- Opowiadanie: habakuk - Anioł

Anioł

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Anioł

 

23 Maja

Pracę z pacjentem numer 1017 rozpocząłem trzy miesiące temu. Ze względu na wciąż nasilające się objawy jego choroby, zaleciłem zwiększoną dawkę leków oraz wzmożoną kontrolę. Postanowiłem również zapisywać obserwacje w tym dzienniku. Istnieje wysokie ryzyko, że w przeciągu kilku tygodni pacjent straci kontakt z rzeczywistością.

 

Podczas większości z naszych spotkań pacjent opowiada o odwiedzającej go (w jego mniemaniu) kobiecie. W zależności od dnia, wykazuje on albo znaczny optymizm, momentami sięgający wręcz ekscytacji, albo daleko posunięte obniżenie nastroju, mające wyraźne cechy depresyjne.

 

Kluczowe dla sprawy jest ustalenie, czy owa kobieta jest wytworem wyobraźni pacjenta, czy prawdziwą osobą, która odegrała jakąś rolę w jego życiu. Poniżej przytaczam naszą ostatnią konwersację. Podczas wizyty zastałem pacjenta w ponurym nastroju, przez całą rozmowę siedział skulony na łóżku i wpatrywał się w okno.

 

– Dzień dobry.

– Dzień dobry panu.

– Czy coś się stało?

– Być może, nie wiem.

– Skąd te wątpliwości?

– Była u mnie wczoraj. Długo rozmawialiśmy.

– O czym?

– O przeszłości.

– Czy wspomnienia wprawiły cię w złe samopoczucie?

– Nie wiem, chyba tak.

– Dlaczego chyba?

– Coś zaczynam sobie przypominać, ale nie jestem pewien co. Wydaje mi się, że coś się kiedyś wydarzyło.

– Coś złego?

– Tak myślę… Przepraszam, nie chcę już o tym rozmawiać.

– Jesteś pewien? Wiesz, że możesz mi zaufać.

– Tak, wiem, ale nie dzisiaj. Do widzenia, panie doktorze.

 

Prawdopodobnym jest, że w życiu pacjenta doszło do wydarzenia, które było dla niego zbyt trudne do udźwignięcia i zostało wyparte ze świadomości. Możliwe, że pod wpływem wyimaginowanej rozmówczyni, która zdaje się być projekcją podświadomości, pacjent powoli przypomina sobie dawne zdarzenia, ale jeszcze nie jest gotów ich przyjąć.

 

27 Maja

Dzisiejszy dzień przyniósł pewien przełom, pacjent zdobywa się na coraz większą otwartość. Po wielu próbach zaczynam docierać do prawdy ukrytej w jego umyśle.

 

– Dzień dobry.

– Witam.

– Widzę, że masz dzisiaj dobre samopoczucie.

– Tak, proszę pana.

– Odwiedziła cię niedawno?

– Owszem, była tu przed chwilą.

– Nie mogłeś poprosić jej, by została dłużej?

– Mówiłem już panu, że to niemożliwie. Ona zawsze wie, kiedy pan przychodzi i nigdy nie pozwoli, by ją pan zobaczył.

– Dobrze. Czy zechcesz opowiedzieć o czym rozmawialiście?

– Czekałem, aż pan zapyta! Dzisiaj powiedziała mi coś pięknego.

– Co takiego?

– Powiedziała, że rozumie.

– Rozumie co?

– Dlaczego tak dziwnie zachowywałem się w górach.

– Nigdy o tym nie wspominałeś.

– Nie pamiętałem tego.

– Dzisiaj sobie przypomniałeś?

– Ona mi przypomniała.

– Co konkretnie?

– Prawie wszystko. Imprezę, fajerwerki, tańce. Powiedziała, że nie wiedziała, jak bardzo jest mi ciężko.

– Kochałeś ją?

– Nadal ją kocham.

– Kiedy to było?

– Nie pamiętam.

– Jesteś pewien, że to wszystko miało miejsce?

– Tak, ona mnie nigdy nie okłamuje.

– Zechcesz opowiedzieć coś więcej?

– Wydaje mi się, że po imprezie doszło do jakiegoś zdarzenia. Pamiętam wschód słońca. I ją na tle nieba. I… kogoś jeszcze.

 

W tym momencie nastrój pacjenta uległ znacznemu pogorszeniu, co prawdopodobnie było spowodowane sięganiem do zbyt bolesnych wspomnień.

 

– Co się wtedy stało? – spytałem.

– Słucham? Nie, ja… nie pamiętam co było dalej. Nie chcę już o tym rozmawiać.

– To jest bardzo ważne, abyś spróbował sobie przypomnieć.

– Czuję, że nie powinienem. Nie chcę… Przepraszam, chciałbym zostać sam.

 

Zanim wyszedłem, pacjent powiedział jeszcze: ‘ona nie pozwoli mi tu zostać’. Nie chciał wyjaśnić co miał na myśli, ale obawiam się najgorszego.

 

31 Maja

Wczoraj w nocy doszło do bardzo przykrego zdarzenia. We śnie umarł jeden z sanitariuszy. Taka sytuacja nigdy dotychczas nie miała miejsca, sprawą ma się zająć policja. Jestem pewien, że to wydarzenie wpłynie niekorzystnie na naszą kadrę i pensjonariuszy. Za chwilę udaję się na rozmowę z pacjentem 1017, spodziewam się zastać go w złym stanie psychicznym.

 

– Witaj.

– Dzień dobry, doktorze.

– Na pewno słyszałeś o tym, co się wydarzyło.

– Tak, jest mi bardzo przykro.

– Każdemu jest przykro.

– Nie chciałem, aby do tego doszło. To moja wina.

– Dlaczego tak mówisz? Przecież nie było cię przy tym.

– Ale ona była.

– O czym ty mówisz?

– Próbowałem ją przekonać, że to nie jest konieczne, ale nie chciała mnie słuchać. Zawsze robiła to, co sobie postanowiła. A teraz jest już za późno.

– Rozumiem twój smutek, ale czy nie uważasz, że za bardzo się obciążasz? Czy nie jest tak, że próbujesz znaleźć takie wytłumaczenie wczorajszego zdarzenia, które pozwoli ci wziąć na siebie winę? To nie jest konieczne.

– Pan nie rozumie. Od początku pan nie rozumiał.

– Czego nie rozumiem?

 

Jak wiele razy wcześniej, pacjent odmówił dalszej rozmowy. Położył się na łóżku, zwrócił w stronę ściany i okrył kocem.

 

3 Czerwca

Dzisiaj przez cały dzień w placówce nie było prądu. Ktoś zadzwonił do odpowiednich służb, ale poinformowano nas, że nie ma żadnych przerw w dostawach energii i wszystko powinno działać prawidłowo. Przysłany człowiek nie pomógł rozwiązać problemu.

 

Nastrój pacjenta 1017 nie ulega poprawie. Dzisiejsza rozmowa była dla niego bardzo bolesna, jednak jestem pewien, że poczynił pierwszy krok do wyzdrowienia. Wreszcie zdobył się na odwagę, aby zmierzyć się ze swoją przeszłością. Kwestią do rozważenia pozostaje, czy ta przeszłość rzeczywiście wyglądała tak, jak ją opisuje.

 

– Dzień dobry. Jak się dzisiaj czujesz?

– A jak pan myśli?

– Rozumiem, że coś cię zmartwiło?

– Zmartwiło? Jestem załamany, panie doktorze.

– Czy to przez nią?

– W pewnym sensie. Dzisiaj wreszcie opowiedziała mi wszystko. Teraz już pamiętam.

– Przypomniałeś sobie, co się wtedy stało?

– Pamięta pan, jak mówiłem o imprezie? Po niej wszyscy poszli oglądać wschód słońca. Oczywiście ja nie, bo znowu uległem swojej chorobliwej nieśmiałości. Po jakimś czasie jednak się przełamałem i ruszyłem w stronę urwiska, z którego miał być najlepszy widok. Kiedy dotarłem na miejsce, wszyscy już tam byli. Zawahałem się. Nie miałem odwagi podejść, więc zostałem z tyłu i ukryłem się za krzakami. Wtedy zobaczyłem, jak jeden chłopak obejmuje ją na wysokości pleców. Czekałem, aż zareaguje, odsunie go, ale ona nic nie zrobiła. Wpadłem w szał. Rzuciłem się przed siebie, chcąc złapać go i rzucić się z nim w przepaść. Ale wpadłem na nią… Próbowałem ją złapać, ale nie zdążyłem. Przewróciłem się, a ona spadła…

– Co zrobiłeś potem?

– Podczołgałem się do krawędzi, spojrzałem w dół i zobaczyłem ją. Leżała na skale. Jej włosy… jej cudowne, białe włosy utworzyły nad jej głową aureolę. Wyglądała jak anioł. Taka niewinna…

– Pamiętasz coś jeszcze?

