- Opowiadanie: maciejw - Więzi (1)

Więzi (1)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Więzi (1)

Witam chciałbym zaprosić do lektury mojego debiutanckiego na tej stronie właściwie tekstu pt. Więzi.

 

 

Brześć nad Bugiem, 17 styczeń 1919 r.

Była około trzecia po południu, wszystko na to wskazywało. Przez małe, brudne i zakratowane okna wychodzące z tej celi tylko na zachód przesączały się ostatnie promienie styczniowego słońca. Stanisław leżał na zbitym z kilkunastu desek dosyć niskim meblu, który tylko człowiek skrajnie wyczerpany nazwałby łóżkiem. Najpierw to był tylko szary kurz, potem resztki wapna, które kiedyś bieliło ściany i sufit odpadały całymi płatami. Huk i wstrząsy stawały się coraz głośniejsze i silniejsze, znaczyło to, że front był coraz bliżej. Możliwe, że przegrywamy. Na początku z powodu tego kurzu zatkał się mu nos, niedługo potem czuł nieznośne drapanie w gardle. To było wczoraj, dziś już koił rosnące pragnienie resztką wody, jaka mu została. Próbował odkręcić kurki, nawet wyrwać cały kran, ale w rurach nie było już ani kropli. Robiło się coraz zimniej, w kotłowni piec powoli dogasał. Stanisław miał nadzieję, że palacz zanim uciekł razem z lekarzami załadował go konkretnie i nie zamarznie tej nocy. Przynajmniej nie musiał się bać o sen, i tak nie zaśnie w tym huku. Nie obawiał się aż tak frontu, wielka wojna skończyła się niedawno, krew jeszcze nie zastygła, bardziej przerażały go nieludzkie krzyki pacjentów Szpitala dla Umysłowo Niesprawnych imienia Św. Walentego, w którym przyjdzie mu pewnie umrzeć.

Lekarze uciekli wczoraj rano, nie wydawali mu się tchórzliwi, ale cóż. Każdy, kto usłyszy działa parotanków ma prawo się bać, a jeśli na dodatek ma trochę oleju w głowie to ucieka gdzie go nogi poniosą. Nie winił ich za to, ale chętnie dałby w mordę temu, który podjął decyzję o zostawieniu pacjentów w zamknięciu. Kilku musiało się mimo to uwolnić i teraz buszowali po budynku do woli. Stanisław spoczywał z rękoma założonymi pod głową i rozmyślał. Jeśli wojska Wielkiego Cesarstwa Wszechrosji zainteresują się szpitalem jego szanse są niewielkie. Może uda mu się zabić jednego sołdata dzięki elementowi zaskoczenia, ale kiedy wyda się, że nie jest zaślinionym idiotą, który myśli, że jest kuloodporny będzie po nim. Zawsze istniało też prawdopodobieństwo, że wróg sprowadzi tu ogniomioty i spali budynek czysto prewencyjnie.

Carat szybko odbudował potęgę po niedawno zakończonej wojnie, podobno gwardia wytropiła już jakiś czas temu resztki rewolucjonistów. Teraz chce odzyskać stracone ziemie, niedoczekanie. Wódz Naczelny ma wielu przyjaciół za zachodzie. Kontrofensywa wyruszy na pewno, ale to akurat nie poprawiało jego sytuacji.

Stanisław nienawidził swojej siostry, nie dość chyba zasmucił ją wracając z wojny żyw. Biedaczka tak się nim zmartwiła, że wmawiając wszystkim jego wielkie uzależnienie od kokainy i alkoholu oraz ponadto wielkie załamanie z powodu walki i odniesionych ran wojennych wysłała go na sam koniec tego pseudo cywilizowanego kraju ażeby sczezł w szpitalu dla obłąkanych. Nie chciał marnować drogocennej wody, ale jednak płakał, przybrał pozycję małego dziecka, które wydarte z bezpiecznego łona matki kurczy się podciągając kończyny w obawie przed światem. Chciałby wrócić do dawnego życia, móc zamknąć oczy i być w Warszawie gdzie jeszcze na Carskim Uniwersytecie poznawał obce języki, aby potem zostać ich nauczycielem, jednym z najwybitniejszych lingwistów swojego pokolenia. Rodzinne pieniądze dały mu to wszystko i nie chciał zostać niewdzięcznym synem. Zarabiając całkiem nieźle wspomagał rodziców i rozkapryszoną siostrę. Los spełniał jego oczekiwania. Mimo iż przyszło mu żyć pod panowaniem rosyjskim nie narzekał. Wszystko zmieniło się gdy wybuchła wojna. Nie było go wtedy w Warszawie, nie widział aresztowania ojca już od dawna inwigilowanego przez władze. Antyrosyjska działalność oznaczać mogła tylko zesłanie na sybir. Wojna zastała go we Francji, walczył wraz z francuzami, potem dołączył do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego. Był pod Sommą gdzie pierwszy raz w życiu widział parotanki, nigdy nie zapomniał odgłosu ich silników, kłębów pary i gęstego czarnego dymu, który ciągnął się za nimi. Te pięciometrowe monstra ważyć musiały wiele ton. Miały po dwie armaty, jedną na stałe zamocowaną od frontu i drugą mniejszą na samym czubie. Pancerz, który był najgrubszy z przodu mógł wiele wytrzymać. Stanisław widział jak te wolno brnące do przodu machiny trafiane były celnie wiele razy zanim doszło do jakiejkolwiek usterki. Przez krótki czas pomagał nawet w maszynowni jednego z nich, przestawiał wajchy i kiedy trzeba było ładował do pieca paliwo.

Nie zostałby nigdy żołnierzem, dzięki koneksjom ojca nie trafił do armii, nie miał w ręku broni i nigdy nie zabiłby innego człowieka. Wojna zmieniła wszystko. Najgorsza była jednak obojętność i żal bliskich, do których wrócił. Nie wiedział przecież, że jakiś dureń zabijając pomniejszego księcia wywoła konflikt, który ogranie pół świata, jadąc na konferencję. Siostra nigdy mu nie wybaczyła.

Wtedy się zaczęło, otrząsnął się z ponurych myśli, rosyjskie pojazdy weszły w zasięg potężnych armat twierdzy Brześć. Zwykłe przestarzałe działa obrońców odzywały się zdecydowanie rzadziej niż te parowe zamontowane w oblężających ją maszynach. Nie były one jednak doskonałe, mogły albo poruszać się albo strzelać, jeśli dzielono moc pomiędzy te dwie funkcje jechały jeszcze wolniej niż zwykle a ich strzały miały mniejszą moc. Jednak, kiedy tanki ustawią się w linii i zaczną strzelać jednocześnie nie ma na świcie czegoś zdolnego im się przeciwstawić. Najeźdźcy parli cały czas na przód nie zważając na ogień obrońców, gdyby brudne okno Stanisławowej celi znajdowało się od wschodu dostrzegłby, że sytuacja jest gorsza niż można było przypuszczać, na horyzoncie majaczyło około 30 stróżek czarnego dymu, który nie wróżył nic dobrego.

Czas mijał chyba powoli, od kiedy zrobiło się ciemno Stanisław stracił jego rachubę, wystrzały stawały się coraz rzadsze aż zupełnie ucichły. Wojska cara okrążyły miasto i teraz wkraczały na jego teren pod osłoną nocy.

Nerwowy, trwający najwyżej kilka godzin, sen Stanisława przerwały nie dalekie wystrzały, ale zupełnie bliskie cichsze, ale bardziej złowróżbne. Znaczyło to, że weszli już do szpitala i mordowali naprzykrzających się pacjentów. Oby tylko chodziło im o możliwe zapasy leków i zostawili to przeklęte miejsce, takie myśli zaprzątały mu głowę. Jego rozum nie potrafił zaakceptować faktu, że słyszał coraz głośniej odgłos kroków. Pomysłu, iż długie przebywanie wśród wariatów i u niego spowodowało jakieś zaburzenia był pewien dopiero w chwili, gdy usłyszał pukanie i wypowiedziane, bezczeszczącym je paskudnym niemieckim akcentem, jego imię i nazwisko.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Najpierw popatrz, ile razy w kilku pierwszych zdaniach pojawia się słowo "to".

Potem przeczytaj "Galerię złamanych pior" Feliksa Kresa, rodział o zaimkach. Jest tam podany przykład, jak można przebudowywać zdania, żeby pozbyć się ich nadmiaru.

No no... Lity tekst, ale płynnie napisany. Mnie nie odstraszył - ciekawe jak innych:) Dawaj dalej, bo jest ciekawie.

Tekst jest, ale pierwotny, taki nieuczesany...rzekłbym grzeszny "nadwyraz", nawet mający zachęcić wstęp autora rzęzi, trzeszczy i domaga się literackiego batożenia. Jest źle chłopie, czas chwycić za łopatę i przekopać każde zdanie. Potem zasiać ziarna i czekać do następnego sezonu, a nuż wyrośnie mniej zielska. Polecam z czystym sumieniem książkę Sztefana Kinga : "Jak pisać". Lektura obowiązkowa." Kreskówki" Kresa? A, jakże wskazane. Sanatorium dla złamanych serc przy muzyce mechanicznej zabronione :)

Dziękuję za opinie na temat tego fragmentu. Spodziewałem się krytyk ino i ją otrzymałem. Tteraz trzeba "tylko" wyciągnąć wnioski. Muszę zapoznać się z literaturą, którą mi tu poleciliście no i popracować nad tym co napisałem. Przyznam szczerze, że nie zwróciłem uwagi na zbyt częste występowanie  "to". Obiecuje poprawić się i może następnym razem mój tekst nie będzie aż tak grzeszny :) 

Mimo wszystko, mimo pierwszych kiksów, czekamy na następne opowiadanie. 
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka