- Opowiadanie: Fasoletti - Kochałem ją, a ona mnie

Kochałem ją, a ona mnie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kochałem ją, a ona mnie

Kochałem ją, a ona mnie. Żyliśmy razem jak we śnie.

 

Niestety, każdy, nawet najpiękniejszy sen, musi zmienić się w koszmar. Moja historia potwierdza tę pesymistyczną regułę.

 

Kaśkę poznałem w liceum. Wpadłem na nią w szatni, kiedy mocno spóźniona biegła na lekcje. Papiery, które niosła pod pachą, rozsypały się po calutkiej podłodze. Od „Jak leziesz debilu!” do „A może skoczymy gdzieś na pizzę?” nie upłynęło wiele czasu. Normalnie jak w gównianym romansidle.

 

Łączyło nas naprawdę dużo. Oboje kochaliśmy filmy Woodyego Allena, kebaby i seks w wannie. Mój pyrtol idealnie trafiał w punkt, a w czterech stosunkach na pięć szczytowaliśmy równocześnie. Trzymając się za ręce spacerowaliśmy po parku, gruchaliśmy sobie pod płaczącą wierzbą jak dwa gołąbki, wspólnie gotowaliśmy obiady. (Ja potem zmywałem, ale to się wytnie.) To był związek nie tylko ciał i umysłów, ale również dusz.

 

I pewnie rajska sielanka trwałaby do dziś, gdyby nie Lucyna, najlepsza psiapsiułeczka Kaśki. Ta głupia pizda postanowiła się odchudzić. I w sumie nie dziwota, bo była tak spasiona, że gdy w autobusie siadała na podwójnym fotelu, to jeden półdupek i tak wystawał.

 

Śmierdziała potem, a nawet przedtem.

 

Windą zawsze jeździła sama. Z dwóch powodów. Primo, i tak już nikt by się tam nie zmieścił, secundo, przy dodatkowym obciążeniu przynajmniej kilku kilogramów na bank popękałyby linki. Z Lucyną chuj, ale tej drugiej osoby szkoda…

 

Wróćmy jednak do meritum. Pewnie dobrze wiecie, jak to jest z psiapsiółkami. Wszystko robią razem. Szczają, rzygają, puszczają się, chodzą na zakupy i, co najgorsze, chudną.

 

Kurwa, przecież Kasieńka miała figurę bogini – długie, zgrabne nogi, kształtne piersi, jędrne pośladki, talia osy… Próbowałem jakoś przegadać jej do rozumu, ale stwierdziła, że Lucyna sama nie da rady.

 

No i zaczęło się. Drakońska dieta, hektolitry kawy, mordercze ćwiczenia plus jakieś chińskie tabletki. Moja ukochana nikła w oczach. Przez dwa miesiące zrzuciła aż dwadzieścia pięć kilo. Za to Lucyna góra trzy, choć podejrzewam, że chwilę przed ważeniem po prostu dobrze się wysrała.

 

Po pół roku Kaśka przypominała więźnia z obozu w Oświęcimiu. Blada cera, wytrzeszczone oczy, cycki jak przeterminowane rodzynki. Mdlała średnio dwa razy dziennie, a skóra wisiała na niej niczym szmata na stelażu. Zrobiłem jej karczemną awanturę, po której z płaczem uciekła do Lucyny. Mającej się jak pączek w maśle, nawiasem mówiąc.

 

Wróciła po dwóch tygodniach, a ja przeżyłem szok. To już nie była moja dziewczyna, tylko jakaś pierdolona mumia! Nawet nie mumia! Kościotrup! Pozbawiony skóry i wnętrzności szkielet! Bełkotała coś o przebaczeniu, że chce wszystko naprawić, że będzie jak dawniej. Widać pokłóciła się z tą spasioną cipą.

 

Postawiłem przed nią talerz zupy. Nie powiem, zjadła. Tylko, kurwa, co z tego, skoro wszystko zlało się po gnatach na podłogę? Jedynie makaron zawisł na żebrach. To przepełniło czarę goryczy. Trzasnąłem ją w pysk, kazałem spierdalać. Niezbyt przyjemny sposób zakończenia znajomości, ale zasłużyła.

 

 

 

Przypadkiem wpadliśmy na siebie miesiąc później. Piję piwo w osiedlowym barze, a tu Kaśka wchodzi pod rękę z odjebanym niczym szczur na otwarcie kanałów fagasem. Od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła. Nadal przypominała eksponat z „Trupiej farmy”. Głupio mi trochę było po tym jak ją potraktowałem, więc kupiłem dwa browary i dosiadłem się do ich stolika. Kaśka nawet nie miała żalu, a Filip okazał się całkiem miłym kolesiem.

 

– Słuchaj, nie obraź się, ale co ty w niej w ogóle widzisz? Naprawdę kręcą cię takie szkapy? – zapytałem, kiedy Kaśka wyszła do kibla. – Przecież to w sumie chodzące zwłoki.

 

-No właśnie – odparł. – Bo wiesz, ja jestem nekrofilem. Normalnie by mnie za to wsadzili, ale skoro Kaśka żyje…

 

Nie skończył. Rzygnąłem mu prosto w twarz i wybiegłem z lokalu.

 

Jeszcze przez kilka następnych nocy śnił mi się Filip pakujący mojej byłej kutasa w miednicę. Na szczęście trauma szybko minęła, a ja przemyślałem parę spraw i postanowiłem wyjechać. Teraz mieszkam na Szeszelach i zawodowo prostuję banany, podśpiewując sobie pod nosem: Kochałem ją, a ona mnie. Żyliśmy razem jak we śnie…

 

 

 

Mam nadzieję, że wyciągnęliście z tej historii jakieś konstruktywne wnioski. Jeśli nie, to przeczytajcie ją drugi raz. Jak trzeba, to nawet trzeci. Jeśli jednak nawet za czwartym niczego się nie nauczyliście, to dajcie sobie spokój i wracajcie do szkoły specjalnej. Najwyraźniej za wcześnie was wypuścili…

 

 

 

Autorem obrazka jest Tomek Woźniak. Serdeczne dzięki.

Koniec

Komentarze

Puenta nie ma na celu komukolwiek ubliżyć, to zaznaczam dla co wrażliwszych.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Bo wiesz, ja jestem nekrofilem. Normalnie by mnie za to wsadzili, ale skoro Kaśka żyje…"

Za to zdanie, a dokładnie za ostatni fragment ("ale skoro Kaśka żyje..."), zingnoruję wszystko, co ewentualnie mi się w opowiadaniu mogło nie spodobać :D

Moja historia potwierdza tę pesymistyczną regułę. - tą pesymistyczną

 

Szybko i przyjemnie się czyta. Może to co napiszę, zabrzmi jak dziwactwo, ale to całkiem przyjemne opowiadanko:).

Pozdrawiam

Mastiff

Biorąc pod uwagę Twoje zamiłowanie do podobnych klimatów, zaintrygował mnie tytuł. No cóż... To jest wulgarne, odrażające i wstrętne, ale dość już tych komplementów.

W >>„Jak leziesz debilu!”

... zgubiłeś przecinek

"Kurwa, przecież Kasieńka miała figurę bogini - długie, zgrabne nogi, kształtne piersi, jędrne pośladki, talia osy… " - talię "Próbowałem jakoś przegadać jej do rozumu, ale stwierdziła, że Lucyna sama nie da rady." - lepiej jednak przemówić

Nie moje klimaty, ale podobało mi się przesłanie

Sorka, za pierwszym razem coś zjadło mi pół komentarza. Pewnie Lucyna.

Sympatyczne. Chyba wyraz "romansidło" jednak nie ma takiego znaczenia, w jakim został uzyty w tekście.

Zaczynam łapać Twoje klimaty i każde następne opowiadanko bardziej mi się podoba. Mam nadzieję, że trend się utrzyma :)

Hahaha, dobra historia.

pozdrawiam

I po co to było?

Bohaterowie - płytcy, jednowarstwowi, bez pomysłu

Narracja  - podstawowa

Fabuła - nijaka, a przy tym pełna dziur

Jednak czytało mi się bardzo przyjemnie, dlatego będzie pięć z plusem (w skali szkolnej)

Kochałem ją, a ona zjadła mnie - czyli alternatywna wersja romansu z Lucyną.

A tak na serio (chociaż ciężko takim tu być), to opowiadanko przesympatyczne. Dobra lektura na smutnawy wieczór, coby się lekko rozerwać.

A ja uważam, że tym razem Fasoletti popisał się naprawdę dobrym smakiem. Bardzo mi się podoba.

Mam nadzieję, że śliczne rysunki będą już zawsze wstępem do tekstu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nick mnie przyciągnął, tytuł powalił, treść spektakularnie dobiła.

Fas - uwielbiam te Twoje krótkie, sprośne opowiadanka. Czekam na kolejne.

 

Pozdrawiam

Fajne;))

tak, na Fasa można liczyć, że będzie ciekawie (i koniecznie z kutasem!)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Opowiadanie w porządku, puenta trafiona.

Dobre. Przez chwilę pojawiło mi sie coś na kształt uśmiechu na twarzy. 

Hym. Najpierw pomyslałem słabe, gdzie tu grind?

Potem się ogarnąłem i opoko zajechało mi jakąś makabreską w starym stylu. I już nie wiem co o tym myśleć.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Oj, Fasoletti, Fasoletti, za co Ciebie te dziewczyny kochają?

Ja wyciągnęlam. Ludzie lubiący filmy Allena są... delikatnie mówiąc, dziwni.

"Oboje kochaliśmy filmy Woodyego Allena..." - raczej: Woody'ego

 

"-No właśnie - odparł" - brak myślnika

 

Mniemam, że "Szeszele" to tak specjalnie?

 

Choć deczko dziwnie to brzmi pod tekstem Fasa, wyrok brzmi: lekkie i sympatyczne ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak, Szeszele są specjalnie :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti! Udało Ci się napisać coś, co nie jest obrzydliwe, wulgarne albo ociekające krwią z martwych płodów zmieszaną ze spermą. Jak tego dokonałeś? Nieważne. Ważne, że to dobry kierunek, moim zdaniem.
Denerwujące w Twoim stylu jest to, że naprawdę potrafisz dowalić niezłym tekstem, opisać coś zabawnie, ale potem szybko zakopujesz to często prymitywną, i do tego mało rozrywkową częścią narracji. Popracowałbym nad tym ; )
Niemniej orzekam dumnie, iż jest to pierwszy Twój tekst od dawna, który przypadł mi do gustu. Możesz przed snem sobie **** z tej okazji.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Miło mi to słyszeć, drogi berylu. Z radości *** sobie nawet po snie ;)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka