- Opowiadanie: elbaf - Burzowa Gawęda

Burzowa Gawęda

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Burzowa Gawęda

 

 

 

 

Wył wiatr. Tutaj, kilka kilometrów od granicy z Niemcami, ciemne chmury zakryły całe niebo, a nieprzerwanie lejące się strugi lodowatego deszczu sprawiały wrażenie jakby ich życiowym celem było zmycie niewielkiego obozowiska do jeziora.

-Aaaa! – rozległ się krzyk dziewczynki, poprzedzony pobliskim gromem, dobiegający z największego namiotu – Zginiemy tutaj!

– Uspokój się, Zuzia! – zawołała starsza – Harcerka nie może bać się byle burzy! – przerwała, a jej głowa okryta długimi, czekoladowymi włosami na chwilę wysunęła się z namiotu – Nie takie pogody już przeżyłam.

Po kilku sekundach obok niej pojawiły się twarze pozostałych obozowiczek. Wszystkie, prócz krzyczącej blondynki z pewnego rodzaju niezdrową fascynacją obserwowały padające błyskawice.

– Piękny widok. – rozmarzyła się niska, młoda szatynka – Te błyskawice wyglądają niczym fajerwerki, natura wie, co piękne!

– Przestań, Koda! – czternastolatka o długich, związanych włosach i niebieskich oczach spojrzała na nią krzywo.

– Oh, James, pożartować sobie nie można?

– Wiesz, że Zuzia się boi!

– Zwykłej burzy? Nic jej nie będzie!

James umilkła, w zamyśleniu zaciskając palce na niewielkim pudełku ukrytym w kieszeni. To z pewnością nie była zwykła pogoda. Pozostałe harcerki o tym nie wiedziały, ale trzymała w nim tajemnicze pióro. Miała je od kiedy pamiętała. Zawsze świeciło gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego. Tak było wcześniej, tego dnia, a teraz pudełko pulsowało coraz silniej.

– Zwykła czy nie, nie ma potrzeby jej straszyć! – zadecydowała, podchodząc do ostatniej z dziewczyn. Była to trzynastoletnia brunetka, wyglądająca na drobną i chudą. – Graw, pomóż mi przekonać Zuzię, że nie ma się czego bać!

– To oczywiste! – wywołana podeszła do wystraszonej – Posłuchaj, jesteśmy harcerkami! Nasze poprzedniczki dały sobie radę w znacznie trudniejszych warunkach, więc nas nie może pokonać jakąś tam burza!

– Chyba… masz rację. – jęknęła blondynka, ostrożnie wychodząc z namiotu.

– Zuch dziewczyna! – uśmiechnęła się James – A skoro już przy tym jesteśmy, ta burza wygląda niczym jakaś bitwa!

– Jesteśmy nad granicą – zauważyła Graw – pewnie nasi leją się z Niemcami?

– Ale macie wyobraźnię – zaśmiała się najstarsza, a po chwili dołączyły do niej pozostałe. Śmiały się aż do kolejnego pobliskiego gromu, po którym schowały się w namiocie. Nad obozem nadal szalała burza.

 

 

***

 

– Polnische Schweine! – rzucił z wyższością sturmbanfuhrer Erwinn Blitztanzen, stając naprzeciwko Stanisława Burzeckiego – Lepiej się poddaj! Wiesz, że z nami nie masz szans!

Płanetnik cofnął się, unikając kolejnego ciosu, po czym uderzył, raniąc jednego z szeregowych żołdaków. Dokładnie tak, jak mawiał dziadek Grzymisław – Sylfy w pojedynkę nie stanowiły żadnego zagrożenia dla duchów natury mogących poszczycić się przynależnością do folkloru Przenajświętszej Rzeczypospolitej. Jednak teraz wpadł w nieliche tarapaty – Jego oddział zwarł się z główna armią wroga kilkanaście kilometrów dalej, a ci tutaj mieli przewagę liczebną. Gnany młodzieńczą ambicją niespełna stuletni płanetnik chciał jak najszybciej rozprawić się z zagrożeniem – Ułańska fantazja była cechą wszystkich Polaków, nie tylko śmiertelnych. Dodatkowym problemem był fakt, , że Stanisław nie zabił jeszcze swojego pierwszego żmija, co dodatkowo utrudniało mu zadanie.

– Wiem, o czym myślisz, verfluchte Polnisch! – Sylf wyszczerzył się kpiąco – Ale ty nie masz jeszcze władzy nad pogodą. Zostają ci wiec dwa wyjścia: Albo poddasz się, a my wyjątkowo zapewnimy ci w niewoli warunki, jakie przynależą książętom, aber możesz wciąż się opierać… a wówczas urządzimy ci drugie Auschwitz!

– Pod warunkiem, że wam obłoczniaki gazu nie zakręcą! – prychnął złośliwie, starając się ukryć panikę. Na ułamek sekundy jego wzrok opadł niżej, a wtem na twarz płanetników wypłynął szczery uśmiech – I wybieram własne, trzecie wyjście! – krzyknął, natychmiast rzucając się w dół, w stronę zbawczego jeziora.

Wśród zebranych Sylfów przeszedł wrzask zawodu, a co bardziej przytomni rzucili za uciekającym piorunami. Żaden z nich jednak nie osiągnął celu, a sylwetka Stanisława Burzeckiego, księcia płanetników stawała się coraz mniejszym punktem, by w końcu zniknąć mu z oczu.

– Ihr Idioten, daliście mu uciec! – ryknął ich dowódca – Nie myślcie, że ujdzie wam to płazem, gdy Führer się o tym dowie! – Jego wrzaski zostały przerwane odległymi odgłosami rozpaczliwej walki, jakie jego główne siły toczyły z oddziałem płanetników – Hans und Hermann do mnie! – Przywołał do siebie dwóch podkomendnych – Polecimy szukać tego Burzeckiego. A reszta – Lećcie wesprzeć nasze siły. Mają więcej oleju w głowie niż wy, nie powinni więc ginąć z rąk tych untermenschen! – ryknął, patrząc z ponurym zadowoleniem jak wykonują jego rozkazy. To było jasne, że przegrają – Ziemie, przez setki lat należące do Prus, Cesarstwa, a w końcu do Tysiącletniej Rzeszy, w ciągu sześćdziesięciu pięciu lat odnowiły swą polskość, a to dawało przewagę tutejszym duchom. Dowódca jednak niespecjalnie się tym przejmował.

– Na co czekacie? – warknął do oczekujących – Schnella!

I już po chwili Sylfy leciały w dół, na poszukiwanie zbiegłego Polaka.

 

***

 

 

– Widzisz, Zuzia? – Graw uśmiechnęła się, ręką wskazując słabnący żywioł – Nie było tak źle!

– Miałyście rację. – blondynka uśmiechnęła się słabo – Nie powinnam tak panikować. Ale wiecie, jak bardzo boję się piorunów.

– Ja tam bardziej bym się bała gniewu Zbrodni – rzuciła Koda, po czym wszystkie dziewczyny, łącznie z wywołaną dowódczynią roześmiały się.

– Nie jestem chyba aż tak straszna? – spytała z udawanym oburzeniem – Tak czy siak, naprawdę nie było się czego bać, to była najzwyklejsza burza.

Wtem James, stale trzymająca dłoń w kieszeni munduru wyczuła, że jej sekretne pudełko pulsuje coraz bardziej. Był to niewątpliwy znak, że tajemnicze wydarzenie zbliża się coraz bardziej.

– Więc tak, teraz trzeba sprawdzić, czy burza nie poczyniła żadnych poważnych szkód! – zadecydowała Zbrodnia – Kto wie, co się mogło zdarzyć?

– Cicho! – szepnęła Graw, nadstawiając ucha – Słyszycie to?

– Co takiego? – spytała Koda, rozglądając się bacznie

– Coś jakby…pluskanie!

– Nie pleć głupstw – mruknęła Zbrodnia – nikt nie byłby takim wariatem, by pływać podczas burzy.

– Hej, ja też to usłyszałam – poderwała się Zuzia – Tam faktycznie ktoś jest!

Harcerki rzuciły się w stronę jeziora, powoli rozróżniając kontury otoczenia.

Ich oczom ukazał się porażający widok. Niedaleko od brzegu znajdował się młody mężczyzna, który musiał mieć niewiele ponad dwadzieścia lat. Jego długie, brązowe włosy opadały na twarz, a on sam z trudem utrzymywał się na powierzchni jeziora.

– Ten idiota zaraz się utopi! – krzyknęła zbrodnia, łapiąc się za głowę – Może mu któraś pomoże?

– Ratunku! – zawołał wspomniany – Nie umiem pływać!

– To same widzimy! – odkrzyknęła kwaśno Koda, po czym zamilkła pod groźnym spojrzeniem dowódczymi.

– Żarty na bok! Kto… urwała, patrząc na Zuzię, która, zdjąwszy bluzę od munduru, szykowała się do skoku do wody.

– No co? – spytała blondynka z delikatnym uśmiechem – Wprawdzie boję się burzy, ale pływam doskonale!

Nie czekając na reakcję pozostałych rzuciła się do jeziora, by po chwili wrócić na brzeg z krztuszącym się topielcem.

W tej samej chwili James poczuła, jak pudełko w jej kieszeni pulsuje po raz ostatni, po czym nagle się uspokaja. Tak. Jeśli wierzyć piórku, to właśnie ten uratowany mężczyzna był owym niezwykłym wydarzeniem.

– Dziękuję… wam… za ratunek – wychrypiał, gdy już jako tako doszedł do siebie.

– Miałeś szczęście. – mruknęła Zbrodnia, po czym wybuchła – Czy ty jesteś idiotą, czy tylko na takiego wyglądasz?! Pływać w jeziorze podczas takiej paskudnej pogody?!

– Pogoda jest piękna. – Rozmarzony mężczyzna zdawał się nie zwracać uwagi na słowa harcerki – Cudowna burza… jednak faktycznie, kąpieli nie planowałem. – roześmiał się – Ależ, gdzie są moje maniery? Nazywam się Stanisław Burzecki, w skrócie Staszek.

– No tak, faktycznie idealna pogoda jak dla ciebie! – Zaśmiała się dowódczymi – Jestem Sabina, ale mów mi Zbrodnia.

– Zuzia. – uśmiechnęła się blondynka wykręcając wodę ze swoich włosów.

– Graw.

– Koda.

– James. – przedstawiła się ostatnia, patrząc na Staszka podejrzliwie.

– Więc skąd się tu wziąłeś? – zapytała nagle Koda

– No cóż, ja…

– I czemu kąpałeś się w jeziorze? – dodała Graw

– Jakby to wam…

– Aleś ty odważny! – zawołała Zuzia – Nie bać się takiej strasznej burzy!

– Nie, nie, ja naprawdę bardzo lubię…

– Cicho, dziewczyny! – Przerwała im Zbrodnia – Widzicie przecież, że jest w szoku! Chodź, Staszek, tej nocy będziesz naszym gościem, a jutro pójdziesz w swoją stronę.

I wróciły do obozu, wraz z niespodziewanym nabytkiem, nie zdając sobie sprawy z jego prawdziwej tożsamości.

 

***

W pewnej odległości od jeziora przycupnął mężczyzna w średnim wieku, ubrany w wierną kopię esesmańskiego munduru. Wpatrywał się w drugi brzeg, gdzie – z powodu pogody – żaden człowiek nie miał prawa nic zauważyć.

– Gut… – powiedział Blitztanzen do siebie – A więc Burzecki ukrył się przed nami w obozie harcerskim. Poszło lepiej niż myślałem.

Sturmbanfuhrer w istocie nie był do końca szczery. Pamiętał z opowieści śmiertelnych hitlerowców, że właśnie oni byli jedną z większych plag okupowanej Polski.

Nagle rozległ się głuchy łoskot, a po chwili z pobliskich krzaków dobiegły odgłosy szybkiego, niemieckiego narzekania. Sylf westchnął – Musiał się jeszcze przez jakiś czas użerać z tymi kretynami.

– Hans, Hermann, komm! – warknął – a po chwili z krzaków wyszła dwójka obolałych podkomendnych. Byli chyba jeszcze młodsi niż poszukiwany książę – Nie umieli jeszcze dobrze lądować.

– Idioten, ile mam na was czekać?! – wycedził im w twarz, z nerwów ściągając z głowy oficerską czapkę. Odsłoniła ona parę siwych skrzydeł, sterczących u skroni.

– Przepraszamy, herr Sturmbanfuhrer, ale pierwszy raz mamy walczyć na ziemi! – Hans ze wstydu spuścił oczy.

– Ja wohl! – przytaknął Hermann – W dodatku to front wschodni…

– Dumkopff! – ryknął dowódca, bijąc go w twarz – Kiedy ja walczyłem na froncie wschodnim, te ziemie były integralną częścią Tysiącletniej Rzeszy!

Odsunął się od nich, pozostawiając w słusznym przerażeniu.

– Nie macie bladego pojęcia, co to znaczy Ostfront! – esesman zatopił się we wspomnieniach.

Młode Sylfy spojrzały po sobie – znowu miał ich zanudzać. Byli jednak zbyt strachliwi by mu się sprzeciwić.

– In November 1941 jahre znajdowaliśmy się na przedpolach Moskwy – Ciągnął Sturmbannführer – Wir, duchy natury dopiero kilka lat wcześniej, za sprawą loży Thule weszliśmy w skład śmiertelnych oddziałów, nosiłem więc tytuł Untersturmführera. Alles, tak śmiertelni jak i nasi pobratymcy, w podnieceniu wyczekiwaliśmy zdobycia Moskwy. Niestety, Winter była coraz gorsza, a radziecka obrona – nie do przełamania. I wtedy, jakby znikąd, pojawił się ON!

– Tajemniczy Standartenführer – szepnął Hans, przewracając oczami, a Hermann pokiwał głową. Wielokrotnie słyszeli już tę opowieść.

– Tajemniczy Standartenführer. – ciągnął dowódca, jak gdyby nigdy nic – Joseph Gletscher von Svalvbard. Nie wiem kim był – to była tajemnica Hitlera. I Thule. Jednak nie mógł być człowiekiem. Nie było dnia, aby z dziką rozkoszą nie zamordował sowieckiego jeńca. Und rzadko kiedy mit Waffen. – zrobił krótką pauzę dla dodania grozy – Gdy się na kogoś spojrzał, miało się uczucie, że Blut zamarza w żyłach. Wówczas rosyjska zima zdawała się być miłą pogodą. Von Svalvbard towarzyszył nam i pod Stalingradem i pod Kurskiem. Kiedy jednak In November, 1943 Sowieci odbili Kijów, zniknął tak samo jak się pojawił – niczym zjawa. Nikt z nas nie miał już o nim wieści, ale dla większości – tak nas jak i ludzi – był to symbol porażki. – Sturmbannführer otrząsnął się ze wspomnień – W porównaniu z von Svalvbardem ja jestem niezwykle wyrozumiały, nie wystawiajcie więc mojej cierpliwości na próbę, Ihr Saboteure! – wrzasnął tak, że Hans i Hermann zatrzęśli się – W drogę!

I tak, trójka sylfów podjęła swoją misję, zmierzając do obozowiska niczego niespodziewających się harcerek.

 

***

– Od razu lepiej. – westchnął Staszek, popijając herbatę – Czyżby… sosnowa?

– To obóz harcerski, korzystamy z tego co mamy pod ręką – odparła cicho James.

– Nie zrozum mnie źle, uwielbiam naturę! Na co dzień jestem zbyt zawalony obowiązkami w… rodzinnym przedsiębiorstwie, więc kiedy tylko udaje mi się na chwilę wyrwać, czuję, że żyję. Chociaż czasami nie wszystko idzie po mojej myśli. – Westchnął, spuszczając smutno głowę – Jestem wam niezwykle wdzięczny za tę gościnę, ale niestety, nie mogę dłużej z wami zostać.

– Ukrywasz coś przed nami? – spytała Koda – Co ci może grozić?!

Nim jednak gość odpowiedział, przerwał mu pobliski grom. Wszystkie harcerki – łącznie ze Zbrodnią – Były w szoku, jednak Staszek, zachowując stoicki spokój, szepnął tylko:

– Blitztanzen.

– Że co? – przerwała najstarsza – Jakiś Niemiec? Co on ma z tym wspólnego, o co tu chodzi?!

– O to, że muszę wam zapłacić za gościnę tak, jak umiem najlepiej – Staszek, z nieobecnym wzrokiem podszedł do wyjścia z namiotu. – Nie ważcie się za mną iść. To ważne. – Po czym zniknął w ciemnościach, a dziewczyny zostały same, cały czas w szoku.

– Przeanalizujmy. – Mruknęła Zuzia – szaleje paskudna burza, pod koniec której znajdujemy niedoszłego topielca. Wariata, który – nie umiejąc pływać – kąpie się w jeziorze. W taką pogodę.

– To nie mogło być tak. – Wtrąciła Graw – Mówi, że nie spodziewał się tej kąpieli. Nie powiedział o sobie zbyt wiele, a teraz nagle zniknął, twierdząc ze coś nam grozi.

– Podał tylko jakieś dziwne nazwisko. Również związane z piorunami. Mamy Burzeckiego, Blitztantzena… – wspomniała Zbrodnia – To w ogóle nie trzyma się kupy!

– Czy ja wiem? – James wzruszyła ramionami, przypominając sobie wariacje piórka – A może w tym szaleństwie jest metoda?

Nagle klapa namiotu rozchyliła się, a za dziewczynami powiał zimny wiatr.

– No, nareszcie, Staszek! – prychnęła Koda, odwracając się – Kto to widział, żeby… – zamarła. Wchodzącym nie był ich gość.

– Guten abend, meine Damen.– odezwał się intruz – Cóż to, zagubione? Podczas takiej burzy?

Wszystkie dziewczyny poderwały się. W wejściu stał mężczyzna w stroju oficera SS.

– Kim pan jest?! – wykrzyknęła Graw starając się brzmieć groźnie, a nie na przerażoną – I czego pan od nas chce?!

– Oh, enschuldigung! Prawie zapomniałem, się przedstawić! – ukłonił się z pewną dozą ironii. – Ich bin Sturmbanfuhrer Erwinn Blitztanzen.

Harcerki spojrzały po sobie – A więc Staszek nie bredził. Ten łotr musiał go ścigać.

– Ale nie bójcie się mnie, nie o was tutaj chodzi. – zapewniał spokojnym tonem, przechadzając się po namiocie – O ile będziecie ze mną współpracować, ein Haar nie spadnie wam z głowy.

– O co konkretnie chodzi?! – warknęła Zbrodnia, analizując w głowie szanse jej i dziewczyn

– Speziell! Jak w wojsku, to lubię – Intruz uśmiechnął się szeroko – Już za ein moment zniknę z waszego życia – na zawsze, potrzebuję tylko Information. So…wo ist Burzecki?

– Nie wiem, o kim pan mówi, burza jest na dworze, niech pan wraca skąd pan przyszedł! – prychnęła Zuzia.

– Konnte est sein? – spytał esesman o wiele mniej grzecznie – Gdy wchodziłem, diese Dame – wskazał na Kodę – wspominała coś o jakimś Staszku!

– I co z tego? – burknęła wywołana – Wielu Staszków jest na świecie!

– Gut… widzę, ze nie chcecie po dobroci… – mruknął Blitztanzen do siebie, po czym z niemal nadludzką szybkością wyciągnął skądś pistolet i przyłożył Kodzie do czoła – Masz dokładnie zehn Sekunden aby mi odpowiedzieć. W przeciwnym wypadku pożegnasz się ze swoim życiem, Polnische Schlampe! Odliczam. Zehn… Neun… A….Arghhhhhhhhh! – ryknął napastnik, przewracając się. Tym co zobaczyła przerażona Koda w miejsce jej niedoszłego zabójcy, był widok wściekłej James, trzymającej w ręku swojego glana.

– Uratowałaś mnie! – pisnęła, zbyt przerażona by się rozpłakać, po czym rzuciły się sobie w ramiona

– Hitlerowiec przesłuchujący harcerzy – parsknęła nerwowo Graw – Tradycji stało się zadość!

– Bez głupich żartów! – rzuciła Zbrodnia – Trzeba go jakoś związać, albo co, bo jeszcze za nami pójdzie! Pomóżcie mi!

Wraz z James i Graw posadziły napastnika na krześle, po czym James zabrała się za do wiązania. Blitztanzen pozbawiony czapki odsłonił swoje gęste, brązowe włosy… z delikatnym paskiem siwizny na skroni. Każdy duch natury, który przekroczył dwieście lat w pobliżu śmiertelników umiał ukrywać swoje rozpoznawalne znaki.

– Może i wygląda na jakieś czterdzieści lat, ale nie da się ukryć, ze przystojny. – Stwierdziła ze zdumieniem Zuzia. – Szkoda, że brzydale nie mogą być źli, a przystojniacy dzielnymi rycerzami…

– Staszek też niczego sobie – mruknęła Koda, wciąż roztrzęsiona.

– Iii tam, za stary dla ciebie, mała…

– Skupcie się! – Rozkazała Zbrodnia – Staszek jest w tarapatach! Ten naziol go ściga, a wątpię, aby robił to całkiem sam. – założyła na głowę kapelusz i stanęła przy klapie – Jazda, dziewczyny! Nasz gość nas potrzebuje. A nam należą się pewne wyjaśnienia…

I tak piątka harcerek pobiegła w burzową noc, zostawiając w namiocie skrępowanego jeńca.

 

***

 

Tymczasem Staszek, ukryty za drzewem obserwował niekompetencję szeregowych Sylfów. Szczęśliwie była ich tylko dwójka, nie mogli też mieć więcej niż siedemdziesiąt lat. Rozprawienie się z nimi nie powinno więc nastręczyć mu jakiś większych trudności, pozostawał jednak zasadniczy problem – gdzie jest ich dowódca

Wasza Książęca Mość! – rozległo się w jego głowie – Wasza Książęca Mość!

O co chodzi? – płanetnik podchwycił kontakt telepatyczny

Dzięki niech będą Bogu i Urielowi, żyjesz! – rozmówca odetchnął z ulgą – Z tej strony kapitan Ozonowski, z zachodniego oddziału. Rotmistrz Kulicki kazał przekazać, że pomimo wielu strat własnych niemal wygraliśmy bitwę, i już wkrótce do Ciebie dołączymy. Gdzie dokładnie jesteś?

Kostrzyn, dwa km od granicy. Ale nie musicie się spieszyć, tutaj jest ich tylko trójka – Blitztanzen i dwóch szeregowych, nie ma strachu…

– Staszek, gdzie jesteś? – Rozległo się między drzewami.

Później się do was odezwę! – rzucił tylko płanetnik, zrywając połączenie z własnymi ludźmi. Niestety, krzyk dziewczyn usłyszeli też wrogowie, bo zaczęli czujnie rozglądać się dookoła. Nagle zza drzewa wybiegła Zuzia rzucając się mu na szyję, a za nią reszta dziewczyn.

– Oh, jesteś tutaj, całe szczęście….

– Też się cieszę na twój widok! – zapewnił szybko, będąc na wpół uduszony w uścisku harcerki – Ale przecież zabroniłem wam opuszczać namiot! – dodał z wyrzutem, gdy tylko udało mu się uwolnić.

– Niestety, nie zabroniłeś wchodzić do nas hitlerowcom. – rzuciła z wyrzutem Zbrodnia – Teraz się, kolego, nie wymigasz! Gadaj, o co tu chodzi!

– Gut, gut, gut… – zza ich pleców rozległ się znajomy głos – Alles na talerzu, jak miło…

Wszyscy odwrócili się z przerażeniem malującym się na twarzach. Jak mogli się spodziewać, stał tam Blitztanzen, z pistoletem wycelowanym w ich stronę, a po jego bokach stanęli dwaj podkomendni z karabinami.

– Ależ ci harcerze potrafią dać się we znaki! – zawołał z udawanym podziwem – Nach all den Jahren wciąż jesteście wymagającymi przeciwnikami! Sowieso, tutaj wasza przygoda się kończy, meine Damen. Doprowadziłyście mnie wprost do celu. – zawiesił głos, a w tym czasie jego żołnierze przeładowali karabiny – Aber keine angst o własne umiejętności, doskonale wiążecie liny. Po prostu nie da się związać Sylfa!

– Co… Sylfa… jak… – próbowała wymamrotać Koda, ale nie było to możliwe – Przed oczyma jej pociemniało i straciła przytomność.

 

***

 

– Hej, dziewczynko! Dziewczynko, wszystko gra? – z ciemności wyrwał Kodę jakiś ciepły głos. Powoli otworzyła oczy, i zobaczyła nad sobą zatroskaną twarz policjanta, który jednak od razu się rozpogodził

– Co się stało… jakieś sylfy… – wymamrotała, dając się podnieść.

Okazało się, ze znajdują się na pobliskiej polance, gdzie stał zaparkowany policyjny radiowóz. Prócz rozmawiającego z nią stróża prawa, stał tam jeszcze jeden rozmawiający ze Staszkiem, a wszystkie dziewczyny też już doszły do siebie. W samochodzie siedzieli zaś zamknięci ich prześladowcy – Blitztanzen, i dwóch podkomendnych.

– Obudziłaś się! – zawołała Zbrodnia, podchodząc do niej – Wreszcie!

– Ale… co się tu stało? Pamiętam jak zaatakował nas ten esesman, a potem straciłam przytomność…

– Jak my wszystkie. I byłoby z nami krucho, gdyby nie panowie policjanci!

Nagle Staszek przestał rozmawiać z funkcjonariuszem, machając do dziewczyn. Gdy te podbiegły, rzekł uroczystym tonem.

– Ponieważ jest już bezpiecznie, mogę was zapoznać ze szczegółami. Przede wszystkim dziękuję wam, dziewczęta, za pomoc udzieloną organom ścigania. Faktycznie, harcerki umieją sobie poradzić!

– Organom ścigania? – wykrzyknęła Graw – Teraz rozumiem!

– Co takiego? – spytała Koda, wciąż nie w pełni rozbudzona

– Ach tak, muszę się wam chyba przedstawić raz jeszcze! – uśmiechnął się przepraszająco – To prawda, że nazywam się Stanisław Burzecki. A dokładniej… komisarz Stanisław Burzecki z wydziału kryminalnego!

– Policjant? – spytała Zuzia z rozdziawioną buzią

– Dokładnie. Od miesięcy śledziliśmy te sylfy… a właściwie neonazistowską grupę „ Sylphen ". Napadali na przygraniczne miejscowości, no i… same możecie się przekonać co robili. – dodał groźnie, a dziewczynom aż ścierpła skóra.

– Działali niczym prawdziwe duchy wiatrów, nie zostawiając żadnych śladów – dodał policjant, który obudził Kodę – Dlatego pan komisarz postanowił sprowokować ich do wyjścia z kryjówki – dzięki temu możemy ich wreszcie ująć.

– Bez was nigdy by się nam nie udało! – zapewnił Staszek – Jeszcze raz dziękuję. Teraz jednak musimy jechać, oddać tych zwyrodnialców w ręce wymiaru sprawiedliwości!

– Działanie w grupie nazistowskiej, nielegalne posiadanie broni, napaście na wielu ludzi , do tego włącznie z porwaniami… – wymienił kolejny z funkcjonariuszy – Już teraz mogę śmiało powiedzieć, ze nie wyjdą z pudła zbyt szybko!

– Harcerki zawsze będą działać w obronie sprawiedliwości! – zapewniła Zbrodnia, a wraz z nią pozostałe dziewczyny

– W to nie wątpię! W dodatku jesteście niezwykle gościnne. I, oczywiście, odważne – obozować podczas takiej burzy…

– Zabawna historia! – stwierdził policjant budzący Kodę – Ludzie mówią, że podczas takiej pogody płanetnicy chodzą po ziemi. Wówczas człowiek, który okaże im dobre serce, może liczyć na nagrodę…

– Starczy już tych legend, Ozonowski, nie mamy czasu! – rzucił cierpko drugi – Musimy już jechać, dziewczęta. Miło się z wami rozmawia, ale tutaj, wzdłuż granicy grasuje jeszcze wiele grup, którym wydaje się, że wciąż mamy drugą wojnę światową. Tylko załatwimy parę papierkowych spraw i już nas nie ma.

– Żegnajcie! – odparł cicho Staszek, ściskając się z nimi – Kto wie, może się jeszcze kiedyś spotkamy?

– No to my też znikamy. – odparła Zbrodnia – Cieszę się, że mogłyśmy pomóc. Idziemy! Mam nadzieję, że namiot jest cały…

– Z pewnością! – zawołał za nimi młody komisarz, machając na pożegnanie.

Gdy dziewczyny były już między drzewami, James wyraźnie zwolniła.

– Co ty wyprawiasz? – spytała cierpko dowódczyni – Nie mamy czasu!

– Zaraz do was dojdę! – odparła – Chyba coś… zgubiłam!

Zbrodnia prychnęła , a po chwili wszystkie odeszły w stronę obozu. Jednak James wcale niczego nie szukała. Stanęła ukryta za drzewem, wyciągając z kieszeni pudełeczko, z delikatnie lśniącym piórkiem. I czekała.

 

***

 

– Jesteś waść głupcem, kapitanie Ozonowski – burknął policjant – Mogłeś nas zdekonspirować!

– Ale, panie rotmistrzu! Musimy dbać o nasz PR!

– Od tego, to ja jestem, kapitanie! – dodał z naciskiem Staszek – Wiedz jednak, że już nigdy nie będę narzekał na to, że na służbie stale oglądasz W11. W tych ziemskich programach można znaleźć sposób na wybrnięcie z większości kłopotliwych sytuacji.

– Może i racja, wasza książęca mość – przyznał niechętnie Kulicki, ściągając czapkę policyjną i odsłaniając siwe skrzydła sterczące ze skroni – Tak czy siak, czas na nas.

– Chwileczkę, rotmistrzu. Zademonstruję Ozonowskiemu jak należy dbać o PR – tak, żeby się nie zdradzić, a jednocześnie, aby ludzie nie zapomnieli o płanetnikach! – dodał, po czym machnął ręką w stronę obozu harcerek – I teraz nasza misja naprawdę jest skończona!

– No to wsiadamy! I tak już straciliśmy tutaj za dużo czasu.

Po chwili fałszywy radiowóz wzniósł się w powietrze, zmieniając jednocześnie w staropolską karocę, nie zaprzężoną jednak w żadne konie. Gdy pomykała przez niebo, dało się słyszeć cichy, niemiecki głos.

– Ihr mnie jeszcze popamiętacie, verfluchte Polnisch! – a potem pojazd zniknął gdzieś w chmurach.

 

 

***

 

Kogo oni chcieli oszukać? – James uśmiechała się do siebie – Burzowe nazwiska, nagła kąpiel, sylfy, utrata przytomności… no i przede wszystkim piórko – To się trzyma kupy! Równie dobrze mogli powiesić sobie na szyi plakietkę.

Szła przez las, zmierzając do obozu – A więc płanetnicy naprawdę istnieją, a Staszek musiał być kimś wysoko postawionym w ich hierarchii. Coś takiego nie zdziwiło jej specjalnie – nie wtedy, kiedy jest się właścicielką szalonego piórka. Dobrze jednak, że ugościła gościa herbatką – podobno duchy natury obdarzały dobrych ludzi nieprzebranymi skarbami. Co jednak zrobią z tymi wszystkimi złotymi monetami?

Podeszła do obozowiska, i stanęła jak wryta – Namiot zmienił się nie do poznania. Był w znacznie lepszym stanie, nówka… coś takiego mogło kosztować nawet kilka tysięcy złotych, gdzie tam na ubogą kieszeń hufca?

Pełna dziwnych przeczuć wbiegła do środka – wszystko zostało ulepszone – Śpiwory, karimaty, zapasowe płaszcze… Pozostałe dziewczyny patrzyły na to z rozdziawionymi ustami.

– Co to ma być?! – wyjąkała w końcu Zbrodnia – To jakieś czary?!

James roześmiała się w duchu. No tak, złote monety faktycznie nie byłyby zbyt przydatne, ale w końcu skarb nie jedno ma imię. Miło wiedzieć, że nawet duchy natury były postępowe.

– James, wiesz coś o tym?!

– Oh… powiedzmy, że przywiał je wiatr. – uśmiechnęła się przebiegle, po czym wzniosła oczy ku górze. Coś jej mówiło, ze nie był to koniec przygód z młodym płanetnikiem!

 

 

 

Zbieżność osób i nazwisk, a także miejsc ( nie) jest przypadkowa!

Koniec

Komentarze

-Aaaa! – rozległ się krzyk dziewczynki, poprzedzony pobliskim gromem, dobiegający z największego namiotu – Zginiemy tutaj! – No dobra, burza była blisko, ale stwierdzenie, że grom był pobliski, nie brzmi zbyt ładnie. Ważne, że pizgnęło zanim krzyknęła i wystarczy.

 

Wszystkie, prócz krzyczącej blondynki z pewnego rodzaju niezdrową fascynacją obserwowały padające błyskawice. – Błyskawice z całą pewnością nie padają.

 

- Piękny widok. – rozmarzyła się niska, młoda szatynka – Te błyskawice wyglądają niczym fajerwerki, natura wie, co piękne! – Powtórzenia, i tu i do zdania wyżej.

 

James umilkła, w zamyśleniu zaciskając palce na niewielkim pudełku ukrytym w kieszeni. To z pewnością nie była zwykła pogoda. Pozostałe harcerki o tym nie wiedziały, ale trzymała w nim tajemnicze pióro. – Wytłuszczone zdanie powinno być gdzieś dalej. W tym miejscu jest bez sensu, nie ma logicznego ciągu ani z poprzedzającym, ani z następnym.

 

Miała je od kiedy pamiętała. Zawsze świeciło gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego.

 

Zawsze świeciło gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego. Tak było wcześniej, tego dnia, a teraz pudełko pulsowało coraz silniej. – Co było wcześniej, a co tego dnia? Brakuje tu jakiegoś dookreślenia, a zamiast „wcześniej, tego dnia”, wystarczy napisać po prostu „rano”.

 

Była to trzynastoletnia brunetka, wyglądająca na drobną i chudą. – Graw, pomóż mi przekonać Zuzię, że nie ma się czego bać! – A w rzeczywistości była gruba i olbrzymia? :P Albo była drobna i chuda, albo nie. Wyglądać można na chorego, na zmęczonego, jak debil… Ale co do tuszy, to tak trochę nie bardzo.

 

Śmiały się aż do kolejnego pobliskiego gromu, po którym schowały się w namiocie. – znów ten pobliski grom…

 

Na ułamek sekundy jego wzrok opadł niżej, a wtem na twarz płanetników wypłynął szczery uśmiech – jedną wspólną twarz wszyscy mieli? Jak liczba mnoga, to mnoga. Trochę konsekwencji w opisach.

 

 

Powyżej baaaardzo pobieżna analiza pierwszego podrozdziału. Początek drugiego jest tak zagmatwany w opisach, że nie wiadomo kto z kim i dlaczego. Odpuściłem czytanie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

za literówki przepraszam, pisane w notatniku... co do reszty... mam drobne problemy z powtórzeniami, a co do opisów samych postaci...ciezko opisywać prawdziwe postacie kiedy dostało się eldwo kilka zdań opisu sprzed lat...

Coś mi się kojarzy z Kołodziejczakiem i Czarną Granicą ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Zwaliły mnie z krzesła imiona. Zuzia, Koda, Graw, James... James kobietą? Poza tym nie dotarło do mnie, kto z kim, gdzie i kiedy, po co.

dj Jajko - naprawdę? nawet nie czytałem, jedyne na czym się wzorowałem to nasza mitologia, W11, moja dawne opowiadania i informacje o harcerskich wypadach mojej koleżanki Iwony ( ksywka James... nie wiem dlaczego)

 

AdamKB - to prawdziwe " istoty" znajome James ( patrz wyżej). te opowiadanie to po prostu wzbogacona przygoda jej i jej przyjaciółek sprzed lat - dlatego użyłem aż tylu, w dodatku osobiście ich nie znam - stąd taki chaos.

pytanie dodatkowe - czy na tym serwisie można umieszczać fanficki? albo poezję fantastyczną?( wiem, ze można na forum, ale czy tutaj w kategorii opowiadania)

Fanfiki jak najbardziej, ale na poezję to tu raczej zbyt wielu chętnych nie znajdziesz.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Raz był konkurs błyskawiczny na wiersz fantastyczny... Ale --- raczej nie zostanie  powtórzony.

No nie. Ktoś mi zbeszcześcił nawet płanetników.

Nie doczytałam do końca, bo w którymś momencie historia zaczęła mnie nurzyć (mniej więcej w tym, w którym merysójka straciła przytomność), ale widze, że zacięcie pisarskie jak najbardziej jest.

Jak również stada błędów.

"a jej głowa okryta długimi, czekoladowymi włosami" - wookie?

"To z pewnością nie była zwykła pogoda. Pozostałe harcerki o tym nie wiedziały, ale trzymała w nim tajemnicze pióro. Miała je od kiedy pamiętała." - Jaki związek ma pierwsze zdanie z kolejnym? Dzięki kontinuum czasoprzestrzennemu, że nie piszesz po łacinie.

"Wtem James, stale trzymająca dłoń w kieszeni munduru wyczuła, że jej sekretne pudełko pulsuje coraz bardziej. Był to niewątpliwy znak, że tajemnicze wydarzenie zbliża się coraz bardziej." - bardziej i bardziej i bardziej i bardziej i bardziej i ...

"Nie czekając na reakcję pozostałych rzuciła się do jeziora, by po chwili wrócić na brzeg z krztuszącym się topielcem." - chociaż żaden ze mnie biolog, zapewniam, że topielec by się nie krztusił.

 

Starałam się nie dublować i nie wyciągać ortografów etc.

 

Pomijając fabułę (ogólnie jest dobrze) to sposób wysławiania się Blitztanzena (i jego nazwisko) rozśmieszyły mnie szalenie. Zaliczam do ogromnych plusów.

PS.

Właśnie doczytałam twoj komentarz " te opowiadanie to po prostu"

Już nie żyjesz, zabiłam cię BARDZO ciężkim podręcznikiem do języka polskiego. Wielokrotnie.

Dziękuję za... no, chyba pozytywny komentarz ^^;

za ortografię już przepraszałem, w tekście notatnik i pośpiech a tutaj - nieuwaga.

 

co do zdania o piórku - to, na co zwróciłas uwagę, odnosi się do pudełka, dlatego wydaje się nielogiczne

 

zbeszcześciłem płanetników... chodzi o hitlerowców, czy o słabą jakość opowiadania?

 

I ostatnia uwaga - miałaś na myśli że fabuła jest ogólnie dobra, czy że opko jest ogólnie dobre, a fabuła kiepska?

Dziękuję za... no, chyba pozytywny komentarz ^^;

za ortografię już przepraszałem, w tekście notatnik i pośpiech a tutaj - nieuwaga.

 

co do zdania o piórku - to, na co zwróciłas uwagę, odnosi się do pudełka, dlatego wydaje się nielogiczne

 

zbeszcześciłem płanetników... chodzi o hitlerowców, czy o słabą jakość opowiadania?

 

I ostatnia uwaga - miałaś na myśli że fabuła jest ogólnie dobra, czy że opko jest ogólnie dobre, a fabuła kiepska?

Fabuła jest dobra. Cudo to nie jest, ale ok.

Jeśli chodzi o zbeszczeszczenie, to raczej miałam na myśli mój idealny obraz płanetnika, który oczywiście nie musi się zgadzać z wizją autora, ale zawsze będzie tym pierwszym i najlepszym.

Wiesz... nie uważam, ze piszę cudownie ( gdyby tak było, opowiadań nie wysyłałbym tutaj, tylko do wydawnictwa). Uznanie fabuły za dobrą to już wielki komplement ( zwłaszcza na tej stronie)

 

A tak z czystej ciekawosci, mógłbym poznać ów obraz płanentnika?

"Bestiariusz słowiański" Pawła Zycha i Witolda Vargasa, strona 144. Lakonicznie, ale zawsze coś wiadomo.

Nowa Fantastyka