- Opowiadanie: caalgrevance - Rycerskość i gorycz

Rycerskość i gorycz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rycerskość i gorycz

 

 

Rycerskość i gorycz

 

 

 

– Drogi nie ma – powiedział chłop, smarknąwszy w palce. – I nie bedzie. Widzita przecie herb księcia Dvyrna.

 

Dwóch jeźdźców – ubrana w białą sukienkę kobieta i smukły mężczyzna – spojrzeli na trzepoczące proporce.

 

– To terytorium neutralne – powiedziała kobieta – a ta droga jest eksterytorialna od Certyni aż po Przegrim. Czemu, więc nie możemy przejechać?

 

– Żadne tutaj estrerytoria… – rzekł chłop ze zdenerwowaniem. – Ziemia ta księcia Dvyrna, bez dwóch zdań. Tedy się nie wymądrzajcie. Wam babom, żadne prawa niedobre. Nawet najwyższe, książęce. Toć i same, żadnych nie macie. Chyba, że jakie mityczne, w Avalaonie.

 

Kobieta, której twarz przybrała kolor dojrzałej maliny, już miała użyć magii, by nauczyć gburowatego chłopa manier. Ale powstrzymała się, kiedy na ramieniu poczuła dłoń.

 

– Chodź, Elain – powiedział mężczyzna. – Wszakże, to nie Avalaon.

 

***

 

Jezioro pełne było kwiatów. Nenufary spokojnie pływając po powierzchni, ociekały w srebrzystej wodzie. Krople iskrzyły się, wyglądając jak wytłuczone kawałki wielkiego lustra lśniącego pod powierzchnią liści.

 

Leżał w cieniu, pod olchami. Próbował sobie wyobrazić, że to co przeżył było tylko snem. Po chwili otworzył oczy i starał się nie myśleć. Nieprawda, nieprawda, nieprawda. Powtarzał to kilkakrotnie, kilkakrotnie nie wychodziło. Ciągle zamykał oczy, czekał kilka minut i przez kolejne kilkanaście, w myślach, powtarzał ciąg słów, ciąg zaprzeczeń. Ale wspomnienia były silniejsze.

 

Elain się kąpała. Bawiła się chłodną wodą. I magią. Tworząc kolejne floresowate girlandy, które zastygały w powietrzu, poczęła cicho śpiewać.

 

Przylgnęła do tafli jeziora, odprężyła się, wyciągnęła. Jedwabna chusta, która ją opasała, rozpełzła się po powierzchni zaklętej wody, jednocześnie odsłaniając ciało. Piękne, zgrabne, smukłe, niczym nieodbiegające od męskiego wyobrażenia doskonałości.

 

Skończywszy zabawę, zabrała się do mycia włosów – niedbale ułożonych, spoconych wielodniową wędrówką. Sprawiło jej to jeszcze większą rozkosz, niż sama kąpiel. Gładziła je, przeczesywał i lekko pociągała. Nagle wyszeptała zaklęcie. A woda, natychmiast rozprowadzana po białopiaskowych pasmach zaczęła pobudzać skórę.

 

Mogłaby tak spędzić wieczność, ale wiedziała, że musi iść, do niego. Porozmawiać, wyjaśnić i pocieszyć.

 

Wyszła na brzeg. Mimo, że mokra chusta niewiele zasłania, owinęła się nią. A potem weszła w olchowy cień.

 

– Przestań – powiedziała ostro.

 

– Nie mogę, Elain – westchnął. – Męczę się, by zrozumieć, że nie mogę? Nie. A właśnie to mnie spotyka. Niemoc sprawowania kontroli nad samym sobą. Bezwolność. Pod tym względem nie różnie się niczym od drewnianego słupa. Ba, chciałbym być drewnianym słupem. Bo on przynajmniej nie cierpi.

 

Musnęła dłonią koronki, pozszywane aksamitne brzegi.

 

– Śledzę twoje sny… – wyszeptała, jak gdyby wstydziła się. – I ciągle śni ci się ten sam…

 

– Koszmar – dodał beznamiętnie.

 

– Tętent koni, ludzie, krew. Femevald, ja czuję, wtedy twój gniew, nienawiść do wszystkich winnych za śmierć bliskich ci ludzi. Czuję ból, psychiczny, obezwładniający, taki jaki odczuwasz teraz. Czuję twój lęk, strach. Ale to nie jest najgorsze. Najgorszy jest twój honor, wiodący cię ku zemście. Honor, który pozbawił cię rozsądku i kieruje ku śmierci. Wtedy omal nie zginąłeś… cudem cię wyciągnęli z miasta.

 

Powiódł wzrokiem po jeziorze. Podniósł się, przytrzymał chwilę oddech.

 

– Chyba cię rozczaruję – rzekł melancholijnie. – Nie mieć honoru to gorsze niż śmierć.

 

– Honor. Owa zagadkowa mieszanina sumienia i egoizmu pozostaje człowiekowi nowoczesnemu nawet wtedy, gdy z własnej winy lub bez winy utracił wszystko inne. Wiarę, nadzieję. I miłość – zbliżyła się do niego, lekko stąpając po piaszczystym brzegu.

 

Wiedziała, że to nie ma prawa się ziścić, że ten uraz niszczyć będzie go jeszcze przez długie, długie miesiące. Mimo to objęła jego twarz dłońmi. Nie licząc na nic prócz, ulżenia mu w cierpieniu. Starała się to robić bez nadwornej gracji, po prostu zwykle, opiekuńczo. Dotknęła palcami jego skroni.

 

Milczał, nie protestował. Czuł jak krew zaczyna szybciej płynąć. Czuł jak osiąga stan, którego pragnął. Chłodny cień olch, wzmagał przyjemne uczucie. Kojący przesycony wodą wiatr dmuchnął od strony jeziora.

 

Nagle usłyszał krzyk. Dziewczęcy głos mącący ukojone myśli. Wyrwał się z odprężenia. Otworzył oczy.

 

Spojrzał na brzeg jeziora. I ujrzał kobietę w przemoczonym gieźle, która resztkami sił uciekała przed pięcioma mężczyznami.

 

Zareagował natychmiast. Poderwał się, biorąc miecz. Obrócił nim zwinie, wykonując sztuczkę rozgrzewającą palce. Klinga przecięła powietrze.

 

Kobieta biegła na oślep, machając rękoma. Oczy miała zalane łzami. Odsunął się, a ona wpadła wprost w ramiona Elain.

 

Goniący ją chłopi zatrzymali się.

 

– A wyśta kto? – zapytał jeden z nich, mężczyzna z czarnym głupio podgolonym wąsem.

 

– Czemu ją gonicie? – zapytał spokojnie Femevald. Chłop popatrzywszy się głupio na swych towarzyszy, podrapał się po krzywo podgolonym wąsie.

 

– Toć przecie podopieczna Księcia Dvyrna, Jaśnie Nam Miłującego.

 

– A wyście pewnie jej strażnicy?

 

– Zgadliście. Myśmy Straż Książęco. Pilnujemy jej.

 

Femevald odwrócił się w stronę dziewczyny, w której było coś urzekającego, nie związanego z zewnętrznym wyglądem, coś dla czego, gotów byłby zrobić wszystko. Cudowność.

 

– Oddajta nam ją! – krzyknął wysoki młodzian. – Nic wam do niej. Znać jej nie znacie, a powiem wam, że to żmija przebiegła a niewdzięczna.

 

– Dziewczyna nie wygląda na chętną pójścia z wami.

 

– Jeno oddajcie nam dziewkę, a my już ci stąd pójdziemy – rzekł chłop z czarnym wąsem.

 

– Dziewczyna zostanie z nami – powiedział stanowczo. Jeśli zaś Księciu zależy na niej, pofatyguje się tu osobiście.

 

– Toć przecie niemożliwe, Książę w swym księstwie, na północy zasiada. Dziewka pod naszą jest opieką.

 

– Teraz już pod moją.

 

Femevald zaczął powoli iść w stronę grupki strażników. Miny chłopów, do tej pory harde i pewne siebie, zaczęły momentalnie łagodnieć. Miecz błysnął. Rudowłosy młodzian szepnął coś do towarzyszy.

 

– Odejdźta, my niewinne. Na łasce książęcy, Strażnicy… – mówił Krzywopodgolony, pchając łokciem kompanów. Lecz Femevald nie słuchał.

 

Nagle strażnicy zerwali się i zaczęli uciekać, upraszając o zmiłowanie. Gdy ich sylwetki znikły za widnokręgiem, Femevald podszedł do Elain i siedzącej na mokrym piasku dziewczyny. I znów owładnęło go to dziwne uczucie. Cudowność, pomyślał, dziewczyna jest cudownością. Takie porównanie z początku, wydało mu się bardzo przesadne. Ale, jak się później okazało, wcale przesadne nie było.

 

– Jak ci na imię?

 

– Ginevra – powiedziała, nie od razu .

 

***

 

Jezioro gęsto usiane nenufarami bieliło się, wyglądając jak zaczarowane. Wszyscy troje siedzieli w olchowym cieniu. Wszyscy byli głodni. Szybko jednak znaleźli sposób na uporanie się z głodem. W końcu nieopodal mieli jezioro pełne ryb. Elain nie chcąc słyszeć o tradycyjnych metodach wędkarskich, użyła nieco bardziej innowacyjnej techniki, wykorzystując do tego najcenniejszy dar jaki dała jej natura, czyli magię. Nie minęła chwila, a na ruszcie smażyły się trzy pokryte srebrną łuską ryby.

 

Femevald długo się zastanawiał, jak zacząć. Albowiem wiedział, że nie sposób uniknąć tej rozmowy.

 

– Ci wieśniacy, którzy cię gonili…

 

– Dziękuje, ci za to. Tobie Pani Elain również. Dziękuje wam obojgu. Gdyby nie wy, teraz pewnie znowu bym siedziała w wieży.

 

– W jakiej wieży? – nie wytrzymała Elain.

 

– W tej na środku jeziora, o tam, na wyspie – wskazała, lecz na ogromnym jeziorze, wieża odznaczała się jedynie jako malutka czarna kreska. – Ale po części sama się na nią skazałam.

 

– Nic nie rozumiem – oznajmiła Elain, spuściwszy wzrok. – Jakieś dziwne materii pomieszanie.

 

– Owszem. Więc abyście lepiej zrozumieli mą historię, zacznę od początku. Mój ojciec, książę Aetyr, przyobiecał mnie Dvyrnowi jeszcze wtedy, gdy nie umiałam dobrze wymówić swojego imienia. Układ był nie pisany, zwykła obietnica słowna. Jakieś pół roku temu, na jednym z bankietów, kiedy mnie zobaczył przypomniał ojcu o tym. Ojciec mój zaś mu odmówił, gdyż domyślam się, że miał już inne plany, co do mojego zamążpójścia. Jednak Dvyrn nie odpuszczał. Aż w końcu się zniechęcił i zaczął najeżdżać Aetyr. Rabował, plądrował i puszczał z dymem. Daruję wam okoliczności w jakich mnie złapał. No cóż, głupia byłam, że dałam się tak podejść… ehhh… Potem potoczyło się szybko. Przywiózł mnie tutaj, zamknął w wieży. Siedziałam, więc pożegnawszy się z nadzieją, że kiedykolwiek zdołam uciec. O ojcu nawet nie myślałam. Po moim porwaniu biedak pewnikiem dostał zawału. Tkwiłam tak, w bierności dobry miesiąc. Aż pewnego dnia wpadłam na pomysł, że może udałoby mi się stamtąd uciec łodzią. Zabrałam się, więc do robienia łódki. Ale złudne były moje starania. Łódką ową ledwo zdołałam dopłynąć do brzegu, a potem to już sami wiecie.

 

– Czyli na północy szaleje wojna.

 

– Cała dolina Gardy jest pełna rycerstwa.

 

– No właśnie, a tutaj chłopstwo się pałęta.

 

– To tylna rubież. Dvyrn jest przekonany, że od południa nikt go nie ruszy. Z resztą ma rację. Najemni chłopi wystarczą do osłony, a idealizm się w nich słabo krzewi.

 

– Co?

 

– Po prostu, wśród rycerstwa zawsze mógł się znaleźć jakiś błędny rycerz, który chciałby wyzwolić ukrzywdzona niewiastę, dziewicę zamkniętą w wieży. Idealizm, jakby nie patrzeć, to nieokiełznana siła.

 

– Przede wszystkim szczytna idea. – Femevald przekręcił ostrożnie ruszt. Srebrzyste ryby były już prawie upieczone.

 

– Pysznie wyglądają – wymruczała Ginevra, pochylając się nad ogniskiem. – I pachną rybą, a nie jabłkami. Musicie wiedzieć, że na wyspie miałam wszystko. Jedzenie przynosili mi codziennie i zawsze świeże. Ale cokolwiek nie jadłam, wszystko pachniało jabłkami. Okropnym, słodkim, mdłym zapachem jabłek.

 

Gdy wreszcie zaczęli jeść, zapadło milczenie. Takie, z którego ciężko było się potem wybić.

 

Femevald wyprostował nogi, wrzucił do przygasającego ogniska niedojedzoną rybę. Starał się wysnuć jakikolwiek temat, by móc porozmawiać jeszcze z Ginevrą. Brakowało słów. Elain obserwowała horyzont. Zatopiła się w nim, lekko otworzywszy usta. Ciemność kleiła się w jej oczach, wargach, włosach opadających, wyczesanych niedbale. Brakowało słów. Nagle Femevaldowi wydawało się, że niemiłe wspomnienia wrócą. Nie wróciły. Przeminęły, zamazywane skutecznie przez postać młodej, szczuplutkiej dziewczyny o jaśniutkich dłoniach.

 

Cudowność, cudowna, myślał, ona właśnie taka jest. Dobrze mi przy niej. Lek… jest lekiem na mój ból.

 

– Femevald, spójrz – krzyknęła Elain, wskazując palcem.

 

– Wrócili… – Ginevra urwała przerażona widokiem maszerujących chłopów, dowodzonych przez brunatnego jeźdźca.

 

– Spokojnie.

 

Poczet zbliżał się brzegiem jeziora.

 

Femevald chwycił pozostawiony obok ogniska miecz. Broń była prosta, bez misternych dodatków i zbędnych, drobnych zdobień. Jednak wydała mu się z ciężka. Przywykł do niej, mimo to była mu dziwnie obcą w dłoni.

 

Nagle poczet złożony z jeźdźca i siedmiu chłopów uzbrojonych w sulice nagle się zatrzymał. Stanął w odległości niewiększej niż dziesięć kroków. Dowódca pocztu zsiadł z konia. Ginewra, niczym dziecko bojące się srogiej kary, chwyciła Elain za dłoń. Wiedziała, że strach dziewczyny był uzasadniony.

 

– Witajcie. Jestem Radren Bacholc, rycerz księcia Dvyrna. Cel mojego przyjazdu jest wam chyba znany – powiedział, groźnie spoglądając na Ginevrę. – Mogę się mylić, co do waszych zamiarów związanych z Ginewrą…

 

– Za to my znamy, doskonale zamiary Dvyrna – przerwała mu Elain. – Widzicie ów wieżę na środku jeziora? Nie widzicie. Ale to właśni wasze zamiary, nieprawdaż?

 

– Powiedz swojemu Panu, że Ginevra nie jest jego własnością.

 

– Oddajcie ją, a krzywdy nie zaznacie. Bo kim ona dla was jest?

 

Jest cudownością, pomyślał przez chwilę.

 

– Dziewczyna zostanie z nami.

 

– Bierzcie dziewczynę – rycerz dał rozkaz do swych strażników.

 

Lecz Femevald zaatakował pierwszy. Doskoczył i ciął jednego za chłopów. Broń weszła miękko. Usłyszał tylko przeraźliwy krzyk. Nie zatrzymując się, ciął skutecznie drugiego, niezdarnie próbującego zasłonić się sulicą. Strumień krwi trysnął. Odwrócił głowę. I zobaczył lecące ku niemu ostrze miecza. Cudem odskoczył.

 

– Bierzcie dziewczynę! – krzyknął rycerz.

 

Stal jęknęła. Chłopi przeszli za jego plecy, kierując się w stronę skrytych za drzewami Elain i Ginevry. Jednak czarodziejka nie zamierzała czekać na pomoc. Złożywszy ręce, wyszeptała zaklęcie. Czarny, gęsty mrok olch, rozdarł promień żółtej magii, który padł na słomianowłosego chłopa. Choć czar był dosyć słaby, strażnik nie ruszał się, leżąc i wyjąc z bólu. Reszta jego towarzyszy cofnęła się, rozumiejąc, że niewiele zrobią czarodziejce sulicą.

 

– Bierzcie ją, kurwa!

 

– No, chodźcie – zachęcała Elain, trzymając w dłoni następną magiczną kulę. Ginevra uśmiechnęła się, widząc jak zmieszani chłopi nie wiedzą, czy uciekać, czy walczyć.

 

Femevald sparował kolejny cios. Prawie żadnych nie wyprowadzał. Skupił się na obronię, ciągle odskakując. Stal znowu zabrzęczała. Kolejne cięcie.

 

Teraz, pomyślał. Wyprowadził pchnięcie w brzuch, prosto w szczelinę między płytami zbroi. Miecz wszedł gładko. Poczuł miłe odprężenie, odbijające się zastygłym wzroku Bucholca. Okrzyknięcie się wygranym było, jednak zbyt wczesne. Pyszna myśl spowodowała błąd – za późny unik.

 

Udało mu sie zrobić jeszcze kilka kroków w tył. Potem upadł. Widząc to, Elain wyskoczyła z ukrycia, płosząc jednocześnie chłopów, którzy ze zdecydowaniem rzucili sulice i zaczęli uciekać.

 

– Spokojnie, Femevald – przypadła do niego, a jej głos był nienaturalny. Stawał się taki, gdy się bała. – O, jasna cholera… Ginewra, przynieś moją chustę! Szybko!

 

Rozdarła zakrwawione giezło. Rana była głęboka, przechodząca od pachy przez cały brzuch. Zbyt głęboka, by móc użyć czarów.

 

– Spokojnie, Femevald. Zaraz ci pomogę. Masz tę chustę! Szybciej! Spokojnie…

 

Choć leżał na ciepłym piasku, czuł chłód.

 

Spojrzał na słońce odbijające się w tafli jeziora. Na mroczne konary olch. Na twarze dwóch kobiet, pochylonych nad nim. Zatroskanych, w niewypowiedzianym lęku skupionych na jego ranie. Dwóch kobiet. Z których jedna była lekiem na jego ból.

 

– Cudowność… jesteś cudownością.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Drogi Autorze,

rzuciło mi się w oczy kilka(naście) zdziczałych przecinków, co się wdarły na nieswoje miejsce;

 sama historia... styl... cóż, pisz dalej, pisz jak najwięcej - takie me skromne zdanie.

Powodzenia! :-)

Dałbym 3/6, nie więcej.

Opowiadanie zdecydowanie do rozwinięcia. To jrst ledwie zarys pomysłu i zarys wątku, jeszcze niezbyt doprecyzowany. 

zabrała się do mycia włosów - niedbale ułożonych, spoconych wielodniową wędrówką. - Nie jestem do końca przekonany, czy włosy mogą się pocić.

 

 Ginewra, niczym dziecko bojące się srogiej kary, chwyciła Elain za dłoń. Wiedziała, że strach dziewczyny był uzasadniony. - To chyba Elain wiedziała, że strach Ginevry kest uzasadniony. Bo z tego zdania wynika, że odwrotnie.


Też uważam, że do dopracowania, do rozwinięcia. Daję 4, coby zawyżyć trochę średnią ;)

 

Nie dopracowane, bo pisane na prędce. Historię starałem się jak najlepiej wyeksplikować (wow, trudne słówko) nie przesadzając z objętością, dlatego wątek, być może wydaje się urwany. Ale nie ma co się usprawiedliwać. Dzięki za opinię.

Szczerze na więcej niż trzy nie liczyłem. ;) Pozdrawiam

Tak, opowiadaniu zdecydowanie brakuje rozwiniecia, a przedstawiony tekst wyglada teraz jak zlepek luznych scenek. Musisz ponadto popracowac nad interpunkcja.

Pozdrawiam

I po co to było?

„Dwóch jeźdźców - ubrana w białą sukienkę kobieta i smukły mężczyzna – spojrzeli na trzepoczące proporce.” - Wpierw krótki myślnik, zaraz potem długa półpauza. A to nie można ujednolicić?



„- Żadne tutaj estrerytoria… - rzekł chłop ze zdenerwowaniem – Ziemia ta księcia Dvyrna” - brak kropki po zdenerwowaniem.



Zaiste, interpunkcja leży i smutno wyje, co widać już po pierwszym fragmencie, niestety.



„ociekały w srebrzystej wodzie” - raczej ociekały czym? Wodą.



„Ciągle zamykał oczy, czekał kilka minut i przez kolejne kilkanaście, w myślach, powtarzał ciąg słów, ciąg zaprzeczeń.” - Przez koleje minuty, tak, ale przez kolejnych kilkanaście minut, raczej.



Niektóre zdania tworzysz dość dziwne, niejasne, przesadnie skomplikowane, jak na mój gust.



„Pod tym względem nie różnie się niczym od drewnianego słupa.” - różnię, literówka.



„Femevald, ja czuje, wtedy twój gniew, nienawiść do wszystkich winnych za śmierć bliskich ci ludzi. Czuje ból, psychiczny, obezwładniający, taki jaki odczuwasz teraz. Czuje twój lęk, strach.” - Literówka x 3 – czuję!



„Podniósł się, przytrzymał chwilę oddech.” - Mówi się: wstrzymać oddech. Przytrzymał jak, ręką?



„Obrócił nim zwinie, wykonując sztuczkę rozgrzewającą palce.” - Literówka: zwinnie.



„...mężczyzna z czarnym głupio podgolonym wąsem.” - Głupio podgolonym? Wtrącenia odautorskie rzadko bywają dobrym pomysłem. Narrator, który sądzi, że coś jest głupie? Toż to nie jeden z bohaterów, narrator trzecioosobowy powinien być neutralny i obiektywny.

Aha, dalej jest już wąs krzywo podgolony. Jak dla mnie to powtórzenie jest.



„Myśmy Straż Książęco.” A nie książęca?



„- Dziewczyna nie wygląda na chętną pójścia z wami.” - Można być chętnym zrobienia czegoś? Wątpię. Raczej ma się ochotę na coś, albo by coś zrobić.



„- Jeno oddajcie nam dziewkę, a my już ci stąd pójdziemy – rzekł chłop z czarnym wąsem.
- Dziewczyna zostanie z nami – powiedział stanowczo. Jeśli zaś Księciu zależy na niej, pofatyguje się tu osobiście.”

Kto powiedział stanowczo? Ostatnim podmiotem był chłop. Jeśli podmiot zmieniasz, koniecznie trzeba to dookreślić. Poza tym brak jest myślnika po „stanowczo”.



„- Ginevra – powiedziała, nie od razu .” - Po cóż ta spacja przed kropką?



„Elain nie chcąc słyszeć o tradycyjnych metodach wędkarski” - Weðrkarskich.



Czy innowacyjny to nie jest zbyt nowoczesne słowo jak na podobny tekst?



„- W jakiej wieży? – niewytrzymała Elain.” - Elain jest niewytrzymała, czyli słaba, tak?



„- Nic nie rozumie – oznajmiła Elain, spuściwszy wzrok.” - Literówka: rozumiem.



„Układ był nie pisany, zwykła obietnica słowna.” - Niepisany.



„Daruje wam okoliczności w jakich mnie złapał.” - Literówka: daruję.



„No cóż, głupia byłam, że dałam się tak podejść… ehhh… Potem potoczyło się szybko.” - Ehhhanie też nieszczególnie mi pasuje do średniowiecznego fantasy.



„Aż pewnego dnia wpadłam na pomysł, że może udało by mi się stamtąd uciec łodzią.” - Udałoby.



„Ale złudne były moje starania.” - Wątpię, by starania mogły być złudne.



„Z resztą ma rację.” - Zresztą.



„który chciałby wyzwolić ukrzywdzona niewiastę” - literówka: ukrzywdzoną.



„- Przede wszystkim - szczytna idea – Femevald przekręcił ostrożnie ruszt. Srebrzyste ryby były już prawie upieczone.”

Stosowanie dodatkowych myślników w dialogu zaburza odbiór. Spokojnie może być bez myślnika po „wszystkim”, zdanie będzie bardziej zrozumiałe. Poza tym po „idea” winna być kropka.

 

„- Pysznie wyglądają – wymruczała, pochylając się nad ogniskiem.” - Kto wymruczał? Poprzednim podmiotem był Femevald, a są z nim dwie kobiety. Podmiot!



„Ale cokolwiek nie jadłam, wszystko pachniało jabłkami.” - A po co to „nie”? Cokolwiek jadłam, pachniało jabłkami. Nie jest zbędne.



Wysnuć temat?



Co to znaczy, że jeździec był brunatny?



„Jednak wydała mu się z ciężka” - Literówka: za.



Nagle poczet złożony z jeźdźca i siedmiu chłopów uzbrojonych w sulice nagle się zatrzymał.” - Powtórzenie.



„Stanął w odległości niewiększej niż dziesięć kroków.” - Nie większej rozdzielnie.



„Ginewra, niczym dziecko bojące się srogiej kary, chwyciła Elain za dłoń. Wiedziała, że strach dziewczyny był uzasadniony.” - Znowu podmiot. Kto wiedział, Ginewra?



Raz jest Książę, raz książę. Zdecyduj się.



„- Witajcie. Jestem Radren Bacholc, rycerz księcia Dvyrna. Cel mojego przyjazdu jest wam chyba znany – powiedział, groźnie spoglądając na Ginevrę.” - Powiedział kto? To, że się przedstawił w dialogu, to za mało.



