała w ustach łyk wina. Delektowała się jego smakiem zastanawiając się jednocześnie nad odpowiedzią.

 

– Długo się znasz z moimi rodzicami? – Zażartowała w końcu.

 

– Wystarczająco długo. – Mruknął do niej. – Sporo mi o tobie opowiadali.

 

– I?

 

– I mam wrażenie… Chociaż nie. – Zawahał się. – Chciałbym czegoś spróbować.

 

– Ze mną?

 

– Tak, tylko i wyłącznie z tobą – Przysunął do niej krzesło.

 

Melanii zrobiło się odrobinę nieprzyjemnie. Nigdy nie pozwalała nikomu podchodzić tak blisko siebie. Hubert zbyt szybko robił pewne rzeczy. Przynajmniej dla niej zbyt szybko. Chciała się odsunąć, ale złapał ją za rękę i powstrzymał. Cały czar wcześniejszych chwil prysł w jednej sekundzie.

 

– Poczekaj.

 

Patrzył jej głęboko w oczy i uśmiechał się. Kobietę zaczynało to powoli drażnić. Nie wiedziała co zamierzał, co miała oznaczać cała ta szopka – bo tym właśnie dla niej była – i jak się z niej wyplątać. Była odrobinę wkurzona, w momencie, gdy wieczór zaczął się jej podobać Hubert musiał coś takiego zrobić. Najchętniej zawołałaby rodziców, ale nie chciała wyjść na dzieciucha.

 

– Co to ma być? – Spytała ostrym tonem.

 

– Zastanawiam się jak zacząć…

 

– Co zacząć?

 

– Hmm… To. – Chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Melania nawet nie krzyknęła, nie zdążyła. Strach dość szybko przemienił się w ciekawość i niedowierzanie, gdy zobaczyła, gdzie nagle się znalazła.

 

– Co to? – Szepnęła.

 

Przed sobą miała wielką polanę. Zieleń wręcz raziła swoją świeżością, Mela nie miała okazji zobaczyć czegoś takiego w mieście, flora miała tak różne barwy, tak żywe, pełne blasku, że nie sposób było oddać w słowach tego widoku. Kwiaty oszałamiały ją swoją różnorodnością. Drzewa pięły się dumnie ku niebu delikatnie szumiąc tuż nad głową kobiety. Stali na skraju lasu, pod stopami Melania czuła miękkość mchu. Była w samych skarpetkach, czuła przez cienki materiał ciepło i delikatność podłoża. W powietrzu rozbrzmiewał trel ptaków, ciche granie koników polnych i odgłos rozmów. Na polanie były rozłożone duże białe baldachimy, dawały wytchnienie od słońca i możliwość odpoczęcia na różnego rodzaju ławach, pufach i leżakach. Meble tworzyły mały chaos w całym obrazku, ale mimo to był on przyjemny dla oka. Ludzie byli zbici w małe grupki osób. Wszyscy byli ubrani bardzo podobnie, na biało albo szaro. Przeważali mężczyźni, ale Mela dostrzegła też kilka kobiet. Zdawali się nie zauważać ich obecności, tak bardzo byli pochłonięci rozmową.

 

– Chodź. – Hubert wziął kobietę za rękę i ruszył w stronę pierwszej grupki ludzi.

 

– Nie chcę. – Powiedziała przestraszona.

 

– Chodź!

 

Osoby zgromadzone przy dużym okrągłym stole zaciekle rozmawiały o wyższości małego kuchennego nożyka nad mieczem. Stosunek zwolenników pierwszej „broni” do drugiej wynosił trzy do siedmiu. Mimo przewagi liczebnej przeciwników Nożyki nie dawały za wygraną i przekrzykiwały ich swoimi argumentami.

 

– O, widzę nowe osoby. – Powiedział zwolennik mieczy. Miał długą, zmierzwioną brodę, która trzęsła się przy każdym jego słowie – Co według was, moi mili, jest przydatniejsze na polu walki – mały nożyk czy duży miecz?

 

– Oczywiście miecz, większy zasięg. – Hubert nie namyślał się długo nad odpowiedzią.

 

Brodacz spojrzała wyczekująco na Melę. Kobieta odrobinę się speszyła znalazłszy się nagle w centrum uwagi. Spróbowała się skoncentrować na pytaniu. Nigdy nie brała pod uwagę oczywistych odpowiedzi, zawsze doszukiwała się drugiego dna.

 

– Na polu walki, dla mężczyzny, zapewne miecz. Dla mnie mały nożyk. – Zaczęła po chwili namysłu – Z mieczem nikt nie patrzyłby na mnie serio, przecież nawet nie miałabym siły, żeby się nim zamachnąć. Za to z nożykiem podejdę do każdego, nawet nie zauważy jak mu poderżnę gardło. No i nożyk użyję do masy innych rzeczy a miecz nadaje się tylko do jednego..

 

– Nie ma to jak praktyczne podejście. – Brodacz przewrócił oczami. – I spytaj tu kobiety o zdanie.

 

– Musisz jednak przyznać, że pani ma dużo racji. – Obrońcy nożyka zaczęli się przekrzykiwać.

 

Hubert pociągnął Melę dalej mimo, że kobieta była bardzo ciekawa dalszego ciągu dyskusji.

 

– Jeszcze do nich wrócimy, oni tak potrafią miesiącami.

 

– Miesiącami? – Melania spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. – Jakim cudem? Co to za miejsce?

 

– Powiedzmy, że specjalne. – Uśmiechnął się tajemniczo.

 

Wzięli udział jeszcze w kilku dyskusjach. W każdej Melania świetnie się odnajdywała, wyszukiwała kontrargumenty, pytała, najchętniej stałaby i słuchała bez końca. Różnorodność poruszanych tematów, ich szczegółowość zdumiewała ją. Czasami miała wręcz wrażenie, jakby rozmówca był tam i widział wszystko na własne oczy. To samo miała wcześniej słuchając Huberta, chciała go spytać o to, ile czasu poświęcił na studia, by tak dobrze wniknąć w zagadnienie, ale nie było kiedy. Mężczyzna prowadził ją od grupy do grupy, na końcu zatrzymali się pośrodku polany przy wielkim kamiennym stole. Mela nie wiedziała do czego on ma służyć, oczywiście skojarzenia miała, ale tu? Na tej pięknej polanie, wśród tych wszystkich dyskusji? Trochę ją to dziwiło.

 

– Melania, rozmawiałem trochę z twoimi rodzicami o tobie. Stwierdziliśmy, że to miejsce może być idealne dla ciebie, masz tu wszystko czego ci potrzeba do szczęścia. Nie wiem ile mogę ci dać czasu do namysłu, mam nadzieję, że szybko znajdziesz odpowiedź i będzie ona przemyślana.

 

– Pewnych rzeczy nie rozumiem. – Powiedziała. – Co to za miejsce? Kim są ci ludzie? Jaką rolę ty tu odgrywasz? Kim jesteś i co moi rodzice mają z tym wspólnego?

 

Zaczerpnęła głośno powietrza. Zamilkła zmieszana, miała jeszcze dziesiątki innych pytań, ale ta wyliczanka była sama w sobie śmieszna i nie wiedziała czy powinna mówić dalej. Hubert tylko się uśmiechał, widziała, że ludzie otoczyli ich i przyglądali się im natarczywie. Bała się, że będzie musiała odpowiedzieć na pytanie mężczyzny już teraz, bez chwili namysłu, bez wyjaśnień.

 

– Damy ci czas. – Powiedział niski, łysy mężczyzna, podszedł do nich i uścisnął dłoń Huberta. – I odpowiemy na każde twoje pytanie.

 

– Jest w tym jakiś haczyk?

 

– Drobny. – Hubert objął jej ramiona. – Później nie będziesz mogła wrócić.

 

– To trochę marny wybór. – Mela patrzyła na niego podejrzliwie.

 

– Nie do końca, możesz tu spędzić wieczność i to całkiem przyjemnie, bez chorób, zmartwień, bez wszystkich negatywów jakie spotkałyby cię w życiu. Jak już mówiłem sporo o tobie wiem… Właściwie wiemy, że wszyscy cie obserwowaliśmy, rozmawiałem z twoimi rodzicami, jestem pewien, że będziesz tu szczęśliwa.

 

– Skąd możesz to wiedzieć?

 

– Bo pasujesz tu a normalny świat nie jest dla ciebie odpowiedni. Tu mam chyba rację?

 

– Powiedzmy. – Melania ostrożnie dobierała słowa.

 

– Więc decyduj…

 

Kobieta po kolei patrzyła na niego, na twarze otaczających ją ludzi i nie mogła zdecydować co zrobić. To miejsce było czymś bardzo kuszącym. Chyba za bardzo. Życie wprawiało ją tylko i wyłącznie w przerażenie, dlaczego więc miałaby przy nim zostać? Tylko co wiązało się z zostaniem tutaj? Strata tego co osiągnęła do tej pory… I dlaczego? No właśnie, co oferowała jej ta polana? Czy tylko ucieczkę przed codzienną szarością i odpowiedzialnością, fascynujące rozmowy, przebywanie z tymi wszystkimi ludźmi? Co tak naprawdę zyskiwała a co traciła?

 

– Nie wiem czy mogę tak szybko podjąć decyzję. – Powiedziała.

 

– Oczywiście rozumiemy to, ale nie możemy ryzykować, że wrócisz do normalnego świata i rozpowiesz tam o nas.

 

– Myślisz, że ktokolwiek mi uwierzy? – Zażartowała.

 

– Ktoś zawsze się znajdzie… Zwłaszcza takiej osobie jak ty. Wątpię, żebyś do tej pory chodziła i opowiadała niestworzone historie.

 

– No nie, masz rację, ale mimo wszystko wolałabym mieć więcej czasu. Chyba wiesz, że nikomu nie powiem o tym miejscu. – Obiecała.

 

– Oczywiście, że nie… Mimo to musisz jak najszybciej odpowiedzieć.

 

Mela patrzyła na niego odrobinę przerażona. Wcześniejsza radość, że spotkało ją coś niesamowitego przemieniło się w obawę, że może stracić tę szansę. Chciałaby tu zostać, ale czy ta cena nie była zbyt wygórowana? Patrzyła, myślała, czas płynął a wraz z nim wszystko co dotąd przeżyła przesuwało się przed jej oczami. W końcu doszła do wniosku, że jedyne co tak naprawdę ją trzyma w życiu to rodzice.

 

– Moi rodzice dołączą tu do mnie? Do nas? – Poprawiła się szybko.

 

– Nie możemy ci tego obiecać chociaż to całkiem prawdopodobne. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Nie powinnaś się na nich oglądać, to twój los.

 

– Ale jest on dość ściśle z nimi związany. – Trzeźwo zauważyła.

 

– Jesteś pewna, że oni zrobiliby dla ciebie wszystko? – Spytał.

 

– Tak – Powiedziała bez namysłu. – Raczej tak.

 

– Lepiej się nad tym zastanów.

 

– Nie mogę podjąć takiej decyzji na poczekaniu! – Krzyknęła.

 

– Masz dziesięć sekund. – Odezwał się głos za nią. – Po tym nie będzie już wyboru.

 

Melania odwróciła się zaskoczona. Nowoprzybyły był ubrany nieco inaczej niż pozostali. Miał na sobie czarne spodnie i szary sweter, emanowała z niego stanowczość i władza. Ludzie wokół rozstępowali się przed nim, Meli mogło się to wydawać, ale widziała na ich twarzach źle skrywany strach. Nie miała pojęcia kim był ten mężczyzna, ale czuła jak ją do niego ciągnie. To był wręcz zwierzęcy pociąg, miała ochotę rzucić się na niego.

 

– Jeden. – Mężczyzna zaczął odliczać. – Dwa…

 

– Trzy, cztery… – Coraz więcej głosu zaczęło do niego dołączać.

 

Mela chciała krzyknąć, żeby przestali. Już, teraz, zaraz, nie mogła przecież podjąć teraz takiej decyzji, nie w ten sposób, tak szybko, co z rodzicami? Nie mogła!

 

– Siedem, osiem…

 

– Przestańcie! – W końcu wydobyła z siebie głosu. – Nie możecie tak! Nie możecie!

 

– Dziewięć. – Mężczyzna w szarym swetrze patrzył na nią wyczekująco. – Dzie…

 

– Tak! – Mela krzyknęła.

 

– Świetnie. – Mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie.

 

– To tyle? – Kobieta nie mogła zrozumieć jego zachowania. – I co dalej?

 

– Nic. – Zatrzymał się i odwrócił do niej. – Zostaniesz tu.

 

– A moi rodzice? Nie mogę się chociaż pożegnać, wyjaśnić co się stało? Przecież coś im się należy… Chociaż jedno słowo…

 

– Dzięki nim tu jesteś więc nie musisz im nic wyjaśniać.

 

– Ale jednak… – Nie chciała tego tak zostawić.

 

– Melanio, nie rozumiesz jednej rzeczy – dlaczego tu jesteś. Otóż, kochana, twoi rodzice cię nie chcieli, woleli twoją normalniejszą wersję, kogoś, kto nie siedzi tylko w książkach i jest nieżyciowy, ale córkę, która da im wnuki. Dlatego przyszli do mnie, zwrócili z odpowiednią prośbą, dlatego cały ten… cyrk, mówiąc współczesnym ludzkim żargonem, miał miejsce. Daj sobie spokój z żegnaniem się bo nawet cię już nie pamiętają. Mają teraz inną Melę i inne życie.

 

– Co? – Myślała, że się przesłyszała. – Co ty mówisz?

 

– Ze mną było tak samo, tutaj będzie ci lepiej. – Hubert próbował ją uspokoić.

 

– Ale o co tu chodzi? Gdzie ja jestem? – Wyrwała się z jego uścisku.

 

Na wyraźny sygnał mężczyzny w szarym swetrze podniesiono ją i położono na kamiennym stole, patrzyła przerażona jak przywiązują jej ręce i nogi. Próbowała się wyrwać, ale przy dziesiątkach trzymających ją rąk nie była w stanie nawet się ruszyć. Krzyknęła wściekła.

 

– Co wy, kurwa, robicie? Zostawcie mnie! Hubert!

 

– Uspokój się, tak trzeba. – Uspakajał ją. – To boli tylko przez chwilę.

 

– Co to jest?! Gdzie ja jestem?! – Darła się jak mogła najgłośniej.

 

– W piekle. – Hubert wzruszył ramionami. – A myślałaś, że gdzie? Tylko tu mają miejsce takie układy.

 

– A tak. – Mężczyzna w szarym swetrze pochylił się i pocałował ją w policzek. – Mnie nazywają zazwyczaj Diabłem.

Koniec

Komentarze

Błędy w zapisie dialogów, i to liczne. Jeszcze mozna je poprawić funkcją "edytuj". 

Dzięki, poprawiłam. Poprzestawiało jak wkleiłam z worda. :(

     Naprawdę został poprawiony zapis dialogów? A gdzie tam... 

No to nie wiem o co chodzi :(

Oto link do poradnika:-->http://www.fantastyka.pl/10,4550.html 

Przykład dotychczasowego zapisu:  

"-  Przestańcie! - w końcu wydobyła z siebie głosu - Nie możecie tak! Nie możecie!

- Dziewięć - mężczyzna w szarym swetrze patrzył na nią wyczekująco - Dzie…

- Tak! - Mela krzyknęła.

- Świetnie - mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie."

- To tyle? - kobieta nie mogła zrozumieć jego zachowania - I co dalej?

- Nic - zatrzymał się i odwrócił do niej - Zostaniesz tu." 

 

A pownno być :

- Przestańcie! - w końcu wydobyła z siebie głos. - Nie możecie tak! Nie możecie!

- Dziewięć - Mężczyzna w szarym swetrze patrzył na nią wyczekująco. - Dzie…

- Tak! - Mela krzyknęła.

- Świetnie. - Mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie.

- To tyle? - Kobieta nie mogła zrozumieć jego zachowania, - I co dalej?

- Nic. - Zatrzymał się i odwrócił do niej. - Zostaniesz tu.

 

Pozdrówko.

Po "Dziewięc" też kropka. Wcięło... Edytor...

Aaaa... Ok, dzięki, już poprawiam. :) I przepraszam bo nie wiedziałam.

Tylko - przeleć całość tekstu...

Przeleciałam. :)

Na przykład o to:

- Ale o co tu chodzi? Gdzie ja jestem? - wyrwała się z jego uścisku.   ---> --- Ale o co tu chodzi? Gdzie ja jestem? --- Wyrwała się z jego uścisku.  

- Nic - zatrzymał się i odwrócił do niej - Zostaniesz tu.   ---> --- Nic. --- Zatrzymał się i odwrócił do niej. --- Zostaniesz tu.  

Nietypowy pomysł. Ciekawy.

Podobało mi się. Pomysł przedni, wykonanie nie najgorsze – choć pozostawia nieco do życzenia, czemu dałam wyraz poniżej.

 

 „Była trochę nie z tej ziemi lub raczej – z ziemi, która kiedyś miała miejsce.” – Brzmi to trochę tak, jakby ziemia była kiedyś gdzie indziej. Proponuję: …z ziemi, której już nie było / już nie istniała.

„To nie Mela wybrała kierunek lecz on wybrał ją. Na szczęście nigdy tego nie żałowała choć jej rodzina wolałaby, by wybrała coś, co przywróci ją do życia.” – Powtórzenia. Proponuję: To nie Mela wybrała kierunek, lecz raczej on ją. Na szczęście nigdy tego nie żałowała, choć jej rodzina wolałaby, aby zdecydowała się na coś, co przywróci ją do życia.

 

„…bez widocznych szans na założenie swojej rodziny…” – Swoją rodzinę Mela już miała. Moim zdaniem rodzice martwili się, że była …bez widocznych szans na założenie własnej rodziny…

 

„Mama Meli od razu zagoniła ich do salonu i posadziła obok siebie.” – Niekonsekwencja. Wszyscy, co wynika z tekstu, cały czas byli w salonie – wszak wcześniej piszesz: „Mela zeszła do salonu bez większego entuzjazmu.”

Może na kolację przeszli do jadalni, w salonie raczej się nie jada.


„Może to wynik alkoholu, ale miała wrażenie, że trafiła na ideał.” – Ja napisałabym: Może to wpływ wypitego alkoholu… Lub: Może to skutek wypitego alkoholu…

 

Nieopatrznie wymuszone spotkanie zaczęło się przeradzać w miłą pogawędkę.”Nieopatrznie, to na skutek braku rozwagi. Myślę, że chciałaś napisać: Niepostrzeżenie wymuszone spotkanie zaczęło się przeradzać w miłą pogawędkę.


„Czasami miała wręcz wrażenie, jakby rozmówca był tam i widział wszystko na własne oczy.” – To zdanie nie jest, według mnie, całkiem czytelne. Proponuję: Czasami miała wręcz wrażenie, jakby rozmówca był w miejscu, o którym mówił, i widział wszystko na własne oczy.

 

„To samo miała wcześniej słuchając Huberta…” – To samo czuła wcześniej, słuchając Huberta…

 

„- Melania, rozmawiałem trochę z twoimi rodzicami o tobie.”Melanio, rozmawiałem trochę o tobie z twoimi rodzicami.

 

„…widziała, że ludzie otoczyli ich i przyglądali się im natarczywie.” – Skoro ich otoczyli, to zrozumiałe, że przyglądali się im. Proponuję: …wiedziała, że ludzie otoczyli ich i przyglądali się natarczywie.

 

„Właściwie wiemy, że wszyscy cie obserwowaliśmy…” – Właściwie wiemy, bo wszyscy cię obserwowaliśmy…

 

„Coraz więcej głosu zaczęło do niego dołączać.” – Coraz więcej głosów zaczęło do niego dołączać.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po tytule, spodziewałam się czegoś o zbuntowanej, rozwydrzonej nastolatce. Uff myliłam się. Pomysł mi się bardzo podobał. Jednak dla mnie za mało opisana jest ta kraina. Ona zgadza się w ciemno, bo niewiele widziała, co mogło by ją zafascynować.

Tekst trochę przewrotny - urocze miejsce okazuje się piekłem. Sam jestem rodzicem i szanuję wybory dzieci nawet, jeżeli są odmienne od moich oczekiwań. O ile oczywiście nie robią sobie krzywdy zwłaszcza fizycznej.

 Fascynacja historią nie czy literaturą nie musi oznaczać alienacji. W dzisiejszym świecie dziecko, które siedzi w domu z nosem w książkach to bardziej marzenie niż zmora rodzica.

 Dlatego też opowiadanie mnie nie przekonuje.

Pozdrawiam :)

Początek trochę kiczowaty - nieprzystająca dziewczyna znajduje swoją Prawdziwą Miłość, która zabiera ją z Nudnego Szarego Świata do Krainy Baśni, gdzie spełniają się jej najskrytsze marzenia, poznaje Przyjaźń, Miłość i Poświęcenie a przy okazji Ratuje Świat. Na szczęście koniec czarująco przewrotny, choć trochę zbyt szybki :)

Podobała mi się "nieprzystawalność" Meli, szkoda, że jakoś jej nie rozwinęłaś. Potraktowałaś ją trochę jak ozdobnik, podczas gdy mogłaby stać się całkiem niezłą osią fabuły.

Ogółem: pomysł dobry, ale nie do końca wykorzystany.

Pozdrawiam

Nieprzystająca :)

Dziękuję wszystkim za komentarze!

Regulatorzy - dziękuję za poświęcony czas, bardzo to doceniam. :)

Zaskakujące.

Trochę takich językowych niezręczności, ale ogolnie dało się przeczytać bez bólu.

Trochę pod koniec zniszczyłaś postać - przecież ta Melania na pewno by nie klęła.

Nowa Fantastyka