- Opowiadanie: alanka - Brakowało mi tylko antymaterii

Brakowało mi tylko antymaterii

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brakowało mi tylko antymaterii

 

 

To była jego czwarta doba w Japonii. Przez ostatnie dwa dni nie wychodził w ogóle z hotelu odsypiając różnicę stref czasowych. Zawsze był wrażliwy na brak snu, nawet zmiana czasu z zimowego na letni powodowała, że przez tydzień dochodził do siebie. Paulinę to wkurzało. ‘Paulinę’ – pomyślał.

 

Bez wahania zgodził się na wyjazd do ośrodka badawczego Super–Kamiokande. Było to swego rodzaju last minute, a Paweł był chyba jedynym kandydatem spełniającym wymagania. Świeżo po doktoracie, lecz mimo wszystko z niemałym dorobkiem naukowym w dziedzinie badań nad cząstkami elementarnymi. Japończycy potrzebowali właśnie kogoś takiego jak on. W latach dziewięćdziesiątych naukowcy z Super–Kamiokande odkryli, że neutrina mają masę. Od tego czasu nic równie spektakularnego się tam nie wydarzyło i jasny blask sławy powoli dogasał. Zresztą, co tu dużo mówić, ostatnio Mekką fizyków na całym świecie był CERN, a ośrodek Super–Kamiokande lata świetności miał już za sobą i nie ustawiały się tu kolejki po naukowe wakaty. Paweł chciał po prostu wyjechać i było mu wszystko jedno dokąd. Skorzystał z nadarzającej się okazji, szybko załatwił formalności, spakował się i nie oglądając wstecz wyleciał.

 

Japonia przywitała go deszczem. Hotel, w którym miał rezerwację był w miarę przyzwoity, ale świecił pustkami. Jego pokój był niewielki, wydawałby się wręcz ciasny gdyby nie duże okno balkonowe z widokiem na spowite mgłą, tajemnicze góry. Ta szarzyzna na zewnątrz mimo wszystko go uspokoiła. Na sekundę poczuł się tak, jakby oglądał siebie od środka. Ponury, niewyraźny zarys uczuć i myśli. Jadąc tu miał nadzieję, że zmiana miejsca i środowiska pracy da mu energetycznego kopa, lecz jak na razie nie chciało mu się nawet wytknąć nosa zza drzwi. Padł na łóżko i po chwili spał już twardym, umęczonym snem. Następnego dnia czuł się podobnie, więc tylko zszedł do hotelowej restauracji, zjadł coś, czego nazwy nie był wstanie wymówić i znów zaszył się w pokoju. Nad ranem obudził go telefon. Jego bezpośredni przełożony, niejaki Ohno Yakuzama poinformował, że oczekują go w ośrodku w dniu dzisiejszym. Pawłowi nie pozostało nic innego, jak dopełnić formalności związanych z pobytem i pracą w ośrodku. Bez entuzjazmu zabrał się do załatwiania dostępów i wypełniania całej sterty formularzy, oczywiście po japońsku! Nie znał tego języka, a angielski w wykonaniu Japończyków był dla niego dość niezrozumiały. Na szczęście młoda Japonka w sekretariacie wykazała się szczerą chęcią pomocy i dzięki niej dość szybko uzyskał kartę wstępu, identyfikator ze zdjęciem oraz kodem. Mógł zaczynać.

 

Jadąc autobusem podziwiał okolicę. Ta część Japonii często nazywana jest Japońskimi Alpami ze względu na strzeliste szczyty i przepastne doliny. Droga, po której jechał autobus wiła się niebezpiecznie to w górę, to w dół, a momentami wręcz ocierała o krawędź stromego urwiska. Dawniej Kamioka była osadą górniczą. Wnętrze góry Ikena Yama kryło w sobie pokaźne złoża metali kolorowych. Gdy kopalnię zamknięto, Japończycy z właściwą sobie innowacyjnością postanowili przerobić wydrążenie w górze na super detektor. Głęboko pod ziemią umieszczono potężny, cylindryczny zbiornik, który został wypełniony krystalicznie czystą wodą. Ściany zbiornika pokryte zostały super czułymi fotopowielaczami, czekającymi w skupieniu na drobny rozbłysk, a takich było zaledwie kilka w ciągu doby. Każdy rozbłysk był pieczołowicie rejestrowany, ponieważ świadczył o tym, że właśnie udało się wytropić neutrino, czyli cząstkę elementarną, która pamięta początek wszechświata. W ten oto sposób w środku góry Ikena Yama odbywała się podróż w czasie, do samych początków kosmosu.

 

Autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku, jakim był ośrodek badawczy Super-Kamiokande. Czekał tam na niego drobny Japończyk:

 

– Mister Paweł Kurbot? – zapytał tą ciężką do zrozumienia angielszczyzną.

 

– Yes, it’s me – odpowiedział Paweł.

 

Japończyk skłonił się nisko. Paweł trochę zbity z tropu postanowił wykonać podobny gest.

 

– My name is Yotzuka Tsuo, please, come with me, I will take you to your office – powiedział.

 

Wejście do laboratorium było jaskinią wydrążoną u podnóża góry. ‘Dość osobliwe’ – zdumiał się Paweł. To niewątpliwie najdziwniejsze laboratorium jakie kiedykolwiek odwiedzał. Po chwili jednak znalazł się w nowoczesnym wnętrzu czujnie obserwowanym przez ochronę i kilka kamer. Przeszedł przez komorę bezpyłową, założył kombinezon laboratoryjny i bez słowa ruszył za Japończykiem. Po chwili Yotzuka wskazał mu gabinet i oddalił się bezszelestnie. Pokój był klaustrofobiczny, higienicznie biały i oświetlony jaskrawym światłem halogenowym. Paweł od razu zapragnął otworzyć okno, lecz wtedy uświadomił sobie, że przecież znajduje się pod ziemią. Po chwili usłyszał ciche pukanie do drzwi.

 

– Hellow, Pawel, I am Ohno Yakuzama – powiedział około pięćdziesięcioletni Japończyk.

 

Paweł, trochę oszołomiony, nie mógł sobie przypomnieć skąd zna to imię. ‘Ohno, Ohno’ – szukał w myślach. A, tak, przecież to jego szef! Do tej pory przeprowadził z nim zaledwie kilka rozmów telefonicznych.

 

– Hi, I’m Paweł Kurbot, nice to meet you at last – powiedział Paweł i wymienili uścisk dłoni.

 

– May I call you Paul? – zapytał Ohno.

 

– Yes if you want to, you may call me Paul, it’s no difference to me.

 

– Ok, so Paul, follow me.

 

Ohno oprowadził Pawła po laboratorium, przedstawił go grupie naukowców, która wchodziła w skład zespołu badawczego i zapoznał z wynikami obecnie prowadzonego eksperymentu. Chodziło o to, aby wyjaśnić różnicę w ilości pomiędzy neutrinami, a antyneutrinami. Zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy każdej cząstce odpowiada jej antycząstka. Ta relacja, na zdrowy rozum powinna przebiegać w proporcjach 1:1, jednak badania temu przeczyły. Zagadnienie to fascynowało Pawła od dawna, a myśl, że gdzieś może istnieć jakiś antyświat, złożony z antymaterii, intrygowała. Jak na razie nikt nie mógł wykluczyć takiej hipotezy, choć wiadomo było, że natura preferuje materię nad antymaterią, a spotkanie obu w nieunikniony sposób prowadzi do anihlicji. Neutrina już od początku wydawały się być najbardziej chimerycznymi i eterycznymi cząstkami z jakimi kiedykolwiek przyszło się ludzkości zetknąć. Badano je tyle lat, a one ciągle pozostawały tajemnicze i ulotne.

 

Zbliżała się pora lunchu i Paweł z ochotą przystał na posiłek w towarzystwie Ohno Yokuzy. W trakcie obiadu rozmawiali jeszcze o aspektach technicznych pracy w laboratorium. Paweł rozejrzał się wkoło i ze zdumieniem zauważył, że oprócz niego w ośrodku badawczym nie ma żadnego obcokrajowca. Zaskoczyło go to, ponieważ jak do tej pory zawsze pracował w międzynarodowym towarzystwie. A teraz był sam pośród Japończyków, z którymi jak dotąd nie bardzo potrafił się dogadać. Zresztą z kim on potrafił się dogadać? Nawet z Pauliną nie dał rady. Czy to nie dziwne, że pięć miesięcy po rozwodzie nadal o niej myśli? Wszystko mu ją przypominało, czasami tropił pojedynczą myśl, bo jak do jasnej cholery od kropli deszczu na szybie doszedł do niebieskiej spódnicy w której Paulina przyszła na pierwszą randkę? Zupełnie nie potrafił sobie poradzić z lawiną nieoczekiwanych skojarzeń zaśmiecającą jego analityczny umysł. Irytujący chaos. Tylko praca, w której świat układał się w miarę logiczną całość, była zawsze dla niego ukojeniem.

 

Po lunchu miał wolne, bo jak się okazało Ohno Yokuza uwzględnił go w grafiku dopiero od jutra. Postanowił więc przejść się na piechotę do hotelu, w końcu miał naprawdę dużo czasu, co samo w sobie było dość zaskakujące. Nigdy nie myślał, że to możliwe. Kiedy był z Pauliną zawsze się gdzieś spieszył, a teraz? ‘Przynajmniej jeden problem mniej’ – pomyślał smutno. Szedł więc powoli i przyglądał się okolicy. Powietrze było przesycone wilgocią ponieważ deszcz padał praktycznie nieprzerwanie. Nawet, gdy ustawał na chwilę, słońce nie przedzierało się przez niskie, ołowiane chmury. To naprawdę dziwne, zważywszy na fakt, że tu prawie zawsze jest piękna pogoda i czyste niebo. Między innymi dlatego wybrano Kamiokę na lokalizację detektora. Paweł planował delektować się przechadzką, a jednak coś mu przeszkadzało. W jego głowie znów zagnieździły się postrzępione myśli, których nie potrafił poskładać. Nagle wszystko rozpadło się jak zwęglona kartka i straciło sens. Nawet fizyka wydała mu się głupia i małostkowa. Co my wiemy o wszechświecie, skoro nawet nie potrafimy zbilansować jego materii? Zirytowany przyspieszył kroku. Zapragnął jak najszybciej znaleźć się w hotelu, zasnąć jak głaz i przeczekać ten podły nastrój.

 

Obudził się skoro świt z zapałem do pracy i wiarą w swoje siły. Ubrał się i zszedł do hotelowej stołówki. Obsługa dopiero przygotowywała śniadanie. Zapytał kelnera, czy może dostać coś do jedzenia? Na wyraźne stwierdzenie, że zaczynają od siódmej Paweł wyjaśnił, że pracuje w SuperKamiokande i dziś musi stawić się wcześnie rano. Kelner uśmiechnął się ze zrozumieniem, tak jakby ten rodzaj pracy wyjaśniał wszelakie dziwactwa i wskazał mu jedyny gotowy stolik. Menu było jeszcze dość ubogie, ale nie narzekał. Zamówił maślane croissanty, dżem i kawę. Zostawił sowity napiwek i ruszył na przystanek autobusowy. Do laboratorium dotarł przed czasem, ale pomimo tak wczesnej pory wszyscy już byli na miejscu. Po krótkiej naradzie naukowej każdy zajął się swoją pracą. Paweł miał pracować z niejakim Fu Shikiro, który pełnił dyżur przy konsoli sterowniczej. Według grafika samodzielną pracę rozpoczynał dopiero od przyszłego tygodnia.

 

Praca w ośrodku była całodobowa. Neutrina nie zważają, czy to noc, czy dzień, dla cząstek elementarnych nie ma to naprawdę żadnego znaczenia. Celem eksperymentu było rejestrowanie nie tych docierających bezpośrednio przez atmosferę, a tych, które pokonują wnętrze ziemi i docierają do detektora niejako z dołu, przenikając przez jej głębię. Jak do tej pory wszystkie wyniki sobie przeczyły. To właśnie na badaniu tych neutrin miał skupić się Paweł.

 

Cały dzień dość szybko zleciał i nagle okazało się, że Fu Shikiro właśnie kończy zmianę. Paweł nie miał ochoty wracać do hotelu. Postanowił, że zostanie także na dyżurze nocnym. Jakoś spodobało mu się pod ziemią. Pomyślał nawet, że może powinien sprawdzić, czy któryś z przodków nie był przypadkiem górnikiem. Kolejną zmianę miał Nhata Kamazuka, około trzydziestoletni, łysiejący Japończyk. Paweł na początku przyglądał się wszystkim czynnościom, a potem zatopił w dokumentacji technicznej aparatury. Koło godziny drugiej w nocy Nhata powiedział, że robi sobie półgodzinną przerwę i zaprosił Pawła do stołówki na kawę.

 

– No, thanks, I will stay here, it’s very interesting, you know?

 

– Yes, I know – odpowiedział z uśmiechem Nhata i wyszedł.

 

Paweł stracił rachubę czasu. Gdy w końcu podniósł głowę znad papierów i spojrzał na zegarek zrozumiał, że Nhata zabawił na przerwie już dobrą godzinę. Odłożył na bok okulary, wyciągnął się na krześle i pomasował zmęczone oczy. Właśnie wtedy na chwilę zgasło światło. Na sekundę wnętrze laboratorium wypełnił czerwony blask awaryjnych lamp, po czym wszystko błyskawicznie wróciło do normy. Trochę zdezorientowany spojrzał na ekrany komputerów monitujących pracę detektora. Na jednym z nich migający histerycznie komunikat sygnalizował, że siłownik górnej pokrywy nie odpowiada. Była to potencjalnie groźna sytuacja, a Nhata nadal nie wracał. Paweł spróbował uruchomić siłownik zdalnie, lecz bez rezultatu. Chwycił więc za telefon i zadzwonił do ochrony przy wejściu, lecz ku jego zdumieniu, strażnik nie potwierdził braku zasilania! Dziwne. Paweł polecił strażnikowi, żeby jak najszybciej sprowadzili Nhata Kamazuka ze stołówki. Tymczasem siłownik wciąż nie dział. Wykonał więc drugi telefon, do obsługi technicznej na dole. Dzwonił dobre pięć minut, ale nikt nie odbierał.

 

– Do cholery, gdzie oni wszyscy się podziali?!

 

Teraz był już naprawdę porządnie wkurzony. Postanowił wykonać telefon do szefa, Ohno Yakuzama, ale dotarło do niego, że jest grubo po trzeciej w nocy. Zrezygnował. Wtedy jego wzrok przykuł kombinezon do zejścia w głąb ziemi. ‘No trudno, – pomyślał – to tylko cholerny siłownik, może uda mi się coś zaradzić.’ Ostatni raz spróbował się skontaktować z obsługą techniczną detektora. Nikt nie odbierał.

 

– Posnęli! – warknął.

 

Po chwili szedł już wąskim korytarzem i wkrótce znalazł się przy śluzie zejściowej. Przeszedł przez komorę bezpyłową i spojrzał w dół. Rany! Co za widok! To jest coś! Wygląda jak zejście po krawędzi jedenastopiętrowej kamienicy! Wsiadł do windy, która bardzo przypominała zwykłą, górniczą szolę. ‘Tak, musi sprawdzić tych przodków, bo coś wyraźnie ciągnie go do kopalni’– uśmiechnął się pod nosem. Być może rozminął się z powołaniem? Z Pauliną często kłócił się właśnie o pracę. Może gdyby był górnikiem było by im łatwiej? Albo być może Paulina powinna spotkać anty– jego, może to nie on, ale taki antyPaweł byłby dla niej lepszy, odpowiedniejszy. Może prawa cząstek elementarnych stosują się także do ludzi? Zatopiony w myślach nawet nie spostrzegł, że stał już na samym dole. Było tu dość ponuro. Spojrzał w stronę dyżurki, faktycznie w pomieszczeniu obsługi technicznej nikogo nie było. Wokół panowała grobowa cisza. Nagle jego wzrok przykuło jasne światło wydobywające się z potężnego cylindra Super–Kamiokande, które sprawiło, że wnętrze góry zalśniło w ciemności. Spojrzał przez wizjer i oniemiał. Rozbłysk był potężny. Jakby jednorazowo cała, olbrzymia gromada cząstek trafiła w jeden punkt zbiornika. Wszystkie fotodetektory zaszeleściły cichutko. ‘Dzięki Bogu, mamy to zarejestrowane!’ – pomyślał szalenie podekscytowany.

 

I wtedy zadzwonił telefon. W pierwszej chwili Paweł nie mógł zrozumieć co to za dźwięk przerywa tę boską chwilę, ale nagle zorientował się, że to pewnie Nhata dzwoni z laboratorium:

 

– Masz to? – krzyknął. W słuchawce rozległa się seria trzasków. – Halo? Masz to?

 

– Halo, halo – ktoś krzyczał po drugiej stronie – no wreszcie się dodzwoniłem, naprawiliście już ten siłownik?

 

– Jaki siłownik, Nhata, widziałeś to, masz to? – krzyknął Paweł.

 

– Tu Paweł Kurbot, dzwonię z laboratorium na górze, czy naprawiliście już ten siłownik? Halo? Halo? Jest tam kto?

 

Trzaski nasiliły się. Paweł stał nieruchomo ze słuchawką w ręce i patrzył jak niebieska poświata w cylindrze detektora Super–Kamiokande powoli dogasa.

 

– Porozmawiaj z Pauliną – powiedział do słuchawki i osunął się na ziemię tracąc przytomność. Według dzisiejszego stanu wiedzy antymateria jest mniej stabilna energetycznie, niż jej odpowiednik.

 

Tymczasem Paweł Kurbot na górze zdążył jeszcze pomyśleć, że ktoś robi sobie z niego niewybredne jaja, do momentu kiedy dotarło do niego, że całą tę rozmowę przeprowadził po polsku, a przecież jest tu jedynym obcokrajowcem. Chyba jest zbyt zmęczony, chyba musi już jechać do hotelu. I tak, faktycznie tak, pogada z Pauliną. Do cholery to wszystko chyba mu się śni, bo to jedyne rozwiązanie tej chorej sytuacji, tego popieprzonego równania.

 

Po chwili w drzwiach laboratorium na górze stanął zziajany Nhata.

 

– Is everything ok Paul? Paul, where are you?

 

W środku było pusto. Według dzisiejszego stanu wiedzy spotkanie materii z antymaterią zawsze prowadzi do unicestwienia obu.

Koniec

Komentarze

Kamioknade - literówka. I czemu stawiasz spację po Super-- ? Hę? Łącznie, łącznie.

 

"Skorzystał z nadarzającej się okazji, szybko załatwił formalności, spakował i nie oglądając wstecz wyleciał." - Spakował się, zaimek zwrotny.

 

Brakuje Ci trochę przecinków.

 

"...jak na razie nie chciało mu się nawet wytknąć nosa za drzwi." - Literówka: zza

 

"Wnętrze góry Ikena Yama kryło w sobie..." - dla mnie to masło maślane: Yama to znaczy góra, więc wnętrze góry Ikena Góra brzmi nie za dobrze, jak dla mnie.

 

"Yotzuka" - skąd takie nazwisko? Japoński nie posiada głosek pozwalających na zapisanie czegoś takiego jak "tzu". [Zwróciłabym też uwagę na "Ohno", ale przyjmuję, że to jeden z możliwych zapisów "Ōno".]

 

"...tych, które pokonują wnętrze ziemi i docierają do detektora niejako z dołu, przenikając przez głębię ziemi." - Przez głębię ziemi? Kiepsko skonstruowane zdanie.

 

Czemu nie odmieniasz japońskich nazwisk? Da się, łatwo.

 

Byłoby łącznie.

 

"Zatopiony w swoich myślach..." - a w czyich miał być zatopiony?

 

TĘ chwilę a nie tą. i TĘ rozmowę.

 

"– Porozmawiaj z Pauliną – powiedział do słuchawki i osuną się na ziemię tracąc przytomność." - Literówka: osunął.

 

"– Is it everything ok Paul? Paul, where are you?" - Raczej: Is everything ok.

 

Po co ten na dole kazał temu na górze porozmawiać z Pauliną, skoro i tak obu szlag trafił?

 

SF to nie moja bajka, pozostaję bez emocji.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałem. Pomysł, że człowiek został w tajemniczy sposób sklonowany i sam ze sobą porozmawiał przez telefon jest ciekawy, ale cała reszta mnie nie przekonała.

Tekst jest krótki, a mimo to przegadany. Historia ośrodka badawczego, opisy, jak bohater jeździł autobusem, załatwiał formalności czy jadł śniadanie i tym podobne elementy nic ze sobą nie wnoszą, a tylko niepotrzebnie rozpychają tekst.

Nie podobają mi się "naukowe" elementy. Jeśli wszystkie wyrywkowe naukowe szczegóły mają mnie naprowadzić na wniosek, że ten drugi Paweł był z antymaterii i nagle pojawił się w pokoju (nie anihilując z np. powietrzem :P), to pomysł jest zły. Z kolei, jeśli to jakieś"inne dziwne zjawisko" - naukowe wstawki są niepotrzebne.

Jeżeli "Porozmawiaj z Pauliną" miało być ważnym poetyckim momentem - trochę nie zadziałało, bo wątek tragicznego rozwodu jest trochę za bardzo zakopany pod innymi szczegółami w tle.

Wygląda przyjemnie. Mnie jako nieznającemu się na języku japońskim imiona i nazwy własne nie przeszkadzały. Brzmiały dobrze. Jedyne co mi się nie podobało, to bezpłciowość bohatera. Całkowity brak charakteru. I pomimo próby wykreowania bohatera z przeszłością, nie da się odczuć jego emocji. Nawet w momencie „śmierci” nie da się wyczuć, kim on był.

Lecz opowiadanie mimo to na plus. Ciekawy pomysł i dobre wykonanie.

Pozdrawiam,

ja.

łohoho Gimbo po angielskiemu szprecha!

Błędy porawiłam, uwagi przyjmuję z pokorą. Proszę o więcej, choć ręce mi drżą:)

Takie trochę ciut nudne.

Czemu mieliby do niego mówić Paul, skoro Paweł jest tak samo "łatwe" w wymowie? Tylko Polacy mają dziwaczną manierę tłumaczenia swoich imion (niepoprawnie i całkiem bez sensu) - Japończykom chyba nie robiłoby to różnicy.

Ciekawi mnie, co jeszcze napiszesz.

Nowa Fantastyka