„Widzicie ów wieżę na środku jeziora? Nie widzicie. Ale to właśni wasze zamiary, nieprawdaż?” - Ów wieżę? Jeżu kolczasty... Literówka: właśnie.



„Jest cudownością, pomyślał przez chwilę.” - Kto pomyślał?



„- Bierzcie dziewczynę – rycerz dał rozkaz do swych strażników.” - Dał rozkaz komu, a nie do kogo.



„Strumień krwi trysnął. Odwrócił głowę.” - Strumień krwi odwrócił głowę, tak? Ciekawe.



„Czarny, gęsty mrok olch, rozdarł promień żółtej magii” - to brzmi tak, jakby mrok olch rozdarł magię, a nie odwrotnie.



„Skupił się na obronię, ciągle odskakując.” - Literówka: obronie.



„Masz tą chustę!” - TĘ chustę.



„Spojrzał się na słońce odbijające się w tafli jeziora.” - Spojrzał na słońce, zaimek zwrotny jest tu niewłaściwy.



To tak z grubsza.



O co właściwie chodzi? Ot, krótka scenka, nie wiadomo, kim są bohaterowie, skąd i dokąd rycerz z czarodziejką jechali, co Femevald przeżył, że cierpi, i z jakiego powodu Ginevra jest dla niego cudownością. Bez emocji. Wzruszenie ramion. Plus zachwaszczony, niechlujny warsztat. Więcej czytać, więcej pisać, więcej sprawdzać, co się napisało.



Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim - zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie, oczywiście. Kawał solidnej roboty, czego nie można powiedzieć o moim tekście. Gdybyś miała jeszcze chwilkę… ;) mogłabyś, co nieco wyłapać błędów interpunkcyjnych. Bo z tym ciężko. Bardzo byłbym wdzięczny. :) Pzdr.

 

 

Chyba już nigdy nie uda mi się zrozumieć, dlaczego Autorzy umieszczają tu opowiadania, o których wiedzą, że są "Nie dopracowane, bo pisane na prędce.", co caalgrevance oznajmia z rozbrajajacą szczerością. A gdzie szacunek dla czytelnika???

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szacunek dla czytelnika pozostał najwyraźniej schowany w szafie.

Ale tak na poważnie, moim zdaniem to opowiadanie jest średnie. Pomysł można by rozwinąć. Wręcz należałoby go rozwinąć, bo prezentuje sobą całkiem zacny pokład potencjału, który - niestety - nie błyszczy w tej formie tak bardzo jak mógłby.

A na przyszłość mała rada. Nie publikuj tekstów pisanych naprędce. Nigdy. Nigdzie.

Oto niektóre z błędów interpunkcyjnych, jakie udało mi się wyłapać.

 

Czemu, więc nie możemy przejechać? - bez przecinka
Wam babom, żadne prawa niedobre. - przecinek słowo wcześniej
Toć i same, żadnych nie macie. - bez przecinka

Nenufary spokojnie pływając po powierzchni, ociekały w srebrzystej wodzie. - nenufary, spokojnie pływając...

Krople iskrzyły się, wyglądając jak wytłuczone kawałki wielkiego lustra lśniącego pod powierzchnią liści. - lustra, lśniącego...
Próbował sobie wyobrazić, że to co przeżył było tylko snem. - że to, co przeżył...
A woda, natychmiast rozprowadzana po białopiaskowych pasmach zaczęła pobudzać skórę. - przecinek przed zaczęła
Nie licząc na nic prócz, ulżenia mu w cierpieniu. - przecinek jedno słowo za daleko
Chłop popatrzywszy się głupio na swych towarzyszy, podrapał się po krzywo podgolonym wąsie. - przecinek po chłop
Toć przecie podopieczna Księcia Dvyrna, Jaśnie Nam Miłującego. - bez przecinka
coś urzekającego, nie związanego z zewnętrznym wyglądem, coś dla czego, gotów byłby zrobić wszystko. - przecinek po ostatnim coś
Takie porównanie z początku, wydało mu się bardzo przesadne. - bez przecinka
Okrzyknięcie się wygranym było, jednak zbyt wczesne. - i znów bez przecinka

 

To z pewnością nie wszystko. A i regulatorzy ma rację (a może mają ;)), opowiadanie trzeba przeczytać przed wrzuceniem parę razy, odłożyć na jakiś czas i znowu przeczytać. Nikt Cię przecież nie goni

No i vyzart też oczywiście ma rację ;)

Kael mnie ubiegł, ale już mam przygotowany komentarz, więc nie chcę, by się zmarnował!

 

„Czemu, więc nie możemy przejechać?” - przecinek zbędny.

 

„Wam babom, żadne prawa niedobre.” - Przecinek przed babom.

 

„Toć i same, żadnych nie macie.” - przecinek zbędny.

 

Właściwie skąd ten Avalaon? Podróbka Avalonu czy jak?

 

„Nenufary spokojnie pływając po powierzchni, ociekały...” - przecinek po nenufary.

 

„Jedwabna chusta, która ją opasała, rozpełzła się po powierzchni zaklętej wody...” - przy okazji, chusta opasała ja raz, czy opasywała przez czas jakiś? I jeśli ją opasywała, nie mogła się jednocześnie rozpełznąć. Tu potrzebna jest forma ciągła.

 

„...włosów - niedbale ułożonych, spoconych wielodniową wędrówką.” - To skrót myślowy, włosy nie były spocone wędrówką, tylko z powodu wędrówki czy gorąca.

 

„A woda, natychmiast rozprowadzana po białopiaskowych pasmach zaczęła pobudzać skórę.” - Cokolwiek znaczy to zdanie, przecinek po „pasmach”.

 

„Mimo, że mokra chusta niewiele zasłania, owinęła się nią.” - Nie zasłania, tylko zasłaniała, w końcu piszesz w czasie przeszłym.

 

Popatrz, ile się przy powtórnym przeglądaniu tekstu jeszcze znajduje...

 

„Mimo to objęła jego twarz dłońmi.” - Raczej nie da się objąć twarzy dłońmi, ale można ją w dłonie ująć.

Nie licząc na nic prócz, ulżenia mu w cierpieniu.” - Przecinek powinien być po nic, a nie po prócz.

 

Co to jest nadworna gracja?

 

„Czuł jak krew zaczyna szybciej płynąć. Czuł jak osiąga stan, którego pragnął. Chłodny cień olch, wzmagał przyjemne uczucie. Kojący przesycony wodą wiatr dmuchnął od strony jeziora.” - Przecinek po czuł. Przecinek po czuł po raz drugi. Zbędny przecinek po olch. Przecinek po kojący.

 

„...zapytał jeden z nich, mężczyzna z czarnym głupio podgolonym wąsem.” - przecinek po czarnym.

 

„...w której było coś urzekającego, nie związanego z zewnętrznym wyglądem, coś dla czego, gotów byłby zrobić wszystko.” - Przecinek po coś, zbędny przecinek po czego.

 

„- Jeno oddajcie nam dziewkę, a my już ci stąd pójdziemy” - Jużci winno być łącznie.

 

„Takie porównanie z początku, wydało mu się bardzo przesadne.” - Zbędny przecinek.

 

Tak, dojechałam do końca tego fragmentu, musi wystarczyć. ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałam komentarze pod Twoimi wcześniejszymi opowiadaniami. Już pod pierwszym musiałeś zauważyć, że komentujący wytykają Ci fatalną interpunkcję. W końcu sierpnia ubiegłego roku przepraszałeś za lenistwo. Pod kolejnymi utworami znów uwagi o przecinkach. A teraz, po jedenastu miesiącach, nadal jest to Twoja "słaba strona". Co robisz w tej sytuacji? Piszesz zdanie samokrytyczne i prosisz, by ktoś poprawił Twój tekst. Moim zdaniem to dość bezczelne. Jeśli Joseheim spełni Twoją prośbę, uznam ją za najbardziej miłosierną osobę o jakiej słyszałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam.

Jedwabna chusta już wcześniej by wszystko odsłaniała... No chyba, że była zrobiona ze starej czaszy spadochronowej, a i wtedy nie wiem, czy spełniłaby zadanie osłaniania.

Podobało mi się, ale bez jakichś szczególnych emocji. Trochę za mało treści.

Po stokroć wszystkim dzięki. :) Poducze się przecinkologi i wrócę nie bawem.

"Niebawem" razem...

 

Co do tekstu - zgadzam się z przedpiszcami. Zdecydowanie do rozwinięcia. Język kuleje, miejscami dość poważnie, gdyby to był debiut, powiedziałbym, że jest w porządku, ale że nie jest, to już nie więcej jak 3 mogę przyznać. Popraw to czym prędzej, bo potencjał, jako już ktoś zauważył, w pomyśle jak najbardziej jest.

Nowa Fantastyka