– Dostałem czymś twardym w głowę i zemdlałem. Reszta to tylko strzępy wspomnień. Były przesłuchania. Wiem, że przedstawiciele policji nie dali wiary zeznaniom z dwóch powodów. Pierwszym było to, że wszyscy z nas byli wtedy mocno wstawieni.

– A jaki był drugi powód?

– Nigdy nie odnaleziono ciała.

 

4 Czerwca

Lekarz nie powinien pisać takich rzeczy, ale odczuwam pewien niepokój. Wczorajsza rozmowa zasiała we mnie wątpliwości. To nie jest profesjonalne podejście, zamiast skupiać się na pacjencie, zaczynam przywiązywać zbyt dużą wagę do własnych odczuć. Coś jednak nie daje mi spokoju. Z niecierpliwością oczekuję następnej rozmowy, którą ze względu na stan pacjenta wyznaczyłem już na dzień dzisiejszy.

 

– Witaj.

– Dzień dobry. Dzisiaj rozmawiamy ostatni raz.

– Słucham?

– Jest pan dobrym człowiekiem, doktorze. Cieszę się, że nic panu nie zrobi.

– Nie rozumiem.

– Wiem o tym. Jest pan lekarzem, nie detektywem. Inaczej może zdołałby pan połączyć wszystko w całość.

– Może w takim razie mi w tym pomożesz?

– Ten pielęgniarz, który umarł niedawno. Uderzył mnie kiedyś, wie pan? A ja jej o tym powiedziałem.

– Co sugerujesz?

– Powiedziałem jej też, że chciałbym, aby w tym cholernym miejscu chociaż przez jeden dzień była cisza i spokój. Żadnych ogłoszeń, radia, zbyt głośnej telewizji czy wyjącego alarmu.

– To były przypadkowe usterki.

– Nie wydaje się panu dziwne, że policja puściła mnie wolno?

– Wyjaśniłeś, jak do tego doszło.

– Tak, ale mimo wszystko? Jedna osoba znika, drugą wszyscy oskarżają o zabójstwo. I oto jestem przed panem, może nie wolny, ale przecież mogłem skończyć o wiele gorzej.

– Do czego zmierzasz?

– Naprawdę pan tego nie dostrzega? Ona mnie chroni.

– Ona nie istnieje!

 

Nie powinienem był tak się zachować, moja reakcja była zbyt emocjonalna. Pacjent przez chwilę milczał, przyglądając mi się, a potem rzekł:

 

– Długo pan się łamał. Wreszcie to z pana wyszło.

– Przepraszam. To było nieprofesjonalne.

– Nie szkodzi. Od początku wiedziałem, że mi pan nie wierzy. Zresztą kto by uwierzył?

– Porozmawiajmy o tym wszystkim jeszcze raz. Przeanalizujmy całą sprawę od początku.

– Nie ma potrzeby, panie doktorze. Dziękuję, że pan do mnie przychodził, czułem się dzięki temu mniej samotny.

 

Po raz pierwszy w historii naszych spotkań pacjent wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę. W jego spojrzeniu dostrzegłem rezygnację. Tak wygląda człowiek, który pogodził się z tym, co nieuchronne. Nie rozmawialiśmy więcej.

 

9 Czerwca

Po naszej ostatniej rozmowie zaleciłem całonocną obserwację, gdyż obawiałem się, że pacjent zamierza targnąć się na swoje życie. Gdy następnego dnia przyszedłem do pracy i poprosiłem o raport, spotkałem się z dziwnymi spojrzeniami i pytaniami personelu. Czym prędzej poszedłem do pokoju, w którym pacjent przebywał, wszedłem do środka i zastałem tam kogoś innego. Pół dnia biegałem po placówce i próbowałem dowiedzieć się, gdzie został przeniesiony. Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Przeszukałem kartotekę, ale nie znalazłem jego danych. Popędziłem do dyrektora i zrobiłem awanturę, wykrzykując, że nie można zamykać sprawy bez konsultacji z lekarzem prowadzącym. To, co usłyszałem, sprawiło, że zabrakło mi tchu. Sprawa pacjenta numer 1017 nie została zamknięta. Ona nigdy nie istniała.

 

Polecono mi, abym wziął kilka dni wolnego. Dopiero dzisiaj odzyskałem część dawnego spokoju i próbuję zamknąć ten dziennik. Wspominam rozmowy odbyte z pacjentem. W jego spojrzeniu nigdy nie dostrzegłem fałszu, zawsze szczerze wierzył w to, co mówił. Momentami myślę, że ja też w to wierzyłem. Po głowie chodzą mi słowa: ‘dzisiaj rozmawiamy ostatni raz’ i ‘ona nie pozwoli mi tu zostać’. Chyba nigdy się nie dowiem, co się tak naprawdę wydarzyło. I czy w ogóle coś się wydarzyło. Wciąż się zastanawiam, który z nas dwóch tak naprawdę był szalony.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Bez zachwytu, ale nie jest źle.

 

Mam wrażenie, że język był nieudolnie stylizowany na fachowy. Na przykład fragment "daleko posunięte obniżenie nastroju, mające wyraźne cechy depresyjne" mnie zraził - czy zamiast tego nie wyraźniej byłoby "jest w stanie skrajnej depresji" or sth? Poza tym, poza podobnymi sformułowaniami cały tekst nie sprawia wrażenia profesjonalnego.

 

Nie podobały mi się opisy zachowania pacjenta. Tam, gdzie w ogóle ich nie ma, jakoś nie wczuwam się w sytuację. Tam, gdzie są, są podane w formie "pacjent był w dobrym/złym/ponurym/pogodnym nastroju" i też niewiele mówią. 

Bez emocji. Niby napisane poprawnie, ale ani grzeje, ani ziębi. Styl (zapewne celowo) sztywny, wydarzenia lekko niezrozumiałe, przedstawione zwyczajnie nieciekawie. Brakuje tu czegoś, co by przyciągnęło uwagę i sprawiło, że tekst zostanie zapamiętany.

O co zresztą chodzi? Gość ewidentnie stuknięty (skoro chce kogoś innego zrzucić w przepaść), a kobita najpierw pozwala, by ktoś inny się do niej przystawiał, potem zazdrośnie strzeże tego pierwszego?

 

Nie podoba mi się zwrot: "zwrócił w stronę ściany", bo brzmi dla mnie, jakby pacjent na tę ścianę zwymiotował. Może ładniej: odwrócił.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mi tam się podobało. Zwłaszcza na tle tego, co ostatnio czytałem na portalu. Styl suchy, ale wiarygodny. Czegoś podobnego oczekiwałbym po dzienniku. W sumie mógłbym powtórzyć kilka zarzutów josenheim, ale ogólne wrażenie mam lepsze.

A mnie nie podoba się suchość dialogów. Muszę sama dociekać, którą kwestię wygłasza lekarz, a którą pacjent. Rozumiem, że to świadomy zabieg Autora, ale właśnie w rozmowie można było podkreślić stan pacjenta, dodając np. "powiedział to spokojnie", "mówił jakby z namysłem", "jego odpowiedź nie wniosła nic nowego". To samo z lekarzem. Myslę, że rozmowy z pacjentem były okazją do pokazania całej gamy refleksji medyka. Przecież po słowach pasjenta musiał np. "być zdziwiony", "przyjąć zoś z niedowierzaniem", "zastanowić się nad znaczeniem słów chorego". Wpisy w dzienniku nieco wyjaśniają, ale dla mnie to za mało. Pomysł był, ale wykonanie mdłe szalenie.

Pozdrawiam i pozostaję z nadzieją, że następnym razem będzie lepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgadzam się z uwagami innych komentujących, ale całość i tak mi się spodobała. Może przydałoby się na końcu podkreślić większe emocje lekarza - np. sam siebie posądza o szaleństwo itp. Choć z drugiej strony te słowa pisze już "na zimno", po całej akcji, więc właściwie mógł już się jakoś pozbierać, więc tak też nie jest źle.

Trochę motyw ze zniknięciem wydaje mi się już zbyt często powtarzany w opowiadaniach. Jest takim łatwym zamknięciem historii i zaczynam mieć go dosyć, ale akurat tutaj nie wiedziałabym co innego wstawić.

Pozdrawiam!

Dziękuje wszystkim za opinie i rady, są dla mnie bardzo cenne. Pozdrawiam!

Faktycznie, te dialogi nie ubarwione żadnymi wtrętami sa nieco mdłe, ale jako całośc mnie opowiadanie przypadło do gustu. Co prawda zachowanie ducha tej kobiety jest, jak już napisała joseheim, nieco dziwne, bo chyba powinna się mścić, ale pomijając te dwie rzeczy, dla mnie jest ok.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka